Dawno temu w Europie za stołem

 

Po odwiedzeniu cmentarzy, krótkim lecz treściwym posiłku z córką i wnukami, oddaję się ulubionemu zajęciu (poza gotowaniem rzecz jasna)- lekturze. Dziś kończę czytać dzieło historyczne Petera Englunda „Niezwyciężony”. To historia Szwecji i jej wielkiego króla Karola Gustawa.  Sporo tam miejsca poświęconego Rzeczpospolitej. I czytam te fragmenty z wielkim zainteresowanie, bo to spojrzenie na naszą historię z zupełnie innego punktu widzenia niż robią to polscy autorzy. Bardzo pouczające.
Swoim stałym zwyczajem przytoczę Wam parę zdań (to eufemizm) dotyczących stołu. O jedzeniu – niewiele; o piciu zaś odwrotnie – mnóstwo.

„W Europie w XVI wieku picie alkoholu stawało się coraz bardziej powszechne. Siedemnaste stulecie nie różniło się w tym przypadku ani od poprzedniego, ani od następnego. Niektóre dane na ten temat możemy znaleźć w pewnym opracowaniu dotyczącym rosnącej liczby gospód. W Amsterdamie na początku stulecia istniało 518 piwiarń, to znaczy jedna na 200 mieszkańców. W norweskim Bergen działało w tym samym czasie około 400 knajp. W Sztokholmie przyrost w tej dziedzinie był tak znaczny, że w pewnej chwili zaczęło to grozić paraliżem komunikacyjnym. W 1647 roku ktoś poskarżył się, że most Munkbron -zastawiony był w całości budami, w których sprzedawano piwo”. W efekcie, władze zmuszone były do wyburzenia tych znajdujących się w najgorszym stanie. Typowy szynk znajdował się w tamtych czasach najczęściej w piwnicznej części budynku, a w niektórych dzielnicach tworzyły one w ten sposób długi łańcuch – szynk obok szynku. W jednym z protokołów możemy wyczytać, jak to dokładnie wyglądało. Powstał on po jednej z akcji przeprowadzonych przez władze miasta przeciwko nielegalnemu wyszynkowi w stolicy:
W domu pułkownika Spensena przy moście Munkbron pewna wdowa po kapralu prowadzi gospodę; kobieta ta nazywa się Brita Olsdotter. Knajpa jest też w domu hrabiego Totta, a prowadzi ją żona Andersa Perssona. W domu Karin Badt, nad jeziorem, knajpę prowadzi wdowa Sara Andersdotter. W tym samym domu inny szynk prowadzi wdowa po bosmanie, Elena Parsdotter. W domu pana Pettera Francka wyszynk prowadzi były żołnierz gwardii, Jóns Persson. W tym samym domu wyszynk prowadzi Sven Fełling, kapral kompanii dowodzonej przez porucznika gwardii i podpułkownika Possego. I jeszcze w tym samym domu wyszynk prowadzi wdowa po rotmistrzu Lisbeta Persdotter…

Były różne rodzaje knajp. Wokół placu Jarntorgen stały porządne gospody, zlokalizowane w dużych domach zbudowanych z kamienia. Do wejścia do środka zachęcały bogato zdobione szyldy nad drzwiami. Inne składały się tylko z beczki z piwem i dachu nad głową. A po południowej stronie rynku widać było „Czerwone Piekło”, „Szarą Wesz”, „Rysia” i inne lokale o fantastycznych nazwach i wątpliwej reputacji. Najwięcej gospód znajdowało się w miastach i tutaj też pijaństwo osiągało największe rozmiary. Nie można jednak powiedzieć, że zjawisko to nie występowało również w małych miejscowościach. (…) Oprócz gospód w tradycyjnym ujęciu istniały też szynki przykościelne, powszechne w całej Skandynawii. Nierzadko zdarzało się więc, że ludzie szli na mszę świętą pijani (w pewnym duńskim mieście zjawisko to stało się tak powszechne, że ustanowiono nawet specjalny mandat za takie wykroczenie; tak więc „upicie się i zwymiotowanie w kościele” kosztowało 5 talarów, 8 talarów wynosiła kara, jeśli ktoś był pijany i szedł do komunii, a 10 talarów, jeśli pijaństwa dopusz?czały się kobiety, „zachowując się w tym miejscu nieprzyzwoicie”).

Moraliści, wychowawcy ludu i duchowni przyglądali się temu zjawisku, załamywali ręce i pisali kolejne kazanie. Oburzenie mieszało się często ze zdumieniem wywołanym zwyczajami, które niektórym wydawały się w swym nieumiarkowaniu niezrozumiałe. Jak na przykład taki oto opis pewnej niemieckiej gospody:
Widziałem, jak ci goście siorbali ze swych talerzy jak świnie, potem opychali się jedzeniem jak woły, bekali jak osły i rzygali jak kundle. Szlachetni goście wlewali w siebie alkohol z kielichów tak wielkich jak wiadra i niedługo trzeba było czekać na skutki tego, co działo się w ich głowach […]. Szaleństw, jakie popełniali i toastów, które wznosili, przybywało w miarę upły?wu czasu i wyglądało to tak, jakby te dwie grupy biesiadników konkurowały ze sobą o to, kto był lepszy. Wreszcie zawody prze?mieniły się w ogólną pijatykę.”

Na dziś chyba wystarczy. Ale będą jeszcze dwa cytaty, które też mnie zainteresowały. A po tym odcinku wypiję do kolacji tylko jeden, no może dwa kieliszki wina.