Kultura WARTA poznania
Pod takim hasłem odbędzie się sześć spotkań z laureatami nagród przyznawanych dorocznie przez „Politykę” młodym twórcom a kryjących się pod nazwą „Paszporty Polityki”. Są to bowiem poniekąd przepustki do wielkiego świata a czasem do międzynarodowej kariery. I nie ma w tym stwierdzeniu żadnej przesady. Np. Marek Krajewski – autor powieści kryminalnych rozgrywających się w Breslau taką karierę zrobił ponieważ jego książki przetłumaczono już na 18 języków.
Owe salony kulturalne organizowane są wespół z Towarzystwem Ubezpieczeń i Asekuracji S.A., a gośćmi są brokerzy, menedżerowie – słowem najlepsi partnerzy Warty.
Dwaj prezesi (Polityki i Warty) w damskim towarzystwie nie myślą o trunkach ani daniach…
Fot. Tadeusz Późniak „Polityka”
Pierwszy salon był literacki. Gośćmi głównymi byli – wspomniany tu Marek Krajewski i Mariusz Czubaj. Obaj panowie są autorami wielu książek, w tym dwóch popełnionych wspólnie. Wywiad z nimi przeprowadzała Justyna Sobolewska czyli krytyk literacki „Polityki”. Przez kilkadziesiąt minut pisarze opowiadali o swojej twórczości a zwłaszcza o metodzie pisania jednego kryminału we dwójkę. Rozmowa była bardzo atrakcyjna i ozdobiona wieloma anegdotami. W tym także i kryminalnymi. Autorzy powieści detektywistycznych bowiem chcąc znać realia, które opisują muszą znać dobrze komisariaty, prosektoria, obskurne (ale lepsze także) knajpy i różne inne miejsca, do których przyzwoity czytelnik nie chodzi.
Przy stoliku gospodarzy (od prawej) autorzy kryminałów Mariusz Czubaj i Marek Krajewski, krytyk(czka) literacki(cka) Justyna Sobolewska, gospodarz blogu czyli ja i animatorka Salonu Renata Taberska z Warty
Fot. Tadeusz Późniak „Polityka”
A co w tym towarzystwie robiłem ja czyli autor kulinarny? Otóż po pierwsze dobierałem menu – ponieważ jak to w salonie podczas spotkania miała miejsce konsumpcja. Po drugie zaś w książkach Krajewskiego główny bohater komisarz Eberhardt Mock często jada i popija. Na dodatek jest to popisane z wielkim znawstwem co świadczy o smakoszowskich upodobaniach autora. Po trzecie zaś – po występie obu pisarzy na scenę zaproszono mnie bym opowiedział o związkach literatury i kuchni. Co z wielką frajdą zrobiłem.
Na koniec powiem co tam było na stole; najpierw podano grzanki z tapenadą czyli pastą z oliwek i wodę mineralną. Potem vol-au- vent z owocami morza. Następnie krem z warzyw z borowikami. A daniem głównym była wspaniała kaczka pieczona z jabłkiem i borówkami. Wszystko najwyższej jakości.
Kolejne spotkania z cyklu „Kultura WARTA poznania” (zwróćcie uwagę na dwuznaczność tego hasła) będą się odbywały w różnych miejscach Warszawy związanych z tematami i osobami artystów. Będzie więc Krystyna Janda opowiadać o filmie, Wojciech Waglewski i Fisz o muzyce, Mariusz Treliński o operze, Emilian Kamiński o teatrze a Andrzej Starmach o sztukach wizualnych. Podczas wszystkich tych spotkań będę wykazywał, że gotowanie to też sztuka.
Komentarze
melduję posłusznie, że „Pułtusk” nadejszł 😉
Alicjo, „zagadałam” do Ciebie jeszcze pod poprzednim wpisem Gospodarza 🙂
Jotko,
zauważywszy, ale ja ciągle rozerwana czasowo,jak oni tu dziennie , to ja u siebie środkowonocnie nadaję. Pewnie się przestawię pod koniec pobytu 😉
Idę coś wtrząchnąć na ząb.
O, pytanie kulinarne !
Mam do dyspozycji zamrożonego dzika, różne porcje, szynki , karkowki, takie i śmakie. Ktoś wie, jak to przyrządzać? Byle prosto… i co wybrać, żeby było najlepsze?
Rozmrozić, macerować w czymsik, w życiu nie miałam do czynienia z dziczyzną, poradzcie, nie chcę dać plamy!
Zaznaczam, że nie muszę, ale …jak jest i Tereska poleciła, żeby wykorzystać choić trochę?
Jotka dbaj o siebie i wylecz się do końca … ja sobie zlekceważyłam zwykłe przeziębienie (szkoda przecież chorować w lecie) to teraz załapałam się na dzieckową chorobę z bąbelkami …
ja Ci Alicjo w dziczyźnie nie pomogę bo ja tylko jeść dobrze zrobioną lubię … 🙂 …
Panie Piotrze te przyjęcia Politykowo-Wartowe wyglądają bardzo elegancko … 😀
ja na dziczyźnie to się znam tyle co na gwiazdach: znaczy się wiem, że jest, tyle 🙁
Jolinek51, też muszę to sobie powtarzać, bo tendencje to mam taką, ze jak tylko nieco lepiej to już mi się wydaje, że mogę ho, ho albo jeszcze więcej … a to guzik prawda, potem świństwa się wloką. Tym razem muszę paskudztwo zwalczyć do końca. No, bo po kiego grzyba wieźć duńską zarazę do Chin?
Współczuję tych bąbelków. Życzę powrotu do zdrowia i bąbelków w pięknym, wysmukłym, chłodnym kieliszku 🙂
Dzika normalnie, jak dziczyznę. Rozmrozić, zabejcować zgodnie z upodobaniem, obsmażyć na ostrym ogniu, wsadzić do brytfanny, podlewać wodą w trakcie pieczenia, piec aż będzie miękki dostatecznie.
Dzik ma swój zapach, nie ma co cudować, pieprz, jałowiec, ewentualnie grzyby. Do bejcowania ocet, albo sok cytrynowy, cebula, czosnek. Większe kawałki można szpikować słoniną, bo mięso dość suche. W ogóle używać smalcu albo słoniny, bo to do dzika naturalniejsze.
Może być w sosie grzybowo-śmietanowym.
No, przecież mówię, że dzika normalnie.
Żabo, no coś Ty? Jak dzika normalnie? Przecież dzik jest dziki, dzik jest zły, dzik ma bardzo ostre kły … jak z takim normalnie, co to znaczy normalnie … 🙁 gdzie mu tę słoninke a gdzie grzybki podstawić? No, nic nie pojmuję, jak pragnę zdrowia! 🙁
Powtórzę za Jolinkiem: przyjęcie „Politykowe” wygląda bardzo politycznie, naprawdę, a menu WARTE wyglądu i vice versa
No, wiesz, Jotka, koń jest jaki każdy widzi, to samo z dzikiem. Jak już jest zamrożony w kawałkach, to trzeba go też i tak traktować. Słoninką naszpikować przed pieczeniem a po zabejcowaniu. Obsmażyć na sucho, albo na smalcu. Grzybki dorzucić jak już pieczeń trochę sosu puści. Albo pokroić słoninkę a jeszcze lepiej surowy boczek ( niektórych sklepach sprzedają już pokrojony w dużą kostkę), połozyć na spód brytfanny a na to dzika (zwykłą świnię też tak można). W trakcie pieczenia można przewrócić. Podlewać wodą, ważne, zeby nie wysechł. Można piec w rękawie foliowym. Wtedy grzybki dodać zaraz i nie trzeba podlewać. Śliwki suszone tyż dobre, ale kiedyś były suszone w dymie i te były lepsze akurat do dzika.
A w ogóle może Eska się odezwie, ona jest w dziczyźnie mocna. Wiem, że ma kłopoty z Łotrem, ciągle jej wciska, ze kod nie taki.
Znaczy się, jak jest w kawałkach i zamożony, to przestaje być dziki i zły? A co z bardzo ostrymi kłami? 🙂
Jeśli dzik był młodą sztuką (wypytać myśliwego), to obejdzie się bez bejcowania, ale będzie potrzebne czerwone wino i gin albo wódka.
Mięso (udziec, karkówka, łopatka) rozmrozić, wytrzeć do sucha, zwinąć i zesznurować (jeśli konieczne), polać 2-4 łyżkami ginu, natrzeć solą, pieprzem, majerankiem i tłuczonym jałowcem, obrumienić w garnku na mocno rozgrzanym tłuszczu, dorzucić kilka małych obranych cebulek lub 2 większe pokrojone na ćwiartki i też obrumienić, podlać wrzątkiem i winem, przykryć pokrywką i dusić na małym ogniu lub w piecu ca 2-2.5 godziny, podlewając od czasu do czasu winem lub wodą. Pod koniec dodać ew. grzyby i śmietanę. Przed podaniem polać 2 łyżkami ginu.
Żabo- melduję,że w rezultacie przyjeżdżamy na zjazd we dwoje,
ale Osobisty zażyczył sobie romantycznego pokoju do spania.
A zatem wykasuj mnie z materaca nad stajnią.Będę kontaktować
się z polecanymi przez Ciebie gospodarstwami agroturystycznymi
w sprawie naszej rezerwacji.
kły nawlecna sznurek i używać jako amuletu od zarazy (szeroko pojętej)
Danuśka, wykasowuję materac, oba gospodarstwa agro stoją chyba całkiem puste, więc i romantyczne. Bardziej romantyczna Dolina Trzech Stawów.
Gospodarz wspominal juz o kolejnym IV Zjezdzie. Moze tak zagraniczny u bylego rekonwalescenta czyli tam gdzie mieszka
Pan Lulek
Najbardziej podoba mi sie przepis nemo, bo dorozumiewam się, ze ten gin, co to po czterech łyżkach do, to mogę ponaużywać inaczej? 😉
No i rozpogodziło się!!! A mówiłam…
Bój się Boga Lulek – z jednego brzegu Wisły na drugi ludziom za daleko (mało czasu, długi dojazd), a Tobie marzy się Zjazd w c.k.Burgenlandii. No i ten totek nie tego… Gdyby totek wypalił, to Zjazd można by zrobić nawet u Aszysza, a nawet Nemo. U Echidny nie – pojedyncza wygrana by nie starczyła i ludzie tyle urlopu by nie dostali. O, u Aleksa też nie da rady. Pod Warszawą są grzyby. Anka przywiozła i jutrzejszy obiad będzie kurkowo-borowikowo-podgrzybkowy. Właśnie są przygotowywane. Dzisiaj musimy zjeść to, co gotowe, a więc misz-masz (dobry wyszedł, ale ja będę go jadła po raz trzeciIII)
Dzika można marynować w zalewie octowo – przyprawowej, albo w serwatce czy maślance. Potem natrzeć przyprawami, naszpikować słoniną w pieprzu maczaną i czosnkiem, piec na smalcu podlewając marynatą i wodą. Dosyć długo to trwa, więc trzeba dbać, żeby mięso nie wyschło. Sos jałowcowy do tego, albo z boówką, albo głogowy (najlepiej)
Witam,
Alicjo,możesz też ugotować gulasz z dzika.a przy okazji w tym samym garnku trochę bitek. Można bez wcześniejszego bejcowania ,ale koniecznie z wymienianymi wyżej przyprawami – koniecznie ziarna jałowca /ja daję rozkruszone/ -można je kupić bez problemu .No i jeszcze trochę suszonych grzybów. Dusić do oporu,czyli aż będzie miękki. I do takiego gulaszu podaję kluski śląskie /ugotowane ziemniaki przepuszczone przez praskę + mąka ziemniaczana , jak nie masz dużo czasu na gotowanie,to można kupić – widziałam takie na dziale mrożonek / oraz buraczki albo duszoną kapustę czerwoną. Przy gulaszu nie ma dużo pracy,w zasadzie sam się gotuje.
Dziczyzna jest też bardzo dobrym składnikiem pasztetu,no ale chyba na takie pracochłonne potrawy nie będziesz tu traciła czasu.
Noo, to teraz mam jasność i spokój w temacie dzik. O te amulety mi najbardziej biegało, dzięki Żabo 🙂
Dzik w ginie, mnie też by się to chyba podobało 🙂
Alicjo,
Jasne jest, że dla dobra produktu końcowego należy upewnić się co do jakości stosowanych składników, głównie tych płynnych. Odpowiedzialny kucharz wypróbowuje na sobie i ew. pomocnikach. Ze względu na tzw. rozkurz należy mieć na początek pełną butelkę 😎 A wina to nawet dwie.
Alicjo,do tego gulaszu czerwone wytrawne wino pasuje jak najbardziej,po pierwsze popijasz przy gotowaniu,po drugie dolewasz na koniec trochę do garnka, a po trzecie biesiadnicy piją już przy stole ,jedząc obiad.
PYRO złota,
(niczem trzy pyry białe przez przekaziora przyznawane)
prośbę mam ogromną.
Rozsądek każe mi zostać w domu, za przeproszeniem na czterech literach. Nie znaczy to, że antałeczek rzeczonej naleweczki nie mógłby na zajd pojechać. Czy zechciałabyś mu w tym dopomóc?
Mój mąż będzie się dzis i jutro kręcił po Poznaniu. Swój adres podałaś parę dni temu na blogu. Czy zechiałabyś zadzwonic do mojego ślubnego: 0661919577, powiedzieć czy/kiedy moze Ci trunek podrzucić?
Da się zrobić? 🙂
przeciez wczoraj dawalam przepis z dziczyzna
bo u Ciebie podobno straszy jak twierdzi yyc a i tez dziki lataja watachami po tym Pomorzu – przepis
ODSŁUCHAJ
Ocena przepisu
3.32/5 (11 głosów)
Tokań z dzika z prawdziwkami
Przepis pochodzi z książki ?Podróże kulinarne Roberta Makłowicza. Smak Węgier?
Składniki
? 600 g mięsa z dzika bez kości (łopatka lub udziec)
? 50 g masła
? 1 duża cebula
? 2 łyżeczki słodkiej papryki w proszku
? 100 g surowego wędzonego boczku
? 250 g prawdziwków
? 200 ml kwaśnej śmietany
? 1 płaska łyżka mąki
? sól
? świeżo zmielony czarny pieprz
Etapy przygotowania
1. Mięso pokroić w paski. Na patelni rozgrzać masło, dodać startą cebulę, lekko zrumienić.
2. Zdjąć naczynie z ognia, wsypać paprykę, wymieszać, postawić na ogniu, dodać mięso, podlać odrobiną gorącej wody, nieco posolić i popieprzyć, przykryć i dusić na małym ogniu do miękkości, w razie potrzeby dolewając trochę wody.
3. W osobnym naczyniu podsmażyć pokrojony w paski boczek, dodać oczyszczone i pokrojone grzyby, posolić i dusić, aż sok, który puszczą, odparuje.
4. Dodać grzyby z boczkiem do mięsa, a następnie śmietanę wymieszaną z mąką, zagotować, doprawić do smaku solą i pieprzem, podawać z kluseczkami galuszka.
Krystyno -tego wina do gulaszu to można śmiało wlać
nawet więcej niż trochę. Francuzi do swojego boeuf bourguignon
(wołowina po burgundzku) to wlewają całą butelczynę !
No ale Burgundia winem stoi !
Żabo-czy możemy zabrać na zjazd naszego Piksela-
sznaucera miniaturę ?
Nemo – w sobotę zrobiłam Twoją tarte tatin z gruszkami.
Proste,szybkie i bardzo dobre.Podaliśmy w towarzystwie
lodów waniliowych z kawałkami świeżych truskawek.
Pełen sukces !
Morągu,
ja wszystko odczytałam, przepisy zbieram i od tego prawie zgłupłam, taka mądra jestem 😉
Coś bym chciała takiego, zeby można na zimno, jakąś pieczeń, moze ze schabu, zeby zawiezć Teresce do szpitala? Nie wiem, czy dziczyznę można na zimno, pasztetu nie będe miała czasu robić.
Oj, idę pieska wyprowadzić, bo się doprasza.
primo – wedle tego przepisu z czerwonym winem, to mi wychodzi, ze potrzeba nie mniej niż trzy butelki, jeżeli jeszcze jedna ma być podana do stołu
secundo – morąg, to Alicja ma problem z dzikiem a nie ja! Widać blogu wczoraj nie odrobila. Ja robię w szpinaku.
tertio – moje suki są spolegliwe i na gości się nie rzucają. Wiem, ze Bukowy Jar psów nie zprasza, ale te Trzy Stawy to chyba tak. 602 139 071 – zadzwoń i zapytaj.
Alicja witaj na jewropejskim gruncie!
Zaba swiadkiem, ze przywiozlam do niej kawalek dziczyzny i byla dobra ale moczylam ja dzien przed w mleku i nawet juz do tego mleka walnelam ziola prowansalskie i swiezy pieprz, jalowiec, nawet troche kminku no i oczywiscie czosnek, po wyjeciu z tej zaprawy zalalam podobna tylko z olejem i winem, nie zalowalam w kazym razie tych zapachowo boagatych przypraw, nie dodawalam zadnych szpikowan i zadnego boczku, podczas pieczenia podlewalam winem, gin tez dobry. Probowalam to tez na zimno i bylo dobre.
To po prostu upiecz, wystudź i pokrój. Dlaczego niby dzika nie można na zimno?
A starego dzika można robić jak kiepską wołowinę, czyli Leniwą Zuzannę. Zlać butelką czerwonego wina i na dobrych kilka godzin wstawić do pieca na mozliwie niską temperaturę (poniżej wrzenia). Ale to już nie jest pieczeń tylko dzik w winie
Świadkiem jestem! Ale co morąg z tym mięsem robił to nie wiem.
Żabo- oczywiście,że zadzwonię i zapytam,ale pytałam o to
czy u Ciebie można zjawić się z psem ?
Z moich doswiadczen u Zaby to mozna z psem, mozna z kotem i kotami, krolik tez tam byl, swinka morska tez sobie okolicke chwalila i nikt nikogo nie napadal, tylko kot Zaby sie dziwil, ze sa jakies nowe koty, ktore w nocy o zgrozo spia w lozkach.
No dobra.
przepisy spisane, łabądki z bardzo uważającą na nie mamą-łabędzicą nakarmiłam na molo, Jerzor z nimi popływał po jedzeniu, mam dokumentację, nie myślcie sobie!
Nigdy nie widziałam młodych łabądków, całkiem spore, tylko szare. Jadły mi z ręki 😎
OK. idę obcinać te gałązki winorośli, jak trzeba, to trza.
Morągu- dzięki. Zawiadomiłam zatem Piksela,że też jedzie.
Kwatera w Trzech Stawach załatwiona.Osobisty będzie miał
romantycznie i stawy do łowienia ryb pod bokiem.
Córa zostaje w domu – też się cieszy,chata wolna
do niedzieli !
Dlaczego? Ja tam bym chętnie na zjazd do Pana Lulka pojechała! Dla chcącego, Pyro … 🙂
Panie Lulku, niech Pan tak trzyma i się sposobi, obawiam się, że dużo chętnych może być. A jedni chętni może zabiorą innych chętnych i Pan Lulek namioty od wojska wypożyczy. Czytałam niedawno, że wojsko za grosze wyprzedaje dobytek i przyzwoitą garkuchnię można nabyć za 150 PLN. 🙂
Pod Kołobrzegiem w stronę Koszalina sprzedają wojskowe rzeczy, niemieckie również
Siedzę w papryce. Znaczy stoję, bo na siedząco nic nie umiem. Pan mąż przywiezie jeszcze jeden worek, pomarańczowej. Coś mi się robi za dużo, a nie mogę przestać. Ona taka dorodna i tak kusi 🙂
Alicjo, w Polsce bardzo często można zobaczyć młode szare łabędzie. Po pierwsze nasze zbiorniki wodne są nieduże w porównaniu z kanadyjskimi, a po drugie u nas ludzie bardzo często dokarmiają te ptaki, tak jak i wy, a one już dobrze to zapamiętują i lubią pływać blisko brzegów.
Haneczko,szperając w blogowym archiwum ,natrafiłam na Twój przepis z ubiegłego roku na paprykę marynowaną. Zapisałam go i chyba wykorzystam, bo mąż zimową porą bardzo ją lubi. Ale zrobię tylko kilka słoików, a u Ciebie ,widzę, produkcja na szerszą skalę.
o przypomniałaś mi haneczko o papryce … mam nadzieję, że jeszcze za tydzień będzie …
ja dzisiaj fasolkę po bretońsku robię na jutro … a dziś zrobiłam pyszne topidełko … okopcny boczek wędzony, cebulka, 3 ząbki czosnku i kilka śliwek suszonych a na koniec sporo majeranku … wrzucę trochę do fasolki a reszta na chlebek … 🙂
dobrze, że ten przepis sobie skopiowałam bo nie ma go u Alicji … robiłam tak jak haneczka w tamtym roku i „wyszły” bardzo szybko … 🙂
Jolinku, a mogłabyś dla mnie jeszcze raz skopiować, bo nie byłam tak przezorna 🙁
Krystyno,
ale te szare są wyraznie dzieciakami tej pięknej białej. Piękna biała syczała, ale przekalkulowała, że niech tam dzieciakom do dzioba coś, ale gotowa była stanąć w obronie, jakby co. Spodziewam się, że z czasem wyrosną na podobne białe. Zdjęcia będą, nie wiem, kiedy.
Ogoliłam winogrona Tereski. Lecę na molo z piwem, trza odpocząć po robocie.
Tu jest przepis Haneczki na paprykę:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=573#comment-80650
MT7, pięknie dziękuję! Poczytałam to trochę dalej a tam stoi że skopiowałam to jednak! Tylko gdzie?
Alicjo-brzydkie,szare kacżątko wyrasta na pięknego,
białego łabędzia. U Andersena również…..:)
A my lubimy bardzo paprykę faszerowaną.
Zawsze przyrządzam mojej córce po jej powrotach
z wakacji. Już nam się zrobiła taka tradycja !
Jotka – za pół godziny dzwonię do Twego Przybocznego. Antałeczek oczywiście zawiozę. Szkoda, że się jeszcze tym razem nie poznamy twarzą w twarz.
Alicjo,
to są brzydkie kaczątka 😉 Białe będą dopiero na przyszłą wiosnę. U mnie tu takich też pełno.
Wczorajszy gość, ta 81-letnia znajoma pojawiła się na podwieczorku, trochę połamana od tego ciągłego schylania, ale zachwycona miejscem i zbiorami. Obdarowana pomidorami, boćwiną i świeżymi figami ruszyła na spotkanie córki, która do południa zbierała z nią jagody, a potem dała nogę na pobliski szczyt (2000m) i sfrunęła stamtąd na paralotni z instruktorem jej syna prosto do samego centrum Interlaken 😯
PYRO, co się odwlecze to nie uciecze 🙂 Masz namiary na nas. Ja w Poznaniu bywam dwa trzy razy w tygodniu. Pracuję przy Słowackiego. Obok jest Francuski Łącznik. W drugiej połowie października, kiedy już wróce z Chin i zacznę normalnie funkcjonować, zapraszam na degustacje ich wyrobów i pogaduchy 🙂
Za zawiezienie antałeczka bardzo dziękuję 🙂
a ja przynudze troche, gdyz zaaferowani zlotem nie bedziecie mieli czasu na wakacje z perspektywy kota
http://picasaweb.google.com/dorotadaga/LatoMikolajka2009#
Pyro, dziękuję za telefon. Coś nas rozłączyło. Zadzwoniłam, ale połączenie było fatalne, nie dało się rozmawiać, szkoda. Pozdrawiam 🙂
Matko…
Szwagier pojechał po kiełbaski na grilla, a mówiłam, że nie, bo są inne okoliczności kulinarne. Jak ja tych dwoch braci przeżyję bez Tereski, to nie wiem 🙄
A jutro… jutro kolejne spotkanie, nie powiem z kim, bo zaraz nemo na mnie nakrzyczy, ze po nazwisku. I tak powiem! Ale jeszcze nie teraz.
Jotka – nie „coś rozłączyło”, tylko Pyra durna nacisnęła przez nieuwagę nie to, co trzeba. A później nikt nie dzwonił – chyba się z nami wcale nie połączyłaś, albo Pan Mąż źle zanotował numer?
Ania poszła z psem do lasu. Dzisiaj chodzi na smyczy, po ostatnich wyskokach.
Morąg – śliczne wnętrza, ten kot jest święty, że nie szukał sobie miejsca do drzemki wśród bibelotów. Żabie Błota coraz bliżej – też sobie obejrzymy.
Pyro, gwoli wyjasnienia, te zdjecia to tego wnetrza to nie dla Polakow, bo Polacy to znaja to jest raczej dla niemieckich znajomych, ktorzy jak mowilam, ze jade do Warszawy mowili „jaka szkoda…” a mnie sie podobalo!
Ha!
Piję wino polecane przez sąsiada zza płota, Grigorija! Kindzmrauli mu jest, winu. Nie najgorsze, aczkolwiek dla mnie ciut słodkawe, ja na gorzkiej, cierpkiej i wytrawnej do bólu stronie, ale… do deserów (nie jadam 😯 )
może być!
Panowie są deserowi, to wypiją 😉
Jesli mozna to pare slow na temat.
Na temat Gospodarza wpisu podpartego obrazkami. I w zasadzie, to o tychze obrazkach bedzie ponizej.
Dobrych pstrykaczy poznac od razu po tym, ze pracuja sami. W zadnym razie nie dotyczy to tego z gory, moim zdaniem. A to dlatego, ze ichnia mozgownica dawno zaskoczyla, ze pstrykacz textu nie powinien ilustrowac lecz wzbogacac i rozszerzac go. Przedstawic wlasna wizje z zadanego mu tematu, imprezy.
A pisaty tez ma wlasna. Tylko slabe pisate, potrzebuja obrazkopstrykow, oparcia w szablonowosc. Gospodarza texty nie zasluguja na tandete.
Juz kiedys tu klepalem jak pracuje mozg facetow w specyficznych sytuacjach. W przypadku textow i obrazkow plec wydaje mi się, nie odgrywa znaczenia.
Podczas czytania textu zainstalowana w mozgownicy kamera automatycznie kreci i odtwarza film przy pomocy naszej imaginacji. Powstaje nasz wlasny obrazek w lepetynie, nie masowa tandeta rozpowszechniona w masowych mediach pokazujaca podobno poszukiwane obrazki.
Jako czytacz jestem jeszcze, pomimo innych znakow w kosmosie i na planecie, wystarczajaco kreatywny i potrafie doskonale sobie wyobrazic sluchajace glowy i gestykulujace panienki. Na wiecej klepania oba przedstawione obrazki nie zasluguja.
Jestem swiecie przekonyny, ze 99.99% puszczonych na taka impreze pstrykaczy dostarczy podobnego kicza.
A ja chciałbym zobaczyc obrazek, ktory zmusi mnie do myslenia. Zobaczyc w nim polaczenie dwoch jakze istotnych detali.
W koncu haslo _ Kultura WARTA poznania _ jest rowniez dwuznaczne.
wyluzowany po wspanialych trzech dniach na wodzie
arcadius
Pyro, jutro kolega małżonek z truneczkiem podjedzie, to prawidłowość numeru telefonu sprawdzi.
A moze powinno być : Kultura WARTA Poznania? I nie tylko w stolicy Warto organizować tego typu imprezy?
Jak, tylko zjawi sie Jolka ze swoich wojazy i pojawi sie Pan Londzio to obgadamy sprawe. Jak bedzie trzeba zwiedzimy okolice. Da sie rade, ma sie rower. Ja juz zaczynam kombinowac. Co sadzicie o tym gdyby zrobic Zjazd w klasztorze w którym zatrzymywala sie na herbatke Maria Teresa jadac na weekendy. W oczekiwaniu na podpowiedzi.
Pan Lulek
Panie Lulku,
Pan jesteś doświadczony bywalec i koneser, znasz Pan najlepiej swoje okolice, ale mnie osobiście zasiadanie w Pańskim ogrodzie w zupełności satysfakcjonuje. 🙂
Skończyłam papryczenie. Miło. że mój przepis działa 😀 Faszerowana będzie jutro.
Alicja, może nakarm ich do wypęku, żeby ruszyć się nie mogli. Albo przeciwnie, zażycz sobie świeżych ostryg, niech lecą i szukają, a Ty odsapniesz 🙂
Poznan juz Warte ma, chyba, ze od mojego wyjazdu cos sie zmienilo…
Czytam sobie wlasnie Boze Igrzysko i niech mnie Bog broni od bywania w ulubionych miejscach Marii Teresy. Patriotyzm sie w mnie nadal nie obudzil, ale lokalne stereotypy sie dobrze utrwalaja 😉
Panie Lulku
Czyżbyś chciał mnie zaprosić do siebie?
Uważaj to może być niebezpieczne!
Znając mój czarny charakter mogę wywrócić twoje życie do góry nogami. Tylko Pyra dodaje skrzydeł. Ja wprost przeciwnie. Obgryzam wszystko do ostatniej kosteczki.
Taki jestem zimny drań, i wcale nie tani:
http://www.youtube.com/watch?v=H7haiWeUNYY
Nirrod
🙂
Nirrod, to wiele stracisz, miejsca przypominajace istnienie monarchii austriackiej sa bardzo piekne, Wieden jest chyba w tej chwili najladniejszym miastem w Europie.
Panie Lulku
Jeszcze tylko parę wiosen:
http://www.youtube.com/watch?v=qu7Y-Ww6s0w&feature=related
A może by tak wespół w zespół:
http://www.youtube.com/watch?v=yQNVB1ghR9c&feature=related
fajne wakacje miałaś moragu … 🙂
Alicjo chyba pierwszy raz tak długo w jednym miejscu będziesz podczas wakacji … dla Tereski zdrowia życzę …
mt7 nic nie stoi na przeszkodzie byś Pana Lulka odwiedziła jako fort poczta przed zjazdowa … Pan Lulek bardzo lubi wizytacje … 🙂
dlaczego nikt z klasy Dagny nie przywiozl wszy z wakacji jak co roku???
bo jak by zapanowala w klasie wszawica, to nie bylo by szkoly w sobote a tak nici
Ja nie mam nic przeciwko monarchii jako takiej, tylko konkretnie przeciwko Marii Teresie. A wieden zwiedzilam zanim zaczelam byc jej przeciwna 😉
ja nie mowie o monrchii tylko o budowlach
morag gotowa całą szkołę zawszawić byle mieć wolną sobotę 😉
te perełki ze Starszych Panów to cudeńka … 🙂
Kiedy Jolka bedzie wojazowac, zabieraj mt7 pod pache i do mnie. Po pierwsze poznamy sie. Jesli beda obie zabieraj obydwie i razem z Pawlem zalozymy lokalny komitet przygotowawczy. Chyba bedziemy w stanie opracowac plan i wstepny budzet.
Wtedy wystapimy wespól w zespól. Wbrew pozorom czasu nie jest tak wiele, tym bardziej, ze chcialbym pokazac Sylwestra w Wiedniu. To tez warto obgadac. Tym bardziej, ze obiecalem Jolce pokazac wieczór sylwestrowy.
Kazda dodatkowa osoba mile widziana.
Warto co najmniej raz przezyc
Spokojnej nocy Wam zycze
Pan Lulek
na powage, pod tym pretekstem moglybysmy sie udac na zjazd i co roku byl dodatkowy tydzien wolny po wakacjach, gdyz pol klasy na zamiane siedzialo ze smarowidlami w domu
@Pan Lulek
czy mnie moje cudne oczęta aby nie mylą? sylwester w Widniu? Anno Domini 2009?
Właśnie się tam wybieram! Nawet nie sam sylwester jest celem numer jeden co Noworoczny Koncert – przyjaciele sobie zażyczyli a ja robię za organizatorkę. Przyjeżdzamy koło południa w sylwestra, numery w pokojach obsatalowane, ale planów sylwestrowych żadnych? Więc skoro kazda dodatkowa osoba mile widziana … będziemy w czwórkę … czy możemy się wpisać na listę? 🙂
jotka ten sylwester odbywa sie na ulicy tak jak w kazdym miescie, mozna podziwiac feuerwerk ale i mozna dostac w leb petarda
Jotka,
Pan Lulek puścił wodze fantazji, przynajmniej, jeżeli o mnie chodzi.
Mam w tej chwili istotne problemy ze zdrowiem, podobnie jak Pan Lulek.
Liczę, że w przyszłym roku mi się polepszy i Panu Lulkowi też.
Ja tu bywam gościnnie, więc ostatecznie nie ja decyduję o zjazdach.
Byłaby okazja zjazdu, wyraziłam chęć, bo Pana Lulka z czytania trochę czasu znam, cenię i lubię.
Ale nigdzie na razie się nie wybieram. 🙁
Nawet z Morążkiem nie spotkałam się w Warszawie, bo byłam akurat po trudnych przejściach i pobycie w szpitalu.
Spokojnie! Jeszcze trochę mam mam nadzieję pożyć. 🙂
Panie Lulku,
jeśli jeszcze nie śpisz, to proszę o podpowiedź, jak nastawić mirabelki na śliwowicę (mirabelówkę?). Dwie beczki po 50 litrów.
mt7,
jak się ma Twoja roślinka? Uratowana?
Matko jedyna, Nemo, 100 litrów śliwowicy? Żartuję. Ciekawe ile wyjdzie z takiej ilości.
Sama jestem ciekawa tej receptury, chociaż tylko wina produkuję.
Roślinka ma się dobrze, bo i dobrze wyglądała przedtem.
Niebacznie zajrzałam pod spód syneczkowego bonsai i teraz mam w domu kwarantannę.
Spryskiwałam już 3 razy czosnkiem, bo spłukuję go po 3 dniach, żeby nie zaszkodził drzewku, a te białe cholery ciągle się pokazują. 🙁
Jak mu (synowi) oddam, to nie będzie miał głowy do oglądania listków przez lupę.
Może ten trzeci oprysk pomoże, bo od 2-3 dni nic nie widać.
Alicjo widzę.że przepisami na dzika jesteś zasypana,ale dodam swoje trzy grosze.
Ja na kilka godzin przed pieczeniem nacieram mięso ,oliwą , czosnkiem, pieprzem, rozgniecionym jałowcem i okładam cebulą. Majeranku nie dodaję bo gryzie się ostro z jałowcemi.
Bezpośrednio przed pieczeniem dobrze jest naszpikować mięso słupkami słoniny i jak ktoś lubi ząbkami czosnku.
Wino wedle uznania przed w trakcie i .po .
Do szpitala radzę zrobić delikatną pieczeń z karkówkiMieso rozkroić i le kko rozbić. oblożyć startą marchewką ,położyć cały por .Wszysko zwinąć i obsznurować.Taka pieczeń jest doskonała na zimno.
b6b6
Kod jak klasyczny taniec albo witamina . Witamina na co? Zapomniałem 🙁
Sylwester w Wiedniu piękny i niezapomniany. Niezapomniany bo pierwszy raz za granicą tzw żelazną kurtyną. Dawno to było i już zapomniałem, jakim byłem częstym gościem.
Latka lecą a sylwestra można by powtórzyć. Sylwestrowy wieczór przed Katedrą w kasku i ochraniaczach oczywiście , bo butelką można dostać po głowie . Wiedeń lubi się bawić. Pan Lulek również. Tak mi się przynajmniej wydaje.
Raz dwa trzy, raz dwa trzy, raz dwa trzy…
Nemo, na tej stronce, o 5:56 jest całkiem przytomny przepis:
http://www.alkohole-domowe.com/forum/viewtopic.php?t=1
można przeczytać w o czekiwaniu na Pana Lulka.
Co ta Alicja tak wcześnie chodzi spać. 😆
Ja chcę do Widnia na siwe konie. a najchętniej je od kuchni obejrzeć. Jak byłam we Widniu to byłam ubezwłasnowolniona, bo szwagier decydował gdzie i kiedy a my obie z siostra za nim truchtem. Cały Wiedeń (moze tylko srodek?) chodził z czerwonymi makami wtedy, za nic nie mogłam się dopytac z jakiej to okazji. Koni nie zaliczyłam (a mogłam) i tortu a Sachera tez nie. Teraz w Połczynie sprzedają torcik z napisem „Sacher”, niby według przepisu się zgadza, ale nie mam punktu odniesienia.
„… Sliwki swierze sięe wrzuca do gasiora (jak kto woli baniaka czy jak go tam nazywacie) i czeka az sfermentuja. żadnego cukru ani nic w tym stylu…
po 3-4 miesiacach gdy „kiszonka” jest wystarczajaco smierdzaca,wrzuca sie ja do parnika i destyluje. wtedy wychodzi „PRAWDZIWA” SLIWOWICA A NIE TE COŚ ktore nazywacie śliwowica…”
mt7,
dzięki 🙂 To jest właśnie metoda preferowana przez tutejszych chłopów 😎 Mojej przyjaciółce doradziłam lekkie pogniecenie owoców, żeby powietrza między nimi nie było. Tak jak w moim zacierze na kirsch, do którego nie zaglądaliśmy od wstawienia beczki chłopu do piwnicy.
Ostatniej zimy dostałam butelkę serbskiej śliwowicy robionej przez teścia mojej znajomej. Nie wiem jaką metodą, ale jest znakomita.
Wojtek z Przytoka kupował też kiedyś taką od Serbów czy Chorwatów, co pracowali w jego okolicy. Był zadowolony, o ile dobrze pamiętam…
Jak bedziecie na Zjezdzie, to ta duza butelka jesli jeszcz cos bedzie w srodku to jest sliwowica robiona jako pejsachówka. Wedlug starego przepisu ze Starego Testamentu. Sliwki mozna gniesc ale jesli sa dojrzale same sie ugniataja. Rozpoczecie destylacji w okolicach Nowego Roku albo pózniej. Byle przed kolejnymi zbiorami. Pozostalosc po destylacji wywozi sie do lasu. Po pewnym czasie wszystko znika tylko zwierzeta chodza nieco chwiejnym krokiem. Wtedy jest najlepszy sezon lowiecki. W roku biezacym jest malo sliwek ale sporo jablek i gruszek. Ja musz zrobic roczna przerwe w pedzeniu ale bede robil nalewki. Na pierwszy ogien poszly jezyny.
Pan Lulek
dzien dobry!
od 7 lat spedzam sylwestra w Wiedniu na ulicach i nigdy nie dostalam ani butelka ani petarda, ani nawet sie nie musialam uchylac, zeby nie dostac
nie wyobrazam sobie innego sylwestra…