Życie bez komórki
To koszmar, do którego jednak w końcu można przywyknąć. A nawet zaakceptować. Sprawdziliśmy to doświadczalnie. Ogłoszono bowiem miniony wtorek dniem bez telefonu komórkowego. Tego samego dnia o świcie stwierdziliśmy, że nasz telefon (jeden z dwu) zaginął. Nie pomogło dokładne przeszukanie całego domu, samochodów i niemal całego terytorium. Nie było też żadnego sygnału, bo drań najwyraźniej się wyładował. Zamiast się złościć, postanowiliśmy zastosować się do wezwania i wyłączyliśmy też nasz drugi aparat.
No i się zaczęło! Jako pierwsi przybiegli rozemocjonowani sąsiedzi, których zaalarmowała wspólna przyjaciółka z Warszawy, twierdząca, że ulegliśmy na pewno jakiemuś wypadkowi, ponieważ oba nasze telefony nie odpowiadają. Uspokojeni widokiem zdrowych i zapracowanych ludzi wysłali sygnał do Warszawy, że wprawdzie żyjemy, lecz na pewno ulegliśmy jakimś silnym zaburzeniom psychicznym. Nie zmuszani groźbą pistoletu czy siekiery po prostu wyłączyliśmy komórki.
To było nawet śmieszne.
Później jednak było już tylko gorzej i gorzej. W Pułtusku, w kilku sklepach i na targu oraz w nieco dalszej okolicy, porobiliśmy zamówienia na różne produkty, np. tuszki świeżych śledzi do przyrządzenia ich jak frytki, pięć kilogramów wiśni do drylowania i czerwonych porzeczek na galaretkę, morele na kwaśne konfitury, chleb z formy robiony co kilka dni w „Pazibrodzie” pod Makowem Mazowieckim, różne mięsa, w tym trudno dostępne wątróbki na pasztet itp. itd.
Wszyscy dostawcy mieli nas telefonicznie zawiadomić o terminie odbioru. Nie chcąc narażać kupców na straty, a nas na opinię ludzi niesolidnych, musiałem krążyć autem po okolicy i jedne zakupy zabrać, a po odbiór innych umówić się na kolejny dzień. W sumie przejechałem niemal sto kilometrów, marnując czas i benzynę.
Całe popołudnie zaplanowaliśmy na prace umysłowe. Po małym południowym posiłku, składającym się z sałaty dębolistnej, endywii, rukoli, awokado, pomidorów z oliwą i winegretem, siedliśmy na werandzie do komputerów i każde z nas miało nadzieję, że mimo upału wena nas nie opuści.
I pewnie tak by było, gdyby nie fakt, że bliżsi i dalsi przyjaciele mieszkający w tej samej gminie (a można by z nich skompletować całkiem dobrą wyższą uczelnię albo nawet kawałek rządu) zaniepokojeni milczeniem zaczęli podjeżdżać pod nasz dom, by sprawdzić, czy nie potrzebujemy pomocy.
I tak dzień roboczy zamienił się w święto, bo troskliwych i życzliwych należało godnie podjąć i wynagrodzić im utratę nerwów i kłopot.
Wtorek bez telefonów komórkowych zakończył się o północy, gdy w piwniczce z winami widać było już poważne ubytki, a w spiżarni też zrobiło się pustawo. Okazało się, że żyć bez tych aparacików można, ale sprawia to sporo kłopotów. Może być także powodem wzmożenia imprez towarzyskich i sprawdzianem prawdziwej przyjaźni.
Chwilowo telefony mamy włączone!
PS
Zaginiony telefon też się odnalazł. Leżał sobie cały czas wciśnięty w osłonę drążka zmiany biegów w aucie, by podczas wrzucania wstecznego wyskoczyć, radując nas niepomiernie. Bo to już był dzień z telefonem.
Komentarze
😀
Czy było życie przed wynaleziem „komórki”?
Było. Ale co to było za życie 🙄
Przynajmniej się człowiek nie denerwował brakiem wiadomości, bo brak natychmiastowej odpowiedzi był stanem naturalnym.
A teraz? Nie przysłali SMS-a, że dolecieli (dojechali), dzwonimy – jest sygnał, a nie odpowiadają, na 100 procent coś się stało…
Przeżyłam takie coś kilka tygodni temu, ale dotąd tkwi mi w pamięci.
Jedziemy w kilka samochodów na dłuższą wycieczkę, cel – lodowiec Rodanu. Ja muszę załatwić kilka spraw związanych z wycieczką na następny dzień, więc mówię: nie czekajcie, jedźcie do wsi przed pierwszą przełęczą, obejrzyjcie ją sobie, my dołączymy niedługo i razem pojedziemy pod drugą przełęcz.
Załatwiłam sprawy, jedziemy. Tuż przed wsią jest tunel na ostrym zakręcie, przed tunelem korek, w tunelu – ciężki wypadek. Zdarzył się dosłownie przed chwilą. Nadjeżdża policja, pogotowie, za chwilę nadlatuje śmigłowiec z lekarzem. Czekamy….
Po kwadransie dzwonią czekający we wsi powyżej tunelu:
Kiedy będziecie, bo czekamy i czekamy…
Mówię o wypadku i korku, radzę, by jechali na pierwszą przełęcz.
A oni: Nie ma jednego samochodu i ich telefon nie odpowiada, a wyjechaliśmy razem…
– OK, jedźcie dalej, a my się rozejrzymy w tym korku.
Dzwoni nasza komórka.
– Gdzie jesteście? W radiu mówią o korku na trasie do przełęczy i ciężkim wypadku… – nasza córka w schronisku martwi się, czy zdążyliśmy przejechać. Nie zdążyliśmy 🙁 I nie wiemy, co z jednym autem…
Przed tunelem ich nie widać, za nami do następnych dwóch serpentyn też nie. Może w tunelu? 😯
Z duszą na ramieniu udajemy się w stronę tunelu, im bliżej, tym bardziej miękkie kolana… Ratownik w tunelu nie wie, z kim się czołowo zderzył rowerzysta pędzący z góry, wie tylko, że z osobowym… Nie mam siły iść dalej, Osobisty idzie sprawdzić sam. Wraca. Auto z rejestracją z Bazylei… Uff.
Czekamy nadal, ale już trochę spokojniejsi, choć telefon „zaginionych” nadal nie odpowiada i nie odpowie do wieczora. Po 40 minutach czekania przejazd znowu wolny. Nia przełęczy stoją dwa (z pięciu) auta z polską rejestracją, ludzie przepadli, grupa w rozsypce, a my musimy z nimi ustalić, na który pociąg rezerwować miejsca. Trudno, decydujemy sami, telefonicznie rezerwujemy 28 miejsc w kolejnych 4 pociągach, w ostatniej chwili, ale się udaje. W następnych kwadransach zbiera się 13 z 28 osób, kontynuujemy wycieczkę, do wieczora znajdą się wszyscy.
Zaginione auto też. Jechali wg GPS, który poprowadził ich w inną stronę, jak się połapali i zmienili trasę, to był ogromny korek (ten przed tunelem), poszli więc na kawę, a jak już puściło, to pojechali na pierwszą przełęcz, obejrzeli, zjechali z powrotem trochę niżej, znaleźli niesamowitą, prawie pionową kolejkę szynowo-linową, most wiszący nad przepaścią, wytwórnię górskich serów, szczęśliwe świnki alpejskie…
A telefon?
Aaa, został w schronisku 😎
W dzisiejszych czasach telefon komórkowy w tak powszechny i oczywisty sposób służy wszelakim kontaktom z naszym bliskimi oraz z co najmniej „połową świata”,
że wyłączenie go powoduje prawdziwą rewolucję.
Oj,doświadczyliśmy tego ostatnio również w naszej rodzinie.
Zdarzają się osoby,które komórki po prostu nie mają,ale wtedy sytuacja jest całkiem inna,bo przyjaciele i znajomi królika o tym wiedzą.
Pozdrawiam zatem wszystkich z naszego komórkowo-internetowo-elektronicznego świata i życzę Wam moi Drodzy pięknego dnia bez żadnych rewolucji 😀
Za chwilę powstaną zapewne jakieś filmy pt”Dzwonię,a komórka nie odpowiada”.
Opowieść Nemo i Gospodarza to już dwa gotowe scenariusze 😉
Mam komorke, ale uzywam ja rzadko. Przydaje sie w podrozy jak jest kilka osob.
Wczoraj wyszła w góry(na Rysy)dwójka turystów. Nie wróciła o oznaczonym czasie do schroniska rano zorganizowano akcję z udziałem śmigłowca i kilku toprowców. Sms że zeszli na Słowację doszedł ciut później.Być może czasami to beztroska. Zdarza sie że smsy docierają za późno zarówno z winy ludzi jak i techniki.
jednakże akcję ratowniczą spowodowała informacja o nieprzybyciu w oznaczonym czasie nie zaś brak smsu z informacją ze jest ok(ten mógł tylko machinę zatrzymać)
Przeczytałam właśnie nagłówek w GW:
„Odnalazła się matka z dzieckiem, którzy zaginęli w Tatrach”
Matka lat 45, a syn 16-letni.
W czasach przed komórkowych telefony też sprawiały kłopoty. Na początku lat dziewięćdziesiątych byliśmy dumnymi właścicielami malucha, którym wracaliśmy od Teściów (300 km). Maluch jak to maluch pod Wyszkowem odmówił współpracy. Słońce zachodziło, zatrzymała się Nyska i bardzo sympatycznie ludzie zdecydowali się nam pomóc. Odholowali nas do wioski, znaleźli mechanika i po trzygodzinnej przerwie pojechaliśmy dalej. Problemu by nie było wielkiego, ale moi Rodzice nie mieli telefonu ( czekali wtedy od 15 lat na przeniesienie numeru) , a my mieliśmy 🙁 Oni wieczorami chodzili na spacer do budki telefonicznej no i jak o tej 19 nas jeszcze nie było … Obdzwonili wszystkie szpitale, policję … Ja kładłam dziecko spać, a mąż wsiadł znów w samochód i pojechał do Rodziców …
To jeszcze moja opowieść 🙂
Telefon komórkowy i wiadomości na pasku w TV. Dwa lata temu moja siostra z rodziną wracała samochodem z Mazur. To był niedzielny wieczór. W telewizji wiadomości, a na pasku informacja o wypadku pod Olsztynem, dzieci w ciężkim stanie. Biorę do ręki telefon, dzwonię, siostra nie odbiera, szwagier też nie. Koszmar. Po paru minutach dzwonię ponownie, odbiera siostra. Wielka ulga…
I tak – gdyby nie było komórek to martwiłabym się do ich powrotu, gdyby informacje nie pojawiały się tak szybko w TV czy w internecie to byłabym spokojniejsza. Dobrze, że idzie to chociaż w parze 🙂
Zamierzchłe czasy wczesnych lat osiemdziesiątych. Wczesnym wieczorem zamawiam rozmowę międzynarodową (nie ma jeszcze czegoś takiego, jak wybieranie samemu numeru kierunkowego) do Polski. Nie doczekawszy się połączenia idę spać. O 3:30 nad ranem budzi mnie dzwonek telefonu. W słuchawce przejęty głos mojej siostry. Pytam, co się strasznego stało, a ona: To przecież TY dzwonisz!
Technika wrosła w nasze życie i już nie ma powrotu. Telewizor? Nie zawsze konieczny, wiele osób z rozmysłem nie tylko że nie ogląda srebrnego ekranu lecz nawet nie posiada gadająco-wizualnego pudełka. Są jednak osoby którym jest niezbędny. Na przykład chorym i starszym ludziom nie wychodzącym z domu zastępuje towarzystwo.
Lodówka? Pamiętam wiszące za oknem zające. Albo specjalne skrzynki na parapetach okiennych (z reguły przy kuchennym oknie). Zdawało to egzamin zimą. Nie wszyscy mieli lodówki lecz z czasem liczba szczęśliwych posiadacz rosła. Obecnie – konieczność.
Pralka, suszarka i zmywarka? Gdy nie ma – problem nie istnieje. Gorzej gdy wieloletniemu posiadaczowi sprzęt odmówi posłuszeństwa. Nie jest to tragedia lecz dotkliwie odczuwać można brak.
Woda, gaz – tragedia gdy nastąpi awaria. Szczególnie w miastach.
Telefon komórkowy? Choć osobiście nie jestem niewolnicą komórki doceniam korzyści zeń płynące.
Tablety, komputery, Internet … rozwiązują wiele problemów, pomagają w ten czy inny sposób, zapewniają rozrywkę… ale jak wszystko w nadmiarze jak i bezkrytyczne używanie nie prowadzą do niczego dobrego.
Najbardziej podane na technikomanię są dzieci:
„W badaniach, które próbowano przeprowadzić nad młodzieżą, wyłapano ze zdumieniem, że odcięte od sieci już o 8 rano jęczą, że nic nie ma sensu, że są skrajnie nieszczęśliwe.” (Wakacje i frustracje – artykuł Dariusza Koźlenko, Polityka 15,07,2014)
E.
Ja jestem przedpotopowa i do dzisiaj – bezkomórkowa. Nie jest mi to potrzebne do szczęścia. Nie chcę być na tej smyczy, nie chcę, szczególnie na wakacjach w Polsce, być osiągalna dla wszystkich, a jak moja komóra się nie odzywa, to aktywuje się służby w celach poszukiwawczych, no bo jak to 😯
Komóra ma swoje dobre strony, ale dla przedpotopowej mnie …
jadę do Polski i zawsze jestem zaopatrywana w komórki przez rodzinę i przyjaciół. Nigdy nie korzystam. Jest telefon, jest internet, jak trzeba, to się zgłoszę.
Zajace wieszano na balkonie nie dlatego, ze lodowek nie bylo, tylko po to by skruyszaly. Inczej byly lykowate i do niczego. Dziczyzna musi odwisiec pare tygodni.
Bo kiedyś były długie i piękne listy,
a dzisiaj na stole też zostawiasz
listę zakupów i spraw do załatwienia.
Tak nam ten świat przyspieszył
i bardzo się pozmieniał.
Kiedyś bileciki panie i panowie
niespiesznie przez służących słali,
a dzisiaj od milionów esemesów
jakoś świat się nadal nie zawalił 😉
Kocie-ale dzisiaj te zające kruszałyby w zamrażalniku 🙂
Nie, zamrazalnik sie nie nadaje. Ani lodowka. Moze przemyslowa chlodnia, gdzie odwieszane sa lepsze gatunki mesa. . Musi ten Zajac wisiec, nie lezec. Przepraszam wszystkie Zajace.
telefony, telefony… 🙂 http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/91367/15a957eec81cff8df3172257b813e2d3/
Grupa studentek przy telefonie 1927 r.
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/113535/15a957eec81cff8df3172257b813e2d3/
Czy ktoś jeszcze korzysta z „zegarynki”? 🙂
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/88783/15a957eec81cff8df3172257b813e2d3/
W nagłych sprawach wysyłało się kiedyś telegramy, które przynosił do domu listonosz albo posłaniec. Poczta w CH była dostarczana co najmniej dwa razy dziennie. Jeszcze pamiętam te czasy.
Przesyłki przychodzące do adresatów w miejscach bardzo odległych lub trudnodostępnych jak schroniska wysokogórskie musiały być odbierane na najbliższej poczcie. Raz czy dwa razy w tygodniu, przy okazji załatwiania innych sprawunków personel zaglądał też na pocztę.
Kiedyś wreszcie w takim schronisku, odległym o 5 godzin marszu od poczty, zainstalowano telefon. Pewnego dnia naczelnik poczty zadzwonił do szefa schroniska:
– Jest do ciebie pilny telegram!
– Dziękuję, już lecę! – rzucił w słuchawkę schroniskowy i ruszył galopem na pocztę… 😉
Mężczyźni przy budce… 😉 telefonicznej 🙂
http://foto.karta.org.pl/fotokarta/ok_0500_0020_0022_009.jpg.php
Kochani jesteście, blogowa kompanio telefoniczna. Nie mam komórki, a raczej mam nigdy nie używaną. Nie szwendam się po świeżym powietrzu zbyt dużo i wolę stacjonarny. Jedyna różnica, że SMS nie odbieram i nie wysyłam. Poza tym – Brat mój zostawia telefon wszędzie, najczęściej w samochodzie i pisz ty na Berdyczów; Synuś i kochana Synowa wyłączają komórki na czas służbowy, na czas snu i na czas ważnych programów itd itp. A jak jedyny raz był w rodzinie alarm i mi Jarek w domu umierał, to musiałam się posłużyć metodą Kozaka z rudą broda – zadzwoniłam do funkcyjnych w zakładach pracy i kazałam dzieciaki zawiadomić. Przyjechali z drugiego krańca miasta razem z karetką – karetka miała 1,5 km odległości zaledwie. Obie grupy były spóźnione.
Wedle brytyjskich danych sredni nastoletni Brytyjczyk w cioagu roku zuzywa okolo pieciu telefonow komorkowych i bylo o tym w londynskim Timesie. Najczestsze powody utraty komorki i koniecznosci zaopatrzenia sie w nowa to podobno:
jeden zostawia przez roztargnienie w autobusie szkolnym,
jeden pozycza swej dziewczynie/chlopakowi, ktora/y z nim nastepnie zrywa,
jeden wpada mu do kibla kiedy rzyga nad deska klozetowa po uchlaniu sie w pubie.
Byly jeszcze jakies popualarne sposoby pozbycia sie komorki, ale juz nie pamietam, jestem Starym Kotem.
Kocie – licentia poetica z lat dziecięcych. Po co one tam wisiały tom wtedy nieświadoma była. Ot przywołałam obraz z lat szczenięcych. Metalowe skrzynki zaokienne* (jak podłużne koszyki z supremarkietu) to był szczyt wymyślności. Byli nawet specjaliści w tej branży. Mniej wykwintnymi były duże gary uwiązane za oknem. Wyglądały jak wyglądały, grunt, że spełniały zadanie.
*posiadacze balkonów takich problemów nie mieli.
W temacie telefonii nallezaloby wspomniec o zabawie pod tytulem. Komorki do wynajecia.
na dobranoc z mojej połówki optymistycznie
http://cameronwall.files.wordpress.com/2012/05/evolution_3_dm1.jpg
Telefon komórkowy to świetny wynalazek, ale niektórym szczerze życzę utraty aparatu. Jedzie sobie taki osobnik/ ciekawe, że zdecydowanie częściej mężczyzna/ autobusem miejskim i gada, gada, gada… o wszystkim i głośno. Jeżdżę na długich trasach i zastanawiam się, o czym można mówić przez 40 minut, a może i dłużej, bo ujrzałam tę osobę już rozmawiającą. Monolog jest tak intensywny, że słuchacz po drugiej stronie telefonu chyba prawie się nie odzywa. Taką sytuację miałam dziś i jeszcze jestem zła. W dodatku ten facet o wyglądzie lekko niechlujnym opowiadał przez kilka minut o niezadowoleniu ze swojej fryzury. Czasem mam ochotę zagłuszyć takiego gadułę i rozpocząć swój monolog. To mogłaby być skuteczna metoda, ale nie warto eskalować idiotyzmów.
Z moich obsewacji podczas podróży kolejowych wynika, że pasażerowie już zupełnie ze sobą nie rozmawiają. Nawet pary lub grupki podróżujące wspólnie już po kilku minutach rozmowy wyciągają swoje smartfony i tablety i w skupieniu szurają palcami po ekranach. Godzinami. Młodzi i starsi. Chyba tylko jeszcze grupa 80+ prowadzi konwersację towarzyską.
Dawniej hałaśliwie podniecone klasy na wycieczkach szkolnych uspokajają się dziś zaraz po zajęciu miejsc i wyciągnięciu komórek i I-Phonów. Niewielu telefonuje, ale prawie wszyscy „tekstują” 😉 I się fotografują.
Ja Krystyno mam inne doświadczenia.
Kobiety. O wszystkim. Długo i namiętnie.
Młodzież i małolaty – kto z kim, po co i dlaczego w świecie niedościgłych marzeń, czyli gwiazd i gwiazdeczek.
Mężczyźni raczej nieczęsto. Zajęci są „pracą” na laptop’ie. W najlepszym wypadku i oczywiście gdy mają siedzące miejsce.
Najbardziej lubię takie monologi o chorobach
Kiedyś pewien mężczyzna kłócił się z żoną, krzycząc tak, że cały wagon słyszał. I na zmianę albo on zrywał rozmowę albo ona.
Zapomniałam jak się robi emotikon z diabełkiem, chciałam wstawić po zdaniu o telefonicznych monologach o chorobach 🙂
W moim domu telefon był od zawsze, odkąd pamiętam, a jest to kawał czasu.
Telefon był do porozumiewania się w sprawach ważnych, a nie do klepania na okrągło. Czasy się zmieniają, wszyscy przy uchu mają tę komórę, moje pokolenie rzadziej, ale młodzi jak najbardziej i chyba sobie nie wyobrażają życia bez komóry.
Asiu,
tutaj są emotikony 🙂
http://alicja.dyns.cx/news/Galeria_Budy/samouczek.html
Życie bez komórek, internetu i całego tego bajzlu było spokojniejsze.
O, Boże samolot … RIP
Pyra w charakterze szefowej (i tak bywało) uprzedzała „na wejściu” o swoich nielicznych, na szczęście, bzikach: otóż nie tolerowałam gadulstwa telefonicznego, a szczególnie telefonów prywatnych i rodzinnych. Panią mąż podwoził samochodem pod firmę, a ona w kwadrans później koniecznie musiała się dowiedzieć o 15o różnych sprawach i przypadkach. Kilka razy mówiłam miło : Lidka, powiedz mu to wszystko na tapczanie albo przy śniadaniu – nie skutkowało, a po następnym kwadransie musiała sprawdzić, czy dzieci wstały i idą do szkoły. Ta pani, to był jedyny przypadek, który oddałam szefowi do dyspozycji, bo ja nie wytrzymywałam, a piekła robić nie chciałam (szef, który traci opanowanie jest skończony). Znaleziono jej inne, samodzielne stanowisko w dziale gospodarczym. Jasne, że są sytuacje kiedy z rodziną trzeba się porozumieć i wtedy wszyscy pomagaliśmy, ale gawędziarstwo to wyjątkowo uciążliwy zwyczaj w instytucji publicznej. Nie był to czas komórkowy
Małgosiu,
wolałabym takich zdjęć (zerknęłam w GW przed chwilą) nie oglądać, bo dosyć często latam. Z nagłówka wiadomości ” Z samolotu zostały szczątki”. A co miało zostać?
Szkoda ludzi, katastrofy samolotowe są o wiele rzadsze, niż na lądzie. Dlaczego te zdjęcia gazeta (GW) pokazała, pojęcia nie mam, takich rzeczy się nie robi przez wzgląd na bliskich i przyjaciół osób, które tym samolotem lecieli. Karygodne. Pierwszy raz widzę takie rzeczy, obejrzałam pierwsze zdjęcie i – wystarczy. Pozostaje pytanie – jak można, po co?!
Straszna tragedia. A jeżeli to celowe zestrzelenie, to zbrodnia wojenna
Samolot nie spada ot, sobie tak z 10 tys. metrów nad ziemią, katastrofy są zazwyczaj przy starcie albo lądowaniu.
Albo ktoś coś wniósł na pokład, co mi się wydaje niemożliwe, bo sprawdzanie bagażu to jedno (prześwietlenie), ale drugie – przechodzi się przez swoisty rentgen na lotnisku i naprawdę NIC nie da się ukryć. Kto nie przechodzi przez „rentgen”, musi się dać obmacać wprawnymi rękami.
Dlaczego akurat ten samolot? Póki co, nie wiadomo. Ludzi żal…
Ale mimo wszystko, wydaje mi się, że te zdjęcia nie powinny być publikowane – ile razy otworzę stronę GW, to mam najnowsze zdjęcia, których naprawdę wolałabym nie widzieć. Wolałabym mieć wybór – chcę to wchodzę i oglądam.
„Polityka” robi to samo, właśnie zajrzałam…Takie „njusy” dobrze się sprzedają
Alicja – wydaje mi się, że wracamy do barbarii: rzezie, egzorcyzmy, plugawy język, nieobyczajne zachowania promowane publicznie, prymityw i głupota jako rozrywka. I epatowanie śmiercią, nieszczęściem, potokami krwi. Żadna wojna kultur nam nie grozi; sami zrzucamy kaganiec kultury.
Alicjo,
czy nie rozumiesz ze ten przypadek jest szczegolny!!! I powinien poruszyc wszystkich na swiecie!
W tej chwili nie chodzi o czyjes subiektywne odczucia I ewentualny lek przed lataniem. Z tego moze sie urodzic jakas globalna zawierucha.
Pyro,
a o czym Ty teraz!
Nie popisuj sie tym swoim gornoslowiem, bo nie czas I pora.
Pisz na temat please.
Pyro,
pisz prosze w cudzyslowiu cytujac kogos.
Oj Niunia, „w cudzyslowie”….
Jak ktos madry,to zmiarkuje…
No, same głupole tutaj są i nie miarkują.
Przepraszam, że przeszkadzam, już nie będę.