Za stołem z ambasadorem
Właśnie skończyłem czytać i gorąco polecam tę lekturę wszystkim, których interesują polityka, dyplomacja i całkiem zwyczajne życie w Polsce od czasów drugiej wojny światowej do dziś. Książkę zatytułowaną „Dyplomata na salonach i w politycznej kuchni” napisał Jerzy Maria Nowak, a wydała ją oficyna Bellona. Dzieło kupiłem ze względu na autora, którego znam zza stołu, bo zdarzało się nam wspólnie biesiadować w naszym wiejskim towarzystwie. A – jak wspominałem – niemal w każdej wsi mojej gminy rolników mniej niż naukowców, pisarzy, polityków, dyplomatów, a także byłych ministrów.
Jerzy M. Nowak zdobył od pierwszego spotkania przed laty moją sympatię swoim smakoszostwem. Zna się na dobrym jedzeniu, potrafi je ocenić i świetnie na ten temat mówić. Na dodatek był on – i to niewątpliwe – przez lata najbliższym przyjacielem Ryszarda Kapuścińskiego, którego ratował z poważnych opresji (w tym i zdrowotnych) jako dyplomata długo pracujący w Afryce.
Losy Nowaka wiodły z Podola, gdzie urodził się jako syn wiejskich nauczycieli, przez Opolszczyznę, gdzie się uczył aż do matury, studia w wyższej szkole dla przyszłych pracowników dyplomacji w Warszawie, by potem rzucać go po świecie, czyli z ambasady do ambasady.
Wielki talent narracyjny pozwolił autorowi napisać książkę, którą czyta się jednym tchem. Los bowiem zrządził, że żył on w najbardziej zapalnych punktach naszego kraju w momentach niezwykle trudnych. Dzieciństwo pośród Ukraińców na Podolu, a później wyzucie rodziny z ojcowizny i długa podróż do Polski nie spowodowały u niego jakże znanej w naszym kraju postawy antyukraińskiej czy rusofobicznej.
Późniejsze obcowanie ze Ślązakami opolskimi ciemiężonymi przez peerelowskie władze, ale także przez nowych sąsiadów przybyłych zza Buga pozwoliły zrozumieć cierpienia ludzi niszczonych pod pretekstem ich obcości etnicznej. Nowak jest więc jednym z niewielu Polaków, którzy po dramatycznych epizodach w życiorysie nie nosi w sobie nienawiści ani do wschodnich, ani do zachodnich sąsiadów. I myślę, że właśnie dzięki temu mógł on tak dobrze wypełniać swoje dyplomatyczne obowiązki, które często rzucały go w zapalne miejsca na naszym świecie w charakterze strażaka gaszącego ten ciągły i tlący się wiecznie pożar.
Ma też Jerzy Maria Nowak pewien dystans do siebie samego. Lekka autoironia dodaje książce humoru i wywołuje u czytelnika uśmiech. Na koniec więc przytoczę krótki fragment, w którym autor pisze o swoim wieku:
Oddając wspomnienia do druku, kończę 76. rok życia. Pamiętając o przedwczesnej śmierci ojca i dziadków, nie sądziłem, ze będę żył tak długo. Nie czuję się staro, ale trzeba sobie zdawać sprawę z realiów. Zabawnie przypomniał mi to Daniel Rotfeld [też sąsiad zza miedzy – przyp. P.A.], przytaczając pytanie brytyjskiego naukowca, opracowującego historię KBWE/OBWE, który przebywał w Warszawie w 2012 roku: „Chciałbym też przeprowadzić wywiad z Nowakiem, ale nie wiem, czy on jeszcze żyje.
Żyje, żyje i to jeszcze jak. Uczy studentów, biesiaduje z sąsiadami i tylko w swoich wspomnieniach nie ujawnił ani słowem swoich gurmandowskich pasji, zaledwie wspomniał o menu studenckim i flakach podanych na weselu u teściów. A gdzie przyjęcia dyplomatyczne? A tak na to liczyłem.
Komentarze
dzień dobry ….
przyjemny poranek bo po deszczu chłodniej się zrobiło …
u mnie dzisiaj wątróbka z jabłkami i naleśniki z musem jabłkowym … no i kotka na 2 tygodnie u mnie zamieszka … 🙂
fajnie co nie …. 🙂
@edwardlucas: polish embassies ? where can I buy Polish fruit & veg? Please let us know @sikorskiradek @maw75 @MSZ_RP … i dostał listę sklepów w Londynie …. informacja z twittera …
Krzychu, mam książkę o naprawie różnych przedmiotów zabytkowych i mam wrażenie, że o lace też jest. Sprawdzę więc i to. 🙂
Mój zięć pracuje na wysokim stanowisku w wielkim koncernie amerykańskim i często przyjeżdżają do nich Amerykanie. Ostatnio byli w pięknej restauracji, dostali malutkie, zimne porcje po 12o zł talerz, po wszystkim poszli do baru mlecznego i się nareszcie najedli.
Pyro – napisałem do Ciebie na pocztę. 😀
DużeM, będziemy z Małżonką zobowiązani.
Kiedyś w sprzedaży w branży papierniczej były laski laki, do pieczętowania dokumentów, po starej znajomości może bym i dostał.
Ale to zdaje się nie ta laka 🙂 Trzeba by ją barwić. Poszukam patyczków woskowych do renowacji mebli.
Krzychu, te laski to był lak, a nie laka. Skład i pochodzenie zgoła odmienny 🙂
MałgosiuW, osioł ze mnie-faktycznie! Już nawet upał nie nadaje się na czynnik mitygujacy. Dziękuję za naprowadzenie na właściwą ścieżkę 🙂
Torlinie – przeczytam, oczywiście
Krzychu – napisz do Muzeum narodowego w Toruniu, dział konserwacji albo do poznańskiego. Konserwatorzy chętnie dzielą się wiedzą (oczywiście oprócz trików zawodowych) ale te dotyczą tylko malarstwa. Miejscowe muzeum też by odpowiedziało chętnie na pocztę elektroniczną, no i dla nich to bliska technika, a dla naszych – niekoniecznie.
Planowałam, planowałam, a życie sobie. Nie usmażę placuszków z cukinii, bo cukinie w moim sklepie mają format męskiego ramienia i to chłopa, nie ułomka. I co ja zrobię z taką ilością? Przecież nie zapcham zamrażalnika po sufit. Nie upiekę też drugiej edycji okruchowca z tegoż powodu – śliwki wielkie, jak pięść nie nadają się. Będzie więc puchatka z malinami i czarną porzeczką.
Gospodarzu – stół dyplomatyczny to u Pas – senta i p. Michałowskiej i u Magdaleny Samozwaniec i troszkę u Starej Żaby. A jeszcze Nelli Rubinsztajn i Iwaszkiewicz – tam jest i menu i sposób podania. Jest jeszcze w „Życie codzienne w pałacu Buckingham” – to stąd wiem, że nie chciałabym jeść kolacji z Jej Wysokością.
Francuzi to mają fajną Służbę Zdrowia …
http://www.independent.co.uk/life-style/health-and-families/health-news/french-hospital-to-open-wine-bar-for-patients-as-doctor-defends-the-right-to-have-fun-9641920.html?utm_source=twitterfeed&utm_medium=twitter
Póki co jeszcze Muzeum w Toruniu narodowe nie jest. Kolekcję mebli z laki i dział konserwacji ma Muzeum w Wilanowie i jeszcze kilka. Jeśli Krzychu okażesz cierpliwość to postaram się zajrzeć do swoich zbiorów, bo mam coś o sztuce koreańskiej i o konserwacji też, ale że nie miałam dotąd mebli z laki i nie zgłębiałam mocno tematu. W ostateczności użyję wpływów. 🙂 Na razie znalazłam to do poczytania. Pomysł z miejscowym muzeum nie jest zły, pytanie czy jest takie i czym się zajmuje 😯 .
http://www.pracownia-japonska.pl/informacje,laka-japonska-projekt,9.html
i całkiem jak Twoje http://www.desa.art.pl/?pozycja=135
i jeszcze takie pomysły na jabłko …
http://smakuje.blox.pl/2014/08/10-ciekawych-sposobow-na-jablka-1.html
Laki raz uszkodzonej, zmetnialej nie da sie juz naprawic. Mozna co najwyzej ponownie pokryc kilkoma ( a nawet kilkonastoma) warstwami lakieru. Ale z cennymi antykami lepiej jest tego nie robic, bo znaczaco zmniejsza sie wartosc przedmiotu. Tak powiedziano Starej w zakladzie konserwatorskim dokad przyniosla cenna, 70-letnia szkatulke z Polechu, ktora Pani dochodzaca usilowala wypucowac jakims czyscikiem chemicznym i dokumentnie zniszczyla pudelko. Ktos inny radzil sprobowac (ale nie na sile) przywrocic blask z pomoca bardzo sraoswieckiej i trudnej do znalezienias w sprzedazy pasty do pucowania zlotej bizuterii i cennych kamieni Cristaline. Ale raczej nie.
Kocie, jeżeli dobrze zrozumiałam Krzycha, meble nie są zmatowiałe, tylko warstwa laku ma odpryski, chodzi o uzupełnienia, Trzeba by nanosić lakę miejscowo, a o tym, to ja nie mam pojęcia. Moja sąsiadka miała śliczną tacę kupioną w śp. Oriencie. Też ją „umyła” jakimś preparetem na spirytusie. Nie ma już tacy.
DużeM, oczywiście, że okażę cierpliwość-nigdzie mi się nie spieszy.
W lokalnym muzeum byliśmy, nie kojarzę wyrobów z laki, ale jeszcze się tam wybiorę i popytam.
Kocie, dziękuję za cenną radę. Ja na szczęście nie martwię się o połysk, bo tego im nie brakuje, ale o niewielkie ubytki, odpryski.
Meble to nie szkatułka, więc są pokryte laką, a nie wykonane tylko z niej.
Chyba chodzi o sztywność konstrukcji, bo najwyższy przedmiot jaki widziałem wykonany z laki, to stolik, typowo tutejszej wysokości, czyli do kostek.
Jest w Seulu galeria wyrobów z laki i masy perłowej, jutro u nich zapytam.
http://www.ehow.com/how_12146912_repair-chinese-lacquer-furniture.html
Pyra zlała wiśniak (owoce z pestkami_ wszystkiego 1,5 l, a mimo tego, że słodkie to-to ale mocne; męski napitek. Wiśniówkę zleję jutro. Dzisiejsze owoce z nalewu wcisnęłam sąsiadce – jej mąż trunkowy, to zaoszczędzi na półlitrówce. Za pieczenie puchatki też się zabiorę jutro, wcześnie, zanim zrobi się gorąco. Radek też ma ugotowane jedzenie na kolejne dwa dni w lodówce, a ja wątróbki kurze, które miały być na jutro, wrzuciłam do zamrażarki, bo na jutro mam jeszcze jedzenie z dzisiejszego obiadu. Jakoś nie mam specjalnego apetytu, jem z rozsądku. Dzisiejsza dyskusja o meblach Krzycha spowodowała, że wysłałam prośbę do znajomej, o której wiem, że ma „Meblarstwo artystyczne” Brucks’a (u umlau) żeby pożyczyła – dawno tego w rękach nie miałam. W domu jest szkło, porcelana i broń – mebli niet.
… https://www.youtube.com/watch?v=RJprGd5-DpQ …
Dziękuję, Asiu.
Znalazł /a/ się nadawca obfitości pocztówek na cały rok. To Ani koleżanka od chodzenia po górach. W tym roku zabrała córkę kuzynki i pętają się po Beskidzie Śląskim i paśmie Babiej Góry i na taki pomysł wykorzystania starych pocztówek wpdły. Dowcipne niewątpliwie. Na kolację chleb z masłem i sałatka z pomidorów tylko z cebulką, solą i pieprzem. Bardzo dobra kolacja. Pozostałe po rozlewaniu w butelki ok 50 ml wiśniaku, wlewam po trochu do szklanki z woda i taki bardzo rozwodniony sznaps służy mi od godziny do toastów pamięci. Powolutku może wystarczy za wszystkich, których i które znałam (ok 23 osób) Piszę około, bo nijak nie mogę dopasować w pamięci 2 nazwisk.
Mam nadzieję, że Gospodarz wybaczy długi wtręt nie na temat. Książkę chętnie przeczytam bo opowieśc red. Pas – senta była bardzo ciekawa i tu tez mam taka nadzieję.
Krzychu, w skrócie : wilgotność względna 50-60%, możliwie stała temperatura, ochrona przed nadmiarem światła dziennego, nie czyścic wilgotną szmatką już bardziej płynami alkoholowymi delikatnie. National Palace Museum na Tajwanie używa nasączonych winem ryżowym miękkich szczoteczek, ostrożnie, żeby nie zniszczyć blasku. Wgłębienia sprężonym powietrzem. W Japonii i Chinach ( pewnie w Korei też) ubytki uzupełnia się tradycyjnym sposobem używając laki z soku urushino-ki. U nas do przychwytywania rozwarstwień na przedmiotach z drewna stosuje się mieszaninę woskowo- żywiczną. Wosk uelastycznia warstwę laki i działa spajająco. W zależności od jakości i stanu laki dodaje się do wosku pszczelego żywicę np. damarę, która dodatkowo spaja i dostaje się tylko podłoża w miejscu spękań. Nakrapia się i rozprowadza na miejsca ubytków czy łusek, ostrożnie rozprowadza niezbyt gorącym krauterem i bez nacisku wprasowuje. Po kilku dniach usuwa się masę woskową benzyną np. Powtarza się to kilkakrotnie co kilka dni przynajmniej do ostatniej warstwy dodając żywicę, która chroni przed brudem, a wosk uelastycznia, wypełnia przestrzenie i umożliwia sprasowanie łusek. uff.. to w Europie czy to samo zalecą Ci u Ciebie? Wiem, że u nas jest czarny wosk w batonach, pałeczkach? Proponowałabym ewentualnie delikatnie oczyścić i zobaczyć co wyjdzie, oczywiście jeśli masz jakiekolwiek doświadczenie. Albo zapytajcie sąsiadkę, może znać sposoby lepsze niż te nasze. Znalazłam jeszcze to może też coś znajdziesz dla Ciebie. Rémi Maillard, 5 Route de Vierzon 18330 Nançay, France – Tel: +33 (0)2 54 49 80 87 / +33 (0)2 48 51 89 37 – Email: remi.maillard0@orange.fr Przepraszam, że nie prosty link do jego strony ale coś jest nie tak.
Lubię robić nalewki, ale ich zlewanie i filtrowanie to droga przez mękę. Walczyłam dziś ze smorodinówką. Czy ktoś z Was zna jakiś mniej rujnujący system nerwowy system filtrowania? Przeszłam już przez filtry do kawy i flanelę.
Małgosiu – najprościej – nie filtrować, ustoi się w butelce. Używając b. ostrożnie zlać do innej butelki albo do karafki. Ja czasem tak robię, a potem filtruję tylko pozostałość. Tylko cytrynówkę farmaceutów koniecznie trzeba filtrować przez flanelę (bo ten serek przełazi przez wszystko)
Miałam dziś przyjemność spotkać się z Gospodarzem i p. Barbarą podczas Nadmorskiego Pleneru Czytelniczego w Gdyni. Pogawędziliśmy sobie o różnych miłych sprawach, a Gospodarzostwo w części oficjalnej przepytywani byli na scenie przez Jerzego Kisielewskiego na temat swojej działalności pisarskiej i kulinarnej. Nabyłam najnowszą książkę Piotra – ” Jak smakuje pępek Wenus” i zamierzam oddać się dziś miłej lekturze. Dedykacja Autora – bardzo sympatyczna. Plener odbywa się w pięknej scenerii przy gdyńskiej plaży, a pogoda dopisała.
Małgosiu ja przecedzam przez drobne sito i tak sobie stoi w galonie a jak wlewam do butelki do picia to na sito wkładam warstwę płatków kosmetycznyczny i przecedzam wolno ale zawsze po butelce lub dwie i się nie narobię naraz za dużo …
Krystyno to miły dzień masz … 🙂
Jolinku,
bardzo miły, bo przed południem spotkałam się też koleżankami w kawiarni nad morzem a potem odwiedziłam synową i wnuka, którzy od dziś urlopują od pracy i przedszkola. Żadnych porządków i gotowania, bo wczoraj przygotowałam leczo – tylko rozrywki.
Przyjemny dzień, Krystyno. Zawsze spotkanie z Basią i Piotrem zaliczam do przyjemności, a koleżanki w kawiarni i wnuk „urlopowany” od wstawania bladym świtem, to też miłe. Każdemu czasem taki dzień potrzebny.
Owoce z nalewek dodajemy po kilka do kawy i do lodów. Nalewki odstawiam do ustania się, potem delikatnie ściągam wężykiem klarowny płyn. Pozostałość filtruję przez watę bawełnianą upchniętą w szerokim lejku. Nalewki farmaceutów nigdy nie robiłam, kiedyś nastawiłam litr nalewki na mieszaninie ziół i przypraw, wszystko zgodnie z opisem – całość była b.aromatyczna i mętna. Stała w słoiku ponad rok i nie ustała się. Filtrowanie przez watę, filtry do kawy itp nic nie dało. Po n-tej próbie filtracji poirytowana wylałam do zlewu.
I ja miałam dziś przyjemność poznać osobiście Gospodarza bloga wraz z Małżonką i otrzymać wpis do bardzo pięknie wydanej książki. Mój plan koncertów jest na razie zrealizowany, jestem więc wolna i wspaniale spędziłam dzisiejsze popołudnie w Gdyni, ale ze zdziwieniem stwierdziłam, że dość niewiele osób uczestniczyło w spotkaniach, może to piątek i czytelnicy szykują się na sobotę? Serdeczności. Nana
A Pyry pośpiewały sobie razem z Warszawą. Bardzo fajne jest takie wspólne śpiewanie. Kiedyś Kraków robił coś takiego pod hasłem, bodajże, „śpiewnika domowego” To zawsze chwyta i na brak uczestników nie można narzekać.
Nana, mówię Ci – ten blog, to potęga (nawet jeśli z lekka nadkruszona).
Olape – na przyszłość wlej na szerokie sito wyłożone nową, niespraną flanelą i zostaw na kilka godzin albo na noc. Przesączy się czysty płyn. Nalewkę farmaceutów czasem trzeba sączyć 2 x ale rzadko. Tu nie ma co czarować – bardzo drobne cząstki sera przypominają frakcję mułową. Ale rezultat – cymes, luksus i ambrozja.
Kraków śpiewa 11 listopada. Ja także posłuchałam piosenek powstańczych.
@ MałgosiaW, już dawno odpuściłem filtrowanie. Ilość lekarstwa na uspokojenie zawsze przekraczała ilość przefiltrowanej nalewki 😈
Wypróbowany sposób. Zlać nalewkę do płóciennego woreczka i wycisnąć. Sprawdza się przy agrestówce, morelówce itp. czyli nalewkach z dużą ilością zawiesiny.
Drugi sposób to b. gęste sitko ze stali nierdzewnej i to wystarcza spokojnie np, na dereniówkę , śliwowicę …
Zgrałem zdjęcia z karty. Zdjęcia przeznaczone dla miejscowej ludności . Będą mogli wybrać coś dla siebie i znajomych. Jeśli ktoś z blogowiczów chce obejrzeć Święto Kwiatów na Wyspie to zapraszam. Może kiedyś znajdę czas by przebrać …
https://picasaweb.google.com/117058604526315789327/BloggerPictures#slideshow/6042287537265604962
Irku, ja mam taki specjalny lejek plastikowy z bardzo gęstym sitkiem, tak gęstym, że natychmiast się zatyka 👿 Ale kupuję pomysł, żeby odstawić na jakiś czas, a potem ostrożnie zlać i filtrować tylko końcówkę.
Misiu – zlituj się. Ile ta wyspa ma mieszkańców? Wszyscy się przebierają? Czy każdy ma kilka kostiumów? Jak zwykle najśliczniejsza była diablica, a najbardziej wzruszające starsze panie. Podoba mi się pomysł tych fotografii – plan ogólny, głąb, zbliżenie ciekawostek, prawa i lewa flanka. Chyba wszystkich uchwyciłeś.
Potrafią się bawić na tej wyspie 😀 Uśmiechnięci, kolorowi ludzie i ufoludki 😯 🙂
Phi, co to za wyspa: tylko cztery tysiące mieszkańców…
Połowa się przebiera, albo bierze udział w przygotowaniach.
Święto co dwa lata.
Na Blogu Bobika link do słuchowiska z Heleną w roli głównej.
To już jutro, Misiu. Dobranoc
Wysłuchałam słuchowisko „Przyjaciółki z Żelaznej ulicy”. Helena ma bardzo interesujący głos, a treść jest bardzo ciekawa.
Dziękuję Marku za podpowiedź.
http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,138262,16405280,Maciej_Nowak___Jedzenie_znaczy_tyle__co_seks_w_latach.html#TRwknd
Wróciliśmy ze stolicy naszej pięknej chwilę temu. Pojechaliśmy do ambasady/konsulatu, żeby wyrobić sobie nowe paszporty polskie, bo ważność naszych się skończyła rok temu z groszem.
Wizja jechania do Toronto i wyrabiania sobie tam paszportów przerażała nas, tłumy, kolejki i tak dalej. Tymczasem w konsulacie w Ottawie cisza, spokój, nikogo, nawet pan konsul na chwilę się pojawił, młody, przystojny człowiek. Załatwiliśmy sprawy, za mniej więcej 2 miechy będziemy mieli te paszporty.
Potem wstąpiliśmy do naszych znajomych od stu lat i tak zeszło do wieczora – próbowali nas zatrzymać na noc, ale Mrusia by się chyba wściekła, pusta micha i te rzeczy.
Tego nie robi się kotu. Nasi znajomi też mają kota – Charlie jest czarny i ma przepiękne zielone oczy, jest mniej więcej 2 razy większy od Mruśki (a ta malutka nie jest!), więc mieli wyrozumienie, ale umówiliśmy się, że jak będziemy odbierać paszporty, to będziemy ich gnębić przez dobę.
Jedzenie było znakomite, pani domu zrobiła to w 20 minut.
A potem pojechaliśmy na objazd okolicy tu i tam, i na piwo do knajpy nad Ottawa River. Było cudnie. Obliczyliśmy, że znamy się 33 lata, a rok pierwszy tej znajomości przemieszkaliśmy przez ścianę, dosłownie 😎
alicjaa.dyns.cx/news/4655
Zaznaczam, że zdjęcie może się nie otworzyć, końcówkę musiałam dopisać ręcznie, ale już nie będę wyrywać Jerza z wyrka, niech sobie śpi.
Jutro przywołam, bo kilka rzeczy się zmnieniło i ja nie wiem, osochozi i co on pozmieniał, przecież nie kot!
Dobranoc
…może to zadziała…
http://bartniki.noip.me/news/IMG_4655.JPG
Alicjo, dziękuje za świetny artykuł na sobotni poranek 🙂
Już nie ranek. Upiekłam jednak okruchowca. Pani w sklepiku powitała mnie rano „A ja mam śliweczki dla Pani”. To kupiłam, upiekłam i jest i przyda się na jutro. Tak wyszło, że Ryba z Matrosem na urlop jechali przez Woodstock, a teraz przez Poznań do Małopolski i jeżeli starczy czasu, w Bieszczady. A czasu wiele nie ma, bo Ryba (jak od kilku już lat) tydzień spędzi na warsztatach witrażowników. Jutro u nas nocują.
Automatycznie zabawa z nalewką wiśniową obsuwa się na przyszły tydzień. Nie pali się – postoi kilka dni dłużej.
Dzień dobry, a z naszej strony dobranoc.
Duże M, dziękuję Ci bardzo za poświęcony czas i zaangażowanie, postaram się nie zawieść 🙂
Z dzisiejszych odwiedzin u specjalisty od laki nic nie wyszło, dzień nam upłynął
na spotkaniu z przygodnie poznanym rodakiem, profesorem matematyki ze Stanfordu. Już piaty rok z rzędu przyjeżdża latem do Seulu na wykłady letnie. W herbaciarni na szczycie Bukchon Hanok Village akurat puszczali Szopena, ucieszył się ;).
Dowiedzieliśmy się, że ojciec jednego z założycieli Gugla, zresztą jego byłego studenta(Sergey był studentem, nie ojciec) dał nogę z Rosji z papierami z Polski. Czyli Gugiel ma polskie korzenie 😉
A na obiad, było to. Koreański sposób na upały
https://www.youtube.com/watch?v=Kn9hi9fAwUQ&list=RDKn9hi9fAwUQ
Wierzę Krzychowi na słowo, że ten chłodnik koreański jest smaczny. Zresztą N.Rubinsztajn też podawała bulion na zimno w filiżankach, ale naśladować nie będę bo i nie mam z czego i jakoś mnie nie ciągnie.. W gazecie, prócz tego linku do wywiadu z Nowakiem, jest i „subiektywny ranking najlepszych blogów kulinarnych, w tym i wega-. Nie korzystam z tych adresów w sieci. Mam swój – nasz, mam lubiany „100 smaków Aliny” na SO i starczy Zresztą te hipsterskie są zbyt obce mojemu podniebieniu, a sam pomysł, że ktoś gotuje/piecze, żeby ładnie sfotografować, wydaje mi się zwariowany. Pewnie, że przyjemnie popatrzeć na ładnie zaaranżowane zdjęcie ale to nie jest sama istota kuchni – to jest lukier i wisienka na torcie.
Dzisiaj w Poznaniu, jak zawsze w pierwszą sobotę sierpnia – święto Bambrów. Sporo dzieje się w mieście z udziałem osób w barwnych i strojnych kostiumach bamberskich, na straganach i w restauracjach. Chwała naszym Bambrom.
Wysłuchałam f-ty „Przyjaciółek ulicy Żelaznej” w wykonniu Heleny. Do treści samego pamiętnika nie będę się odnosiła, bo o czym tu mówić, ale wykonanie Heleny zaskoczyło mnie. Pozytywnie zaskoczyło. Rozmawiałam z Nią tylko raz, telefonicznie, w czasie I Zjazdu i osoba, z którą rozmawiałam, mówiła czystą, literacką polszczyzną, a timbr głosu miała wyjątkowo jasny. A tu – zaskakująca naturalność nieco szostkiego języka, z charakterystycznym – chociaż leciutkim – zaśpiewem rodem z jidysz (taką śpiewną polszczyzną mówi np Szymon Weiss). Nawette chropowatości, zacięcia, wynikające najpewniej z nie do końca oswojonego tekstu, nadają narracji autentyczności. Jednym słowem nie miałam pojęcia, że Helena jest naprawdę znakomitą aktorką! Kocie – niskie ukłony dla Starej. I na marginesie – rzeczywiście muzyka raczej przeszkadza, jest rodzajem łopatologii stosowanej.
Nie ma za co Krzychu, to było tak na szybko, może jakoś się przyda 🙂 Mam nadzieję, że pomogłam chociaż trochę, jak znajdę coś jeszcze (w bibliotece po przeprowadzce 😯 ) to dam znać. Opis rosołu jako chłodnika faktycznie dziwnie brzmi, ale zdjęcie to zupełnie coś innego, nawet makaron gryczany dobrze wygląda.
Pyro! Czy ktoś podał link do „Przyjaciółek…”? Szukałem, ale tylko można kupić całość.
Cichal -http://grooveshark.com/#!/search/song?q=Eugeniusz+Rudnik+Przyjaci%C3%B3%C5%82ki+z+%C5%BBelaznej+ulicy
Cichalu tu nie podał, ale Ci podam 🙂
http://grooveshark.com/#!/search/song?q=Eugeniusz+Rudnik+Przyjaci%C3%B3%C5%82ki+z+%C5%BBelaznej+ulicy
Spóźniam się o jeden dzień, ale podrzucam sznureczek do mojej ulubionej…hm… piosenkarka ci ona nie była, to była osobowość. No i Poeta mój ulubiony, pojutrze rocznica śmierci, czwarty dzień Powstania.
https://www.youtube.com/watch?v=XyOPRqdF7X8
Proste chłopskie jedzenie 😉
Wczorajsze, u starych znajomych w stolicy. Roboty na 20 minut, a nawet mniej, twierdzi Anka.
alicjaa.dyns.cx/news/IMG_4676
No tak…Juror ulepszając, pochrzanił (kulinarnie) coś.
Jak wróci z przejażdżki rowerowej, to po pierwsze dam mu w ucho, po drugie zagonię do roboty.
Smartfona sobie ostatnio kupił i nic, ino na nim siedzi, nie wiem po co. Ale niechta…byle by u mnie wszystko grało jak zawsze 👿
Obawiam się, że bp Hoser zrobi wiele, żeby wreszcie pozbyć się Lemańskiego. Ten zaś pyskuje jakby szefa nad sobą nie miał. Czarno widzę jego przyszłość „na urzędzie”.
Pyro,
taki urząd. Jak ktoś wchodzi w ścisłe parametra, to tak ma.
Kościół katolicki jest dla mnie niezrozumiałą instytucją, co innego mówi, co innego robi. Faceci, którym się wydaje, że opanowali świat i będą nim dyrygować.
Lemański jest osobą, która w tym układzie nie znalazła się według tych tam…Obirek też nie.
KK jest niereformowalny dzięki takim postaciom, jak Hoser.
Mnie tam niby nic do tego (tu mieszkam), ale serce mnie boli, że Polską dyrygują biskupi. WSTYD !!!
Czy naprawdę jesteśmy tacy durni?
Misiu-biała dama dziękuje Ci bardzo 😀
Jolinku-we francuskich szpitalach(przynajmniej tych,w których bywał Alain)jest całkiem powszechnym obyczajem,iż do obiadu podawane jest wino lub woda,wedle upodobań.
Oczywiście z wyjątkiem sytuacji,w których wino jest wykluczone z poważnych, medycznych względów.Menu obiadowe i kolacyjne występuje w 2 lub 3 opcjach.
My ostatnie kolacje i obiady jedliśmy w bardzo miłych plenerach Pojezierza Iławskiego. Wprawdzie bez najmniejszego kieliszka wina,ale za to z widokiem na Jeziorak.
Popijaliśmy całkiem dobre,lokalne piwo Kormoran.Ufff,najważniejsze,że było ziiimne!!!
Wycieczka,oprócz celów poznawczo-turystycznych miała też do realizacji zadania odwiedzinno-rodzinne oraz muzyczno-szantowe.W Iławie,na miejskiej plaży odbywa się dzisiaj kolejny koncert żeglarskich piosenek.Niestety,my dzisiaj musieliśmy być już z powrotem w domu.A poniżej dedykacja dla Nisi-naszej szantowej fanki 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=3SG6U2iIiDs
Zespół prezentował swoje piosenki na wczorajszym koncercie.
I drobny fotoreportaż dla zainteresowanych:
https://plus.google.com/photos/104147222229171236311/albums/6043025249020653921
Danuśka – znam te kąty i Twój reportaż sprawił mi przyjemność wielką.
Alicjo-dzięki za wywiad z Maciejem Nowakiem.Jestem zagorzałą czytelniczką jego kulinarnych opowieści w piątkowej „Wyborczej”.
Pyro-cieszę się 😀
Pyro, Stara serdecznie dziekuje i bardzio sie cieszy, ze Tobie sie sluchowisko podobalo.
Tekst nie jest pamietnikiem, lecz dokumentem spisanym recznie i zlozonym przez Autorke w Archiwach Jad Waszem gdy ubiegala sie o przyznanie medali Sprawiedlwych rodzinie Skowronkow, z ktorymi po wojnie utrzymywala kontakt listowy gdy bylio to mozliwe (bo nie zawsze wladze PRL przepuszczaly korespondencje z Izraela). Realizatorka tego sluchowiska (Maria Brzezinska z Radia Lublin) nie widziala powodu aby poprawiac gramatyke czy styl wypowiedzi pani ZK. Stracilaby wtedy ona na autentycznosci. Zysla byla niezbyt wylsztalcona kobieta, prowincjonalna krawcowa z zawodu, ale opis jej jest bardzo piekny i przewjmujacy , niezaleznie od gramatyki. Wiec to nie chodzi o to, ze Stara miala za malo czasu aby oswoic sie z tekstem – dostala go do przeczytania cale 20 minut przed nagraniem i czytala na wlasne spontaniczne wyczucie narracyjne.
Sluchowisko (nagrodzone przez Telewizje Niepokalanow) istnieje w dwu wersjach – barokowej zachowanej w internecie przez tworce dzwieku, pana Rudnika, oraz bardziej odpowiadajacej Starej, znacznie skromniejszej jesli chodzi o oprawe, zato z dluzszym i bardziej zrozumialym w wielu momentach tekstem.
Dostepna w sprzedazy ksiazla zawiera dyski z jedna i druga wersja. Stara nie miala zadnego wplywu na te oprawe dzwiekowa. Przyjechala do Lublina, nagrala i pojechala z powrotem do siebie.
Kocie. O tekście nie pisałam, bo autentyczność bije w uszy. Ja naprawdę i szczerze podziwiałam kunszt aktorki. Tak, odobało mi się bardzo i wiem dlaczego. O tym pisałam. Na kilku rzeczach trochę (niewiele) się znam – m.in na teatrze.
Dzieki.Pyro. Stara byla aktorka w poprzednim zyciu.
Kocie – artystą się bywa, jak wiesz. I nie pyskuj, bo nie znasz dnia, ani godziny.
Idę sobie. Do jutra
Pyro, ministrem się bywa, ale artystą się jest (albo i nie…)
Powiedzial co wiedzial 😎
Tyż prowda… 😉
…hmmmm.
Artystą się JEST, talent do czegoś, *iskra boża* jak to mówią, no i pasja, pasja, pasja.
To po prostu siedzi w duszy.
Bardzo dobrze Kocie, że dałeś nam możliwość wysłuchania tego słuchowiska. Jestem pod dużym wrażeniem. Ten gatunek odchodzi niestety na zupełnie boczne radiowe tory, gdzieś tam jeszcze przy sporym samozaparciu można czegoś posłuchać. Trochę szkoda.
A Markowi należą się podziękowania za pośrednictwo.
Nastał kolejny dzień upalnego lata. Przyjemnie wleźć pod prysznic letni, postać chwilkę pod ulewnym deszczem, wyłączyć, poczekać aż z cielska spłynie nadmiar wody i nie wycierając się, narzucić luźny chałat domowy. Na jakąś godzinę wystarczy.
Nie wiem, czy moje dzieci pomorskie będą jeść obiad, czy zwyczajem Matrosa wstąpią gdzieś po drodze na hamburgery, Tajemnica – jak facet, który w domu nie jada warzyw i kotletów mielonych, może zachwycać się hamburgerem z dyskusyjnej, przydrożnej budki? Na pytanie odpowiada prostodusznie „Wakacje mam; mogę jeść to, czego Mama zakazuje”.
Małgosiu,
na pocieszenie powiem Ci, że moje nalewki też mają osad na dnie butelek. Obejrzałam też te sprezentowane -wszystkie tak mają. To po prostu świadczy o tym, że produkt jest pochodzenia domowego, czyli jest najlepszy z najlepszych. 🙂
Dla odmiany: ciekawy artykuł o tym, co Japonka sądzi o barach sushi w Polsce : http://namonciaku.pl/3miasto/1,113053,16385417,Japonka_o_sushi_barach_w_Polsce___Sa_bardziej_egzotyczne_.html
Sytuacja jasna – Pomorzanie zjedzą po drodze ( a nie mówiłam?). W domu kawa, lody,napoje, te rzeczy. Jak zwykle po imprezie Owsiaka, rozbawieni i ogólnie – odmłodzeni co najmniej o 15 lat. Specjalnie na tę doroczną wyprawę kupili sobie duży namiot – 4-kę z kompletem łóżek, stołem, krzesłami itp, bo jak mówią, są już za starzy żeby spać „na glebie”. I nie obozują na polu namiotowym, gdzie tłoczno i głośno, tylko na cudzym, dużym trawniku za niewielką opłatą. Do obozowiska chodzą na wybrane koncerty i wykłady Akademii Sztuk Przepięknych. Schodzą z drogi szerokim łukiem wszystkim misjonarzom wszelkich wyznań, twierdząc, że ich działalność w takim otoczeniu jest szczytem głupoty, ale jakoś to nie zniechęca ani tych z Przystanku Jezus, ani tych od kultów wschodnich. Ot, jeszcze jeden rys barwnego zgromadzenia
Bliskie sercu klimaty – ten zamek zawsze był na horyzoncie, rzut beretem od Bartnik, 4 km.
http://poznajpolske.onet.pl/dolnoslaskie/turystyczny-cud-w-kamiencu-zabkowickim-nowe-zycie-monumentalnego-palacu/gykxb
Wracając do chłodników, w Grenadzie z przyjemnością wcinałam salmorejo:
https://picasaweb.google.com/104148098181914788065/Grenada#6037160543262080418
Nie napisano w powyższym artykule, że Zamek podpalili i rozszabrowali co się tylko dało (te kryształowe lustra w stajni końskiej) nasi przyjaciele-wyzwoliciele. Skąd to wiem?
Za moich czasów żyli tam ludzie, którzy byli świadkami „tamtych czasów” i opowiadali o tym, co tam się wtedy działo.
Bardzo się cieszę, że Zamek zaczyna żyć, pamiętam, jak zawsze na koniec roku szkolnego chodziliśmy tam (cała szkoła) na wycieczkę… i azalie pontyjskie w parku. Piękne miejsce, wspaniały park, a sam Zamek przeogromny.
Marianna Orańska przemieszkiwała w Białej Wodzie (Bila Voda) po czeskiej stronie.
Wojna niesie zniszczenia i zdziczenie obyczajów. A nasi szabrownicy, wykończający to, co zaczęli wyzwoliciele?
Ewo – barwna kraina i ciekawe zdjęcia/ myślę, że gdybym dzisiaj była w Hiszpanii, nie weszłabym do żadnej katedry. Ten przepych i ogrom jest przytłaczający. Jestem ciekawa zwykłego mieszkania – powiedzmy nauczyciela albo sklepikarza; ich sprzętów, trybu życia, kuchni. Czy ten chłodnik jest pomidorowy z papryką i śmietaną? Wcale się nie dziwię paskudnej reakcji republikanów na kler.
Tyż prowda, Pyro.
Nikt nie miał wtedy pieczy nad niczym, wszystko wolno…
Pamiętam jako dziecko opowieści jedynego we wsi Niemca, który nie chciał z Ziem Odzyskanych przeprowadzić się na Zachód, do tych „najprawdziwszych” Niemiec.
Tu się urodził, tu było jego miejsce na ziemi. Nauczył się języka polskiego i wrósł w tę naszą wiejską społeczność, która przede wszystkim była „zza Buga”, a tylko my „centralskie gołębiarze”.
Patrząc z odległej latami perspektywy szkoda mi, że nie zanotowałam jego opowieści, ale wiele pamiętam, na pewno niedokładnie. Szkoda.
Pyro,
Takie rzeczy to tylko w dzielnicy Sacromonte:
https://picasaweb.google.com/104148098181914788065/Sacromonte?noredirect=1#slideshow/6032278823997855058
A salmorejo to kremowy w konsystencji chłodnik na bazie zmiksowanych pomidorów i chleba, doprawiony czosnkiem, octem winnym, dyżurnymi i oliwą. Podawany z siekanym jajkiem i jamon. Dla mnie smaczniejszy od gazpacho.
A tu przepis:
http://sekretyhiszpanii.blogspot.com/2012/07/walczymy-z-upaami-salmorejo.html
Jamon?! 🙄
Pyro’
to też ciekawe…
http://krakow.gazeta.pl/krakow/1,44425,16410160,Dlaczego_w_1944_roku_w_Krakowie_nie_wybuchlo_powstanie.html#Cuk
Ostatnio jest wiele ciekawych publikacji. Mnie wystarczy moja 4-tomowa analiza wojskowo – historyczna M.Kirchmayera (w tym tom map i szkiców). Kirchayerowi trudno zarzucić „komunistyczne skrzywienie perspektywy”. Dla mnie stosunek do powstania, ma się nijak do stosunku do powstańców – całkiem inna historia.
Ewo – tę zupę pomidorową zrobię z pewnością, bardzo mi odpowiada przepis.
Pomorzacy zachwyceni Woodstockiem i Owsiakiem, a bardzo rozczarowani Budką Suflera. To był podobno ich ostatni koncert, więc szykowali się od dawna, a koncert wypadł bladziutko. Z zabawniejszych scenek : modny w tv Czesłam został wyśmiany, a wokół sypały się okrzyki „Do domu!”. Wszystko dlatego, że facet ma głos nieduży i bardzo wysoki, a zaprosił go w charakterze gościa jeden z rockowych zespołów grających covery utworów z lat 70–80; sami mają wokalistę o silnym, nośnym „metalowym” głosie i na tym tle „dziewczęcy” Cesław z gitarą wypadł kiepsko.
O rany…Budka dała ciała?!
Czesława znam tylko z tego świergolonego ptaszka, ale Budkę od zawsze.
Znowu w życiu coś nie wyszło? 🙄 https://www.youtube.com/watch?v=xyNbHdXDZE0
Pyro – w Hiszpanii i w Italii wchodzi sie latem do kosciolow zeby sie ochlodzic! Przepych tez mnie denerwuje.
Dobry wieczor,
Czlowiek mysli, Pan Bog krysli, w zwiazku z powyzszym placuszki z cukinia byly dzisiaj i wyszly znakomicie :). Polecam praske do ziemniakow do wycisniecia nadmiaru plynu z cukini.
Ochłodzić się i odciąć od hałasu – Hiszpanie to jednak głośna nacja 😉
dzień dobry …
niestety nie poczytam i nie popiszę bo mnie połamało … sobie odpuściłam ćwiczenia bo taki gorąc i teraz cierpię .. 🙁
Markowi Kulikowskiemu dedykuję 😉
http://technologie.gazeta.pl/techwideo/10,138490,16340798,Ty_tez_mozesz_zbudowac_wlasny_aparat_fotograficzny_.html