Miłość ma smak curry
Proste historie opowiada się najtrudniej. Choć w tym przypadku historia jest zarazem i prosta, i niebywale skomplikowana. Bo jak opowiedzieć o miłości, która wybucha nie wiedzieć czemu i nie wiedzieć jak? A kochankowie nigdy się nie spotykają. Ba – nawet się nie widzą (choć to też tylko pół prawdy ponieważ on przez moment ją obserwuje lecz zamiast się ujawnić – zmyka), tylko do siebie pisują. A korespondencję tę powoduje niezwykły przypadek, który może się zdarzyć raz na 8 milionów.
Rzecz się dzieje w Bombaju (dziś poprawnie zwanym Mumbajem) gdzie przez zatłoczone ulice przepychają się objuczeni menażkami w kolorowych pokrowcach niezwykli kurierzy – dabbawala. Wożą oni jedzenie przygotowywane w domach przez żony dbające o pracujących mężów. Kawalerowie i wdowcy takie posiłki zamawiają w swoich wybranych restauracjach skąd kurierzy też je odbierają i dostarczają klientom do pracy tuż przed porą lunchu. Potem, popołudniami odwożą opróżnione pojemniki. I choć w tej działającej od 1890 roku sieci błędy są – jak wspomniałem – niezwykłą rzadkością, to taka pomyłka przydarzyła się właśnie bohaterom niezwykłego filmu Ritesha Batry – „Smak curry”. Ta pomyłka rozpoczyna cudowną korespondencyjną przyjaźń, która stopniowo przeradza się w głębsze uczucie.
Obiad, który Ila z pełnym oddaniem i sercem przygotowuje dla męża, trafia w ręce wdowca. Ona przysmakami stara się odzyskać uczucie oddalającego się męża, a zbliżający się do emerytury i od lat samotny Saajan dzięki temu odzyskuje wigor i chęć życia. Nad wszystkim zaś unosi się zapach i smak najpopularniejszej w Indiach potrawy.
Nie zdradzę rzecz jasna wszystkiego. Dodam tylko, że to film zdecydowanie odbiegający od dziś obowiązującej mody. Bez brutalności, nachalnego seksu, strzelaniny. Pokazujący ludzi z innej kultury i czasem zadziwiających obyczajów ale tak jak i my tęskniących do bliskości drugiego człowieka czyli do miłości.
Komentarze
A nie najdalej,jak wczoraj wieczorem wspomniałam o tym,że sporo interesujących
filmów mamy teraz w kinach 🙂
Natomiast gdyby ktoś z Was po wyjściu z kina miał ochotę nadal pozostać w indyjskich klimatach,to może przeczytać:
http://kawazcynamonem.wordpress.com/2013/10/15/podroz-na-sto-stop-richard-c-morais/
Historia zaczyna się w Mumbaju,ale kończy na francuskiej prowincji,zatem dla mnie była to lektura tym bardziej ciekawa.
Dzień dobry; bardzo sympatyczny temat i tekst. Bywa miłość o zapachu porannej kawy i taka o woni grochówki z wkładką. I jak zwykle w kulturze – najbardziej trwała, wysublimowana i piękna – miłość niespełniona. Morze pachnieć letnią łąką, albo słonym wiatrem, albo kojarzyć się z melodią. Cóż by bez takiej miłości robili poeci i tekściarze? No, dobra. Ja dzisiaj nie mam czasu, dopiero wieczorem zajrzę na blog i postaram się odpowiedzieć Nowemu, który zupełnie nie zrozumiał mojego komentarza i rozciągnął jego znaczenie na życie rodzinne jako takie, a ja o b.wąskiej grupie kilku osób w skali globalnej. Oj, Nowy, Nowy… Do wieczora.
errata – to „morze” w trzecim wierszu, to miało być „może”, a ja wpisałam na mokro
Oglądałam niedawno film dokumentalny o Dabbawala. Bardzo ciekawy.
Z przyjemnością też przeczytałam „Wśród mangowych drzew.
Wspomnienia z dzieciństwa w Indiach” Madhur Jaffrey. http://czarne.com.pl/katalog/ksiazki/wsrod-mangowych-drzew
Witam, w nawiązaniu do dzisiejszego tematu to moja chrześnica w lecie zawiera związek małżeński z Hindusem, pierwszy ślub był w Indiach drugi w Radomiu, oby im się wiodło 🙂
Daniel P.
19 lutego o godz. 10:18
Ta, o „woni grochówki z wkładką” też musi być niezła, zwłaszcza, że opinia Wielce Szanownej Pani Pyry poparta jest zapewne emipirią.
Marzeno – niech będą szczęśliwi! 🙂
8 kwietnia ukaże się nowa książka z serii Dolce Vita: „Kuchnia osadników. O miłości, wędrówkach i jedzeniu”.
Opowieść o losach hinduskiej diaspory w Afryce.
http://czarne.com.pl/katalog/ksiazki/kuchnia-osadnikow
Film wyglada smakowicie i postaram sie go obejrzec. Zauwazylem, ze choc to brzmi jak stereotyp, to w filmach francuskich zawsze jest conajmniej jedna scena przy obiedzie (np. rodzina, grupa przyjaciol, para zakochanych itd), a czasem nawet kilka. Wczoraj w samolocie obejrzalem komedie niby-polityczna „Quai d’Orsay” (z Julie Gayet, ta od prezydenta Hollande’a) i nawet tam mamy scene kolacji ministra z wspolpracownikmi, choc wyjatkowo nie rozmawiaja o winie i jedzeniu, ale o przemowieniu ministra w ONZ.
O Afryce to pamietam swietny film „The African Queen” zdaje sie byl tytul.
Humphrey Bogart, Katharine Hepburn. Wspanialy 🙂
Po Kongo nie mialem okazji, a szkoda. Za to polecam ksiazke o ekspedycji ratunkowej Sir Henry Morton Stanleya. Udal sie ratowac Emina Pasze w czasie rebeli Mahdiego a sam ledwie dozyl konca i byl bardziej ratowanym niz ratujacym 🙂
Zdaje sie, ze do Emina Stas i Nel chcieli uciekac, ale juz nie pamietam
Wprawdzie temat naszego dzisiejszego opowiadania to Indie i curry,ale niech będzie,że przy okazji gadamy też o Afryce 🙂
yyc-zatem względem Afryki,to oczywiście „Pożegnanie z Afryką” i znakomita Meryl Streep,że już o Robercie Redfordzie nie wspomnę,tylko westchnę głęboko…
I nie wiem dlaczego(chłe,chłe)dzisiaj u nas na obiado-kolację polędwiczki wieprzowe
w sosie curry 😀 Ten sos curry mocno eklektyczny-curry,mleczko kokosowe,rum i olej orzechowy.Kuchnie wszystkich kontynentów łączcie się 😉
Hindusi afrykanscy maja swietna kuchnie z tego co mialem okazje sprobowac. Restauracje hinduskie, ale tych indusow z Afryki tez mamy w Calgary i maja swoja specyfike, afrykanskie nalecialosci. Lata temu mialem okazje byc pare razy wiec szczegolow nie pamietam poza muzyka jaka w jednej grali a to album Ali Farka Toure z Ry Cooderem: „Talking Timbuktu”. Chcialem podac sznureczek, ale w pracy strasznie wolno chodzi mi youtubka 🙂
Tytul: „Diaraby” jesli by sobie ktos chcial posluchac. Zreszta cala plyta jest wysmienita.
Znajomy dotarl do bombayu. Jego standardowym pozywieniem w indiach byl bialy chleb i banany z krowim mlekiem do popicia. Na poludniu dochodzily dodatkowo kokosowe orzechy i potrawa za rupiego: ryz z ostrym sosem. Wspominal nie o curry, lecz ze jak dotarl do bombayu to zwisaly z kol jego kolarzowki strzepy dentki i opony. I kiedy natrafil sie pierwszy kupiec, to nie ogladal sie za nastepnym, sprzedal rower i dal sie uwiesc tamtejszej ksiezniczce, ktora zamustrowala znajomego na poklad. Na poczatku milosc nie byla pierwszoplanowa. Liczyla sie przygoda. Po pierwszych pocalunkach doszedl do wniosku, ze nie roznia sie od tych europejskich, poza tym ze sa bardziej cieple. Tlumaczyl to sobie wowczas tamtejszym goracym klimatem. Z czasem okazalo sie, ze ksiezniczka to nie tylko perspektywa lepszego jedzenia i nowych angielskich slowek. No coz, jak sie wyrusza w swiat przed dwudziestym rokiem zycia to trzeba byc przygotowanym na wiele niebezpieczenstw.
Kokos, curry i orzeszki. To lubie 🙂
Tutaj chyba jest caly album:
http://www.youtube.com/watch?v=jkSsN4dFj2E
+5C w południe, słońce wychodzi 😯
Curry kupuję w orientalnym sklepie jako pastę zieloną, czerwoną albo żółtą. Ostre, w sam raz dla mnie, ale w sumie zależy, ile się tej pasty użyje do sosów czy zupy.
Chilijczycy i Peruwiańczycy robią znakomite zupy, podprawiane pastą curry, raczej na ostro, podają też w miseczce osobno pastę, gdyby ktoś chciał sobie dosmaczyć.
Cóż, nie z Soczi tym razem, ale też z telewizorni.
W meczu czempiensligi bramkarz Arsenalu, nasz Szczęsny, dokonał faulu na ichnim, baworackim Holendrze van Robenem i musiał zejść z boiska. Zastępczy bramkarz też nasz, bo Fabiański, nie musiał nawet się ruszyć w bramce, bo strzelający obligatoryjnego karnego skierował piłkę łaskawie w trybuny. Przedtem też strzelano karny w bramkę baworaków. Tu już w miarę celnie, ale ichni bramkarz efektownie piłkę wybronił.
Okna zamknięte?
Nie lubię kiedy pies szarik wskakuje na stół.
Cicho, pusto, jak w II części „Dziadów”?
Alicja, przy „zajęciach”, Haneczka przy sporcie, Nisia w drodze do Krakowa, my też przy robocie, Żaba przestała doić swoją jersejkę – zasusza krowę, , Danuśka lata do kina, a reszta? Nie wiem Marek drukuje i oprawia wystawę kolegi – fotografa.
Oprócz zajęć nie na żarty dręczy mnie sytuacja na Ukrainie. Rozmawiałam dzisiaj na ten temat z Rybą i ona się ze mną zgadza – to jest kolejna, „chłopska” rabacja, nie protest opozycji demokratycznej. Ona kiedyś pisała o buntach we wschodniej Galicji i widzi duże analogie. Dobrze, że nie mam tam rodziny, bo dopiero by nerwy były napięte.
Teraz robię sobie przerwę i idę napychać paliwo na wieczór i poranek.
Zajrzę później.
Nowy,
też myślę, że Pyra polityków-rozwodników miała na myśli i chodziło o to, do jakiego stopnia działa dziś wrażliwość moralna, a jak działała może dawniej.
Inna sprawa z Twoją wrażliwością na te sprawy. Obawiam się, że piszesz z własnego doświadczenia i mogę Cię zrozumieć. Sam byłem świadkiem wojen rozwodowych i wiem, jakie kolubryny tam są przytaczane. Wiem zwłaszcza, że dane mi było zajrzeć do nie jednej akty rozwodowej, formułować to i owo pismo, bo przychodzili do mnie ludzie nie mający innych możliwości, bo adwokat kosztuje.
Moje zdanie: Odchłań!
Była taka pogoda, że zostawiłam zajęcia i udałam się spacerkiem do fryzjera. Wszystko płynie, na ulicy całkiem duże kałuże, bo topnieje śnieg na poboczach. Ciekawa jestem, ile tego lata.
Pepe – nawet nie wszystkich polityków miałam na myśli, tylko i wyłacznie przywódców państw – piastujących urząd w chwili zmiany partnera. Wiemy jak bardzo absorbujące w życiu każdego człowieka s a sprawy rozwodowe, a nawet z łe stosunki w rodzinie. A tym kilkorgu ludziom na kilka lat powierzono los milionów ludzi i ich byt. Dlatego uważam, że Sarkozy, Hollande, Berlusconi nadużyli zaufania wyborców. MoŻe mniej Putin, bo po pierwsze był dyskretny, a po wtóre nie pozwolił na ciąganie byłej żony po mediach.
Mnie nawet nie chodzi o rozwód – tylko o brak unormowania jego zaplecza rodzinnego, takie zawirowania muszą się odbić na jego pracy i działalności. A za to mu naród płaci – nie tylko pieniędzmi ale prestiżem i zaufaniem.
Pyro, na informacje o życiu rodzinnym Putina była i jest całkowita blokada informacyjna. Byłej żonę wysłano na zesłanie… Pochwała dyskrecji w tym przypadku to moim zdaniem co najmniej hipokryzja. Jak o czymś się nie mówi, nie znaczy to, że to znika. Ukrycie zdrad nie świadczy o uporządkowanym życiu rodzinnym.
A jeśli chodzi o Ukrainę, to gdzie bylibyśmy gdyby tak do nas podchodzono swego czasu ?
Duże M – sfera polityki jest pełna hipokryzji – wymyślono na to określenia : dyplomacja i ceremoniał. W określonych ramach jest to nieodzowne, inaczej wszyscy by musieli złapać za maczugi.
Dzień dobry,
Pyro, ja Ciebie bardzo lubię, ale do rozmowy o rozwodach, nawedt tych najwyższych polityków, ja się nie nadaję. Najłatwiej mi się zgodzić, nie pierwszy to raz, z Pepegorem.
Pyro – ja nie rozumiem co znaczy „unormowane zaplecze rodzinne”. Jakimi normami unormowane, kto może unormować życie dwojga ludzi, jakim sposobem, unormować tak, żeby się to innym podobało? To jest dopiero hipokryzja!
W innym, nie Twoim, wpisie czytam o „uporządkowanym życiu rodzinnym”. Nie wiem co to znaczy! Nie wiem co znaczy uporządkować coś, co powinno być spontaniczne, kierowane uczuciem, a nie normami, porządkiem i grafikiem.
Wiem natomiast, że jeśli dwie osoby, niegdyś nawet sobą zafascynowane, ale później nie mogące na siebie patrzeć, nie mające sobie nic do powiedzenia, to czy to jest Putin, Sarkozy czy inni – powinni się rozwieść. Najwyżsi politycy też maja tylko jedno życie, którego na wzajemne działanie prowadzące tylko do braku szczęścia zmarnować nie powinni.
A romanse najwyzszych polityków – nie wiem czy im pomagają, czy przeszkadzają. Na ogół zaczynają przeszkadzać gdy media wyciągną to i zaczynaja robić aferę. Pamiętam doskonale aferę jaką zrobili Amerykanie wokół prezydenta Clintona. Dopóki nie było afery był bardzo dobrym prezydentem. A co ten romans miał do jego pracy jako prezydenta – do dzisiaj nie wiem. Patrząc natomiast na tę kostkę lodu, która z nim oficjalnie w białym domku pomieszkiwała, nie dziwię się, że człowieka gdzieś w bok pociągnęło. 🙂
Nie chcę przedłużać tej rozmowy w nieskończoność, nie chcę psuć Gospodarzowi kulinarnego blogu, dlatego będę wdzięczny za zakończenie.
Dobranoc 🙂
Odnosnie wpisu p. Pyry z godz.22.00, 19.02.
Szanowna Pani!
Reprezentuje Pani porazajacą wrecz dezynwolture w formułowaniu opinii na temat sytuacji na Ukrainie. Szokująca jest Pani bezrefleksyne i protekcjonalne stanowisko, omowione w powierzchowny sposob, pomiedzy rozwazaniem kwestii tak istotnych, jak przepis na curry i roznice miedzy kawa a grochówką. Tak absolutny braki empatii jest odrazajacy.
Dodam rowniez, nie kwestionujac niewatpliwych kompetencji osoby okresalnej jako Ryba, ze chlopskie rabacje, do ktorych raczy sie Pani odwolywac, byly rozpaczliwym protestem przeciwko zbrodniczemu wyzyskowi klas nizszych przez ekonomicznie i kulturowo uprzywilejowana mniejszosc. Zadzwia mnie wiec tym bardziej pogardliwy ton Pani wypowiedzi.