Święta za progiem
Czas chyba przyspieszył, bo święta Bożego Narodzenia zbliżają się w tempie Pendolino. Tyle że start superszybkiego pociągu odwleka się i oddala, a dzień zapalenia świeczek na choince i oczekiwania na wizytę siwego, brodatego pana z workiem prezentów jest tuż-tuż.
Jesteśmy w trakcie zakupów i wstępnych przygotowań wigilijnych dań. Łatwo udało się zamówić i kupić pszenicę na kutię, co czasem bywało sprawą trudną. Mamy też (i to przywieziony w lecie z pasiek Roztocza) odpowiedni zapas miodu gryczanego. Bakalie zaś w ogromnym wyborze i różnych cenach kuszą z wystaw wszelkich sklepów. W tym roku muszę zrobić więcej kutii niż zwykle, bo część zostanie wyeksportowana do Londynu, by mogła się nią delektować nasza przyjaciółka od czasów licealnych i studenckich, a przy okazji świadek na naszym ślubie. Mam więc nadzieję, że kutia będzie jeszcze lepsza niż zwykle.
Zamówiona jest już piękna szynka w sąsiadującym z nami i chyba najlepszym w naszym mieście sklepie mięsnym, a także ryby (w tym piękny, choć niezbyt duży, bo tylko ja w nim gustuję – karp) na gefilte fish, które to danie wzięte z kuchni żydowskiej od lat króluje na naszym świątecznym stole. Płynie też do nas – jak co roku – wędzony łosoś norweski, który znika ze stołu w tempie odwrotnie proporcjonalnym do czasu jego wędrówki.
Nie mogąc dojść do porozumienia, czy lepszy na sernik jest twaróg Ziębińskiego czy Nowaka, postanowiliśmy (i zamówiliśmy) nabyć obydwa i każde z nas zrobi ten deser ze swojego, a rodzina przy stole rozstrzygnie dylemat, który twaróg smaczniejszy.
Na ciasta i chleb mamy zapas różnego gatunku mąki z naszego ulubionego młyna w Repkach pod Sokołowem. Stamtąd także pochodzą otręby niezbędne przy wypieku chleba z ziołami, pestkami i orzechami. W lodówce leżakuje już wielka kula (zawinięta w folię) ciasta uniwersalnego według przepisu prababci. Będą z niego kruche ciasteczka z makiem, orzechami, migdałami, sezamem, cukrem…
Pasztety już są doprawione i zamrożone, została więc tylko faza ich upieczenia tuż przed samymi świętami.
O grzybach na świąteczną zupę nie wspominam, bo wiadomo, że spory zapas przygotowaliśmy już w lecie, zbierając je podczas porannych spacerów wokół domu.
I nie ma tylko jeszcze choinki. Szukamy bowiem takiej rosnącej w doniczce i nadającej się do późniejszego przesadzenia na wsi. Wszystkie dotychczasowe świerczki transportowane na Kurpie od wielu lat przyjęły się doskonale i przypominają nam o spędzonych pod nimi świętach w gronie rodziny i przyjaciół.
Na koniec podam przepis na nasze ulubione danie rybne. Ta receptura wzbudza zwykle liczne polemiki. Pragnę więc dodać, że mamy tego przepisu kilka wersji. Każda babcia lub mama naszych przyjaciół kultywująca kuchnię żydowską podawała nam własną rodzinną wersję, zaznaczając, że tylko ta ich jest klasyczna i prawdziwa. Nie wzruszają więc mnie okrzyki oburzenia kwestionujące nasz przepis i podające odmienne wersje.
Smacznego!Faszerowana ryba w galarecie
70-80 dag filetów z morskiej ryby (najlepszy jest dorsz bez skóry, ale mogą być też inne ryby), duża cebula, 2 jaja, garść rodzynek, 3/4 szklanki tartej bułki sól, pieprz
Na wywar: pół opakowania krojonej mrożonej włoszczyzny, łyżeczka vegety lub innej warzywnej przyprawy, mały liść laurowy, 5 ziaren pieprzu i 5 ziaren ziela angielskiego
Potrzebne jest też opakowanie aptecznej gazy wielkości 50 cm na 1 m
Na galaretę: opakowanie żelatyny wieprzowej instant
Do przybrania galarety: 2-3 jaja na twardo, kawałek ugotowanej marchwi
1. W rynience do gotowania ryb lub w szerokim garnku umieścić włoszczyznę, wlać 3 litry wody, dodać ziarna pieprzu i ziela angielskiego oraz liść laurowy, sól do smaku i gotować przynajmniej 15 minut.
2. Rybę umyć, pokroić na kawałki i zemleć w maszynce do mięsa wraz z obraną i pokrojoną na kawałki cebulą.
3. Do mielonej ryby dodać jaja, tartą bułkę i wyrobić bardzo dokładnie. Dodać następnie rodzynki, sól i pieprz i jeszcze raz wyrobić masę.
4. Płat gazy ułożyć na dużej desce do mięsa i złożyć na pół, tak aby powstał płat 50 na 50 cm. Wyłożyć na gazę masę rybną, uformować wałek takiej długości, aby zmieścił się on w garnku lub rynience. Owinąć wałek masy rybnej w taki sposób, aby podczas gotowania masa nie „wybiegła” z gazy.
5. Wałek z rybą włożyć ostrożnie do wrzącego wywaru i gotować około 30-40 minut na minimalnym ogniu, sprawdzić w trakcie gotowania smak wywaru i ewentualnie dosłodzić.
6. Po ugotowaniu pozostawić rybę w wywarze, wyjąć dopiero wtedy, kiedy zupełnie wystygnie. Zdjąć ostrożnie gazę, a rybę pokroić ostrym nożem na jednakowej grubości (1-1,5 cm) plastry. Wywar przecedzić przez durszlak. Pozostawić jedynie 2 litry wywaru.
7. Wywar zagotować, dodać żelatynę i mieszając, rozpuścić ją. Odstawić do ostudzenia.
8. Plastry ryby ułożyć na głębszym półmisku, przybrać połówkami plasterków jaj na twardo i ewentualnie pokrojoną na małe kawałeczki ugotowaną marchewką. Wstawić do lodówki.
9. Tężejącą galaretą zalać ochłodzoną rybę i wstawić do lodówki do zastygnięcia.
Komentarze
Ależ dostałem ślinotoku przy czytaniu tego wpisu. Idę kupić chociaż kawałek
sernika.
dzień dobry ….
Nisiu wszystkiego najlepszego z okazji urodzin i udanej imprezy z przyjaciółmi … 🙂
Piotrze pyszności szykujecie …
Idą święta, ale nie dla wszystkich. Pyra po raz kolejny kłania się działowi technicznemu Polityki , bo nie jest w stanie zamieścić komentarza.
Nisiu – wszystkiego najlepszego ode mnie i Pyry!!!
Nisiu, najlepsze urodzinowe już z rana a wieczorową porą toast za Twoje zdrowie 🙂
Nisiu, wszystkiego najlepszego! Zdrowia, radości i weny na zawołanie. Ściskam urodzinowo!
Nisiu, urodzinowo zycze Ci jak najlepszego zdrowia i duzo radosci na co dzien.
Z mojego laptopu tez nie moge sie wpisywac. Mam znow sie logowac i zakladac konto zmieniajac podpis. Czuje sie bezsilna.
Dzięki, dzięki! A teraz rzucam się w wir kuchenny. Zaplanowałam potężne przyjątko (bardzo to lubię – zwłaszcza na etapie planowania) i muszę realizować… Byle przeżyć!
Irku bardzo ciekawe zdjęcia … może jakąś wystawę zrobisz ….
byłam na Koszykach po książki … wreszcie od/budowa starej Hali Koszyki idzie pełną parą …
a ja kupiłam (po 10 zł) fajne ksiąki dla dwóch 9-ciolatek … dobre na prezent …
http://merlin.pl/365-nieglupich-zabaw-po-szkole-Jak-spedzac-czas-bez-telewizora_Sheila-Ellison-Judith/browse/product/1,789280.html
Nisi życzę zdrowia i nieustającej weny twórczej.
A Pyra, jak słychać, znów przegrywa z techniką. Mam nadzieję, że da się to jakoś szybko wyprostować.
A dziś około godz. 8 widziałam scenkę, która pasowałaby doskonale do wczorajszego wpisu Gospodarza – najpierw zobaczyłam dorosłą sarnę skubiącą zieloną trawę za ogrodzeniem. Po chwili pojawiła się mała sarenka, a zaraz po niej druga. Miałam trochę szczęścia, że w odpowiednim momencie popatrzyłam przez okno, bo po kilku minutach sarnia rodzinka skryła się za krzakami.
Ten próg u nas – Piotrze miły – szalenie wysoki. Jakieś śledziki w oliwie z cebulką i takimi innymi stoją w lodówce. Golonka na bigos (wędzona) zajmuje sporo miejsca w zamrażalniku. Sznur suszonych podgrzybków z Borów Tucholskich (jak informuje nalepka) wisi w ciemnym, suchym i przewiewnym miejscu. A reszta? No przecież mówię – szalenie wysoki ten próg…
Nisi życzymy wszystkiego najlepszego 🙂
Nisiu – wszystkiego najlepszego!
http://etc-alltherest.blogspot.com/2014/09/1640-scoop-of-roses-photograph.html
Nisiu – zdrowia, pomyślności, no i owocnego „wiru kuchennego” 🙂
Gospodarzu, dzięki za inspiracje, moje przygotowania jeszcze w głębokim lesie, czas ruszyć do dzieła! Ryba w galarecie prezentuje się smakowicie, przepis jest, więc tylko zakasać rękawy…
Nisiu – Oddychaj sPolskaśpiewając, śpiewaj oddychając. Bądź zdrowa.
„sPolska” to pomyłka spowodowana wirowaniem wspomnień. Przepraszam 🙂
Oddycham ale z trudem.
Goście na horyzoncie.
Ochwaciłam się!!!
Jolinku / 12:43/ , ja tak amatorsko. Mam zwykłego Lumixa i zgodnie z zasadą ” aparat noś i przy pogodzie” tak sobie pstrykam Gdzie tu o wystawie 😯
Nisiu, goście na horyzoncie to Bóg w dom. Zawierz 😈
Irku uzbierałoby się na wystawę a zdjęcia artystyczne to niech inni zobaczą co Ci w duszy gra …
Nisiu wesołej balangi … 🙂
rybę faszerowaną w takiej postaci jak u Piotra robiła moja teściowa … szkoda, że już jej sił brak na takie pichcenie bo pycha była a nikt ze znajomych nie robi by się wprosić .. sama też nie umiem .. czasami na weselach lub innych okazjach w knajpach podają taką rybę .. zawszę próbuję i prawie zawsze mi smakuje …
Jolinek .
Jak , ja nie rozumiem.
Nie umiesz zrobić ryby w galarecie.
Henryku no nie umiem bo zawsze inni w rodzinie to robili ….
Małgosi i Nisi, uśmiechniętej przyszłości 🙂
Jolinek.
Aha!
Jeśli chodzi o zwykłą rybę w galarecie to można zrobić ją w małej ilości, natomiast tej faszerowanej raczej nie. Nie warto zabierać się do takiej pracy z jednym małym filetem z dorsza. Dobrze, jeśli są chętni do jedzenia, a dla jednej osoby nie bardzo chce się to robić.
Galareta na zdjęciu zamieszczonym przez Gospodarza pięknie sklarowana. Po nieudanych próbach zaprzestałam klarowania. Pyra też tu kiedyś podawała przepis na klarowanie, ale nie mam do tego cierpliwości, a efekty były niewarte zachodu.
Popieram Jolinka w sprawie zdjęć Irka/ nawet zrymowało mi się/. Irek robi ciekawe zdjęcia i wiele osób pewnie chętnie by je obejrzało. Ale Irek jest bardzo skromny/ tak mi się wydaje/. Na pewno są miejsca, gdzie mogą prezentować swoje prace fotograficy amatorzy.
Moja siostra mieszka w niewielkim mieście, ale jest tam spora grupa różnych pasjonatów – ludzie fotografują, malują, odkrywają historię miasta/ przedtem niemieckiego/ i okolic. Swoje prace prezentują na wystawach w miejskiej bibliotece albo w małej galerii w ratuszu.
Myślę, że i w Lublinie są takie miejsca.
Przepis na mieloną rybę to nie raport o torturach CIA, a zatem o okrzykach oburzenia nie może być mowy. Dla mnie jest to jak zwykle walka o to, by zrozumieć o co chodzi. Przyznaję, że w pojedynkach z tekstami i mową wiązaną przeważnie przegrywam.
Oto parę pytań które mnie gnębią – ile żydowskich babć miałoby mi za złe gdybym nie użył żelatyny wieprzowej? Skoro przepis jest na faszerowaną rybę, gdzie jest ta ryba? Farsz widzę, ryby nie. Czy jeśli zjem gefilte fish na Wigilię, moi żydowscy koledzy rzucą się na galaretkę ze świńskich nóżek, byśmy wszyscy byli jedną szczęśliwą rodziną? Osobiście uważam (cytując przy tym Młynarskiego), że bynajmniej 🙂
Jednym zdaniem mam żal do tych wszystkich którzy na przestrzeni wieków rozleniwili się do tego stopnia, że nadzienie do ryby nazywa się teraz gefilte, w dodatku często pływająca w słoiku.
Jeszcze jedno – czy karpiowe gefilte fish Gospodarza jest przyrządzane oddzielnie, a jeśli tak, to czy jest podawane na osobnym półmisku, oznaczonym dyskretnym lecz czytelnym „GEFILTE FISH PIOTRA”? 🙂
Świąteczny Dylan
Dzisiaj wykonałam najgorszą, przedświąteczną robotę. Zrobiłam spis tego, co uwarzę i spis tego, co w związku z tym trzeba kupić. Jedno i drugie długie, bo Młodych tylko patrzeć, więc zaczynamy świętowanie jak tylko się zjawią.
Spisy leżą na oczach i już wiem, co będzie – spuchną 🙄
Miałam nie robić pasztetu, ale coś mi mówi, że zrobię. Miałam tylko rybną, ale barszcz chyba też by nie był od rzeczy. Miałam… No nic, jak przyjadą, to może przemówią mi do rozumu 😉
Nie jestem oburzony. Gdzie ta ryba? Widzę farsz. Czy żelatyna musi być wieprzowa? Czy zimne nóżki na Wigilię to także kultywowanie?
Czy karp Gospodarza jest przygotowywany osobno, podawany na osobnym półmisku oznaczonym napisem „tylko dla Piotra”?
Wiem, że nic nie rozumiem, a to także świąteczna tradycja 🙂
Polska
Nisiu, życzenia wszystkiego naj ,naj naj,naj,naj..dwa pierwsze ode mnie , kolejne trzy od Cyprianka z rodzicami !!!
Nisiu, Żaba kumka kolejne naj !!!
Jestem patryjotka lokalna, więc popieram:
http://biznes.onet.pl/wiadomosci/turystyka/zainwestowala-w-nieczynna-kopalnie-zlota-ponad-pol-miliona-zlotych/9ntdj
dzień dobry ..
już kiedyś Placku była dyskusja o tej rybie faszerowanej chociaż wyglada jak wygląda … babcie tak to danie nazywały i my też … 😉
deszczyk pada … i +10 ..
kupiłam śliwki wędzone i zrobię z boczkiem i brukselką …
Alicjo kilka osób jest tu z tych okolic to może też w coś zainwestujecie a ja z przyjemnością przeczytam o tym na portalu lub w gazecie …
Wsiadamy zaraz w samolot i do Polski.
Małżonka ma kontraktowy urlop, a i mnie się w tym roku poszczęściło i do pracy pojadę kole Nowego Roku. Każde pozamawiało już u Mam specjały na święta, będziemy na tyle wcześnie, że zdążymy też pomóc w kuchennej i ogólnej krzątaninie.
W domu będą uszka, bo jakże inaczej, a przed wyjazdem koreańskie ravioli 😉
Krzychu dobrego lotu … udało się Wam z tym urlopem … 🙂
znowu system wyrzuca ale ja bez problemu znowu tu wchodzę … nick + pierwsze hasło, które pamiętam ale zapisałam też ku pamięci …
Upiekłam na dzisiejszy obiad udziec jagnięcy – po raz pierwszy w życiu. Wyszedł smaczny i miękki!
Placku, była niegdyś żelatyna wołowa ale ją wycofano. W kuchni koszernej nie można użyć rzecz jasna żelatyny wieprzowej. Ale w moim domu nie stosuje się zasad koszerności.
Przepis jest – jak sądzę – dość czytelny. Ryba jest zmielona i pokrojona w plastry zalane galaretą.
A mój karp jest dlatego mój, że nikt inny się na niego nie łakomi. I nie trzeba przyczepiać żadnych kartek. To danie wygląda jak ryba, bo karp jest upieczony w całości, ze łbem. Przepis podawałem jakiś czas temu.
PS.
Znów znikam na kilka dni a moje teksty gotowe czekają w puszce i będą wskakiwać dzień po dniu. Tyle tylko, że nie będę mógł odpowiadać na pytania, bo będę poza zasięgiem sieci.
Trzy „europejskie Oscary” dla „Idy” … Nagrody za scenariusz, reżyserię i zdjęcia …
wszystkich zatrzymało na bramce ??? ….
Piotrze udanej wyprawy …
i jeszcze … Europejskie Nagrody Filmowe „Ida” z nagrodą publiczności …
” Ida”, choć tak doceniana i nagradzana za granicą, w polskich kinach nie cieszyła się zbyt dużą popularnością. A szkoda, bo film ogląda się z dużym zainteresowaniem. Teraz do obejrzenia pewnie tylko na DVD.
Wielka szkoda, że ” Powstanie warszawskie” nie zostało zakwalifikowane do ubiegania się o nominację do Oscarów w kategorii pełnometrażowego filmu dokumentalnego. Pisał o tym niedawno red. Pietrasik. Na mnie ten film zrobił duże wrażenie.
W ramach przygotowań świątecznych znieśliśmy ze strychu ozdoby. Na zewnątrz wiosennie, więc przynajmniej w domu zapanuje nastrój świąteczny.
IDA z nagrodą dla najlepszego europejskiego filmu! …..
Krystyno tak .. szkoda ” Powstanie warszawskie” …
Jolinku – Mnie żadna bramka nie zatrzyma. Bałem się 🙂
Panie Piotrze – mam ogromne kłopoty z językiem polskim, ale spróbuję wyjaśnić o co mi chodziło. Wbrew pozorom jest to dla mnie bardzo ważne 🙂
O ile dobrze pamiętam to będzie karp ze śmietaną i pieprzem. Czy człowiek który spędził dwie trzecie swego życia w strefie pozakarpianej mógł to wywnioskować z wpisu Gospodarza? Być może, ale nie ja. Myślałem, że dorsze i karp zostały już zamówione, a po to, by z nich wszystkich gefilte fish powstało. Tutaj niejedna babcia tak czyni. Istnieje nawet przesąd, że mieszanie różnych gatunków ryb przynosi szczęście.
Gdyby obok mnie siedziała osoba która mnie choć odrobinę lubi, kopnęłaby mnie w kostkę i syknęła „na litość boską, przestań, zostaw te ryby w spokoju”, a ja mógłbym odpowiedzieć – „rybeńko, żabko, pępuszku, nie mogę, bo tęsknię, a moje własne babcie i dziadków zatłukli mi okupanci zachodnio-wschodni”
Nowy – Nie wiem gdzie Ty będziesz Święta spędzał, ale ja muszę w tym czasie pokłócić się z kimś kto zna smak ewangelicko-augsburskiego karpia w galarecie, z chrzanem, opartego na motywach zakroczymskich.
Niczego jeszcze nie wyjaśniłem, ale uwertura to także tradycja 🙂
Czy ktoś z Was pamięta przepis na kaczkę z pomarańczami o którym kiedyś wspominała chyba Alicja. Coś mi się roi, że była tylko z pomarańczami bez innych dodatków. Szukałam w przepisach u Alicji, ale chyba nie ma, albo gapa nie mogę znalezć. Gdyby ktoś podrzucił przepis – będę wdzięczna.
Placku niestety nie mogę pomóc. Karpia jadam wyłącznie w galarecie, która musi sama „stanąć”.
Udało się, udało!!!
Krysiade – Już mi pomogłaś. Takiego właśnie karpia pamiętam z domu 🙂
Stąd moja uparta teoria – każde z nas ma swoje „koszerne” wspomnienia i nie o względy religijne tu chodzi, ale o matczyno -babcine.
Co do żelatyny wieprzowej, występuje ona w wielu produktach żywnościowych oznaczonych jako koszerne, wołowa jest często nie-koszerna, a rybną można z łatwością kupić w Polsce. Do tego wszystkiego dodajmy żelatynę „ludzką” której z pewnością nikt nie będzie tak reklamował, a która nie jest moim wymysłem.
Jidysz to mame-loszn Żydów aszkenazyjskich, to śpiew ich dusz, a nie jakaś tam rybka 🙂
Oczywiście śpiew ten dzieli się na galicyjski i litewski. Bardzo lubię być świadkiem tych zażartych sporów. Więcej cukru czy mniej, w rybie, to dopiero pytanie dla wnucząt.
Złośliwi twierdzą, że gefilte fish to dowód na to, że Bóg nie istnieje.
Tyle o rybie. Przyrzekam. Mogłem wyrazić to jednym zdaniem:
Gospodarzu, nie znoszę gdy jest Pan rozszarpywany za słowo „gefilt”. Proszę zmienić nazwę potrawy na Rybę w Galarecie a la Adamczewski lub na Adamczewskoja Ryba w Zaljewie lub nie, byleby smakowała jak szczęścia domowego esencja.
Przesyłam przedświąteczne całusy.
Z niezmiennie dyletanckim szacunkiem Życzliwy
Mrusia poszła na służbę do Byłego Personelu, jeszcze 4.5 godziny do wyjazdu na lotnisko.
Można się przekimać, bo noc to jazda do Toronto i czekanie na samolot, startujący o jakiejś godzinie, która nie istnieje.
Reszta z drogi.
Pan Kowalski z Polski (lat 104) pobił rekord świata w biegu chyba na 100 metrów
W niedzielę pierworodna biegła by http://polskakazachstan.blox.pl/2014/12/KEEP-CALM-and-tylko-spokoj-moze-nas-uratowac.html
gdyby nie to
http://polskakazachstan.blox.pl/2014/12/wbiles-we-mnie-wszystkie-noze.html
Krysiu,
w przepisach Alicji rzeczywiście nie ma tej kaczki, ale znalazłam to : http://adamczewski.blog.polityka.pl/2013/01/18/piers-kaczki-na-medal/ , czyli wpis Alicji . godz. `6.48 – zdanie w środku tekstu. Jest tam tyle, ile sama wiesz, że pomarańcze i nic więcej. Może to wystarczy. Alicja już w podróży, więc tylko pisze, ale już nie czyta innych.
Powinno być : godz. 16.48
dzień dobry …
Alicjo wypoczywajcie ale nie przesadzajcie bo zdrowie najważniejsze … 🙂
Krysiude … 🙂 … co szykujesz na świateczny stół? …
Dzień dobry 🙂
Znowu gdzieś zadziałam przepis na karkówkę Eski 😳 👿
Nie otwiera mi się link Alicji z przepisami 🙁
Czy mogę prosić o pomoc?
Krystyno – bardzo dziękuję. Nie posądzałam się o tak dobrą pamięć.
Jolinku – ja świętuję u mojej Synowej. Nie dostałam żadnych zamówień, ale z własnej i nie przymuszonej woli zrobię pasztet z indyka /w czasie ubiegłych Świąt bardzo smakował/ i wędlinę pończochową /wg Pyry/ też z indyka. Mam nadzieję, że wędlina zrobi furorę. Ku chwale Pyry.
Wczoraj wieczorem toczyliśmy leniwe i bardzo smakowite kulinarne rozmowy z mamą
mojej szkolnej koleżanki.Tę mamę-Panią Hanię znam od zawsze,to znaczy od czasu kiedy targałyśmy z koleżanką nasze tornistry do szkoły podstawowej.Pani Hania ma teraz 81 lat i tak jak niegdyś,tak nadal lubi dobrą kuchnię,gotowanie i gości przy swoim stole.Opowiadała nam z rozrzewnieniem,jak to przez wiele lat tradycyjnie przy okazji Święta Zmarłych podejmowała u siebie na obiedzie liczną rodzinę.Obowiązkowym punktem tych spotkań były pyzy i wołowe bitki.Rodzina pyzy uwielbiała i co roku do rodzinno-kulinarnych zadań Pani Hani i mojej koleżanki należało obranie i utarcie circa about 10 kg ziemniaków oraz utoczenie ponad setki pyzowych kulek.Kiedy pyzy polane sosem w towarzystwie wołowych bitek były już na talerzach pochwałom nie było końca,co oczywiście skutkowało kolejną,całodzienną robotą w następnym roku.
Na nasze wczorajsze spotkanie Pani Hania,również jak co roku,przygotowała genialną galaretę z nóżek.W karnawale mamy wpaść na placki ziemniaczane 🙂
A poniżej,jeśli macie ochotę,to możecie poczytać o tym,gdzie Tadeusz Mazowiecki wpadał na kotlety i gdzie można zjeść w Warszawie świetne klopsy w sosie koperkowym za 13,50 złocisza:
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/56,34862,17090456,Tu_leniwe__tam_ruskie___podziemie_kulinarne_uchyla.html
Jagodo-nie jestem w stanie Ci pomóc,ale na pewno jakaś dobra dusza się znajdzie.
Nisi życzę samych bestsellerów i jeszcze wielu udanych przyjątek urodzinowych oraz każdych innych 🙂
Placku, że też Ci się jeszcze chce… 🙂
Zacytuję mój dawniejszy komentarz, aby Cię duchowo wesprzeć, choć wiem, że stoimy na straconej pozycji.
„Na temat ryby faszerowanej powiem tyle, że moim zdaniem to ma być nadziewana RYBA, a nie sam farsz z ryby.
Nazwa „gefilte Fisch” wywodzi się z niemieckiego (gefuellter Fisch lub gefuellte Fische) i oznaczała rybę faszerowaną, całą albo skórę z ryby nadzianą i ugotowaną, a potem ułożoną wraz z łbem tej ryby na półmisku i zalaną galaretą z rybnego wywaru. Tak robiło się u mnie w domu karpia i szczupaka.
Z tego co wiem, to ubodzy Żydzi robili też tę „rybę” z kiełbi zmielonych w całości, bo na karpia nie było ich stać, ale ryba musiała być słodkowodna.
Wraz z marszem potrawy w stronę terenów nie mających z językiem niemieckim nic wspólnego zatraciło się pierwotne znaczenie jej nazwy i teraz nikogo nie razi (Ciebie i mnie tak), że podaje się ją w formie klopsików lub plastrów farszu w galarecie.
Użycie żelatyny do tej potrawy stało się symbolem zdrady i nielojalności wobec USA w procesie Rosenbergów. Uczciwy i lojalny Żyd nie używa Jell-O.”
U mnie w domu na Wigilię kupowało się dwa karpie, jeden do napełnienia farszem, a drugi na wywar do galarety i nadzienie oraz ewentualnie parę smażonych dzwonek.
Galareta ścięła się zawsze, ale była nadzwyczaj delikatna i zupełnie nie do porównania z żelatynową ze świni. Było to zresztą jedyne, czego z tego karpia próbowałam – galareta i odrobina nadzienia.
A dla Alicji dobrych wiatrów w powietrzu i na morzu !
I przy okazji odpowiadam z opóźnieniem Twoje pytanie w sprawie nadbużańskiej chaty:
tak nadaje się też na świąteczne spotkania,ale wszystko zależy od pogody zatem również od możliwości dojazdu oraz od okoliczności rodzinno-towarzyskich.
ja tam nie wiem o czym dyskutujecie ale zawsze moja teściowa (kucharka z zawodu) i znajomi kucharze na taką rybę jak na zdjęciu mówili „ryba faszerowana” a i w restauracjach warszawskich zamawiało się taką „rybę faszerowaną” na różne imprezy … popularny przysmak na stołach w PRL bo był bardzo ekonomiczny i smaczny … 😉
Krysiude to miła wizyta Cię czaka … 🙂
Nemo, religijnym Zydom, podobnie jak wegetaranom, wolno uzywac zelatyny, ale zrobionej z jakichs szczegolnych wodorostow. Taka, pod nazwa agar-agar, wystepwala w sprzedarzy w latach mego kociectwa i wygladala jak lekko zoltawe, przezroczyste i pofalowane listki. Zalewalo sie je zimna woda i czekalo az kompletnie zmiekna i prawie sie rozpuszcza. Agar-agar nie mial smaku i dodawany byl do galaretek, do zageszczania zup i czegos tam jeszze.
Poten jakos zniknal z handlu i podobno mozna go nabyc w onternecie.
Oczywoscie do ryby w galarecie nigdy i przenigdy zadnej zelatyny ani nawet agar-agaru sie nie dodaje, jest to swietokradztwo. Galaretka powinna byc zawsze rzadka, luzna, nie dajaca sie krajac nozen. To nie studzienina. To ryba, delikatne bialko i galeretka powinna byc bardzo deliktna. Osci, glowa, pletwy ryb maja w sobie dosc wlasnosci zezwalajacych na scinanie sie wywaru.
Mowie oczywoscie o rybach slodkowodnychm ze skora, oscmi, glowa. Jesli soe robi w galarecie rybe typu dorsz, sprzedawana w filetatch, to zadna galaretka z niej nie wyjdzie. Wtedy mzona dodac zelatynm ale malutko.
Agar-agar jest u mnie do kupienia w zwykłych sklepach. Ma formę proszku.
W listkach sprzedawana jest żelatyna wieprzowa, może być też mielona.
Z krasnorostów
Występuje m.in. w ptasim mleczku i jako podłoże do kultur bakteryjnych i technologii in vitro.
Coś nie wyszło 🙁
Jolinku – tak i bardzo się cieszę.
Kocie, Nemo – jeśli muszę coś „zżelatynować” używam agaru. Agaru używają również cukiernicy.
U nas (przedwojenna szkoła (pra)babci) zawsze faszeruje się rybę słodkowodną. Jest to i ryba, i farsz. Do farszu poza bułką, kawałkami ryb, cebulą, pieprzem białym, natką wchodzą wątróbki z ryb i mleczko. Najlepszy jest szczupak, karp w braku laku. Żelatyny nie używa się wcale, natomiast robi się wywar z głów, kręgosłupów, ogonów i to on po przestygnięciu stanowi galaretkę, w której ryba nie ma pływać, tylko cieniutka warstewka. Ładnie żeluje się sam wywar.
Do tego plasterki marchewki na rybę, podaje się z ćwikłą z chrzanem. Chrzanu nie żałować.
Takie coś, o czym pisze Jolinek, faktycznie widywałam w czasach minionych.
Czyli co dom, to obyczaj 🙂
Potwierdzam, że szczupak najlepszy i najładniej się prezentuje.
Gotowanie ryby w wywarze z rybnych odpadków sprawia, że z tej ryby również część kolagenu przechodzi do wywaru i poprawia jego żelowanie.
Szczupaki łowił mój ojciec, więc bywały częściej, ale na Wigilię musiał być tradycyjny karp, a raczej dwa, kupowane żywe i zajmujące przez kilka dni wannę 🙁
Co do „odpadków” – mój dziadek z lubością wyjadał ” mięsko” z rybich głów, a mnie skręcało na ten widok 🙁
Mięsko z rybich głów, zwłaszcza policzki, to jest delikates.
Zaprzyjaźniony Czech zawsze sobie rezerwuje głowę pstrąga, pozostali goście jakoś się nie rwą 😉
O, muszę zrobić ćwikłę. Mam własny chrzan i własne buraczki, tylko własnej energii coś mi nie staje 🙄
Mój Dziadek też tak uważał, że to delikates i że nie wiemy, cała reszta, co dobre. Pstrąg ma małą główkę, to Czech się przesadnie nie naje. Chyba, że wyjada z głów wszystkim biesiadnikom 😉
Aaa, slusznie prawi Nemo. Cienka warstewka agaru pokrywala w laboratoriach moja Babcia szklo petri i na tym zasiewala kultury do badania.
Przypominam siobie, ze agar-agar BYL takze soprzedawany w proszku.
Bjk – wszystko bardzo poprawnie w Twoim domu.
Prawdziwi mezczyzni, mnie nie wylaczajac, kochaja rybie glowy. Ja gotow jestem w glowie karpia grzebac pol godziny, dooki wszystko nie jest wyssane jak nalezy. Tak, nie wyglada to pieknie, ale jedzenie malo kiedy jest estetyczne.
No bo Koty to różne dziwne rzeczy jadają 🙂
Delikatesy nie służą do najadania się 😉
Chociaż… raz pstrąg był wielki, dziki z rzeki Emme, w piecu leżał na ukos na dużej blasze, łeb też miał wielki, na kolacji były cztery osoby, czyli trzech i Czech 😉
To była nadzwyczaj smakowita i delikatna ryba.
Moj tez wyjada policzka jak smaze w calosci rybe. Zawsze mnie to dziwilo, ale on twierdzil, ze one sa bardzo dobre.
Jagodo,
może już sama znalazłaś przepis na karkówkę, ale na wszelki wypadek jest tutaj : http://bartniki.noip.me/news/Gotuj_sie/Przepisy/05.MIESA_ROZNE/Karkowka_wg.Eski.html
Osobisty Wędkarz przyłącza się do dyskusji i potwierdza,że policzki górą,do ulubionych należą policzki z pstrąga.Próbowałam,rzeczywiście delikates 🙂
Pragnie też dodać,że tak znakomitego faszerowanego szczupaka jak wiele lat temu na Mazurach nie jadł nigdzie i nigdy dotąd.
Wznoszę zatem w imieniu Osobistego Wędkarza okrzyk:
Niech żyją mazurskie faszerowane szczupaki !!!
Zdejmowanie skóry ze szczupaka,tak by móc ja następnie wykorzystać do nałożenia farszu, jest z całą pewnością umiejętnością wyższego rzędu,zasługującą na złoty medal.
Tak sobie teraz pomyślałam,że w tym farszu do mazurskiego szczupaka na pewno była cebula(zgodnie z przepisem przypomnianym powyżej przez Bajaderkę),ale jakoś przeszła przez podniebienie Osobistego Wędkarza w sposób niezauważony 😉
Nie wiem dlaczego Wy to nazywacie policzkami. Bo ja wyjadam wszystko co jest w glowie….
Tu na obrazkach widać, gdzie są policzki u pstrąga i jak je wydłubać. One naprawdę świetnie smakują.
Policzki żabnicy – joues de lotte
Zanadto cos fiu-bzdziu. Cala glowa jest dobra: policzki, broda, wargo, oczy i uszy. Nie ma co wydziwiac. 👿
Mój kot też tak twierdzi 😉
Delikatesy ukryte w strasznym pysku
Żabnicowe delikatesy na wagę nadwyrężają trochę portfel:
http://www.mon-marche.fr/mon-poissonnier/les-poissons-prepares/la-joue-de-lotte/m_11_f_56_p_100.php
Danuśka,
u mnie filety z tej ryby kosztują dwa razy tyle, co jej policzki we Francji 🙄
To, co niektórzy wyjadają z rybiej głowy, nazywamy zawsze mięskiem. Bo to nie tylko policzki chyba? Mój kot lubi ryby, ale koteczka ani tknie, brzydzi się, czy to policzki, czy filecik.
Wróciłam z chanukowego spotkania, kulinarnie tradycyjnie, były pyszne i cudne malutkie pączki z różą, średnicy może 3 cm. Do picia wino Mogen David Pomegranate, a dzieci dostały czekoladowe monety i drejdele te już nie do jedzenia 🙂
Z rybiej głowy można wydłubać różności, ale najlepsze i tak są policzki 😉
Skrzeli chyba nikt nie jada. Poza kotami.
Policzki cielęce też są niczego sobie 😉
Koleżanka uwielbia wołowe policzki, nie mam pojęcia, jak je robi, nie chcę słuchać, gdy tylko zaczyna temat, zatykam uszy. Hmmmm, proszę posty o jadaniu policzków jakoś oznaczać, bym mogła omijać 😉
A jadasz flaki i ozór?
NIE!!! to odpowiedź dla Nemo. Nie jadam też wątroby, ani innych podrobów. Mięso z trudem mi wchodzi, już najłatwiej rybie i ptasie.
BĘDZIE O POLICZKACH .
Policzków na swój własny użytek w ogóle nie nazywam, ale zjadam ze smakiem. Takie to małe, więc w zasadzie nie bardzo się liczy.
I policzki wołowe, i polędwica wołowa pochodzą z tego samego zwierzęcia, ale ta pierwsza nazwa funkcjonuje w gastronomii od niedawna i może trochę deprymować. Czytałam niedawno wywiad z pewnym kucharzem, który uważał, że powinno się maksymalnie wykorzystywać wszystkie części zwierzęcia, a nie tylko te najlepsze. On tak robi z szacunku do istoty, którą człowiek pozbawia życia.
Policzki wołowe jadłam, były niezłe.
Danuśka,
poczytałam sobie, jak zdejmować skórę z ryby albo wyjmować ości i kręgosłup i nie dziwię się, że w niewielu domach przygotowuje się prawdziwą rybę faszerowaną. To precyzyjna i czasochłonna robota. Trzeba mieć doświadczenie i cierpliwość.
Krystyno, dzięki 🙂 prawdę mówiąc, to ja przeczytam nawet i o policzkach, ale masz rację, brzmi to strasznie deprymująco. Policzki.
A kilka pociągów Pendolino dziś wczesnym rankiem wyjechało już w trasy. Będzie ich stopniowo przybywać.
Pendolino miało podobno 4,5 tys. pasażerów na 6,4 tys. miejsc .. jeden dziennikarz zapłacił karę 650 zł bo pomylił daty z biletu … 😉
Danuśko, Krystyno, bardzo dziękuję 😆
Nisiu,
wszystkiego najlepszego 😆
Jeszcze raz dziękuję serdecznie za wszystkie miłe życzenia.
Nie wiem, czy Wy, jako Panie i Panowie domów, szykując przyjątko, też macie taką chorobę umysłową, że MOŻE ZABRAKNĄĆ JEDZENIA!!! Narobiłam potworne ilości spyży, przy czym, zgodnie z przykazaniami pory roku, bigos w ilościach przemysłowych jakoś się zjadł, takoż klasyczna sałatka jarzynowa, babeczki kruche z nadzionkiem w trzech smakach i różne inne rzeczy też, natomiast pysznej sałatki owocowej nikt palcem nie ruszył… Generalnie kuchnia była fiużyn, bo tamte wspomnienia po burzliwej pierwszej młodości kulinarnej, a potem fuagrasy i frykasy. Jeden patencik Wam podrzucę, bo wymyśliłam na poczekaniu i ładnie się sprawdził: w cykoriowych łódeczkach podałam sałatkę z surowych kalafiorów i brokuła plus seler naciowy, do tego sos z majonezu dobawionego odrobiną kremówki i musztardy, a na to po dwie krewetki podsmażone uprzednio w oliwie z czosnkiem i jalapeno. Sympatycznie też wyszły sosiki do babeczek: miodowo-rozmarynowy i malinowy, oba z dodatkiem brandy. Piliśmy poncz skomponowany z rumu Pussera (jednak przebija wszystkie inne), sprowadzonego dla naszej Kongregacji Rumowej WRAK (oby żyła wiecznie!) plus soki owocowe, owoce (pomarańcze, ananasy, koniecznie maracuja) i odrobina Finlandii, zeby się ten alkohol zanadto nie rozrzedził. O patencie na dodawanie do ponczu mrożonych owoców chyba pisałam. Poszły trzy czteroipółlitrowe baniaczki. Oraz jakieś wino. W moim miniaturowym salonie hasało dwanaście osób.
Chwilowo nadaję się wyłącznie do sanatorium (reanimację snem już przeszłam). Było bosko.
No i zaczęłam mój zechcyk z przytupem. Dziędobry w nowym świecie…
Nisiu,
Twoje przyjęcie przypomina mi czasy, kiedy spod stołu obserwowałem pląsy, w czasach kiedy rodziny jeszcze się odwiedzały na przyjęciach typu imieniny czy urodziny. Znam miejsca, gdzie co roku były inne dania, oprócz standardowych dzieł.
Szkoda, że teraz nawet chrzciny wychodzą do restauracji.
A propos Pussera, co mówią Kongregaci o rumie Sailor Jerry?
Kolega z Łotwy mnie ostatnio wprowadził, piliśmy pod cząstki pomarańczy i przyznaję – niezły 🙂