Szynka już się marynuje
I to drugi tydzień. Właśnie dziś lub najdalej jutro czyli w piątek chyba zakończę ten proces. Wprawdzie poprzednia (dwa lub nawet trzy lata temu) leżakowała w zalewie niemal trzy tygodnie ale rezultat nie był najlepszy. Wydaje się więc, że 12 – 14 dni marynowania jest okresem zupełnie wystarczającym.
Ponieważ do Wielkanocy jest jeszcze trochę czasu, to opiszę proces powstawania tego podstawowego świątecznego dania, bo może ktoś zechce zrobić to też samodzielnie, zamiast kupować kota w worku czyli szynkę produkowaną w nieznanych, anonimowych zakładach mięsnych.
Pierwszym krokiem jest kupno dorodnego kawałka wieprzowej szynki. Moja pochodzi z Sokołowa Podlaskiego i waży ponad pięć kilogramów. Musiałem więc dobrać odpowiednio wielkie naczynie do marynowania. Mam na szczęście sporych rozmiarów glinianą beczułkę, którą wykorzystuję właśnie do takiego celu.
Zagotowałem spory gar wody, wrzuciłem do niego surowe jajko i zacząłem sypać sól. Gdy roztwór był wystarczająco nasycony solą jajko wypłynęło na powierzchnię i zostało wyjęte. (Dogotowane na twardo zużyte zostało do sałatki a jego smak nie uległ zmianie. Sól nie przeniknęła przez skorupkę.) Zwykłą sól uzupełniłem saletrą (jedna małą torebeczką). Dzięki niej szynka będzie miała piękny czerwony kolor. Po ostudzeniu zalewy i dodaniu listka bobkowego oraz kilku łyżeczek cukru ułożyłem mięso w glinianej beczułce, zalałem marynatą, przykryłem dużym talerzem, na którym ulokowałem spory kamień jako obciążnik.
W czasie gdy mięso moczyło się w solance zająłem się wędzarnią. Oczyściłem haki, na których w ubiegłym roku wisiały wędzące się pstrągi, wymiotłem wszystkie pajęczyny, oczyściłem siatkę zabezpieczającą wędzące się produkty przed upadkiem na ziemię gdyby zerwały się z zawieszek i przeczyściłem półtorametrowej długości komin prowadzący poziomo od paleniska do skrzyni wędzarniczej. Wszystko czeka już tylko na rozpalenie ognia.
Mam odpowiedni zapas porąbanej olchy i wiśni, które nadadzą szynce właściwy aromat. Rozpalając ogień muszę tylko pamiętać, by nie był on zbyt intensywny a raczej aby drewno żarzyło się i dawało jak najwięcej dymu. Dym zaś docierając do mięsa przez betonowy komin trochę ostygnie i szynka nie wyschnie lecz uwędzi się. Ten proces będzie trwał przez cały dzień. Potem szynkę wrzucę do gara z wrzątkiem by ją zaparzyć lecz nie ugotować. Woda więc winna lekko bulgotać.
Na koniec – zanurzam szynkę na krótką chwilkę w lodowatej wodzie, by powstrzymać ucieczkę soku, który nadaje jej niepowtarzalny smak. Mam nadzieję, że wszystko przebiegnie jak należy.
Komentarze
Nowy- to wprawdzie nie jest koncert na dwa świerszcze i wiatr w kominie,ale może jednak będzie Ci się podobał 😉
http://www.youtube.com/embed/96I_UrTOZF0
Ściskam naszego Jubilata bardzo serdecznie i życzę kolejnych pięknych wypraw do Afryki,do Nałęczowa czy też wszędzie tam,gdzie serce Cię poniesie 🙂
Jak widać w przygotowaniach wielkanocnych prym wiedzie Pyra i Gospodarz.
U mnie kuchnia nadal w rozsypce,ale już w najbliższy weekend przewidziane wielkie układanie i sprzątanie.Wczoraj Osobisty Wędkarz wykonał na kolację wielce smakowite danie w mikrofalówce:ułożył w szklanym naczyniu kolejne warstwy pokrojonych w plastry warzyw:marchewki,cukinii,ziemniaków oraz drobne różyczki brokułów.Dodał sporo czosnku,posypał ziołami prowalsalskimi i zalał sosem pomidorowym.Myślę,że można użyć dowolnych warzyw,które mamy akurat do dyspozycji i też będzie ok.
Dostałam dzisiaj poniższą wiadomość,zatem dzielę się z Wami 😀
Dlaczego mężczyźni są szczęśliwi i nieskomplikowani ?
Ich nazwisko się nie zmienia.
Mechanicy zawsze mówią im prawdę.
Nie jadą na następną stację benzynową,bo na poprzedniej toalety były brudne i nie można było z nich skorzystać.
Nie muszą się zastanawiać,w którą stronę odkręcić śrubę.
Zmarszczki dodają im powagi.
Cena sukni dla panny młodej 5000 zł,wypożyczenie smokingu 500 zł.
Podczas rozmowy ludzie nie wpatrują się w ich dekolt.
Po założeniu nowych butów nie mają na stopach pęcherzy.
Ich rozmowy telefoniczne trwają 30 sekund.
Są w stanie sami otworzyć słoik konfitury.
Nawet,jeśli kumpel zapomniał zaprosić ich na kolację nadal pozostaje ich przyjacielem.
Męska bielizna kosztuje 12 zł w opakowaniu,w którym są 3 sztuki.
Nie widzą,że ich ubranie jest pogniecione lub poplamione.
Jedzenie frytek,mięsa z sosem,chleba,pizzy nie jest dla nich żadnym problemem.
Mają to samo uczesanie przez całe długie lata,a często przez całe życie.
Jedna teczka,jeden portfel i jedna para butów-bez względu na kolor płaszcza albo spodni.
Chodzą w szortach bez względu na stan ich łydek.
Są w stanie zrobić manicure za pomocą scyzoryka.
Zakupy 24 grudnia dla 15 osób zaproszonych na obiad 25 grudnia to żaden kłopot.
Udanego dnia wszystkim Panom 😉
I Paniom oczywiście też !
Nowy – drogi jubilacie – pokoju w sercu, spełnienia wszystkich marzeń i nieustającej radości z życia – z całego serca winszuję. 100 LAT !!!
Danuśko – myślałam, że już jesteś po rewolucji kuchennej. Moja na Podlasiu już jest zmontowana (wyszła nadspodziewanie dobrze) i teraz tylko muszę ją zagospodarować, tzn. przeprowadzić się.
Nowy, zycze Ci szczesliwego dlugiego zycia i serdecznie pozdrawiam.
Wieczorem wzniosę toast za zdrowie Nowego – żeby się spełniło, błogo żyło, romansem darzyło, do domu zawiodło!
Danuśka – bo ja z wyprzedzeniem, jak zwykle po przysięgach „nie robię żadnych świąt” A tego (skończonego) malowania to zazdroszczę – u mnie już bardzo brudno i trzeba by – ale roboty strach i dutki potrzebne, a tu inny remont do opłacenia wypadł. Zadanie spadnie na rok przyszły. l
Krysiade,Pyro-jak wiadomo wszelkie rewolucje są na ogół bardziej bardziej krwawe niż na początku się zapowiadało.Grunt,że na Wielkanoc kuchnia będzie,jak spod igły 🙂
Ale rzeczywiście remont kuchni to niezłe zamieszanie w całym domu.
Krysiade-trzymamy kciuki za pomyślność Twoich wszelkich białowieszczańskich działań !
Nowy – serdeczności urodzinowe, wszystkiego najlepszego!
Jak już przy remontach jesteśmy, to u mnie w najlepsze trwa właśnie remont elewacji. Okna zasłonięte, wiosny nie widzę, ptaków nie słyszę, jak to przetrwać?
Nowy – z okazji urodzin serdecznie Ci życzę zdrowia, uśmiechu, radości, przyjaźni dużych i małych, wymarzonych podróży …
Barbaro, nie zazdroszczę. Uważajcie proszę, bo rusztowania kuszą złodziei 🙁
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_3781.JPG
Krytykę foto mam w nosie, właśnie tak wygląda wschód słońca u mnie (2 minuty temu)
Najlepszego Nowemu 🙂
Nowy – wszystkiego, wszystkiego najlepszego!!! 🙂
Henryk Domiński
WSPOMNIENIE O LUBLINIE
Miasto gdzie dzieciństwo wschodziło śmiertelnem zbożem
namiotem murów opada w pachnące kosze łąk,
po starych, pustych ulicach stracone lata rozwiozę,
miastu je podam do rąk!
W przedwieczerz wygasłe słońce skrzydła rozpina jak cietrzew.
dzwoni o stopnie katedry krzyków dymiących grad
stąd pomarszczonym zaułkom idę naprzeciw,
młodość na barkach kołysząc, dźwignię 22 lat.
Do bram wilgotnych, do skamieniałej historii na prostokątnych
tablicach.
niosę pielgrzymie kroki i rosnę spojrzeń goryczą,
wstrzymuję czas w dawnych napisach
patrzę, milczę, liczę.
Ileż to razy, Lublinie, usypiając w obozie mgły
harmonie z przedmieść obdartych,
przeciągłą melodią szły
na okien czerwone warty?
Wcześniej jeszcze nim mogłem pamiętać, goniłem pociągów pęd
przesuwając paciorki pejzaży za ciemnych tęsknot brwi.
Później w samotnym pokoju znieruchomiały, jak pręt
gasłem pod nawałnicą dni.
Ale gdy księżyc zduszony więzień gwiazd.
długo się tarzał po polach o litość błagając psy.
szedłem z dalekich miast
do ciebie, Lublinie, po sny!
http://www.kraina.org.pl/szlak_literacki_id_1760.html
Małgosiu, no właśnie, żeby nie to, pewnie ucieklibyśmy do naszej letniej chatki, tam przynajmniej wiosnę widać, słychać i czuć 🙂
Nowy – radości w duszy, zdrowia i jak najwięcej Nałęczowa
Alicjo – znakomite!
Nowemu najserdeczniejsze życzenia zdrowia, pysznych potraw, dobrych trunków i wesołych myśli.
Nowy, skoro siadujemy przy jednym stole czasami, to prawie jakbym Cię znał- Twoje zdrowie więc!
Wracając do wpisu Gospodarza, to właśnie ta jedna torebeczka saletry robi ogromną różnicę, wtedy kolor sam w sobie powoduje, że ślinka leci.
Dziękuję za sposób na solankę, do tej pory robiłem na oko, a w zasadzie na język. I zawsze mi się wtedy przypominała wycieczka do Wieliczki i lizanie ścian 😉
Właśnie wysłałam list do Koleżanek Warszawianek 🙂
Danuśko, z kartonem biję się w myślach. Jest pomysł dekantowania ale jest i myśl o pełnej szczerości. Prawda jest taka, że kilkakrotnie we Francji udało nam się nabyć – po degustacjach – kartony, których zawartość zasługiwała na najwyższe uznanie pomimo znikomej ceny. Zakupiony clairet miał kosztować 3,80 EUR za litr, ale zapłaciłem tylko po 3,30 dzięki łaskawości sprzedawcy. Ostatnia myśl to przelanie do pełnych butelek z gwintem i przelaniem do karafki pojedynczej butelki. Moje zainteresowanie tym winem wynika z faktu, że nigdy dotąd go nie próbowałem, gdyż kojarzyło mi się błędnie z winem różowym z powodu jasnej barwy. Co ciekawe jasna barwa czerwonego wina była charakterystyczna dla win bordoleskich w ogóle. Dlatego importowane do Anglii wina z Bordeaux określano jako clarety. I teraz w Anglii claretami nazywają najlepsze 1er grand crus classes, choć te są zdecydowanie ciemnej barwy.
Dzień dobry,
Życzeniami sprawiliście mi dzisiaj mnóstwo przyjemności. Bardzo Wam dziękuję – i za życzenia i za muzykę (Danusiu bardzo fajne) i Asi za wiersz o moim Lublinie i Wszystkim za tyle życzliwości. Od razu mi lepiej na duszy!
Wam – miłego, wartościowego dnia życzę.
Do później 🙂
O, jubilat już nie śpi! No to życzymy spokoju, nowych smaków i stałych a dobrych przyjaciół, bo przyjaciółek (sądząc po blogowych) masz już sporo.
Barbara i Piotr
Dzien dobry,
Nowy, najlepszego!
Nowy! Życzymy najlepszego i najsmaczniejszego.
Nowemu życzę takiego autka do przejażdżek po Nałęczowie:
https://www.flickr.com/photos/divewizard/6053468068/in/set-72157626413762454/
Ps.
Zostałem szczęśliwym posiadaczem aparatu umożliwiającego zrobienie takiego zdjęcia.
Problem leży w tym, że z tyłu nic się nie wyświetla po zrobieniu zdjęcia… Bubel czy co? 🙂
Jestem na wygodnej pozycji takiej, która się nie zna; na niczym. Przede wszystkim na samochodach i aparatach fotograficznych, automatach spawalniczych i armatach samobieżnych. Ponieważ zaś się nie znam, mogę wygadywać największe bzdury na każdy, techniczny temat. Jak dobrze pójdzie, mogę nawet zebrać 23% wyznawców moich bzdurek.
To, co było przewidziane do zrobienia w tym tygodniu, zostało zrobione. W poniedziałek w domu święto wody – będą myte okna, Młodsza z psem wyjeżdża do lasu z młodzieżą na dwa dni szukać kemów, ozów, osadów sandrowych i innych atrakcji polodowcowych, a ja może w tym czasie uporządkuję balkon = albo i nie – w zależności od sił i nastroju. Praca przy jedzeniu świątecznym czeka mnie dopiero od środy. Trzeba będie odebrać zamówioną cielęcinę i ozór, rozmrozić to, co zamrożone i na czwartek przygotować się do wyrobu kiełbasy i wykonania paschy. W piątek pieczenie ale bez mazurków w tym roku (jeden dostanę od Inki, ona będzie jadła mój pasztet) więc tylko pascha i baba drożdżowa. W sobotę trzeba upiec mięsa, ozdobić jaja i wykonać 2 baranki z masła. Sprzątanie tygodniowe, dekoracja stołu i pokoju, przygotowanie gniazd zajączków dla dzieciaków rodzinnych, to już robota Młodszej.
A mnie porzadne towarzystwo pewnie wyklnie, jak sie przyznam ze na Swieta poza (w miare) tradycyjnym sniadaniem, mazurkiem Krystyny i moim najulubienszym miodownikiem bedzie grill :).
Jolly R – co Cię mam wyklinać, chętnie wpadłabym do Ciebie na mięsko z grilla.
Chciałam rocznicowo coś Jacka Kaczmarskiego, ale to takie depresyjne wszystko, a ja już jestem teraz w okresie ochronym; co się będę umartwiała.
Miesko na szczescie bedzie niezle-jagniecina i karkowka w postaci greckiej souvla i souvlaki
A jak wyszła ta szynka dla teścia?
Piracie,
ja jestem lepsza, bo u mnie nawet nie ma planów 🙄
Coś mi się tam po głowie, jak Pyra o oknach wspomniała, owszem, miałam plany, ale szaro-bura pogoda nie sprzyja, nie będę się katować. Mycie okien powinno być przyjemnością, otwierasz ci je, ptaszki spiewają, zielono, wiosną pachnie…a nie takie listopadowe coś w kwietniu 👿
Plany były wtedy, kiedy było dziecko w domu i wokół pełno znajomych Polaków. Wszyscy się porozjeżdżali, to i planów nie ma, coś się wymyśli. A i te okna trzeba będzie wymyć.
Grill to dobry pomysł, jeśli idzie w parze z pogodą.
U mnie w domu zarówno moim, jak i rodzinnym, nigdy się nic w niedzielę nie gotowało, wszystko było zrobione wcześniej i świateczne śniadanie ciagnęło się przez cały dzień, aż do kolacji.
Nie wiem, skąd ten zwyczaj, ale nakazywał, że w Wielką Niedzielę nie wolno nic robić. Wolno natomiast jeść i pić od rana do wieczora. Ja to przejęłam – pieczeń czy indyk były na zimno, zrobione dzień czy dwa wcześniej.
Jednego tylko nie da się uniknąć – sprzątania po wszystkim i mycia garów 🙄
Szynka dla tescia wyszla tak, ze zniknela jak sen zloty w 20 minut, a kawalek byl 1.5 kilograma. Innych cudow na stole tez bylo sporo :). Zawsze sobie obiecuje, ze zrobie przyjecie angielskim sposobem (kanapeczki, buleczki, gesta smietana i dzemik truskawkowy) i zawsze koncze po polsku ;). Nie dziwie sie, ze synowa pod niebiosa chwala …
Jolly R. – ogłoś w rodzinie, że chętnie udzielisz korepetycji
Dla Nowego, dla nas wszystkich, na okoliczność (patrz Pa – s – s ent)
Oj, głupiątko z Pyry
http://youtu.be/-BtaCUG3LyQ
To sie Pyro moja Mamusia kiedys wyglupila i tesciowej udzielala instrukcji, jak kaczke piec :)). Czy musze dodac, ze po osmiu latach od lekcji kaczki jak nie bylo tak nie ma?
Zaraz, ale przecież oni coś jedzą wieczorem, coś gotują?
Zapomniałam dodać, że moja Matka mawiała, że złe gotowanie kosztuje dokładnie tyle samo co doskonałe gotowanie, a właściwie nawet więcej, bo trzeba doliczyć cenę kropli żołądkowych.
U nas też w niedzielę wielkanocną śniadanie łączy się z kolacją. 🙂 Nie gotujemy obiadu. Szynka też jest już zamarynowana.
Nowy – https://www.youtube.com/watch?v=fBZKzumIn4A 🙂
Ach, ta wiosna… https://www.youtube.com/watch?v=rnAZw0mKyQU
Pyro, Ty jabłonie, a ja wiśnie 😀
Asiu, jakie to piekne!
Nowy, Twoje zdrowie!
Latarniku – niech Ci się wiedzie!
Życzyć Tobie stu lat to tak jakby nic nie powiedzieć (nie moje, jak co podam autora).
Żyj tak, aby Ci się długo udawało, że wszystko jest „w porzo” a ta chwila, kiedy powiesz „dość”, niech będzie dla wszystkich akurat tym terminem, że czas jest odpowiedni i wszyscy uznają go za trafny.
Wszystkim, wszystkim Wam jeszcze raz bardzo dziekuje za zyczenia, serdecznosci, toasty, prezenty….jest mi niezwykle milo.
Roznica czasu I praca zmuszaja mnie do odczekania z winem do tutejszego wieczora.
Dzieki wielkie !!!!!
🙂 🙂
Na rynku w Stryju (1915 r. 🙂 ): http://www.polona.pl/item/13597066/0/
Nowy ,
życzę Ci dużo zdrowia, samych dobrych myśli i optymizmu. Tyle jeszcze pięknych rzeczy przed Tobą.
Dobry grill nie jest zły i pomysł Jolly bardzo mi się podoba, zwłaszcza że słusznie przyjęło się, że to męska sprawa. Ja tylko kupuję, co trzeba. Ale na razie tradycja jest mocno ugruntowana.
Pyra będzie sama robiła białą kiełbasę – podziwiam. Ja już mam zapas białej kiełbasy; kupuje mi ją znajoma, bo zna sklep, gdzie ta kiełbasa jest znakomita.
Ja także pamiętam, że w niedzielę wielkanocną niczego się nie gotowało, a kiedy nagle komuś oberwał się jakiś guzik, czy coś się rozerwało, Mama bardzo się denerwowała, bo wszelkie prace były zakazane. Dlaczego ? Bo tak. Potem była już większa tolerancja w tych sprawach .
Dlaczego? Bo tak świętowali Żydzi – niczego nie wolno w szabat gotować, ognia rozniecać itp. Przyjęliśmy ten obyczaj zamieniając szabat (sobotę) na niedzielę, żeby się odróżnić; Wyjaśnianie maluczkim, że Wszechmocny potrzebował 7-go dnia odpoczynku, jest sprzeczne z wszechmocą boską. Ot, takie drobiazgi nam się nawarstwiły.
Jolly Rogers-pomysł z wielkanocnym grilem bardzo mi się podoba i kto wie,czy też nie wcielimy w życie,bo świąteczna niedziela zaplanowana na nadbużańskich włościach,
a biała kiełbasa z grila smakuje lepiej niż ta z piekarnika 🙂
Natomiast w dzisiejszy wieczór o żadnych szynkach ani kiełbasach mowy nie było.
Dzisiaj królowała muzyka,w Warszawie śpiewał Bruno Pelletier:
https://www.youtube.com/watch?v=NyrE48OuQXc
Kochani,co za głos,co za osobowość,co za koncert !
Na zakończenie koncertu(to był trzeci bis) zaśpiewał tę piękną piosenkę:
https://www.youtube.com/watch?v=fzPOw-Lsx1A
Danuśka – najbardziej podobały mi się baby n widowni – wpatrzone modlitewnie, rozmarzone, śpiewające półgłosem. A głosidło człowiek ma i kawał osobowości. Podoba mi się (nie przepadam za „ładnymi chłopcami”)
Mowy – Twoje zdrowie.
Dobramoc.
Nowy – Bruno Pelletier lub ona. On śpiewa o końcu świata, w dodatku jako nagi, płaczący klaun, a ona jest ubrana i także śpiewa, ale „Płonie ognisko w lesie”. Wybieraj.
Wszystkiego najlepszego 🙂
A propos szynki, co to już się marynuje, Kanadyjczycy mają zwyczaj podawania na święta wielkanocne Szynkę gotowaną (nie przepadam). Jadłam w gościach parę razy, dla mnie zawsze jest za słona i jakoś mi nie pasuje gorąca, gotowana szynka. Z reguły na Wielkanoc jest szynka, a na Boże Narodzenie indyk.
Tutaj najważniejszym dniem światecznym jest Wielki Piątek, nie ma drugiego dnia świąt, ale i tak wychodzi 3 dni „wolnego”.
Ja nadal nie mam pomysłu na święta, ale to niewielki problem, zawsze coś się wymyśli.
Tutaj ósma, kilka minut po ósmej – czas na mnie uczcić rocznicę swoich narodzin. Od dzisiaj czuję się dorosły, nie wiem na jak długo….
W każdym razie mam kieliszek czerwonego wina z Portugalii. Byłem wczoraj w NYC, ilekroć tam jestem staram się odwiedzić któryś ze sklepów z winami. Kupiłem cztery butelki portugalskiego wina na których się specjalnie nie znam. Otworzyłem Monte Velho, dosyć młoda, z 2012 roku mieszanka Aragonez 40%, Trincaderia 35%, Touriga Nacional 20% i Syrah 5%. Trzech pierwszych nie znałem, a Syrah jest tylko 5%. Całość, biorąc pod uwagę dość niską cenę, okazała się doskonała. Jak dotąd nigdy nie zawiodłem się na portugalskich winach, ale w moich okolicach wybór jest niewielki.
Jeszcze raz bardzo dziękuję za pamięć i życzenia.
🙂
Kawałek swojego życiorysu:
Urodziłem się w Niedzielę Palmową, bardzo dawno temu. Ojca wtedy nie było, a Mama cieszyła się, że przynajmniej jeden w niedzielę urodzony…i to w palmową. Nie narobi się w życiu, tak przynajmniej mówiło stare porzekadło.
Od dzisiaj, gdy wreszcie wydoroślałem, nie wierzę w żadne powiedzonka – jako jedyny w rodzinie napracowałem się okropnie, a moi bracia urodzeni w środku tygodnia…., ach, szkoda gadać….
Dobranoc 🙂
Ja się urodziłam w Wielką Niedzielę 🙄
Pyro,nic nie zamienialismy,bo i potrzeby nie bylo.Wielka Niedziela to dzien Zmarrtwychwstania Panskiego a nie przenicowany szabat.Dlatego nawet zmywania w moim domu nie bylo,dopiero we wtorek,a i Zydom nic do tego,bo jak mawial pewien rabin:Nie udzielimy Synowi kredytu,skoro Ojciec bedzie zyl wiecznie.Z Wielkanocnymi jajkami i mokrym dyngusem klania sie w pas Polonus. Wszystkiego naj,naj dla Nowego.