Zgadnij co gotujemy? (6 B)
Zapowiedziałem nagrodę – niespodziankę. Wyznałem też, że nie będzie to żadna książka. No i nadszedł czas by wszystko ujawnić. Kto odpowie prawidłowo na trzy pytania ( a co jest prawidłowe wiem tylko ja i nawet Stanisław nie zbije mnie z pantałyku!) ten otrzyma piękny czerwony fartuch z nadrukiem Akademii Gotowania Kurta Schellera oraz równie piękny kubek „Polityki”. Oto dzisiejsza porcja pytań:
1 – Kurt Scheller wydał dwie książki w języku polskim; wymień choć jeden tytuł.
2 – Pod koniec XIX wieku wymyślono danie zwane musli; w jakim kraju to było?
3 – Przed ponad stu laty zjawili się w Polsce mistrzowie cukiernictwa emigrując nad Wisłę spod szczytów Alp i zainicjowali tu niebywały rozwój słodkiej produkcji; wymień choć jedno nazwisko.
Proszę szybko łapać mysz w rękę i wysyłać dobre odpowiedzi na adres: internet@polityka.pl Kto pierwszy ten lepszy czyli fartuch i kubek już jego.
Komentarze
deszcz, silny wiatr i 2 stopnie w Warszawie … pogoda do niczego …
Pogoda do niczego?
Stanowczo protestuję !!!
Polska złota jesień:
http://kulikowski.aminus3.com/image/2009-10-13.html
Pytania tak łatwe, że tylko szybkość decyduje. A z tą będąc w pracy można zabłysnąć tylko przy zadaniach służbowych, które mają pierwszeństwo. Ale wysłałem.
Niestety, mój komputer zadecydował za mnie. Od kwadransa usiłuję wejść na stronę Polityki i przez kwadrans wyświetlał mi się biały ekran. Wrrrr….
Właściwie pierwsze pytanie jest podchwytliwe, a dostrzegam to po czasie. Nazwisko, które podałem dotyczy właściwie rzeźbiarza (inni podają, że złotnika ram), którego syn dopiero został cukiernikiem terminując u innego przybysza spod Alp o włoskim nazwisku, który przybył do Polski już jako mistrz cukiernictwa. Jak zwykle, trzeba wiedzieć, do jakiego klucza Pan Piotr podłoży odpowiedzi.
a teraz jeszcze śnieg …
Marek tak powinno być ale pomarzyć ….
zagadka chyba łatwa bo i ja prawie wiem ale tradycyjnie nie startuje
Ja dziś nie marudzę i chciałem przesłać podziękowania w 2 kierunkach: Pyra i Nirrod, za sugestie pyrskie 🙂
Tylko spać, a spać; a z chłopem, a z ładnym… Tak mawiała moja Teściowa w podobną pogodę
Tak to jest, jak się człowiek spieszy, a jeszcze telefony przeszkadzają. Z pośpiechu nie sprawdzałem w internecie i podałem nazwisko z drugim imieniem, a pierwsze imię pominąłem. Ciekawe, co z tego wyniknie.
Czyżby w Poznaniu było podobnie do Trójmiasta? Tylko jak spać, kiedy trzeba do pracy? Kiedy czas zmieniają. W ostatni weekend października, choćby niepełny, czy w ostatni pełny? Bo jak zmienią, to chociaż raz się pośpi dłużej.
Witam,
pogoda chyba wszędzie taka sama, choć to żadna pociecha. Na szczęście nie mam psa,więc na razie nie muszę wychodzić z domu.Zadania kulinarne na dzień dzisiejszy to naleśniki z twarogiem na obiad i gotowanie bigosu. Trochę pracy z tym będzie.
po co ładny jak się śpi i nie widzi … 😆
w ostatnią soboto/niedzielę października zmieniają ….
Jak się zasypia patrząc na coś ładnego, to się ma lepsze sny. A jak się budzi i widzi ładne, to się wstaje w lepszym nastroju. W przeciwnym przypadku przypomina się cytat z rosyjskiej piosenki „wracam do domu, a tam ty” stanowiący kwintesencję żałosnego nastroju.
Ojej, Stanisławie, to rzeczywiście bezbrzeżnie smutne 🙁
Dzisiaj spagetti z bałaganem Alicji.
aaa, i Stanisław kawiarnię polecał 🙂
Krystyno – z tym bigosem w dzisiejszą pogodę to strzał
w dziesiątkę !
Nasz pies odmówił wyjścia na spacer widząc co się dzieje.
Zachęcona relacją Gospodarza, recenzjami z gazet
oraz dla mojej ulubionej Meryl Streep byłam wczorajszego
wieczoru obejrzeć „Julie i Julię „.
Meryl genialna,wspaniała rola.
Wszystko co związane z Francją oraz kuchnią francuską i
nie tylko oglądam bardzo chętnie,ale…
Dla mnie ten film mógły być krótszy o jakieś 30 min,
jest trochę monotonnny, szkoda,że zabawna scena ,
jak ta z krojeniem cebuli jest tylko jedna.
Tym niemniej zachęcam.
A Nemo chyba dalej na Sycylii.
Pogoda Katania :
Wkrótce – godz 12-18
Temp.: 21 °C
Ciśn.: 1015 hPa
Wiatr: 13 km/h
Śnieg: 0.0 mm
Deszcz: 0.3 mm
Też ma trochę wiatru i deszczu.
ALE NA TERMOMETRZE 21 STOPNI C !
znaczy, nie tylko kawiarnię, ale na stronie cennika nie podają 😉
Ojej, po temperaturach w okolicach 25 stopni Celcjusza, bieganiu w krótkich spodniach, przeskok do jesiennej polskiej rzeczywistości raczej trudny.
Pyro – pamiętam o zaproszeniu i dziękuję za jego ponowienie. Myślę, że odezwę się na początku listopada. Teraz muszę się uporać z zaległosciami. Przed nami kilka imprez rodzinnych. A i zdjęcia trzeba przysposobić skoro bez nich za próg nie wpuścisz 🙂
Haneczko – gratulacje i wielu pięknych kolejnych jubileuszy 🙂
W ubiegłym roku zrobiłam nalewkę z pigwy. Był to mój debiut w tej materii. Przepis wzięłam z internetu a potem zgubiłam. Nalewka, nie tylko moim zdaniem, była pyszna.
Pora zrywać pigwę, ale nie mam oewności, jak zrobić nalewkę. Czy mogę prosić o podpowiedź?
A propos zawieruszonych przepisów- to czy Żaba
mogłaby przypomnieć proporcje na puchatkę ?
Aby Wam polepszyc nostalgiczno-jesienne humory wywolane brrr… pogoda:
– zawitala do nas wreszcie wiosna, swieza zielen na drzewach, krzakach i innych roslinkach gnie sie ku ziemi szarpana nieustepliwa reka wiatrzyska zakonczona mroznymi szponami. Na akacji przed domem pojawily sie kiscie bialych kwiatow i jak szybko sie pojawily tak szybko opadaja na dol jak sniegiem obsypujac trawnik, chodnik i ulice.
Porwany wiatrem ptak-nieszczesnik zawisl na galezi niczym Azja na palu, inny rozbil sie o kolumne ganku.
Ale generalnie JEST wiosna. Wczoraj nawet widzialam przez chwile slonce za oknem.
Pozdrowiatka od zmarznietego zwierzatka
Echidna
1 szklanka cukru,
1 szklanka maki,
2 lyzeczki proszku do pieczenia,
1/2 szklanki oleju
i 5 jaj – calych (no bez skorupek)
E.
Echidno – Bóg zapłać !
O właśnie! Krystyno, poproszę metrowca 🙂
Pigwówki nie mam przy sobie, jesli będzie trzeba, zapodam wieczorem.
Dla zainteresowanych oryginalny tekst Wysockiego:
– ??, ???, ?? ???????? ???????????,
???, ???, ??????? ????????!
??? ?? ???? ??? ??????????????…
??????? ????? – ??? ?? ??????!
i oczywiscie „mokre” owoce. Ja ostatnio zrobilam z kiwi. Wyszlo wspaniala. Wlasnie dojadamy.
E.
Oryginany Stanislawie. Rzeczywiscie. Chyba tylko za duzo nut…
E.
Super. Spróbuję jakoś inaczej:
– ty, Zin, na grubost’ narywajeszsja,
wsie, Zin, obidiet’ norowisz’!
Tut za dień tak nakuwyrkajesz’sja…
pridiesz domoj – tam ty sidisz!
Chyba zbyt łatwe pytania. Swiadczy o tym wielość prawidłowych odpowiedzi. Pierwszy był Stanisław (pytałem o nazwiska więc imię to rzecz drugorzędna) i ona jest właścicielem fartucha Kurta Schellera i kubka „Polityki”. Pluszak przegrał ze Stanisławem o pierś (to zwrot sportowych spraqwozdawców). A za nimi jeszcze 12 innych osób. Tłok!
A prawidłowe odpowiedzi to:
1 Książki Kurta: Kuchnia polska jakiej nie znacie i Szefa kuchni wędrówki po świecie
2 W Szwajcarii
3 Lardelli, Semadeni, Blikle (Antoni)
Gratulacje dla zwycięzcy. Pewnie będzie mu do twarzy w czerwonym.
Wygląda, że Nemo ryzyko się opłaciło. 21 stopni niby umiarkowanie, ale marzy nam się teraz taka pogoda. Echidno, nie przewidziałem i potem się poprawiłem. Ale przepis spróbuję wykorzystać. Tylko na kiwi jestem uczulony.
Echidno, czyżby Antypody ocieplały się odwrotnie 😯 To bardzo brzydko z ich strony. Nie wolno Zwierzątku zabierać wiosny 👿
Gratulacje Stanisławie, pięknie Ci będzie 😀
Dopiero teraz doczytałam wczorajsze i okazało się,
że Zgagda też była na „Juliach „. U mnie publiczności
troszku więcej było.
Stanisławie- skoro wygrałeś dzisiaj fartuch i to jeszcze
taki sławny, to do pracy w kuchni musisz się zabrać.
Teraz nie masz wymówki. Ale czy żona Cię wpuści ?
Nie wolno! Tez glosno wolam VETO! Ino jakos nikt tam na gorze nie slyszy lub slyszec nie chce.
To chyba w ramach tzw global warming nam „przygrzalo”.
Stanislawie –
pierwsze zrobilam z wisniami, na dodatek rozmrozonymi. Tez bylo wysmienite. A dodatkowa zaleta jest prostota wykonania.
E.
Stanislawie –
gratulacje. Teraz to tylko: zalozyc fartuch, ten czerwony, i zaparzyc w kubku jakis polityczny napitek.
E.
Dziękluję Gospodarzowi. Konkurs był łatwy, ale bardzo ciekawy. Musli wymyślone w Szwajcarii kojarzy się z potęgą szwajcarskiego przemysłu spożywczego. Tymczasem musli wymyślił lekarz dla pacjentów swojego sanatorium.
Jak można się domyślać z pozostałych pytań, cukiernicy przybyli ze Szwajcarii, choć dwóch z nich miało włoskie nazwiska. Ale Antoni kazimierz Blikle, założyciel w 1869 roku cukierni przy Nowym Świecie, terminował u Semadeniego, bo ojciec Fryderyk nie był cukiernikiem.
Lardelli, nazwisko teraz zupełnie zapomniane, to była potęga cukiernicza. Cukiernia otwarta w 1902 roku przy Kruczej, potem cała sieć cukierni, cukiernio-kawiarni i fabryka wyrobów cukierniczych przy Polnej. Lubiana kawiarnia z ogródkiem przy bagateli.
W czasie okupacji antypatriotyczny wyskok Dołżyckiego, przed wojną dyrygenta FN, który dzierżawił kawiarnię przy Polnej, spowodował bojkot tej kwawiarni. Lardelli wkrótce zmarł, ponoć ze zgryzoty. Po wojnie firmę znacjonalizowano, a rodzina przeniosła się do Szwajcarii, skąd synowie kilkakrotnie przyjeżdżali do Polski z misjami Czerwonego Krzyża.
Dziekuję za gratulacje i miłe sugestie. Fartuch założę chętnie. Ukochana wpuszcza mnie do kuchni bez oporu, a ostatnio robi coraz częściej aluzje do mojej coraz rzadszej tam obecności. Naprawdę ostatnio z czasem jestem na bardzo krótkiej pozycji.
Może zacznę od tego ciasta z wiśniami. Albo na razie od omleta na śniadanie, bo kubek do rozmieszania czegoś z żółtkami się przyda. Omlet „biszkoptowy” bardzo lubiany przez jednego z domowników.
Znalazłem, choć wcale nie tak łatwo, opis sprawy Dołżyckiego:
Zdzisław Sierpiński: ?Nie wolno było grać Chopina. Był jednak wyjątek; nie dotyczyło to obu koncertów fortepianowych. Była taka kawiarnia na Polnej ?Lardelli?. Wziął ją w pacht przedwojenny dyrygent Filharmonii Narodowej, uczeń Młynarskiego, niejaki Dołżycki. Byłem tam na koncercie, kiedy w programie był Schumann i Chopin. Oba koncerty fortepianowe miał grać dobry pianista Śmidowicz. Sala była pełna. Przy jednym stoliku siedziało kilku umundurowanych Niemców. Publiczność zamawiała kawę i ciastka. Kiedy Dołżycki już miał zacząć ?Niedokończoną Symfonię?, jednemu ze słuchaczy wypadła z ręki metalowa łyżeczka i z hukiem spadła na marmurowy blat. Dołżycki opuścił batutę, odwrócił się i zwracając się do Niemców powiedział, że bardzo przeprasza za zachowanie tych nie kulturalnych Polaków, ale trudno się dziwić, przecież to są ?untermentche?. Słysząc to wszyscy pozostali słuchacze wstali, pospiesznie zostawiali pieniądze za kawę i gremialnie wyszli. Zostali sami Niemcy. Wydarzenie to opisał ?Biuletyn Informacyjny? i ogłosił, że dyrygent Dołżycki zostaje wykluczony z Narodu Polskiego, a odwiedzanie ?Lardellego? będzie uważane za sprzeniewierzenie się polskości?.
Przytoczyłem, jak było. Niedokończoną symfonię napisał Schubert nie Schumann, o ile pamietam. Nie ma tam partii fortepianowych, więc chyba oba koncerty Szopena miały być po „Niedokończonej..”, co daje ogromny koncert, bo „Niedokończona…” mimo takie nazwy wcale nie trwa krótko.
Ale sądzę, że nieścisłości muzyczne nie mają tu znaczenia. Zastanawiam się tylko, czy te słowa dyrygenta nie były niezbyt udanym szyderstwem pod adresem Nimców. Ale pewnie to moje wishful thinking.
I jeszcze wątpliwości, czy Dołżycki był dzierżawcą kawiarni czy też „wziął w pacht” nalezy w tym przypadku tłumaczyć jako objęcie w tej kawiarni działalności muzycznej. Może ktoś wie?
Historia to mój konik, a pierwsze pytanie nasuwa tyle refleksji. Już w 1905 roku u Nardellego można było jeść lody m. in. sojowe, ogórkowe, serowe i piwne. Sorbet szparagowy opisywany jakiś czas temu przez Gospodarza nie musi więc być taką nowością w polskiej gastronomii.
Inną nowością u Nardellego była pierwsza w Królestwie Polskim kawiarnia tylko dla pań z czytelnią bogato zaopatrzoną w żurnale i magazyny kobiece niemal z całego świata oraz z bilardem i szachami. Przy powszechnym wówczas zwyczaju prowadzenia męskiej obsługi kelnerskiej, tutaj kelnerkami były panie. Kawiarnia ta mieściła się przy Bodouina, gdzie poprzednio była kawiarnia i wytwórnia ciast wyprowadzona na Polną w 1909 roku i wówczas, po dodaniu drugiej sali, nadano jej damski charakter.
Dzisiaj belferskie święto !
Niech nam żyje nauczycielski stan !
Serdeczne uściski dla Pyr- Młodszej i trochę Starszej !
Sporo wiem o kawiarnicha lwowskich, wileńskich, wiedeńskich i krakowskich; mało o warszawskich. To miasto i jego materia raczej mnie nie interesowały, czyli wiem tyle, ile przeciętny zjadacz literatury. Biorąc pod uwagę liczne grono warszawiaków na blogu, mam dość instynktu samozachowawczego, żeby niepotrzebnie się nie narażać.
Danuśko – prawie wszyscy blogowicze mają za sobą doświadczenia belferskie – Jotka, Stanisław, Aszysz, Jerzor – tłukli głową w mur studenckiej niewiedzy, Pyry, Ryba, i z pięć innych osób doświadczyli łomotu serca słuchając odpowiedzi maturalnych; nawet od dawna nie pracująca Nemo kiedyś przyznała się do jednorocznej pracy nauczycielki przedmiotu ścisłego (rok i nigdy więcej) Pewnie jeszcze kilkanaście osób takie doświadczenia miało. To jak ospa wietrzna – przejść trzeba w odpowiednim wieku.
To ja trochę pogody tu wprowadzę w niepogodę ?
Jak pisałam miałam bardzo udaną wycieczkę … słoneczko świeciło nam cały czas i miało się wrażenie, że to sierpień a nie październik … wycieczka nie była organizowana przez biuro podróży tylko prywatnie przez moją firmę i myślę, że to również było przyczyną udanej wyprawy … kierowcy i pilot byli pilnowani przez Pana organizatora i to skutecznie … i mimo, że przejechaliśmy autokarem ponad 4000 km nie było to męczące bo postoje i noclegi były bardzo dobrze zaplanowane … 🙂
Pierwszego dnia ok. 18 godz. dojechaliśmy do Znojmo i mieliśmy czas przed kolacją zobaczyć jak stroją miasto na niedzielny festyn piwny oraz na obejrzenie trochę zabytków … Jedzenie tradycyjne tj. jakaś zupa typu rosół z warzywami i knedliczki z mięsem …. do wyboru piwo lub wino … piwo dobre … wino takie sobie … śniadania na przejeździe właściwie takie same jajecznica, parówki, wędlina i sery, masło, miody, dżemy, kawa, herbata, sok, mleko i musli… owoców i warzyw nie było … na deser ciasto
Następnego dnia pojechaliśmy rano do uroczego małego miasteczka Telc a potem do miasta Ceski Krumlow …. Ten Ceski Krumlow to po prostu cudne miasteczko mieliśmy sporo czasu by zobaczyć prawie wszystko co warto zobaczyć i napić się kawy nad rzeką … była niedziela i na rynku był festyn z okazji Świętego Wacława … śliczne uliczki, urocze domy, rzeka u podnóża zamku pełna pływających pontonów i kajaków …. pięknie było tam… 🙂
Potem już przejechaliśmy Austrii i zatrzymaliśmy nad Jeziorem Bodeńskim na podwieczorek … ludzi od groma bo w niedalekim Monachium był Oktoberfest …. Obejrzeliśmy piękny zachód słońca i do Petting gdzie spaliśmy (na kolacjo/obiad zupa z kluseczkami wątrobianymi ? bardzo dobra, na drugie pieczone ziemniaki i polędwiczki w sosie kurkowym, warzywa na parze, lody na deser) … stąd trzeciego dnia ruszyliśmy do Szwajcarii i tam zobaczyliśmy wodospad Rhine Fallus i Zamek Laufen … A potem Bazylea …. ja akurat w tych rejonach nie byłam i z przyjemnością zobaczyłam nowe rejony Szwajcarii …. przydały mi się własne wiadomości z dawnych pobytów i pisane przez nemo ciekawostki o życiu w Szwajcarii to się trochę nimi podzieliłam z resztą naszego towarzystwa… chodząc po Bazylei zdziwiło mnie, że na ławkach siedzą tam takie lumpy i piją wódkę i piwo na ławkach …. nie byli to Polacy …
Wieczorem zawitaliśmy we Francji do miasta Bussang (gdzie są źródła rzeki Mozeli) w paśmie gór Wogezów … mieszkaliśmy w ośrodku mojego francuskiego pracodawcy na poziomie naszego Zakopanego a miasteczko widzieliśmy z góry … widoki z okien prześliczne … jedzenie bardzo dobre: śniadania skromne bo bagietki, masło, dżemy i miody, jajko do gotowania, herbata, mleko, kakao, musli, grzanki i owoce …. lunche dosyć bogate bo przystawki, coś na gorąco, bufet serów, bufet deserów i owoców ? mnie bardzo smakowały pasztety gęsie i perliczka ze szpinakiem z boczkiem smażonym i serem, obiady to już full wypas bo dania duże, do tego zupy kremy …. bardzo dobre było danie po alzacku smażona kapusta, kiełbasa (dwa rodzaje), szynka, pieczone ziemniaki … Wino bardzo dobre ? 🙂
Byliśmy tam 6 dni i stamtąd były trochę wycieczek …. Opiszę to trochę później oraz powrót do Polski przez Niemcy ?
Witam wszystkich i życzę miłego dzionka – mimo niemiłej dla nas pogody. Ja sobie tak myślę, że matka natura musi nam zarozumialcom, pokazać jak bardzo jesteśmy maluczcy i nie mamy co marzyć o spełnieniu się legendy, o Dawidzie i Goliacie. Z nią (na szczęście) nie wygramy ! 🙂
Danuśko, ja „wygrałam” podwójny los na loterii kinowej, bo nie musiałam słuchać chrupania popcornu no i jako, że byłyśmy na poranku, dzięki promocji zapłaciłyśmy za luksus tylko po 13,- zł. a nie po 20,- 😆
Alicjo, wygląda na to, że jednak sprawdziły się prognozy, z portalu zainstalowanego mi przez zięcia. Przynajmniej jeśli chodzi o opady śniegu 😀
Mam prośbę – apel; czy ktoś z Was pamięta jaki tytuł miała piosenka Maryli Rodowicz, w której m.in. były słowa; „i nie daj mi Boże poznać tak zwanej życiowej mądrości” – „coś” w tym stylu ? Bardzo bym jej chętnie posłuchała znowu ale nie pamiętam tytułu. A gdy ta piosenka była na „topie”, nie myślałam, że mnie dopadnie kiedykolwiek skleroza 😳
http://www.youtube.com/watch?v=1kQwREgf3Z4&feature=PlayList&p=EBE98CDDF7405E55&playnext=1&playnext_from=PL&index=101
Ojej, ale gafa 🙁 Przepraszam, zapomniałam na wstępie pogratulować dzisiejszym laureatom nagrody Gospodarza ! Stanisławie a Tobie gratuluję (oprócz czerwonego fartuszka) tak rozległej wiedzy o historii warszawskich kawiarni. Szkoda, że tylko Blikle ostał się w ogólnopolskiej świadomości. Reszta cukierników byłych i obecnych ma cieszy się jedynie lokalną sławą.
Dziękuję za Osiecką – Rodowicz i Jolinkowi za sprawozdanie i Zgadze za nastrój. Cześć, idę do roboty
Oczywiście szósty wyraz „ma” należy skreślić 🙁 Tak to jest, gdy się ma w trakcie „stukania” kilka koncepcji zdania 😉
Stanisławie 🙂 … Nauczycielom lekkiej pracy …. 🙂
ja mam dzisiaj spotkanie z wychowawczynią z podstawówki … jak ja dojadę to nie wiem … Warszawa pod śniegiem i 0 stopni 🙁
Po wyjaśnieniach otrzymanych od Pyry, pozdrawiam
oczywiście całe nasze blogowe, ciało nauczycielskie.
Ja szczerze mówiąc też miałam krótki belferski epizod
z nauczaniem francuskiego.Lekcje były przeznaczone dla
inżynierów wybierających się na kontrakty do Algierii.
Ach,kiedy to było !
Haneczko, nawet nie masz pojęcia, jak mnie uszczęśliwiłaś !!! Jak tę piosenkę słyszałam po raz pierwszy, to mnie ciarki przeszły. Z wiekiem, gdy sobie tylko te słowa przypominałam, to miałam nieodparte wrażenie, że Agnieszka Osiecka trafiła w samo sedno pojęcia „szczęście”. Ile radości z życia psuje nam tzw.doświadczenie życiowe. Z wiekiem, każdy krok się zaczyna analizować i tłamsi się radość poznawania. Kiedyś myślałam nad tzw. konfliktem pokoleń i „z mety” przypomniał mi się właśnie ten fragment piosenki i doszłam do wniosku, że winą za ten konflikt należy „obarczyć” doświadczenie życiowe. W ogóle uważam, że Agnieszka Osiecka była geniuszem i już.
„Trzeba mi wielkiej wody, tej dobrej, i tej złej
na wszystkie moje pogody, niepogody duszy mej…
(…)
…oceanów mrukliwych i strumieni życzliwych
wysokopiennych lasów, i bardzo dużo czasu!
Toż ja tę Wielką wodę tłukę tutaj stale (trzeba mi wielkiej wody – jakbym jej pod nosem nie miała!).
Po siódmej, a dopiero czerwienieje na wschodzie 😯
jotka ,
sporo przepisów na nalewki jest tutaj:
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/
(patrz alfabetycznie).
Podobno świetną pigwówkę robi Grigorij (Włodzimierz Press), sąsiad Gospodarza – może by tak Gospodarz poprosił o przepis? 😉
Sie zrobi. Jesteśmy w tym samym Klubie Piwnym więc nie może mi odmówić. To ja jestem prezesem, on tylko spija piankę!
A u mnie dramat, dziecko chce byc „natychmiast” odebrane ze szkolnej wycieczki a znajduje sie w odleglosci o 700 km od Berlina
Haneczko,przepis na metrowca podam Ci wieczorem. Jest dość długi,a ja smażę naleśniki. Bigos już sam się dusi.
Stanisławie, podziwiam Twoją wiedzę i gratuluję kolejnej wygranej.
Czas by takze Prezes zaczal pianke spijac.
(A my chetnie do tego spijania przylaczymy sie. Cala BB. „Kupa Mosci Panowie”! No ale bez szabli bo to czlaka jakiegos mozna przez przypadek skaleczyc. A to boli. Oj boli.)
Dobranoc z mej polowki
Pozdrowiatka od zwierzatka
Echidna
Dziękuję Krystyno 🙂
Dobranoc, Echidno, u mnie pora wstawać 😉
morąg ,
Ty nie pękaj i się nie ugnij pod presją, niech Dagny wytrzyma te parę dni wycieczki, możliwe, że się jej spodoba. Raz „poratujesz” – i już zawsze będziesz musiała, niech się dziecko hartuje. Da sobie radę!
nie chce jej odbierac ale zawsze jest nie tak jak powinno byc, jak bym jej nie puscila na ta wycieczke to mialaby pretensje, ze jej nie puscilam a teraz ma pretensje bo jest „osamotniona”
„opuszczona”
Zanim zakopie sie pod kolderka powiem Wam jedno – znowu cos zaczelo „bzdzic”. Zeby choc porzadnie padalo. A do tego zimne wiatrzysko. Do bani taka wiona!
Tuptam w strone przytulnego i cieplego lozeczka
E.
Dziękuję za nowe gratulacje. Zawsze to miło przeczytać.
Pieknych czeskich miasteczek jest mnóstwo. Zawsze zachecam do odwiedzenia Kutnej Hory, leżącej troche na uboczu, choć niezbyt daleko od Pragi.
Dawno nie byłem w Szwajcarii. Ostatnio z 5 lat temu i tylko w Genewie, więc niewiele widzieliśmy z zachowań ludzkich. A z dawniejszych pobytów zapamietaliśmy Szwajcarię jako zdecydowanie elegancką. Szczególnie zapamiętaliśmy całe rodziny imigrantów afrykańskich i azjatyckich bardzo starannie ubranych spacerujących po parkach. Z całą pewnością nie byli to turyści lecz pracownicy hoteli i sanatoriów z rodzinami. Żal, że to się zmieniło.
Stanisławie – gratuluję wygranej, ale przede wszystkim erudycji 🙂
Alicjo – dzięki za przepisy. Jak pogoda przestanie wariować pójdę do ogrodu zrywać pigwy, teraz nie chce mi się nawet nosa za próg wystawić. Poprzednio zasypywałam owoce cukrem aż do puszczenia soku. Dodawałam na końcu rum, ale nie pamiętam czy była tam też rum i wanilia.
Dziękuję wszystkim za życzenia dla belfrów. Lubię uczyć jeżeli studenci mają ochotę się uczyć, oczywiście w ramach normy. Coraz bardziej męczy mnie to, że uczelnie wyższe zmieniają się w fabryki dyplomów. Zastanawiam się czy nie pora odpuścić sobie, ale póki co rozpoczęłam kolejny rok belferki. Ciągle jeszcze satysfakcja przeważa nad zniesmaczeniem. Towarzyszom belferskiej doli i niedoli: wszystkiego dobrego 🙂
Też wszystkiego najlepszego edukatorom wszelkim. A fabryki dyplomów smucą. Naciski ogromne, żeby wszystkim zaliczać, bo utrata studenta to utrata pieniędzy. Obłęd jakiś się z tego robi.
Nie chce się w pokoju siedzieć, gdy tak miło na dworze. Więc do jutra
;);
Belfrom dziś wiwaty ślemy,
trochę słońca im prześlemy.
I szwajcarskiej czekolady,
by im gładko szły wykłady.
Blikle pączki może prześle,
tarteletki też podeśle.
Skoro zima tak nam wcześnie zawitała
o jesiennej porze już przygnała,
to bigosy czas już dusić
i ….. pigwówką daj się skusić !
Wlasnie sie obudzilem i szybciutko podaja odpowiedzi (a nuz zdaze i cos wygram):
1 Książki Kurta: Kuchnia polska jakiej nie znacie i Szefa kuchni wędrówki po świecie
2 W Szwajcarii
3 Lardelli, Semadeni, Blikle (Antoni)
Dzisiaj zatem toast za belfrów 🙂
Stanisławie,
a to paradoks… tutaj student się uczy, żeby jak najwięcej skorzystać, bo zapłacił, i nie stać go na zmarnowanie roku. Są studenci zdolni i mniej zdolni, ale podejście (generalnie, rzecz jasna) jest takie właśnie.
Zdolniejsi maja różne stypendia i nie chcą ich stracić, więc się przykładają, inni albo płacą „z kieszeni”, albo korzystaja z pożyczek studenckich – ale te trzeba spłacić. Nie ma miejsca na zbytnią niefrasobliwość, chyba, że kogoś stać na bycie wiecznym studentem.
Tu wygląda to tak http://www.polityka.pl/szkoly-z-kasa/Lead30,933,303296,18/
No jeszcze nie przeczytalem wpisow bo wlasnie do pracy dotarlem. W Calgary drugi dzien sniezycy i potwornej, powtorze potwornej slizgawicy. Naprawde nie pamietam kiedy tak bylo ostatni raz. Wydaje mi sie, ze grunt jeszcze jest w miare cieply i padajacy snieg tworzy na nim cieniutenka warstewke lodu a na to snapaduje kolejny snieg i jezdzi sie jak Sonia Henie albo ladniej. Temperatrura zelzala w stosunku do niedzielei i jest tylko -5C (w niedziele -17C). Miasto juz zapowiedzialo ze do konca tygodnia nie sa w stanie nic zrobic. Tylko do konca tygodnia ma sie rozpogodzic i byc +12C i slonce to miasto moze nas w de pocalowac. Tak dzialaja sluzby w miescie w ktorym snieg w pazdzierniku nie jest niespodzianka i w kraju slynacym z zimy 🙂 Kiedy sa wybory?
Poza tym wszystko w normie czyli po staremu. Mam nadzieje ze pazdziernik nie jest zapowiedzia snieznej zimy. Mam cicha nadzieje ze sie wypada a potem juz tylko sloneczko i cieply wiatr od gor (tzw. chinook). Chinooks to cieple wiatry ktore potrafia calkowicie stopic snieg siegajacy kolan w ciagu paru godzin a temp. zmienic z dajmy na to z -20C wieczorem do +10C rano. Ludzie dostaja glupawki bo nie na wszystkich dobrze dziala. W Calgary opowiadaja dowcip, ze kiedys kowboj podjechal do saloon’u i uwiazal konia przy paliku wystajacym ze sniegu a jak po paru godzinach wyszedl z saloon’u to kon wisial na wiezy koscielnej.
No to tyle o pogodzie. Mam nadzieje ze teraz miejscowa sie bardziej podoba. Jak wyjdzie slonce to bedzie ladnie w Calgary tylko te samochody na poboczach….
Dzień Nauczyciela, a Segregator znowu ściąga!
Jotko – ja najpierw zamrażałam pigwę, potem cukier, potem spiryt a wodą+ w goździki, na końcu rum. Jeżeli rzeczywiście wpadniecie na degustację, skosztujecie pigwówki Pana Lulka – na miodzie, bardzo słodka. A tak w ogóle , to mam słoiczek orzechówki Żaby, tę pigwówkę Lulka, aroniówkę teściowej Ryby, swpką wiśniówkę, cytrynówkę i na owocach dzikiej róży no i jeżynówkę, która się właśnie produkuje
yyc,
wczoraj ogladałam w dzienniku tę jazdę figurową na chodnikach Calgary – kiepskich macie łyzwiarzy, co rusz, to któryś leżał 😯
Pyro a jak ty zamrazasz spirytus? i czemu zamraza;as cukier? aka sobie ciekawosc 🙂
Kolo mnie sie zawsze ustawiaja z kamera bo zjezdza sie z gorki do centrum i tam nie ma mocnych. Mozna jechac w zolwim tempie ale jak lod to lod. I tylko puk i kolejny puk i tak az sie ktoremus uda zatrzymac. W gore czasem nie ma jak podjechac no i sie tworza korki bo co zrobic, wysofac sie nie ma jak. Troche zabawy z tym jest od czasu do czasu.
Pigwę, Sławciu, reszta au naturell. Mam mało światła na klawiaturze i piszę „z pamięci” czyli z niczego. Zmrożona pigwa przesypana cukrem, poczekać aż się cukier rozpuści, dorzucić 2 goździki, wlać spieytus z wodą; potrzymać 6-8 tygodni, zlać w butelki. Dojrzewa co najmniej pół roku.
U mnie w okolicy pigwy jeszcze na krzakach.
Przy tej pogodzie same się zamrożą.
No to poczytalem i sie przylacze do zyczen dla nauczycieli. Niewdzieczny ale piekny zawod. Bez dobrych nauczycieli nie bylo by nas.
Przylacze sie rowniez do pochwal pod adresem Stanislawa. Mam nadzieje, ze czesciej bedziesz nam podawal podobne historyczne opowiesci, anegdoty etc jak to dzisiaj zrobiles. Interesujace i bardzo milo sie czytalo.
Syzyfowe prace przerwaly mi wiesci od Lulka:
Lulkowke odcielo od swiata.
Szlag trafil wszystko: prad, telefon, internet.
Telefon i prad mieszkancy wymodlili sobie u Swietego Michala i juz odzyskali.
Z internetem grubsza sprawa, technicy nie potrafia powiedziec, kiedy usuna awarie. U mnie zreszta tez zrywa polaczenia.
Pan Lulek natomiast w dobrej kondycji. Cale szczescie, ze nie jest elektryczny!
Podobno gdzies pod Wiedniem padal snieg. I pomyslec, ze tydzien temu temperatura dochodzila do 29 stopni?
Wracam toczyc swoje glazy pod gore?
Trzymajcie sie cieplo!
Ja się trzymam ciepło. W domu – bo na dworze choć pieknie, ale zimno.
haneczko ,
przeczytałam artykuł i większą część komentarzy. U nas nie do pomyslenia, żeby nauczyciel akademicki latał z uczelni na uczelnię i odwalał „edukację”. Długo by gadać… Nauczyciel akademicki jest co roku oceniany przez studentów, i nie są to oceny typu – ta pani jest durna i ma wszy jak ruskie czołgi, bo oblała mnie na egzaminie. Nauczyciel jest dla studenta, a student płaci – więc ma prawo wymagać. Nauczyciele staraja się mieć dobrą opinię u studentów – od tego zależą też granty na rozwój pracowni, na pracę własną nauczyciela etc.
Inna rzecz, że tutaj nauczyciel akademicki dostaje sabatical co 5 lat – roczny płatny urlop na rozwój naukowy i czas na jakieś badania, publikacje etc.
Można się skupić na edukacji młodego pokolenia.
Czego polskim nauczycielom akademickim życzę!
I tym z *młodszych klas* też 🙂
Nareszcie po dwóch tygodniach z okładem mam swobodny dostęp do internetu.Odrobiłam skrupulatnie zaległe lekcje,ileż ciekawych rzeczy dowiaduje się człek na tym blogu.
Ściskam wszystkich jubilatów ,solenizantów i nauczycieli
Wczoraj yyc wspomniał takie wymyślne danie z drobiu.Tak się składa,że w mojej rodzinie przyrządzało się drób w ten sposób,na szczegolnie ważne okazje.Ciotka mojego ślubnego sprzedała takowy przepis swojej przyjaciółce.Duszyczka miała talent kulinarny i lubiła pitrasić ,upiekła więc
to cudeńko na dzień służby zdrowia.Danie okazało się rewelacją,a pani Duchowa przy każdej okazji opowiadała wszystkim jak to ona piekła indyka nadziewanego kaczką ,w którą z kolei wpakowała kurczaka.Podczas kolejnej opowieści mąż owej pani lubiący sobie siarczyście przekląć wrzasnął …tak tak w indyka kaczuszkę,w kaczuszkę kurczaczka,a na koniec pipipipii wróbelka.1f
Witaj, Eska 🙂
No to teraz wyobraz sobie takie danie z wielbłąda, sporego jagnięcia, 20 kurczaków, że o reszcie nie wspomnę 😯
Podobno i setka się wyżywi 😉
yyc,
kiedy ruszamy na łów? Wielbłąda oczywiście – w Kanadzie zaczyna być zimno, może jakieś egipty?
Już kiedyś rzuciłam, tu przypuszczenie, że w totemie mojego plemienia musiał być zwierz zasypiający na zimę. Niech tam sobie Jerzor z szuflą od śniegu, niech Nemo na nartach, a Alicja w drodze „za róg”. Ja kocim obyczajem w kłębek w ciepłym miejscu. Tak to zwykle czynię – a w tym roku nie. W tym roku wyruszam na zimowe plaże bałtyckie. Panny do Paryża, a Matula z psem nad Bałtyk. Wypuszczę psa do ogródla i nie muszę telepać się po trawnikach. Wieczorami będę dokładała starań w osuszaniu Matrosowych zapasów – tylko jego kolekcja whisky będzie bezpieczna – nie przepadam.
Tak, tak, potwierdzam ciepło w Egipcie. W zeszłym tygodniu w Asuanie było ponad 40 stopni, w Kairze koło 30. Wydawałoby się, że w takiej kamiennej piramidzie to jednak powinno być ciut chłodniej, a jednak nic z tego, duchota taka, że co poniektórzy zawracali w pół drogi.
Alicjo, no wlasnie trzeba by gdzies na poludnie ale wolabym jakies Karaiby. Egipt troche daleko a latania mam dosc chyba, ze stawiasz business class to wtedy chetnie. Ja postawie w zamian obiad 🙂
Sniegiem sypie nieublaganie wiec sobie w pracy wszyscy zycza Merry Christmas. Tacy dowcipnisie sa.
Małgosiu, a wielbłąda jadłaś?
yyc…
zimą zawsze marzy mi się to drugie Kingston 😉
I owszem, na Karaibach.
Ja pilem wielbladzie mleko prosto od wielblada bo innego na pustyni nie mieli 🙂
Wielbłądy tylko oglądałam z zewnątrz. Ogólnie kuchennie nie było zbyt ciekawie, bo hotel nastawiony głównie na Rosjan, statek był bardzo kameralny i miał fantastycznego kucharza i zwykle było jakieś danie podpisane jako egipskie, ale na ogół były to jakieś warzywa. Początkowo, postraszeni „zemstą faraona”, bardzo się pilnowaliśmy z jedzeniem, ale z czasem nam przeszło, jak dowiedzieliśmy się że lód do napojów robiony jest w wody mineralnej, a na statku usłyszeliśmy jak oni myją owoce i warzywa (najpierw w zwykłej wodzie, potem 3 godziny w chlorze, a na koniec płukanie w mineralnej).
Znów wlazłam 😉 Życzenia rodzinnym „belfrom” złożyłam, choć nawet nie wiem czy u naszych zachodnich sąsiadów jest taki dzień czczący nauczycieli. Ale starsza obywatelstwa nie zmieniła, więc potraktowałam ją „po naszemu”.
Obiadek zjadłam i teraz mogę z uśmiechem złożyć najserdeczniejsze życzenia samych radosnych dni, wszystkim „blogowym” nauczycielom byłym i obecnym.
yyc, masz rację, to wspaniałe, że w poszczególnych etapach edukacji zawsze znajdą się nauczyciele z prawdziwego zdarzenia. Kilkorgu z nich zawdzięczam ogromnie dużo. Przede wszystkim ciekawość ludzi i wzmocnienie – wyniesioną z domu – tolerancję dla ułomności ludzkiej natury.
Esko, czytając historyjkę o p.Duchowej, uśmiałam się „setnie”. Sama też wolę każdego z przedstawicieli drobiu z osobna, teraz już mogę powiedzieć, że z obawy o wróbelka 😆
Jedyne danie, które zostanie mi w pamięci to zupa krem z marchewki, była fenomenalna.
Pogoda jak jest,można zobaczyć za oknem albo w telewizorze.Po obiedzie,zamiast wejść pod kocyk,pojechaliśmy do Rewy zobaczyć sztorm.Wprawdzie taki na miarę Zatoki Puckiej,ale to też coś. I nie byliśmy jedynymi ciekawymi. Woda wlewała się na jezdnię,plaża całkowicie zalewana przez fale, a cypla rewskiego w ogóle nie było. Arkadius wie, o czym piszę. Wiało bardzo mocno,deszcz z gradem siekł po twarzach,ale warto było to zobaczyć.
Bigos,który dziś gotowałam udał się nieżle.Jutro jeszcze raz go będę dusić i dodam trochę czerwonego wina. Mogę nazwać go myśliwskim,bo dałam sporo dziczyzny i jałowca. Jest sporo pracy,ale warto.
Pigwę zbiera się po pierwszych przymrozkach a wtedy nie trzeba jej zamrażać. Tę samą zasadę stosuję do dzikiej róży i tarniny.
Danuśko
przyznaję że i ja z wykształcenia należę do tzw. ciała pedagogicznego.
Co prawda nie pracuję w szkole, ale zaliczyłam praktyki i jeszcze udzielam korepetycji z francuskiego. Ale to długa historia.
Wszystkiego dobrego dla nauczycieli!
Z innej beczki, oglądałam właśnie wiadomości z Elbląga i Zalewu Wiślanego i lekko się przeraziłam. Miesiąc temu tam pływałam:
http://picasaweb.google.pl/EryniaG/ZalewWislany
http://picasaweb.google.pl/EryniaG/Elblag#
podaję Ci przepis na ciasto zwane metrowcem:
składniki na jedno ciasto-
8 łyżek wody /większych /
8 łyżek oleju ”
3 całe jajka
1 szklanka cukru
2 szklanki mąki
1 czubata łyżeczka proszku do pieczenia
Jajka utrzepać z cukrem,stopniowo dodawać wodę i olej, a następnie mąkę z proszkiem do pieczenia. Najlepiej ubijać wszystko trzepaczką.Ciasto jest dość rzadkie. Pieczemy w długiej blaszce keksowej posmarowanej masłem i posypanej bułką tartą.
Drugie ciasto pieczemy z dodatkiem kakao. Zamiast ok.połowy szklanki mąki dajemy taką samą ilość kakao.
Po wystudzeniu kroimy obydwa ciasta na kromki ok.1,5 cm.tak jak chleb i smarujemy kremem. Układamy kromki jasne na przemian ciemnymi. Ciasta z reguły nie wyrastają identycznie ,ale można kromki wyrwnać albo nie przejm doować się nierównościami /ja tak robię/.
Krem :
gotuję budyń śmietankowy albo waniliowy,z tym że dodaję jeszcze ze 2 łyżeczki mąki ziemniaczanej,tak aby budyń był dość gęsty. Musi dobrze wystygnąć i wówczas trzeba go utrzeć z miękkim masłem najlepiej przy pomocy miksera.Bardzo wskazane jest dolewanie po troszeczku mocnego alkoholu -wódki czystej lub spirytusu. Krem musi być dobrze schłodzony,bo wtedy jest gęsty i dobrze się rozsmarowuje. I tak powstały nam dwa ciasta,które na koniec polewamy polewą czekoladową.
Przechowujemy ciasto w chłodnym miejscu ,można w lodówce.
i mamy ładne pasiaste kawałki.
Takie ciasto warto przygotować dla większej liczby osób,bo jest go dużo.W sumie przygotowanie,choć zajmuje trochę czasu, nie jest skomplikowane.
Zapisuję w dzienniku pod datą 14 pażdziernika 2009 – odgarniałem śnieg!! Znaczy gdybym pisał dziennik to bym zapisał w wigilię imienin Jadźki, że odgarniałem breję śniegową.
Na obiad, jakbym wiedział że zima będzie, flaki, flaaakii gorąąceee!!! dwa dni gotowałem…. na wołowym ogonie… i już pooooszłyyyyyy….
Stanisławowi gratuluję nowego kubeczka!
I życzę sobie by nikt w środy ani inne dni nie przeszkadzał Mu telefonami gdy on w pracy zajęty konkursem i blogiem bo staje się nerwowy i robi błędy które mogą Go wiele kosztować!!
Praca przecież nie zając, a fartuch jeden….
A to czytaliście??
http://wyborcza.pl/1,75480,7117066,Akademia_wyzysku_finansowego.html?as=1&ias=5&startsz=x
Dziiiiiś wieeecznych stuuudentów już niee maaa.
Kto tak śpiewał?? kto….
wrobelek, ptaszyna niewielka,
wrobelek jest druh nasz szczery
kochajcie wrobelka dziewczeta,
kochajcie do jasnej cholery
Ten przepis zamieściłam dla Haneczki. Próbowałam tłustego druku,ale te wyrazy nie zostały wydrukowane. Przy okazji będę jeszcze próbowała.
WAŻNA UWAGA – ciasto należy kroić ukośnie,tak aby otrzymać ładne pasiaste kawałki.To cały efekt ,oprócz smaku,tego ciasta.
Haneczko,w razie wątpliwości,udzielę potrzebnych informacji.
Antek, flaki z ust mi wyjales, w niedziele na targu nabede, Rude w jakis Bangladesz, czy Marakech sie udaje, Mlody nie lyka, ale sobie uzyje, majeranek juz posiadam, flaszke sie dokupi, oj bedzie bal, gosci nie przewiduje, no chyba, zeby ktos, kto doceni, zapraszam
LUDZIE!
GROM BY TO SPALIŁ I PORZĄDNY PIERON PRASNĄŁ!!!
Przyjechała ekipa , ogrodziła teren (zejściowy do jeziora, luka wśród domów, mój widok na Collins Bay) – i będą budować! Pewnie jakąś wielką stodołę! I po widoku będzie 🙁
http://www.youtube.com/watch?v=-5BXGz1Viso
Idę popłakać do kącika 🙁
Alicja, przyznam, ze podzielam gromy i pierony i zaden Stan tego nie skompensuje, moze znajomi hipisi, co namiot przy budowie rozepna i zniecheca skutecznie nabywco-konstruktora?
tym bardziej, ze prawie zima i kto by budowal,
Nie maja gdzie się rozbić, te hippisy, chyba, że na ulicy, ale wtedy policja ich do tiurmy lub do lasu 🙁
Czy na działce może straszyć?! Ale kiedy, przecież w nocy nie będą budować, więc kogo tu straszyć…
FORTEL PILNIE POTRZEBNY!
Oj Sławku, jak znam życie, jutro przyjedzie kopara, usunie pół skarpy, pojutrze stana jakieś tam coś, betoniara, a w przyszłym tygodniu będą fundamenty gotowe 🙁
Wysadzić?!
Widział ktoś wielbłąda od wewnątrz??
Ja podobnie jak Małgosia W. tylko z zewnątrz.
Alicjo, spokojnie, już kiedyś alarmowałaś, może to takie cykliczne manewry służb, grają Ci na nerwach. Może to nie płot tylko anteny?? Tarcza….ta co jej u nas nie będzie? Do was bliżej, tańszy transport.
no!
a przynajmniej dac do zrozumienia, ze nie lubisz, jakis zolty dym, czy co tam Indianie pod reka maja, bawole oko, strusie jajo, watroba od chimpuka, spalony kajak, czy inny, straszacy patent, no przeciez Ci widok paskudza, cel okresla swiadomosc, wyraz sie jasno, ze ida Ci wbrew, postaw Im piwo i niech buduja gdzie indziej, malo to miejsca w Kanadzie?
Alicjo jezeli to prawda to swinstwo, przede wszystkim co to ma byc, moze jakis protest mieszkancow zmontowac
Żaden protest – to teren prywatny, a co będą budować, to się okaże, na pewno nikt nie wywalił 300tys.$ na to, żeby łączkę kosić – tam budują zwykle wypasione chałupy-koszmarki, no i oczywiście nie wybudują inakszego, niż urbanista zatwierdzi. Tak czy owak, nawet parterowa mi zasłoni widok 🙁
Mogłam se kupić, ale fortuna przetoczyła się bokiem 🙁
Postawić im piwo? Miejsca w tej Kanadzie faktycznie sporo, ale oni lubią siedzieć na kupie! Przecież ta działka jest akurat na tyle, żeby między Frankiem i sąsiadem z prawej ewentualnie kosiarkę przeprowadzić na drugą stronę domu 🙄
Mam! Może zacznę z Frankiem wyprawiać hałaśliwe party jedno za drugim, z fajerkami włącznie? Frank głuchy, to mu i tak wszystko jedno, a na sztuczne ognie z przyjemnościa popatrzy 😎
Obawiam się,że protesty chyba nic nie dadzą. Działka jest prywatna ,pozwolenia są i nowi lokatorzy będą mieli widoki, a reszta już się napatrzyła. Ja wkrótce przeprowadzam się w miejsce z ładnym widokiem. Mam nadzieję, że nikt mi go nie zasłoni ,ale też nie mogę być tego pewna. Oj,byłabym wściekła !
o, zapomnialem o Franku, moze kosiarka wiecznie koszaca, nawet snieg ich zniecheci, Frankowi i tak pikutek, zaplacisz tylko rachunek za prund
Która z Pań przedwczoraj pisała, że na grechutki to nie, że to inne pokolenie, ale na Gałczyńskiego to taaak! Uwaga! Sławek stosuje!
etam, widzisz, ze „tylko” Cichaly biora
Przesądzone – kibelek przywieziono, postawiono dla ekipy, wywieszono napisy w stylu verboten, no trespassing, nielzia, to juz nie strachy, to poczatek roboty. Nic to, Górka została, a za Górką las – park miejski, tego nie ruszą, zbóje 👿
Na widoki o świcie będę latać do Franka na molo, oby żył jak najdłużej!
widzieliscie kiedys takiego piesa, co mial czapke z zyrandola na odwyrtke na baniaku, coby lizac sie nie mogl?
wycialem z mineralnej mniejsza wersje i nosze na kciuku, coby podobnie mu do glowy nie przyszlo, gangrena straszyl, po zasznurowaniu gumka od wecka, wiec niech sie wietrzy, jakos na konowala nie potrafie znalezc czasu, a raczej odwrotnie,
Alicja a moze wynajmniesz sobie na tydzien tubylcza zulie z piwkiem i laweczka (taka jaka podziwiala Jolinek a ja codziennie podziwiam w Berlinie) czy wasza kraina nie ma tykich dzieci dobrobytu, moze jak tacy obsiada okolice to sie tym nowym wlasciciela odechce
Morągu,
musiałabym importować z Polski, tutaj rzadki towar, zwłaszcza w mojej wsi 🙁
A pobierać w miejscu publicznym niczego nie można 🙄
Zresztą nie mieliby się gdzie rozlokować, chyba, że u mnie na froncie – ale wtedy mnie by pociagnięto za konsekwencje, jako właścicielkę posesji. Tak zle, i tak niedobrze 🙁
Sławek,
Ty się z tym kciukiem nie wygłupiaj, może chociaż zdezynfekuj porządnie jakimś spirytem? Zalecane jest część miejscowo – polać pole operacyjne, a część doustnie – wlać.
Dobry wieczór!
Może się przyda – http://www.second-opinions.co.uk/fat-not-protein.html ?
Nalewkę z pigwy zrobiłam tak:
2 kg pigwy pokrojonej na plasterki (bez pestek)
25 dkg cukru
litr alkoholu 70%
pigwy do słoja, zasypać cukrem, zakręcić (słój), odstawić na 2-3 dni, potrząsać, cukier ma się rozpuścić. Goździka wrzucić, można dwa. Zalać procentami. Odstawić na 6 tygodni. Zlać rzadkie, owoce zasypać lekko cukrem. Jak się rozpuści i wyciągnie, co miał wyciągnąć zlać do poprzedniego zlewu. W butelki i niech stoi, najlepiej pół roku. Jak bardzo przypili, to 3 miesiące.
Krystyno, wydrukowałam sobie, bo ja muszę wszystko mieć na papierze. Mam trzy keksówki: 35, 31 i 26 cm. Który rozmiar dokupić na drugie?
Alicjo, bardzo Ci współczuję. My mamy z trzech stron wieś, a czwarta się zabudowuje. Działka za naszymi oknami jest jeszcze wolna, oby jak najdłużej. Ale wschody słońca już nam w większości zabrało, razem z kawałem nieba 🙁 Sporo zostało, bo działki duże, ale żal 🙁
Sławek, popieram Alicję. Coś Ty zrobił temu palcowi? Skaleczyłeś? Coś użarło? Paskudztwo wyłazi, czy wyleźć nie chce? Babkę lancetowatą poszukaj, stłamś trochę, przyłóż, bandażem zamocuj. Jak ona nie da rady, to zrób ze sobą jak z dzieckiem. Z dzieckiem popędziłbyś do lekarza nie bawiąc się w klosze i rozważania o czasie 🙂
Wrzuciłam metrowiec Krystyny i przepisy na nalewki z pigwy do /Przepisów.
Na pociechę (construction zone naprzeciwko) chyba przejdę się jutro za róg i kupię pigwy, bywają pod nazwą japanese pear, flachę wódy i zrobię nalewkę.
Najpierw zamrożę te pigwy, co mi szkodzi. Spirytu u nas niet, więc będzie lżejsza wersja.
Haneczko,
Sławek wziął sobie i tego palucha urżnął kilka dni temu. Moim zdaniem najwyższa pora wziąć to serioznie, skoro do tej pory sie nie goi.
No mówię, że jak z dzieckiem 👿
Alicjo! Może odkupisz jednak działkę? Podsyłam :[//cash]
Wczoraj zięć przywiózł mi paczkę z przetakiem, cebulkami szafirków i tulipanów. tyle ich jest, że podzielę się z Eską i pewnie z własną córką. Paczkę zięć odebrał już wcześniej na poczcie, pokwitował odbiór …i paczkę zostawił, bo był z dziećmi, i jak zrozumiałam, te mu się rozpierzchły. Rzucił się żeby je połapać i zapomniał o paczce. Wczoraj go zapytałam, czy odebrał paczkę i co ona za jedna była skoro jej nie przywiózł do mnie. Skonfudował się nieco i wyjaśnił, ze zadzwoni na pocztę i zapyta, czy rzeczona paczka jeszcze tam na niego oczekuje. Okazało się, że tak i wieczorem mi ją dostarczył.
Wielkie dzięki w imieniu moim i koni!
Nie udało się się, a już miałam nadzieję 🙁
Sroczyk już postawili, to macham ręką – będę zalewać smutek pigwówką. Ciekawa jestem, jak im to szybko pójdzie, będę fotosprawozdawać.
Hm… może tak
:cash:
Pozbierałam nasiona bazylii i czarnuszki.
6a6a- taki kod 🙂
Piekę dzika. Marynował się w zalewie śliwkowej od poniedziałku. Teraz wsadziłam w rękaw foliowy oba kawałki (to jest szynka i łopatka, bez kości), znaczy każdy kawałek osobno i zamiast spać pilnuję piekarnika. Durna baba i tyle. Wcześnie rozmnażałam bigos, dobry wyszedł, ale połowa garnka, więc dzisiaj dokupiłam kapusty, boczku i kiełbasy, i nawet kacze nóżki i biusty. Jak już ochłonęłam w domu i zobaczyłam ile te kacze kawałki kosztują to się schytrzyłam i wrzuciłam je do zamrażarki (i tak były głęboko mrożone), zjemy je z siostrą jak już kiedyś do mnie dotrze.
Miałam dzisiaj zamiast dzika piec placki do tortu (14 – 29 urodziny syna), zakupiłam nawet brakujące produkty, ale okazało się, ze nie wszystkie, jeszcze mi potrzebne mielone orzechy.
U nas dzisiaj właściwie nie padało w dzień, nawet słońce miejscami było, ale wiało przepotężnie. Jak wróciłam z zakupów to najpierw zobaczyłam, ze konie ze stada „halowego” ganiają nie po swoim pastwisku, czyli wlazły na to, gdzie są śliwki, a wjechawszy na podwórze nie zobaczyłam jednej blachy na dachu nad wybiegami (tam gdzie te nowe boksy), natomiast sąsiednia powiewała jak sztandar. Jakimś cudem ściągnęłam pana, który kiedyś miał udział w przybijaniu tych blach i udało mu się je z powrotem przytwierdzić. Ta blacha, której nie było, znalazła się po drugiej stronie budynku.
Ja zaś naprawiałam pastucha i namawiałam konie, zeby wróciły po dobroci na swoją część pastwiska. Ponieważ zjadły już wszystkie opadnięte śliwki, więc w końcu same przeszły przez otwartą bramkę. Tam gdzie był zerwany pastuch to oczywiście się bały.
kupilam bardzo smaczne mleko. produkowane technologia ELS. Sprawdze co to takiego. Komp ma dosyc, zamienia litery i alt nie dziala.
Dobranoc Ł= , o to wybija zamiast dwukropka i nawiasu!
ESL
,,….Nowe produkty Milandia to przede wszystkim mleko produkowane w technologii ESL, wkrótce ruszy również produkcja śmietan. Oba produkty obok marki łączy …
Żabka zasnęła przy klawiaturze ….
Haneczko,
Do pigwy oprócz goździków dorzucam korzeń imbiru i odrobinę kardamonu. Ma wtedy ciekawszy smaczek.