Czym jest smak?
Smak to ciekawe zjawisko. O jednych się mówi, że maja dobry smak, a o innych, że smaku nie mają. Nie jest to pełna prawda. Wszyscy bowiem mamy smak, tylko że w różnym stopniu odczuwany i reagujący na różne bodźce. Ale przecież każdy lubi o sobie sądzić, że jest posiadaczem wyjątkowo dobrego smaku. I to w każdej dziedzinie. Przede wszystkim jednak w dziedzinie jedzenia i picia.
Przeczytałem intrygujący, a miejscami zdumiewający raport na temat fenomenu smaku. Na tyle mnie zaintrygował, że przytoczę niektóre wnioski płynące z tego opracowania, przygotowanego przez dr inż. Annę Katarzynę Żołnierczyk z katedry Chemii Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu oraz Rafała Kowalczyka, zawodowego degustatora piwa, międzynarodowego jurora World Beer Cup, czyli po prostu wytrawnego piwosza.
Smak to wiele niezwykłych zjawisk. Część z nich jest nam przyrodzona, inne nabywamy. Jednym z najciekawszych jest synestezja. Jest to pomieszanie zmysłów: widzenie dźwięków, smakowanie barw, słyszenie zapachów czy czucie woni kształtów. Taki odbiór rzeczywistości pozwala nam odczuwać świat zewnętrzny takim, jaki jest, wszystkimi zmysłami (wzroku, słuchu, smaku, dotyku, powonienia). Synestezja nie jest zaburzeniem osobowości, polega na posiadaniu specyficznych umiejętności, które ludzie posiadają, czasem nawet o tym nie wiedząc. Wywoływana jest automatycznie, bez udziału woli i kontroli świadomości. Synesteci odbierają rzeczywistość bardziej intensywnie niż przeciętni ludzie. Przyczyną zjawiska są procesy neurologiczne, w wyniku których aktywacja jednej drogi percepcji zmysłowej prowadzi do automatycznego uruchomienia innej. Do tej pory wyróżniono ponad 60 rodzajów synestezji, ale tylko niektóre z nich zostały zbadane.
Dalej raport jest znacznie prostszy.
Lubimy to, co już dobrze znamy (jak inżynier Mamoń z „Rejsu” lubiący tylko znane melodie). Nie inaczej jest ze smakami. Częstym zjawiskiem jest faworyzowanie smaków dobrze znanych. To znaczy lubiane są tylko te smaki, które przyjmowane są stale i które stały się smakami nabytymi. Wiąże się to z naszą naturalną konstrukcją, w której ośrodki nerwowe odpowiedzialne za rozpoznawanie smaku i węchu są funkcjonalnie powiązane z układem limbicznym, który odpowiada za emocje, takie jak przyjemność czy strach. Dlatego niektóre smaki i zapachy mogą wywoływać u nas wspomnienia przyjemne lub wręcz odwrotnie. W przypadku gdy nastąpi negatywny odbiór smakowy potrawy, powstaje do niej awersja, która może utrzymywać się do końca życia.
Z kolei neofobia, czyli strach przed nowym, w przypadku doznań smakowych u noworodków chroni je przed jedzeniem szkodliwych lub trujących produktów. U dzieci starszych i dorosłych nowe smaki są porównywane i utożsamiane ze znanymi już wcześniej doznaniami. Zjawisko polega na tym, że nowe smaki mają większe szanse na zaakceptowanie, jeżeli są spożywane z potrawami o znanym smaku.
Pewnie czytałbym dalej z pewną nawet ciekawością ów raport, gdybym nie trafił na następujący fragment:
Poznany jest też tzw. „zespół smakosza” (Gourmand syndrom), spowodowany uszkodzeniem prawego płata czołowego mózgu, związanego z układem nagrody, objawiający się obsesją na punkcie wykwintnego jedzenia.
Nie zdawałem sobie do tej pory sprawy ze swego upośledzenia. Zgadzałem się na nazywanie tego snobizmem, ale nie uszkodzeniem mózgu. Choć może wydawanie nadmiernych sum na różne smakołyki jest stanem chorobowym?! Ciekaw tylko jestem, czy jest to uleczalne. Mam nadzieję, że nie!
Ów „naukawy” raport jest finansowany przez producenta wyśmienitego piwa. Czy moja sympatia do pilsnera świadczy o tym, że jestem bardziej czy mniej chory?
Komentarze
Żadna uczta nie smakuje dobrze, jeśli się ją spożywa samemu
Obsesji na punkcie wykwintnego jedzenia u siebie nie obserwuję,ale wykwintnej kolacyjki,tak od czasu do czasu,przecież odmawiać nie będę 😉
I jeszcze kamyczek do wczorajszego francuskiego ogródka-Francuzów bardzo cenię za umiejętność komponowania smaków i nadzwyczajny kunszt w dziedzinie wykwintnej kuchni.
W imieniu mojego Ulubionego Francuza jeszcze raz dziękuję za 14 lipcowe życzenia 🙂
Echidno,
pytałaś o obrazy „Kali”. Od tego miejsca
Na mój „smak” powiesiłabym sobie kilka z nich.
Zdjęcia są robione trochę ze skosa ze względu na odbicia światła na powierzchni obrazów
Smak jest najlepszym sędzią. Zdarza się on rzadko.
(Paul Cezanne)
Trochę Renoira oraz Miro, Brancusi, Moore et Co.
O, powiesiłabym wiele z nich (trzeci -chyba= portret na tle zachodu np). Tak w ogóle wyjątkowo podoba mi się właśnie paleta czerwieni; są piękne, nie drażniące, nieco zgaszone, I c łe obrazy nieprzegadane. Podobają mi się.
Od rana zabawiałam się wiśniami – tym razem zrobię sok i powidełko wiśniowe .Owocu 3,70, 1,5 kg cukru, sok smażony, zobaczymy co wyjdzie. Smak? Ja jem nosem w dużym stopniu. Jeżeli produkt czy potrawa będą miały (w moim odczuciu) nieapetyczny zapach, nie będę jadła, albo minimalnie, żeby nie obrazić. Dlatego nie lubię zapachu gotującej się ryby i większości aromatów kuchni azjatyckich. Mój nos tego nie chce, a sery go nie odstraszają.
Interesująca historia
Nemo – rozumiem, że nadal brakuje 13 płócien z darowanej kolekcji? Ciekawe kto się wzbogacił w US…
Mnie wychodzi 11 (86-75)
A kto się wzbogacił? Ktoś się opiekował malarką i kolekcją…
Nemo-rzeczywiście ciekawa historia…
A może podamy dzisiaj jakiś wykwintny obiad np.jagnięcinę z nadzieniem z porów
w panierce z piernika,a do niej mus z białej fasoli:
http://www.vinsetgastronomie.com/articles/carre-filet-d-agneau-pane-au-pain-d-epices-flan-de-haricots-tarbais,1385.html
Pyro-dasz się zaprosić 🙂 ?
Ja mam pytanie w sprawie cytryn. Czy wystarczy zwykła torebka foliowa, czy to ma być szczelne zamknięcie typu worek strunowy, bo mam problem z przechowywaniem cytryn ?
Moja metoda przechowywania cytryn w woreczku foliowym (zwyczajnym) dotyczy owoców z drzew uprawianych tradycyjnie, nie za mocno dojrzałych, nie nawadnianych intensywnie. Cytryny, również bio, ale z Hiszpanii nie nadają się do dłuższego przechowywania, mają tendencję do pleśnienia i psucia się już po kilku dniach od zakupu. Natomiast włoskie, zwłaszcza z Sycylii, a już szczególnie z ogrodów moich znajomych – przechowują się bardzo dobrze. Niczym nie pryskane, zrywane jeszcze zielone, bo w październiku.
Te, które trzymałam zimą na balkonie w styropianowym pudle, były luzem, bez żadnego opakowania. Z czasem zmieniły barwę z zielonej na piękną, cytrynowożółtą 😉
Od niedawna, odkąd wpadłam na pomysł przechowywania cytryn w lodówce 😯 poziom ich przeżywalności wzrósł mniej więcej trzykrotnie, bez względu na region pochodzenia, stan dojrzałości i resztę czynników. Lubię cytryny bio ( nie pamiętam skąd) ale nie zawsze są dostępne. Myślałam, że torebka wpłynie dodatkowo korzystnie. Spróbuję i zdam relację. A, ja ich jakoś strasznie długo nie przechowuje, ale dwa tygodnie, miesiąc to już bardzo dobrze, bo czasem zużywam więcej a czasem mniej, a te sklepowe czasem w kilka dni potrafią spleśnieć. Dzięki za rady.
U mnie burza. Placek powinien wcześniej coś na ten temat napisać, ostrzec mnie, bo przez niego już przeszło, ale może zapomniał.
Ciemno jak w nocy, Mrusiątko schowało się pod stół, Jerzor do wyrka, przeczekuje.
Moja sympatia (i kubki smakowe) jest po stronie Żywca, chociaż w naszym sklepie najbliższym Za Rogiem najczęściej jest Lech, a ostatnio bywa i Leżajsk.
Ja lubię ostre, zdecydowane smaki, odpowiada mi kuchnia meksykańska w jej prawdziwym, niezamerykanizowanym wydaniu, południowo-amerykańska kuchnia też jest po ostrej stronie i zachwyciły mnie tam ostre zupy, które można było sobie jeszcze „doostrzyć” świeżą, piekielną papryką, zmiażdżoną, podaną w malutkiej miseczce (chyba pisałam o tym w zeszłorocznych raportach z Peru).
Jedni mówią, że za dużo ostrego albo za dużo przypraw zabija smak – ale jak komu, dla mnie to jest właśnie smak 😉
Danuśka – chętnie, ale z dentystą na horyzoncie? I z Młodszą od jutra na diecie? Umrę chyba…
Jeżeli komuś brakuje rozśmieszacza, to polecam Natana Gurfinkiela na SO „Dossier’go roku”. Mnie rozbawił do łez
nemo – kobitka w stylu bizantyjsko-renesansowym z ptaszkiem (ale bez klatki). Podaję na wypadek gdybyś tak odkryła w sobie umiejętności Arsene Lupien’a.
Ty mnie cytryn, ja Tobie widoku z balkonu przy dobrej pogodzie. Ogłaszam remis.
Z różnych pism, raportów, doniesień ze świata naukowego wydedukowałam: generalnie w mniejszym lub większym stopniu jesteśmy upośledzeni. Swoją drogą co to znaczy być normalnym?
Znałam psychiatrę jaki podczas upału leżał pod samochodem (nb nie swoim) bo tam był cień, jak twierdził. Obok rosły dwa rozłożyste orzechy. No cóż, widocznie mu cienia było za mało.
A my przeżyliśmy chwile grozy – przejechaliśmy faceta!
E.
smialo powtarzam po kolejny raz, dzis tekst jest fantastycznie sformatowany. nie wyobrazam sobie, by moglby byc tekst do przeczytania, gdyby nie wygladal tak jak wyglada.
i to by bylo tyle dobrego na dzien dzisiejszy.
tekst jak to tekst, tym razem tez mnie poruszyl, w zadnym kolejnym akapicie nie czuc bylo zadnego, ze tak klepne po wedkarsku, brania 🙂
banalne zestawienie zwrotow, banalne okreslenia, banalna tesknota doktora inzyniera do doktora neurologa. nawet gdyby tysiac razy powtarzal doktor inzynier tysiac razy slyszane te sama zwroty pozostanie jedynie jedynie tym kim jest, a nie doktorem od mozgownicy.
tekst jest bez kalorii, mdly i nie ma czegos, co pozwoliloby uznac go znaczacym, godnym dyskusji.
przeczytalem bo przeczytalem, ale nie jestem o nic wzbogacony (: , a nieraz tak bywa 🙂
Zyję (z pewnym ,takim dyskomfortem) do jutra
Pyro-przecież wiesz,jak mawia Alicja: nie takie my ze szwagrem !
Będzie dobrze,a nawet jeszcze lepiej 🙂
Przed trzema godzinami przeszła przez dom liczna młodzież,wymiotła z lodówki co się dało.
Na kolację grzanki z serem radamerem.
Powiedzenie „nie takie my ze szwagrem…” zapożyczyłam od Jana Himilsbacha.
„Wolę salceson od kawioru i się tego nie wstydzę!”: http://krytykkulinarny.pl/2014/07/hanna-szymanderska-wole-salceson-od-kawioru-i-sie-tego-nie-wstydze/
Ja wyciskam sok z cytryn i zamrazam go w foremce do kostek lodu.
Doskonały pomysł, eva47.
Ja zamrażałam małe owoce i kwiatki, na przykład takie, ale takie kwiatki najlepiej na żywo 🙂
Bardzo polecam nasturcje, kwiaty, liście i owoce.
http://bartniki.noip.me/news/Gotuj_sie/Food-strona-Alicji/Ogorecznik.jpg
Asiu! Inaczej bym sformułował. Wolę salceson od szynki czy nawet polędwicy. Ale kawior…hmm