Pij jogurt, jedz marchewkę (zwłaszcza w zimie)
Ubiegłej zimy rozmawiałem z dr Agatą Wawrzyniak, która uczy studentów warszawskiej SGGW. Pani doktor pracuje w Zakładzie Oceny Żywienia Katedry Żywienia Człowieka. Najwyraźniej stosuje się sama do wszystkich swoich porad, bo ta urocza młoda kobieta ma wspaniałą figurę i równie świetną cerę. Widząc ją po raz pierwszy uznałem, że jej rady muszą być skuteczne. Korzystałem więc z nich dość często. Dziś przeczytawszy tamtą rozmowę postanowiłem ją ponownie wykorzystać. Nic nie straciła na aktualności. Sprawdźcie sami.
Jaka jest najlepsza dieta zimowa?
Taka, która zawiera witaminy. Niektóre z nich pobudzają układ odpornościowy do działania, zwiększają liczbę komórek obronnych w organizmie, pozwalają na odpowiednią komunikację międzykomórkową. To na przykład beta-karoten, który znajduje się w marchewce i nadaje jej piękny kolor, czy też witamina C obecna w warzywach i owocach. Odporność zwiększają również składniki mineralne: cynk, selen, żelazo. Występują one w ciemnych mąkach, ciemnym pieczywie, w kaszach z grubego przemiału, mięsie, jak też w warzywach i owocach.
Opinia, że w zimie trzeba jeść tłusto i wysokokalorycznie, nie jest prawdziwa?
Na pewno trzeba jeść posiłki regularnie i nie wychodzić z domu bez śniadania, by nie marznąć. Musimy zwrócić więc uwagę na regularność spożywania posiłków, a szczególnie na pierwszy posiłek. W zimie mniej się ruszamy. Potrzeba nam natomiast więcej energii do ogrzania ciała. Regularność posiłków ten bilans wyrównuje.
A jak można przeciwdziałać na przykład groźbie przeziębień? Czy babcine sposoby – znane jeszcze z dawnych lat – czosnek, herbata z sokiem malinowym, gorący rosół przynoszą pożądany skutek?
Zdecydowanie tak. Czosnek, cebula, pory i rzodkiewka zawierają naturalny antybiotyk allicynę, która chroni nas przed niekorzystnymi bakteriami chorobotwórczymi. Allicyna zawarta w warzywach nie niszczy naszej mikroflory naturalnej, którą niszczą antybiotyki przepisywane na receptę i podawane przy różnych chorobach.
Czyli zapobiegawczo, zanim się zaziębimy, należy jadać potrawy z czosnkiem, cebulą i sporo warzyw, a gdy wracamy do domu zziębnięci, warto wypić herbatę z sokiem malinowym albo filiżankę bulionu?
Stanowczo tak. Nie powinniśmy pić zimnych napojów, ale takie, które nasz organizm rozgrzewają. Powinniśmy też pić dużo jogurtów i kefirów, ponieważ zawierają one korzystne bakterie kwasu mlekowego oraz bifidobakterie, które również zwiększają naszą odporność i chronią przed zakażeniami niekorzystną mikroflorą.
W zimie, w naszej szerokości geograficznej, słońce bywa rzadkością. Z tego powodu człowiek łatwo wpada w przygnębienie, w depresję. Czy z pomocą diety można temu przeciwdziałać?
Są w diecie składniki, które trochę podnoszą nasze samopoczucie. Produktem, który zawiera takie substancje, jest czekolada. Ale nie należy ze słodyczami przesadzać.
Wygląda na to, że dieta zimowa jest bardzo sympatyczna: dużo warzyw, owoców, gorący rosół, jogurty i na koniec czekolada.
Tak. Życzę smacznego.
(fot. WIKIPEDIA)
Komentarze
Panie Piotrze!
Czy Pan nie zapomniał podać nam prawdziwych odpowiedzi?
Nie zapomniałem. Czekałem do dzisiaj ponieważ wczorajsze odpowiedzi były z błędami. Chciałem też umozliwić udział w zabawie tym, którzy korzystają z blogu po powrocie z pracy. Za chwilę w komentarzach pod quizem podam nazwisko zwyciężcy. Tu mogę juz wpisać prawidłowe odpowiedzi. A więc:
1 – w skład bouquet garni wchodzą gałązki pietruszki, tymianek i liście laurowe
2 – wawrzyn to oczywiście liść laurowy zwany też bobkowym
3 – wrotycz u starożytnych był symbolem nieśmiertelności
Przy okazji zapowiadam jutrzejszy felieton, który powinien zainteresować smakoszy i jednocześnie kinomanów. Więc do jutra !
Z regularnościa jedzenia to u mnie krucho.
Do pracy wychodze bez śniadania i jem dopiero około południa.
Jednak zaraz po przyjściu do pracy zjadam jogurt naturalny.
Niespodzianka dla Pana, Panie Piotrze!
http://paradowska.blog.polityka.pl/?p=47#comment-3430
Dziękuję za informację. Cieszę się i czekam aż Wojtek zgłodnieje wystarczająco, by do nas wrócić.
Zbyszku!
A nie możesz zjeść tego jogurtu w domu przed wyjściem?
Nigdy w życiu nie wyszedłem z domu bez śniadania, a jak się śpieszę rano, to jem mleko z róznymi płatkami, a przygotowane mam też w słoiczkach: rozdrobnione orzechy włoskie, rodzynki, a czasami morele, migdały i figi.
Ale dziwolągiem jestem pod tym względem, że kocham wszystkie płatki, musli itp, a nie znoszę normalnych płatków kukurydzianych, odrzuca mnie zapach i ich słodycz.
Tortlinie,
Jestem zbyt dużym leniem. Tak sie lubiue wylegiwać w łóżku, że wstaję „na styk”. Oczywiście kilka minut wcześniej nie stanowi problemu jednak jakoś tak przywykłem.
Nie przesadzacie z tym Wojtkiem z Przytoka? Zachowuje sie, jakby laske robil, ze przybedzie i sie wypowie. Niestrawnosci moze sie nabawic od takiego blogiego pojecia o sobie!
A mowia, ze to kobiety sa prozne…
Pozdrawiam.Wszystko czytam.Nie bardzo mam czas na pisanie.Jednak jestem dziwakiem w sprawie śniadań.Od lat na śniadanie jem płatki owsiane na mleku.To nic dziwnego.Natomiast od lat pierwsze kilka łyżek wybitnie mi nie smakuje,pod koniec jedzenia żałuję,że to koniec.Do tego dania polecam dżemy.Płatki lekko posolone.Do rana niedaleko…
A propos zimowej diety… przychodzi taka pora, ze ja nie moge sie obejsc bez szczypiorku, rzodkiewki i wszystkiego tego, co kiedys nazywano nowalijkami.
Ta pora to zwykle poczatek stycznia, ale w tym roku, po wyjatkowo slonecznym i cieplym listopadzie oraz grudniu, styczen tez z nas kpi (dzisiaj +12C, sloneczko!) az tak bardzo mi nowalijek nie brakuje.
Pietruszka zielona nadal w ogrodku! Niebywale tutaj! Podkreslam, ze salaty, warzywa w domu na porzadku dziennym, ale cos takiego atawistycznego mam z rzodkiewka i szczypiorkiem. Musze to miec, oczekujac wiosny. MUSZE! Posiekac i wrzucic do kefiru (sama robie kefir, tutaj w ogole niepopularny, a bakterie rosna i rosna!)
Pięknie witam.
A co, jeżeli nie przepadam za marchwią? No, ewentualnie w surówce z jabłkiem i cytryną albo z chrzanem ? Jednak co prawda, to prawda, im mniej słońca, tym bardziej ciągnie do zieleniny. Piszę jednak tym razem żeby się pochwalić. Otóż Gwiazdor przyniósł mi w tym roku wymarzoną od dawna maszynkę do mielenia mięsa z wszystkimi potrzebnymi (i niepotrzebnymi) przystawkami. Dlatego tak chętnie zabrałam się za produkcję białej kiełbasy, a w planach mam kiszki ziemniaczane i inne tego typu smakowitości. Natomiast patrząc na przyrządy do produkcji makaronu mam mieszane uczucia. Wiadomo, że w makaronach najgorsza robota to wałkowanie ciasta. Tu też muszę sama wałkować, a kiedy patrzę na plastykową tarczkę w mikro-dziureczki do robienia wermiszelu, to aż nie chce mi się próbować. Producent dał też plastykową wykałaczkę do czyszczenia dziurek – nie dał tylko niewolnika do czarnej roboty. Już prędzej pewnie ten makaron ręką pokroję. Ktoś z Was może próbował?