Piąty smak
Właśnie listonosz mi dostarczył kolejny numer Magazynu Wino. Moje ulubione pismo poświęciło niemal w całości swoje łamy winom biodynamicznym i winnicom ekologicznym. Nie wszystko byłem w stanie ogarnąć swoim rozumem a niektóre twierdzenia papieża bio i eko wydawały mi się dość naciągane. Muszę ponownie wszystko to przestudiować.
Na szczęście znalazłem – jak zwykle – w Magazynie tekst bardzo frapujący, To artykuł Ewy Wieleżyńskiej o piątym smaku. Oto jego obszerne fragmenty:
„Parę lat temu świat obiegła sensacyjna wiadomość, że mylili się Platon i Arystoteles, a my ślepo im ufając, żyliśmy złudnie w świecie czterech smaków.
Sprawę co prawda przeczuwał Brillat-Savarin, a w ślad za nim legendarny szef kuchni Auguste Escoffier, ale nikt innowacyjności ich podejścia nie doceniał.
W 1908 roku dr Kikunae Ikeda z Uniwersytetu Tokijskiego zidentyfikował piąty smak, który nazwał umami. Kierując się szczególnym smakiem wywaru z glonów kombu, doszedł do wniosku, że odpowiada zań występujący w wodorostach kwas glutaminowy. Minęły jednak dekady, zanim odkrycie doczekało się naukowego uznania na Zachodzie. W 2000 r. grupa amerykańskich naukowców orzekła, że istnieją na języku receptory, które reagują na aminokwasy tworzące odczucie umami. Jako substancje składające się na piąty smak wskazano obok glutaminy również asparaginian i nukleotydy. Tyle – by nie zanudzać – nauka.
Z etymologicznego punktu widzenia umami oznacza „wyborną esencję”. Miała to być nazwa robocza, ale przylgnęła raz na zawsze, przyczyniając się w znacznej mierze do kariery pojęcia jako tajemniczego i słabo definiowalnego. Przymiotników, jakimi opisuje się umami, jest kilka. Najczęstsze to: „pyszny”, „esencjonalny”, „aromatyczny” oraz „mięsny”. Z czego tylko ten ostatni, jak łatwo zauważyć, nie jest wartościujący. Stąd przeciwnicy piątego smaku krzyczą, że umami to po prostu „smaczny” i nie widzą innej linii wspólnej dla pokarmów tak różnych, jak: sos sojowy, sos rybny, grzyby shiitake, rosół, szparagi, suszone pomidory, trufle, anchois czy parmezan. Ani nie dostrzegają „mięsności” w serach czy jarzynach, nie mówiąc już o mleku matki, z którym po raz pierwszy wysysamy umami. (…) Historycznie rzecz ujmując, upodobanie do tego smaku zdradzali już starożytni Grecy i Rzymianie, którzy przyprawę z marynowanych wnętrzności ryb, zwaną garum, dodawali praktycznie do wszystkiego. Obfitujący w umami rosół w różnych swoich wariacjach występował od zawsze we wszystkich kulturach, wznosząc się ponad religiami.
Jakkolwiek by być miało (…) umami niewątpliwie istnieje. Cóż innego mógł mieć na myśli Brillat-Savarin, kiedy pisał o osmazomie, mięsnym soku, określając go najwyższym ucieleśnieniem smaku? Bez skrupułów wykradł go Anglikom, by usmażyć esencjonalną jajecznicę, ciesząc się przy tym jak dziecko, że wyspiarzom pozostaną jedynie suche wióry. Było to jednak w odległych czasach i możemy podejrzewać, że ci ostatni niczego nie zauważyli. Dziś brytyjscy szefowie kuchni, w tym słynny Heston Blumenthal, prześcigają się w wymyślaniu finezyjnych potraw, które stanowią istne „umami bombs”. Trzeba jednak oddać sprawiedliwość Francuzom, gdyż pierwszym, który opracował dania bogate w glutaminę, był Auguste Escoffier, twórca cielęcego wywaru.
Niemniej umami wciąż pozostaje na tyle kontrowersyjne, że w kręgach winiarskich poświęca się mu znikomą uwagę. Choć istnieją winiarze, dla których piąty smak jest przy produkcji wina kategorią nadrzędną. Terry Leighton, profesor mikrobiologii i właściciel Kalin Cellars w Sonomie, tworzy wina starymi burgundzkimi metodami, Winogrona tłoczone są w ręcznych prasach, zarówno białe jak i czerwone wina fermentują w beczkach, białe dojrzewają na osadzie (obumarłe drożdże są bowiem źródłem aminokwasów), wszystkie przechodzą fermentację jabłkowo-mlekową, większość jest butelkowana bez filtracji i bez klarowania. Wino znajduje się w sprzedaży po 3 – 10 latach dojrzewania w butelce. Wszystko po to, by w tych „slow wines” smak umami rozwinął się jak najpełniej, gdyż dopiero wtedy, zdaniem Leightona, wino dobrze łączy się z jedzeniem.
Wielkim orędownikiem umami w kontekście winiarskim jest Tim Hanni, pierwszy Amerykanin, który zdobył tytuł master of wine. Uważa on, że wszystkie dotychczasowe aksjomaty dotyczące mariażu wina i potraw muszą ulec przewartościowaniu. Umami, jego zdaniem, to przyczyna i skutek naszych doznań smakowych. Wkraczamy tu więc na grunt nieomal religijny. Nie bez kozery Hanni jest nazywany ?swami of umami”. Schodząc jednak na ziemię, rzeczywiście możemy stwierdzić, że im więcej umami w pożywieniu, tym : trudniej je zharmonizować z winem. Doskonale wiemy, że sos rybny, karczochy, szparagi czy dojrzałe sery stanowią trudne pary, wydobywając w wielu w winach gorycz i garbnikowość. Umami potraw znosi bowiem umami wina i dlatego albo potrzebujemy win dojrzałych, bogatych w umami, albo win z niską zawartością tanin i goryczy, jak rieslingi czy Beaujolais. Ani wina garbnikowe, ani wina mocno owocowe z wysoką zawartością alkoholu się nie sprawdzą. Reguły te nie są jednak skodyfikowane i tym bardziej mogą się wydawać zawiłe. Tim Hanni wpadł więc na inne – „ostateczne” – rozwiązanie. Opatentował przyprawę zwaną Vignon, która stanowi mieszankę soli, soku z cytryny, sosu sojowego, sproszkowanych grzybów shiitake i parmezanu. Jak za pociągnięciem czarodziejskiej różdżki Vignon tworzy unikalną równowa?gę wina i jedzenia – wszystko zawsze do siebie pasuje. Koniec więc z bólem głowy przy wybieraniu konkretnych butelek do konkretnych potraw, koniec z małżeńskimi kłótniami, czy pijemy do befsztyka shiraza, czy chardonnay, koniec ze snobowaniem się na znawców idealnych połączeń. Teraz każdy może pić wino, które lubi, a nie to, które uważa, że powinien wybrać, żeby nie wyjść na idiotę. Ironia losu polega jednak na tym, iż Tim Hanni opracował swoją przyprawę po tym, kiedy wyszedł z kliniki odwykowej. Jak mówi, nie pije alkoholu od czternastu lat, z rzadka nawet degustuje i wypluwa. I aczkolwiek widziałam parę filmów, na których Hanni wzbudził moją zdecydowaną sympatię, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że Vignon to zemsta faceta na populacji, której różnorodność doznań nie została, jak jemu, odebrana.(…)”
Ciekawe, nieprawdaż?! Na koniec dwa nowe w mojej winiarce egzemplarze, które bardzo polubiłem. Włoski tokaj (nazwa musi ulec zmianie) i francuska mieszanka szczepów – syrah-grenache-carignan-cinsault.
Komentarze
Człowiek się uczy całe życie. Nigdy o czymś takim nie słyszałem. Pierwszy!
Dyskutowaliśmy tu o tym ponad dwa lata temu….
Oczywiście w niczym to nie umniejsza wartości dzisiejszego wpisu Gospodarza. Tam napomknęli byliśmy jedynie półgębkiem.
Słonecznie witam!
Dzisiaj mama i Witek mają urodziny. W domu czekają nalewki i tort orzechowy 🙂 . Dla zachowania pogodnego nastroju podrzucam spacerowy link. Tak wyglądają okolice Chrzanowa jesienią:
http://picasaweb.google.com/EryniaG/JesienneSpacery#
*Teraz każdy może pić wino, które lubi, a nie to, które uważa, że powinien wybrać, żeby nie wyjść na idiotę.*
Hm… to od ponad trzech lat o tym rozprawiamy i dopiero teraz „doszlimy”, ze wszystko wolno? 😯
Żartuję. Sugestie się przydają, bo czasami sami nie wiemy, co by nam posmakowało 😉
Na przykład przysmak duński, świństwo z taką słoniną, jak widzicie… wysmażone było pyszne, a przyrzadzał to prawdziwy Wiking z dziada-pradziada z Fanoe Island.
I owszem, do tego były odpowiednie napitki, mocniejsze od Tuborga… Sugerowane przez gospodarza wieczoru – i na pewno trafione, bo kłopotow z trawieniem nie było 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/img_0334.jpg
O, głupoty gadam, to było pieczone, nie smażone.
Ewa,
serdeczności dla Mamy i Witka, a toast… według moich obliczeń za jakieś 12 godzin (u mnie znowu środek nocy… jak zwykle 😯 )
Postanowilem spróbowac rozmnazania wegetatywnego jarzebiny skoro drzewko moze byc dopiero na wiosne. Nie zapomnialem równierz generatywnie to jest z nasionek. Cesarska skonczyla sie, Pada równo ale deszcz. Jesli wszystko bedzie w porzadku to w droge. Jesli komp pozwoli to zamelduje sie, ze wyjechalem w droge.
Pieknego dnia zycze
Pan Lulek
Alicjo,
U mnie toast za jakieś 9 godzin – po pracy.
Za życzenia dziękuję – przekażę Solenizantom.
Alicjo, ten przysmak duński to jakoś z jajkami zawartymi wygląda, ciekawy.
Witam Wszystkich i życzę miłego dzionka 😆
Panie Lulku a Panu życzę dziś samych wspaniałych sekund.
Mnie już od wielu lat zastanawiało, co sprawia, że tak uwielbiam szparagi, które mogę jeść od rana do wieczora (o czym napomknęłam kiedyś). Przecież de facto one nie mają żadnego identyfikowalnego smaku. Czy to jest w/w umami ? Jeśli tak, to myślę, że każdy ma swój własny „rodzaj” umami, bo moja młodsza w ogóle nie lubi szparagów (o zgrozo! ).
Jeśli bredzę, to wybaczcie ale mało spałam a jeszcze dziś przed wyjściem z psiapsiółką do …… Bliklego na eklerki (marzenie od 3 miesięcy), sporo mam „do przerobienia”. Do poczytania wieczorkiem 😀
Może nie tyle każdy ma swoje umami, co nie każdy lubi smak umami?
Variatio delektat
Zaczalem sobie wyliczac cztery smaki i faktycznie, zastanawiam sie czy to jest wszystko. Nigdy tego jakos tak nie widzialem. No ale, jak umami to umami. I niech tak bedzie. Nie pojalem tylko, jak to z tym patentem tego Hanni. Wlac to do wina czy do rosolu, zeby potem zagralo.
pepegor
Pluszaku,
ile razy patrzę na to zdjęcie, tyle razy notuję w umyśle – napisać do Duńczyków i zapytać o przepis, i ciągle zapominam 🙄
Właściwie byłam przy przygotowaniach, macerowaniach itd… ale po nocnym locie, dziennej jeżdzie ileś tam setek kilometrów z Hamburga na Fanoe… i jeszcze huragany po drodze, a jak!
Ale teraz notuję – napisać do Pauliny i zapytać o przepis na świństwo!
I idę spać, toż u mnie godzina, której nie ma 😯
O, powinnam była wysłać wpis i uciekać do wyrka, ale zajrzałam…
Zgago,
szparagi maja smak… szparagów!
Mnie się kojarzą z fasolą i bobem młodziutkim, ugotowanym, wyobraz sobie. Uwielbiam jedno, drugie i trzecie – a teraz naprawdę zmykam do wyrka.
Ile ciekawych rzeczy mnie ominęło. Dzisiejszy temat znajomy, ale pogłębiony. Czuję w tym jakieś drobne naciąganie pojęć, ale skoro Gospodarz nie wątpi, to trzeba się zgodzić. Moje wątpliwości sprowadzają się do zagadnienia, czy to rzeczywiście piąty smak, czy tylko szczególna mieszanka smaków albo raczej grupa mieszanek dających pewien wspólny efekt. To, że niektóre receptory reagują tylko na umami, nie musi jeszcze oznaczać, że to coś zupełnie odrębnego smakowo. Za mało wiem o receptorach smakowych. Ale to pamiętam, że te same receptory (kubki) reagują na różne smaki wysyłając – w zależności od smaku – różne impulsy elektryczne.
Być może 4 od dawna znane smaki rozpoznają wspólne receptory, a na umami reaguje inna grupa kubków. Okazuje się bowiem, że ostatnio jeszcze odkryto smak „wapniowy”, na które oddzielnymi receptorami reagują niektóre zwierzęta dysponujące genami CaSR i Tas1r3. U ludzi geny te również występują, ale jeszcze reakcja na smak nie jest udowodniona, aczkolwiek pewne przesłanki reakcji są już znane.
Właściwie to był pewien skrót myślowy z tym reagowaniem tych samych kubków na różne smaki. Chodziło bardziej o to, że te cztery smaki tradycyjne są odczuwane łącznie po odebraniu bodżców. To tak jak z kolorami. Nie widzimy poszczególnych kolorów podstawowych odzdzielnie, tylko ich mieszankę. Oczywiście nie dotyczy to sytuacji, gdy jemy czysty smak jednorodnu, czy gdy patrzymy na coś o barwie podstawowej. Tymczasem smak białkowy (umami) czy wapniowy jest wyczuwany oddzielnie (umami na pewno, wapń hipotetycznie póki co)
Ciekawe są wrażenia smakowe na przykład przy piciu wina. Pierwszy łyk na ogół wydaje się dość kwaśny nawet przy winach bardzo zrównoważonych. Przy kolejnym już się kwasowości tak nie wyczuwa, bo kubki smakowe już reagują na kwas delikatniej. Ale wyczuwa się w winie mniej oczywiście słodycz czy gorycz (chyba, że to proste wino nędznej jakości), za to można (albo raczej należy) wyczuć smaki różnych elementów otoczenia, które do wina przeniknęły – różne owoce, czekoladę, dym, przyprawy nie wspominając już starego siodła czy fajki.
a ja byłbym bardzo ostrożny z identyfikowaniem wszelkich smaków wspólnych dla całej planety. Tym bardziej, jeśli ich ocena pochodzi z innego kręgu kulturowego.
To, co w Japonii oznacza umami i jest wyborną esencję nie musi odpowiadać temu samemu nad Wisłą. Wcale nie.
Jeśli w Japonii przed burdelem spotka się w kałuży leżącego nietrzeźwego jegomościa, to nie jest on dla przechodniów pijaną świnią lecz honorowym człowiekiem. Ponieważ w tamtym kraju cos takiego czynią ludzie, którzy w ciagu dnia wykonali wyśmienity interes.
Takim ekscesem nikt nie traci na honorze. Ten traci się gdzie indziej.
Kierowca pociągu odbiera sobie zycie, gdy przyjedzie dziesiec minut za późno.
Gdyby takiemu jednemu znad Baltyku pomysł z drugą Japonią wyszedł nad Wisłą to odwieczny problem PKP byłby rozwiązany 😆
Na kolacji u babci Ani
rozpoznałam o dziwo smak umami.
Wuj jednak ciągle wszystkich mami,
że tym razem nie napije się z nami.
Bo wódka zabije smak umami,
co gospodynię przecież zrani !
W miejscu gdzie sie obecnie znajdywam zdecydowana wiekszosc ludzkosci pije tanie wino . Sam widzialem !
Wychodza ze skepu dzwigajac plastikowe kartony albo pieciolitrowe beczki, a potem w domu pija do wszystkiego i ze wszystkim.
Pewnie i tak jest lepsze niz nasze wino z importu rozlewane z woda w rozlewni .
Faktem jest tez , ze miejscowe tanie wino jest tansze od oranzady z torebki o coca colii nie wspominajac.
Ale co ja sie bede wymadrzal. Mnie tez smakuje wino kupione w Pana Lulkowym sklepie 1.99 ojro za flaszke.
Konkurencja robi swoje . Wloch nie podskoczy w Zielpunkcie.
Zawsze stoi na dolnej polce.
Jolinku- doczytałam wczorajsze.
Myślę,że też wybiorę się na to spotkanie na Bielany.
Adres już odnotowałam.
Pyro – przygotowania do podróży poznańskiej
trwają. Napiszę Ci maila,jak tylko wszystko
do końca się utrzęsię.
My Marku „kupili” w promocji za 1,49 … też nam smakowało … 🙂 … żałuj, że Cię nie było … 🙂 … Panie Lulku trzymałam kciuki … i jak było ???????
ja szparagi dzięki Wam smakosze nauczyłam się jeść bo się do nich zniechęciłam okropnie jak latałam liniami niemieckimi … zawsze były zimne i jakieś obleśne … a teraz dobrze zrobione w domu bardzo mi smakują … 🙂
no to lista: Nowy, Danuśka i ja … Małgosia i antek będziecie? … Alina czytasz czy nie bardzo masz czas … ?
Jeszcze o przysmakach. Nie znam duńskiego. Z literatury znam przysmak turecki (Turkish delight). W polskich tłumaczeniach stosowano dosłowne znaczenie słów angielskich zamiast naszego odpowiednika „rachatłukum”. Obecnie te same słodkości można znaleźć w sklepach greckich (w Polsce) pod nazwą loukum. Pod tą samą nazwą mamy perfumy (Rahat Loukoum z serii pałacowej S. Lutensa i Loukhoum Keiko Mecheri). Oba wyroby są w zapachu obrzydliwie słodkie, choć słodycz Lutensa jest łagodzona olejkiem migdałowym szybko się ulatniającym i po pół godzinie efekt jest prawie identyczny. Ja z przyjemnością przeciwstawiam przysmakowi tureckiemu słodycze prowansalskie, które reprezentują słodkość na naprawdę wysublimowanym poziomie.
No to powoli szykuje nam się mini zjazd
warszawski 🙂
Słodycze prowansalskie, Stanisławie? Chętnie posłucham.
a tym Lutensem zaskoczyłeś mię pozytywnie
Z Arcadiusem zgadzam się, a nawet jestem przeciwnego zdania. Niby krąg kulturowy zupełnie inny i pijany w kałuży jest godny podziwu. Ale w Polsce nie o to chodzi, że leży w tej kałuży tylko o to, co równie honorowi ludzie po pijaku zwykle czynią oprócz leżenia w kałuży. Albo co robią następnego dnia.
W Finlandii po pijaku też czasem leżą. Chodzą zygzakiem, ale już bardzo rzadko jadą samochopdem. Chęć do jazdy przychodzi nie tak rzadko, ale otoczenie się przeciwstawia, a jak to nie pomaga, zawiadamia policję, która reaguje natychmiast.
Tylko ci ludzie, którym policja zdąrzyła odebrać kluczyki, zanim zasiedli za kółkiem, nie obrażają się na „podłych donosicieli” w naszym pojęciu, a „ludzi rozsądnych i prawdziwych przyjaciół” w pojęciu fińskim. I nie słyszałem, żeby Fin nie przyszedł do pracy z powodu kaca. Pewnie się to zdarza, ale widocznie raczej wyjątkowo.
Errata: policja zdążyła
😳
Ja tez, ja tez…
Marek co Ty też? … będziesz na mini zjeździe? … zrobisz fotoreportaż?
to straszne co opisujesz Stanisławie.
takie okropne rzeczy dzieją się w krajach gdzie Bóg odgrywa dominująca role w życiu. A w shinto nie ma Boga, a wiec ludzie nie robią sobie nic z tego. skoro nie ma wstydu grzechu i strachu to można sobie śmiało poeksperymentować z wieloma przyjemnościami 😆
Aszyszu,
dzięki za przypomnienie 🙂
Stanisławie,
nie będę Cię odsyłać do dawnych komentarzy, tylko zacytuję, co pisałam, kiedy tu jeszcze nie bywałeś. Przypuszczam, że wspomniany przez Ciebie smak „wapniowy” to ten alkaliczny, odczuwany na przykład po polizaniu kawałka szarego mydła, proszku do pieczenia czy sody oczyszczonej 😉
Podobno smakowa mapa jezyka jest już przestarzała i specjalisci skłaniają się do teorii kontinuum smakowego. Jeden kubeczek smakowy jest w stanie rozpoznać wszystkie smaki. Jednakowoż gorzki rozpoznajemy szybciej w tylnej częsci jezyka, a kwaśny po bokach. Sprawa zalezy od szybkosci obróbki danych przez mózg. Smak słony i kwaśny identyfikowany jest za pomoca kanalików jonowych, a słodki i gorzki – komorek receptorowych. U ludzi znany jest tylko jeden rodzaj receptorow słodkiego i 25 receptorow gorzkiego. Gorzki rozpoznajemy w koncentracji 100 000 razy mniejszej niz slodki! Dyskutuje się też nad rozróżnieniem smaku alkalicznego, metalicznego i wodnistego. Natomiast ostry jest raczej mierzony w kategoriach odporności na ból! Poza tym zmysł smaku scisle powiązany jest z wechem i wzrokiem. Spróbujmy rozpoznac jakiś smak, gdy mamy katar i jest ciemno!
Jak ciemno to przyjemno!
By starving one?s sense, your other senses are stimulated to full alert
Nemo, znam opinię, że te same receptory rozpoznają różne smaki, ale nie wszyscy są o tym przekonani, więc po napisaniu tego zacząłem nieco kręcić, żeby uniknąć dyskusji. Ale trafiłem na naukowca, więc tym bardziej musze się teraz tłumaczyc. Typowy smak wapienny to smak wody o dużej zawartości wapnia. Dla niektórych ludzi samk tej wody jest przykry, a inni go nie wyczuwają w ogóle, ponieważ nie wszyscy mają geny CaSR i Tas1r3. Zresztą jest uznane za pewnik, że indywidualnie ludzie różnie odczuwają smaki (kolory też). Przyczyna – różna aktywność genów odpowiedzialnych za odczuwanie smaków.
Powiązanie smaków z zapachem i obrazem jedzenia jest wyraźne, ale też są spory co do tego, jak to przebiega. Arkadius uważa, że cieszyć się wszystkimi zmysłami można tylko tam, gdzie nie ma pojęcia grzechu. To gruba przesada. Tylko ekstremiści dostrzegają grzech w każdej przyjemności.
Jest zgoda na wyjazd dol Polski. Zabieramy Aniola Stróza bedzie lecial przed nami i torowal droge.
Pieknego tygodnia zycze wszystkim
Pan Lulek
ASzysz ciekawy link podał. W Pekinnie, ale fundacja niemiecko-szwajcarska, czyli Nemo powinna łatwo dojść do źródeł. W teleturniejach czasem podawali jadło, a uczestnicy z zasłoniętymi oczami rozpoznawali, co jedzą. Okazało się to bardzo trudne. Choć nie tak, jak rozpoznawanie zapachów. Niektóre najbardziej znane stają sie trudne do rozpoznania, gdy nie widać źródła.
Natura nie jest głupia. To, co gorzkie, jest często niejadalne albo trujące.
U mnie dzisiaj żurek na kiełbasie, w sam raz na zimno i lodowaty wiatr. Pachnie pięknie, smakuje wybornie i wygląda jak na żurek przystało 🙂
Danuśka, dopisz i mnie do listy, jeśli nic niespodziewanego się nie zdarzy wybieram się też 🙂
A to Jolinek robi listę, przepraszam 🙁
Dzień dobry Wszystkim,
Jolinku,
cieszę się bardzo, wydaje mi się, że z terminem musimy poczekać na inicjatorkę. Alina odezwij się.
Jestem w Agorze, dorwałem bezprzewodowy internet, z kolei może mi siąść bateria w komputerze. Póki co jest nieźle.
Panie Lulku + to specjalnie dla Pana
http://picasaweb.google.pl/takrzy/DlaPanaLulka?authkey=Gv1sRgCNGvlYrcy4XuZw#
Małgosiu- Jolinek robi listę, a ja robię tylko
za szeregowego uczestnika mini zjazdu.
Za to z przyjemnością 🙂
Pyro- mail do Ciebie wysłany.
Moim zdaniem rozpoznawanie zapachu „w ciemno”nie powinno sprawiać kłopotu, bo to nasz najstarszy i naprymitywniejszy zmysł. Każdy natychmiast rozpozna znajome zapachy jabłek, bigosu, asfaltu po deszczu, świeżego chleba, wanilii, jaśminu, wiejskiej wygódki, żubrówki, palonej gumy, marihuany itd. Nawet w nieznanym mieście trafimy do piekarni kierując się powonieniem a nie widokiem chleba. Również mijając w nocy rafinerię np. gdańską nie musimy jej widzieć, by wiedzieć, gdzie jest 🙄
Nowy- proponowany termin spotkania 16 listopada
godz.19.00 w klubie malarzy i rzeźbiarzy na Bielanach
jest dla tych,co będą mogli. Wykorzystujemy fakt,
że w tym miejscu i w tym dniu będzie prezentował
się nasz Gospodarz,a że spotkanie jest otwarte…
no to się wprosiliśmy.
Dla tych co nie będą mogli przybyć 16 listopada
na Bielany zostanie być może wymyślony inny
termin wypicia współnej kawy.
Oj zapowiada się bogate życie towarzysko-
blogowe listopadową porą w Warszawie 🙂
Juz wyjezdzam.
Restauracja „Blindekuh” czyli „ciuciubabka” jest znana i popularna, ale nie trzeba się udawać aż tak daleko. Wystarczy w domu zasłonić gościom oczy, jak w znanej zabawie, podać do stołu i niech zgadują, co jedzą 😉
Czy Państwo Redaktorstwo będą w tym roku (tygodniu) obecni na krakowskich Targach Książki?…
(Pytanie nieco niegrzeczne, bo być może zagadnienie pojawiło się już w blogowych rozmowach… Lecz we wpisach Gospodarza raczej nie – przejrzałam (pobieżnie z braku czasu)).
Pozdrawiam Autora i Gości Blogu!
🙂 🙂 🙂
Stanisławie,
a jak rozpoznajesz, jako znawca win, aromat wiśni, jeżyn czy starego siodła, jeśli nie pływają przed Tobą w kieliszku?
Danuśka,
16 listopada od godziny 9 rano będę fruwał do Ameryki. Dla mnie najlepszym dniem jest 12 listopada, wiem, że Alina też wtedy może przybyć.
A zatem czekamy na Alinę,co by się wypowiedziała
względem 12 listopada.
Z ta ciemnoscia, to tak zle nie jest. Cwiczenia z analizy sensorycznej sa przeprowadzanie w taki sposob, ze wzrok na nic nikomu sie nie przyda, bo wszystkie zapachy i smaki rowno wygladaja. Nawet z opaska na oczach moglam spokojnie te zapachy odrozniac. Kres wachaniu polozylo uczulenie na roztocza kurzu i wiecznie zawalony nos. Jednak zauwazylam wsrod moich kolegow i kolezanek z roku, ze zapachy, ktore juz znamy latwiej rozpoznajemy. Dobrym przykladem bylo wachanie ziol. U nas w domu „od zawsze” uzywalo sie wszelkie mozliwe ziola i przyprawy i ich zapachy znalam od malego. Rozpoznanie ich na „wacie” nie bylo problemem natomiast nowe zapachy wymagaja nauczenia sie. Sporo studentow z domu znalo glownie majeranek i byl to jedyny zapach, z ktory nie mieli problemu.
Korzystając z okazji załączam fotki z wyjazdu do Nałęczowa. Na ulicznej wystawie znalazłem zdjęcie swojego dziadka. Miłe. Jako mieszkaniec Nałęczowa bardzo udzielał się w życiu tego miasta. Dostał za to piękny zegarek od Żeromskiego. W czasie wojny przyszli Ruskie, weszli do domu. Zabrali tylko wszzystkie „czasy”, w tym ten pamiątkowy również.
http://picasaweb.google.pl/takrzy/NaleczowIInne?authkey=Gv1sRgCP6i2omZ9fDZLg#slideshow/5399817333958896786
ROZpoznać czyli zidentyfikować można tylko to, co się zna. Poznać nowe i zapamiętać, a potem kojarzyć, niekoniecznie ze źródłem zapachu, czasem z okolicznościami towarzyszącymi poznaniu…
nemo, ja nie twierdze, ze im w ciemno ktos kazal zgadywac, byly materialy porownawcze. Wymagalo, to jednak duzo wiekszego wysilku, bo trzeba bylo zapamietac co jest co.
Pamiętacie „Zapach kobiety”?
http://www.youtube.com/watch?v=wYA2Us8oWug
Nirrod,
miałaś przewagę nad nimi, bo te zapachy znałaś. To tak, jak odróżnianie obrazów Rembrandta od van Gogha czy muzyki Mozarta od Beethovena. Trzeba się nauczyć, jeśli nie wychowywało się w atmosferze sztuki lub w domu zielarza 😉 Przy odpowiednim talencie (wrażliwości i pamięci) można zostać znawcą i krytykiem albo ekspertem – kiperem, enologiem, sommelierem, kreatorem perfum etc.
Oczywiście, że będziemy w Krakowie. Nigdy byśmy nie odpuścili sobie spotkania z taką publicznością. Będzie tekst (za dzień, dwa lub nieco później) o Targach z informacjami gdzie, kiedy i o której godzinie. Teraz mogę zapowiedzieć, że to będzie i w sobotę, i w niedzielę. No i oczywiście w stoisku wydawnictwa Nowy Świat. Już się cieszymy na myśl o krakowskich rozmowach. No i potem o kolacji w gronie przyjaciół.
Eat Drink Man Woman – film o kucharzu, który zaczyna tracić smak, pamiętacie?
http://www.youtube.com/watch?v=zs5WiddD7i0
Była w Warszawie,ale już jej nie ma restauracja
„Dans le noir „, gdzie jadło się w całkowitych ciemnościach
nieznane sobie dania. Oto wrażenia osób,które tam były :
http://www.gastronauci.pl/4744-dans-le-noir-warszawa
Jolinku – sprawdź swoją pocztę.
Wiadmość z ostatniej chwili :
na 12 listopada zostało zaplanowane u mnie w domu
małe blogowe spotkanie. Przybędzie Alina,Nowy i być
może Małgosia oraz Jolinek.
Danuśka, chętnie, tylko ja mogę dopiero od 19-tej 🙁
Jejku, jej – nie otwiera mi się „polityka” to jest któraś tam próba; nie mogłam wysłać też komentarza, dopiero teraz mi się udało. Danuśka – ODPISAŁAM. cZY jOTKA JEST JUŻ „MÓWIĄCA”? Ja mam tylko telefon do Jej Osobistego, do psiapsiółki blogowej nie mam, a tu nowości czekają.
Jak dotąd węch i smak służą mi nieźle. Może i jest ten inny smak – nie przeczę, tylko tak sobie dumam, że zjawiska niedookreślone najbardziej sprawdzają się w poezji
Małgosiu – to przybywaj o 19.00, będziemy czekali !
Witam z wlasnie na rozowo rozpromienionego Calgary. No, juz nieco po…
Unami z rekawa. Pierwszy raz w zyciu rekaw uzywalem i wyszlo nie moge powiedziec cacy. Marynowane z godzinke, ja w tym czasie winko, potem rekaw, polmisek, talerz…wszystko udokumentowane. Sosik wlasny. Brokuly na parze. Smacznego.
http://picasaweb.google.com/Slawek.yyc/ObiadWRekawie#slideshow/5399717831800155538
Przyszły tydzień zapowiada mi się znakomicie 🙂
Wyprawa do Poznania i spotkanie z Pyrami
oraz blogowa kawa na Ursynowie.
Wygląda na to,że polubię listopad !
RACHATŁUKUM, szurum burum!
To musi być z Koziołka Matołka!
(poczytam do góry, nie mam czasu, w chałupie granda, z dachu kapie do pokoju „na Górce”, nie pada od 3 dni, ale co się szkody narobiło, to się…)
Pyro, czy zagladałaś dzisiaj do poczty? Pisałam do Ciebie, ale może mam zły adres 🙁
Witam, pozdrawiam i znikam czytac Herte Mueller
Jotko – zaglądałam, bo z Danką „spiskowałam”. Przepraszam najmocniej, ale …. mogłam Cię wyrzucić. To jest tak, że jeżeli jest jakiś „obcy” adres, to ja go wcale nie otwieram, tylko kasuję. Więc (nie zaczyna się zdania od „więc) więc proszę Cię pokornie – j.kodyniak@wp.pl. Miałam dzisiaj kilka ofert bankowych i przy tej okazji dokonałam pewnie rzezi. Daj mi w łeb przy pierwszej okazji.
Ponoc ludzie, ktorzy stracili wech nie czuja smaku. Jesli tak to kubeczki smakowe same z siebie tez nie wystarcza. Smak w takim razie jest nierozerwalnie polaczony z zapachem i wtedy co znaczy slony bez zapachu?
Powinno sie zrobic liste tanich win a nie z „gornej polki” bo ile osob na to stac na codzien? Zreszta ta gorna polka tez rozna bywa i widze, ze grand cru francuskie to juz nie to samo. Nadawali tego za duzo i tylko cena jest grand a cru juz nie takie. Przewodnik po winach za 10zl. Tzn wina po 10 zl nie przewodnik. Cos takiego sie powinno ukazac. Tu sie talent sommeliera sprawdzi. Wtedy kazdy moglby sobie wino do obiadu zafundowac. Pisac o roznych winach ktore juz ktos opisal i oczywiscie sie zachwycac bo z gornej polki to dla mnie zart. Zawsze mam wtedy ochote na test z opaska na oczach, ciekawe ilu by wtedy wiedzialo co pije (i za ile).
Jesli wino kwasne to jak ono komplementuje potrawy? Jesli juz tego kwasu nie czujemy po jakims czasie to czym my sie zachwycamy? Tym pierwszym kwasem czy tym, ze go juz nie czujemy i co to ma wspolnego z doborem wina do potraw skoro smakuje inaczej z kazdym lykiem, itd, itp……
Milego dnia zycze z dobrym, niekwasnym, niegorzkim winkiem z duza iloscia tanin, zapachem lawendy i kolorem chabrow za 12 zlotych polskich zakupionym w Lidlu bo slysze najtaniej 🙂
P.S. Ja tez nie lubie sikaczy ale ostatnio zakupilem skrzynke po $10.00 (zwykla appelacja, Bordeaux) i dwie butelki po $45 grand cru (z tych tanszych ale jednak), przyznam ze te Chateau Courteillac ($10.00) smakowalo mi bardziej.
Ja z doskoku.
Rozbieranie smaków na czynniki pierwsze odbiera smak – kubki boczne, takie i owakie, jakby to było ważne…. Co to jest – laboratorium chemiczne, czy pogaduchy łasuchów, którzy lubią dobre jedzenie?!
Kojarzy mi się z odwiecznym pytaniem na lekcjach języka polskiego – a co poeta chciał przez to powiedzieć?
Poezję się czuje – albo nie. To samo z jadłem, które może być poezją samą w sobie. Albo hamburgerem z jakiejkolwiek sieci fast-food.
Prawdziwy smakosz wie, co dobre i jak podawać:
http://www.youtube.com/watch?v=X2B_mMTX4TQ
ewa piękna ta jesień … dzisiaj wieje w Warszawie i wcale miło nie było chociaż słonko świeciło …
Danuśka dzięki za inicjatywę …:)
jemy i pijemy bo nam smakuje ale czasem warto poczytać jak ta nasza chemia działa 🙂 … ja tam słucham prawie zawsze co mój organizm chciałby skonsumować … bo pamiętam jak w dzieciństwie dzieci jadły węgiel albo ścianę albo kot trawę i prababcia to tłumaczyła, że widocznie właśnie tego organizm potrzebuje … a czy ściana miała piaty smak? … pewnie tak … 😀
Alicjo, podaj mi prosze ten link do Twoich „zbiorow” z przepisami, potrzebne mi jest dobre nadzienie do kaczuchny
Morągu,
wystarczy nacisnąć na mój nick, a strona sie pojawi. Zerknęłam, ale nie widzę tam kaczki nadziewanej, zaznaczam, ze nie patrzyłam uważnie, strasznie jestem zarobiona dzisiaj. Może cos znajdziesz, a jak nie, to blogowisko Ci podrzuci pomysły na pewno.
A ja mam kupę roboty do skończenia i na dodatek – rzadko, bo rzadko, ale akurat dzisiaj! – boli mnie głowa 🙁
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/
YYC’ecu, zaimponowales mi tym rekawem, wierze, ze to tylko moglo byc dobre
Konopielek, gdybym nie znal, tobym zatlukl
Nemo 🙂
Kaczka faszerowana wieprzowiną z grzybkami
Kaczka, 25 dag mielonej wieprzowiny, 4 suszone grzybki, 2 łyżki oliwy, 3 łyżki sosu sojowego, 2 cebule, 4 ząbki czosnku, 2 jaja, pół łyżeczki ostrej papryki, sól
Kaczkę umyć i osączyć. Sos sojowy zmieszać z solą i tą mieszanina natrzeć ptaka z zewnątrz i wewnątrz. Drobno pokrojoną cebulę podsmażyć na oliwie, dodać pokrojone w paski (uprzednio namoczone) grzyby, czosnek wyciśnięty w prasce i mięso wieprzowe. Smażyć aż mięso złapie kolor. Odstawić z ognia, wbić jaja, dodać sos sojowy i paprykę (może być inna ostra przyprawa np. cayenna). Nadziać kaczkę farszem, zaszyć i piec w piekarniku do miękkości i zrumienienia.
To naprawdę bardzo smaczna kaczka.
Slawek dobre bylo. Tym bardziej cieszy, ze pierwszy raz. Teraz zaluje, ze winka nie chlupnalem do srodka. Marynata to oliwa, soja sos, rozmaryn, oregano, tymianek, bazylia i czosnek swierze. Sol, pieprz no i cebulka i marchewka i wszystko razem ziuu do rekawa (czesc ziol w calosci). Ponoc mozna w nim kaczke ale cos nie wierze bo jak skorka wyjdzie w tym chrupiaca? Natomiast schab moze byc fajny zwlaszcza taki na wedline, nie wysuszony. Chce zrobic z syropem klonowym taki niby po kanadyjsku (proby na nastepny wyjazd do Kraju). Ciekawe jakby rybe cala, bez tluszczu wiec dla tych co mysla o kaloriach, moze byc dobre i ryba nie wysuszona a to wedlug mnie jest najwieksze zagrozenie i psucie ryby czyli przesmazanie. Takie polaczenie pieczenia z gotowaniem. I robi sie szybko w miare ja chyba nawet przeciagnalem (dokladnie jakies 40 min). W sumie to bylo 945 gram poledwiczek plus cebula i marchewka no i ziolka. Pachnialo b. ladnie.
O, ja o kaczce wspominam a tu Gospodarz przepis daje. Za tydzien wlasnie planowalem kaczuszke bo ludzi zaprosilem a mam dwie od Amiszow jeszcze wiec prawdziwe to przepis jak znalazl 🙂
YYC, podpieram Piotrowy przepis, wprawdzie zamiast wieprzowny uzywam drobiecych watrobek i wale w to zielony pieprz ze sloika, farszu robie na tyle duzo, zeby jeszcze „kaczora” nieco od spodu okleic, oczywiscie lepiej jesli kaczor jest niestara kaczka, ok 1,5 do 2 kg po wypatroszeniu, zdziebelko koniaczku pod koniec wcale jej nie szkodzi, podaje przy swiecie z obgotowana wstepnie navet ? (za chwile wkleje fote ) i ” usmazona ” w skarmelizowanym cukrze
o takie:
http://www.catalogue-fr.com/navet.jpg
im mniejsze, tym lepciejsze
YYC, kaczkę też można, tylko 20 minut przed końcem trzeba rozpruć rękaw i się zrumieni. Ja bardzo często w tym piekę.
Dzeikuje za przepis, nawet mi sie podoba, dowiozlam sobie grzybki, kaczke robie jutro, gdyz oczekuje rewizyty z Wa-wy, a teraz ide dalej czytac, pani Herta Mueller ma wiele racji i dobry jezyk, ktory bardzo dobrze jest oddany w swietnym, ponadprofesjonalnym polskim tlumaczeniu, czeka mnie jeszcze ksiazka Andrzeja Barta „Rewers”, tez pyszny jezyk i skojarzenia.
Nie otwiera mi sie zdjecie ale to moze dlatego, ze w pracy (czasem rozne roznosci blokuja i nigdy nie wiem co i dlaczego), sprawdze w domu. Dzieki za przepisy. Mam dwie kaczuszki i 7 osob. Kaczki nie wiem ale chyba takie wlasnie po circa 1.5 kg. Mrozone. Drobiowe watrobki tzn kurze czy kacze? Pieprz w calosci. Ze sloika jest miekki ale czy caly czy go jakos wymietosic znaczy rozetrzec z reszta? Wieprzowina byla juz mielona ale watrobki pewnie sa w calosci wiec czy je zmielic, rozgniesc?
MalgtosiuW dziekuje. Czy kaczke w rekawie sie piecze szybciej?
W weekend pewnie zrobie po staremu bo bym sie bal eksperymentowac na przyjaciolach ale w sumie bym sprobowal w tym rekawie.
Czas pieczenia jest taki sam, ale piekarnik czystszy 😀
Sławku,
Navet to po polsku rzepa 😉 Takie rzepki u nas rzadko bywają w całości, natomiast popularne są szatkowane i kiszone.
Kaczkę lubię a la bordelaise. Nadzienie: bułka namoczona w mleku, wątróbka, czosnek, zielona pietruszka, suszone borowiki, oliwki, sól, pieprz.
Można też nadziać mieszanką kwaśnych jabłek w kawałkach, śliwek suszonych i boczku krojonego w kostkę. Jabłek nie obierać. 3/4 nadzienia do kaczki, resztę ułożyć dookoła pod koniec pieczenia.
Jolinku, przepraszam, ze tak pozno odpowiadam na propozycje spotkania 16 listopada. Niestety, juz od kilku dni mam ten wieczor zarezerwonany na spotkanie z przyjaciolmi, dla ktorych jest to jedyna mozliwa data. Ale wydaje mi sie, ze dzieki propozycji Danuski spotkamy sie u niej 12go. Bardzo sie ciesze.
yyc, reportaz zdjeciowy z rekawem bardzo ciekawy i dla mnie odkrywczy bo nigdy jeszcze nie uzywalam tego do pieczenia. A kucharz z Ciebie przedni! Kaczki tez na pewno sie udadza a i gosci uszczesliwisz.
a tu jest kocia co „spiewa i tanczy” w kazdym razie bawi sie dobrze, no i jak bylo jej…. mieszkamy wiec razem wraz…. reszty juz nie wymieniam
http://www.joelle.de/uploads/1257175984/gallery_7894_3259_46202.jpg
dobry wieczór bando
:::
miałem dziś rybny dzień
brałem udział w warsztatach z szefami kuchni
znęcaliśmy się nad rybami
tuńczyk, łosoś, king fisch
i dwie, których nazw nie zapamiętałem
umówmy się, że były to „chemi” i „burundi”
(brzmieniowo mi tak pasuje)
:::
ja zrobiłem tuńczyka, którego usmażyłem na karmelu zamiast oleju
kolega zrobił eskalopki z kingfischa (zaziołowane)
a podaliśmy go na łososiowym carpaccio
świetnie wypadły ryby z sosem grzybowym (podgrzybki)
ale najlepszy był mus z tuńczyka
za to zaskoczył mnie tuńczyk marynowany jak saviche
a podany z bitą śmietaną
Kaczka, kurak czy indor pięknie się zrumienia w plastykowym worku nawet bez rozdzierania, ja tak zawsze traktuję indyka i rózne inne mięsa, po prostu samo „dojdzie”.
Fantastyczne jest to, że w tym worku nie trzeba co rusz latać i polewać, a efekt końcowy – bardzo dobry, łącznie z przyrumienionym biustem.
Dziekuje Alino za mile slowo. Z kucharzowanie to jak tutaj wszyscy lubie, ale ja calkowicie po amatorsku w przeciwienstwie do co niektorych. No i zawsze lubilem sie bawic co nie zawsze dodaje smaku 🙂 Niemniej uwazam sie za dobrego amatorskiego kuchcika a na pewno lepszego od wiekszosci moich znajomych. Do tego czesto staram sie robic nowe rzeczy. A kaczki zawsze lubilem. U nas na ogol z jablkami.
Statystyki dla zainteresowanych jak to wyglada na prerii.
W sklepach kaczka w porownaniu z gesia nawet nie jest droga (za kaczuszke $10-12) ale strasznie malutkie. U Amiszow wieksze i fajniejsze no i niby z farmy prawdziwej ($20 za kaczke srednio) Gesi u Amiszow tez kolo $25 (czyli taniej w sumie) ale w sklepie juz taka gaska $50+ wiec drozsza od kaczki sklepowej wyraznie. piersi samych nabyc prawie nie mozna a u Francuza drozsza niz cala kaczka w sklepie (ale tez wyglada znaczniel lepiej. Te od Amiszow sa na tyle duze ze po wykrojeniu same piersi sa calkiem, calkiem. Gesi u nich sa tansze w porownaniu ale tez bija raz w roku w pazdzierniku i koniec. Ja mam problem z zamrozeniem wiekszej (np. 3-4 sztuk) ilosci ( z braku miejsca) a lubie gaski bardzo. Jak sie kupuje u Amiszow? Albo na targu stoja w tych swoich czarnych stroja i kapelutkach albo do domu przywaza jak sie zamowi pewna ilosc. Kolezanka u nich zamawia dla paru osob. Glownie kurczaki a dla mnie podrzucaja kaczki i gesi przy okazji niejako. Kurczaki po 5 w worku za jedne $75.00.
Alicjo zrumienia to nie znaczy beda chrupiace. Wszystko w odpowiedniej temperatursze po jakims czasie sie zrumieni. Kacza skora jak jest miekka to mozna ja wywalic wedlug mnie. Mialem niestety okazje taka dostac kiedys w restauracji i przyznam ze uczucie bylo ze kaczka z mikorfalowki. Jak dobrze zrobiona to niebo w gebie i stad moje obawy, ktore Malgosia rozwiala. Tylko ze z tego tez wynika ze wlasciwie robienie w rekawie jest wtedy troche nie potrzebne bo czasu nie skraca a i tak trzeba na koncu rozcinac. W sumie troche jak w brytfannie. Ale i tak sprobuje 🙂
Kaczka wszędzie s..
http://www.youtube.com/watch?v=JmPPA8YgZ5w&feature=related
A co się dziwisz?
http://www.youtube.com/watch?v=47qkF-0hAjE&NR=1
yyc,
ode mnie do Amiszów troche daleko (z 350km, jak nie wiecej), nie rezydują w moich rejonach, ale koleżanki z okolic London bardzo sobie chwalą zakupy u Amiszów.
No tak. Ja ich mam w miare blisko i na targ podjezdzaja. A swoja droga to u was ceny podobne? Ciekawe ile gaska w Ontario kosztuje? Moze jak bede na swieta to sie zrobi…
Ja o tej skorce tak pisze bo bardzo lubie jak chrupie i wyjadam ile sie da 🙂
Kacza najlepsza, taka chrupiaca a jednoczesnie nie sucha.
U Amiszow kupuje wlasciwie tylko drob, czsem na targu ziemniaki czy inne cebule, fasolki etc.
Wlasciwie to Hutterites nie Amisze ale to prawie to samo. Ja sobie na nich mowie Huturyci po naszemu ale to pewnie nieprawidlowo. Jak ktos dociekliwy to sobie zgoogluje 🙂
Witam serdecznie z najranniejszego rana, ciemnego i zimnego. Licho jakieś spać mi nie dało. Wstałam, najpierw ablucje, potem wszystkie inne poranne rytuały. Pomyślałam zagaglądnę na blog, zagadam do kogoś. A tu widzę cisza. Pusto i głucho od północy. To tylko macham szeptem i po obudzeniu miłego dnia życzę 🙂
Ja Jotko mogę Cię pozdrowić z rańca, ale taki sobie jest ze mnie towarzysz, bo za 6 minut muszę wyjść do pracy.