Książki na plaży, czyli podróż na północ
Właśnie wróciłem z Nadmorskiego Pleneru Czytelniczego w Gdyni i, nie zważając na upał i zmęczenie podróżą, siadam do sporządzenia sprawozdania z podróży. A była to podróż nad wyraz ciekawa, przyjemna i smakowita. W sam raz dla blogowiczów-smakoszy.
Na Plenerze spotkałem Krystynę i poznałem Nanę, które już o tym wspominały. Tam, na miejscu, udało nam się trochę porozmawiać pomiędzy jednym występem a dyżurem w stoisku z książkami.
W piątek ruch był mniejszy, ale w sobotę było naprawdę tłoczno. Dowodem na to fakt, że nasz wydawca Marek Przybylik musiał dostarczyć dodatkowe egzemplarze, bo poprzednie zostały sprzedane do ostatniej książki.
To bardzo miłe dla autora, ale jeszcze milsze są rozmowy (dzięki Krystyno i Nano za wizytę!) z czytelnikami (a w moim przypadku w dużej mierze ze słuchaczami Radia TOK FM, którzy wpadali na plażę, by zobaczyć jak ten „głos” wygląda).
W piątek był też Plenerowy bankiet wydany na pokładzie „Daru Pomorza”. O potrawach nie będę marudził, bo mógłbym wydać z siebie tylko jeden komplement: dania były gorące, a białe wina zimne! Ważniejsze były osoby uczestniczące w tym rejsie „Daru Pomorza”, który wprawdzie stał zakotwiczony przy nabrzeżu, ale już po godzinie niektórym gościom pokład uciekał spod nóg. Wśród najbardziej znanych autorów byli m.in. Janusz Głowacki, Jan Nowicki, prof. Jerzy Bralczyk z nieodstępującym go Michałem Ogórkiem (ich wspólna książka cieszyła się szalonym powodzeniem), a także kilka serialowych aktorek, które postanowiły podbić rynek czytelniczy.
Nie wszyscy mogli jednak balować, bo autorzy świetnie sprzedających się książek – Grzegorz Miecugow (tom arcyciekawych wywiadów) i Marek Przybylik (relacja z zapomnianego PRL) – przygotowywali się do „Szkła kontaktowego” nadawanego przez dwa wieczory także z naszej fregaty.
Rozkoszy kulinarnych na szczęście też nie brakowało. Udało nam się znaleźć w pobliżu „Daru” wprawdzie dość smętnie wyglądającą knajpkę noszącą nazwę „Chata Rybaka”, do której pewnie byśmy nie weszli, gdyby nie napis, że tu podają świeżo złowione przez rybaków z pobliskiej wsi dorsze. I nie żałowaliśmy decyzji. Usmażone na chrupko, pięknie pachnące dorsze podane tylko z kiszoną kapustą i piwem to przysmak nie lada.
Także podczas podróży z i do Warszawy (a jechaliśmy samochodem naszego wydawcy, który prowadzi wystarczająco szybko i bardzo bezpiecznie) zatrzymywaliśmy się w Olsztynku na krótkie popasy. W samym centrum miasteczka, pod zamkiem, odwiedziliśmy dwie konkurujące ze sobą cukiernie: „Jagodziankę” i „Konfiturę”. Obie wyśmienite! Polecam łasuchom wizyty podwójne. W „Konfiturze” zajadaliśmy się jagodziankami, bułeczkami z twarożkiem, lodami i wszystko popijaliśmy lemoniadą rabarbarową oraz naprawdę świetną kawą. W „Jagodziance” zaś zrobiliśmy zakupy na później, czyli na kolację po powrocie do domu. I wówczas stwierdziliśmy, że sława tych bułeczek drożdżowych z jagodowym nadzieniem z Olsztynka winna być jeszcze większa niż dotąd.
Bez wątpienia do „Konfitury” jeszcze wrócimy. Tam bowiem zjemy deser po obiedzie w restauracyjce „Z Zielonym Piecem”, którą gorąco nam polecał największy łasuch wśród stołecznej profesury, czyli Jerzy Bralczyk.
Niniejsze sprawozdanie jest chyba dobitnym dowodem na ścisłą łączność literatury, nauki i smakoszostwa.
Komentarze
Ponieważ zawsze wpis Jolinka otwiera niemal każdy dzień a dziś wpisała się pod wczorajszym tekstem, to przenoszę ten komentarz i życzę Jolinkowi zdrowia!
Jolinek51
4 sierpnia o godz. 6:58
dzień dobry ?
niestety nie poczytam i nie popiszę bo mnie połamało ? sobie odpuściłam ćwiczenia bo taki gorąc i teraz cierpię .. 🙁
Hej, piękna nasza Polska cała; i smaczna coraz bardziej i coraz częściej.
Gospodarzu, gratuluję udanej podróży autorskiej, a serdeczne pozdrowienia dla Basi i red Przybylika.
Moje Dzieciaki(?) szczęśliwe, że ich ominął wczorajszy potop w Świnoujściu. W Poznaniu była po prostu burza, solidnie popadało, a jedna z dzielnic dostała solidną porcję gradu.
Zgłoszę się do stołu naszego popołudniu.
Jolinku – polepszenia, bo połamanie w upały jest jeszcze bardziej paskudne, niż w innych porach roku.
Piotrze,
dziękuję za dobre słowo. 🙂 Dobrze, że nie musiałeś być w Gdyni w niedzielę – upał był nie do wytrzymania.
Szkoda, że katering na „Darze Pomorza” był na słabym poziomie. Czasami, ale raczej rzadko bywam na jakichś imprezach, gdzie podawane są potrawy zamawiane w firmach kateringowych. I przeważnie jestem rozczarowana. Zastanawiam się wtedy, czy osoby odpowiedzialne za zamówienia wiedzą, co zamawiają. Chyba nie.
Ta ” Chata Rybaka” znajduje się w najbrzydszym miejscu tej części Gdyni – jest jeszcze trochę takich miejsc z budami i budkami. Może kiedyś i ta gastronomia z budek będzie bardziej estetyczna.
Jolinku,
Dbaj o siebie i wracaj szybko do zdrowia.
Kupiłam dziś ogórki, koper i chrzan – zrobiłam kilka słoików małosolnych do bieżącego spożycia. Ogórków kiszonych na zimę nie robię, bo niezbyt mi się udają.
Jolinku-trzymaj się i wszystkiego dobrego !
Ewo-dzięki za kolejne hiszpańskie fotoreportaże.
Krystyno-dzisiaj moje małosolne były na śniadanie w towarzystwie sera korycińskiego
z kozieradką.Małosolne mogę chrupać od rana do wieczora do wszystkich posiłków.
Jerzego Bralczyka „Jeść” czytam sobie w ramach letnich deserów 🙂 po kilka haseł dziennie.Bardzo miła lektura.
Upały,upałami,ale wakacyjny czas sprzyja jednak wszelakim podróżom.
My w minioną niedzielę,wespół w zespół z kuzynką Magdą,ruszyłyśmy właściwie tuż za miedzę: https://plus.google.com/u/0/photos/104147222229171236311/albums/6043566972158117489
Najzabawniejszą rozmowę odbyłyśmy w miejscowości Gwizdały,gdzie przybyłyśmy z zamiarem zwiedzenia Muzeum Gwizdka.Wszystko wskazywało na to iż muzeum jest nieczynne,ale by upewnić się,jak sprawy wyglądają zajrzałyśmy do pobliskiego sklepu spożywczego.
-Chciałyśmy zwiedzić muzeum,czy jest może dzisiaj otwarte?
-Dzisiaj??? Przecież dzisiaj niedziela.
-No właśnie,w niedzielę turyści mają czas na zwiedzanie.
-Nie,muzeum jest czynne od poniedziałku do piątku.
-Jasne…
Jolinku – życzę zdrówka.
U mnie od kilku dni 35 stopni, a ja ciągle bez wody. Wrrrr.
Danuśka, dziękuję za zdjęcia z Iławy i okolic. Dziadek od strony ojca wciąż tam mieszka.
Dopiero niedawno skojarzyłem, pod jakim wezwaniem są kościoły w Iławie, autochtoni chodzili albo do białego(kolor elewacji), albo do czerwonego(ten koło ratusza).
Wczoraj był rosół na zimno, dziś barszcz w zestawie obiadowym typu Konopielka na gorąco. 1(jeden) duży burak 7,5 PLN.
Krysyno – gorąco namawiam na zrobienie ogórków na zimę. Żadne kupione nie dorównują domowym. Ja kwaszę tak: na dno słoika wkładam koper i czosnek i to już wystarcza by ogórki były smaczne. Można jeszcze dodać gorczycę, korzeń lub liść chrzanu, liście wiśni czy porzeczki czarnej. Moim zdaniem tajemnica tkwi w ilości soli w solance. Przez lata wypracowałam, że najsmaczniejsze są wówczas gdy na litr wody damy łyżkę stołową soli, taką z małym naddatkiem. Są pyszne i aromatyczne do ostatniego słoika.
Szanowny Gospodarzu – dziękuję za miłe słowa. Chętnie porozmawiałabym dłużej, ale byłam trochę speszona. Wspominam dobrze jeden, jedyny katering, zorganizowany jakąś porą w ministerstwie kultury dla muzyków – rzeczywiście zaskoczył nas jakością i pomysłowością. Nie wiem tylko jaka restauracja go przygotowała. Spieszyliśmy się tak bardzo w drogę powrotną, że w zasadzie szkoda było tak smacznych przekąsek. Serdeczności. Nana
Po ile jabłka i dlaczego tak drogo?
(Apropos niedawnej dyskusji o cenach i opłacalności produkcji jabłek).
Jedzmy śliwki 😉
Krzychu 🙂
Iława kulinarnie:sandacz w sosie kurkowym w tawerenie „Kaper” oraz pierogi z jagodami Pani Marzenki w restauracji „Port 110” ?znakomite,ale ozorki wieprzowe w sosie chrzanowym w ?Starym Tartaku? z niestety lekka włókniste.
Prawdziwy sezon na jabłka jeszcze się nie zaczął.Na straganach piękne śliwki,brzoskwinie,
morele,gruszki,borówki amerykańskie,jeżyny i nadal maliny oraz jagody.
Kupiłam dzisiaj piękne, dojrzałe brzoskwinie po 3,50/kg. W życiu nie kupowałam tak tanich brzoskwiń. Będę jadła cały dzień (Młodszej nie wolno). Miałam dzieci i już nie mam, pojechały, ale i tak dobrze, że były. Jutro zrobię leczo – trochę zjem, resztę zamrożę, Chyba zakiszę 2-3 słoiczki kapusty – w sklepach jest niesmaczna, niedokiszona a zaprawiona kwasem mlekowym. Niech sobie ją sami jedzą.
Tez sie skusilam na placuszki z cukini. Za rada Jolly R. posluzylam sie praska do ziemniakow. Bardzo skuteczna, tez polecam 🙂
Jolinku, rychlego wydobrzenia.
Danusko, sprobowalyscie na pewno roznych chlebow a pan piekarz udzielil pewnie cennych rad 🙂
Piękna pogoda. Wróciliśmy z 3 tyg. wizyty u dzieci. Zostawiliśmy napieczonego chleba i ciasta ala Marek. W zamian zabraliśmy 15 letnią wnuczkę. Odzwyczaiłem się od nastolatków. Toż to istoty z innej planety! Ciężko zrozumieć co w ich łebkach się lęgnie. Mieszanina katolicyzmu, buddyzmu, wegetarianizmu (to też filozofia) i innych izmów setka! Chwilami jakby nieobecna, słucha dziwnej muzyki (ale w samochodzie barok akceptowała) cały czas międli w palcach swojego smartfona…
Nie ma lekko. Za chwilę jedziemy do NYC, do Metropolitan Muzeum a potem zobaczyć postępy budowy kolosa w miejscu WTC. Ground Zero.
W czasie naszej nieobecności, pod okiennym klimatyzatorem jakieś ptaszki uwiły gniazdo i wyśpiewują serenady. Po powrocie sprawdzę kto zacz.
Teraz coś śmisznego:
http://demotywatory.pl/4372929/Ludzie-potrafia-nas-rozbawic-kilkoma-slowami
Jolinku,
ja też jestem połamana od paru dni, ale nic to – za chwilę minie (przynajmniej wierzmy w to!) 🙂
U nas dłuuuuuuuuuugi weekend, słoneczny, mamy Civic Holiday, cokolwiek to znaczy – każdego miesiąca mamy długi weekend.
Nie komentuję wpisu Gospodarza, bo jestem zielona z zazdrości (mnie tam nie było 🙁 ),
Przy okazji podpowiadam Nanie – Gospodarz jest peszący bynajmniej 😉
Dzien dobry,
Alino,
Rada prosto od Cypryjki :). Ciesze sie, ze sie przydala.
Jem te kupione brzoskwinie wyłącznie nad zlewozmywakiem (nad talerzykiem nie mogę, bo natychmiast wyglądam, jak maluch z młodszej grupy przedszkolnej, któremu zapomniano zawiązać serwetkę pod broda). Są tak soczyste, że kroję na cząstki głęboko pochylona nad zlewem, inaczej nie da rady. Smaczne, orzeźwiające, dość słodkie, , aż się marzy mus mrożony z kleksem śmietany i kulką lodów, ale przecież sama dla siebie jednej porcji nie będę robić. Nie wiem jak Młodsza, ja chyba schudnę na wiór, zupełnie się nie odchudzając.
Pyro-jak to byłoby pięknie schudnąć na wiór (no dobrze,może nie na wiór,ale o parę kilo)
zupełnie się nie odchudzając….
Osobisty Wędkarz uważa,że dojrzałe brzoskwinie albo renklody należy jadać jedynie
w wannie 😉
Alino-piekarz był cudownym gawędziarzem i zawodowcem,jak się patrzy 😉
Chleby w kilkudziesięciu rodzajach i odmianach były do kupienia na kilku stoiskach,ale:
-kuzynka Magda wypieka swoje własne pieczywo regularnie i wielorako
-ja natomiast mogę kupić różnego rodzaju,znakomite chleby w moim sklepie osiedlowym.
Własne bochenki piekę jedynie jesienią i zimą,bo nie mam odwagi włączyć piekarnika przy tych obecnych 32oC w cieniu i w mojej słonecznej kuchni.
Czy zwróciłaś uwagę na stoisko z naszymi serami zagrodowymi?
Toż to wybór,jak w Owernii 🙂
Krysiude,
ogórki na zimę robiłam wielokrotnie, ale zniechęciłam się nieodwołalnie, bo większość po pewnym czasie była niejadalna. Albo robiły się miękkie, albo pleśniały, albo choć twarde nabierały ciemnego koloru i traciły smak. Powiedziałam więc stanowczo choć z żalem : dość ! No, trudno.
Z temperaturą u mnie jest tak samo, ale wody mam pod dostatkiem.
Danuśka,
bardzo ciekawe miejsca zwiedzacie z Magdą. Na sery patrzyłam z zazdrością.
Jabłka w naszym sklepie są po 3,90 zł. Pewnie wkrótce stanieją. Ja też, choć przepadam za jabłkami, teraz wolę inne owoce.
Dobry wieczór 🙂
puściłem pawia 😳
Irek,
wstydź się 👿
Irek – nooo, takiego, to proszę bardzo.
Irek – żebyż one tak dzioba nie darły…!
Połamana ofiaro upału, Jolinku – tylko jedno może Ci pomóc – negroni, gorzkawe, zmysłowe i chłodne.
Może jednak dwa dla Ciebie i parę dla mnie. Serdecznie uzdrawiam 🙂
Obśmialiśmy się jak norki.
Popołudniowa, poobiednia lampka wina na ogródku, zabraliśmy ze sobą Mruśkę, akurat pojawiły się czipmanki.
Jakież ona robiła podchody strategiczne, żeby przydybać …
nic z tego! Strateg z niej żaden, bo ona się powolutku przymierza, kocie ruchy i te rzeczy, a czipmanki mają to wiadomo, w głębokim poważaniu. Biegają jak wściekłe, raz tu, raz tam i zupełnie nie boją się Wielkiego Kota, nie wiem, czy są ślepe czy nie, dosłownie przed nosem jej biegają i nic sobie z jej obecności nie robią 🙄
A ona niby wie, że coś powinna, wypadałoby i tak dalej, ale nie wie co dokładnie.
Jedzenie ma z torby albo z puszki…po co tu łowić śliczne zwierzątko?
Teraz już Radzio kotów nienawidzi, albo inaczej: koty dzielą się na dwa rodzaje : 1. dobrze znajomy i ignorowany kot sąsiadki i 2. cała reszta kociego rodzaju, za którą rzuca się nie patrząc na nic i na ile mu smycz pozwoli, drąc mordę przeokropnie. W szczenięcych latach myślał, że te puchate zręczne stworzenia służą szczeniakom do zabawy i próbował… rzucał się w pogoń, chciał przewracać na grzbiet – jak to pies. Kota pani z V-go piętra uiekała przed nim, chowała się pod szafą, wskakiwała na stół – aż straciła cierpliwość – siadła tuż przed psiakiem i jak mi nie trzaśnie w pysk jedną łapą, jak poprawi z drugiej strony… Pies najpierw zgłupiał, a potem chciał zjeść, trzeba go było stamtąd zabrać. I jak on ma lubić koty?
Pyro,
Ja mam w tym momencie przed oczami taki obraz – kot Nisi i Rumik, fajne piesio. Rumik omal się nie zapluł, szczekając na Kota, a Kot ani drgnął. Trwało to mniej więcej pół godziny, raczej więcej. Rumikowi w końcu zabrakło głosu, a kot ma cierpliwość, oj ma!
Alicja – kot może i ma cierpliwość, ale ja nie. Wiem, że Nisia kocha psy tej rasy, bo ja bym po takim koncercie psim była gotowa do morderstwa i byłaby to zbrodnia w afekcie, a raczej w amoku. Nie dla mnie szczekliwe psy.
Pyro,
przyznam się po cichutku, że ja też byłam bliska morderstwa, ale jako gość powstrzymałam się.
Wolę Rumika wieszającego sie na sznurówkach moich trampek 😉
Alicjo,
po jakim ciuchu? Nie powinnas, bylas chlubionym gosciem. A teraz na forum? Jakie to po ciuchutku? Czyzby Nisia nie byla Ci juz potrzebna?
A feee!
Przeciez masz adres email do Pyry, telefon I rozne takie. Dlaczego te dyrdymaly wypisujesz na blogu.
Chyba przedobrzylas z napitkami.
Blog jest od tego, żeby się dzielić z ludźmi tym i owym, często też wspomnieniami z przebytych wspólnie wrazeń, ze Zjazdów na przykład i tak dalej.
Owszem, mam adresy i kontakty – niunio, nie dyryguj co mam robić, o czym mam pisać, a o czym nie.
Przepraszam że przepraszam, ale nadal będę wypisywała dyrdymały. Możesz ich nie czytać – to Twój wybór.
http://bartniki.noip.me/news/IMG_4532.JPG
p.s. Chamskie „Czyzby Nisia nie byla Ci juz potrzebna” jest chamskie.
Tyle na ten temat.
Alcjio,
bardzo przepraszam, nie chcialam Cie poruszyc….Tak sobie tylko pomyslalam. Moze nawet nie stosownie. Sorry again!
A ze chamskie, no coz, to wyplynelo z kontekstu.
Milo, ze tak nie myslisz.
„Jestem śpiewakiem operowym – zdradza.”
Ja bym nie zdradzała, ja bym się tym chwaliła 🙂
Od jakiegoś czasu w polskiej „dziurnalistyce” króluję „zdradzanie”, albo „ujawnianie”.
Ręki opadajo….
http://wyborcza.pl/1,87648,16423422,Przystanek_Polska.html#BoxSlotIMT
Alicjo, przeczytałem świetne zdanie:
Kłócić się z kretynem, to tak jak grać w szachy z gołębiem.
Figury Ci poprzewraca, nasra na szachownice, a i tak będzie opowiadał, że wygrał!
Co dedykuję…
Cichalu,
ściskam Ciebie serdecznie i mocno, a Jerzor Ewę dwa razy mocno, ale delikatnie i subtelnie, powiada.
Nie odnalazł się kpt. Janusz, bardzo nas to martwi.
Jolinku zdrowiej szybko!!!!!
Lato to nie pora na chorowanie!
1:15
Pomyslalas????????
Przeczytałem co napisałem i doszedłem do wniosku, że przeważnie wszelkie pejoratywne określenia są rodzaju męskiego. A dlaczegosz to?!
Są idiotki i kretynki, ale brak głupolek czy imbecylek, wreszcie palantek i niedorobionek… a możliwości są nieogarnione!
A propos, zauważyliście Państwo, że ostatnio karierę robi słowo „ogarnąć”?
🙂
Cichal,
nie ogarniam 🙄
Nowy,
yes, I do.
Nowy 1:15 NIE! To proces mało prawdopodobny…
Alicjo, poczytaj polską prasę. Tam wszystko się ogarnia, albo nie ogarnia. Taka moda.
ALA, nie zaczynaj. Potraktowałem Cie serio i nie ogarniam! 🙂
Nie moi drodzy,
ostatnio kroluje we wszystkich wypowiedziach „wzmozony”!!
Jako pierwsza wprowadzila ten zwrot, jako inwestywe Pyra – Jagodzie.
Brzydko kiedy ktos komus wytyka.
Error:
inwektywe
Cichalu,
my się rozumiemy bez słów, wydaje mi się, w końcu zjedliśmy beczkę soli, pożarliśmy ostryg trochę, popiliśmy piwem 😉
Ale czasy się zmieniają, no i „niech ta”, prasa też. Ja pozostaję przy swoich przyzwyczajeniach językowych. Wydaje mi się, że piszę w miarę poprawnie, będąc prawie 40 lat tu, gdzie jestem.
Niuniu,
Piszac „yes, I do” sugerujesz, ze to trwa.
Moze odpusc na troche, bo to moze okazac sie zbyt meczace. 🙂
Niuniu, nasza znajomość z Alicją nie należy do kategorii „być komuś potrzebnym do czegoś”. My się lubimy.
Takie zjawisko wciąż występuje w naszej rzeczywistości.
Niuniu, a Ty jesteś prawdziwa?
Tak Nisiu,
najprawdziwsza.
Niechciana sasiadka Nowego, ale coz poradzic jesli kto ma jakies aniomozje.Teraz, poznawszy kto zacz, podzielam.
Ja,Twoja Nisiu czytelniczka.
Bra….