W dzień targowy
W taki dzień ( a najbliższy targ mamy oczywiście w Pułtusku) trudno dostać się do miasta. Ciągnie tam sznur samochodów ze wszystkich okolicznych wsi, w których mieszkają tysiące mieszczuchów udających tylko włościan, a tu – główne ulice miasta rozkopane. I prawdę mówiąc końca tych wykopów nie widać. Wybrano chyba jakąś ślamazarną firmę. A mam porównanie, bo z drugiej strony mojej wsi – w Zatorach – też uliczne wykopki. Ale tam remont posuwa się piorunem. I gdy się przejeżdża pod radziwiłłowskim pałacem (a park pałacowy wpisany jest do zabytków i rzeczywiście jest przepiękny) to wszędzie widać PRACUJĄCYCH robotników. W Pułtusku owszem, też ich widać jak jedzą śniadanie, drugie śniadanie, obiad i koniec, bo na kolację pędzą do domów.
Na targu ruch. Są młode kartofle (głównie irga) po zdumiewająco niskiej cenie – 1,5 zł za kilogram. Tyle samo kupcowe żądają za buraki (oj, będzie kaczka w buraczkach). Truskawki nieco droższe ?-3 zł za kilogram. Czereśnie piękne, duże i słodkie po 8 złotych. Litrowy słoik czarnych jagód można kupić za 7 zł.
Jaja z pieczątkami czyli oznaczeniami producenckimi 0 – 1 – 2 – 3 już od 30 groszy za sztukę, a od kur wolnochodzących i (chyba nieprzepisowo) niepieczętowane na ogół 40 – 50 groszy. Stoją furgony z pachnącym pieczywem z okolicznych piekarni i ciastem nawet ładnie się prezentującym. Stoi też bardzo kuszący dla łakomczuchów namiot z serami korycińskimi. To wspaniały produkt i zawsze kupujemy go trochę za dużo. Tyle tylko, że nigdy nie zdaża się by został w pojemniku choć jeden okruszek.
Ale najwięcej jest stoisk z majtkami, stanikami, spodenkami różnego typu i obuwiem. I wszystko za grosze, mimo, że nie wszystko to tandeta.
My, w miniony piątek, kupiliśmy kartofle, buraki, czereśnie, maliny, włoszczyznę oraz piękną karkówkę, która po zmieleniu będzie (wraz ze smardzami przywiezionymi z Berlina, bo u nas są chronione) farszem wypełniającym kaczkę a także powstanie z tego kawałka wieprzowiny kilka kotletów robionych na wzór bałkańskiej pljeskawicy.
Kupiliśmy też w naszym ulubionym mięsnym, ulokowanym w drewnianej chałupce na rozdrożu pod Grabówcem i noszącym dumny szyld „Polskie specjały”, fantastyczną szynkę bez konserwantów, kiełbasę polską wędzoną lecz surową, frankfurterki i rozkosznie pachnącą kaszankę. Ale i tak może tego zabraknąć, bo młodzież mieszkająca z nami nadal ma dobry apetyt. A ryb przynoszą z połowów tak mało, że starcza zaledwie dla samych wędkarzy.
O targu w pobliskim Serocku opowiem przy następnej okazji.
PS.
Pod domem pojawiły się pierwsze brązowe kozaki.
Komentarze
Wreszcie zakwitła moja długo wyczekiwana, pomarańczowa malwa. Na biało 😯
Zwisające maszty przyswoiłam 😆 piękne 😆
Panie Lulku,
bardzo dziękuję za poradę. Chwilowo przerwa w zrywaniu, pada deszcz.
W informacji o dniu targowym zabrakło dla mnie najważniejszej: w jakim dniu tygodnia odbywa się ten targ? Już mi się kilka razy zdarzyło wybrać na plac targowy w jakiejś miejscowości np. po miód albo śmietanę, a targ odbywał się właśnie gdzie indziej 🙁 Majtki i staniki na takich placach (przynajmniej w Kotlinie Kłodzkiej) są zawsze, ale pszczelarz tylko w dniu targowym. Mojej siostrze ciągle myliły się terminy targów, aż jej poradziłam powiesić ich plan na lodówce 😉
Z tym morągowym królikiem to kiepska sprawa, a wszystko przez tych perwersyjnych hodowców. Biedak ma pewnie łeb miniaturowy i (nie)normalne zęby. Normalnie dolne siekacze rosną centymetr na miesiąc, górne ciut wolniej. W ogóle wszystkie zęby im rosną bez przerwy 😯
Nemo te zwierzeta sa przerasowione, ja go nie kupilam, dostalam i teraz nic nie rozumiem bo z dnia na dzien czyli dzisiaj po osmej rano przeniosl sie do Krainy Wiecznych Lowow, serce mu odmowilo posluszenstwa. Pomoc lekarska powiedzial, bo lekarza nie bylo o tej porza a pogotowia w Berlinie nie ma, ze kroliki sa skomplikowane jesli chodzi o diagnoze i szybko umieraja, on jeszcze przed wczoraj galopowal z kotem po calym mieszkaniu. Upaly i dzisiaj w nocy strzalano feuerwerkami i rano bylo z nim bardzo niedobrze.
Ooo, przykro mi bardzo 🙁 Może cała jego energia życiowa w te zęby poszła? Biedaczek 🙁 Króliki mogą żyć bardzo długo, niekiedy…
No nic sa grosze rzeczy na swiecie wystarczy popatrzec na dzisiejsze wiadomosci.
Dzisiaj w sklepie jest akcja sprzedarzy wloskich rzeczy min. jest miod rozmarynowy, targi sa u mnie w czwartki.
Mój Osobisty ma od dzisiaj urlop, a tu pada 😯 No to zabrał się za projektowanie deski dla kotów do wchodzenia na balkon. Dawniej po prostu wskakiwały, nawet matka Maurycego z kociakiem w zębach, jak wypadł na dwór. Jak była już stara, to czasami odbijała się w połowie drogi i odpadała, no to jej przystawiliśmy długą deskę bez poprzeczek. Po tej desce od kilkunastu lat wchodzą sobie nasze koty na wysokość ca 160 cm. przy okazji ostrząc pazury. Kilka dni temu zauważyłam, że Maurycy ma problemy z wchodzeniem, bo deska pełna jest długich rowków, pazury mu zjeżdżają i kot się obsuwa i musi się wspinać na nowo. W dół i tak wszystkie zjeżdżają 😉 W garażu stoi nowa deska, solidniejsza (tamta się już wygina) ale krótsza. Zaproponowałam poprzeczne listewki, więc Osobisty wziął miarkę i mierzy rozstaw kocich łap 😯 Kazałam zmierzyć długość kroku przednich łap, bo mi nie wierzył, że 15cm. Wyszło na moje 😎
Nemo, ale zostaw im starą deskę do zjeżdżania, bo jak będą po takiej ze szczebelkami?
Żabo,
masz rację, na początek postawimy obie i zobaczymy, co wybiorą 😉
Przeczytałam wpis Gospodarza jeszcze raz, uważniej i już wiem – targ w Pułtusku jest w piątki 😎
Haneczko,
malwy mają swoje humory. Ja też raz posadziłam czerwone i żółte, po roku rozsiały się same i wyszły kremowe, a teraz są różowe 😯
Pyra nie ma targu wiejskiego „pod ręką” ale ma emisariusza (kę). Emisariusz obiecał nabyć dla Pyr : jaja sołtysa, prawdziwy trwaróg, prawdziwe pyry (całe 2 kg). Szlachetnej tej roli podjęła SIĘ hANECZKA – ZA KARĘ BĘDZIE MUSIAŁA ZJEŚĆ TO, CO pYRA UPICHCI.
Za taką karę też bym zrobiła Pyrze zakupy 😉
Osobisty wrócił z listewkami, zaraz się zacznie odmierzanie, piłowanie, śrubowanie, a wszystko ze szwajcarską precyzją 😉
Moje 3 koty mają w sumie 43 lata 😯
zdaża ? 😯
Wróciłam z mojej 3 dniowej wyprawy do Gdyni.
Wesele bardzo udane-odbywało się w restauracji Rodizio el Toro,
na Kamiennej Górze.Mieliśmy,więc z tarasu wspaniały widok
na morze i zacumowane w porcie żaglowce. Późnym wieczorem
podziwailiśmy pokaz sztucznych ogni,który odbył się,jak sądzę,
też na cześć owego żaglowego zgromadzenia.
W niedzielę paradę żaglowców oglądaliśmy z gdyńskiego
bulwaru.Zdjęcia mam dostać mailem od kuzynów.
Krystyno- kawy w Kawiarni Plastyków w Orłowie niestety
nie skosztowałam,bo na plaży i na molo byliśmy na spacerze
z psem rano o 8.30 i wszystko było jeszcze pozamykane.
Tym niemniej nasz spacer był bardzo miły,bo o tej porze
było pusto i spokojnie.
A Gdynia rzeczywiście przeżywała w miniony weekend
prawdziwe oblężenie,takich tłumów i takich korków
jeszcze nigdy w tym mieście nie widziałam.
Z trudem zdążyliśmy na pociąg !
MałgosiuW,
poloniści tak mają 😉
Małgosiu, gdzie te koty mają zdążyć? 😛
Witam,
teraz to i ja się uśmiałam z tych masztów zwisających.Prostuję – maszty pięknie stały ,tylko te żagle zwisały smętnie,oczywiście w ubiegłym roku,bo wczoraj wszystko było jak należy.Tak to jest ze szczurami lądowymi.Ale powstała przynajmniej mała anegdota.
Danuśka,pokaz fajerwerków też oglądałam z tarasu gdyńskiego Oceanarium.Wcześniej na scenie obok odbył sie koncert Perfectu i Bajmu.Ludzie stali na całej długości Mola Południowego aż po ul.Świętojańską.Takiego tłumu nigdy wcześniej tam nie widziałam.A koncert może nie nadzwyczajny i nagłośnienie ,moim zdaniem nie najlepsze,ale sceneria,czyli scena obok oświetlonego Daru Pomorza i Daru Młodzieży niezwykła.
Dobrze,że to rodzinne wesele wypadło właśnie w tym czasie,bo atmosfera w mieście była wspaniała.Warto w czymś takim uczestniczyć.Tyle że były trudności komunikacyjne,ale można było dać sobie radę.
Pluszaczku,
to nie koty, to ser Gospodarza 😀
Sery nie są zdążające, są tylko nie zdążające. Dojrzewać 😉
Tym serom nie „zdaża się” zdążyć lub nie zdążyć… 😉
W Pułtusku targi są dwa razy w tygodniu: we wtorki i w piątki. Ten opisany był piątkowy.
A dziś na zakupy musielismy pójść piechotą, bo dzięki świetnej organizacji prac drogowych w Pułtusku zakorkowało się miasto całkowicie. Przez most na Narwi ludzie jechali ponad godzinę. Podjechalismy więc kawałeczek w górę rzeki, zaparkowaliśmy auto i poszliśmy piechotą przez mostek z wylotem za zamkiem. To był fajny spacer. Tylko trochę naciągnęły się ręce od toreb z zakupami. W drodze powrotnej, na środku mostka, spotkaliśmy…kolegę ze studiów. Po przejściu na emeryturę Lech Ch. porzucił Warszawę. Wybudował dom w Pułtusku i podjął pracę w jedej z tutejszych gazet. Jest bardzo zadowolony. Umówilismy się na spotkanie po naszym powrocie z Italii.
Dzień zapowiada się miło.Będzie sola, rukola, zimne soave.
Prostuję,poprzedni zlot żaglowców odbył się 6 lat temu ,a nie rok temu.Następny może dopiero w 2018 r.
Krystyno – oczywiście,że złożyło się wspaniale.
Przy stole mieliśmy rodzinę Pana Młodego,która przyjechała
z Krakowa i też bardzo cieszyła się z dodatkowych atrakcji,
na jakie trafiliśmy. Rozmawialiśmy też z”odnogą” rodziny
Panny Młodej,która z kolei mieszka w Gdyni w pobliżu Babich
Dołów i „uczestniczyła” w festiwalu Opener ze swojego balkonu,
gdzie doskonale słychać było muzyczną kakofonię z kilku
festiwalowych scen !
Wyszło słoneczko 🙂 Hajda na czereśnie!
Witam wszystkich,
Ja już po urlopie, w domu wylądowałem w sobotę rano po 12 godzinach jazdy. Przez Węgry i Słowację przemknąłem błyskiem – wiadomo, autostrady – a potem już tylko ograniczenia do 70km/h i fotoradary. Polskie drogi, cholera 😉
Dzisiaj wypadało pojawić się w pracy, na szczęście jest luźno i można się oddać nadrabianiu zaległości w blogu 😉
Na wstępie chciałem złożyć zaległe życzenia wszystkim solenizantom i jubilatom i podziękować za te pod moim adresem składane 29 czerwca.
Przez ostatnie 2 tygodnie udało się całkiem solidnie wypocząć. Byliśmy w Siofok. Mieścina ładna i zadbana, dużo zieleni i kwiatów. Jeszcze przed sezonem, który podobno tutaj zaczyna się w połowie lipca. Jak wyjaśniło mi to parę osób, wcześniej jest dla nich za zimno. Parę dni temu mówił mi to kelner w knajpce ? było wtedy ok. 30 st. C na zewnątrz a woda w Balatonie miała 25st. Upewniałem się przez dłuższą chwilę, czy dobrze go zrozumiałem.
Znaleźliśmy plażę z kawałkiem dość płytkiej wody ? dla mnie do kolan ale tylko dzięki temu nasza prawie 4-latka mogła sama się tam pluskać. Zresztą nieco dalej było już trochę głębiej, max. woda do pasa. Starsza natomiast się nauczyła pływać i nurkować. Praktycznie całe dnie spędzaliśmy nad wodą. Zaliczyliśmy parę wcześniej zaplanowanych punktów ? Budapeszt, półwysep Tihany, winnica w Zamardi. Tam, gdzie trzeba było trochę pochodzić, po jakiejś dłuższej chwili któraś z córek lądowała na moich plecach, więc z tego powodu wycieczki nie bywały zbyt długie 😉
Zajadaliśmy się zupą gulaszową i rybną. Ta druga najlepsza była w wersji z filetem z sandacza, za karpiem generalnie nie przepadam. Smażone ryby też były bardzo smaczne, zwłaszcza szczupak.
Codziennie do obiadu i kolacji było wino węgierskie, kupowane w miejscowym Tesco 😉 (może to niezbyt ambitne ale było dobre) dopiero pod koniec trafiliśmy do winnicy i kupiliśmy tamtejsze winko prosto z beczki. Przywiozłem zresztą mały zapasik ze sobą, żeby później powspominać wakacje.
Wyjazd nie był może zbyt ambitny ale odpoczęliśmy a przecież w końcu o to chodziło. Potraktowaliśmy go zresztą jako rekonesans i jesteśmy pewni, że za rok, dwa znowu tam wylądujemy.
Ufff, skończyłem, teraz się wezmę za jakąś robotę. Ale dopiero po obiedzie 😉
„Jaja z pieczątkami czyli oznaczeniami producenckimi 0 – 1 – 2 – 3 już od 30 groszy za sztukę, a od kur wolnochodzących i (chyba nieprzepisowo) niepieczętowane na ogół 40 – 50 groszy.”
Przepisowo- jeżeli tylko hodowla nie przekracza 50 kur tzw.niosek,nie jest wymagane „pieczętowanie”.
Pozdrawiam
Chłodnik obiadowo zaliczony. Dobry, chociaż bez rzodkiewek – nie było świeżych w sklepiku. Będzie burza – Pyra taka przymulona, jakby miała kisiel zamiast mózgu.
Gdynia wraca do równowagi. Zaglowce odplywaja i zycie wróci do pietruszkowej równowagi.
Wspaniale byly komentarze blogowiczów zwiazanych z tym miastem.
Pan Lulek
Żaglowce popłynęly do Sankt Petersburga.
Jeśli chcielibyście je pooglądać to :
http://zagle.miasto.gdynia.pl/index.php
Dzień dobry Szampaństwu.
Nie lubię poniedziałków i nic na to nie poradzę. Nawet dzisiejszy mnie nie bawi, po burzliwej nocy (chyba z 5 burz się przewaliło) piękne słońce, ale i tak nie podoba mi się ten poniedziałek.
Zmarła moja dobra znajoma, Sandie Ginsburg, po siedmioletnich zmaganiach ze skorupiakiem. Jakoś zawsze w poniedziałki takie informacje, przynajmniej u mnie. Lubiłam sarkastyczną i często złośliwą wredotę, znałam ją od ponad ćwierć wieku. Nie miała prawa *wyjść*, pięknie wyglądała do końca i kto jak kto, ale Sandie powinna była przechytrzyć…
Ot, życie 🙁
Przepiekne te zdjecia. Szkoda, ze nie moge otworzyc na caly ekran. Lata mlodosci i dziecinstwa przed oczami. Piraci i pirackie opowiesci. Podroze Cooka, Bougainvilla czy innych Tasmanow w ktorych sie zaczytywalem i do tej pory zreszta mi to nie przeszlo 🙂 „Cutty Sark” i bicia rekordow. Bunt na „Bounty”. Mieliscie, Ci co tam byli, wspaniale przezycie i jeszcze wspanialsze widoki.
A pawel pisze o Balatonie i kolejny powrot do liceum jako za bywalismy z kolegami stopem na Wegrzech a glownie nad Balatonem. Heviz (?) i gorace zrodla, Tapolca i groty, mieszkalismy w Balatonalmadi, Na polwyspie Tihany kosciolek gdzie ksiadz pamietam pokazywal nam stare szaty liturgiczne. Duzo probowania win w prywatnych piwnicach Badacsoni. Innym razem mieszkalismy w Revfulep. Zawsze sie na Wegrzech dobrze ubawilem.
Stara Zabo nie mialem okazji pojechac na targ sprawdzic smietanke ale nie zapomnialem i zrobie to w ten weekend.
No to przykro slyszec Alicjo.
Nie ma dobrych dni na takie wieści, Alicjo
ALICJO,zajrzyj do swojej skrzynki,bo właśnie wysłałam Ci zdjęcia.To znaczy zrobił to mój mąż,bo ja niestety nie jestem tak wyedukowana komputerowo.Jeśli coś będzie nie tak,to jego wina, ale chciałabym ,żeby dotarły do Ciebie,a potem na nasz blog.
Ciekawe,że Węgry w ostatnich latach nie są zbyt u nas popularne,właściwie nie wiadomo dlaczego.A to przecież niedaleko.Może to sprawa języka i obaw co do porozumienia się.Pawle,napisz czy są trudności w porozumieniu się z miejscowymi.
Znajomi byli tam w ubiegłym roku i byli bardzo zadawoleni z pobytu .A zwiedzali głównie prowincję. Byłam w Budapeszcie prawie 30lat temu i mam miłe wspomnienia.
my tak rzadko podróżowaliśmy w PRL, a jeśli już to Węgry i Bułgaria były atrakcją … a jak nas już wypuścili to kogo stać jedzie tam gdzie nie mógł wcześniej … teraz młodsze pokolenie zacznie jeździć i na Węgry i do Bułgarii bo nie byli a z dziećmi taniej … 🙂
No to dzisiaj na rodeo zabawa musi byc. Leje od rana i taki spadajacy z konia cowboy to gejzer wylatujacego w gore blota 🙂 Albo ci co lapia z konia byczka za rogi i musza go na ziemie powalic sami sie oczywiscie nurzajac sie… w tej mazi. Dzisiaj zapracuja na siebie.
Krystyno,
zdjęcia będą, ale kapkę pózniej, bo Twój mąż wysłał to w cwanie zorganizowanym windows linku, którego jeszcze nie znam i nie mam czasu w tej chwili dochodzić , o co biega, (obiadowa pora!), Jerz wróci z pracy, to „wyprostuje” na linux, tym bardziej, ze wskazówki juz ma, bo pokonferowałam ze znajomym z Berlina, który zna sie na rzeczy.
Matko… chłop kupił, chyba sentymentem wiedzion, szpinak zamrożony (Hortex). To czasy studenckie, nie cierpiałam tej bryi zgniłozielonej. Obecna zamrożona jest zielona 😯
Zrobię według przepisu na torebce: rozmrozić porąbaną taflę szpinaku… 😯
I tak dalej. Porąbałam młotkiem, dobrze, że nie musiałam sięgać po siekierę. Nie śmiać mi się tam…
Pewnie jak zwykle cos pokręciłam, przesadziłam, ale jak opakowanie wyschnie, a skaner zechce łaskawie działać, to wyślę wam opis, co z tym należy robić.
Jak podejrzewałam, jajo, czosnek, dyżurne…
I jeszcze coś –
Krystyno i inni,
adres mailowy jest: alicja.adwent@gmail.com
Tamten owszem, ale zaglądam tam raz na tydzień, bo to stary biznesowy taki, czasami ktos cos tam napisze.
Krystyno,
od Twojego dostałam tylko zakamuflowany sznureczek, a nie zdjęcia. Nie mogę tego nawet otworzyć, bo to nie jest żaden komputerowy format, tylko jakieś coś tam windows… Lepiej po prostu przesłać do mnie zdjęcia i ja to sama uporządkuję.
Skonsultowałam się ze znajomymi na rzeczy… Berlińczyk napisał:
hansen: i think it’s a windows workaround for symbolic links. It’s just cos windows has no real file system.
Ja tam sie nie znam, pierwszy raz cos takiego widzę końcówka sznureczka), to poprosiłam znawców o pomoc. Wszyscy „siedzą” na linuxie…
To tylko miniaturka, poprosiłam autora, żeby przesłał w oryginalnym formacie, ma wiele pięknych zdjęć, podobnie jak Krystyna, tylko podesłał mi małe 🙁
A ja mam tyle miejsca na maszynie!
http://alicja.homelinux.com/news/6180ded315.jpg
nigdy nie brałem pod uwagę, ze inni moje klepanie w realu wezmą tak poważnie i odwołają mnie z komisji rewizyjnej. udało im się mnie z jej wykopać.
mało tego, przesadzili mnie zanim zwiodłem do zarządu.
teraz nie wiem komu toto na zdrowie wyjdzie
lubię bujać się nie tylko na falach. i dziś brakuje mi tutaj hamaku. w takim jednym na Kurpiach, luzowałem się przed prawie rokiem. zapach rosnących wokół grzybów czuć było wraz z uschniętym leśnym igliwiem.
tutaj brak mi takiego hamaku, a otoczenie zasługuje jego posiadanie
a ja ze swoim nie wypolsterowanymi czterema literami siedzę na tekowym drewnie
A bujali się niektórzy, bujali…
http://alicja.homelinux.com/news/Zjazd/img_5310.jpg
… i nawet było tak:
http://alicja.homelinux.com/news/Zjazd/img_5382.jpg
Ja proponuję te Kurpie zająć i wziąć w posiadanie, i już!
Gospodarze niedługo do Italii na wakacje, sąsiad obok to Grigorij z Czterech pancernych (dysponuje czołgiem, a jak nie dysponuje, to powozic potrafi), nie darmo polazłam do płota, by się zaprzyjaznić… znam też Sołtysa i jego kobyłkę!
To co, Arkadius… robimy ostatni najazd na Kurpie? 😉
Na Narew też byś dechę mógł rzucić…
Udałam się tu i tam, a w drodze powrotnej lekkie zakupy. Między innymi pół litra jagód amerykańskich, prawie bez smaku, ale nie moge sie oprzeć, jak widzę – z roku na rok są coraz wieksze, dorównują juz drobnym czereśniom, na pewno genetycznie sterowane, ale co mi tam 😉
Żeby wszystko mniej więcej zrównoważyć, zrobiłam właśnie sobie i Jerzoru szarlotkę, czyli żubrówkę + sok jabłkowy. Jabłka też pewnie genetycznie, bo na opakowaniu napisano, że „low acid”, papierówki niedojrzałe to nie są na pewno.
No to zdrowie wszystkich – tych co na morzu, tych co w przestrzeni kosmicznej, tych co po górach, i tych, co po chmurach.
http://www.youtube.com/watch?v=j2I2K-Y6VEA
Bedac w Carrarze, drogi Gospodarzu, badz tak uprzejmy zdobyc oferte na dostawe bloku marmurowego najwyzszej klasy o wymiarach 2 X 1 X 1 metr w okolice Warszawy. Normalna oferta handlowa platnosc w Euro albo ZLP.
Wielce zainteresowany
Pan Lulek
…p.s. Ja zamykam oczy i nie oglądam wideo, bo mam swoją wersje tej piosenki i niepotrzebna mi ilustracja, a na youtube każdy wrzuca swoją wersję.
Jest to jedna z najpiekniejszych i najmądrzejszych piosenek.
O!!!
Ale tutaj jest nawiązanie (w wideo) do melona!!! Akurat rzuciłám okiem – moze czasem warto zerknąć na wideo? 😯
http://www.youtube.com/watch?v=VkGc8i78AE8&feature=related
No tak. Jak ja wysiaduję (Stara kobieta wysiaduje…), to wszyscy śpią, a Nowy też gdzieś łazi, chociaż powinien juz być.
Szwed z Anglikiem pożarli się okrutnie na moim IRC – serwerze, musiałam łagodnie „weteryniować”, bo to wrażliwe, jedno i drugie. Podali sobie rączki, poszli spać. Diabli, znają się od ponad 10 lat, dzień w dzień „rozmawiają” na sieci, a przychodzi czas, kiedy jeden drugiemu musi w tryby piaseczku nasypać 😯
I to nawet nie pełnia księżyca jeszcze 🙄
Ciągle mam tę szarlotke, może ktoś się odezwie jeszcze? Toż za dwadzieścia dziesiąta u mnie dopiero…
Nie smiać mi się…
ten ogórek jeszcze nie śpiewa (dlaczego, nie wiem i przepytam na okoliczność przy okazji podlewania) ale przynajmniej kwitnie 😉
Z podlewaniem nie muszę się wysilać tego roku…
http://alicja.homelinux.com/news/img_9783.jpg
zjeżdżałam w południe do Połczyna a tu dzwoni jakaś pani z Agencji Rolnej, czy innej modernizacji i zapowiada na jutro, czyli już dzisiaj kontrolę. mają mierzyć pola i sprawdzać dokumenty ekologiczne. a ja akurat mam do szycia i powieszenia zasłony w dużym pokoju a nie jakieś kontrole. Pytam się, czy nie mogła mi wcześniej powiedzieć a nie tak z dnia na dzień, a ona słodko, że sama wczoraj dostała dokumenty. Co oni w takim galopie? a jak bym była na wczasach we Włoszech? zdaje się, że w ramach dziury budżetowej szukają dziury w całym, czyli komu można nie dać, albo dać mniej. Na wszelki wypadek zorganizowałam wykaszanie niedojadów, czyli pokrzyw i innych takich. Termin na to jest do końca lipca a w ekologii może i później, ale lepiej niech nie maja o co oka zaczepić, po ostatnich deszczach roślinki bujają w górę ile moga.
W Połczynie miałam do odebrania części składowe do powieszenia zasłon, oczywiście stolarz nie zrobił, ale za to zobaczyłam, ze mam k apcia na tyle, więc powolutku pojechałam do wulkanizatora, zostawiłam rzęcha i na piechotkę łaziłam po mieście, pozwiedzałam różne sklepy.. Nawet na lody poszłam, jakaś nowa lodziaria, posiedziałam na deptaku, pełen luz.
Jak spokój to spokój, ale jak się cos zacznie to już na całego. Zadzwonili z Białego Boru, że w południe przyjadą po Fausta – Stado sobie pożycza ode mnie swojego własnego ogiera. Wieczorem przyjeżdża na nocleg silna grupa konna pod wezwaniem, no nie wiem jakiego świętego, ale zakonnik w niej jedzie. Dostał dyspensę, bo jego zakon od średniowiecza ma zakaz poruszania się konno – niby konno to bogaci a braciszkowie pieszo, albo na osiołkach. Dowiem się dokładnie jak się spieszy, czyli zsiądzie z konia.
Stajnię dla koni trzeba przygotować, łazienkę w stajni doprowadzić do kultury, czyli wybłyszczyć, śpią na szczęście w namiotach, żarcie mają własne, gotują na ognisku. Rajd prowadzi Pan Kowal, ten co był na zdjęciach i na którego czekam, i do którego wzdycham.
Zamiast szukać dokumentów potrzebnych kontrolerom (a pan mi mówi, panie kontrolerze…) robiłam rzeczy zamienne, czyli szyłam (bo jak już maszyna rozłożona), sprzątałam kuchnię, pasteryzowałam soki truskawkowe niskocukrowe i konfitury (strzezonego pan Bóg strzeże), które nie powinny żadną miarą spleśnieć nawet pod celofanem, ale czy to można w dzisiejszych czasach mieć zaufanie do konfitur?
Chyba juz najwyższy czas wziąć się za dokumenty, potem jeszcze muszę wykąpać Fausta, on jest siwy a potrafi być żółty. Czyli klasyka, sierść na błysk, grzywka w piórka, ogon w pędzelek, kopytka w lakierki.
Już świta, zaraz się ptaszki odezwą. O, już pierwszy ćwierknął.
Wczoraj wieczorem, znaczy już przedwczoraj, najadłam się jak głupia czereśni, bo jakimś cudem szpaki objadają dzikie a tej mojej, wysoce szlachetnej, jeszcze nie ruszyły. To jest bardzo późna czereśnia i doskonała jest, kiedy owoce są prawie czarne. Po ciemku wyglądały, że są takie, ale jeszcze nie doszły. Rano sprawdziłam, są mocno czerwone. Nawet niezłe, ale może będą lepsze jak ich szpaki nie wyjedzą.
…no to sobie dalej nadaję. Wystarczy popatrzeć na pień tego klonu u płota. Wszystkie drzewa w okolicy tak mają teraz. Jak nie dysc, to sikawica, i obrastają w takie zielone. Natura sobie poradzi, wiadomo.
15 lat temu ta zaraza to była taka mała witka. Płotu nie było widać, same chaszcze. Alicja wykarczowała krzaczyska, zrobiła te 4x6m ogródka, zostawiła witkę… i teraz ma wieczny cień nad ogródkiem 👿
Tak, jakby tego cienia było mało dookoła 🙄
Hej, Alicjo, ja nie śpię! Ale juz pracuję, dokumenty wertuję!
O! Żaba zakumkała 😉
To jeszcze dodam, że w tym roku szpaki wredne nie zaatakowały moich porzeczek. Stare dyski komputerowe, czyli cd’s – działają, wystarczy kilka powiesić. Chipmunki mają to gdzieś i podżerają porzeczki, łażąc po krzakach, ale to nie jest takie żarłoczne, zjedzą trochę i zostawią. Ptaki szpaki trochę się boją tych odblasków. Latają do sąsiada 😎
No, trzeba wyprać nieco 😉
http://alicja.homelinux.com/news/Zabie_Blota/img_2829.jpg
😉
http://alicja.homelinux.com/news/Galeria_Budy/ZOO/Koty/Koty_rozne/Bez%20komentarza.jpg
a ja rano wstaję bo cały lipiec spędzam z wnuczką … zaglądam tu wypompowana energią 3,5 latki (ale będę miała lepsza kondycję po tych gimnastykach na placu zabaw …;) …) … dziś mamy w planie zoo …
miłego dnia 😀
Pan Lulek pisze:
2009-07-07 o godz. 02:49
Bedac w Carrarze, drogi Gospodarzu, badz tak uprzejmy zdobyc oferte na dostawe bloku marmurowego najwyzszej klasy o wymiarach 2 X 1 X 1 metr w okolice Warszawy. Normalna oferta handlowa platnosc w Euro albo ZLP.
Wielce zainteresowany
Pan Lulek
Jak nic będzie pomnik Lulka Wspaniałego…
Wlasnie mam garki stalowe i ponownie od czasow Warszawy kuchenke gazowa i albo kuchenka jest zle nastawiona albo ja jestem neptek, gotuje na najmniejszym ogniu, mam podkladke na palnik i… garki sa osmolone we wnetrzu maja slady przypalen, ktore sie tak wbily w strukture garnkow, ze nie moge niczym odczyscic, wygladaja tak jak bym gotowala na wysokim ogniu na ognisku, estetyczne to to nie jest.