Dogrzewanie lata
Na mapach pogody nie wygląda to tak źle. Gorzej w rzeczywistości.
W prognozach w mojej Puszczy Białej temperatura powyżej 22 stopni C, tymczasem na dworze lekki wiaterek powoduje, że marznę, gdy tylko wychylę nos poza werandę. Palenie w piecu nic nie daje, bo podwórka i lasu nie dogrzeję.
Dobrym sposobem są właściwie dobrane dania. A w sklepach mięsnych w Pułtusku można grymasić i wybierać, co się chce. Pracujący tam rzeźnicy znają się na swoim fachu i potrafią przygotować mięso według życzeń klientów.
Zamówiłem więc cielęcą goleń pokrojoną w grube plastry, z których powstanie ossobuco i antrykot z kostką. Rozgrzewające kolacje w czwartek i piątek mamy więc zagwarantowane. Potem zaś ma być cieplej, wrócimy więc do letniej diety.
Ossobuco
Gicz cielęca, 15 dag masła, mąka, sól, pieprz
Sos: 5 dag anchois, 3 pomidory, 3 łyżki przecieru pomidorowego, 1 marchew, 3 ząbki czosnku, skórka z cytryny i z pomarańczy, bazylia, tymianek, zioła prowansalskie, oliwa, białe wytrawne wino
1. Gicz pokroić w poprzeczne plastry ok. 4 cm grubości. Posolić, posypać pieprzem, obtoczyć w mące i obsmażyć w maśle na złoto.
2. Skórki z cytryny i pomarańczy zalać zimną wodą i zagotować.
3. Czosnek, tymianek, bazylię i zioła prowansalskie smażyć na oliwie 2 minuty. Dodać pastę pomidorową, pomidory, anchois i resztki skórki cytrynowej. Zasmażać jeszcze 5 minut, mieszając. Dodać połowę wywaru z gotowanych skorek cytrusów i dolać wino. Zagotować. Dodać pokrojoną w plastry marchew.
4. Ułożyć gicz w żaroodpornym naczyniu i zalać sosem. Piec pod przykryciem 1 godz. w 170 st. C.
I kolejny ratujący przed chłodem (i głodem) przepis:
Antrykot z solą
2 antrykoty (z kostką ok. 1,5 cm grubości), 10 szalotek, 20 dag masła, 1 łyżka oleju, sól, pieprz świeżo zmielony, 2 łyżeczki posiekanej natki pietruszki, sok cytrynowy, gruboziarnista sól morska
1. Mięso po umyciu i osączeniu posypać pieprzem i odłożyć w chłodne miejsce na 2 godziny.
2. Szalotki drobno pokroić. Podgrzać 1/3 masła z olejem i bardzo krótko podsmażyć z obu stron antrykot, posypawszy mięso solą morską. Odstawić w ciepłe miejsce.
3. Podgrzać resztę masła, dodać szalotki i podsmażać je 2 minuty.
4. Antrykot położyć na ocieplonym półmisku, ułożyć na wierzchu szalotki w maśle, posypać natką pietruszki, pokropić sokiem z cytryny, przyprawić pieprzem i solą morską. Podawać.
Komentarze
Dzień dobry! Smakowite przepisy, ale w miarę upływu lat coraz mniej jem (i Ewa też) potraw mięsnych. Nie ze względu na jakieś ideologie. Po prostu zmieniły się nam smaki. Mięsa jako komponent, ale nie jedyna treść. Nie mam pojęcia jak to się stało! U mnie rozumiem – starcze aberacje, ale u Ewy?
parady wojskowej nie ogladalem. byc moze sa one tradycja dla francuzow podobnie zreszta jak i dla brytyjczykow – trooping the colour. dla mnie publiczne pokazywanie imponujacych osiagniec narzedzi zbrodni, jest jakby nie bylo demonstracja sily i ma dzialac jako straszak.
smiac mi sie chce jak widze toto w polnocnej korei, w chinach czy tez w moskwie –> uliczne karnawaly 🙂 🙂
u nas ostatnia taka impreza byla zanim rozlozono mur berlinski na kawalki, we wschodniej czesci miasta, kiedy to tamta republika nalezala do warszawskiego paktu.
w zachodnich niemczech w okresie zimnej wojny paradowali jedynie okupanci 🙁
tutejsi nie chcieli by spostrzegano na nich jak na prowokatorow, a i na wszelkie parady wojskowe reaguja do dzis alergicznie.
uwazaja, ze zolnierze ktorzy potrafia maszerowac w formacjach nie sa wcale lepsi od tych co potrafia strzelac do drugiego.
balet cieszy sie tu w porownaniu z paradami wojskowymi, ogromna popularnoscia, ale rowniez na michael flatley z lord of the dance bilety rozchodza sie w mgnieniu oka.
Dzień dobry. Obydwa przepisy na potrawy lubiane i jadane w domu Pyr. Z jedną wszakże abberacją – nie daję rybek do sosu ossobuco. W ogóle nie lubię rybiego posmaczku w potrawach mięsnych. Dlatego też modyfikuję potrawy rodem z XIX w, gdzie niemal do każdego mięsa w sosie była sardela.
Młodsza pojechała, a pies został. O dziwo – ostatnio już nie urządza histerii kiedy zostaje w domu. Biedak od trzech dni jest leczony na jakieś zapalenie – dwa dni dostawał kroplówkę, teraz trzeba mu wpychać tabletki 4 razy dziennie. U pana Weta twierdzą, że to nie żadne przeziębienie ani zaniedbanie nasze, tylko w wieku ok 8 lat jamniki mają takie przypadłości, a jeszcze przed nim mogą być ciężkie przypadki schorzenia kręgosłupa, bo to też typowe dla jamników. Panie na wysokości! Znałam 14-letnie jamniki, które nie cierpiały na nic. Żyły sobie pełne energii i zdrowia do samego końca żywota ok 16-go roku życia.
troszeczke jeszcze na dzisiejszy temat, zanim oddam sie ulepszaniu esow i floresow.
w moim przypadku temperatura otoczenia nie ma najmniejszego znaczenia na moja odczuwalnosc. jest mi zawsze przyjemnie, bez roznicy czy jestem tu gdzie zyje, czy w brazylii, na kanarach, czy nad naszym morzem. i niech tak pozostanie jak najdluzej 🙂 🙂 i wszystkim tego zycze 🙄
Byłam po zakupy owocowe, bo pora wyprodukować to i owo i z przykrością stwierdzam po raz kolejny, że ceny poznańskie są wyższe niz np w Warszawie.
Za wiśnie zapłaciłam po 8 zł/kg, tyle samo za morele i truskawki,l kubek malin (0,5 kg) 6,50. To jeszcze nie są moje główne zakupy wiśni czy moreli, ale i moje zdolności przetwórcze są nieporównanie mniejsze, niż u Żaby czy Misia. Nawet i garnków wielkich nie mam. Mam zamiar zrobić ze dwa słoiczki dżemu jabłkowo malinowego ( mam 4 wielkie i niezbyt dojrzałe papierówki + maliny) do bieżącego użycia i trochę dżemu wiśniowego. Chcę też nastawić nalewkę morelową, która ma w rodzinie wielkie wzięcie. Tym sposobem mam zajęcie na dzień dzisiejszy. Obiad mam od wczoraj – mielone z karkówki, ziemniaki odsmażane i fasolka szparagowa. Na deser – truskawki.
Przemiłe Koleżanki i Kolegów blogowych, z którymi lubimy sobie pogadać przez telefon uprzedzam, że stacjonarny u mnie nie działa – nie wiadomo dlaczego. Po południu wymienimy baterię w aparacie, albo trzeba będzie czekać na technika.
Dogrzewanie zostawiam sobie na jesień, na razie szukam ochłody i wilgoci.
Mamy w rozszerzonej rodzinie świeżo upieczoną (prawie dosłownie, tak było gorąco na tej obronie) doktor geologii, specjalistkę od paleoklimatu na podstawie badania nacieków jaskiniowych z uwzględnieniem metod badawczych i różnych izotopów, w tym tlenu, węgla, fosforu, uranu i itru.
Z grubsza wiemy teraz jaki był klimat Szwajcarii w ciągu ostatnich 450 lat.
Zmienny 😎
4,5 roku pracy, ponad 6500 pomiarów, a na koniec piękne kolorowe diagramy i ciekawy wykład.
Gorąco było z powodu pogody i entuzjazmu obecnych na przewodzie profesorów i przyjaciół bohaterki. Co najmniej 50 osób, mimo wakacji i upałów. Po rozprawie – poczęstunek. Wypiłam trochę białego wina, zjadłam melona z szynką i parę różnych przekąsek i jakoś dotarłam do dworca i klimatyzowanego pociągu. Po powrocie do domu zwyczajnie padłam i zasnęłam, choć było dopiero po osiemnastej 🙄
Dziś na obiad objedliśmy kota 😎
A było tak.
Pojechaliśmy do Francji na zakupy i nabyliśmy m.in. dwa piękne kilogramowe ogony żabnicy. Na pytanie pani obsługującej stoisko, czy ma je oczyścić ze skóry, powiedziałam, że sama to zrobię.
Zdziwiła się, więc wyjaśniłam, że mam w domu kota. Na to pani zaproponowała, że zapakuje nam te odpadki. Zgodziliśmy się.
W domu naszym oczom ukazyły się pięknie sprawione żabnice, a w woreczku obok – skóra, powłoki brzuszne i obrzynki naszych ryb oraz kilka pięknych kawałków tuńczyka dla naszej pociechy.
Tuńczyka na surowo dostał kiciuś (wystarczyło na kilka razy) a odpadki żabnicy od razu ugotowałam, żeby były na później. Te ugotowane kawałki okazały się tak smakowite, że podzieliliśmy się z kotem – dla niego skóra i kawałki z brzucha, dla nas – rybie mięso (w sosie curry z cytryną).
Wyrazy aplauzu dla sprzedawczyni ryb z Francji – umie sprzedać, umie zachęcić klienta dp kupna i dba o renomę firmy. Temat pracy doktorskiej rumuńskiej żony helweckiego geologa, bardzo interesujący. Nieco i przyczynkarski, bo paleoklimat był już badany z analizy rdzeni lodowcowych w Alpach i z liczenia pyłków roślinnych w rumoszu skalnym i kopalnych torfach (Młodsza brała udział w takim badaniu na V roku studiów – pewno też było potrzebne do czyjejś pracy naukowej). Nadal nie mam telefonu, ale już usterka zgłoszona u operatora
Pyro,
podobne badania były prowadzone w Nevadzie, Hiszpanii i innych miejscach, badaczka odniosła się również do nich wykazując podobieństwa i różnice. Temat zaiste ciekawy.
Jeden z naszych przyjaciół brał udział w pozyskaniu rdzeni lodowcowych na Grenlandii, a później w analizie gazów zamkniętych w inkluzjach.
A ta francuska sprzedawczyni ryb na moje podziękowanie zapewniła mnie, że to ona musi podziękować 😀
Kupujemy tam chętnie, bo dotąd byliśmy podobnie obsługiwani przez bardzo miłego starszego pana, którego zwaliśmy „Ogrodnikiem” przez zielony fartuch w ogrodniczym stylu. Nic nam jednak nie dokładał, bo o kocie nie wiedział 🙄
Promotorem tej dysertacji był profesor z Londynu, a recenzentem – z Innsbrucka. Rozprawa była po angielsku, pytania z grona publiczności również. Nasz Geolog miał najbardziej brytyjski akcent 😉
Na dworze gorąc, ale suchy, znad Sahary, więc dosyć znośny.
Pranie schnie piorunem. Ogród też 🙁
W Bernie przygnębił mnie wczoraj widok poszarzałej i pożółkłej miejskiej zieleni. Było prawie jesiennie, te żółte liście niesione gorącym wiatrem… 🙁
W rzece tysiące głów spływających z prądem, na brzegu – karawany kąpielowiczów wędrujące w górę rzeki.
Przy okazji wczorajszej podróży stwierdziłam, że chyba już tylko ludzie bez internetu i smartfona płacą za bilety normalną cenę kupując je w dworcowym automacie lub kasie. Moje dziecko nauczyło mnie, że jest coś takiego, jak „bilety oszczędne” – ekstra taryfa na poszczególne połączenia i wczoraj zamiast 28 franków (połowa pełnej ceny) zapłaciłam 21,60. Kupuje się w internecie, a konduktorowi pokazuje wydruk lub obrazek na smartfonie plus abonament na pół ceny.
Tą drogą można uzyskać do 50 proc. dodatkowej zniżki.
Tak wygląda stołeczna rzeka w upały.
U nas lato w dużą kratę – 2-3 dni upału, tydzień chłodnej pogody. Tak jest od czerwca. Raczej chłodno. W Poznaniu trochę padało w ciągu trzech ostatnich dni, a sadownicy o 20 km od miasta podlewają czereśnie wodą z jezior; studnie suche.
W niedzielę nad jeziorem próbowałam nauczyć naszego Geologa:
W czasie suszy szosa sucha.
Szło mu całkiem nieźle, tylko uparcie powtarzał „suszi”, bo myślał, że to coś o jedzeniu 😀
W niektórych programach kulinarnych, np. u Karola Okrasy, kawałki mięsa albo ryb smażone są na patelni na rozłożonym na niej białym papierze posmarowanym odpowiednim tłuszczem. Patelnia jest ceramiczna. Ciekawa jestem, czy próbowaliście tej metody. Wydaje się ciekawa, ale czy rzeczywiście jest lepsza od tej tradycyjnej ?
Na pogodę nie narzekam, bo 20 st. C i trochę chmur to jest to ,co lubię. Pranie , zwłaszcza przy lekkim wietrze, schnie bardzo szybko. A komarów w tym roku rzeczywiście jest bardzo mało. Na balkonie w doniczce ze starymi kaktusami zagnieździła się osa. Znosi tam kawałeczki liści. Dlatego też zauważyłam ją. W ubiegłych latach było to samo. Zostawiam ją w spokoju.
Nie smażyłam na papierze, a mówiąc serio papier też wydziela rozmaite związki chemiczne. Obsesja anty tłuszczowa już kilkakrotnie była odwoływana, krytykowana, a odradza się jak hydra z popiołów.
U nas też lato nijakie. Dwa dni sauna, a dzisiaj po burzy chłodek, chociaż słońce świeci. Nie trzeba podlewać, o dziwo.
Zwykle o tej porze roku zakazuje się podlewania trawników, jedynie warzywa można, ale jak dotąd zakazy nam nie grożą.
My zresztą nigdy nie podlewamy trawy – ma przeżyć i już!
Z tęsknoty zaglądam tam i tu. Częściej tam niż tu. Oj potrafią tam dawać jeść. Z tego oglądania chyba zgłodniałem i ugotuję kalafiora. Na takie tam na razie mnie nie stać i dłuuugo nie bedzie.
Ale popatrzeć zawsze można:
http://uneportesurdeuxcontinents.com/2015/06/16/aux-lyonnais-paris/
Dalej mam zawieszony telefon; do operatora (7 dwójek) nijak nie można się dodzwonić. Zaczynam być co nieco zła. Kupione dzisiaj wiśnie, nie drylowane, całe zalałam procentami, bez cukru. Mogą sobie stać jakieś 10 dni, potem zleję wódeczność i zaleję zimnym, gęstym syropem. To znana Zjazdowiczom Inka upiera się, żeby zalewać syropem, a nie zasypywać cukrem; – twierdzi, że roztwór cukru lepiej wyabstrahuje resztę alkoholu. No, ona chemik, może i ma rację. Zaryzykowałam 2 kg wiśni, 1,5 l spirytusu i 75 dcl wody przegotowanej. Potem do syropu użyję jeszcze 500 ml wody. We wrześniu sprawozdam wyniki.
Misiu! Byś się wstydził! Chcesz utyć od patrzenia?
Pyro,
wrzesień to chyba zbyt wcześnie na wyniki. Ale może nie mam racji. A rady Inki jestem skłonna posłuchać. Ciekawe, że w różnych przepisach na nalewki zawsze mowa jest o cukrze, a nie o syropie. Na razie żadnych nalewek nie produkuję, ale za to sprawdzamy w domu skuteczność leczniczą ubiegłorocznej nalewki z orzechów. Rzeczywiście jest skuteczna w dolegliwościach żołądkowych.
Znalazłam miejsce, gdzie rosną lipy, tyle że one już przekwitają. Trzeba będzie poczekać do przyszłego roku. A miejsce znajduje się w Gdyni, z dala od ulicy. Część lip jest bardzo wysoka, więc niedostępna, ale jest też sporo dość młodych drzew, z których łatwo jest zrywać kwiaty. Bardzo cieszę się z mojego odkrycia.
Pyro,
75 decylitrów wody? 😯
To jest wiadro.
Po treningu z dwiema 10-litrowymi konewkami nie potrzebuję żadnych hantli 😉 Zapowiadają burze, ale ich termin ciągle się przesuwa 🙁
Co do telefonów, to wydawało mi się, że nie ma nic bardziej niezawodnego jak telefon stacjonarny. U nas działają nawet jak nie ma prądu, a przestać działać mogłyby chyba tylko po zbombardowaniu centrali Swisscomu 🙄
Na jutro zapowiedzieli się goście z Bazylei – kolacja ze śniadaniem.
Wybierają się ze swoim canoe na jedno z naszych jezior. U nich upał jeszcze gorszy niż u nas, bo i też 300 m niżej nad poziomem morza.
Muszę wykombinować jakieś menu. Na deser będzie sorbet malinowy, a resztę wymyślę jutro.
Nemo – oczywiście, że tej wody 750 ml, czyli 3/4 litra, czyli 3 kwaterki. U nas znowu zapowiadają ciepło, deszcze, burze i grad w niedzielę… W sobotę miejscami 30 stopni. I takie to lato zwariowane.
@nemo
z tymi telefonami podobnie u nas….nie ma pradu (zdarzylo sie chyba raz…a moze dwa)
na ostatnie lat 10 i to na krotko) a telefony dzialaja. Internet+tv+stacjonarny (jedna firma) a komorka odzielnie. Jest tez oplata za TV = 185 SEK miesiecznie
Wszystko juz bardzo tanie – w porownaniu z poczatkiem lat 90, kiedy to pamietam kupilem karte komorkowa (wowczas byly duzego formatu) do Ericsona i zadzwonilem do Polski i chyba wystarczylo na jakies 10 min. Podobnie bylo z internetem i dawnym modemem, ktory wylaczal sie dosc czesto. Dopiero pozniejsze stale polaczenie zlikwidowalo problemy.
Rzecz w tym, że i u nas stacjonarne działają dobrze. To naszej kablowej telewizji (tv + telefon + internet) zdarza się raz na 3-4 lata, że im się coś zawiesi w centrali i wtedy trzeba łomotać do bram.
Moją najlepszą wiśniówkę robiłem w następujący sposób: 2/3 wiśni drylowałem , wrzucałem do garnka ,zagotowałem, czekałem aż wiśnie puszczą sok , gęste wyjmowałem cedzakiem do drugiego garnka i przeznaczałem na konfiturę. Do soku wlewałem gorący skarmelizowany cukier.
Po rozpuszczeniu karmelu dodawałem pozostałą niewypestkowaną część wiśni. Odstawiałem w gąsiorze na dwa tygodnie. Po tym czasie zlewałem wszystko, cedziłem przez gęste sito. Płyn z powrotem do gąsiora. Wiśnie do słoików. Po roku wiśniówka była gotowa. Wiśnie można zjadać wcześniej 🙂
Misiu – dobra była ta na I Zjeździe (ponoć z dżemem i kompotami) naprawdę dobra – lekka i nie przesłodzona.