Pochwała szparagów

Ku mojej wielkiej radości nadszedł sezon na szparagi. Na razie nie są jeszcze niestety tanie, bo jest za zimno, ale są dostępne. Świeże, wyhodowane u nas niedaleko, a nie sprowadzane kilometrami z zagranicy.

Nadchodzi czas wielkich rozterek, czy wolę szparagi zielone, czy białe. Zwykle rozstrzygam ten dylemat na korzyść białych. Choć trzeba je obierać bardziej niż zielone. To kupa roboty i wraz z obieraną skórką tracimy część witamin i soli mineralnych.

Jeśli komuś się wydaje, że białe i zielone to osobne gatunki, to jest w błędzie. To młode pędy rośliny tego samego gatunku, tylko jedne miały szansę wyjść spod ziemi i pod wpływem światła rozwinął się w nich zielony barwnik, a drugie pozostały pod ziemią, wewnątrz kopczyka usypanego przez producenta.

Ku mojej radości szparagi są podobno niezwykle zdrowe. To dobre usprawiedliwienie dla łakomstwa. Nie są też prawie zupełnie tuczące, dlatego można je jeść bez wyrzutów sumienia. Podobno są też silnymi afrodyzjakami.

Moje ulubione sposoby przyrządzania szparagów to pieczone z dodatkiem parmezanu oraz gotowane i podawane z bułką tartą smażoną na masełku. Do tego pierwszego sposobu przyrządzenia lepiej się nadają zielone szparagi, a do drugiego białe.

Oba przepisy nie wymagają wiele wysiłku.

Szparagi pieczone z parmezanem

Układamy szparagi w naczyniu żaroodpornym, posypujemy niewielką ilością startego parmezanu i pieczemy w temperaturze 180 stopni, aż szparagi zmiękną. Można posypać świeżo zmielonym czarnym pieprzem i ewentualnie solą, ale parmezan jest słony, więc osoby solące mało nie muszą dodawać soli.