Co jadali Bracia Buczący

Grzebiąc w archiwum, znalazłem smakowity kąsek, a że nie udało mi się ustalić, czy przypadkiem już go nie drukowałem, to ze względu na jego smakowitość postanowiłem zamieścić bez względu na zarzuty o stale rosnącą sklerozę. W dodatku nie wiem, z czego to cytat, ale wierzę, że wkrótce wszyscy będziemy to wiedzieć. Są bowiem wśród nas wybitni szperacze…

„Ukończywszy procesję (niby zdrową przechadzkę i zbawienne użycie ruchu) udawali się do refektarza i klękali pod stołami, przy czym każdy opierał brzuch i piersi o latarnię. Gdy znaleźli się w tej pozycji, wchodził wielki Trepek z widelcem w dłoni i częstował ich z tego widelca; i zaczynali posiłek od sera, a kończyli musztardą i sałatą, jako, wedle świadectwa Marcjala, było obyczajem u starożytnych. W końcu podawano każdemu talerzyk musztardy po obiedzie.

Pożywienie ich było takie: w niedzielę jedli kiszki, kiełbasy, serdelki, potrawki, bigosy, nie licząc oczywiście sera na początek, a musztardy na zakończenie. W poniedziałek nadobny groch ze słoniną, z obszernym komentarzem i glosą interlinearną. Wtorek: dużo opłatka, kołacze, ciasta, biszkopty. Środa: pieczyste, to jest smakowita głowa barania, cielęca, głowa borsuka, który obficie znajduje się w tej okolicy. We czwartek zupy w siedmiu rodzajach i do tego wiekuista musztarda. W piątek nic, jeno jarzębina, i to niezbyt dojrzała, o ile mogłem sądzić po kolorze. W sobotę ogryzali kości; nie trzeba wszelako sądzić, iżby byli zmizerowani albo cierpiący głód, każdy bowiem miał zapasik brzucha wcale pokaźny. Za napitek służyło im wino antyfortunalne; tak nazywali swój miejscowy napój.

Kiedy mieli jeść i pić, obracali kapuzy ku przodowi, aby służyły im za śliniaki”.

I stąd zapewne przysłowie o musztardzie po obiedzie.