Najbardziej lubię sorbety

Upał w mieście wywołuje różne zachcianki. Postanowiliśmy więc z dwójką bliskich przyjaciół udać się na lody. Wprawdzie bardzo rzadko miewamy takie pomysły, ale tym razem zachętą stał się tekst Małgosi Minty w „Gazecie Stołecznej”, podsuwający kilkanaście adresów warszawskich lodziarni.

Zanim jednak zdecydowaliśmy się na wybór, odbyliśmy długą wspominkową dyskusję na temat lodziarni na Mokotowie. Cała czwórka bowiem to mokotowscy patrioci i to od wielu, wielu lat. Najpierw więc spieraliśmy się, po której stronie ulicy Puławskiej stała po wojnie „Zielona Budka”, zanim ją od pana Kozła kupił pan Grycan, by w końcu ustalić z precyzją co do metra, że było to u wylotu ul. Madalińskiego.

Wybraliśmy wreszcie lodziarnię Malinova mieszczącą się przy Al. Niepodległości róg Ligockiej. Uchodzi ona wśród naszych znajomych za najlepszą w całym mieście. W dodatku lody są doskonale pakowane i znoszą nawet długi transport. Tym razem przewiezienie pudełka nie zajęło nawet kwadransa, więc lody nie zdążyły się rozpuścić. W domu zaś wydało nam się sympatyczniej niż w lokalu.

A mieliśmy kilka smaków: karmelowe, waniliowe, cytrynowe i mandarynkowe (sorbety). Lodom towarzyszyła spora porcja poziomek (cóż za aromat!), wspaniały dojrzały melon i maliny.sorbet2p8110390Dla równowagi – pod koniec słodkiej uczty – podaliśmy naszą ulubioną cejlońską herbatę, którą pijamy bez odrobiny cukru. Rozkosz więc była pełna i utwierdziła nas w opinii, że Mokotów jest wspaniałą lodową twierdzą.