Niestety nie spotkałem rysia
Muszę wrócić na chwilę wspomnieniami do niedawno odbytej podróży po Podlasiu. W drodze do Kruszynian przejeżdżałem przez piękne okolice i miejscowości. Warto tam będzie wrócić, i to nie tylko ze względu na tatarską restaurację prowadzoną przez rodzinę Bogdanowiczów. Koniecznie bowiem chcę spędzić choć parę godzin w Supraślu i odbyć dłuższą pieszą wycieczkę po Puszczy Knyszyńskiej.
Do wycieczki po Puszczy zachęcił mnie znak drogowy stojący przy drodze z Krynek do Supraśla i ostrzegający kierowców przed mieszkającymi tu rysiami.
Trójkąt z wizerunkiem tego kota i nakazem ostrożności wzbudził mój entuzjazm, bo przypomniał, że przed kilkoma laty odwiedził mój las ryś z Puszczy Białej. Wprawdzie to nie ja go widziałem, lecz cieśla, który budował werandę, ale i tak radość z tej wizyty była wielka.
Leśniczy powiedział mi, że takie wizyty, choć rzadkie, to jednak się zdarzają. W nieodległej przecież Puszczy Knyszyńskiej rysie żyją od dawna i czasem wyruszają w dalszą drogę. Aby się z nimi spotkać, lepiej wybrać się w ich strony. Pojadę więc ponownie i nie będę poruszał się po Puszczy autem, lecz pieszo. Może się uda?
W Supraślu zatrzymałem się przed monumentalną budowlą z kilkoma wieżami i murami. To cerkiew pod wezwaniem Zwiastowania Najświętszej Marii Panny, której budowę rozpoczęli bazylianie w 1503 roku. Przed tą datą żyli oni na bogatym dworze Aleksandra Chodkiewicza, ale nie odpowiadało im wystawne dworskie życie. Jak głosi legenda, spuścili z nurtem rzeki Supraśl drewniany krzyż, który wbił się w brzeg uroczyska zwanego Suchym Hrudem. I tu osiedli.
Kompleks klasztorny i świątynie budowane przez wiele lat łączą w sobie styl bizantyjski i gotycki. Był on także twierdzą.
W 1695 roku zakonnicy uruchomili tu drukarnię, a 15 lat później pierwszą we wschodniej Polsce papiernię. Świątynia słynęła także z fresków, które były dziełem serbskiego artysty Nektarija Malara mieszkającego tu i tworzącego w XVI wieku. Dziś mieści się tu muzeum bezcennych druków oraz zabytkowych ikon.
Niestety nie mogłem tego wszystkiego podziwiać, bo trafiłem na południową przerwę. Mnisi zapewne obiadowali, a potem w chłodnych celach zapadli w poobiednią drzemkę. Był to tzw. piereriw na obied. Nie narzekam jednak, bo dzięki temu będę miał okazję do ponownej wyprawy na wschodnie rubieże.
Komentarze
Na dzien dobry rys zegiestowski
http://www.sadeczanin.info/wiadomosci,5/rys-w-najlepsze-spacerowal-sobie-ulicami-zegiestowa,40709
Dzień dobry.
Mario – dziękuję za wdzięcznego spacerowicza i Gospodarzowi za fajne sprawozdanie z wycieczki po Podlasiu. Rysie są urodziwe, jak wszystkie kotowate i jak dotąd, raczej ludzie starają się o reintrodukcję rysia, a nie o skórki na płaszcz towarzysza pancernego i z pewnością mama powiedziała młodzieńcowi, że nie musi ustępować z drogi dwunożnym
Żywego rysia, niestety, także nie widziałam. Ale cieszy mnie, że rysie mają swoich obrońców, nie tylko zresztą one. Całkiem niedawno chodziła po naszej miejscowości wolontariuszka organizacji WWF zajmującej się ochroną ginących gatunków, informując chętnych o problemie. Żadnych pieniędzy nie zbierała, ale informowała , jak można wspomóc organizację. Wszystkiego można dowiedzieć się na stronie http://www.wwf.pl/co_robimy/gatunki_glowna/rys/
Muzeum Ikon w Supraślu obejrzałam także dopiero w czasie drugiego pobytu. Za pierwszym razem nie udało się. Historia obiektu jest bardzo burzliwa, a sam monastyr w 1945 r. został wysadzony w powietrze przez wycofujące się wojska niemieckie. Miasteczko jest bardzo malownicze i było plenerem dla filmowców.
http://bialystok.gazeta.pl/bialystok/56,100975,11744153,Przed_wojna_to_nie_bylo_zadne_uzdrowisko__Przemyslowy.html
Jestem sama, więc korzystam z prawa wyboru : gotować, czy nie gotować i najczęściej nie gotuję. Sałatki, sery, plaster wędliny, porcja owocu albo koktajl mleczny w zupełności wystarczają, Dzisiaj gotuję, kupiłam bób i będę jadła go saute chyba do wieczora. Nie wiem natomiast jak się ten mój bób pożeni z maślanką.
Pyro,
podrzuć trochę bobu…uwielbiam zielony bób! Może być mrożony, byle był młody. Suchy to już nie ten sam.
Nigdy nie widziałam rysia (poza ZOO, ale to sto lat temu), piękny jest ten z podesłanego przez Marię zdjęcia, ale do z natury płochliwego, dzikiego zwierzęcia bym nie podchodziła zbyt blisko.
Jak się nie płoszy na widok ludzi, to coś z nim nie tak, może to być chore zwierzę, na przykład na wściekliznę. Jedna z wczesnych form tej choroby to właśnie zdezorientowanie i robienie czegoś, czego normalnie by to zwierzę nie zrobiło.
Dzień dobry z mojego poranka, słońce już wstało
Pierieriw na obied? Ci cisi mnisi są Rosjanami?
Na maju dumku heta byu „pierapynak na abied” 🙂
Dzisiaj żadne okryjciałko nie było mi bynajmniej z rana potrzebne.Z racji wiedzy,jaką posiadłam już wczoraj w temacie dzisiejszej pogody wskoczyłam dziarsko w letnie szmatki.W duchu jednak,pomyślałam-a nuż,widelec będzie jednak lało.
Jak to mówią-parasol i aparat fotograficzny noś i przy pogodzie.Dokładnie,bez aparatu jak bez ręki.
A ręce potrzebne,bo na obiad trzeba zrobić jakąś pyszotę.Jest szeroko zakrojony projekt,by zrobić warzywny kawior.
Taki kawior podobno zawsze się udaje.Lecę więc ogarnąć te bakłażany i inne takie.
😀 😀 😀
😀 😀 😀
🙂 🙂 🙂 Danuśko, posada dziennikarza gwarantowana 🙂
Pyszota to galaretka z czerwonych porzeczek podana do drożdżowego ciasta, wakacje w Gdyni, u cioci Ani. Nie mojej cioci, ale mam nadzieję, że Danuśka wybaczy mi tę bezprzykładną napaść na Jej intymność. Pyszota autorstwa Echidny to szarlotka według przepisu Gospodarza, ale z podwójną ilością jabłek.
Miś nie musi użyć scyzoryka, ale to nie mój problem. Podobno istnieje plan wyplenienia protestantów.
Poza tym widziałem Cichala w piżamie, a niejakiego Piotra Adamczewskiego nago, przeżyłem niejeden upał, pocenie się, prysznice, tarzanie się w śniegu, a cieśla pewnie widział Rysia, kolegę po fachu. Przede mną jeszcze niejedna niespodzianka.
Pożyczyłem 1000 dolarów. Jeśli Argentyna wygra, zarobię na tej inwestycji 2600 dolarów
Placku-mam dobre serce i wybaczam 🙂
Znowu padało, a z daleka pomruki burzy dochodzą; klimat jak monsunowy – wysoka temperatura i strugi wody. Powinno wszystko rosnąć, jak w cieplarni, a tu trawniki z lekka pożółkły. Nic nie rozumiem. Może przynajmniej grzyby będą? Jak dotąd nie ma ich ani w Bornem – Sulinowie, ani w lasach gnieźnieńskich. Co za zaraza w ostatnich latach na lasy zachodniej Polski padła? Cały kraj tonie w grzybach, a u nas posucha; potem, gdzieś w październiku jeden wysyp i już wszystko. A kto ma możliwości w październiku jeździć na grzyby?
Duże M-dziennikarsko realizuję się na blogu.Chwatit 😉
Placku łżesz jak… no nikogo nie będę obrażał! Od ćwierć wieku nie mam żadnej piżamy. Wcześniej, tradycyjnie pod choinkę, kupowała mi mama, ale potem brakło i mamy i piżamy…
Ot, życie!
Mnie piżamy i, z przeproszeniem, „reformy”, czyli barchany kalesonowate (różowe albo szare), kupowała Babcia, co z rozrzewnieniem teraz wspominam, ale wtedy nie bardzo mi się to podobało.
Zwłaszcza, jak Babcia sprawdzała przed wyjściem do szkoły, czy nosimy, co należy. Owszem, mróz srogi, ale szaleje mini, a Babcia pod to mini każe mi nosić barchany do kolan?!
Cichal piżamy może nie ma, ale zawsze szlafroczek 😉
Nie na łajbie, zaznaczam.
Znowu mnie moderują 🙁
Pewnie przez ten szlafroczek albo inne piżamy 🙄
Pyro – odnośnie kompilacji bób z maślanką:
http://komediowo.cba.pl/upload/20130104203942uid.jpeg
czego Ci nie życzę
nemo – ile to jest „2dl wody”?
E.
Echidno, żeby nic nie pomylić podaję link.
http://codojedzenia.pl/przydatne/
Dziękuję Duże M.
E.
Nastraszyłaś mnie, Zwierzaczku i dlatego zjadłam tylko niewiele bobu na gorąco, cały czas popijam maślankę, a bób będę skubała na zimno w porze kolacyjnej.
Tu się przyznam do odrobiny snobizmu; pan mistrz Amaro na kolację prezydencką zaserwował mięso na pure z bobu. O, a wiadomo, że szlachcic na zagrodzie…itd. Może Mr Obama z p.Komorowskim,może i Pyra nad Maltą. Zrobiłam (dbając o trawienie hojnie sypnęłam ziółek od Eski) zaprawiłam masełkiem i odrobiną żubrówki, mięso dałam dobre i dumna z siebie zaprosiłam rodzinę do stołu. Klęska to nie była kompletna ale i rarytasy też nie. A dlaczego? A dlatego, że bób ma smak ogromnie charakterystyczny, z taką ostrą nutką w tle. Kiedy się zjada pojedyncze ziarna, albo kilka na łyżce, zupełnie to nie przeszkadza, a nawet dodaje apetytu, natomiast efekt smakowy w pure najkorzystniejszy nie jest. Ten ostry posmaczek skondensowany w masie bobowej po chwili zaczął jednak przeszkadzać. Zamiast zachwytów usłyszałam : Mama, ty już lepiej gotuj, jak dla klasy pracującej, nie jak dla prezydentów.
Pyro,
my dorocznie (już się na to gotuję 🙂 ) z Alsą napychamy się zielonym bobem z wody, można sobie posolić albo trochę masełka. Albo co kto chce. Uwielbiam!
Nie jemy łyżkami, tylko micha bobu ugotowanego stoi przed nami, a my łapami 🙄
Łychą to ewentualnie groch albo fasolę, ale bób jest duży i akurat nadaje się jako przegryzka do czegokolwiek, taki jaki jest.
Jem ze skórką, gdzieś wyczytałam, że tak jest najlepiej, bo enzymy w skórce pomagają trawić to i tamto. Się nie znam, wcinam bo mi smakuje i nic się trawiennie nie dzieje, żadnych sensacji żołądkowych.
Pyro, a może to przez dodatek ziół. Bób czy groszek często jest podawany zamiast puree z ziemniaków i przyznam, że nie słyszałam dotąd opinii o zbyt intensywnym smaku. I dlaczego ta żubrówka?
Też myślę, że winne podkręcenia smaku tego bobowego puree były ziółka i żubrówka. Dzisiaj robiłam zupę jarzynową krem, do której dorzuciłam po kilka ziaren wyłuskanego bobu. Było smaczne, ale też wolę bób jedzony bez żadnych dodatków, prosto z talerza, na wyścigi z domownikami.
Rysia nie chciałabym spotkać na swojej ścieżce, może gdzieś z daleka. Wystarczą mi ślady dzików wokół letniego domku, niechętnie myślę o spotkaniu.
DużeM – cząber się zawsze dodaje do strączkowych ( z wyjątkiem groszku cukrowego) natomiast Amaro na jednym z tv pokazów mówił, że malutki dodatek żubrówki do pure strączkowych bardzo podnosi efekty smakowe. Nie zauważyłam, może 2 łyżki to było za mało…
http://wyborcza.pl/duzyformat/1,139524,16293248,Ukladanka_z_serami_w_tle.html#CukGW
Ja nigdy nie dodaję, przecież groszek, młody bób, są bardzo delikatne, tylko masło, ewentualnie śmietana, sól i pieprz. Zbyt dużo gałki do puree ziemniaczanego ( jeśli już) też zepsuje smak.
Ja też lubię zwykły, gotowany bób z solą, ale puree jako odmiana zamiast ziemniaków do mięsa ciekawa jest. Groszek zielony za to lubię najbardziej na surowo. 🙂
Cząber wydaje mi się bardzo intensywny w smaku i zapachu.
Dla Sudańczyków gnieciony bób z oliwą i ziołami jest codziennym dodatkiem do chleba (takie placki jak pita)
Ewa wczoraj miała wernisaż wspólnej wystawy. Mogła dać tylko 3 obrazy. Było również kulinarnie, ale bez tradycyjnego wina, w Bibliotece nie przystoi (?)
Na koniec obraz na prezent dla wnuczki z okazji 15 urodzin.
https://plus.google.com/photos/100894629673682339984/albums/6034488962585376001?banner=pwa
Cichalu – ta śliczna tancerka ma już 15 lat? Ewa też jest piękną kobietą.
Tak, tak Pyreńko (Gerwazeńku) tak, tak. Lata lecą. A Ewa najważniejsze, że mądra i dobra!
Ja mam w kuchni obraz Ewy i bardzo go sobie cenię. http://bartniki.noip.me/news/IMG_4578.JPG
Pozdrowienia serdeczne!
Cichalu, gratulacje i pozdrowienia dla Ewy
Gratulacje dla Ewy. Jestem pod wrażeniem!!!
Dobry wieczor,
Gratulacje dla pani Ewy, i jak dorosne, to chce byc jak ona: piekna , madra i dobra.
Alicjo,
ten obraz jest sliczny! Niechby moze w „formal” jadalni, a nie w kuchni ?
Ewo C. Piekne to co tworzysz. Piekne bardzo!
Cichalu, coragratulations.
Mógłbym spróbować spotkać, miałbym niewiele więcej niż godzię jazdy w pobliskie góry Harzu.
Ale prawda, ten typ tak ma, że się nie naprasza, a jego obecność normalnie jest notowana kamerami w odpowiednich miejscach (dziś i tu nie może być mowy o klasycznych taśmach).
Ze 30 lat temu (wybaczcie nie sprawdzę ile naprawdę, uwierzcie na słowo) grupa entuzjastów postanowiła wprowadzić na nowo gatunek lynx lynx (Line) w spore lasy, z których ten zwierz zniknął pod naporem rosnącej ludności trudniącej się głównie górnictwem. Zamieranie tego przemysłu pod koniec ubiegłego wieku sprzyjało za to odradzaniu się lasów w tych terenach – stąd i ta idea. Dziś można powiedzieć, że pomysł „wypalił” i urodziło się z tej linii wiele generacji tych pięknych kotków. Przez montowane nadajniki na niektórych celowo wyłapanych egzemplarzach stwierdzono, że niektóre osobniki zawędrowały daleko na zachód, pokonując nawet spore rzeki.
O rysiach tu dziś ciszej niż np o wilkach, bo te u nas w ostatnich czasach „wyłażą” dosłownie zewsząd. Nikt ich tu nie zapraszał a są, składając co i raz dobitne dowody ich obecności w stadach owiec, nie pilnowanych, a jedynie ogrodzonych na noc.
Nie każcie mi szukać! Ktoś w sieci napisał: ” Błogosławieni ci, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie oblekli tego kształtu słowami”
Nie wiem czy przytoczyłem dosłownie, ale sens chyba czytelny…
Proste i może dlatego – genialne!
Cichalu,
a co Ciebie obchodzi co ktos „narobil w sieci” ?
Pisz swoimi slowami 🙂
????? nie widzę sensu pytania?
Niunia. Poproś kogoś, to może Ci wytłumaczy! Może Nowy? To mądry człowiek!
Cichalu, nie chce Cie splaszac, wiem, ze polapiesz….
Popros wiec Nowego.
Nie wiem o co Tobie chodzi. Napisalam, ze obraz pasowalby bardziej do „formal dining room”,a nizeli do kuchni, bo dla mnie jest sliczny.
To chyba tyle…. nie rozumiem dlaczego zwolujesz Nowego? Chyba dlatego ze mnie nie cierpi… Moze wymysli cos pikantnego?
Good for you boys!
A tak poza tym, udowadniasz, ze ze jestes brzydkim czlowiekiem C. Brrrr!
Biedactwo…
Lubię czytać kulinarne felietony Macieja Nowaka,o czym już chyba kiedyś wspominałam,
a Placek na pewno któregoś pięknego dnia to przypomni naszemu blogowemu Towarzystwu oraz mnie przy okazji też 🙂
Zapadł mi w pamięć tekst o restauracji „Piękna 56”:
http://wyborcza.pl/1,75475,15286823,Warszawa_nie_jest_dla_lebiegow__Maciej_Nowak_na_Pieknej.html
Skoro ten tekst kołatał mi się nadal po głowie,to należało tę okoliczność wykorzystać i właśnie wczoraj nadarzyła się ku temu okazja.W ramach okazji spróbowałyśmy:
sałaty z wątróbką-bez fajerwerków
sałaty z marynowanym burakiem i kozim serem-szapo basy
risotta szpinakowo-krewetkowego-bardzo w porządku
naleśników z kurkami,bo sezon na kurki i są w letniej karcie-na 10 możliwych punktów dajemy tylko marnych pięć,no może sześć,ale z trudem.
A potem były desery i to była BAJKA:
-lody z koziego sera(bez zapachu kozy) w cieście filo-rewelacyjny pomysł i znakomite wykonanie
-fondant czekoladowy(figurujący w karcie jako mus czekoladowy) z lodami waniliowymi-pomysł już znany,efekt wyśmienity.
Dzisiaj nie jem śniadania,bo dziwnym trafem nadal nie czuję się głodna 🙂
Ewa się nie obraża, że ten obraz nie wisi w „formal dining room” – niestety, u mnie nie ma czegoś takiego, bo chałupka jest malutka (Ewa, była, zna okoliczności 😉 ).
Mam jeszcze jeden obraz Ewy – i też jest w miejscu może nie za bardzo eksponowanym, ale mnie akurat tam pasuje.
Ewa wie, że cenię Jej obrazy i to wystarczy.
http://bartniki.noip.me/news/IMG_4582.JPG
…oj, minus jeden przecinek, „Ewa była” i bywała w mojej kuchni 🙂