Co nam powiedział Bartek…
Oczywiście , że dziś Tłusty Czwartek. I mimo to, że już w ubiegłym tygodniu część blogowiczów smażyła faworki (a niektórzy debiutowali pączkowo dziśw nocy!), to uparcie wracam do tego tematu. Moim zdaniem warto zająć się i faworkami, i pączkami, bo wkrótce rozpocznie się parotygodniowy okres postu. No to zachęcam wszystkich do skorzystania z podanych przepisów.
Faworki
1,5 szklanki mąki tortowej (to ok. 20 dag), szczypta soli, 4 żółtka, łyżka stołowa masła, 3 – 4 łyżki kwaśnej śmietany, łyżka spirytusu (opcjonalnie rumu lub w ostateczności octu), olej stopiony ze smalcem (tyle, aby faworki pływały swobodnie w garnku), cukier puder z wanilią do posypania.
1.Na stolnicę wysypać mąkę, zrobić dołek, dodać żółtka, sól, masło, spirytus, śmietanę. Wszystkie składniki zagnieść bardzo dokładnie. Należy się starać jak najmniej podsypywać mąką.
2.Wyrobione ciasto wybijać 10 minut wałkiem (można też uderzać w nie tłuczkiem do kotletów). Ciasto ma być bardzo elastyczne, o konsystencji ciasta na makaron.
3. Owinąć ciasto w pergamin i pozostawić na pół godziny, aby odpoczęło. Nie może wyschnąć, więc musi być szczelnie zawinięte, warto przykryć je jeszcze miską.
4.Odcinać po kawałku ciasta i sukcesywnie wałkować bardzo cienko. Kroić radełkiem na paski, nacinać, przewijać i smażyć na tłuszczu na złoto: tłuszcz ma być tak gorący, że kawałek ciasta natychmiast wypływa na wierzch.
5.Wyjmować gotowe faworki długim widelcem i po chwili posypywać cukrem pudrem
Jedni wolą faworki a inni pączki. Im też umożliwimy przygotowanie słodkiej uczty.
Pączki
4 szklanki mąki,2 szklanki mleka,4 dag drożdży,7 łyżek masła (15 dag), pół szklanki cukru,7 żółtek,3 całe jaja, łyżeczka soli, kieliszek spirytusu, nieco startej na tarce, uprzednio sparzonej cytrynowej skórki. Do nadziewania pączków: słoiczek konfitur lub marmolady.
Do smażenia: 50 dag smalcu. Do posypywania: 0,75 szklanki cukru-pudru.
1.Szklankę mąki rozczynić z ciepłym mlekiem i drożdżami. Odstawić na godzinę, aby drożdże podrosły.
2.Ubić żółtka i całe jaja z cukrem, dodać cytrynową skórkę.
3.Wlać do podrośniętego ciasta ubite jajka i żółtka, dodać sól, rum lub spirytus i pozostałą mąkę, wyrobić ciasto. Odstawić na 30 minut, aby ciasto lekko wyrosło.
4.Rozpuścić masło i ciepłe wlać do ciasta i tak długo miesić, aż ciasto połączy się z masłem. Nakryć ciasto serwetką i odstawić aby wyrosło.
5.Nabierać łyżką kęsy wyrośniętego ciasta rozmiarów mandarynki, umączoną dłonią formować placuszek i kłaść na środku łyżeczkę konfitury lub marmolady, starannie zlepiać formując okrągły pączek, układać na posypanej mąką czystej ściereczce. Po około 30 – 45 minutach pączki są dostatecznie wyrośnięte i należy je smażyć.
6.Smalec rozgrzać .Warto wrzucić kawałek ciasta :jeśli smaży się rumieniąc lekko, temperatura jest odpowiednia .Wkładać do tłuszczu po kilka pączków i smażyć na niezbyt gwałtownym ogniu, aby nie spaliły się z wierzchu pozostając surowe wewnątrz. Zbyt powolne smażenie może spowodować, że nadmiernie nasiąkną tłuszczem. Z jednej strony smażyć pączki pod przykryciem, przewrócić przy pomocy długiego widelca na drugą stronę i smażyć już bez przykrycia. Jak zapewniają stare gospodynie, tylko wtedy pączek będzie miał piękną jasną obwódkę.
7.Usmażone pączki układać na kuchennej papierowej ściereczce, aby usunąć nadmiar tłuszczu. Posypywać przez sitko cukrem pudrem.
Z tej ilości składników powinno wyjść około 30 pączków. Oczywiście można podzielić proporcje, jeśli nie ma potrzeby przygotowywania takiej dużej ilości pączków.
Fot. P. Adamczewski
Komentarze
Słodki temat, a tu Pyra nadaje się na złom i na przetop.
Na razie żyję i lubię się pośmiać
http://www.gloswielkopolski.pl/artykul/3346555,tytuly-filmow-tak-brzmialyby-p
Coś nie tak – są to trawestacje tytułów znanych filmów na gwarę poznańską (npp Hobbit w tę i z powrotem – kakalud w tom i nazad)
Pyra 8:21,
Ani „w tę”, ani „we w tę”, tylko: „Hobbit, czyli TAM i z porotem” (The Hobbit or There and Back Again).
Zdrowia życzę.
Dzisiaj rano jeden ze słuchaczy radiowej „Trójki” zaproponował,aby podpierając się autorytetem naukowców amerykańskich(bo oni co jakiś czas dochodzą do nowych, ciekawych wniosków)ogłosić w dniu dzisiejszym,że jeden pączek ma tylko 3 kalorie 😉
Po zakończeniu karnawału znajdzie się badania innych naukowców i powróci do tezy,że jeden pączek to jednak od 250 do 400 kalorii.
Życzę wszystkim smakowitego pączkowania bez oglądania się na kalorie,a Pyrze skutecznej kuracji 🙂
Pyro – Twój link: http://www.gloswielkopolski.pl/artykul/3346555,tytuly-filmow-tak-brzmialyby-po-poznansku-galeria,id,t.html
„Chłopaki nie płaczą ? Szczony nie duczom” 😀
W RMF FM poradzili jak sobie poradzić z nadmiarem kalorii w pączkach: „pączki zjeść, kalorie wypluć” 😉
Zabawa z tytułami filmów trwa:
http://stopklatka.pl/-/83147583,-kaj-leziesz-i-inne-gryfne-tytuly-filmow
Zdrowia Pyro 🙂
„Migawki z centrum Warszawy” 🙂
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/199212/ea2f60dbe329939c24ef8b945048a7ce/
http://foto.karta.org.pl/fotokarta/Taran_4551.jpg.php
Skoro nasz Miś Kurpiowski smaży pączki w ilościach i na dodatek znakomite to w przyszłym roku proponuję Tłusto Czwartkowy Zjazd Ostrołęcki 😀
Ratunku!
Pytanie techniczne. Co zrobić, by nadziane powidłami pączki nie otwierały sie podczas smażenia?
Jak widzę, w piekarniach nadziewają je specjalnymi strzykawkami już po upieczeniu.
Nick miał być: pilne!, nie „polne”.
Danuśka – ja mam obiekcje: Miś robił pączki z 1,5 kg mąki i wyszło mu 56 sztuk. Stanowczo za mało z tej ilości mąki albo były wielkie, jak talerzyki. Niech on się lepiej wyliczy z tych pączków, bo na brukowce do Ostrołęki wszak nie polecimy.
Witajcie,
Do listy dobrych/ulubionych knajp dorzucam „Burego Misia” z Bukowiny Tatrzańskiej.
@Nowy – tak się składa, że pracuję z Węgrami. Zrobiłam wśród nich krótką ankietę: żaden z nich nie uważa Egri Bikaver za dobre wino. Polecają natomiast czerwone wina z okolicy Villany.
-10C, sypie gęsty śnieg.
Witaj Pilne 😉
Moja mama robiła w uformowanym pączku dziurę palcem, tak trochę więcej, niż do środka (ta dziura była robiona z boku).
Nadzienie do środka mniej więcej do połowy wydrążonego otworu, nie za dużo, po czym zalepiało się tę dziurę.
Może ktoś zna lepsze sposoby.
Taka zawierucha, a ja muszę iść na przegląd techniczny 🙁
Ale jestem umówiona, więc mus.
Niech nikt nie pisze dzisiaj o wschodzących roslinach i rozkwitających kwiatkach, bo się popłaczę.
Pilne – ja kładę nadzienie na placuszku, zbieram brzegi w pakiecik, kulnę trochę po stole i kładę „szwem” na spód. Nie ma prawa się otworzyć
@P/i/o/lne!
Trzeba uważać, aby nadzienie (róża) nie dostało się miedzy sklejane miejsca, dokładnie sklejać i podczas rośnięcia kłaść zlepieniem do dołu na stole ( przykryć, aż wyrosną), następnie wkładać zlepieniem do góry do do wrzącego tłuszczu i za chwilkę obracać. Do tłuszczu dodaję dwie ćwiartki ziemniaka, nie przypali się.
Wiosennie witam Obecnych pachnącymi miodem podbiałami, jako że piszę tu pierwszy raz http://4.bp.blogspot.com/-wOhGt1blLcI/UwOYd7H2KgI/AAAAAAAAAUQ/U_VeGDBpDgI/s1600/DSC_0058.jpg
Pączki zjedzone? To teraz czas na: http://www.repozytorium.fn.org.pl/?q=pl%2Fnode%2F4071
😀
Kupiłam 4 pączki i paczkę faworków u Bliklego, na nas dwoje to i tak rozpusta 🙂 Nigdy nie robiłam sama pączków, faworki czasem smażę. Trudno zrobić małą porcję i tylko kłopot potem z tłuszczem.
Bjk spod gór pięknie nas przywitało – podbiał to kwiatek mojego dzieciństwa, rósł wszędzie, znaczy na gruzach Szczecina.
Bjk, kłaniaj się górom!
😆
Piękne fotki z blogu Bjk wyjaśniły mi, czemu znowu się przyduszam. Zawsze w lutym dokonuję tego samego odkrycia Ameryki: leszczyna kwitnie.
Nisiu, kłaniam się górom w pas, tak tu teraz niezbyt lutowo wygląda: http://bajarkowe.blogspot.com/
Zamiast pączków mam dzisiaj krówki. Karmelki. Ale za to własnej roboty.
Wybieram się w maju na południe Polski, na pewno zahaczę o jakieś Beskidy, a może i Tatry uda się zobaczyć, i oscypka świeżego zjeść.
Ach te góry, góry!
Do zakochania.
Oscypek pewny jest od bacy z Białego Potoku (Witów), przy wejściu do Doliny Lejowej. Jan Długopolski – Maślany gazduje od wielu lat na Białym Potoku, pierwszy szałas przy zajeździe Józef. Oscypki ma jak należy, owcze, prawdziwe, trzeszczą w zębach. W razie potrzeby może i jagniątko przygotować, ale zawsze szkoda mi zwierzaka… więc zostaje bundz i oscypki.
Góry, tak, pewnie. Ale i morze pociąga, szczególnie nasz chmurny szary Bałtyk.
Alicja 13:43, Pyra 13:59, dzięki.
Ciasto wyrasta. Za godzinę wezmą się za lepienie.
Gdy uderzył wielki dzwon,
objął w świecie pączek tron,
Król przez wszystkich ukochany,
piękny, pulchny i rumiany,
W brzuszku wprawdzie miał on dziurę,
lecz w tej dziurze konfiturę.
Okazale i wspaniale siadł król Pączek na krysztale;
A wokoło jego dworki, wysmukłe, kruche faworki,
Na półmiskach legły szynki i kanapki i tartynki,
Co za hałas, co za gwar! Tańczy chyba ze sto par.
Bo za króla Pączka hula nawet dziaduś i babula…
Świat się cały w kółko kręci, tańczy, hula bez pamięci ( … )
( J. Mączyński – Losy króla pączka )
Dostałam 3 domowe pączki dziś rano usmażone. Wszystkie dla mnie, bo przywożący swoje zjadł w pracy. Sama nigdy nie smażyłam, ale w ubiegłym roku pomagałam i też były problemy z wyciekaniem nadzienia.
Bardzo piękne zdjęcia z blogu bjk i wiersz a propos dzisiejszego dnia.
Zawierucha się skończyła, śniegu przybyło, mróz pozostał.
Miałam wstąpić do polskiego sklepu po pączki i nie tylko, ale wracałam, jak jeszcze zawierucha szalała. Zleciłam zakupy Jerzorowi.
Ciekawostki, jak czwartkują tłusto i słodko w innych krajach:
http://kuchnialidla.pl/blog/jak-obchodzi-sie-tlusty-czwartek-w-innych-krajach
Chwalcie się, objadajcie się, grzeszcie. Jak mi pączek miły, Chief Seattle Wam to wybaczy.
No dobra jade po paczki do polskich delikatesow. Pani poinformowala, ze maja 600 paczkow i starczy dla wszystkich poza tymi co przyjada wieczorem 🙂
Bedzie tlusty ten czwartek. Kalorii juz sie pozbylem wczoraj wiec dzisiaj moge tylko uzupelniac braki 🙂
Doskonałe sery (oscypki, gołki, bundz) jadałam od państwa Pawlikowskich na Głodówce. Pierwszy stragan od strony Zakopanego, zaraz po wyjeździe z lasu. Też trzeszczały.
Trafiły mi się dzisiaj różne rodzaje pączków i potwierdzam,że nadal lubię najbardziej te z konfiturą z płatków róży.W metrze widziałam reklamę nowych pączków Bliklego z pomarańczą i imbirem.Małgosiu,a Ty jakie kupiłaś?
By nie zasłodzić się na amen zjadłam też bardzo smaczną i bardzo pikantną zupę z czerwonej fasoli,czerwonej cebuli,z dodatkiem chili i mielonych orzechów.To kulinarne pomysły naszej młodzieży.Pogratulowałam i niech gotują,jak najczęściej 🙂
No dobrze, przyznaję: dwa pączki firmowe plus jeden z różą od Bliklego. Od jutra znów będę się odchudzać 😉
@bjk – widzę, że jeździmy w podobne miejsca ale mnie Timisoara do końca życia będzie kojarzyć się z klockami hamulcowymi 😉
Danuśka, klasyczne z różą, lukrem i skórką. Też widziałam reklamę, pytał o nie klient przede mną, ale już się skończyły 😉
@ewa. Boczne, wyboiste drogi, prawda?
I zawsze małe lokalne rodzinne knajpki, gdzie tłum miejscowych – tam można najlepiej poznać kuchnię regionalną i jest najlepsze jedzenie. Najmilej i najsmaczniej wspominam takie pozornie niepozorne miejsca.
@bjk. Wszak takie są najlepsze 🙂
Właśnie zagospodarowałam nadwyżki jabłek (Witek zawsze je kupuje w strasznych ilościach) przesmażając je z bananami. Z braku cytryny, podlałam szczodrze tokajem. Doprawiłam cynamonem. Pachnie cudnie, smakuje nie gorzej. Miał być dodatek do jutrzejszych naleśników, wyszła porcja na placek…
bjk 18:36
Oczywiście, że najlepijej karmią w tych na uboczu, gdzie tylko miejscowi.
Podstawowa zasada: im mniej turystow, tym smaczniej.
A teraz przepraszam, bo ręce mam „uwalane „od powideł, a poza tym nie mogę pisać, bo mam pełną buzie.
Przespałam większość dnia – czyli choruję zgodnie z moim schematem. Infekcja w stanie ostrym – Pyra śpi. Oczywiście musiałam i z psem raz wyjść i listonosza z emeryturą przyjąć (całe 21 złotych podwyżki) i zupę sobie ugotować. Poza tym spałam. Wieczorem wróciła Młodsza , z sześcioma pączkami za…. 3 złote – były ostatnie i panie na stoisku chciały iść do domu.
@pilne!
Smacznego, a fotka Twoich pączków będzie?
Największe rozczarowanie kulinarne przeżyłam na południu Włoch w knajpie z *** Michelina. Wydziwione jedzenie, niesmaczne, jakieś martwe w smaku (hm, żadne mądrzejsze, a równie adekwatne określenie nie przychodzi mi do głowy) nieprzyzwoicie drogo. Poza nami i kelnerami nikogusieńko w restauracji, co już powinno dać sygnał do szybkiego odwrotu, no, ale chciało się odrobinę spańszczyć, to się miało. Ale za to nagrodziło ten despekt tysiąc maleńkich skromnych anonimowych miejsc, gdzie przytulnie, gwarnie, swojsko, serdecznie, pysznie i niedrogo.
Najlepiej zabrac kanapki na droge i na pewno zadnych turystow nie spotkamy przy jedzeniu 🙂
Male, przydrozne knajpki moga tez byc brudne, smierdzace a czystosc w nich to abstrakcja (po odwiedzeniu ubikacji az strach pomyslec o kuchni). Sa najczesciej tylko tanie. Pelne miejscowych, jak najbardziej i co z tego? Oni nie znaja nic innego a czystosc (brud) im nie przeszkadza bo przywykli. Wystraczy sobie zreszta przypomniec nasze knajpy PRL-owskie. Byly pelne miejscowych i brudu a stolik dostawalo sie po znajomosci 🙂
Co sie stanie jak turysciu zaczna odwiedzac popularna knajpke? Traci swoja renome bo za duzo turystow? Absurd. Mit malych knajpek na bocznych uliczkach to tylko to: mit w wiekszosci przypadkow. Ilosc samochodow na parkingu zalezy czesto od pory dnia a nie popularnosci.
We Wloszech wiele knajp jest pustych do 20:00 i zapelniaja sie pozniej. U nas jada sie wczesniej i wybrac sie o 18:00 na kolacje/obiad oznaczaloby w ogole nie siadac bo nie ma miejscowych.
Liczy sie kuchnia, czystosc, atmosfera i wtedy jest dobrze i smacznie a ze obok siedza turysci? Co z tego?
Codziennie powstaja nowe restauracje. W mysl zasady, ze jak nie ma miejscowych czy samochodow to zadna z nich by nie przetrwala dnia. Padlyby takze te, ktorymi teraz sie zachwycamy. W koncu kiedys powstaly i mmusial byc ten pierwszy klient i moze wlasnie turysta 🙂
Pamietam w Zakopanem pare lat temu miejscowi wysylali nas do restauracji na pizze (jakas wloska byla na koncu Krupowek). Owszem pelna miejscowych i bardzo srednia nie mowiac, ze nie na pizze pojechalismy do Zakopca 🙂
Za Kolem Podbiegunowym miejscowi wyslali mnie na chinskie ( a ja naiwnie chcialem foke) 🙂
Kolejny, trzeci już, chleb czosnkowy nie wyrósł nad miarę. Może czosnek ma na to jakiś wpływ? Chwytamy sie za faworki. Przepis Pyrowy. Będzie na kogo zgonić frazie-co! Braki w smalcu sztukujemy canolą (rzepakowy)
Pączek wielki jak talerzyk deserowy, puchaty (to na słowo mi wierzcie, bo zdjęcie zrobiłam z góry), nadziewany pyszną konfiturą śliwkową.
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_2335.JPG
Poza tym po raz pierwszy zakupiliśmy chleb „Zakopiański”, znakomity.
Cichal,
nasz chleb czosnkowy kupowany Za Rogiem jest wyrośnięty. Dodam, że jest to chleb pszenny i waży funt, nieduży taki.
Czosnek chyba nie ma nic do wyrastania ciasta, ale może ktoś coś wie na ten temat?
Znalazłam na sieci taki przepis:
http://cakesfromheart.blogspot.ca/2012/03/chleb-z-rozmarynem-i-czosnkiem.html
Cichalu – przepis jest niezawodny i w rodzinie od 150 lat i prosty, jak kij.
@yyc
Turystów często nie ma, gdzie bywam, bo nie docierają w miejsca, które lubię. Gdyby dotarli, to pewnie otworzyliby buzię z podziwienia i zawołali kolegów. Co do ogólnie pojętej higieniczności, to mam trochę inne podejście, niż Ty. Jeśli już jestem pierwszy i może ostatni raz w życiu gdzieś na krańcu świata ( metaforycznym, może to być też w Polsce, dwie wsie dalej od mojej), to napawam się, ile wlezie i nie patrzę, czy sanepid by to miejsce zaakceptował. Ważniejsze dla mnie są obserwacje, próba uczestniczenia w codzienności mieszkańców, poznania innych obyczajów, czy kultury. Miałam wiele sytuacji, w których świadomie wysłałam panią higienę na drzewo, bo chciałam poznawać ludzi i spróbować życia, jakim żyją i tego, czym mnie częstują. I nigdy tego nie żałowałam. Dla mnie ważniejsze jest podczas podróży, niż się najeść w dobrych warunkach, jest popróbować, pokosztować wszystkiego miejscowego. Zresztą najczęściej to nie jest w opozycji.
@Alicjo, pąk wielce imponujący!
@Cichalu, chleb na zakwasie, czy drożdżach? Wyrabiam wieczorem, daję na noc do lodówki i tam rośnie przez 8-10 h, wyrasta także z czosnkiem. Drożdżowy, bo na zakwasie rośnie słabiej.
Pyro. Podratowałaś mnie tą „zabytkowością”. Ewa na basenie (za Boga do basenu nie wlezę, obrzydliwy jestem) Potem zaczynamy smarzyć!
Chleby generalnie robię razowe + żytnie. Dodałem pszennej i nawet teraz nie rośnie tak jak bez czosnku.
BJK. Obejrzałem. Toć Ty moja krajanka, też Galicjanka.
Chleb robię na zakwasie ale i też na drożdżach. (suchych, świeże niedostępne)
A w ogóle witam przy stole. Mam mało czasu (emeryt) i dopiero teraz skontaktowałem żeś nowa na blogu. Dziękuję, że piszesz po polsku. Paru naszych podstarnich blogowiczów nadal „olewają” diakrytykę, a mnie się nie chce domyślać, czy ktoś mi robi łaskę, czy laskę…
Alicjo. Chleb Zza Rogu jest pszenny a ja robię razowy i razowo żytni. To ma o wiele mniej glutenu! Zauważyłem, że ta sama mąka z czosnkiem rośnie mniej i dlatego było moje pytanie.
Cichalu,
być może pieczenie maszynowe ma tu jakieś znaczenie?
Ja jestem mało-chlebna, kromka czy dwie mi wystarczy, dlatego nadmiar glutenu mnie nie martwi.
Wiatrzysko paskudne, po jeziorze hula dmuchany wiatrem śnieg, kiedyś podczas takich warunków utworzyło sie coś takiego:
http://alicja.homelinux.com/news/dziura/
Ciekawa jestem, czy teraz też tak będzie.
@ Cichalu, dzięki za miłe słowa.
Galicjanka, ale nosiło mnie życie tu i ówdzie. Tak, w tym miejscu nowa, ale ogólnie w internecie i w życiu stara.
BJK – Cię lubię
Alicjo. Maszynowe tzn: polepszacze, spulchniacze, acze, acze, acze…
A ja manufakturzysta…
Współczuwam śniegowo. Ja teraz najczęściej na łódce.
y/s CYGNET Was pozdrawia!
bjk,
nie z takimi starymi my konie kradli 😉
Słyszę w dzienniku, że wszystkie Wielkie Jeziora zamarzły (widok z satelity), jeszcze tylko kawalątko mojego jeziora zostało. Skoro przez najbliższy tydzień ma być podobnie, jak jest dzisiaj, pewnie i to zamarznie.
Pyro, zdrowiej!
Cichalu,
pozdrawiamy Cygneta i zazdrość nas zżera, ale jak pisałam wcześniej, trzeba ognia pilnować. I nie tylko, bo jak śnieg zacznie topnieć gwałtownie (a może, kto wie), to trzeba pilnować pomp w piwnicy i obejścia w ogóle. Na nas wszystko płynie z Górki, zanim spłynie do jeziora.
Pozdrowienia dla Ewy 🙂
@Cichalu, ze mnie może być niezła cholera, tylko wyglądam tak poczciwie.
@Alicjo, jeszcze w zielone gramy, jeszcze nie umieramy.
Wy tam sobie pomykacie na łódeczkach, no to mnie chyba przyjdzie w góry ruszyć, alboli jaką tratwę na Dunajec zmajstrować.
Psssss…
Czy tu tak można offtopiczyć, Panie Piotrze Gospodarzu?
bjk,
naprawdę jesteś nowa – my tu przeważnie offtopiczymy 🙂
Zaczęło się Wielkie Smarzenie! Pierwszy raz od długiego czasu! Ewa podniecona okrutnie, nic ino mnie opieprza! (kulinarne)
Faworki foremnie Jej wychodzą. Lekutko spęcherzykowane, delikatne jak chińska porcelana. Ja to wszystko pokrywam kołderką cukru – pudru z cynamonem.
Offtopiczymy, oj! Offtopiczymy, że ha!!! Cały Gospodarz, Piotr jest OFF! Na tym polega erudycja…
Pyro! Allahu Akbarrr! Twój przepis jest genialny! Tak delikatnych nie jadłem nawet kiedy to robiła moja Mama. Jednocześnie najprostszy pod słońcem! Nie trzeba dodawać alkoholu (i słusznie, lepiej wypić)
OLD IS BEAUTIFUL! to a propos przepisu i nie tylko, Droga Jarutko!
Dzień dobry,
Tym, którzy tutaj pierwszy raz się dzisiaj pojawili – witajcie, siadajcie i opowiadajcie! Nieśmiało, na marginesie, nadmienię jednak, że nowy to tylko ja tutaj jestem 🙂
Nie zjadłem dzisiaj żadnego faworka, ani żadnego pączka, nie byłem w polskim sklepie. Niektórzy pączkami nazywają chemiowyroby z Dunkin Donuts, ale przecież nie ja. Prawie nigdy, a już napewno nie w Tłusty Czwartek zniżyłbym się do kupna tego czegoś.
Widzę, że tu dzisiaj nie tylko o pączkach i faworkach, ale również dużo o pieczeniu chleba – dla zaineteresowanych i tych, którzy sami nie umieją upiec chleba (np. Nowy) podaję adres, gdzie pieką najlepszy chleb w Polsce. Jeśli kotś przejazdem – wstąpcie. Pamiętam z dzieciństwa to miejsce i ten chleb. Nie trzeba było znać adresu, piekarnia pachniała na kilometr lub dalej. Chleb w dużych dwukilowych bochnach zachowywał świeżość przez wiele dni, ale najbardziej smakował odkrojony kawał przyniesionego prosto z piekarni ze świeżym masłem. Chrupiąca skórka pod ostrzem noża wyskakiwała po całej kuchni. Potwierdza się tylko prawda, że smaków się nie zapomina. Pewnie, że nie.
http://www.piekarnia-naleczow.com/index.php
Ewa – dzięki za wyniki węgierskiej ankiety. Niestety tutaj jest tylko Egri Bikaver, a i to tylko gdzie niegdzie.
Później sobie przypomniałem jakim koszmarem było nasze tzw. Wino, taką miało nazwę, wszyscy wiedzą, i gdy byłem w klasie maturalnej kosztowało 17 złotych. To było „cóś”. Ale nie trzeba sięgać tak daleko, będąc w Polsce w latach dziewięćdziesiątych znalazłem u kolegi butelkę „Wino truskawkowe”. Okres przydatności do spożycia – 3 miesiące. Nie próbowałem, a szkoda.
Znowu się rozpisałem nie wiadomo o czym i po co.
Dobranoc 🙂
+ + +
http://www.youtube.com/watch?v=jxodluTaz4g&list=RD2oyhlad64-s