Wars wita was!
Ta firma nie cieszy się – i to od lat – dobrą opinią. Choć przyznać trzeba, że się zmienia. Wygląda na to, że na lepsze. Właśnie zaangażowano nowego, młodego i wybijającego się szefa kuchni. Zorganizowano też konferencję prasową, na której obiecano zaprezentować wszelkie nowości w kuchni i na stołach Warsu. Ale zanim to opiszę przytaczam fragmenty wspomnień pełnych nostalgii za polską kuchnią dworcową i kolejową. Przypomnę też, że przed paroma laty pisałem o słynnej restauracji na dworcu kolejowym w Otwocku, do której pielgrzymowali warszawscy (i nie tylko) smakosze.
„W przedwojennej Polsce na dobrą i niedrogą kuchnię mogli liczyć klienci Polskich Kolei Państwowych. Nawet w 1923 roku, kiedy hiperinflacja powodowała lawinowy wzrost cen we wszystkich restauracjach, rachunek za przyzwoity obiad podany w wagonie restauracyjnym pozostawał niższy niż gdziekolwiek. Podobno co sprytniejsi Lwowianie odkryli wówczas, że warto stołować się w pociągach – wystarczyło kupić najtańszy bilet trzeciej klasy na trasie Lwów Dworzec Główny – Lwów Podzamcze i z powrotem, by w czasie tej nie za długiej jazdy zjeść tani, smaczny posiłek w wagonie restauracyjnym. Dobre jedzenie i elegancka obsługa kelnerska pozostały, jakże ważnym, atutem ówczesnych PKP „Nie wierz tym, którzy cię ostrzegają przed rzekomą drożyzną potraw. Tak twierdzą tylko ludzie, którzy nigdy z wagonów restauracyjnych nie korzystali, albo którzy, nie umiejąc podróżować, żądali indywidualnie ulubionych potraw, podawanych w indywidualnie przez nich wybranej porze. W rzeczywistości, w porach posiłków seryjnych (śniadanie, obiad, podwieczorek i kolacja), zapowiadanych przez służbę restauracyjną, ceny są zupełnie przystępne, nie wyższe niż w zwykłej, przyzwoitej kawiarni czy restauracji. W porze obiadu i kolacji otrzymujesz gotowe menu – małe (tańsze) z trzech dań lub duże (droższe bo obfitsze) – z sześciu” – zapewniała kolej.
Od 1929 roku właścicielem wagonów restauracyjnych w polskich pociągach było Międzynarodowe Towarzystwo Wagonów Sypialnych Wagons-Lits Cook.
Restauracje i bary dworcowe, otwarte przez całą dobę, przyciągały nie tylko podróżnych. Kiedy nad ranem wszystkie lokale w mieście – restauracje, kabarety, dancingi – zamykały już swoje podwoje, na dworcu można było orzeźwić się mocną kawą i zjeść coś krzepiącego po całonocnej zabawie. W restauracji pierwszej klasy na Dworcu Głównym w Poznaniu, gdzie stoły nakryte były białymi obrusami, aromatyczną kawę podawano w porcelanowych dzbanuszkach. „Bladym świtem, gdy całe miasto pogrążone było w głębokim śnie, można było zamówić tutaj (…) znakomite, niemal jeszcze gorące, chrupiące bułeczki z makiem i wspaniałe wiedeńskie parówki, rozpływające się wprost w ustach” – wspominał poznaniak Sławomir Leitgeber. Kanapki i słodycze kupowano też na peronach, po których krążyli sprzedawcy oferujący swój towar rozłożony na lśniących niklowanych wózkach. W hali głównej dworca stały automaty z czekoladą firmy Lucullus. Jak pisał Leitgeber, „krótko przed wojną pojawiły się nowe automaty z kilkoma gatunkami nieznanej wcześniej w Poznaniu czekolady warszawskiej fabryki Fruzińskiego, która była niewiele gorsza od wyrobów E. Wedla”.”(PWN)
Fot. P. Adamczewski
No to teraz możemy posmakować dań dzisiejszej kuchni kolejowej.
Komentarze
Dzien dobry!
Nie tak dawno jechalam pociagiem z Pragi do Wiednia i trafilam na polski sklad, z Warsem wlasnie, przyznam, ze caly czas przesiedzialam w restauracyjnym, zamawiajac kolejne pozycje z karty i oddajac puste talerze. Bylo pyszne, taka tradycyjna, polska kuchnia!
Gdybym komus miala polecic miejsce, gdzie mozna sprobowac smacznych, typowo polskich dan, to wlasnie bylby to Wars.
Dzień dobry,
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/80381/6a26845563fa00a9861f8e6078bb038d/
Nie lubię się czepiać i nikomu nie zwróciłabym uwagi dotyczącej błędu ortograficznego,bo najczęściej są to błędy wynikające z nieuwagi i mnie zapewne również takie wpadki się zdarzają.Natomiast skoro nasz Drogi Cichal wczoraj znowu wsiadł na swojego ulubionego konika tzn.diaktryki i poprawną polszczyznę,to proszę, by pamiętał o właściwej ortografii czasownika smażyć 🙂
A smażenie na blogu Łasuchów to przecież jedna z ważniejszych umiejętności 😉
Dobrze,że w pociągach smacznie żywią,bo w samolotach ostatnio coraz słabiej albo wcale 🙁
Wieki nie jechałam pociągiem, a tym bardziej Warsem, trzeba by się wybrać. A tymczasem, jak jadano w niektórych restauracjach dworcowych w dawnej Galicji. np. w Przemyślu w r. 1880, opisane piórem Karla Emila Franzosa, urodzonego w 1848 r. w Czortkowie, daleko na wschodzie regionu podolskiego:
Zaprawdę, bardzo to przyjazny człowiekowi gest ze strony kolei Karola Ludwika, że pociąg pośpieszny jeździ nocą. Z okien żadnego bodaj wagonu na tym kontynencie nie roztacza się widok równie beznadziejny. Jałowe błonie, mizerne łany, obdarci Żydzi, brudni chłopi. Albo też jakaś zapuszczona dziura, na dworcu kilku ziewających miejscowych notabli, paru Żydów i parę innych istot, których niepodobna raczej obdarzyć mianem człowieka. Kto jeździ tą linią za dnia, ten umrze z nudów, jeśli nie z głodu. Zapewne jest na tej trasie kilka restauracji […], człowiek jednak za nic nie chciałby ich oglądać […]. Osobiście jadłem raz w Przemyślu najosobliwszy sznycel cielęcy mego życia. Był to sznycel nadziewany i w istocie znalazłem w nim… gwóźdź, mocno zardzewiały, stalówkę, tudzież kępkę włosów. Kiedym podsunął corpora delicti restauratorowi pod nos, ten odparł wielce obojętnie: ?Nie wiem, czemu się pan tak unosisz. Czyżbym zachęcał pana, abyś jadł stare żelastwo? Jedz pan mięso!”. Wszelako ? jedziemy nocą. Przesypiamy całą grozę krajobrazu i sznyclów cielęcych.
Karl Emil Franzos, Aus Halb-Asien [Z pół-Azji]
i dalej:
Właściciel „restauracyi, p. Kohn, zmusił go sądownie do odwołania tej kalumni[…]”
Ciekawe, jak dzisiaj wyglądają restauracje dworcowe… chyba trzeba sprawdzić, a może macie swoje doświadczenia?
Franzos był pierwszym „przewodnikiem” po drogach Galicji Wschodniej i Bukowiny, swoje opowieści i reportaże rozpoczynał najczęściej od opisu żelaznych szlaków: „kto jedzie pociągiem ze Lwowa do Czerniowiec…”.
Z wielkim sentymentem wspominam restaurację dworcową w Lesznie. Na poziomie parteru był już bar samoobsługowy z nieśmiertelną sałatką jarzynową, grzaną kiełbasą i bigosem, a na antresoli ok 15 stolików nakrytych białymi obrusami, kelnerzy i kuchnia, że klękajcie narody. Jadałam tam dosyć często, bo Rodzice wynieśli się z Poznania do Głogowa i jadąc do nich, przesiadałam się w Lesznie. Było, nie wróci. W latach 60-tych nastąpiło unowocześnienie i strefa bigosu z kiełbasą objęła także antresolę. Zaginęły moje gicze cielęce, cielęcina marengo, kotlet schabowy w ziołach i filet z dorsza z jabłkami.
I komu to przeszkadzało?
bjk-bardzo ciekawe są Twoje zdjęcia.Witaj na przy naszym stole 🙂
@Danuśko, dzięki. Tutaj widzę, że raczej nikt nie wstanie głodny od stołu.
Najwyżej będzie się deliberować, jak spalić nadwyżki…
Temat dla kazdego, bo chyba wszyscy blogowicze maja Warsowe wspomnienia. W studenckich latach podjadalem tatara w ekspresie „Odra”, albo w pociagu z Lipska do Warszawy zamawialem slynnego „Radebergera”. Bardzo lubilem te ciezkie podnoszone fotele. Podczas pierwszej po latach rodzinnej wizycie w kraju moj syn dzieckiem bedac zobaczyl napis „Bar Wars” i kojarzac to z popularnymi „Star Wars” („Gwiezdne wojny”) zastanawial sie o jakie to barowe wojny chodzi. Z restauracji dworcowych najmilej wspominam te w Wroclawiu Glownym, a takze Budapest Keleti z wspanialym wystrojem i orkiestra cyganska. Ciekaw jestem jak to bedzie z ta nowa kuchnia w Warsie, a ze w czerwcu planuje podroz z Warszawy do Wiednia to bedzie okazja przetestowania nowej kuchni.
Nowy, coś mi wychodzi, że w klasie maturalnej byłeś 5 zł później niż ja.
W klasie maturalnej pijaliśmy, o ile dobrze pamiętam, białe jeszcze po 12 zł, a rzeczone truskawkowe za 13 (i tylko w ostateczności). A egri bikaver – to już była wyższa półka!
Kiedy jakimś cudem mieliśmy trochę więcej kasy, wybieraliśmy się do miejscowej „Probierni Win”, a tam pozwalaliśmy sobie na kieliszek lub dwa białego wermutu o nazwie „Alpini” (butelka na wynos: 50zl), które serwowano z prawdziwą kulką lodu.
Radebergera pijaliśmy zwykle przejeżdżając odpowiednim pociągiem ze stacji Gliwice do stacji Katowice.
bjk-deliberować teoretycznie,jak spalić nadwyżki to ja nawet potrafię 😉
W praktyce wychodzi mi to zdecydowanie gorzej,chociaż mamy kolegów(jak na przykład Pepegor)którzy,swego czasu,dzięki zupie kapuścianej odzyskali młodzieńczą,zgrabną sylwetkę 😀
Ja WARSa pamietam glownie na trasach Kalisz-Lodz raniutko (6:13) i wtedy herbatka moze parowki, flaczki (wagon barowy). I Wroclaw-Kalisz popoludniem. Tutaj w „paryskim” expresie prawdziwy wagon restauracyjny i na ogol byl tatar i schaboszczak tak rozbity i tak cieniutki jak kartka papieru. Wszystko jednak smakowalo i to bardzo. Do Wiednia pare lat temu a i w tym roku bedzie okazja zawitac w WARSie. Pare lat temu bylo swietnie. Choc wagon juz nie w starym stylu to jednak przyjemny a karta dosc dluga i potrawy dobre. Sniadanie i obiad na trasie. Zobaczymy jak bedzie w tym roku 🙂
Kiedys na trasie Salzburg-Verona, wagon we wloskim skladzie byl fatalny. Tzn. nic nie mieli poza platerem serow albo wedlin. Bylem glodny to poprosilem o wedliny, ale sie okazalo, ze tych juz tez nie maja. Wina byly do wybory dwa czerwone i biale (vino di casa), ale i tu sie okazalo, ze czewrwonego juz nie ma 🙂
Trasa za to byla fantastyczna 🙂
W pamieci utkwila tez podroz pociagiem przez Gory Skaliste. Restauracyjny i wagony barowo-widokowe. Obiad byl smaczny. Trzeba bylo zamowic miejsce na konkretna godzine i mialo sie godzine, zeby i inni mogli zjesc. Bary byly dwa albo trzy. W dolnej czesci bar na gorze oszklona weranda wiec i widoki byly pyszne 🙂
Napitki i marne raczej jedzenko mozna tez bylo zamowic w sypialnym badz w kuszetkach u pana konduktora wagonu. Na trasie do Paryza polski wagon jechal do granicy RFN, potem niemiecki. Tyle pamieci warsowej 🙂
@Danuśka, z tym deliberowaniem o spalaniu, to nie tylko teoretycznie, jak z każdym bilansem, musi być równowaga między wydatkami, a przychodami. Da się i bez specjalnych diet 🙂
Ech, pojechalo by sie….. po drodze jakies morderstwo do rozwiazania… 🙂
http://ww1.prweb.com/prfiles/2006/05/08/382745/CarriageNPianobar.jpg
Pozwólcie mi pozostać jeszcze chwilę pod obecnym nickim, bo sprawa pilna.
Podobno każdy dzień ostatniego tygodnia karnawału ma jakąś przypisaną potrawę.
Macie Państwo wiadomości na ten temat?
Interesuje mnie obszar Polski, ale o zagranicznych (zwłaszcza europejskich) zwyczajach chętnie się dowiem.
Wiem już, że tłusty czwartek, to faworki, wtorek przed Popielcem, to śedzie. A reszta dni?
YYC, myślę, że uprzedzając się do „nieturystycznech” knajpek kierujesz się własnym doświadczeniem. Nawet, co do czasów PRL-u nie masz racji, bo były (i pewnie są) takie knajpki, że po przedarciu się przez ciżbę piwoszy przy szynkwasie, dostawałeś takie flaki, że kapcie z nóg by Ci spadły.
Czy w każdej knajpie trzeba zachodzić do „kibla”?
YCC, to po co Ty jeżdzisz „Warsem” po Polsce, zamiast po Górach Skalistych?
Gdzie ja napisalem, ze sie uprzedzam do nie turystycznych knajpek?
Cliche powtarzane w kolko o wspanialych knajpkach pelnych „miejscowych” i tych do nieczego bo zchodza tam turysci jest po prostu dokladnie tym: CLICHE. Ot tyle.
Zachodz do jakichkolwiek knajpek ci sie podoba.
To juz pozostanie moja tajemnica, pilne!
Witam, WARS blues.
http://www.youtube.com/watch?v=QP-cRWN-Z2E
Przedstawiam pociag Amtrak Cascades. Amtrak to nazwa linii kolejowych w Stanach Zjednoczonych. W roznych czesciach kraju pociagi Amtrak maja nazwe zwiazana z danym regionem. U nas Amtrak nazywa sie Amtrak Cascades od nazwy naszych gor Cascade Mountains.
Na zalaczonym video pasazerka jedzie Amtrak Cascades z Seattle do Vancouver, B.C.
Od kilku lat na tej trasie nalezy miec passport.
https://www.youtube.com/watch?v=Y8Fa_nFfX5I
O pociagach napisano wiele piosenek. Wymienie tylko trzy tytuly: City of New Orleans, Midnight Train to Georgia, Midnight Special.
Przedstawiam pociag Amtrak Cascades. Amtrak to nazwa linii kolejowych w Stanach Zjednoczonych. W roznych czesciach kraju pociagi Amtrak maja nazwe zwiazana z danym regionem. U nas Amtrak nazywa sie Amtrak Cascades od nazwy naszych gor Cascade Mountains.
Na zalaczonym video pasazerka jedzie Amtrak Cascades z Seattle do Vancouver, B.C.
Od kilku lat na tej trasie nalezy miec paszport.
https://www.youtube.com/watch?v=Y8Fa_nFfX5I
O pociagach napisano wiele piosenek. Wymienie tylko trzy tytuly: City of New Orleans, Midnight Train to Georgia, Midnight Special.
Orco, a znasz opowiadanie Mark Twain’a „Cannibalism in the Cars”?
Polecam. Historia z polowy XIXw w pociagu z St. Loius do Chicago. Wieczorem zaczelo sypac sniegiem. Sypalo mocno a pociag przemirzal bezkresne i puste prerie…. 🙂
yyc
28 lutego o godz. 16:14
Czy to jest scena z filmu?
yyc,
Nie znam tego, ale chetnie przeczytam. Na razie najwiecej Twaina przeczytalam o Hawajach i oczywiscie o Mississippi.
Slynny Orient Express, Orco. Mam nadzieje, ze orginal.
Tutaj sznureczek:
http://www.readbookonline.net/readOnLine/1288/
W sam raz na lunch 🙂
yyc,
No tak. Orient Express. To z pewnoscia nie jest Midnight Special. 🙂
28 lutego o godz. 17:25 – Dziekuje. Z przyjemnoscia przeczytam. Na razie musze zjesc sniadanie (!), wypic kawe i zrobic swiezy nektar dla kolibrow. 🙂
Milej zabawy 🙂
Orco, widze, ze Twoj Amtrak ma te podnoszone fotele, tylko ze ten zabojczy rozowy kolor siedzen…..
Ciekaw jestem czy ktos z blogowiczow jechal koleja transsyberyjska? Chcialbym kiedys sprobowac, choc po ostatniej dziewieciogodzinnej podrozy ze Slupska do Warszawy (pociag bez Warsu) nieco mi sie odechcialo dlugich podrozy kolejowych.
Na trasie Toronto – Montreal w 2 klasie sprzedaja kanapki i napoje (wina tez) z wozka, natomiast w 1 kl roznosza tace z jedzeniem jak w samolocie, no i spory wybor darmowych trunkow.
Owszem, jest w planie kolej transsyberyjska (tylko żeby czasu starczyło!), taka opcja, ale z Władywostoku do Moskwy:
Połączenie bezpośrednie Moskwa – Władywostok:
3 klasa od 175 ? / 2 klasa od 360 ? / 1 klasa 909 ?
http://www.transsib.com.pl/bilety_kolejowe_odcinki_glowne.html
Chwilowo Syberię mamy u siebie 🙄
pilne-jako zagorzała frankofonka znam głównie francuskie obyczaje-
my w ostatki jemy faworki,a Francuzi smażą naleśniki,bo to ich mardi gras.
Pamiętam,jak chyba w tamtym roku o swoich ostatkowych naleśnikach opowiadała nam Alina.Ten zwyczaj „tłustego wtorku”znany jest też w innych miejscach na świecie,gdzie historycznie byli obecni Francuzi.
Z kolei Hiszpanie urządzają w Środę Popielcową „Pogrzeb sardynki”i jedzą przy okazji
owe sardynki w kanapkach i nie tylko:
http://www.carisma.pl/przewodnik,pogrzeb-sardynki-sroda-popielcowa-w-hiszpanii,88.html
yyc-ma swój pociąg przez Góry Skaliste,a my w Europie mamy ekspres Mont Blanc:
http://www.chamonix.net/english/transport/train
Nie jechałam,nie wiem,czy i jak żywią,ale chętnie wybrałabym się w taką podróż 🙂
Myślę,że Nemo zna ten pociąg oraz inne piękne,alpejskie trasy,które można przemierzyć w wygodnym,kolejowym wagonie,
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_8222.JPG
Pierwsza klasa pociągu na trasie Wrocław-Poznań.
Tutaj darmo podają drobną przegryzkę, ciasteczko, batonik, sok czy wodę. W Warsie nie byłam, bo nie miałam potrzeby, podróż za krótka, niecałe 2 godziny. Nie wiem, czy kelner przyjmuje zamówienia na większe posiłki, czy trzeba udać się do Warsu.
Ze wspomnień – nigdy chyba nie korzystałam z usług Warsu za młodych lat, za to dobrze wspominam restaurację dworcową w Kamieńcu Ząbkowickim. Niekiedy trzeba było dużej czekać na przesiadkę i szło się do restauracji na nieśmiertelną i zazwyczaj podeschniętą sałatkę jarzynową. Smakowała, ale w onych czasach człowiek był wiecznie głodny, żeby nie wiem ile zjadł (młodość!).
Restauracja Dworcowa we Wrocławiu była na poziomie (lata 70-te), jeśli chodzi o jedzenie. W ub. roku miałam czas tylko na piwo. Dworzec jest po generalnym remoncie, bardzo ładny. I pusty…za moich czasów zawsze był tłok, współcześnie ludzie przenieśli się do samochodów. Teraz zatłoczone są szosy, większość zupełnie nieprzystosowana do sporego ruchu. Ale z roku na rok się zmienia i jest coraz lepiej.
Wczoraj podałam ten sznureczek – jak sie obchodzi Tłusty Czwartek w innych krajach europejskich:
http://kuchnialidla.pl/blog/jak-obchodzi-sie-tlusty-czwartek-w-innych-krajach.
ROMek,
Rzeczywiscie ten rozowy kolor „wpada w oko” 🙂
ROMek – transsyberyjską do Irkucka , w ostatnim roku istnienia CCCP jechała Młodsza z dużą grupą studentów geomorfologii z UAM (wyprawa Bajkał). Prawda, że podróż długa, ale oni mieli po 21 – 22 lata i byli zachwyceni. Wyżywienie pierwszorzędne za niewielkie pieniądze w „restoranie” – grupa nie miała wykupionych kart żywieniowych, zamawiali i płacili na bieżąco. To, co zabrali „na wszelki wypadek” z kraju, służyło potem do goszczenia miejscowych – w podróży nie zjedli niczego. Czyściutko, wagony sypialne wygodne, w każdym wagonie „gospodyni”i kipiatok za darmo. Wrażenia zostały bardzo pozytywne. Mimo, że już trochę świata znali (poprzednia wyprawa była wokół Alp przez 9 państw europejskich) Młoda twierdzi, że ta azjatycka była ciekawsza i przyjaźniejsza.
ROMek,
może się przyda 🙂 a zaraz drugi podam
http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/swiat/1516640,1,reportaz-kuszetka-przez-rosje.read
O podróżach pociągami przez różne kontynenty bardzo ciekawie opowiada w swoich książkach Paul Theroux. Trasę azjatycką pokonał dwa razy. Pierwszy raz w 1975 roku, drugi – trzydzieści lat później. Opisuje zmiany, które zaszły w tamtym rejonie. W „Starym Expresie Patagońskim” opisuje podróż z Bostonu aż do Argentyny. Książki o wyprawie afrykańskiej jeszcze nie czytałam, ale myślę, że jest równie interesująca. 🙂
http://czarne.com.pl/katalog/autorzy/paul-theroux
Chciałam znaleźć reportaż Jacka Hugo Badera, który jak mi się wydawało pisał o kolei trans, ale znalazłam coś innego. 🙂
http://www.fly4free.pl/forum/filmy-dokumentalne-o-koleji-transsyberyjskiej,169,8733
Asiu ja go oglądam jak nie zapomnę 🙂
Asiu, Louisa oglądam oczywiście – jego syna. 🙂
Duże M – chyba nie widziałam programów Louisa. Sprawdziłam, że można jego programy obejrzeć na BBC Knowledge.
O kolei transsyberyjskiej i nie tylko pisał Igor T. Miecik w „14:57 do Czyty”.
Też „Czarne”: http://czarne.com.pl/katalog/ksiazki/14-57-do-czyty
Duże M – Michał Książek z Twojego linku napisał „Jakuck”, też wydany przez Czarne.
Pepegor, ceny rozne ale my sie rozumiemy 🙂 🙂
Asiu, ja czytałam kilka książek i reportaży o tamtych terenach i jakkolwiek są bardzo ciekawe to po pewnym czasie zlewają mi się w jedno ( podobieństwo pewne niestety byc musi 🙂 ) – stąd niepewność kto, co i kiedy napisał.
Co tydzien ma byc juz, juz cieplej i na koniec jest zimniej. Sobota rano -33*C odczuwalne jak -42*C. A wstac trzeba i wyjsc niestety. No, ale juz nastepny weekend ma byc cieplo jak w Pernambuko. Oby.
yyc,
Przeczytalam „Cannibalism in the Cars”. Very thought provoking.
Ha, i tu też o pociagach?! 😮 😀
Zatemmm…
Wkrótce czekała nas duża atrakcja ? Sucha. zaledwie pociąg zatrzymał się, już biegli wzdłuż wagonów chłopcy i dziewczęta i słyszało się tylko ich wołanie: ?świeża woda, świeża!? i ?poziomki, poziomki!? W chwilę później zjawiali się chłopcy stacyjnej restauracji, niosący przed sobą zawieszone na szyi tace, a na nich bułki z szynką lub krajaną kiełbasą, parówki i musztardę a nadto przeróżne słodycze. Pokrzykiwali po obu stronach pociągu ?kanapki, pomarańcze, czekolada, ciastka!?, a ich wołanie miało coś uwodzącego, bo nawet ci, co wieźli ze sobą zapasy na drogę, uczuwali nagle chętkę. Inni wreszcie roznosili herbatę a jeszcze inni lemoniadę i piwo w kuflach. Było to oczywiście piwo z arcyksiążęcego browaru w Żywcu. Nigdy nie roznoszono czarnej kawy. Jej picie ? i to w dużych szklankach ? rozpowszechniło się dopiero w kilka lat po drugiej wojnie.
Lokomotywa znowu wędrowała na koniec pociągu i postój trwał tyle, ile wystarczyło, by zjeść bez pośpiechu obiad. Restauracja kolejowa w Suchej miała dobrą markę. Mówiło się, że słynęła z doskonałej sztuki mięsa, ale i inne dania cieszyły się popularnością. Nie mogło się zdarzyć, by kuchnia spóźniła się z przygotowaniem posiłków, tak jak nie zdarzało się, by pociąg spóźnił się. Z tego powodu dania trzymano na blasze ? wszystko było zawsze świeże. Cóż za czasy niepojęte dla dzisiejszego pokolenia! Wszystko szło jak w zegarku, pasażerowie zadowoleni z obiadu wracali do wagonów, pilnie bacząc, by wsiąść do właściwego pociągu, gdyż na stacji stał również pociąg do Żywca a czasem także do Krakowa.
(W. Krygowski, Sentymentalna podróż koleją żelazną, [w] tegoż Wspinaczka po tęczy, Wydawnictwo Literackie, 1986.
Zalinkowana całość warta grzechu – przesycona jest wyraziście wielozmysłową pamięcią (dziecka)… nie tylko do pociągów 😎
(Oczywiście napomknienia o solidności przedwojennego człowieka wybaczamy leciwemu już wówczas autorowi – gawędy spisywał na początku lat 80.)
Dzień dobry (komu dobry, to dobry).
Sentymentalną podróż z Krakowa do Zakopanego odbyłam, nad aprowizacją w Suchej się roztkliwiłam, z własnym Dzieckiem uzgodniłam, że na obiad zamawiamy pizzę albo coś, bo mi się nadal niewygodnie żyje, ale narzekać nie ma na co – żyję przecież.
Pamiętacie może z dzieciństwa wmuszanie chorym dzieciakom kleików, zupy z manny albo rosołków z gołębi? Ja pamiętam, a była to zmora moich szczenięcych lat. Kiedy już podrosłam do wieku lat 9 – 10 i moje protesty nabrały energii, z rosołkiem wkraczał do pokoju boleści Hiniutek (jako straszak i autorytet) i przysięgał na wszystkie świętości, że nie jest to zupa ze ścierki tylko z uczciwego „latajły” i pomoże niezawodnie. Nie wiadomo czy pomogły zupki dla niemocnych, czy zdrowiałam sama z siebie, w każdym razie z reguły trzeciego dnia oznajmiałam, że jutro idę do szkoły, a zupkę niech kto inny zje.
Minęło lat ho, ho (a może i więcej) i Pyrą zatrzęsło zdrowo, a nawet myśleć o stałym pokarmie się nie chciało. Trudno żyć wyłącznie na naparze z imbiru. No i ugotowałam te flaki – ok 2 l solidnej zupy – potrawy, też z dużą ilością imbiru, majeranku, pieprzu i czego tam jeszcze potrzeba. I dwa dni Pyra żyła na flakach – w rondelki podgrzewałam niewielką ilość – ot jedną chochelkę i z lubością zjadałam. Właściwie wypijałam zupkę i na koniec zjadałam flaki. Nie wiem czy prawda, ale chyba trochę te ciepłe zupki co 2 godziny pomogły, bo teraz zaraza jeszcze tylko siedzi w uszach i znacznie niżej, ale wygląda, że przeżyję.
Osobom zaprzyjaźnionym z Owczarkiem Podhalańskim przypominam o urodzinach PSIAKA
Rosja w kolorze: http://deser.pl/deser/51,111858,15534671.html?i=0#BoxSlotIMT
Jakoś dziś o Rosji nie mogę czytać…. 🙁
Asiu – t zdjęcia są niesamowite – świat, którego nie ma. Ostatni chanowie wielkich oaz Azji środkowej, drewno nawet w podłożu tamy na dużej rzece i ten budujący się przemysł i wiekowy opiekun tamy z Włodzimierza (polskie nazwisko) i te mundury czinownikow. Jej Bohu – i całą tą unikalną dokumentację ma Biblioteka Kongresu, a nie Łomonosow. Ironia historii.
Zdjęcia z Buchary i Samarkandy zostawiają to samo wrażenie, co bałkańskie fotki Ewy i Włodka – te domki nie mają prawa stać, to się zaraz zawali, te drzwi wystarczy kopnąć – a stoją; czasem kilkaset lat.
-8C, pochmurnawo.
Świetne te zdjęcia – pomyśleć, ponad sto lat temu robione, kolorowe! Chanowie dostojni, bucharski ma wspaniałą szatę.
Hej
niewiele mam do powiedzenia o „Warsie” – w Kraju juz nie bylo mnie 14 lat. Dawnymi latami podroz pociagiem po Polsce nie nalezala do przyjemnosci. Nie wspomne juz o obskurnych dworcach i restauracjach.
Wiecej ma doswiadczenia z podrozy koleja szwedzka, niemiecka, francuska , brytyjska czy szwajcarska.
Bylem przez 2 tygodnie(13-27.02) w pieknym snieznym i czystym St Moritz. Oczywiscie z Zürichu (HB) wzialem pociag SBB (Schweizerische Bundesbahnen) do St Moritz (przesiadka po 120 km w Chur) Z Chur do St. Moritz przesiadka szybka na Rhätische Bahn ( stad mozna tez dojechac do slynnego Davos). Jezeli ktos mialby chec podziwiac piekno osniezonych gor, powinien wziac Bernine Express z panoramicznymi oknami – okolice na liscie dziedzictwa przyrody i kultury ONZ.
W sumie pociag na trasie Zürich – St. Moritz to 3h20min.
Linie kolejowe szwajcarskie naleza sa panstwowe a punktualnosc lezy w granicach 97%.
Kuchnia SBB zawiaduje Schweizer Kocherverband a produkty sa wylacznie pochodzenia krajowego. Jechalismy klasa 1 (cena ok 1200SEK). Goscie hotelowi moga korzystac z uslug srodkami komunikacji i tak bez zadnych klopotow moglismy(bezplatnie) ze stacji St Moritz HB w bardzo krotkim czasie dotrzec do hotelu Hauser w St. Moritz nalezacym do rodziny Hauserow (czwarte pokolenie). Szwajcarzy niesamowicie dbaja o swoje lokalne produkty, nie tylko o wyroby czekoladowe ale i o zywnosc.
Ciekawostka z branzy zagermistrzowskiej: zegarek, ktory zawiera mniej niz 50% czesci lokalnych nie moze miec umieszczone na cyferblacie: Swiss Made. Jeden z moich krewnych zajmuje sie handlem tymi cackami jak Patek Philippe, Vacheron Constantin, Corum
Wydaje mi sie, ze szwajcarskie kolejeSBB z cala infrastruktura to niedoscigly przyklad dla wszystkich przewoznikow na swiecie. Nic wiec dziwnego, kiedy dotacje do SBB sa bardzo wielkie kazdego roku – jakies 6 mld SCH / jakies 20 mld PLN.
Szwajcarzy kochaja podroze koleja.
Witam, Asiu dzięki. Rosja w kolorze slajdy.
http://www.gridenko.com/pg/h26885b74#h1a90440c
Asiu! Jak zwykle przeciekawe!
Tak ciekawe, ale to co teraz się dzieje nie napawa optymizmem. Zaczynam się bać 🙁
DużeM,
O podróży koleją transsyberyjską pisał Ryszard Kapuściński w „Imperium” w rozdziale „Transsyberyjska, 58”. Nie ma tego wiele, niestety kilkanaście kartek.
Bardzo polecam „Dzienniki kołymskie” Hugo-Badera, nie jeździł koleją transsyberyjską co prawda, głownie autostopem, poznał ciekawych zwykłych ludzi i o tym opowiada w reporterskim stylu.
Mówimy o Warsie i jedzeniu, a mnie się przypomniała „ciuchcia” trasy Nysa-Kamieniec Ząbkowicki.
Taka sama ciuchcia jeździła na trasie Kamieniec Ząbkowicki – Złoty Stok, tylko przeważnie jeden-dwa wagony.
Z góry (ze Złotego Stoku) gnała jak szalona, za to pod górkę jej czas był obliczony na 45 minut. Bywało, że stawała, sapała, nabierała pary i jakoś się tam doturlała do celu. Kolejkę do Złotego Stoku zlikwidowano w latach ’80-tych, a moje dziecko tak bardzo chciało się „ciuchcią” przejechać 🙁
Nie zdążyliśmy. W 10 lat później nie istniała. Szukałam fotki, znalazłam tylko tą jedną. Trasa Kamieniec Z. – Złoty Stok to zaledwie 8km.
http://alicja.homelinux.com/news/Ciuchcia-Zloty_Stok1978.jpg
Mniej więcej od miesiąca uparcie piszę, że boję się Ukrainy. Nieźle znam historię tych ziem i – pochlebiam sobie – nieźle orientuję się w mentalności i Mało – Rusów i Wielkorusów. Oni są inni od nas, bo wyrośli na innym podglebiu kulturowym i są tacy sami jak my, bo Słowianie. Na dodatek każda władza wprowadzająca ład i prawo, będzie znienawidzona po 2 miesiącach, bo zwykli ludzie dużo początkowo stracą – nędzny socjal, zakłady pracy, osłony, dostęp do niektórych dóbr. Przecież myśmy to przechodzili. Tylko ich jest 50 mln z tego nie wiadomo ile dojek, kombajnistów, prządek itp. Co z nimi?
Czarno to widzę.
Pyro, dwa komentarze i dwa pudla. To, ze nazwisko konczy sie na -ski wcale nie znaczy, ze polskie, bo moze byc rosyjskie, bulgarskie, i inne slowianskie. Imie Pinkas wskazuje, ze to jednak nie Slowianin. No, a ostrzeganie przed Ukraina w obecnej chwili to juz przesada. Skoro to blog jedzeniowy to dodam, ze ja mimo wszystko jadam barszcz ukrainski, a nie malorosyjski. Nie lubie umieszczac tego typu komentarzy, ale juz nie zdzierzylem.
Romku – przepraszam; masz sporo racji. Uproszczenia krótkich wpisów bywają nietrafione. Może tylko wolałabym bałkańskich awantur na granicach uniknąć.
I tak cierpliwy jestes 🙂
Czy pociag nadal jedzie, czy stanal w zaspie? 🙂
Rownie pieknym jezykiem, co Mark Twain, Melchior Wankowicz w ksiazce „Krolik i Oceany” opisal budowe kolei transkontynentalnej w Stanach Zjednoczonych. Duze opady sniegu na pewno zwalnialy przejazd pociagu. Innym powodem zablokowanych torow kolejowych byly zwierzeta. Wankowicz pisze, ze z przodu lokomotyw byly zainstalowane specjalne sikawki, aby rozpedzac bawoly (bison), ktore postanowily spedzic dzien na torach kolejowych.
Bawoly czasami ignorowaly wode z sikawek. Wtedy zaloga i pasazerowie wysiadali z pociagu, ladowali swoje karabiny i strzelali do bawolow. Kiedy zwierzeta uciekly w poplochu, pociag ruszyl w dalsza podroz. 🙂
Tu jest rysunek przedstawiajacy konflik z bawolami.
http://scienceblogs.com/chaoticutopia/wp-content/blogs.dir/393/files/2012/04/i-f9ecb7f7e4886b955909d8c3d4f3d01b-11000270-Z-270.jpg
Prosze sie nie doszukawic alegorii, bo takowej tu nie ma. 🙂
Dzień dobry – nadal słonecznie, chłodne, rześkie powietrze, ptaki budują gniazda i są bardzo zaabsorbowane. Ryba mówi, że w ogródku kwitną jej krokusy, pierwiosnki i cebulice. To może być prawdą, bo klimat nadmorski jest łagodniejszy, niż w głębi kraju, a ponadto ten jej ogródeczek typu dwie chustki i jeden szal, jest osłonięty z jednej strony budynkiem i garażem, z dwóch węższych boków wysokimi, betonowymi parkanami i tylko jeden bok wystawiony na wiaterki – a i tak właśnie wzdłuż tego boku Matros posadził rząd tuj Jednym słowem ogródek wewnętrzny i zaciszny.
Jako, że do dzisiaj dożyłam, a po sklepach ostatnio nie chodziłam, obiad będzie typu przegląd lodówki i okazuje się, że przypadkowo będzie całkiem wytworny: udka kurczacze w ananasach (pół puszki czekało 3 dni za zagospodarowanie), ryż naturalny, zasmażany z ziołami, sałaty mieszane z zielonym ogórkiem. Nie ma deseru, bo niczego nie piekłam, na lody się nie zdecyduję, pewnie otworzę pudełko ciasteczek i zaparzę jakąś fajną kawę (np z wiśniówką albo z czekoladą. Młodsza pracuje, pies się naszarpał na smyczy w czasie spaceru, a teraz śpi. Czekają na mnie stosy lektur, a przed 14-tą skoki narciarskie.
Pyro, przypominam, że tegoroczne krokusy, itp. wrzuciłam do fotek i nawet wpisu blogowego już tydzień temu*, a mieszkam wszak „w głębi kraju” – jednak „w głębi”, choć tej ciepłej, przyjemnej do życia i wyjątkowo słonecznej w ostatnich miesiącach (dziś jeszcze mgła, idealnie odpocząć po tańcach, hulankach, swawolach… oraz po wczorajszych przedpołudniowych wyczynach – gdyby była od rana taka lampa, jak w prognozach – ciągnęło by ludzia na rower „już-natychmiast”! :D)
_____
*wczoraj, wracając w południe z pagórków, widziałam w ogródkach sporę kępki także żółtych krokusów – nie znam się, ale słyszę, że one odrobinę późniejsze… 🙂
A, wczorajsze przedpołudniowe wyczyny wokół Skomielnej Czarnej (pagórki tylko do 866m, śniegu jak na lekarstwo, rano przymrozek, ogólnie sucho… i ta lampa!!!
https://picasaweb.google.com/100017103147766566592/PolicaZSidzinyKoskowaZGroniem#slideshow/5986114854544478162
(Opiszę jak się wreszcie skończy ten uprzykrzony karnawał… 😈 )
PS, gdyby ktoś jeszcze nie zauważył – prywatny* wordpress daje zdjęciom możliwość sporego powiększenia (kliknąć w fotkę, potem jeszcze raz kliknąć – tak „nadmuchany” podbiał czy krokus nieco zyskują 😉 zdaniem niektórych) a autorowi – dyskretnego załadowania sprawy, bez jaskrawego rzucania się na odbiorcę już „od progu”: patrzcie, jaki mój sprzęt i ja jesteśmy wielki artysta-fotograf! 🙄
_______
*Politykowy (jeszcze) nie 🙂
U nas też ani grama śniegu 🙂 Zwiedziliśmy wczoraj ptasi rezerwat koło Boca Raton na płd Florydzie. Nad mokradłami zbudowano kładki – pomosty do obserwacji ptaków. Sa też iguany, żółwie, szopy pracze i nawet krokodyle. Wiele osób ma wielkie rury. Prawie jak Marek. My, niestety, tylko amatorski kompakt, canon power shot.
Jest okres lęgowy, więc wśród ptaków wielkie poruszenie. Jeśli ktos jest tym zainteresowany, to na początku daję plansze z rodzajami zwierząt. Jest nawet królik błotny, ale nie widzieliśmy.
https://plus.google.com/photos/100894629673682339984/albums/5986189953266530801/5986189956128430610?banner=pwa&pid=5986189956128430610&oid=100894629673682339984
a cappello-zazdroszczę Ci tego spotkania z sarnami,piękne stado 🙂
Nam udało się wczoraj poobserwować baraszkującego w Bugu bobra.
Nie mieliśmy jednak ze sobą aparatu zatem zwierz nie został uwieczniony dla potomności.Bobry poczyniły ogromne spustoszenia w miejscu,gdzie tradycyjnie spotykają się liczni wędkarze.Tamtejsza okolica za chwilę zostanie całkowicie pozbawiona drzew,a szkoda bo dawały cień oraz po prostu ładniej było z drzewami
niż bez 🙁
Gotuję kurczaka yassa-to kurczak po senegalsku,marynowany w soku cytrynowym
i podany pod pierzynką z cebuli,która też marynowaliśmy w soku z tejże cytryny.
Całość podajemy z ryżem.To takie senegalskie,proste,chłopskie jedzenie 🙂
Dla tych co nie jedzą cebuli poddusimy na maśle cykorię.
Stała się rzecz dziwna. Napisałem jakim aparatem robiliśmy (Ewa 99%) zdjęcia i z tego zrobiła się reklama. Nie miałem takiego zamiaru. Aparat zresztą ma dużo wad!
American buffalo to nie jest bawół, tylko powszechnie znany bizon (leśny lub preriowy) czyli żubr amerykański.
-10C, pada śnieg. Gdzie wiosennie, tam wiosennie, sarenki mają co skubać, a na zachodzie bez zmian 🙁
Przeglądałam archiwa. Ciekawych zachęcam do zerknięcia, jak rok temu w pierwszym dniu wiosny wyglądało gospodarstwo kurpiowskie u Gospodarza 😉
http://adamczewski.blog.polityka.pl/2013/03/21/jak-podjac-wazna-przedswiateczna-decyzje/
Krokusy na naszych Jasnych Błoniach były już z tydzień temu jak nie dawniej. Zerknijcie, proszę, jak to wygląda: https://www.google.pl/search?q=szczecin+platany+krokusy+jasne+b%C5%82onia&client=firefox-a&hs=mRV&rls=org.mozilla:pl:official&channel=sb&tbm=isch&imgil=2n7Nabd-Fhu3cM%253A%253Bhttps%253A%252F%252Fencrypted-tbn1.gstatic.com%252Fimages%253Fq%253Dtbn%253AANd9GcSeFc3EWcbRATUyOYe9-AM9JoRBtymWBm7HX3cP7qb43Q9MkVC0%253B482%253B600%253Bpoq3kf0gBTnoAM%253Bhttp%25253A%25252F%25252Fszczecin.mapofpoland.pl%25252FSzczecin%25252Czdjecie%25252C8705%25252CKrokusy-Jasne-B%25252525C5%2525252582onia.html&source=iu&usg=__tLXSDJMS2xETRt4p8s8lJqP07L8%3D&sa=X&ei=FloTU7WeGo6DhQen34HQAw&ved=0CC4Q9QEwAA&biw=1152&bih=566#facrc=_&imgrc=2n7Nabd-Fhu3cM%253A%3Bpoq3kf0gBTnoAM%3Bhttp%253A%252F%252Fwww.mapofpoland.pl%252Fzdjecia-08705%252FKrokusy-Jasne-B%2525C5%252582onia-Szczecin.jpg%3Bhttp%253A%252F%252Fszczecin.mapofpoland.pl%252FSzczecin%252Czdjecie%252C8705%252CKrokusy-Jasne-B%2525C5%252582onia.html%3B482%3B600
Łomatko, ale lina okrętowa…
Cichal, w ogóle nie przejmuj się niby-reklamą. Ja uważam, że – jak w towarzyskiej rozmowie – spokojnie mozemy dzielić się wiedzą na temat złego i dobrego.
Ja też przeszłam na power-shota, ale to dlatego, że moje stawy się zbuntowały i nie chciały nosić ciężkich rur. Mój aparacik waży 600g i nie ma wad. Jak będziesz, Cichalku, zmieniał swój, to zastanów się nad power-shotem Sx50HS.
Tak pracuje (i ma szpiegowski zoom):
https://picasaweb.google.com/108203851877165737961/AarhusTolszipy
Lubie obserwowac zwierzeta. Na Florydzie ze wszystkich stworzen, lacznie z jadowitymi wezami i krokodylami najbardziej przerazaly mnie komary. Nigdzie nie widzialam tak agresywnych komarow w tak duzych ilosciach. Wiele osob lubi Floryde lacznie z naszymi Cichalami. 🙂 Bardzo mile wspominam obserwowanie startu promu Atlantis w nocy. To wygladalo, jakby slonce w przyspieszonym tempie, wzeszlo w nocy i rozpalilo cale niebo.
Na Cape Canaveral widzialam gniazdo orlow, co jest raczej intrygujace z powodu obecnosci pojazdow kosmicznych.
Krokodyli u nas nie ma i raczej nie bedzie. Za to bobrow jest duzo.
Kilka dni temu Danuska wspominala Mardi Gras we Francji. W Nowym Orleanie juz od kilku dni trwaja przygotowania do Mardi Gras. Co noc Bourbon Street jest zapelniona turystami, a z okolicznych klubow dochodzi klasyczna muzyka z Nowego Orleanu: blues i jazz.
W tym samym miejscu jest zawsze kilka osob nawracajacych grzesznikow na „dobra” droge.
Nowy Orlean, napisze New Orleans, bo w jezyku polskim brakuje mi „s” na koncu nazwy 🙂 , no wiec New Orleans obok muzyki, slynie ze wspanialej kuchni. Tradycyjne dania to gumbo, jambalaya, crawfish etouffee (danie z rakow) i king cakes na deser. Niektore „king cakes” sa upieczone w srodku z mala figurka. Kto trafi na ciastko z figurka w srodku zaprosi gosci na przyjecie.
Na zalaczonym linku jest kilka typowych dan oraz przepisy i opisy pochodzenia tych dan.
http://www.neworleansonline.com/neworleans/cuisine/traditionalfoods/
Jambalaya, crawfish pie i gumbo sa uwiecznione w piosence „Jambalaya”. Link do piosenki osobno.
A u mnie w lesie kwitną takie:
[URL=http://www.fotosik.pl][IMG]http://images54.fotosik.pl/268/27ff1c237c2710acmed.jpg[/IMG][/URL]
[URL=http://www.fotosik.pl][IMG]http://images54.fotosik.pl/268/35d05f63744b6d14med.jpg[/IMG][/URL]
Poranna rosa:
[URL=http://www.fotosik.pl][IMG]http://images54.fotosik.pl/268/3a13b09d2d7e8563med.jpg[/IMG][/URL]
Nisiu, są programy do skracania linków, np to: http://tiny.pl/
Fats Domino, Ray Charles i Jerry Lee Lewis wykonuja Jambalaya
https://www.youtube.com/watch?v=9hfdC5R2qEs
Bjk – za leniwa jestem…
Ups, miały wejść obrazki, ale nie weszły, więc te linki powinny zadziałać:
http://images54.fotosik.pl/268/27ff1c237c2710ac.jpg
http://images54.fotosik.pl/268/35d05f63744b6d14gen.jpg
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/pelny/3a13b09d2d7e8563.html
PS. Tutaj chyba nie da się edytować swoich wpisów?
Prawdziwą zimę tego roku miał tylko Irek i Marek, no i była jeszcze górska zima A Cappelli. U nas zima trwała 2 tygodnie z kawałkiem i ja się cały czas obawiam, że zacznie obficie śnieżyć, kiedy zakwitną jabłonie (bo przecież kiedyś musi).
Przez trzy dni słabości nie gotowałam. Ja się żywiłam flakami, a Młodszej dawałam gotowce. Sobotnia pizza – 4 sery z dodatkową porcją oliwek była smaczna, gorąca i w ogóle taka, jak trzeba. Natomiast w piątek odsmażyłam jej placki ziemniaczane z pudełka – było 5 szt o średnicy ok 8 cm. Ależ to było paskudztwo! Grube, zbite jak podeszwa, ciężkie i przesiąknięte jakimś olejem. Pierwszy i ostatni raz. Na jutro rozmrożę pojemnik zrazów bitych z grzybami w śmietanowym sosie i pójdą do kluseczek w typie spatzle i surówkę z cykorii dołożę. Jeszcze mnie nieco prowadza na boki, ale za rondle i patelnie złapałam już dzisiaj. Damy radę.
A propos reklamy, to Gospodarz wypowiedział się niedawno na ten temat, że co innego my, polecajacy sobie nawzajem jakieś knajpy czy produkty, a co innego rzeczywiste wpisy reklamowe.
bjk,
Twojej porannej rosy i co u Ciebie kwitnie nie dam rady otworzyć, jakieś to dziwne 😯
Cichal,
ten zwiewny ptasior przecudny!
U mnie dzisiaj pierogowo (ruskie, bez konotacji!), zaprosiłam znajomych autochtonów, bo pierogów im jeszcze nie przedstawiałam w tej postaci, jedynie z kapusta i grzybami. Pierogom będzie towarzyszyła maślanka (też nie znają) oraz kwaśna śmietana dla okrasy i cebulka podsmażona na maśle.
Proste chłopskie jedzenie w niedzielę 😉
Kupiłam wczoraj endywię i czerwone grapefruity, będzie z tego sałata na po pierogach. Przed pierogami koreczki z fety, suszonej śliwki, na to 2-3 krople miodu, posypać lekko koprem włoskim i drobno siekaną miętą.
Nic tu chyba nie pasuje do niczego, ale w takich wypadkach mówię, że to jest kuchnia eklektyczna 😉
Pyro,
mnie w chorobie nie przechodzą żadne gęste płyny. Jedynie czysty rosół (żydowska penicylina) jest jak dla mnie niezawodny, da się „wziąć na żołądek”.
No nic, kuchnia czeka i inne zajęcia. Do roboty!
Alicja – „żydowska penicylina” jest z tłustej, zagrodowej kury. Nie miałam, a te flaki na ostro z imbirem i majerankiem, wchodziły bardzo pierwszorzędnie. Byle mało jednorazowo – tak pół kubka.
Pyro , ile lat ma Twoja córka , czy ona jest niepełnosprawna ?
Alicjo, wstawiłam link „zdjęcia na forum”, mialy się otworzyć obrazkim ale coś się sfiksowało, albo tutaj tak to nie działa, więc dałam proste linki – czekały na moderację, ale chyba się nie doczekaly.
No to ponowna próba:
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/pelny/3a13b09d2d7e8563.html
http://images54.fotosik.pl/268/27ff1c237c2710ac.jpg
Tym razem dwa linki, bo może trzy to za wiele? jeszcze nie obczailam zasad do końca.
Alicjo, odpowiedziałam, ale mój komentarz ponownie czeka na moderację.
Antonino – sprawna tylko wiecznie zaorana. Ona, jak Stara Żaba wieczorem sobie przypomina, że jeszcze obiadu nie zjadła. Gdyby musiała dbać o rodzinę, to nie byłoby wiecznych wymówek. Nie musi, a ja przywykłam do regularnych posiłków. A dorosła jest (co najmniej). Nie narzekam, bo jak raz, ja lubię kucharzyć, a nie lubię czekać kilka godzin zanim ktoś nakryje dla mnie stół. W niektórych pracach pomaga chętnie, poza tym sprzątanie, rozwieszanie i zdejmowanie prania, wynoszenie śmieci- to już wyłącznie jej praca – podobnie, jak „masowe” zakupy. Nieźle się uzupełniamy.
Bjk, śliczności te kropelki.
A zasada z linkami jest taka: jeden komentarz = jeden link. Inaczej czekasz.
Chodzi po mnie dzisiaj jeden piękny walc.
Pyro, dla Ciebie!
http://www.youtube.com/watch?v=mmCnQDUSO4I
Jak tamten, to i ten. Dla mnie najpiekniejszy.
http://www.youtube.com/watch?v=fPp3Qh-GRqs
Bjk – miniaturowe tęcze i perełki na źdźbłach – prześliczne.
Bjk – piękne 🙂
A zima tegoroczna? Tylko 3 tygodnie i nic nie zapowiada powrotu. Oby!!! Rośliny już się obudziły.
Dzięki, to przyroda jest piękna.
Starszy górale, dzisiaj rozmawiałam, wieszczą jeszcze mrozy.
Późne lata sześćdziesiąte; w Poznańskim Pałacu Kultury, w każdą niedzielę przed południem była impreza typu – estrada młodych. Z reguły najpierw był ok półgodzinny występ profesjonalisty, potem kolejno występowały dwa zespoły młodzieżowe. Sala pełna „krewnych – i – znajomych – królika”. Byłam z moimi „Jantarami” – a profesjonałem był Aram Chaczaturian. Wielki kompozytor w sweterku i wypchanych na kolanach portkach grał swoje kompozycje i udzielał wyjaśnień, a potem? Potem zorganizował ad hoc 2 godzinne warsztaty dla perkusistów zespołów. Myślałam, że się mój Wiesiek popłacze ze wzruszenia. Aram cierpliwie uczył wygaszania dźwięku czyneli, uzyskiwania pożądanej barwy w zależności od miejsca uderzenia pałeczki w membranę, róznicy w technice pracy ze szczotkami w stosunku do pałki i tzw zawodowych knyfów. Nikt mu tego nie kazał, nie dostał złotówki więcej, a pracował z pełnym zaangażowaniem. Potem mi powiedział, że on bardzo lubi uczyć, a chłopacy byli tacy chętni… To dobre wspomnienie, ale jest i smętne – zmarł reżyser francuskiej Nowej Fali, ten od „Hiroszima moja miłość”. Znowu o jednego mniej.
Na Salonie24 znalazłam odwołanie do mądrości dowcipu żydowskiego, który zdaniem Autora znakomicie ilustruje Zachód ws Ukraina. Wklejam linkę
http://mojeszyfrogramy.salon24.pl/571379,o-madrosci-zydowskich-dowcipow-i-o-stosunku-zachodu-do-24rosji
bjk,
brylanciki w słońcu 🙂 PIĘĘĘĘĘĘĘKNE!
Mnie się raz udało zrobić podobne krople na przydomowej yucce, kiedy była w pełnym rozkwicie, ale bez tego słonecznego błysku, bo i słońca nie było.
http://alicja.homelinux.com/news/YUCCA.jpg
W wy wredoty jesteście i uparliście się katować mnie przedwiośniem, podczas gdy ja tu pod sniegiem 🙁
Idę koreczkować.
* -w
Pyro,
zagrodowa na pewno lepsza na penicylinę, ale „zje pies psa, jak nie ma ząjaca”, u mnie musi wystarczyć sklepowa, innej mozliwości nie ma. Chodzi o to, żeby coś wtrząchnąć pożywnego, nawet wtedy, kiedy jeść się nie chce.
Zalosna jestes Pyro.
Alicjo, „tu”, czyli gdzie, o ile nie jest to zbyt wścibskie pytanie?
Coś pożywnego, znaczy golonkę, zamówiła u mnie moja przyjaciółka (Mira, Alicja, znasz). Obiecałam jej na ostatki. Upiekę to wytworne żarcie dla dwóch dam, zrobimy sobie seans śmiesznych filmów i będzie miło.
Bjk, Alicja Kanadyjką jest (to taka łódka, hehe – i nawet mieszka nad jakąś dużą wodą…) z Kingston, Ontario.
Nisiu – genialna myśl> Na ostatki – też sprokuruję. Miło będzie.
Danuśka,
te zwierzęta na zdjęciach a capelli to nie sarny, lecz daniele. Widać, że teren jest ogrodzony siatką, więc jest to hodowla . Te bez poroża rzeczywiście są podobne do saren, ale sarny nie mogą żyć w niewoli, choćby i na rozległym terenie. Taka duża hodowla danieli/ m.in./ istnieje na terenach pomiędzy Oleckiem a Gołdapią. Ciekawa jestem, czy Małgosia tam była. Jest to ogromny kilkusethektarowy teren, na którym żyją daniele w bardzo wielu stadach. A zwiedza się ten park, siedząc lub stojąc w małej ciężarówce, która chyba nie posiada resorów. W każdym razie tę wycieczkę bardzo dobrze zapamiętałam. Gdyby ktoś zapuścił się w te okolice, warto odwiedzić to miejsce.
Piękne te szczecińskie krokusy. W Gdyni od kilku lat miejska ogrodniczka także dba o to, aby przybywało trawników porośniętych tymi wiosennymi kwiatami. Ludzie robią sobie tam zdjęcia. Nowożeńców jeszcze tam nie widziałam.
Nisiu ,to damy żrą żarcie ?
Antonino, jak jest dobre, to żrą, a jak jest niedobre, to plują.
Krystyno, krokusy mamy nadzwyczajne, nieee?
W ogóle te dwie wielkie aleje platanowe otaczające Jasne Błonia są wspaniałe. Mamy w Szczecinie kilka takich perełek przyrodniczych, parki różne, cmentarz (mój ojciec, leśnik i przyrodnik, opowiadał, że po wojnie nasi dendrolodzy nie mogli rozszyfrować niektórych nader chytrych krzyżówek poczynionych przez Niemców, zwłaszcza na Cmentarzy Centralnym).
Czekajcie wy! Już ja wam pokażę, jak moja wiosna w maju się rozbuja i przystąpi do roboty 👿
Goście pierogi zeżarli (znaczy – smakowało bardzo!), potem opadli na kanapki i dyszeli ciężko, objedzeni. Maślankę popijali do pierogów, ale przed i po Leżajsk (piwo moje ulubione) oraz chilijskie białe i czerwone wino Cono Sur.
Posprzątawszy, idę poczytać i spać.
Nisia,
Mirusię serdecznie od mnie pozdrów, też bym się na golonkę i towarzystwo wprosiła, ale chwilowo (wierzę w to „chwilowo”)
teleporting nie działa 🙁
Międzynarodowy Dzień Pisarza !
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Teksty/Kryminal_tango.html
Antonino, prawdziwe damy nie ulegają konwencjom i czasem żrą, a czasem konsumują, delikatnie poskubując paluszkami wytworne drożdżowe bułeczki (właśnie się pieką i aromatyzuja poranek, bułęczki, nie damy).
Krokusy szczecińskie piękne, a ja się czaję na nasze górskie, skromniejsze w kolorze i formie, ale cieszące co roku tak samo. Powstaje wtedy problem, jak iść, by ich nie deptać.
Danuśko, jak słusznie zauważyła Krystyna – to jest hodowla („sarny, jelenie, daniele, muflony; tak se trzymo, stać go” – poinformowano mnie :))… Lecz Krystyna nie mogła wiedzieć, że stada wolnych saren przebiegły mi podczas tej wędrówki drogę kilkukrotnie – zawsze w gęstym lesie, prześwietlonym ostrym, „kontrastogennym” 😉 słonkiem więc nawet nie podnosiłam uwieczniacza… ot, sarny, ładne jak zawsze! 🙄
😀 😀
Pyro, to, co a cappella pokazywała w tym sezonie jako zimę to jest w górskich realiach tyle co nic albo i mni (= pół litra na dwók ;)) Nie ma szans, by podczas zimy-zimy Hala Krupowa tak wyglądała! 😀
Krokusowiska śliczne! 😀 Pozyski Bjk cudne! 😀
— Chwilo, jesteś piękna… trwaj, płyń, przekształcaj-przepoczwarzaj się w inne chwile, jeszcze piękniejsze, jeśli możliwe! 😉 😎
Dla tych z Państwa, którzy zrobili sobie ze mną tę ostatniosobotnią przebieżkę — porównanie:
tak okolice Skomielnej Czarnej i Bogdanówki wyglądają „normalnie” w połowie marca… – bez nadmiaru śniegu, w ostatnich latach w górach raczej się słyszy o jego niedoborze… 😉
Bejotko, jeżeli wolno mi tak się do Ciebie zwracać @bjk, 🙄
Niestety nie mogę się z Tobą zgodzić w kwestii dam, sorry 🙁 Damy mogą się oddawać całkowicie rozkoszy jedzenia, z całą zmysłowością. Ale nigdy, przenigdy nie żrą 👿 I właśnie to, między innymi, czyni je damami 😉
Podziwiam Twoje zdjęcia. W swoim czasie zakochałam się w Starym i Nowym Sączu. Mój ojciec pochodził z okolic Tarnowa.
Pozdrawiam 🙂
Jagodo, zwracaj się w dowolnej formie, bjk to skrót od bajarka, czy bajarkowe.
O damach żrących (brzmi prawie jak żrące środki chemiczne) trochę żartuję, ale nie do końca, zresztą należałoby zdefiniować czynność „żarcia”. Jeśli to zachłanne jedzenie, to chyba czasem uchodzi? Jak wszelka zachłanność na życie. Jeśli z akompaniamentem bekania, plucia, ciamkania, gadania z pełną gębą i dłubania w zębach, to oczywiście nie wyrażamy na to zgody.
Generalnie piszę wszystko raczej lekko, choć zgodnie z moją prawdą, więc i trzeba to traktować z małym przymrużeniem oka.
Stary Sącz przechował magię i atmosferę małych miasteczek sprzed lat, znam też kilka innych takich. I mają tam maleńką fabryczkę rewelacyjnych słodyczy produkowanych wyłącznie z prawdziwych uczciwych składników, mało znaną poza regionem, a szkoda.
Nowy S. niestety jest okazem bałaganiarstwa wizualnego, jak większość współczesnych średniej wielkości miast w naszym rejonie Europy, co jest i ciekawe, i irytujące. Ale tak, masz rację, Sandecze dają się lubić.
Bejotko 😆
Bejotko,
wracając do dam: wymóg konieczny i podstawowy – dyskrecja 😎
Zachowanie dyskredytujące – ekshibicjonizm 👿