Dawno temu w Europie za stołem
Po odwiedzeniu cmentarzy, krótkim lecz treściwym posiłku z córką i wnukami, oddaję się ulubionemu zajęciu (poza gotowaniem rzecz jasna)- lekturze. Dziś kończę czytać dzieło historyczne Petera Englunda „Niezwyciężony”. To historia Szwecji i jej wielkiego króla Karola Gustawa. Sporo tam miejsca poświęconego Rzeczpospolitej. I czytam te fragmenty z wielkim zainteresowanie, bo to spojrzenie na naszą historię z zupełnie innego punktu widzenia niż robią to polscy autorzy. Bardzo pouczające.
Swoim stałym zwyczajem przytoczę Wam parę zdań (to eufemizm) dotyczących stołu. O jedzeniu – niewiele; o piciu zaś odwrotnie – mnóstwo.
„W Europie w XVI wieku picie alkoholu stawało się coraz bardziej powszechne. Siedemnaste stulecie nie różniło się w tym przypadku ani od poprzedniego, ani od następnego. Niektóre dane na ten temat możemy znaleźć w pewnym opracowaniu dotyczącym rosnącej liczby gospód. W Amsterdamie na początku stulecia istniało 518 piwiarń, to znaczy jedna na 200 mieszkańców. W norweskim Bergen działało w tym samym czasie około 400 knajp. W Sztokholmie przyrost w tej dziedzinie był tak znaczny, że w pewnej chwili zaczęło to grozić paraliżem komunikacyjnym. W 1647 roku ktoś poskarżył się, że most Munkbron -zastawiony był w całości budami, w których sprzedawano piwo”. W efekcie, władze zmuszone były do wyburzenia tych znajdujących się w najgorszym stanie. Typowy szynk znajdował się w tamtych czasach najczęściej w piwnicznej części budynku, a w niektórych dzielnicach tworzyły one w ten sposób długi łańcuch – szynk obok szynku. W jednym z protokołów możemy wyczytać, jak to dokładnie wyglądało. Powstał on po jednej z akcji przeprowadzonych przez władze miasta przeciwko nielegalnemu wyszynkowi w stolicy:
W domu pułkownika Spensena przy moście Munkbron pewna wdowa po kapralu prowadzi gospodę; kobieta ta nazywa się Brita Olsdotter. Knajpa jest też w domu hrabiego Totta, a prowadzi ją żona Andersa Perssona. W domu Karin Badt, nad jeziorem, knajpę prowadzi wdowa Sara Andersdotter. W tym samym domu inny szynk prowadzi wdowa po bosmanie, Elena Parsdotter. W domu pana Pettera Francka wyszynk prowadzi były żołnierz gwardii, Jóns Persson. W tym samym domu wyszynk prowadzi Sven Fełling, kapral kompanii dowodzonej przez porucznika gwardii i podpułkownika Possego. I jeszcze w tym samym domu wyszynk prowadzi wdowa po rotmistrzu Lisbeta Persdotter…
Były różne rodzaje knajp. Wokół placu Jarntorgen stały porządne gospody, zlokalizowane w dużych domach zbudowanych z kamienia. Do wejścia do środka zachęcały bogato zdobione szyldy nad drzwiami. Inne składały się tylko z beczki z piwem i dachu nad głową. A po południowej stronie rynku widać było „Czerwone Piekło”, „Szarą Wesz”, „Rysia” i inne lokale o fantastycznych nazwach i wątpliwej reputacji. Najwięcej gospód znajdowało się w miastach i tutaj też pijaństwo osiągało największe rozmiary. Nie można jednak powiedzieć, że zjawisko to nie występowało również w małych miejscowościach. (…) Oprócz gospód w tradycyjnym ujęciu istniały też szynki przykościelne, powszechne w całej Skandynawii. Nierzadko zdarzało się więc, że ludzie szli na mszę świętą pijani (w pewnym duńskim mieście zjawisko to stało się tak powszechne, że ustanowiono nawet specjalny mandat za takie wykroczenie; tak więc „upicie się i zwymiotowanie w kościele” kosztowało 5 talarów, 8 talarów wynosiła kara, jeśli ktoś był pijany i szedł do komunii, a 10 talarów, jeśli pijaństwa dopusz?czały się kobiety, „zachowując się w tym miejscu nieprzyzwoicie”).
Moraliści, wychowawcy ludu i duchowni przyglądali się temu zjawisku, załamywali ręce i pisali kolejne kazanie. Oburzenie mieszało się często ze zdumieniem wywołanym zwyczajami, które niektórym wydawały się w swym nieumiarkowaniu niezrozumiałe. Jak na przykład taki oto opis pewnej niemieckiej gospody:
Widziałem, jak ci goście siorbali ze swych talerzy jak świnie, potem opychali się jedzeniem jak woły, bekali jak osły i rzygali jak kundle. Szlachetni goście wlewali w siebie alkohol z kielichów tak wielkich jak wiadra i niedługo trzeba było czekać na skutki tego, co działo się w ich głowach […]. Szaleństw, jakie popełniali i toastów, które wznosili, przybywało w miarę upły?wu czasu i wyglądało to tak, jakby te dwie grupy biesiadników konkurowały ze sobą o to, kto był lepszy. Wreszcie zawody prze?mieniły się w ogólną pijatykę.”
Na dziś chyba wystarczy. Ale będą jeszcze dwa cytaty, które też mnie zainteresowały. A po tym odcinku wypiję do kolacji tylko jeden, no może dwa kieliszki wina.
Komentarze
Dawno temu w Paryżu:
http://kulikowski.aminus3.com/image/2009-11-06.html
Miło móc rozpocząć dzień od dobrych życzeń. Panie Lulku życzymu Ci obydwoje czyli Basia i ja, przez kolejne lata tylu przyjaciół i przyjaznych myśli płynących do Burgenlandii ile miałeś dotąd. Albo i więcej!
Witam,
złotrzyło mię wpis. Było o jaśniutkim Paryżu.
Panie Lulku wszystkiego Najlepszego!!!
Przespać się w karczmie na środku Bałtyku – to było coś. A teraz……..
Panie Lulku, STO LAT w dobrym zdrowiu i humorze!
Torlinie,
Kup bilet na prom…..
Witam!
Wszystkiego najwspanialszego dla Pana Lulka ! Wielu lat w zdrowiu i z poczuciem humoru. Tak więc pierś w przód i do boju!
Miłego dnia wszystkim życzę : )
Przeczytałem wczorajsze i nie czytam dzisiejszego, żeby nie zapomnieć wczorajszego.
Pluszaku, Cafe Bordo ma swoją stronę internetową, więc próbowałem sprawdzić ceny, ale ich tam nie ma, choć jest szczegółowe menu. W zasadzie to powinno wystarczyć za odpowiedź w sprawie poziomu cen. Ale kosmicznie drogo nie jest. Desery od kilkunastu złotych do dwudziestu paru. Coś do przekąszenia na ciepło można dostać też chyba poniżej 30 złotych, ale to będzie raczej coś na ząb niż danie do najedzenia się. Jest to bardzo smaczne, więc je się dla smaku nie dla zaspokojenia głodu. Są i dania główne, ale tych tam nie próbowałem, więc nie mam pojęcia, ile mogą kosztować.
Stanisławie, podobne miałem odczucia w związku z cen niepodawaniem, a za dokładne wyjaśnienie dziękuję jak najserdeczniej i ukłony zasełam.
Melduję posłusznie, że zdrowie Sławków piliśmy wczoraj winem egipskim Obelisk 2006 (cabernet sauvignon). Okazało się nadspodziewanie dobre. W smaku nieco staromodne, co zauważyliśmy z sentymentem. Obecnie podobnej klasy wina starają się robić jako bardziej skoncentrowane smakowo, co im wcale na dobre nie wychodzi. Gdy chcę się takiego skoncentrowanego wina napić, biorę Amarone della Valpolicella albo niektóre Chateau-Neuf-du-Pape.
Opinia specjalisty: jasno rubinowy kolor, bukiet raczej ubogi (prawda – St.) W ustach ziemiste z nutkami drzewa i skóry. Struktura nieco taniczna, na języku nieco wodniste, prawie bez końcówki. Tym niemniej wielu zagranicznych specjalistów ocenia to wino jako dobre.”
Zgadzam się w zasadzie, choć ta rzekoma wodnistość odebrałem jako subtelność, a to, co piszą o ziemistości, drewnie i skórze, oznacza głównie, że nie czuje się wyraźnych nut owocowych, co jest dla mnie wielką zaletą w tańszych winach. Nie czuje się też związków siarki na szczęście.
Tekst i obrazek spod tekstu stworzył podtekst
Z szynku wytacza się lekko kołyszącym krokiem ludź w filcowym nakryciu głowy. Nie jest jasne, co się wydarzyło, w każdym razie leży on teraz na bruku z łepetyną w rynsztoku, do którego jeszcze przed chwila oddawał nadmiar płynu z organizmu. Kiedy próbuje się podnieść wypada mu z dłoni gliniany krug. Płyn ocieka na wojskowy poplamiony szynel z resztkami jedzenia.
Obok opróżnia się kolejna ofiara przesadnego szaleństwa. Odchodzi nie powiedziawszy żadnego słowa.
Leżący spogląda na odchodzącego i zaczyna mruczeć pod nosem http://www.youtube.com/watch?v=YVEdcLoPW3s
Poranne jaskrawe słońce oświetla nasycone uryną kocie łby. W żółtych przefarbowaniach kamieni odczytać można niekończące się historie nielegalnych wyszynków w stolicy. Wokół przesuwa się blaszana karawana samochodów na francuskich numerach rejestracyjnych. Brakuje tylko komarów. Sam nie wiem dlaczego?
#
sto lat liczone od dziś dla Pana Lulka
#
zapowiada się całkiem niezłe końcówka tygodnia 😆
Nutki owocowe będziemy wyczuwać za dwa tygodnie w beaujaulais nouveau. Tylko to wino przestało być tanie. Bywają tanie w supermarketach, ale te raczej nie nadają się do picia. Można się zastanawiać, czy to w ogóle wino czy napój winopodobny. Jednak wino. Pije się dobrze, szybko uderza do głowy i daje dobry humor, prawie jak szampan.
Witam bardzo słonecznie Wszystkich i życzę tak „cesarskiej”, jaką ja mam za oknem 😀
Panie Lulku, życzę Panu aby przez następnych 100 lat, dopisywało Panu niezmiennie wspaniałe zdrowie, szczęście i cudowny humor 😆
Stosowny toast spełnię zgodnie z blogową tradycją o 20,oo 😉
A teraz pędzę, bo okna czekają na „kąpiel”.
Panie Lulku, 100 lat liczone jak u Arcadiusa, i tyle zdrowia, żeby wszystkich własnych wyrobów mógł Pan próbować bez jego uszczerbku
Obelisk już powalony, więc trzeba się będzie zastanowić, czym ten toast spełnić wieczorem.
Ludzie! Pan Lulek dopiero jutro się urodzi, słowo daję. Piotr popełnił falstrat, bo jutro pewnie będzie poza maszyny zasięgiem (Kraków). Życzeń nigdy za dużo, jednak ja wyczekam do jutra.
Kod 8421 (ma to oczywiście znaczenie jedynie dla skrzywionych zawodowo)
Promy pasażerskie poruszające się po Bałtyku między Szwecją, Finlandią, Estonią i innymi krajami regionu to nic innego jak pływające karczmy. Od lat wprawdzie nie istnieją strefy wolnocłowe w granicach Unii ale zapobiegliwa przedsiębiorczość armatorów a nawet regionów geograficznych w dalszym ciągu stwarza doskonale warunki do „upicia się i zwymiotowania”.
Tubylec w swej masie ciągle jeszcze pamięta, że płynąc promem trzeba wykupić „rację” oraz skorzystać z możliwości zatankowania do pełna.
Czego i wam wszystkim serdecznie życzę…
Niezaleznie od daty, serdeczne zyczenia dla Pana Lulka mamy zawsze w zanadrzu.
Wczoraj w Paryżu 😉
http://picasaweb.google.pl/PaniDorotecka/Paryz5Listopada#
Śliczna wycieczka, mam nadzieje, że nie za moje i innych podatników pieniądze.
Maruda,
nie irytuj się, Twoje pieniądze zostały wydane na Afganistan 😉
Marudo, w samej rzeczy marudzisz. Podróż Premiera dotyczyła wielu waznych spraw i na to pieniądze z podatków idą słusznie. Pani Kierowniczka nic już nie kosztowała, a spacerowała za swoje.
ASzyszu, to nie do końca tak, jak piszesz. Wyspy Alandzkie, choć należą do Finlandii, są poza granicami celnymi UE i promy, które cumują tam po drodze, mają prawo do utrzymywania sklepów wolnocłowych. Dlatego wszystkie tam się zatrzymują, choć inaczej pewnie tylko część by to robiła. Wielkie statki Silja i trochę mniejsze Vikinga mają gastronomię i handel rozwinięte niesamowicie. Ale już takie Seawind dużo mniej i tam podróż upływa bardzo spokojnie. Tyle, że Seawind nie przyjuje bez samochodu.
Dziś kolacja pożegnalna dla Geologa przed odlotem do Australii. Będą sieje złowione przez jego ojca. Myślę, że jeśli zrobię je na modłę zjazdowych pstrągów Danuśkowego, to będą dobre?
Poszłam wczoraj do sklepu azjatyckiego po ciecierzycę w puszce, a tam zmiany 😯 Kolejny właściciel (ostatnio był bardzo sympatyczny Afgańczyk), chyba mafia tamilska, napis „Internet Cafe”, ale nie widać żadnego komputera, może na zapleczu 🙄 Zmiana sortymentu, nic nie mogę znaleźć… W końcu pytam o Kichererbsen. Odpowiedź: 😯
Chickpeas? – 😯 Garbanzo beans? – 😯 Trzech facetów patrzy na mnie, jeden pokrzykuje w stronę zaplecza: … chickfish?, a ja gestykuluję, tłumaczę, w końcu się poddaję, penetruję półki i znajduję – puszkę produkcji włoskiej. Ostatnio była turecka. Pokazuję facetom, a oni rozpromienieni krzyczą: krieci! (czy coś w tym rodzaju 🙄 )
nemo,
jak sie je sieje?
Na promie z Francji do Anglii i odwrotnie sklep „wolnocłowy” otwierany jest po odpowiednim oddaleniu od wybrzeża i ponownie zamykany na dobrą chwilę przed przybiciem do brzegu.
Aszyszu, 😆
z apetytem 😉
Słusznie „wolnocłowy”, ponieważ promy kursujące pomiędzy Francją a Anglią nie prowadzą już sklepów wolnocłowych. Sprzedają jednak wiele artykułów, w tym alkoholi, taniej niż w sklepach lądowych zadowalając się niższą marżą dostateczną przy bardzo dużych obrotach.
Jakieś przepisy to jednak regulują, bo inaczej sklep byłby otwarty na całej trasie.
Sieja jest świetna skropiona cytryną, nasolona miernie, odłożona na 15 minut, a potem do brzuszka łycha masła 2-3 gałązki świeżej pietruszki albo tymianku kawałek, zawinięta albo w papier do pieczenia albo w folię i upieczona w piekarniku (ok 25 minut) – przejdzie masełkiem całkiem. Acha, w folii od gówy ze 2-3 otwory, żeby się piekło, a nie gotowało.
nemo a znasz jakas salatke z kichererbsen?
Pyro,
właśnie coś takiego mi się pomyślało.
Morąg,
Kichererbsensalat – sałatka z ciecierzycy
1 puszka ciecierzycy a 400 g, odcedzić
1 mała łagodna cebula lub cebulki wiosenne ze szczypiorem – drobno pokroić
1 ząbek czosnku – przecisnąć przez praskę lub posiekać
kilka gałązek kolendry – posiekać grubo
2 łyżki oliwy
2 łyżki soku z cytryny
1 łyżeczka kurkumy lub łagodnego curry
1 łyżeczka płynnego miodu
pół lyżeczki świeżo tartego imbiru
sól, ew. mielony kmin
sałatka z soczewicą (nie biorę tego świństwa do ust ;-( )
2dl z puszki albo samemu ugotowanej
1dl śmietany
1 japko
1 cebula (niewielka)
przyprawa curry
Wiórki kokosowe
sok z cytryny świeżo wyciśnięty, olej, sól, pieprz.
Posiekane japko i cebulę zrumienić na oleju (najlepiej na patelni). Dodać curry, wiórki i sok z cytryny. Niech ostygnie.
Dodać soczewicę i śmietanę, wymięszać, posolić i popieprzyć.
z tego co Pan Lulek zeznawał to urodził się 6 listopada a dzisiaj chyba 6 … 🙂 …. dzisiaj wieczorm Pan Lulek wraca to sam to wyjaśni … 🙂
Z całą pewnością. Tylko te same godziny pamiętam jeszcze sprzed 40 lat. Przepisy się zmieniły zasadniczo, a godziny jakoś pozostały. Ja bym je kojarzył z praktyką wykorzystywania obsługi sklepowej do innych zajęć na promie, które intensyfikują się w czasie po wyjściu z portu i przed zawinięciem. Pierwotnie wiązały się z przebywaniem poza wodami terytorialnymi.
Ja zrozumiałem, ASzysz pytał, jak się sieje sieje…
Kto to widział, żeby ryby siać!!
Siać to można postrach. Znałem też jedną babę co siała mak…
Dzień Dobry 🙂
Zdrowie Pana Lulka, dołączam się do wszystkich zyczeń juz wypowiedzianych i do tych, które wypowiedziane dopiero będą 🙂 Plurimos Annos!!!
Uff, wreszcie udało mi się wyjść spomiędzy Ustaw i Uchwał o działalnosci pożytku publicznego i wolontariacie. Przygotowałam czterostronicowy załącznik do wniosku o dofinansowanie działalności UTW przez Gminę. Wszystko musi być gotowe na poniediałek rano. Właściwie to i tak już jest po terminie. Władze gminy ida nam na ręke. Tak naprawdę nie muszą przyjmowac naszego wniosku bo wciąż nie jestesmy zarejestrowani – czekamy blisko trzy miesiące. O absurdalnych żądaniach Sądu juz pisałam. Mamy jednak nadzieję, że to już tylko kwestia dni. A wtedy Gmina będzie mogła formalnie rozpatrzyć nasz wniosek.
Ja uziemiona w domu „robie w papierach”, reszta zarządu w tak zwanym terenie.
Aszyszu,
obiecałes mi kontakt z kims kto mocno „siedzi” w problematyce UTW. Czy jest to aktualne?
Zgago,
podziel się proszę, swoimi krytycznymi uwagami, na temat funkcjonowania UTW, o których wspominałaś, lepiej wiedzieć czego unikać.
Nemo,
własnie dlatego, że nie jest łatwi tak od razu na jednym posiedzeniu wypić trzy litry wina, dlatego ta butelka wciąż czeka na stosowną okazję. Wezmę Twoje rady pod uwagę, dziekuję 🙂
Alicjo,
czy ja dobrze zrozumiałam, że nie uzywasz telefonu komórkowego?
A o butach to ja moge długo. Przede wszystkim o problemach z ich kupnem. Stope mam krótką, z wysikim podbiciem i niestety z haluxami. Dostanie butów do chodzenia to wielki problem. O wizytowych nie wspomnę, z reguły sa to buty typu: patrz na mnie, nie rusz mnie. Nałozyc na noge i siedziec grzecznie w fotelu. Chodzenie co najwyżej pare kroków po salonie.
Sorry za literówki, widać czas odejść od komputera 🙂
Co w KALENDARZU zapisane, to jest:
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/KALENDARZ.html
Pyro, nie mieszaj!
Zdrowie Pana Lulka! (roiboosowe na razie w moich klimatach…)
jotka,
Owszem. Pocztą elektryczną.
(Wdusić na czerwony nagłówek, odsyłacz do adresy jest na dole)
u nie y
Dzisiaj o karczmach oraz okropnych pijaństwach
w nie tak odległych skandynawskich państwach.
O szaleństwach na bałtyckich promach,
gdzie milej kołysze niż we własnych domach.
I jeszcze się je dzisiaj sieję,
jeśli przepisów na nią
nam trochę przywieje.
A poza tym to już w końcu wiemy,
że Lulka urodziny mamy na pewno świętować,
a zatem czas najwyższy życzenia złożyć
i zacząć balować !
Co czynię niniejszym i obiecuję, że toast wzniosę
w stosownej porze kielichem mym najpiękniejszym !
Panu Lulkowi wszystkiego najlepszego, toast oczywiście spełnię PanaLulkówką o stosownej porze 🙂 😉
Alicjo, jak Ty w Wielką Niedzielę, to ja w Wielką Sobotę i też oczywiście Baran (skrzyżowanie barana z żabą, nic z tego dobrego nie może wyjść)
Obiad z jednym dzieckiem blogowym zjedzony. Dziecię wygląda na zagłodzone, ale nie dam się nabrać – znam Rodziców. W każdym razie Alicjowy sweter na nim wisi ( nie wiem, czy on przypadkiem w nim nie sypia). Przy tej okazji Alicjo zapytowywuję, czy moje Dziecko ma sobie odrozić uszy? Ja tam nie wiem, ale już kilka razy coś o czapce było słychać zza kałuży.
Panie Lulku,
jak co roku przesyłam Ci życzenia zdrowia i apetytu na życie, cesarskiej pogody ducha i nieustającej ochoty do dzielenia się z nami wspomnieniem lat minionych i wrażeniami z otaczającej rzeczywistości, która jaka by nie była – zawsze jest interesująca w Twoich opowieściach. Wszystkiego najlepszego od nemo, Osobistego i znanych Ci Młodych 🙂 Dziś wieczorem wypijemy Twoje zdrowie cidrem z Somerset. Tymczasem wracaj zdrowo z dalekiej podróży.
Dzień dobry Szampaństwu.
Proszę nie poddawać w wątpliwość mojej wiarygodności jako Sekretarza, data urodzin Pana Lulka skądś się tam wzięła, na pewno nie z mojej głowy, ktoś ją podał.
Proponuję zrobić stosowne śledztwo, ale oto, co zostało zapisane:
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/KALENDARZ.html
Dopóki Pan Lulek nie zdementuje, obchodzimy i już! Nie darmo godzinę z groszem zajęło mi układanie kupletów po północy na cześć i ku czci Szanownego Jubilata !
# Alicja pisze:
2009-11-06 o godz. 07:20
Pana Lulka Urodziny
trzy poduszki, dwie pierzyny,
Misio swoje taszczy miody,
Jolinek dobre pogody.
Zza Kałuży cóż? uściski 🙂
wszystkim nam Pan Lulek bliski,
odległości owszem, duże,
nie takie my zza Kałuży 🙂
Kochamy Pana Lulka i życzymy mu sto piędziesiat lat, a dla *nowych* lekutki wgląd w Panalulkowe życie, żebyście wiedzieli, za co Pana Lulka kochamy:
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Teksty/Rok_w_Burgenlandii/
A Alicja wierszykuje … 🙂 … ma talenty ta Kobieta … 🙂
Baba durna…
Zapomniałam o tym, że dwa sznureczki w jednym wpisie to nielzia 🙁
No nic, będzie pózniej – daję tam wyraz (nie)świętemu oburzeniu i tak dalej.
Alicja pisze: Twój komentarz czeka na akceptację.
2009-11-06 o godz. 15:19
Dzień dobry Szampaństwu.
Proszę nie poddawać w wątpliwość mojej wiarygodności jako Sekretarza, data urodzin Pana Lulka skądś się tam wzięła, na pewno nie z mojej głowy, ktoś ją podał.
Proponuję zrobić stosowne śledztwo, ale oto, co zostało zapisane:
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/KALENDARZ.html
Dopóki Pan Lulek nie zdementuje, obchodzimy i już! Nie darmo godzinę z groszem zajęło mi układanie kupletów po północy na cześć i ku czci Szanownego Jubilata !
Druga część wpisu zawiera sznureczek do Panalulkowych opowieści z Burgenlandii oraz moje wypociny wierszowane ku czci, ale tego już nie zamieszczam, żeby znowu nie namieszać sobie w roiboosie 🙄
Pojawi się w stosownym czasie.
Panie Lulku
wielu lat szelmowskiego humoru
a codziennie prócz cesarskiej pogody
kwadransa deszczyku
żeby był pretekst wychylenia kielonka prozdrowotnej nalewki
bądź tu z nami pieszczochu blogowy ..zawsze
:::
a ja wczoraj osobiście widziałem Gospodarza!
(wiem, że wam doniósł)
chwilo trwaj!
Pyro,
wszystko w stosownym czasie, do Mikołaja daleko! W listopadzie nikt sobie uszu nie odmraża, chyba, że na którymś z biegunów, albo na szczytach górskich 🙄
PS
jeśli Pan Lulek obchodzi inną datą
to też fajnie, bo będziemy za niego pić dubeltowo
Jadę kupić nowe pokrywki a słoiki. Stosowne słoiki już się myją, policzyłam ile potrzebuję i jakich. W sumie ze 40 sztuk, ale dla pewności kupię 30 + 20. Stanęło n kompromisie pomiędzy moim skąpstwem i lenistwem – większośc soików po 0,5 litra, kilkanaście po 0,35 (takie po miodzie sprzed 30 lat) i parę po 0,72.
Dzisiaj mają być chłopcy do sprzątania stajni i to obaj na raz, więc nic sama nie robię, nawet owies mam już zgnieciony. Luz blues.
chaliera! raz się nie drukuje „n” a raz „a”. W obu wypadkach ma być „na”
Ja Pana Lulka bardzo chętnie dubeltowo 😀 Najlepszego, Panie Lulku 😀 Krzepi Pan jak najlepsza nalewka 😀
Teraz będzie elaborat o telefonach, w odpowiedzi jotce
Nie używam komórki, nie wiem, jak się cholerą posługiwać, nie posiadam, jak już ktoś mi wciska do ręki, że MUSZĘ zadzwonić tu czy tam, to musi sam wybrać mi numer i nacisnąć odpowiednie, a potem odcisnąć.
Sprawa jest prosta, żeby nie powiedzieć – prostacka.
Nie potrzebuję 😯
Różni ludzie starają się mnie przekonać od lat, że jest mi to-to potrzebne, ale argumenty są słabe.
KOMUNIKACJA, powiadają, komunikacja ze światem!
Wydaje mi się, że całkiem dobrze się komunikuję ze światem, thank you very much, nawet z afrykańskiej dżungli pisałam do Szampaństwa komunikaty, o!
Nie używam rzeczy zbędnych. Dla mnie komórka jest zbędna, niepotrzebna SMYCZ, na której ci, co mi wytykają brak komórki, chcieliby mnie mieć. A ja lubię wolność, o! Świat kręcił się bez komórki tyle lat i dobrze było – teraz człowiek sam siebie zniewolił.
Rozumiem, że jest to rzecz przydatna w biznesie i tak dalej – ale ja nie potrzebuję. Ja nawet telefonu stacjonarnego nie potrzebuję, tyle, że tutaj numer telefonu to jak „zameldowanie” w polskim dowodzie osobistym, no i bez telefonu instytucje różnego rodzaju nie mogłyby mnie gnębić, a i ja te instytucje nawzajem, bo czasem są przydatne, co tu dużo mówić.
W marcu tego roku byłam na wspaniałej wycieczce u mojej szkolnej przyjaciółki. No dobra, w RPA, Jagoda wcale by sie nie zdziwiła moim wpisem, bo wielokrotnie wznosiłam oczy do nieba i dawałam tak zwany wyraz…
No to poplotkuję. Jedziemy w trasę (w sumie wyszło około 10 tys. km), to nie Afryka dzika, tylko cywilizowany wysoce kraj, poza momentami (spore), gdzie nie jest, ale turystycznie rzecz biorąc… etc. Komórkę mamy. Co pół godziny sygnał „It’s a final count down” (piosenka), bo dzwoni mąż, albo córka, albo syn, a między tymi telefonami od nich Jadzia dzwoni do nich wszystkich po kolei. Gdyby było coś istotnego, świat się wali, trzęsienie ziemi, wygrana w lotka, zawalony lub zdany egzamin – ale nic takiego!
Rozmowy typu – a uprasowałaś bluzkę? Schowaj wędlinę do lodówki po śniadaniu, dobra? Słońce u was? U nas leje… Na drugiej od góry półce w szafce znajdziesz… Ah, pranie zrób, dzisiaj wtorek… No i co tam u ciebie słychać… aaaa, mówiłam! Pilnuj tego, dziecko! Zjedliśmy seafood w Ocean Basket…Tak, zatankowałam właśnie, nie martw się , Rysiu…
Jedziesz na urlop, na wakacje, chcesz się ODERWAĆ – a gdzie tam, jesteś na krótkiej smyczy, która sam sobie zakładasz. Co to do cholery za wakacje?!
Zaznaczam – bardzo by się przydała w sytuacjach podbramkowych, ale takie rzadko bywają. W biznesowych – bardziej niezbędna, niż kiedyś czerwony telefon, czy jak to tam zwali.
Ale ludzie, a jak obserwuję, Polacy zwłaszcza, bo nigdzie indziej się z tym nie spotkałam, są wręcz UZALEŻNIENI od komórki. Potrzeba kontrolowania wszystkiego? Pojęcia nie mam. Jesteś w knajpie, w autobusie, w tramwaju czy na ulicy – wszyscy biegają z komórkami. Ilu ludzi NAPRAWDĘ potrzebuje tego urządzenia?
Komórce mówię stanowcze – NIE!
Przyłączam się do zdania, że czy Pan Lulek (Wuj Lulek 😉 ) obchodzi dziś, czy kiedykolwiek, to życzyć najlepiej mu możemy – i życzymy – codziennie!
Najlepszego w zdrowiu! 😀
Marudzie z 12:26 chciałam potwierdzić, że było tak, jak napisał Stanisław o 12:44. Miejsce w rządówce przecież i tak było, a po mieście chodziłam za własne, łącznie z przegryzką. Że plan dnia ułożył się tak, że był czas na spacerek, o tym przecież nie ja decydowałam.
Ja i z redakcyjnej kasy korzystam coraz rzadziej – w przyszłym tygodniu jadę zobaczyć „Króla Rogera” w Barcelonie biorąc po prostu urlop (tylko temtejsza opera daje mi bilety prasowe, które mi się przecież należą).
Koncert, niekoniecznie zyczeń, to bardzo wczesne lata 70-te, kiedy Czesław Niemen przywiózł z włoskiego tournee taką piękność…
http://www.youtube.com/watch?v=POKCBf2NLmU
No wiecie, co! Pojechałam do sklepu i do biblioteki, potem do jeszcze jednego sklepu i zapomniałam po co 😯 Próbowałam sobie przypomnieć, a tu po głowie mi ciągle krążyło:
Jak sie je sieje
Jak sie je je
Jak sie…
na skoczną melodię 🙄
🙂
http://www.yhttp://www.youtube.com/watch?v=X6AH5ATOM3Y&feature=relatedoutube.com/watch?v=X6AH5ATOM3Y&feature=related
Idę powolutku kapustę włoską (nomen-Niemen) obierać z liści na gołabki, już niejedno z nas mówiło, że lubimy włoską na gołąbki, bo się lepiej rozbiera 😯
W pośpiechu pochrzaniłam sznureczek, powtarzam…
http://www.youtube.com/watch?v=X6AH5ATOM3Y&feature=related
Idę powolutku kapustę włoską (nomen-Niemen) rozbierać z liści na gołabki, już niejedno z nas mówiło, że lubimy włoską na gołąbki, bo się lepiej rozbiera 😯
Uff, okna (i firany z zasłonami) „wykąpane”. Szybki obiad zjedzony, wpisy przeczytane i ja w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku „stukam”.
Jotko, moja dezaprobata wynika z kompletnego braku organizacji zapisów.
Nie wiem jak to wygląda w innych UTW, ale u nas jest tak zwany rok „zerowy” (czyli po prostu zerówka) 😉 Dla tzw. zerówki jest zminimalizowany zakres zajęć.I to akurat rozumiem, bo chętnych na sam rok zerowy było ok. 350 osób (tylko zameldowani w Katowicach) wszystkich uczęszczających na UTW jest ponoć ponad 1000 osób. Inauguracja była dla wszystkich roczników ale zapisy na poszczególne zajęcia były rozłożone na 2 tury; I tura nazwiska od A-K a II tura od M-Ź. Jak weszłam do holu UŚ (gdzie były zapisy), to zobaczyłam mrowie głów. Okazało się, że zapisywać z zerówką muszą też z I i II roku. Harmider, był nieopisany – wszyscy szeptem pytali siebie wzajemnie o różne sprawy, tyle że jak taka liczba osób mówi szeptem, to możesz sobie wyobrazić jaki był hałas. Do dziś nie mogę pojąć dlaczego uczestników ubiegłorocznej zerówki i I roku nie można było poprosić aby w czerwcu zadeklarowali na jakie zajęcia będą chcieli uczęszczać. Wówczas tyle setek ludzi nie musiałoby się przepychać i sprawdzać każdego stolika, czy przy nim zapisują tylko zaawansowane roczniki, czy zerówkę. Dużo nie brakowało, abym wzięła „d.. w troki” i poszła do domu.
Nie mówiąc już, że nawet nie pomyślano aby na kartkach z nazwą zajęć wpisać kwotę, którą należy uiścić ! Ja się zapytałam pań przy stoliku ile trzeba zapłacić za gimnastykę, to się dowiedziałam, że 4,- zł za godzinę. Jak spytałam kiedy i gdzie mam uiścić opłatę, to ta sama pani, powiedziała, że przed samymi zajęciami. Jak wiadomo, szatnie są wspólne a nie wiedziałam, czy będą zamykane na klucz, to wzięłam ze sobą tylko 20,- zł. Jak podeszłam do pań zbierających opłaty, to się dowiedziałam, że ……mam zapłacić za cały semestr z góry ! Nie mam absolutnie nic przeciwko, ale do jasnej Anielci, to nie można było na kartce z nazwą zajęć napisać od razu tej kwoty ? Po co mi była informacja, że 1 godz. kosztuje 4,-zl. ? Jak rozmawiałam z innymi „kolejkowiczami”, taki bałagan jest od lat.
Ja już pomijam fakt, że mają stronę internetową i nawet tam nie ma cennika, nie ma nawet komunikatu, że pierwszy wykład (wspólny dla wszystkich roczników) nie dojdzie do skutku, bo wykładowca jest chory ! Ile ludzi się odbiło od … kartki z tym komunikatem !
Rozumiem, że rok zerowy się jeszcze nie zdążył zapoznać, ale przecież można było poprosić aby 1 czy 2 osoby z danych zajęć (mających skype’a) zebrały od uczestników nr telefonów i tylko poprosić o powiadomienie pozostałych. W końcu nie wszyscy uczestnicy mają w miarę przyzwoite emerytury a dojazd kosztuje.
Ale gimnastyka jest wspaniała 😆
Alicjo Roztomiła!
Napisałaś: „Rozmowy typu – a uprasowałaś bluzkę? Schowaj wędlinę do lodówki po śniadaniu, dobra? Słońce u was? U nas leje? Na drugiej od góry półce w szafce znajdziesz? Ah, pranie zrób, dzisiaj wtorek? No i co tam u ciebie słychać? aaaa, mówiłam! Pilnuj tego, dziecko! Zjedliśmy seafood w Ocean Basket?Tak, zatankowałam właśnie, nie martw się , Rysiu?” Przecież to (prawie) powielenie naszego blogowania, a jednak czytamy, prawda? Przypominasz mi jedną panią, która narzekala, że musi patrzec w telewizor bo go ma. Przecie może wyłączyc! To samo z komórką. Jestem w lesie, w teatrze, kościele – wyłączam! A jaka wygoda. Korek. Jesteś umówiona. Dzwonisz i przepraszasz. Będziesz 15 min później. Podnosisz poziom kindersztuby. Brak komórki ogranicza moją wolnośc gdy ważna sprawa ZMUSZA mnie do szukania telefonu! Dwa lata temu zrezygnowaliśmy z telefonu stacjonarnego, bo się go nie używało.
Alicjo,
ściskam Cię serdecznie, najserdeczniej 🙂 🙂 🙂
Zapytałam o telefon komórkowy, ponieważ ja również stanowczo odmawiam używania tego ustrojstwa i to dokładnie z tych samych powodów co Ty!!!
Ilość „kontaktów” ma fatalny wpływ na ich jakość. Uważam, że skoro mam telefon stacjonarny – bez automatycznej sekretarki, niech Bóg broni, adres e-mailowy, to chwatit.
Jak będzie coś naprawdę ważnego to mnie znajdą. A byle czym niech mi lepiej nikt nie zawraca głowy, to nie śmietnik.
Najbardziej to wkurza władze na uczelni, ale chyba już zwątpili w możliwość przekonania mnie do zmiany decyzji. Nie mam ochoty być na ich gwizdek a w umowie o prace nie mam wpisanej żadnej „dyspozycyjności”.
Mój Ślubny raz po raz przebąkuje, że przecież jeżdzę samochodem, więc jakby co, ale daję odpór mówiąc, że nie jeżdzę po pustyni.
Studenci i różni znajomi każą sobie po trzy razy powtarzać, że nie korzystam z mobile phone, żeby sie upewnić czy dobrze usłyszeli.
Czasem myślę, że zacznę sama siebie pokazywac za pieniadze w chrakterze mamuta informacyjnego. Jakby co to moze się przyłączysz? 🙂
Jak byliśmy w Chinach to telefon Ślubnego dzwonił głównie w nocy – przesunięcie czasowe, bo nie zawsze został na czs wyłączony, wrrr!!!
Przyjmijcie mnie dfo klubu – nie używam i patrzę wilczym wzrokiem na osoby, prowadzące prywatne rozmowy w przestrzeni publicznej
111c – fajny mam kod.
Rzadko odpowiadam dłużej w tym blogu, ale tym razem muszę się zmierzyć z argumentacją Alicji. Otóż my całkowicie różnie rozumiemy słowo „wolność”. Ty rozumiesz słowo „wolność”, że nie musisz odbierać telefonów, ja, że mogę. Dla mnie wolnością jest fakt, że mogę sobie odebrać telefon tam gdzie chcę.
Dla mnie nie ma telefonów obojętnych, wszystkie są ważne. Mam 89-letniego ojca samotnie mieszkającego (dla już piszących krytykę mojej osoby – to on nie chce się do mnie przenieść), mam córkę z moją wnusią i syna. Nawet jak z pracy zadzwonią, to mogą mieć jakiś ważki problem do rozstrzygnięcia. Ja nie wyłączam w ogóle komórki (może dlatego, że nie mam telefonów z Chin) i nie jest to dla mnie żadna smycz, tylko kontakt ze światem w razie jakichkolwiek problemów.
Jest tyle spraw w życiu, kontakt z dzieckiem nie wracającym o obiecanej godzinie, oczekiwanie na osobę lub towar, gdzie jest w danym momencie, błąd w sprawie miejsca spotkania – to są sprawy ważkie, ale dla mnie równie ważne jest pytanie syna, czy kupiłem mleko.
Dla mnie komórka jest nieprawdopodobnie wielkim wynalazkiem.
Zgago,
dziękuję za podzielenie sie wrażeniami. My zakładmy UTW w gminie podpoznańskiej między innymi po to, żeby ludzie nie musieli jeżdzić do wielkiego miasta i doświadczać tego o czym piszesz. Dodatkowo ma to integrować społeczność lokalną. W gminie mieszka bardzo dużo ludzi, którzy przenieśli się z miasta na wieś i to oni są w głównej mierze inicjatorami różnych tego typu aktywności. Gmina jest zasobna, bardzo nawet zasobna więc nie ma powodu żeby nie wykorzystać jej możliwości.
Cichalu,
nie do końca zgadzam się z Twoja argumentacją. Na blogu moge różne rzeczy czytać, ale nie zawsze muszę reagować, po odebraniu telefonu nie jest to specjalnie możliwe. Poza tym ludzie, zwłaszcza szefostwo, oczekują, że jak już masz tę „komórke” to jednak odbierzesz, nawet na wakacjach. To jest naprawde duża presja psychiczna. Sytuacja zmienia się kiedy nie korzysta się z telefonu stacjonarnego. Tak zrobił mój syn. On, jego żona i wnuk korzystają tylko z „komórek”.
Ja z całą premedytacją pozwalam sobie na „dziwactwa starszej pani” i już. A co do telewizora, to jak nasze dzieci były małe, to faktycznie pytały po co on w domu stoi. Był to wyrzut pod naszym adresem bo u kolegów nadawał przez cały dzień. Tak zwane wideo kupilismy kiedy młodsze dziecko było na studiach. Dwójka dzieci z dysleksją, dysgrafią i tak dalej. To wymagało ogromnej pracy żeby wyrobić w nich nie tylko nawyk, ale i potrzebę czytania. Udało się, ale też minimalizowaliśmy potencjalną liczbę pokus.
Kapusta rozłożona na czynniki pierwsze. Ryż jest , teraz mięso (zrobięo dawnemu, domowemu – krojone świństwo , cebula, dyżurne, przesmażone na smalcu, a jak!).
To w dyskotece było niejeden raz, ale nic nie szkodzi – jest cudnie!
http://www.youtube.com/watch?v=yf3sYEJaM2I
Idę na spotkanie założycielskie Ostrołęckiego Towarzystwo Fotograficzne. Opracowałem statut , deklaracje . Ciekawe ile osób przyjdzie.
Komórka szkodzi, szczególnie tym którzy wyczuwają jak moja znajoma promienie X.
Torlin,
„do Chin” 🙂 słuchaj, przecież, tak mi się przynajmniej wydaje, że nikt nie oczekuje od Ciebie żebyś podzielał poglądy Alicji czy moje. Twoje święte prawo mieć taki pogląd na komórki, jaki masz. Nie neguję też przydatności tego wynalazku. Podaję jedynie powody dla, których ja podjełam właśnie taka decyzję. I też mam do niej prawo.
Nawet do głowy by mi nie przyszło krytykować Ciebie z tego powodu, że Twój Ojciec mieszka sam. On też ma prawo do własnych wyborów i jak wiadomo „nie przesadza się starych drzew”. Gratuluję Twojemu Ojcu i życzę jak najdłuższego życia w zdrowiu i wedle własnych reguł. Nie ma też powodu żebyś Ty przewracał swoje życie do góry nogami skoro nie jest to konieczne. Jeszcze do niedawna mieliśmy w Warszawie ciocię, ze strony męża, która po śmierci swojego męża spędzała wigilię samotnie. Nie mieli dzieci, ale mieli liczną rodzinę i przyjaciół. Samotna wigilia była jej wyborem. Owszem, szokującym w naszych polskich realiach, ale rodzina tę jej decyzje szanowała.
Pyra,
witaj w klubie 🙂
Marku,
układzaczom Statutów cześć! Trzymam kciuki! Ze Stautowym pozdrowieniem 🙂
jotka
Telefon komórkowy i SMS jest wspaniałym wynalazkiem i może znakomicie ułatwić nam życie, jeśli będziemy posługiwać się nim umiejętnie. Kiedyś wspominałam, jakie okoliczności sprawiły, że zdecydowałam się na nabycie takiego telefonu. Używam go, kiedy jestem sama w podróży, po to, by w razie potrzeby móc się porozumieć z rodziną lub wezwać pomoc dla siebie lub kogoś. Numer tego telefonu zna tylko kilka osób. Nikt nie nadużywa i nie dzwoni co chwilę bez potrzeby, bo uprzedziłam, że włączam go tylko w wyjątkowych sytuacjach. Osobisty ma telefon służbowy włączony 24 h na dobę, wszyscy wiedzą, że jest osiągalny, również w czasie wakacji, ale dzwonią tylko, jeśli sprawa jest naprawdę ważna.
Dziś przyszedł rachunek za telefon stacjonarny. Za ostatnie 4 miesiące – 5,55 Fr (bez opłaty abonamentowej czyli za same rozmowy).
Jotko, dlatego też „tsimam” kciuki i te „ręczne” i te „nożne”, żeby Wam się udało 😆
Jeśli chodzi o komórkę, to mam ją między innymi po to, aby w nagłej potrzebie być „zwarta i gotowa” dla mojej „mlodszej”, siostrzenicy i psiapsiółki. Nie mam w zwyczaju odbierać telefonu jeśli mi się nie wyświetla imię ze spisu w telefonie. A poza tym z wiekiem trzeba się liczyć, że w razie „czego” (odpukać w niemalowane drewno) jest w nim komunikat kogo powiadomić. Jak się mieszka w tak ogromnym i przepełnionym mieście, to nikt nawet nie zwróci uwagi na starą kobitę, opartą o ścianę domu 🙁
Dlatego komórka jest u mnie stale. Oczywiście jak idę do lokalu, kina, to ją całkowicie wyciszam.
Jotko, jeśli chodzi o włączony telewizor, to jak mnie ktokolwiek zaprosił a w trakcie wizyty telewizor chodzi, to jest to moja pierwsza i ostatnia wizyta. Uważam to za totalny brak szacunku. W końcu jestem zgagą 🙂
Tak samo, jak nie rozumiem „fundowania” w mieście, już na progu papci, bo się podłoga pobrudzi. A od czego są wycieraczki ? Wygląda na to, że podłoga jest ważniejsza od zaproszonej osoby. Rozumiem takie postępowanie na wsi, gdzie nie ma wybrukowanych chodników i można nanieść błoto, ale w miastach ?
Torlin,
w ogóle nie zrozumiałeś mojej argumentacji. Ja tylko od czasu do czasu jestem w świecie, a zazwyczaj – w domu. Dokładnie właśnie tak, w domu.
Po co mi komórka, kiedy mam pod ręką komputer (jak jotka), skajpa, mogę kiedy chcę rozmawiać z całym światem – po jaka cholerę mi to, kiedy nie prowadzę interesów, nie jestem na dyżurze, nie… i tak dalej.
Zaznaczyłam, że wielu osobom komórka jest potrzebna w dzisiejszym świecie jak kiedyś ołówek i gumka-myszka, niezbędna w pracy.
Potrzebna jest wtedy, kiedy jak piszesz, Torlinie – jest określona sytuacja życiowa i komórka niezmiernie się przydaje. Nie zmierzaj się z moją argumentacją, bo nie ma potrzeby, ja to wyraznie napisałam – pisałam o tym, że mnie nie jest potrzebna (jeszcze).
A już najmniej na wakacjach 👿
No i jak Pyra mówi… w środkach komunikacji te rozmowy… LUDZIE!!!
A co do smyczy… to też mam dużo racji, dzieci kontrolowane przez rodziców, rodzice kontrolowani przez dzieci, idę do knajpy ze znajomymi, owszem, nic nie brzęczy, ale co rusz komórka wyjmowana z torebki czy kieszeni i rozmowy typu ble-ble, a nie, że wujek Kazio ma zawał. O to *mnie biega*!!!
No i w Polsce wszyscy spacerują, biegają, chodzą , jeżdżą z tym ustrojstwem przy uchu 🙄
Nie wierzę, że ci wszyscy spacerujacy POTRZEBUJĄ tego przy uchu – specjalnie podsłuchiwałam, o czym mowa. No, nie podsłuchiwałam, bo rozmowy były słyszalne dla wszystkich w promieniu kilku metrów. I to było takie ble-ble, jak przytoczylam wyżej.
Ciekawam… ostatnia rozmowa będzie ze św. Piotrem, czy wystarczająco szeroko otwarta brama do Raju? Bo z grzechów już wcześniej za pomocą komórki żesmy się wyspowiadali 😉
Zgago ,
to jest jeszcze gorsze, telewizor na chodzie 👿
Kiedyś nagminne, teraz rzadsze, szczególnie w domach młodszego pokolenia. Pewnie uwierzycie (bo zaraza jestem), że potrafiłam wyłączyć u ludzi, do których wpadałam z zapowiedzianą, a jakże, i to z dalekiego w końcu kraju, wizytą.
Oni po prostu nie zauważali, bo telewizor chodził na okragło, a mnie to strasznie rozpraszało i nie jestem przyzwyczajona do telewizora w pokoju gościnnym 🙄
Rozumiem, że kiedyś to był pewien rodzaj statusu – o, stać nas na telewizor! Ale teraz?!
I jeszcze do cichala …
Na tzw. sieci jest setki blogów. Myślisz, że czytam wszystkie, bo „są”? Mylisz się bardzo (życia by brakło), mam trzy ulubione, na których jestem od poczatku powstania, a jesli chodzi o ludzi z „Gotuj się” blogowiska, wielu znam osobiście – przecież spotykamy się od 3 lat na Zjazdach i nie tylko. Jestem zaangażowana w życie tego blogu i uważam, że dzięki ludziom, których tutaj poznałam, wirtualnie i potem w zyciu, bardzo dużo zyskałam i moje życie się niezmiernie wzbogaciło – tu taki mały hołd pod adresem Blogowiska, a co 🙂
Ale to nie jest takie byle gadanie, tylko szczera prawda i niejedna osoba się pod tym podpisze.
Nijak do tego ma się komórkowe ble-ble, cichalu…
Alicjo, oczywiście, podpisuję się obydwoma „ręcami” 😀
Odkąd poznałam Blogowisko, to postępuję zgodnie z powiedzeniem ;”co masz zrobić dziś, zrób jutro, będziesz miała 1 dzień wolny” – oczywiście na spotkanie z Blogowiskiem 😆
Alicjo, jeszcze zapomniałam Ci napisać, że Twoje czerwone butki, to była pierwsza rzecz, na którą zwróciłam uwagę, gdy tylko posłałaś sznureczek ze swojego tegorocznego urlopu 😀 Byłam święcie przekonana, że masz na nogach „hamerykańskie” kowbojki 🙄
Alicjo, a znasz to zwierzątko ? http://www.cafeanimal.pl/artykuly/do-poczytania/Burunduk-wiewiorka-ktora-pokochacie,1962
Mnie ono przypomina Waszego Chipmunka 😀
Zgago toż to wypisz wymaluj jest chipmunk! Mam w ogrodzie parkę (zaprzyjażnioną) to widzę, że burunduk niczym sie nie różni od nich
Witam, bylam w kinie na G-Force, oczywiscie film dla dzieci, byl nawet dobry,
Nemo, dziekuje, ide robic salatke, bardzo lubie te grochy
Co za kapitalne fragmenty Gospodarz podrzucil!!
A nazwa knajpy „Szara wesz” super 😉 Dobrze,ze dopiero teraz przeczytalam opowiesc Pana Piotra,bo bylabym nie zjadla obiadu,tak „obrzydliwa” jestem 😆
Uklony dla blogowiska!
Mam jeszcze pytanie . gdzie te burunduki żyją? Odsapnąłem, bo cały dzień zajęła mi jedna dynia. Wielkie bydlę była. Zrobiłem pierwszy raz w życiu zupę. Żona powiedziała, że ona już żdnej zupy nie będzie robiła, że niby taka dobra (zupa nie żona) Ot, chytrusek! Narobiłem stos słoików marynowanej i trochę pulpy zamroziłem na zaś (krakowskie) Wszystko wg przepisów na stronie Alicji Nieocenionej Pierwszej, Miłościwie Nam Panującej. Wielkie dzięki, Najjaśniejsza Pani!
Toż to burunduczok ( „Wzgórze błękitnego snu” – Igor Newerly, bardzo polecam!), czyli syberyjski brat naszego chippie!
STO LAT!
Serdeczności i uściski, Panie Lulku, wszystkiego naj-naj zza Wielkiej Kałuży!
Panie Lulku ! Pańskie nieustające zdrowie i humor !!! 😆
🙂
Wpisałam się dokładnie w godzinę wznoszenia (czekałam tutaj z wstrzymanym oddechem), teraz 5 minut przerwy od robienia gołąbków, bo przeciez toast to jest toast, wymaga celebracji, i nie bedę lampki wina za zdrowie Pana Lulka chlać jednym haustem.
Dostojnie, spokojnie, z uśmiechem… 🙂
Skierowanym w stronę Burgenlandii, oczywiście!
ZDROWIE PANA LULKA !
Trochę zazdroszczę „takiej gminie” tego UTW. Gdybym mogła się przemiesczać też bym może czegoś takiego próbowała. I raczej nie tak, jak zrobił to UAM, ale może w dużych cyklach tematycznych. Nie tak systematycznych i szerokich, jak studia normalne, ale jednak kierunkowo pogłębione. Skarży mi się sąsiadka, że zainteresował ją ogromnie wykłAD Z HISTORII UBIORÓW. Myślała, że potem będzie np meblarstwo albo porcelana – nic z tego. Sałatka tematyczna. Następny wykład z historii dotyczył roli Watykanu w penetracji AZJII W ŚREDNIOWIECZU. nA DODATEK NUDNY I DUKANY PRZEZ STARSZEGO PANA Z NOTATEK. nO I SKĄD PIENIĄDZE NA RZCZYWIŚCIE DOBRYCH WYKŁADOWÓW. Nawet nie wiem, kiedy trącam ten cabs lock i wychodzi mi tekst w dużych literach. Tak sobie myślę, że niemal każdy z nas oprócz zainteresowania swoim zawodem, ma jakiś inny zakres zainteresowań = skończył np medycynę, ale interesuje go mediewistyka, albo astronomia albo, ja wiem? – oceanografia i chętnie semestr czy dwa poświęciłby na tego typu zajęcia. A to niemożliwe – UTW pomyślane jest jak koncert „dla każdego coś miłego”
Alicjo, to tak jak ja 😆 Wygląda na to, że należysz do ludzi „znających Józefa”. 😆
Dobra, to ja za Lulka mogę dwa dni pod rząd. Zdrowie Pana Lulka
Czy moge prosić o wzniesienie jeszcze jednego toastu, w innej sprawie?
Własnie zadzwoniła koleżanka, która była dzisiaj w sądzie. Sąd wydał pozytywną decyzję odnośnie rejestracj naszego UTW. Dokumenty są w sekretariacie sądu i zostaną nam przesłane po niedzieli. Bardzo się cieszę. Niezwykle trudny etap za nami 🙂
Pany Lulkowi – smakowitego życia, a nam Jego smakowitych opowieści! 😀
Zdrowie!
O, zgaga też tak ma 🙂
Dokładnie o godzinie, z tym, ze u mnie 2-ga po południu, nie 20-ta… ale kto tam zauważy, że zera brakuje 😉
Przy okazji, skoro te 5 minut… idiotka jestem ciężka. Otóż miałam kroić mięso do gołąbków w malutką kosteczkę, jak to drzewiej bywało. Jakby to wielka jakaś róznica, między zmielonym gotowym. Żebym chociaż miała noże ostre jak Brzucho, i cwierć, a co ja mówię, jedna dziesiątą jego talentu do krojenia!
Pół godziny się męczyłam nad kawalątkiem, a potem wyciągnęłam ustrojstwo, zmieliłam i po ptokach. Tyle, że trzeba bylo potem myć to-to.
Jedyne co, to wiem, co zmieliłam. I nastepnym razem od razu wrzucę do maszyny, nie będę się wygłupiać.
Nieustające zdrowie Pana Lulka !
I lecę do zajęć, wypiwszy zacny toast za zacnego Człowieka.
Za zdrowie Pana Lulka!
Toast w „innej sprawie” 😀
Pyro, ja bym raczej to określiła jako ; „co, kto lubi”. Na naszym UTW są m.in.zajęcia z np. malarstwa, rysunku i tam zajęcia są prowadzone od lat. Ci, którzy mają cień talentu plastycznego najpierw się uczą podstaw rysunku a potem kontynuują bardziej zaawansowane techniki malarskie. Faktem jest, że tematy wykładów są „od Sasa do lasa” ale na szczęście obecność na nich nie jest obowiązkowa i można się wybrać na ten, który nas interesuje.
Zgadzam się, że też bym chętnie chodziła na wykłady o historii Europy przez co najmniej semestr, żeby po prostu bardziej ją poznać. Na zajęcia z astronomii też chętnie bym poświęciła czas. Ale podejrzewam, że ideą UTW jest ogólnie zaktywizowanie ludzi „w pewnym wieku”. Kilka osób już tam poznałam i wszystkie mają już dzieci i wnuki odchowane i siedziały w domu rozpamiętując, co ze sobą zrobić. Fizycznie i umysłowo sprawni a nikt ich już na codzień nie potrzebuje (coś jak ja).
Jotko, to wspaniale !!! Już wznoszę toast za UTW w Twojej gminie ! Nieskromnie zapytam, czy to moje „nożne” kciuki też pomogły? 😆 😆 😆
Zdrowie Pana Lulka!
Pyro, a jak tam piesek, już wydobrzał po pogryzieniu ?
Nie miałem honoru ani przyjemności poznac Pana Lulka, ale „milion” ludzi (i to jakiego autoramentu) nie może się mylic! Drogi Panie, Panie Lulku, proszę przyjąc serdeczności i życzenia zdrowia, bo z racji swojego wieku wiem, że to najważniejsze! Wznoszę (i wypijam z przyjemnością) toast „W ręce Pańskie perswaduję”. W szkle rum 140 proof, to chyba z 70%. przemycony z Belize.
Cichal, nie chce mi się przepisywać (sorry, ale po nadprogramowym toaście jestem leniem do kwadratu), dlatego posyłam Ci link :
http://pl.wikipedia.org/wiki/Burunduk
Panie Lulku,
Najlepsze życzenia dla Pana, nieco spóźniony, ale zaraz podniosę kieliszek z czerwonym winem. Za Pana zdrowie i kolejne opowieści.
Panie Lulek :), to Ty sie kiedys urodziles?
bylem przekonany, ze od zawsze jestes i zawsze bedziesz i zostane przy tym przekonaniu, nie wyrazajac innych zyczen, niemniej wypije, zeby przyklepac
zdrowie Pana Lulka teraz dopiero wypije bo „w podróży” byłam … za jotkowy sukces też poprawię drugim toastem … 🙂 … mam nadzieję, że do łóżka dojdę bo jestem wykończona po ciężkim tygodniu …
ja chyba jeszcze za młoda jestem na UTW bo mnie jakoś jeszcze nie ciągnie ku takiemu wzbogacaniu swojej sfery duchowej …. albo ze mną coś nie tak … albo ze mną tak ale inaczej … czort wie … 🙂
nemo Kochana co o tym myślisz????????????
http://zdrowie.onet.pl/1583425,2040,,,,zycie_na_ciastkach,styl_zycia.html
Za zdrowie Lulka już spełniłamk, a teraz spełniam za „spełnienie Jotki” Niech ta inicjatywa nie umrze śmiercią naturalną w Polsce „żeby im się kciało kcieć”
Pan Lulek nie wraca ranki i wieczory ….. a kod 1111
idę spać bo padam jak ta Żabka …
Jolinek…
wieczorem po ciężkim dniu 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=cD4TAgdS_Xw
Ojej, a ja w środku spraw i wieczór daleko 🙄
Nic to, dam radę 😉
A jak nie dam, no to co?! Świat się nie zawali 🙂
Panu Lulkowi wiele radości w każdym dniu i dużo dużo zdrowia!
Dzień dobry Wszystkim,
Kolejne dwa dni minęły. Bardzo się różni ten mój pobyt od przyjazdu Alicji lub yyc. Czas dzielony na obowiązki wobec najblizszych, każdy chce jak najdłużej, ja też, tylko rozerwać się nie można. Dzisiaj wygospodarowałem kilka godzin na Stare Miasto. Muszę przecież pochodzić po moich starych, utartych ścieżkach. Wstąpiłem do „Gwiazdeczki” na śniadanie. To moja kawiarnia jeszcze z czasów komuny, świetne tam były W-Z -tki. Dzisiaj elegancko tam i miło. Śniadanie też pyszne, choć oczywiście niewyszukane, jak to u mnie – jajecznica z szynka i szczypiorem, a do tego „herbata zimowa” z goździkami, pomarańczą, cytryną.
Później kawa w filiżance, a nie w papierowym kubku.
Ale Stare Miasto ciche i puste, listopadowe, dobrze, że chociaż nie lało jak wczoraj.
Dostęp do komputera mam bardzo ograniczony, jak Pyra. Anka wraca z pracy i siada do pracy, bo coś na jutro, bo coś na wtorek i tak ciągle.
Szersze relacje i reflekcje przy lepszej okazji.
Póki co, do wkrótce.
Pozdrowienia dla całego Blogu.
Zdrowie PanaLulkowe piję herbatą z cytryną i miodem, ale życzenia temu towarzyszące są takie, jak bym piła dwudziestoletniego calvadosa 🙂
Dziekuję, wszystkie kciukotrzymaczom, oczywiście że pomogły 🙂
Pyro, spluń trzy razy przez lewe ramie, ale szybko!!!
Andrzeju, dziękuję za kontakt, jutro napiszę do Twojego przyjaciela.
Panu Lulkowi, niezależnie od tego czy urodził się dzisiaj, czy urodzi się jutro, samych szczęśliwych i pogodnych dni, wielu smakołyków i oczywiście zdrowia!
Panu Lulkowi wiele radości w każdym dniu i dużo, dużo zdrowia!
Usilnie staram się złożyć życzenia Panu Lulkowi – to już n-te podejście a WordPress nie chce współpracować.
Panu Lulkowi wiele radości i zdrowia, zawsze cesarskiej pogody.
Wróciłem ze spotkania, przyszło 18 osób ,kolejnych pięć się zadeklarowało. Myślę że dociągniemy 30. Oj się będzie działo. Inicjatywa którą wymyśliłem jakiś czas temu, dojrzewała i jest na najlepszej drodze do powstania. Teraz zbieramy deklaracje, potem pozostałe papierki i do sądu.
Seks taśma Majewskiego, Jutro zrobię to samo:
http://www.onet.tv/sekstasma-nagrana-w-kuchni,5667911,1,klip.html#
Panie Lulku, zdrowie Pana piję aroniówką z Raabau, gdzie niedawno uczyłeś
Obyś przyszłe blogo-zjazdy mógł zaszczycać osobiście i w dobrej kondycji, gdziekolwiek by się odbywały.
Hoch sollst Du leben!
Jotko – gratulacje i życzenia sukcesów! 🙂
Marku – powodzenia! Zwłaszcza z tym sądem (biorąc pod uwagę doświadczenia jotki, to… )
Pani Lulku wszystkiego najlepszego a przede wszystkim zdrowia.
I niech ta św Cecylia nad panem czuwa, a jej krople niech służą schorowanym i smutnym na pokrzepienie,.
Toast spóżniony wznoszę Pana pejsachówką( na 3 mi się dostała).
Panie Lulku!
Stu lat, a potem pogadamy.
Zdrowia i tej pogody ducha i dowcipu jak dotychczas.
Jest Pan na tym blogu jedną z osiowych osób i cieszą się wszyscy, że Pan wreszcie wydobrzał i z dawną werwą tu nadaje. Życze miłego powrotu do jeszcze lepszego zdrowia, a ponadto, zawsze cesarskiej pogody.
Sławkom, tym od wczoraj, życzę wszelakiej pomyślności!
Zwycięscy Stanisławowi gratuluję kolejnego trofeum!
I tym kończę i pozdrawiam ponadto wszystkich innych, bo w tym tygodniu tylko z doskoku, aczkolwiek bardzo interesujace motywy.
peregor
Tu Ewa z Poznania. Usilnie staram się wysłać życzenia dla Pana Lulka ale WordPress cały czas twierdzi, że moje wpisy czekają na akceptację. Tak już ponad godzinę. Korzystam więc z komputera córki.
Dla Pana Lulka moc serdeczności, wiele radości i dużo, dużo szczęścia!
Pamiętam, jak tak ze dwa lata temu, gdy zwróciłam się do Pana Lulka „Pan”, zwrócił mi uwagę, że on nie jest „Pan”, tylko Pan Lulek, więc od tej pory zwracam się do niego nie ‚Panie Lulku, kocham pana’, ale ‚Panie Lulku, kocham cię’! 🙂
Twoje zdrowie, Panie Lulku! 🙂
Nowy!
Ja nie mam obowiązków wśród najbliższych, tylko przyjemność, ja ich kocham, oni mnie i zgadzają się, że jak przyjeżdżam, to się muszą dzielić 😉
Tertio non datur 🙁
Zawsze robimy, co możemy, Jerzor mnie cichutko w głębi duszy i nie tylko przeklina, ale wytrzymuje.
Sam wiesz, jak to jest – tu nie można wsiąść do pociagu bylejakiego… i dojechać za chwilę.
http://www.youtube.com/watch?v=zslI3XAo6eo
Ojej, już tak późno 🙁 A ja myślałam, że tylko na maleńką chwilkę „wyskoczę” sobie pozałatwiać smoki i inne cyklopy i zaraz wrócę 😉 A wróciłam w porze ciszy nocnej. Cisza tu taka zaległa, że trzeba będzie pójść pospać troszkę.
Życzę miłego wieczoru – tym zza mórz i oceanów, a tym z naszej strefy czasowej, spokojnego snu. Aaa, kotki dwa…… 🙂 😀
Zwariowaliście?!
Weekend się zaczyna!
http://www.youtube.com/watch?v=ctzIEjjOfd4&feature=related
Tańczymy? 🙂
nie da sie przy tym siedzieć spokojnie…
http://www.youtube.com/watch?v=SuB8xWeA59I&feature=related
No i jak zwykle masz rację 😆
A widziałaś film „Mamma Mia” ? Przez cały seans mi nogi skakały 😀
Po pierwsze primo zdrowie Pana Lulka, zeby nam pedzil przez nastepne 100 lat. A co upedzi to my chetnie jego zdrowie tym wypijemy.
Po drugie primo Nowy zes mi przypomnial „Gwiazdeczke” gdzie tez czesto bywalem bedac w Wa-wie.
Po trzecie primo wczoraj wypilem nadmiar sake i zjadlem potworne ilosci sushi i nie tylko. Male osmierniczki jak kalmary pieczone (deep fry) z pysznym ostrym sosie w kolorze lososiowym ale z czego nie wiem, wolowina yakitori i rozne „rolls” etc. unagi czyli wegorz, uni czyli jezowce morskie i dumplings i dorsza kawalek zgrilowanego w jakims takim slodkawym sosie. Zabralo to w sumie 3 godziny, poczem poszlismy do mnie bo chcialem znajomych ugoscic i zesmy posiedzieli przy paru butelkach wina do jakies 1.30 rano (zaczelismy po pracy ok 3.00 po poludniu) i dzisiaj do pracy a wlasciwia na szkolenia szedlem nieco zmeczony. W ogole jakis taki slaby jestem. Nie wiem po czym… Cale szczescie lykend wiec odpocznie czlowiek. Siedzac 3 godziny w knajpce w czasie w ktorym jest raczej pusto poznalismy sie z zaloga dobrze, wlascicielem ktory sie nazywa jak knajpka czyli Kinjo. I to chyba tyle relacji z imienin obchodzenia. I kto mowil ze listopad jest smutny, co?
Poza tym Calgary stoi gdzie stalo, ziemia sie kreci jakos szybciej, dzien coraz krotszy. Ide spac.
Nie widziałam – i na razie nie chcę,
ABBA to są te tam… moje lata i trzymam je w pamięci takimi, jakie są. No dobra, przecież wiadomo, ze jestem wylewna… ponad miare według niektórych, ale nie umiem inaczej.
http://alicja.homelinux.com/news/Sylwester…i%20ABBA.jpg
Wtedy zaczynała się ABBA, od Waterloo 😉
Matko jedyna,
gdzieś Ty to yyc zmieścił, to jedzenie? 😯
Teraz nie spać (u Ciebie wczesna pora!!!) , tylko tańczyć!!!
Ja się skaleczę! Wpis zeżarło a napisało, ze kod niepoprawny!
Zgago, ja rozumiem, pierwsza tura od A do K, druga tura od M do Ż, a L i Ł to gdzie?
Skończyłam z grecką. Ogółem 38 słoików = 18 litrów.
Mam jeszcze sporo pustych…
Eska mówi, ze na mózg mi padło…
Listopad nie jest smutny, tylko dzień jakoś szybko się skraca, co prawda jeszcze parę tygodni i zacznie się wydłużać.
Dzisiaj było znowu +9 i nawet słonecznie, i wiatru nie za wiele.
Żabo,
nic Ci nie zjadło szarej substancji – przyjedziemy i zjemy 😉
Ja bym to samo robiła, gdybym miała możliwości , to znaczy drzewa owocowe. Krzaki, cokolwiek. Ale u mnie inaczej. Czekam na wiosnę, przypilnuję tych porzeczek, czerwonych i czarnych, żebym miała siedzieć 24/7 z dwururką 👿
U nas na pojutrze zapowiadają + 15C
Cholera, chyba przegram zakład z jednym takim kolegą, co zapowiedział, że tegoroczny listopad u nas będzie wspaniały, ciepły i słoneczny. I owszem, chcę przegrać!!!
Wszystko ma plusy i minusy. Komórki też. Na wsi w dużej mierze zastępują radiotelefony i chwała im za to. Wbrew temu co się „tym z miasta” wydaje rolnik głównie przebywa w dzień poza domem i telefon stacjonarny jest zdecydowanie mniej przydatny.
A że ludzie gadają o pierdołach? Jak mają gadać to i będą. A te kilkumetrowe sznury do słuchawek, co by można było w kuchni gadać i mieszać w garnkach jednocześnie to jakoś dziwnie mi się z Ameryką kojarzą.
Stara Żabo,
ja mam takie pokrętne cosik, te sznury do telefonu… ale jak napisałam, telefon według potrzeb, ten stacjonarny muszę mieć (oficjałki), a wszystkie inne sprawy załatwiam za pomocą komputera.
Też jestem bardzo zasiedziała na miejscu, nie wiem, czy to dobrze, czy zle 🙄
Ale… jak trzeba, to się sprężę, nauczę, pozwolę na to i owo w myśl „jak trzeba, to trza!” 😉
I to chyba nie chodzi o to, czy ludzie gadają o pierdołach, czy o ostatnim przedstawieniu w operze, niech to bedzie *dla naprzykładu* Rossini, czy Puccini. Chodzi o to, że jak się jest w przestrzeni publicznej, to trzeba uczcić uszy tego kogoś obok.
Nie wiem, czy to ja siętaka wrażliwa zrobiłam, albo co… drażni mnie hałas w tym nowoczesnym wydaniu, drażni mnie, kiedy ktoś ryczy do komórki, idąc deptakiem wielkiego miasta, jadąc tramwajem, autobusem…:
„ty, i k… się wkuuu… bo ona mi, że k… ja, a ja jej, że k… to ona popier… jest, no to ona do mnie, że to nie ona,k…, tylko ja, no to jej przyp…, niech se k… nie myśli!”
To jest rozmowa naprawdę niechcący podsłuchana w tramwaju, a niejedna słyszałam, wcale nie chcąc słyszeć. Tego nowego fenomenu (obserwuję od paru lat) nie mogę zrozumieć 🙄
Chyba się starzeję 🙁
A guzik! Nie powiem, że trzeba umierać! Dam odpór!
Najwyżej dadzą mi po ryju* 😉
Lecę, bo Jerzor zakończył odsłuchiwanie swojego
„dvorak curry no agenda” – polecam ten program anglojęzycznym!
Ja już swoje lekcje odrobiłam na dzisiaj.
ALE… jeszcze – Zdrowie Pana Lulka! U mnie ciągle piątek 😉
*dać po ryju, czyli w mordę, czyli przypaprać, facjate przerobić itd.
Stara Żabo!!!
Popatrz :
http://www.welt.de/vermischtes/article5096787/Der-beste-Witz-der-Welt-kommt-aus-Schweden.html
normalne witze, dworują sobie czy co?! 😯
Nieważny artykuł, tylko tytuł 😉
Dzień Dobry 🙂 wiem, że łykend i że co poniektórzy dopiero co głowy do poduszek przyłożyli, ale co ja poradzę na to, że mnie radość z rejestracji UTW i potrzeba działania z łóżka już wyrzuciła, spać nie dała i poleżeć też nie.
Pamiętając o przykazaniach pana doktora, zrobię to i owo odpoczywając sporo, słuchając muzyki będę delektowała się pięknem listopada i tym, że „jest cudnie” 🙂
Miłego dnia, kiedy już wstaniecie z pościeli po długim, dającym wypoczynek śnie 🙂
zdrowie Pana Lulka bede pic ponczem dzis wieczorem, na razie do pracy zmykam
wczoraj mi niestety internet zezarlo… 🙁
w kazdym razie Panie Lulku – wielu lat i wielu przepedow!