Paryskie bistro na Powiślu
Zapowiadałem, że odwiedzę kilka nowych francuskich restauracji w Warszawie. Zacząłem od bistro, o którym dobrze wypowiadali się moi znajomi, a wśród stałych gości można tam spotkać Marka Kondrata, którego dobry smak znam, bo zjedliśmy niejeden wspólny posiłek. Na dodatek to wybitny znawca win, które sprowadza do Polski i sprzedaje, nie zdzierając siódmej skóry z klientów. Ma bowiem ambicje, by w naszym kraju pito dobre wina kupowane za podobne pieniądze – jak we Włoszech, Francji czy Hiszpanii.
Minęło już trochę czasu od momentu otwarcia nowej restauracji francuskiej przy ulicy Rozbrat 44 A. Zdobyła już ona sporo stałych gości, co znaczy, że nie jest to byle jaki lokal. W budynku, w którym przez lata urzędował Sojusz Lewicy Demokratycznej, pojawili się smakosze i znawcy kuchni pretendującej do tytułu królewskiego. Sam lokal jest urządzony z wysmakowaną prostotą i rzeczywiście przypomina paryskie bistro.
W karcie win przeważają trunki francuskie i to o wyśmienitej jakości. Podobnie można ocenić kartę dań. Nie jest ona nadmiernie obfita, co tylko świadczy o profesjonalizmie właściciela (to Francuz polskiego pochodzenia) i szefa kuchni. Goście mogą być pewni, że dostają dania świeżo przyrządzone, a nie odgrzewane w mikrofalówce. W dodatku zgodnie z modą można przez szklaną ścianę podglądać, co dzieje się w kuchni. Załoga kelnerska jest profesjonalna i sympatyczna, potrafi dobrze doradzać gościom słabo obznajomionym z francuską kuchnią, a nie jest przy tym nadopiekuńcza i nie narzuca się z troskliwością.
Wśród przekąsek jest kilka dań wybitnych – myślę o foie gras na gorąco czy małżach św. Jakuba, a także wspaniałym ceviche z łososia czy tatarze przyrządzonym z tej samej ryby. Ryby i owoce morza (dorada, okoń morski, ostrygi) też są najwyższej jakości.
Miłośnicy zup znajdą – co oczywiste – wspaniałą klasyczną cebulową.
Z dań mięsnych wyróżnia się delikatny i świetnie smażony (według. gustu każdego gościa) befsztyk rzeźnika, czyli spory kawałek wołowego rostbefu z opiekanymi kartofelkami i roszponką.
Spośród deserów wyróżnia się beza Pavlova podawana odmiennie niż w innych warszawskich restauracjach, czyli w pucharku, rozdrobniona i polana wspaniałym sosem. Tuż za bezą wymienić należy naleśniki Suzette.
Wieczór w Le Bistro Rozbrat kosztuje sporo, ale daje pełne złudzenie, że obcowało się z kuchnią francuską w mistrzowskim wydaniu. O wysokości rachunku decyduje głównie wino i liczba zamówionych butelek. Są tu bardzo przyzwoite wina od 80-90 zł, duża liczba win po około 100 zł, a górna granica sięga nawet paru tysięcy. O ich jakości nie mam nic do powiedzenia, bo mam jeszcze odrobinę rozsądku, a w dodatku moje ulubione Cote’ du Rhone wymaga wydania 100-140 zł.
Cała luksusowa kolacja zamknęła się więc w okolicach dwustu złotych wydanych na jedna osobę. I nie żałuję tego wydatku!
Komentarze
dzień dobry …
aby spotkać Pana Marka Kondrata warto się wybrać na ulicę Rozbrat … przy okazji połazić po okolicy z lat sportowych ….
Słoneczne powitanie z Poznania.
Słowo daję – po niemal trzech tygodniach mglistych ciemności, dzisaj wreszcie jest słonecznie, a zimowe, blade niebo jest niemal bezchmurne. Aż chce się żyć.
Wszyscy lubimy kuchnię francuską, a przynajmniej wiele potraw tej kuchni. Dobrze, że Gospodarz osobiście przetestował jedno z miejsc serwujących potrawy znad Sekwany, Loary i innych rzek Francji.
Krystyno : ja na święta prawie nie piekę. Pierniczki już gotowe, a potem tylko 2 keksy z Twojego przepisu (jeden Anka zabierze w Tatry). Ciasto przywiezie Ryba – ponoć jakiś genialny tort makowy z kremem orzechowym, makowiec zawijany i sernik. Ciasta z makiem preferuje Matros. On ma dualistyczny stosunek do ciasta – boi się utyć (a ma tendencje) i marudzi żeby nie piec, a kiedy już coś jest na ząb, to zjada jak wygłodzony niedźwiadek.
Piękne słońce również w stolicy.
Cieszę się z recenzji Gospodarza, może w końcu pojawił się godny następca nieodżałowanego Absyntu. Mam nadzieję, że niedługo będę mogła to sprawdzić.
Małgosiu, pewnie już jutro. My – oczywista oczywistość, uczcimy Ciebie prywatnie.
W Austri tez pogoda na medal.
Piekne słonko od rana.
Bezwietrznie, pora na spacery.
Może już ostatnia taka okazja
tej jesieni.
Rozdrobniona Pawlowa polana swietnym sosem jest klasycznym deserem i ma nazwe: Eaton mess czyli balagan eatonski – chodzi o stara i najlepsza w Europie szkole dla chlopcow w Eaton.
Strasznie latwie jest przyrzadzanie, zwlaszcza jak sie ma pod lapa swietne kupne bezy czyli jak sie mowi w naszym domu marengi, najlepiej od Marksa i Soencera..
Tu jak to powinno wygladac:
ttp://www.dailymail.co.uk/femail/food/article-1103622/Marco-Pierre-Whites-comforting-classic-recipes-Eton-mess.html
OK, dam inna linke, bo poprzednia najwyrazniej nie zzdzalala. Srobujmy teraz:
http://en.wikipedia.org/wiki/Eton_mess
Beza pokruszona i polana sosem to nie jest pavlova, która tak się nazywa, bo ma się kojarzyć z baletnicą i jej białym tutu.
„Francuz polskiego pochodzenia” w Warszawie to kto?
OK, je sais maintenant 😉
U mnie też świeci słońce, pokazując, że okna dopominają się o umycie.
Ale jest trochę za zimno na takie prace. Jestem zadowolona, bo uporałam się z uszkami i pierogami. Tym razem uszka wyszły bardzo zgrabne, a brzegi pierogów wykończyłam falbankami, pozazdrościwszy Misiowi.
Potuptałam do osiedlowego pawilonu handlowego, gdzie poczta, apteka i sam (a na dole dr wet i jego klinika). Załatwiłam, co miałam załatwić, zważyłam po drodze piesa (9 kg i chyba przejdzie na lekką dietę) i dokonałam zakupów typu mydło i powidło; żarówka, rajstopy, zmywaki, sól ziołowa, naczynia piknikowe (w góry) skrzydełka dla Radzia, kaszanka dla mnie i dla niego. Właśnie zjadłam podsmażoną na słonince i cebuli kaszankę z ostrą surówką madziarską (tak się nazywa – pekińska, dużo papryki, szczypioru itp) i 2 grzanki z żytniego pieczywa. Jestem zapchana po dziurki w nosie. Kupiłam też kilogram promocyjnej łopatki, którą zaraz zapekluję i pójdzie w bigos w swoim czasie.
Francuskie bistra popieramy całym sercem,chociaż może należałoby powiedzieć całym podniebieniem 🙂 Dzisiaj jednak bez wyprawy na ulicę Rozbrat i bez jazdy w warszawskich korkach będziemy mieli na własnym,domowym talerzu danie rodem z francusko-belgijskiej kuchni:cykorie z szynką zapiekane pod beszamelem.Na dodatek przygotowane przez domowego,francuskiego kucharza 😉
Koleżanki Warszawianki proszę o przeczytanie poczty !
Danuśka,
i na dodatek Francuza francuskiego pochodzenia 😎
Nemo-w zasadzie francuskiego pochodzenia,ale z drobną domieszką belgijską:
3/4 krwi owerniackiej i 1/4 belgijskiej 🙂
W moich żyłach nie płynie krew belgijska.
Nie znam smaku Marka Kondrata.
Dwieście złotych na jedną osobę nie jest już wyszukaną prostotą, a napadem z pavlovą w ręku. Mam na myśli tylko jedną, dobrze znaną mi osobę. 200 złotych? 200?
Co na to powiedziałby były członek Sojuszu Lewicy Demokratycznej?
Boom boom – Zoom zoom
Ej, Placku! Nie wydziwiaj. Nowa lewica w Polsce już lata temu dostała przydomek „kawiorowa”, to co tam taka kwota za kolację. Jeżeli kogos na to stać i sprawia mu to przyjemność, to przecież nikomu nie szkodzi. A jak taką kwotę przekazać np p.Rydzykowi, to szkody bywają poważne (albo na fundusz partyjny, np) Lepiej nikomu nie liczyć, bo biorąc pod uwagę ceny np w Szwajcarii, może się okazać, że codzienna kolacja Nemo jest droższa, niż warszawskie bistro, a Kot w pubie londyńskim też przeje jednorazowo ze trzy tomy encyklopedii (a wszak koty nie jadają obficie). Osobisty Francus 3/4 DDanuśki dobrze kucharzy, o czym miałam się okazję przekonać.
Errata – FRANCUZ
Hej, wrocławianie! Na 9 i 11 stronicach antykwariatu na Allegro, są oferowane duże plany Wrocławia (Breslau) z 1930 i 1935r. Oferowane ceny to 79 i 86 zł, czyli wcale nie za wysokie.
W Kalifornii pierwsza kara za produkcje foie gras wynosi od $250.00 w gore. Troche wiecej niz koszt kolacji na Powislu. Nastepne kary sa wyzsze.
Dobrze, ze zakaz produkcji foie gras ma coraz szerszy zasieg.
Pyro – Być może się mylę, ale sam Gospodarz stwierdził, że wieczór w Le Bistro Rozbrat kosztuje sporo, a ja jabłek z pomarańczami nie porównuję. Gdyby nawet Le Bistro Rozbrat znajdowało się w samym Paryżu, napisałbym to samo. 200 złotych za obiad bez wina spożyty w bistro na Powiślu to drogo dla wszystkich – Szwajcara, Anglika, katolika, protestanta czy ateisty z Tahiti. Oczywiście my wszyscy mamy prawo wydawać swe pieniądze, ale i opinie. Drogo, drogo, drogo 🙂
Zapewniam Cię, że jeśli nawet Gospodarz postanowi wydać każdy swój grosz na wódkę, nie będę mu tego wypominał. Jego sprawa.
W Paryżu, z winem i taniej –
Philou (na przykład)
Z winem Placku, z winem!
Piotrze, jedź koniecznie na obiad do Paryża. Taniej Ci wyjdzie, autentycznie będzie. Ja Ci nie wyliczam, ale rzucasz tą forsą gdzie popadnie. I pamiętaj, ze niczego Ci nie wypominam.
W porządku, nie będę się kłóciła.
A gdzie to nasza funkcjonariuszka transportowa? Raportu za ubiegły tydzień nie było i MałgosiaW też jest opowieść nam winna
W Paryżu Sławek wie, gdzie można zjeść (i popić absyntu) u samego Eugeniusza Sue. Nie pamiętam, jak z cenami, ale cudne miejsce, klimatyczne i wewogle. Sławku, jesteś gdzieś???
Gospodarzu – Opisując wina wspomniał Pan, że o ich jakości nie ma Pan nic do powiedzenia, a to oznacza, że teraz naprawdę nic już nie rozumiem 🙂
Kto pyta, nie błądzi – ile, jakie i za ile? Być może obiad kosztował zaledwie 60 złotych. Byłby to bardzo tani obiad tej kategorii.
Le Sylwester w wielu językach – cena zupełnie niezła 🙂
Nisiu – To właśnie chciałem wyrazić. Stokrotne merci.
Translacja wewnątrzjęzykowa. Nie ma sprawy, Placku. Licz na mnie.
Napisałem Placku (zapewne niezręcznie), że nic nie wiem smaku win po parę tysięcy za flaszkę. Piłem zaś wina z Doliny Rodanu, które bardzo lubię i na które mnie stać. Nawet na emeryturze!
Mam nadzieję, że moje dziecko stać na zrozumienie cienkiej aluzji, którą mu posłałam – a polecam, kto lubi pana Słonimskiego:
http://merlin.pl/Pakiet-3-ksiazek-Kroniki-tygodniowe_Antoni-Slonimski/browse/product/1,1314285.html
Miałam to kiedyś w postaci jednotomowej cegły, ale ktoś mi rąbnął. Osobiście uwielbiam.
Myślę, że w tym momencie powinienem o nic już nie pytać 🙂
Z czasów wczesnej młodości pamiętam dzieło kinematografii japońskiej – „Rodan, ptak śmierci”. Za głupie komentarze wymieniane z kolegą podczas projekcji tego dzieła wyrzucono nas z kina „Dworcowe” we Wrocławiu. Efekty specjalne i dźwiękowe były bezcenne.
Głupie komentarze – abstrahując od Placka tym razem – bywają strasznie skuteczne. Kiedyś w kinie (byliśmy z klasą licealną), na jakiejś znakomitej adaptacji Otella, przejmowałam się niebotycznie, do momentu, kiedy kolega szepnął teatralnie: Ja bym sobie na jego miejscu oczy wydłubał. Koleś został profesorem, a ja wciąż nie mogę Otella traktować poważnie. Pół wieku to zdanko we mnie siedzi.
Profesorem teatrologii, okulistyki czy czegoś innego? 🙄
200 zlotych za obiad nawet bez wina czyli rownowartosc ponizej 40 funtow szterlingow nie jest w Londynie uwazane za cene wygorowana, absolutnie nie. Jest to cena posilku w bardzo dobrej, ale nie jakiejs wystrzalowej restauracji, zadnych gwiazdek Michelina. Taka jest obok nas – Ealing Park Tavern i pare razy w roku idziemy tam z przyjaciolmi. Chcialem nawet zabrac tam w zeszlym tygdniu Jolly Rogers, ale konczyli wlasnie remont i mieli otworzyc dopiero w tym tygodniu.
Maja tam znakomite wino rose – cena za butelke w okolicach 15 funtow.
Z Jolly Rigers poszlismy w tej sytuacji do lokalnego pubu, przytulnego i z przemila atmosfgera. Niestety JR szla poten na sluzbe , wiec nie umoczyla nawet ust w piwie London Pride. Musialem wszystko sam wyzlopac.
Orco-wysokość kary za produkcję foie gras w Kalifornii rzeczywiście znaczna.Oczywiście sposób produkcji tych wątróbek jest drażliwy i u wielu osób wywołuje oburzenie oraz moralny sprzeciw,ale nie jest moim zamiarem wywoływanie dyskusji na ten temat.
Zwyczajny,przeciętny Francuz nie jada jednak na co dzień ani żabich udek(za produkcję których zapewne też można by nakładać jakieś kary) ani też fła grasów.
Pomyślałam sobie w głębi mej kulinarnej duszy,że przeciętny mieszkaniec Kalifornii wysłany do Francji na urlop miałby z całą pewnością dużo więcej powodów do zadowolenia odwiedzając paryskie czy też może przede wszystkim male,wiejskie restauracje niż Francuz na kulinarnych wakacjach w Kalifornii 😉
Przez tydzień czy też dwa tygodnie wakacji nad Loarą można jeść wyśmienicie i ani razu nie trafić na gęsie wątróbki 🙂
Przesiedziałam dzisiaj w tym wirtualnym antykwariacie ze trzy godziny. Boziu, czego tam nie ma. Kilka pozycji mnie zastanowiło… czy wolno rozpowszechniać? Czy są to dokumenty historyczne, które winny być dostępne? Moje zacukanie tyczy hitlerowskich druków propagandowych, mów bonzów III Rzeszy ale i „druków antyżydowskich” – polskich, z polskich powiatowych miast i miasteczek (Ostrowiec, Lomża) z lat 30-tych. Zwróciłam też uwagę na pokaźny tom „Przemowy do ludu polskiego” wydany w 1903r w Przemyślu, przez księdza – nazwisko zapomniałam. Chętnie bym zobaczyła co takiego „nawijano” temu ludowi.
Moja dzisiejsza kolacja miała też akcent francuski, a kosztowała circa 4 euro
Ale to były delicje pierwszej klasy 😎
Suwenir z Concarneau, prosto z rąk producenta.
Polecam z czystym sumieniem. Oliwę też wylizaliśmy.
Do tego sałata z ogrodu, chleb, herbata…
Bretońskie delicje
Każdy może się pomylić. Wszyscy są zadowoleni, zwłaszcza emeryci. Wszędzie jest bardzo tanio, czysto i przyjemnie 🙂
Coś do popicia tego circa – 1000zł. 🙂
Danusko, mieszkancowi Kalifornii nie jest tak latwo zaimponowac, wbrew temu co sadzisz. Jest to miejsce pelne wspanialych restauracji, znakomitej, bardzo pomyslowej i innowacyjnej kuchni i swietnych produktow – zarowno miesno-norskkich jak i jarzyn i owocow.
Wszystkie moje wizyty w restauracjach kalifornijskich byly bardzo pamietne. Zle restauracje nie utrzymuja sie na rynku w dzisiejszych czasach.
Generalnie Ameryka jest krajem swietnej kuchni ( a rzcej swietnych kuchn, bo sa one zalezne od regionu) i miejsc zbiorowego zywienia.
W Concarneau jadlem znakomite ostrygi, choc nie byl to miesiac z „R”. Z widokiem na zamek. I zwiedzalem gdzies w poblizy manufakture fajansow, namietnosc mojej Starej – francuskie fajanse.
Kocie-być może rzeczywiście zbyt pochopnie wyraziłam moją opinię o kalifornijskiej kuchni
tym bardziej,że nigdy nie byłam w Kalifornii 😳
Wszystko przez to,że zawsze staję dzielnie w obronie kuchni francuskiej 🙂
Pyro, Krystyno Małgosia pamięta, tylko idzie jej to jak po grudzie 🙁
Danuśko – Poza tym w Kalifornii aż roi się od Belgów i im podobnych, ale wyrażaj się jak najczęściej.
Kobieta która była szefową kuchni w Absyncie szefuje teraz na Rozbracie.
Virginie Germain przyrządza tatara, jak w Paryżu, a właściciel bistro brzęczy jej nad uchem.
Kobiety przyrządzają, mężczyźni brzęczą. Wstyd.
Małgosiu – znamy takie roboty, które wiszą nad głową i nijak nie chcą być zrobione. Też tak czasem mam.
Kocie, mój syn z przyjaciółmi spędził niedawno 3 tygodnie w Stanach, dużo podróżując. Nie stołowali się oczywiście w drogich restauracjach i z radością wrócili do kraju. Dwie z tych osób były na diecie bezglutenowej, zwykle musieli odwiedzić 4-5 lokali, żeby znaleźć taki, który by takie osoby mógł przyjąć. Najgorszym koszmarem była jajecznica z jaj w proszku na śniadanie serwowana w hotelach i brak świeżych jaj w sklepach. Szukali wszędzie sklepów z ekologiczną żywnością, żeby sobie gotować. Ich opinia o kuchni średniego poziomu jest jak najgorsza.
Tak tez myslalem, Danusko 😈
Jedna z wiekszych atrakcji moich czestych wypadow do Ametuyki, jest odwiedzanie miejscowych restauracji, a nawet gotowanie w domu z lokalnych produktow, w moim wypadku glownie rozlicznych frutti di mare, ktore sa niezrownane.
Ten tatar rzeczywiście nieco różni się od tego, który robi np Pyra; jest znacznie bogatszy w składniki i smaki. Spróbuję przy pierwszej okazji zrobić tak, jak na Rozbrat – składniki wszystkie mam i wtedy porównam. O ile sos tabasco wydaje mi się na miejscu, to już worchester nie bardzo. Nic to, zrobimy, ocenimy, może polubimy ten paryski tatar.
Henryk47
9 grudnia o godz. 11:54
„W Austri tez pogoda na medal.
Piekne słonko od rana.” <- Pan Lulek mawiał – pogoda cesarska!
Małgosia potwierdza doświadczenia Młodszej i jej znajomych, którzy przez miesiąc zwiedzali Stany i ich parki narodowe – jeżeli nie chcieli być głodni albo jeść omletów z proszku, musieli gotować sobie sami. W obcym kraju trzeba wiedzieć gdzie można dobrze zjeść za umiarkowane pieniądze.
A propos funkcjonariuszki i jej raportów – zbieram, zbieram! Co chwila coś mnie odrywa od tego, ale mam je pod ręką.
Pogadałam z Cichalem – oni obydwoje z Ewą chodzą teraz na doroczny „przegląd techniczny”. Codziennie inna specjalność medyczna ma głos.
Ojej, po to medyków mamy! Ewa z profesji jest hematologiem.
Ja od dawna mówię – doroczne przeglądy techniczne są potrzebne po to, żeby weredę wyprzedzić, jak coś nie tak, to naprawiać.
Ogłaszam konkurs (poza Nisią i Cichalem) – kto zgadnie, gdzie spędzimy święta?
😉
Alicjo.
Może być cesarska ,bo to cesarski kraj.
Malgosiu, jajecznice z proszku jajecznego podano nam takze jedyny raz gdy postanowilismy zjesc sniadanie w brukselskim hotelu – w centrum miasta, hotel wcale nie tani. Mielsmy na wiosne zjazd blogowy w Brukseli.
Moze to jakas specyfika hotelowa, ale bardzo czesto jadam w Ameryce w tanich sieciowych restauracjach, takich naprzyjklad jak ukochane Chili. Gdtybym byl krolowa, to kazalbym taka restaurecje otworzyc w zachodnim Londynie. I jest ona naoprawde tania. Znam takich mnostwo.
Co do Mlodszej Pyry i jej znajomych, to jesli dobrze sobie przypominam, jedznie we Wloszech tez jej nie smakowalo? A to juz specyfika czysto polska. Kiedys moja Stara siedziala w samolocie ze starsza pania, ktore opowiadala, ze wraca od corki z Toskanii. Corka wyszla za Wlocha. Jej horrorem z kolei bylo, ze „nawet na Wielkanoc, prosze pani, oni zaczynaja posilek od klusek!!! I dzieciom to daja! Ani kawalka kielbasy na stole wielkanocnym!”.
Pyro
sos Worcester jak najbardziej pasuje do tatara. Dodaję go też zawsze do kotletów mielonych z wołowiny. Tabasco tylko dodaje ostrości, a Worcester – smaku.
No i bez paru kropel Worcestera nie da sie zrobic szklanki przyzwoitej bloody mary,
Kocie,
nie godzi się wypominać, co im smakowało albo i nie. Kwestia gustu. Co to znaczy – „specyfika czysto polska”?
Też prawda. Ja dodaję go też do sosu do sałaty.
W jakiś czas po wizycie u nas zadzwonił z Polski szwagier z zapytaniem, jak robię sos do sałaty, bo nie udaje mu się go odtworzyć, a bardzo przypadł im do gustu. Po wyliczeniu wszystkich składników (dobrze wydedukował) brakowało tylko jednego – Worcestershire. Zdradziłam tajemnicę radząc rozejrzeć się za produktem Lea & Perrins. Podobno znalazł. My natomiast nie znaleźliśmy go w żadnym sklepie Świnoujścia 🙁
Przez te wszystkie lata myślałem, że Kot Mordechaj jest królową, a tutaj gdybym.
Wolałbym być cesarzem 🙂
Prawdę mówiąc innego sosu Worcestershire niż Lea & Perrins dotąd w Polsce nie widziałam, jest w stałej sprzedaży w moim osiedlowym sklepie. Nemo, to może nam zdradzisz ten przepis na sos do sałaty?
Właściciel bistra używa sosu od Heinza 🙄
Małgosiu,
to nie jest żadna nadzwyczajna tajemnica, pisywałam o nim dawniej i chyba podawałam przepis. Nie ma też gwarancji, że będzie Ci smakował, chociaż niektórzy moi goście pytają o jego składniki 😉
Podam je, ale proporcje sosu każdy ustala sam, znając smak mojego 😉
Sos ma różne wariacje, ale główne składniki to:
ocet z białego wina, musztarda dijońska, czasem trochę majonezu z tubki, sól, przeciśnięty ząbek czosnku lub posiekana szalotka, kilka kropel sosu W.
Wymieszać do rozpuszczenia kryształków soli, mieszając nadal wlewać olej z ostu (albo inny neutralny w smaku) aż do uzyskania aksamitnej emulsji. Można dodać różne świeże zioła – pietruszkę, bazylię, szczypiorek…
Kocie – Młodsa bywając w Italii ostatni corocznie, nauczyła się już gdzie można smacznie zjeść (broń Boże nie w sieciówkach przy tasie wycieczek) przy oakzji dowiedziała się, gdzie można zjeść porcję lodów za gigantyczne pieniądze po 50 minutach oczekiwania!Kraje turystyczne prócz oczywistych zasobów kultury, sztuki i unikatowej przyrody, żyją wszak także z głupoty zwiedzających ( u nas też są takie regiony).
Co tam obiad w Paryżu, co tam fła gra, co tam wizyta w restauracji…
Otwarcie drzwi w Paryżu kosztuje 100 euro. Sam sprawdziłem tydzień temu 🙂 Teraz wiem jak się to robi. Klisza z rentgena i otwarte…
Dobrze, że pies nie zdechł, którym miałem się opiekować.
Lea and Perrins jest sosoem, ktorego uzywamy w domu i jest to klasyka. Najlepszy. Kupwalem tez ten sos w Wraszawie i Gdansku – innego bym nie tknal.
Alicjo – specyfka czysto polska znaczy zazwyczaj nieustajace krytykowanie kulturowo obcych kuchn, bo slabo przypominaja polska. Im mniej ktos wie o danej kuchnim tym bardziej jest wobec niej krytyczny. Anglicy kiedys tez jechali na Costa del Sol i odzywoali sie wylacznie w restauracjach zalozonych przez expatow. Ale im to przeszlo. w wiekszosci, choc sa i tacy, ktorzy nie tkna obcego jedzenia.
A na tym blogu czytalem tyle krytycznych uwag na temat zwyczajow zywieniowych i ogolnych stwierdzen jak niedobra jest kuchnia ta czy tamta, ze uznalem to za specyfike polska. Najczesciej mowia tak ludzie, ktorzy nie wysuneli nosa poza wlasne miasto, dla ktrych „kuchnia amerykanska” to MacDonald, zas „kuchnia wloska” to pizza sprobowana tez w Polsce, a owoce morza to robactwo. A do panstw europejskich podrozuja najczesciej z wlasnym prowiantem . To sie z czasem zmieni tak, jak sie zmienilo Anglikom gdy prosty lud zaczal masowo jezdzic i odwiedzac egzotyczne restauracje u siebie na miejscu.
Lea jest dwukrotnie droższa niż Heinz
I to Heinza z Pudliszek 😉
Danuśka
9 grudnia o godz. 20:16
Ja rowniez nie mam ochoty prowadzic dyskusji na ten temat. Moim celem bylo zwrocenie uwagi, ze w Kalifornii jest zakaz produkcji foie gras. Przyczyna jest „animal cruelty” czyli okrucieństwo wobec zwierzat. Wolalabym nie czytac na blogu kuchennym felietonu poruszajacego nielegalne praktyki w niektorych miejscach na swiecie.
Co do porownan kuchni francuskiej do kuchni na calym Zachodnim Wybrzezu. Kuchnia francuska jest wysmienita. Znam z wlasnego doswiadczenia. Moim ulubionym chefem jest Jacques Pepin. Mam kilka jego ksiazek i regularnie z nich korzystam. Kuchnia na calym Zachodnim Wybrzezu jest rowniez wysmienita. Mam nadzieje, ze bedziesz miala okazje usiasc w rodzina w starej drewnianej restauracji na brzegu Pacyfiku i podjadac „seafood”. Przypuszczam, ze lubisz kraby, malze i ostrygi. Do tego butelka wina z Napa Valley. 🙂
A propos cykorii – nadzwyczaj mi zasmakowała obgotowana w słonej wodzie, a potem owinięta cieniutkimi płatkami wędzonego boczku i zapieczona. Taki obiad mogę jeść 2 x w tygodniu.
Od 61 butelek dostawa za darmo 😉
https://search.yahoo.com/yhs/search?p=youtube+%2B+andrew+rieu&ei=UTF-8&hspart=mozilla&hsimp=yhs-001
Postanowiłem uczynić przysłowiowy pierwszy krok którym jest podjęcie decyzji. Chciałbym mieć co tydzień nowego osobistego kucharza i zespół rozrywkowy.
Tydzień pierwszy – Pedro z Meksyku i Balet z Bali
Tydzień drugi – siostra Pedro, Consuela i Chór Wojskowy z Mińska
Tydzień trzeci – wakacje w autentycznym amerykańskim „diner”.
Tanie to nie będzie. Państwu także tego samego – miłości i świeżych jajek. To jedno i to samo.
Podobnie jak Orca – bardzo lubię pana Pepin. Czekam i może się kiedyś doczekam jego książek w polskim wydaniu.
Na razie zamówiłam sobie Przyjęcia u Kręglickich, właśnie idą, jutro pewnie dojdą, może mnie coś zainspiruje na piątkowe przyjątko, a właściwie stypę po mojej bezpowrotnie utraconej młodości (nie duchowej, ale to też coś znaczy!). Główne założenie już mam: będzie takie śmieszne fiużyn: wspomnienia laty minionych – bigos, sałatka jarzynowa i świnki w kocykach (parówki zapieczone we francuskim cieście, chyba je przedtem niekonwencjonalnie owinę w prosciutto). Jako zimne przystawki same frykasy nie do dostania w tamtych latach, w tym fuagrasy, niestety, też, och, jak mi wstyd, sle strrrrrasznie to dobre… Zasadniczym trunkiem będzie Royal Navy Rum, czyli rum Pussera, sprowadzony z barbadoskiej destylarni specjalnie dla naszej Kongregacji Rumowej (oby żyła wiecznie!). Poza tym wina, alzackie spumante do fuagrasów (powinno zagrać) i dużo pieśni w stylu dowolnym. Johoho end bottle of rhum! Umrzyka Skrzynia itd.
Alicja, czuję się wykluczona!!! Chcę wygrać Twój konkurs!
Wspomnienie lat, oczywiście.
Przy okazji poproszę o światłe rady: kupiłam sobie francuskie terynki „leśne”, z borowikami, i zastanawiam się, co by było, gdybym je zmiksowała na mus z małym dodatkiem kremówki i napchała tym foremki z wytrawnego kruchego ciasta… Jak sądzicie? Plus jakieś małe dodateczki typu piniolki, pietruszka itd. Na gorąco to podać, czy na zimno???
Słuchajcie,
nabyłem cytryny bio.
Przeczytałem skrupulatnie wszystko co na siatce do przeczytania było aż znalazłem: skórka zdatna do spożycia.
Jedna z nich jest już w zamrażalce. Pytanie: jeśli ją mam zetrzeć, to na jakiej tarce, na takiej jak na kartofle? Może na takiej jak na marchewkę? Trę potem całą pojemność, razem z ew. pestkami? Co potem. Mam masę którą wrzucam do jakiegoś pojemnika i co dalej? Wybiorę raz ,drugi po łyżeczce, a potem będę miał już tylko co raz bardziej zlodowaciały cytrokęs w zbiorniku, z którym będzie problem, gdy ma się np małą tylko zamrażarkę?
Ciekaw bym był sprawozdań ze stron praktykujących.
Pepe – nie mam pojęcia. Ja tylko cytryny na świeżo i ew. skórkę smażoną w cukrze.
Pepegor,
cytryny się nie psują tak szybko (włoskie są trwalsze od hiszpańskich), trochę szkoda ich na takie eksperymenty. Ale jak już zamroziłeś całą, to ucieraj tylko tyle, ile akurat potrzebujesz, choć nie wiem, do czego nadaje się utarta gorzko-kwaśna cytryna.
Świeże cytryny prosto z drzewa przechowuję w styropianowym pojemniku na balkonie i zużywam wedle zapotrzebowania (skórka, sok, plasterki do herbaty). Trzymają się miesiącami. Te ze sklepu mogą być też z długiego przechowywania w chłodni, wtedy psują się prędzej, zwłaszcza te hiszpańskie.
Ostatnio kilka zamarynowałam, ale do użycia będą dopiero za 4 tygodnie.
Przypuszczam, że w Twoim sklepie cytryny bio są stale i nie ma problemu z nabyciem w razie potrzeby.
Nie widze zadnego powodu zebys tak nie zrobila jak wymyslilas, Nisiu.
Ale nie przyznawaj sie potem, ze skorzystalas z gotowych terynek. Niech mysla, ze sie uharatalas po lokcie (metoda znakomitej kucharki, niezyjacej juz hrabiny Eli Potulickiej, przyjaciolki mojej Starej).
A w jakim celu uciera sie cytryny na tarce? 😯
Nisia,
wygrywasz w podskokach, dlatego Ciebie i Cichala wykluczyłam z zgadywanki. Żivot je cudo!!!
Nisia,
9 grudnia o godz. 23:27
Jacques Pepin ma w sobie wiele uroku. Rozbawiaja mnie jego porady odnosnie masla. Z pieknym francuskim akcentem mowi, „add a little bit of butter” i wrzuca na patelnie pol kostki masla (!).
Bardzo czarujacy pan. Jego przepisy zawsze sie udaja. To tez dowodzi jego talentu nie tylko jako chef, ale rowniez jako promotor kuchni francuskiej.
Jacques sam uprawia swoje warzywa i ma wlasny sad. Rowniez sam robi przetwory owocowe. Wiem na pewno, ze mieszka w Connecticut. Przypuszczam, ze ma rowniez dom we Francji.
Ktoregos roku Prezydent Obama zaprosil Jacquesa do Bialego Domu, aby Jacques przygotowal posilki na festyn dla dzieci i ich rodzicow zaproszonych z calego kraju z okazji swiat wielkanocnych. Festyn odbywal sie w ogrodach Bialego Domu. Jest to duze wyroznienie. Co roku inny chef przejmuje te funkcje.
Kredyt za sprowadzenie Jacquesa do U.S. nalezy sie Julii Child. Oni byli bardzo serdecznymi przyjaciolmi.
Nemo,
ja miałem wrażenie, kiedy czytałem te opisy o zamrożonych a potem startych i zaszuflatkowanych w zamrażarce cytrynach, że to jest to! Że to teraz tak się robi, a to tylko dla tego, że tu i skórka jest w składzie jadłospisu.
Trzymajcie się, idę spać.
Na żaglowcu i na gorąco.
Orco, no właśnie, Jacques Pepin wydaje się szalenie sympatyczny – jego programy z Julią Child były urocze, ale i jego własnym nic nie brakuje. Mam takie śmieszne wrażenie, ze to, co gotują mili ludzie, znajdujący w gotowaniu twórczą przyjemność, po prostu musi być smaczniejsze od jedzenia przygotowywanego z wrzaskiem i w nerwach. Dlatego bardzo lubię też rodzeństwo Kręglickich, o naszym Gospodarzu w ogóle nie wypada wspominać, bo to oczywista oczywistość. W restauracji typu Kill Grill bałabym się, że jakiś sfrustrowany kucharz napluł mi do zupy.
Kocie, bardzo rozsądna porada praktyczna dla kobiet, zastosuję, dzięki!
Żeby uściślić: Gospodarza znam (Ave, Piotrze!), a Kręglickich nie. Ale i tak wiem, ze są mili. To widać i w ich programach, i w książkach, i w restauracjach.
Placku,
jeżeli to jest odpowiedź (0:10) na moje pytanie, to coś wygrywasz, tylko jeszcze nie wiem, co 😉