Było miło

Zapowiadałem spotkanie z atrakcyjną, młodą kobietą w najlepszej moim zdaniem chińskiej restauracji, czyli China Town przy al. Lotników. I rzeczywiście, randka z córką była nad wyraz udana. Mogliśmy w spokoju porozmawiać i zjeść kilka ulubionych dań. Było miło!

China Town potwierdziła swoją dobrą opinię i zdumiała rozmachem rozbudowy. Zmieniła wygląd, zewnątrz zamieniając dość obskurny tynk na eleganckie płytki i wewnątrz ustawiając równie eleganckie meble z nowej sali przejętej po cukierni.

O klasie kuchni świadczyła obecność chińskich klientów, którzy wydawali się tu zadomowieni i zamawiali dania, nie zaglądając nawet do karty.

Nasze dania też były wspaniałe. Zarówno kaczka na chrupko z kapustą kim chi, jak i jelito na chrupko z porem i makaronem sojowym w słodkim sosie. A jajko stuletnie, od którego zaczynaliśmy, było wprost cudowne. Jeśli chce się poznać zalety tego lokalu, to należy jednak wybrać się w al. Lotników, choć i filie są niezgorsze.

Jedynym mankamentem tej wyprawy było zaziębienie, które mnie zaatakowało. Stąd wczorajsza nieobecność i dzisiejsze spóźnienie. Dopadła mnie gorączka i niezwykłe osłabienie. Mam nadzieję, że przez weekend uda mi się wykurować, stosując sposoby mojej babci, czyli nie farmaceutyki, ale środki naturalne: zioła, mleko z miodem i czosnkiem, a w ostateczności bańki.

Zobaczymy w poniedziałek, jakie to przyniesie skutki. Tymczasem pa!