Jabłka miłosci
Niby są ale właściwie to ich nie ma. Pomidory zimowe to tylko ozdoba stołu. Ani wspaniałego zapachu, ani cudownego smaku. Całą zimę i wiosnę tęsknię do prawdziwych czyli gruntowych pomidorów rosnących w okolicach mojego domu. Niestety to jeszcze trochę potrwa. Tymczasem więc mogę tylko o nich poczytać różne ciekawe historyjki. Np. tę o wpływie pomidorów na liczbę ząbków w widelcu.
„Pomidor (w języku nahua tómatl, czyli „mięsisty owoc”), w odróżnieniu od innych dawnych darów Ameryki, przyjął się spontanicznie na południu Włoch – twierdzi Elena Kostioukovitch w „Sekretach włoskiej kuchni”. W drugiej połowie XVI wieku Europejczycy przypisywali mu magiczne właściwości, a nawet uznali za afrodyzjak. Z początku zwali go pomme d’Amour ( „jabłkiem miłości”), potem jednak sieneński uczony i botanik, Pietro Andrea Mattioli, przechrzcił go z powodzeniem na pomme d’or („złote jabłko”). Natomiast Francuzi, Anglicy i Niemcy wybrali brzmieniowe naśladownictwo oryginalnej nazwy i zaczęli określać nowy owoc mianem tomate.
Żyjących w XVI wieku ludzi nie mogła nie uderzyć uroda pomidorów. Lekarz z Modeny, Costanzo Felici, pisał, że są „raczej piękne niż smaczne”. Pierwsze malarskie przedstawienie w Europie zarówno pomidorów, jak i kukurydzy znajdujemy na obrazie Arcimboldiego z 1591 roku: Portret Rudolfa II jako alegoria Wertumnusa – usta portretowanego przybrały na nim kształt małych pomidorków czereśniowych (Lycopersicon cerasiforme).
Losy pomidora potoczyły się zupełnie inaczej niż losy ziemniaka. Ten drugi został narzucony odgórnie, wprowadzony niemal siłą, natomiast pomidory przyjęły się w XVI wieku najpierw w niższych warstwach społeczeństwa i dopiero później obudziły zainteresowanie arystokracji. Tak przynajmniej twierdzi Castore Durante, który zapewnia, że pospólstwo południowych Włoch jadało pomidory już około połowy XVI wieku, smażąc je w oleju z solą i pieprzem, jak kabaczki. Natomiast klasy panujące wykazały pewien opór w przyjęciu tego produktu. W 1607 roku Giovanni Francesco Angelita Roco, który określał siebie mianem „niezrównanego akademika”, poświęcił im traktat / pomi d’oro. Potem pochwałę pomidorów zamieścił w słynnej książce kucharskiej Ilpanunto toscano (Toskańska kuchnia) jezuicki kucharz Francesco Gaudenzio. Niewydany rękopis tego dzieła zachował się w bibliotece w Arezzo i dopiero w 1974 roku, po przeszło 260 latach, odkrył go i przygotował do druku Guido Gianni. Właśnie tu, a także we współczesnych pismach Antonia Latiniego, znajdujemy pierwsze zalecenia, jak gotować owe pomi d’oro: Owoce te przypominają jabłka, uprawia się je w ogródkach i gotuje w sposób następujący: zbiera się rzeczone jabłka, kroi je na kawałki i wkłada do rondla z olejem, pieprzem, solą, utartym czosnkiem i miętą polną. Podczas smażenia należy je często odwracać, i pójdą nam na zdrowie, jeśli dodamy trochę bakłażanów i kabaczków.
Jezuita Jose de Acosta pisał w 1589 roku, że gdyby ludzie przyzwyczaili się do korzystania z pomidorów, stałoby się tak wyłącznie po to, aby przyhamować spożycie agresywnej papryki […], ale są one równie dobre do jedzenia. Pod koniec XVIII wieku wielcy kucharze i gastronomowie, poczynając od Vincenza Corrada, zaczęli poważnie interesować się pomidorami. Ale dopiero począwszy od połowy XIX wieku (właśnie tak, zaledwie od 150 lat, nie wcześniej), w Neapolu pojawiło się danie uważane za „sztandarową potrawę” całych Włoch – makaron z sosem pomidorowym, vermicielli c’a pummarola, jak nazywają go w swoim dialekcie neapolitańczycy.
O tych pomidorowych „ucztach” opowiada książę Buonvicino Ippolito Cavalcanti w napisanej w dialekcie neapolitańskim książce Cucina casareccia (Kuchnia domowa), dołączonej do książki Cucina teorico-pratica (Kuchnia teoretyczno-praktyczna) z 1850 roku, w której opisuje, jak to w 1839 roku zdarzyło mu się spróbować po raz pierwszy makaronu z sosem pomidorowym.
W Neapolu, gdzie w spontaniczny sposób wynaleziono fast food, sprzedając parujące maccaroni na ulicach miasta, jeszcze w czasach Goethego makaron był biały albo posypany serem i dopiero około połowy
XIX wieku neapolitańska pastasciutta (makaron z sosem pomidorowym) pojawiła się w tak emblematycznych i patriotycznych barwach – biało–czerwonej z dodatkiem zielonej bazylii – które znamy dziś i które później zasłynęły na całym świecie i weszły w krew wszystkim Włochom. Właśnie wtedy wynaleziono w Neapolu, z myślą o nowych makaronach zatopionych w czerwonawym sosie, widelec z czterema zębami. Na wyraźne żądanie króla Ferdynanda II Burbona (1831-1859) w latach trzydziestych królewski majordomus, Gennaro Spadaccini, wprowadził do użytku krótki widelec z czterema zębami, zastępując nim długi z trzema. Na widelcu trójzębnym nie można było owinąć makaronu tak, aby zapobiec ściekaniu sosu, i dopiero widelec z czterema zębami zdecydowanie ułatwił jedzenie. W ten sposób, dzięki sprowadzeniu z Ameryki pomidorów, ludzkość wzbogaciła się o sztuciec, bez którego nowoczesne społeczeństwo nie mogłoby się obyć.”
No jak widać nie można obyć się bez „jabłka miłości”.
Komentarze
Pozdrawiam Walentynkowo 😆
Witajcie,
Skok w bok do Oświęcimia:
http://www.eryniawtrasie.eu/11201
cichal
13 lutego o godz. 16:00
Szanowny Pan Admirał raczył wczoraj wyrazić pewne przypuszczenie. Cieszy mnie ono, bo w końcu „suczka”, to nie bura suka. Dlatego też Cichala lubię.
Przypomina to ten dowcip z brodą:
„Pytają małego Kolę, dlaczego kocha Stalina.
-Nu kak poczemu? Po głowie pogłaskał, a mógł przecież zarżnąć!”
Walentynki? Kocham Blogowisko in corpore. I pomidory też Najchętniej sałatki i zupy. Sosy tak sobie
Walentynki 🙂 http://www.polona.pl/search/collection/15281434/
Cóż,te lutowe Walentynki
może nie są polskie i patriotyczne,
ale to Święto całkiem sympatyczne.
Jeśli chcesz to podaj dzisiaj
piękne czerwone pomidory,
jeśli nie,to serwuj te banalne
szampany i czarne kawiory 😉
W zimie korzystam z pomidorów zapuszkowanych. Np. takich . Nie kupuję krajanek, tylko całe. Są świetne. Można je doprawić czosnkiem, szczypiorkiem, oliwą, bazylią itd.
Walentynek:
http://www.youtube.com/watch?v=5N9jBEmmQQA
Uwielbiam pomidory, zimą też często korzystam, tak jak Irek, z zapuszkowanych 🙂
http://foto.karta.org.pl/fotokarta/taran_0319.jpg.php
Stary romans
http://youtu.be/9DabWW96NBs
Kiedy ukazał się aktualny wpis p. Pietrasika, o ewentualnych igrzyskach w Krakowie i o tym, że u nas znicz może zapalić Smok Wawelski, wypisałam 2 zdania komentarza – i od 4 dni pod tekstem są dwa początkowe komentarze i nic więcej. Ja, pod swoim widzę cały czas, że tekst oczekuje na moderację. No, jeżeli dwa zdania zajmują Adminowi 4 doby, to nic dziwnego, że pusto u p. Pietrasika
Ewo,
Bardzo ciekawy spacer po Oświęcimiu. Trochę dziwne, że taki obiekt jak synagoga dopiero teraz odzyskuje dawny wygląd, chyba że to kolejny już remont zabytkowego budynku. Bardzo ładny jest ten mały ceglany kościółek/ chyba ?/.
Dziś obiad w kolorze białym : dorsz smażony i surówka z białej kapusty.
Za to resztki śniegu mocno przybrudzonego już prawie zniknęły.
U Pyr też prawie biało – kalafior z masłem i ziemniaki (pierwsze w tym tygodniu) O śniegu zapomnieliśmy przed tygodniem ale dzisiaj aura parszywa – wieje lodowaty wiatr i jest mżawka.
Ewo – szkoda, że „Zamkówki” już nie ma kto produkować, zostały tylko reklamy.
http://www.nsik.com.pl/archiwum/79/a13.html
Na zdjęciach u Ewy podoba mi się bardzo ten mały fiat z pługiem śnieżnym 🙂
http://oswiecimganobis.blogspot.com/search/label/etykiety%20na%20alkohole
-4C, w nocy znowu dopadało 20cm, służby w ruchu:
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_2194.JPG
Zdaję sobie sprawę, że przynudzam tą zimą, ale wyobraźcie sobie, jak ona mnie już znudziła! Tymczasem według speców meteo jest jak jest i dalej tak będzie 🙄
Pomidory – moja miłość i dzień bez pomidora to dzień stracony. W ciągu prawie 8 lat istnienia blogu (w sierpniu nam strzeli!) była już mowa na ten temat i moje wyznania na temat pomidora.
Najpierwsze primo – nigdy nie trzymać pomidorów w lodówce, NIGDY! Nie mam na to naukowych dowodów, własne obserwacje zaledwie, ale przetrzymywanie pomidorów w zamkniętym, małym pomieszczeniu o dość niskiej temperaturze źle wpływa na ich delikatną psyche i dlatego tracą aromat i smak.
Zima zimą, pomidory kupuję w sklepie, jest wybór od Meksyku po Kalifornię i Florydę. Nawet jak się przeleciały samolotem w chłodnych warunkach, to im nie zaszkodzi specjalnie. Jest tych pomidorów sporo, różne rodzaje, z różnych stron świata.
Trzeba dotknąć, powąchać… wybrawszy kilka, nie należy z nimi do lodówki. W miseczce czy koszyczku na stole w temperaturze domowej znowu odzyskają przynajmniej trochę aromatu i smaku.
Dlatego nigdy nie mówię adios pomidory!
A ja się zakochałam w romansach Wertyńskiego wcale nie w wykonaniu Święcickiego, a w śpiewanym przez Józefa Szmaterlinga (ojciec Anny Jantar) romansie „Gdie wy siegda? Kto wam ciełujut palcy” Ziutek wymawiał słowa rosyjskie na sposób ukraiński, a głos miał przepiękny – czysty, nośny baryton. Żaden mikrofon na żadną salę nie był mu potrzebny. Kim był Ziutek? Za mojej pamięci (od 1972r) Ziutek był aktorem – amatorem, niesłychanie lubianym i hołubionym w armii. Moim zdaniem mógł zrobić karierę – cóż , był chyba najbardziej leniwym człowiekiem, jakiego znałam. Kiedyś tam, w latach 50-tych, bodajże, wygrał ogólnowojskowy konkurs recytatorski, „Balladą o kubku żołnierskim” i do śmierci, w repertuarze miał dwa numery – „Balladę” i romans. Chc ę zaznaczyć, że obydwa yły najlepszymi wykonaniami jakie słyszałam. Przyszedł do kraju w mundurze, z armią. Sybko z munduru wyskoczył, jakąś małą rentę dostał i potem całe życie był pieczeniarzem. W samym Poznaniu było kilka wielkich instytucji wosjkowych, w Wielkopolsce mnóstwo, jednostki, ognizacje rodzin itd itp. Ziutek zapraszany był wszędzie, a potem musiał wytrzeźwieć, a potem odpocząc… Niał nieprawdopodobne pokłady wdzięku towarzyskiego, dobre wychowanie, średni wzrost, cygańsko – ukraińsko – madziarską urodę po Matce, dobrą figurę, nic zniewieściałego, dobrą kartę bitewną, czaruś pierwszej wody. Dziwkarzem jednak nie był – dziwkarstwo wymaga wysiłku jednak, a Ziutek wysilać się nie lubił. W domu rządziła, pracowała i wychowywała córkę, żona Raz się zdobył na wysiłek i pomagali mu w tym prawnicy w mundurach (cichutko) Po śmierci Ani procesował się z LOTEM o dożywotnią rentę po córce, bo ona go finansowo wspierała. Żona już wtedy od dawna mieszkała przy Ani, wychowując wnuczkę i prowadząc jej dom. Chyba odetchnęła z ulgą pozostawiając pociotka panów Zagłoby, Paska i Papkina w poznańskim mieszkaniu.
errata – Szmeterling , nie Szmaterling
Pyro, oryginał:
http://www.youtube.com/watch?v=K2YA5cndFBw
Krystyno, Asiu,
Ten mały ceglany budynek to ledwie kaplica w kompleksie Salezjanów – na całość składa się jeszcze kościół (sfotografowany w środku) i szkoła zawodowa. Wszystko z cegły.
Co do odnawiania zabytków, odnoszę wrażenie, że do tej pory miasto skupiało się głownie na obozie. Do niedawna w zamku piastowskim urzędowały instytucje państwowe, a rynek był „jak cię mogę”. Teraz to zaczyna się zmieniać a miasto chce zerwać z wyłącznie „obozowym” wizerunkiem.
Co do wytwórni Haberfelda – to se ne vrati: http://pl.wikipedia.org/wiki/Jakub_Haberfeld
🙁
„Było nie było” http://oswiecimganobis.blogspot.com/2010/08/fabryka-wodek-i-likierow-jakoba_28.html
Nisiu – dziękuję, znam; wolałam Ziutka. Niedbale siedzący na krześle, kolana rozstawione w typowej pozie akordeonisty i akompaniował sobie na akordeonie, bardzo udatnie. Chyba umiał grać, chociaż nigdy go nie słyszałam żeby grał cokolwiek innego. I ten wysoki siwy czub loków nad czołem (wcześnie posiwiał) Bardzo dobrze frazował i miał dobrą dykcję Eh, dała Bozia spory talent, a on go zmarnował. Może i nie całkiem, bo przecież z tego żył.
Dzien dobry,
Malgosiu,
Dziekujemy, u nas w porzadku, Ess-e-x przewaznie powodzie nie dotykaja. Rzeki w miare uregulowane, lasow sporo i pagorkow. Najgorzej jest w zachodniej i poludniowej czesci Brytanii. Ja sie troche o Kota Mordechaja martwie, bo on chyba mieszka w okolicach Richmond/ Twickenham gdzie Tamiza szaleje.
Kocie, prosze daj znac czy u Was wszystko w porzadku i czy jakis workow z piaskiem ekspresem nie podrzucic.
Ogolnie sytuacja jest bardzo powazna, niektore czesci kraju sa dotkniete tym kataklizmem od grudnia zeszlego kraju. I dlugoterminowa prognoza pogody jest niedobra :(.
A ja myslalem, ze to Maledivy mialo zalac?
Jakies nowe zlote medale, o ktorych nie wiem, mamy z rana? 🙂
Nisiu, Hebrydy czekaja, czy Ty sie aby nie lenisz? 🙂
Przypadkowo trafiłam w telewizji na program z cyklu „Największe muzea świata” o francuskim zamku Bourdaisire k. Tour. Właściciel jest miłośnikiem ogrodów , w których posiada m. in. kolekcję 630 odmian pomidorów. Ciekawostką są też żółte maliny, podobno smaczniejsze od tych powszechnie znanych.
Chętnie wybrałabym się do tego ogrodu.
Pyro,
jeśli będziesz miała wieści od Żaby, to przekaż je nam. Mam nadzieję, że jest lepiej.
Jolly Rogers, doniesiono mi wlasnie, ze sie o nas martwisz. My jestesmy kawalek od Richmond i tymczasem zadnych ostrzezen powodziowych na nasza dzielknice nie bylo.
Wiem, ze Teddington – to sasiedsnia miescowosc wzdluz rzeki od Richmond, jest zalane. Tam domki stoja na samym brzegu i wiele przydomowych ogrodkow wychodzi na rzeke. Prawie wszyscy maja tam lodzie. I ubezpieczenia z pewnoscia. Podobno zalewa tez w tej chwili Hampton Court i Kingston nad Tamiza. To wszystko blisko, ale jeszcze nie ZA BLISKO.
Miejmy nadzieje ze nasza zapora (Thames Barrier) nie dopusci potopu do zachodniego Londynu.
Dzieki.
Bardzo mi sie podoba z jaka godnboscia i spokojem reaguja, wypowiadaja sie i dzialaja zalani. Stiff upper lip i Duch Dunkierki, bless them.
Z okazji dzisiejszego swieta sklep owocow morza 10th and Seafood w Anchorage na Alasce oferuje krolewskiego kraba zlapanego w Bristol Bay. Krab jest wyraznie w ksztalcie serca. 🙂 Waga 4 kilogramy. Cena proporcjonalna do wagi – $21.00 za funt wagi.
http://www.adn.com/2014/02/12/3320276/alaska-sweets-flowers-and-crab.html
Autor artykulu pisze, ze w wielu miejscach w kraju w Valentine’s Day popularne sa czekoladki i roze. Na Alasce kroluja owoce morza.
U nas, w wodach Puget Sound, nie ma krabow odmiany „king crab”. Jest za to bardzo liczna odmiana Dungeness crab. Na obiad najbardziej popularne sa ostrygi i homary.
Za dwa tygodnie Iditarod. Dokladnie 1 marca. 1000 milowy wyscig przez srodek Alaski. W blasku ksiezyca i zorzy polarnej, alaskanska glusza beda gonily zaprzegi huskies ze swoimi poganiaczami. Yukon Quest, ktory sie wlasnie zakonczyl mial swoje dramaty i lagodna pogode przy starcie zamieniajaca sie wi -46*C w okolicach legendarnego Dawson City. Swiezy snieg zakryl szlak i sie co mniej doswiadczeni „mushers” pogubili co nieco szukajac drogi. No co Wam bede mowil. To jest to 🙂
Krystyno-żółte maliny są często w lecie na naszych bazarach.Nie wiem,czy to ta sama odmiana,o której była mowa w tym programie.Te które próbowałam miały smak bardzo podobny do malin malinowych 🙂
Póki,co nie jestem w malinowym chruśniaku,a we własnej kuchni i próbuję połączenia bieli rodem z Alaski i egzotycznych smaków prosto z tropików.Wszystko w ramach przygotowań do jutrzejszej imprezy 😉
Biele Alaski i smaki tropikow to jak olimpiada w Soczi w krotkim rekawku 🙂
Mogliby od razu zrobic letnia olimpiade (za jedne pieniadze) 🙂
Lyzwiarze szybcy przesiada sie na rowery a slalomisci na zaglowki. Pary taneczne na plywanie synchroniczne, skoczkowie na skoki do wody, hokejsci z lodu na trawe i po sprawie, Kowalczyk na bieznie, Bjoergen na leczenie a my na kolacje z okolicznym winem 🙂
Szeptuchy daleko, ale może zrobimy zrzutkę na egzorcystę? Przydala by się siła nadprzyrodzona w Zajączkowie dla naszych koleżanek. U Żaby – jak nie urok, to przemarsz wojsk. Nadal chodzi suwając nogą, a chodzić musi, bo nie ma nikogo innego. Przedwczoraj zalało jej piwnicę do wysokości ponad metra i musiała interweniować straż (ochotnicy pana Waldka). Mili, sprawni i skuteczni. Okazało się, że jest dziura w hydroforze. Dzisiaj był magik od naprawy. Na wszelki wypadek Żaba kazała też wymienić zawory. Towarzyszący strażakom nowy osiedleniec wypatrzył w tej piwnicy stary stół stolarski i zapłonął doń uczuciem. Żaba dała mu stół, a pan się pochwalił żoną, która piecze rewelacyjne domowe chleby litewskie. Żaba mówi – powiedz dziewczynom, że zamawiam chleb na zjazd, Cała Żaba. Nie wiadomo tylko, cy bez odczynienia uroków do Zjazdu Żabsko nam dożyje w jednym kawałku.
Orca (18:31),
ładna sztuka! Jeśli chodzi o ostrygi, krąży na ten temat legenda, że to znakomity afrodyzjak dla panów. Podobno Casanowa zjadał ok.50 sztuk dziennie!
Pyro, Żaba dożyje, nie bój żaby 🙂
Alicja,
50 ostryg dziennie to rzeczywiscie duzo.
Ostrygi ostrygami, przy okazji od niedawna bardzo tradycyjnych w Polsce Walentynek (za moich czasów nikt o takim święcie nie słyszał, ale to są stare czasy) warto przypomnieć o mojej ulubionej książce Tadeusza Olszańskiego „Kuchnia erotyczna”.
U mnie sponiewierana nieco, bo lubię ją podczytywać. Ja mam pierwsze wydanie (Iskry, 1994) z ilustracjami Artura Gołębiowskiego.
To jest znakomite wydanie! Przypominam sobie, że kiedyś zeskanowałam kilka ilustracji z tego pierwszego wydania i chyba podrzuciłam na blog. Prawdziwie erotyczne 😉
Alicja – mam ilustracje Mai Berezowskiej w książce kucharskiej
Danuśka, łączę się myślami z Tobą i Blogiem z mojej kuchni 🙂 . U mnie mniej egzotycznie, rodzimy kurnik i warzywnik, usiłuję wydobyć tę biel, ale coś ciężko… Nic to, jutro będę jakieś sztuczki robić.
Danusiu, a zaglądałaś do poczty?
😉
http://alicja.homelinux.com/news/Kuchnia_e.jpg
Orca,
ja się zastanawiam, skąd Casanova ostrygi brał w takich ilościach?
Z morza?
Rozumiem, ze sponiewierana….. Nie wiem tylko czy to „ostatni rzut na tasme”, czy moze „w starym piecu diabel pali”….?
Obojetnie,i tak przeciez nie odpowiesz.
Szkoda jedynie, ze Nemo dala sie wykluczyc przez „fioletowy nos” I wszyscy to jakos zaakceptowali. Szkoda przeogromna!!!
Mam jednak przeswiadczenie, ze Nemo powroci.
To mnie Kocie (troche) uspokoiles :), ale prosze pamietaj, jakby trzeba bylo czegokolwiek, wal jak w dym.
50 ostryg dziennie, a i skąd?
Czytając Cassanovę trzeba te liczby jakoś filtrować, jak wszelkie przekazy z niedzisiejszych czasów, bo jak inaczej można je pojmować?
Jak można dzisiaj pojmować te przekazy o potwornych ucztach z przed paruset laty?
50 ostryg dziennie i skąd?
Czytając Casanovę trzeba te liczby jakoś filtrować, jak wszelkie przekazy z niedzisiejszych czasów, bo jak inaczej można je pojmować?
Jak można dzisiaj pojmować te przekazy o potwornych ucztach z przed paruset laty?
Łotr wstrzymał mi powyższy wpis i posłał do kolejki albo z tego powodu, że napisałem Casanova z podwójnym s, albo ostatecznie z tego powodu, że o moim nicku już zapomniał.
Pozdrawiam
Niuniu, o przepraszam, ja nie zaakceptowalem, ja sie ucieszylem 🙂
A to, ze wroci? Oczywiscie, ze wroci, zawsze wraca. Zaklad?
Ciebie natomiast zaakceptowalem, chociaz sie nie ucieszylem 🙂
Nie martw sie wszystko bedzie dobrze. Nie zapomnij wyslac koc potrzebujacym i pare groszy na sniadanie. Po co ratowac jesli sie nie nakarmi.
Ach, gdzie te ogloszenia z lat dawnych: „zamienie M3 w Warszawie na spiwor w Nowym Yorku” 🙂
No nic, lece w gory na wekend, ale wroce, zawsze wracam 🙂
Niuniu, gdyby reszta tak jakos zaakceptowala moja nieobecnosc wesprzyj, prosze, dobrym slowem. Urlop dopiero w lecie. I glowa do gory. Z harcerskim pozdrowieniem, adios do pojutros 🙂
Winos do gardlos i do pubos na stekos. Valentynkos powiedzialos, ze tez’os (apostrof) ma ochotes. Swiat sie smieje, nie placze 🙂
http://youtu.be/sI6HgVwIiR4
Pepe witaj. Pewnie, że liczby trzeba z dużą ostrożnością – jak np wieści o przewagach bitewnych. Potem w dawnych rachunkach okazuje się, że słynne 12-tki gnieźnieńskie pierwszych Piastów były dwie, a woje opłacani przez gród Poznań i zobowiązani do stróży na murach liczyli 6 chłopa. Albo niech ktokolwiek udowodni, że w pełnej zbroi płytowej, na opancerzonym koniu można było galopować i wielkim mieczem wywijać.
Hebrydy Hebrydami, a ja właśnie wróciłam z Gorzowa. Genialna pani tam dyryguje orkiestrą filharmoniczną (całkiem młoda filharmonia, gra trzeci sezon). Pani nazywa się Monika Wolińska. Nie wiem, czy o niej pisałam. Powaliła mnie na kolana w Warszawie, a potem okazało się że jest na wyciągnięcie ręki. Autkiem mam dokładnie godzinę od progu domu do progu Filharmonii. Po koncercie pani Wolińskiej mam taki szwung, że mogłabym dojechać do Gdańska. Dziś poganiali mnie Dworzak, De Falla i Czajkowski.
O le!
Ale w Zbarazu Podbipieta trzy glowy scial. A potem Szarik z zaloga dzielnie bronili choc ciemno bylo i strzaly padaly zewszad a kamera tylko jedna. Rano juz tasmy zabraklo. Wierzyc nie wierzyc, na dwoje babka wrozyla. Jak Kamieniec bronil Wolodyjowski to Turkom na pomoc nawet jednostki zmotoryzowane przyjechaly co wyraznie pokazano w filmie 🙂
Believe it or not?
I wszyscy zakceptowali Twa nieobecnosc tylko ja czuwalem 🙂
Przedziwne sa koleje losu (jak PKP).
Nie wszyscy zaakceptowali odejście Nemo. Tego, co zrobiono z Nemo, ja nigdy nie zaakceptuję!
Pisano tutaj o oczyszczonej atmosferze – tak, cichal miał rację. Atmosfera została do tego stopnia oczyszczona, że powstała próżnia, a w próżni to i orzeł nie pofrunie. Nic dziwnego, że nie ma Nemo, Placka, Jolinka, Kota, Alinki i innych, ale sprawiło to nieukrywaną radość niektórych, czym się chwalą. Brak konkurencji cieszy….
Tym, ktorzy rozumieja tlymaczyc nie trzeba
Tym ktorzy nie zrozumieli tlumaczenie nic nie da
No tak, same miernoty zostały.
Pyro masz świętą rację, należałoby odprawić jakoweś egzorcyzmy. Ciurkiem jak nie Żabie, to nam, coś złego się przytrafia. W ubiegłą sobotę u nas strzelił hydrofor i hektolitry wody lały się do piwnicy, na szczęście kratka ściekowa uchroniła nas przed zalaniem. Usuwanie awarii trwało, bagatela, trzy dni. Parę dni po naszej , Żaba miała podobną awarię .
Chleb żeczywiście znakomity. Zostałam obdarowana przez sąsiadkę jeszcze cieplutkim, z pyszną chrupiącą skórką. Recepturą się nie dzieli , twierdząc, że cały czas eksperymentuje. Podsunęlam jej pomysł na chleb ze śliwką. Obiecała coś pokombinować.
Ostatnio odkryłam suszony czosnek niedżwiedzi, sprawdza się znakomicie . Jakoś nigdy wcześniej go nie używałam.
Dzieki, Jolly. Zostaje sam na gpspodarstwie, bo Stara za chwile wyruszy do Brukseli, podczas gdy po podworku lataja wycieracxzki i doniczki. Nie wiem kto je bedzie zbieral, bo nie ja 👿
Mam nadzieje, ze u Was jest lepiej.
I musze jednak powiedziec – wstrzasajace jest grubianstwo i nieposkromiona chec przywalenia ze strony yyc we wczorajszym wpisie do Niuni. Nie wiem o co facetowi chodzi, ale jest to element. Lepiej sie trzrynac z daleka.
Oj, yyc, niedobrze! Bardzo niedobrze!
Jak podpadłeś Kotowi z Leżajska… znaczy z okolic Richmont, to już po Tobie.
Nowy (0:30), życie nie znosi próżni i stanowisko po Nemo już dawno zajęte.
Nie tęsknię za nią, chociaż przyznaję, zdjęcia robiła niezłe.
Jak zauważyliście, jedzenie ostryg podobno dobrze robi na „te rzeczy”. Za to na słuch szkodzi. Też podobno.
„Fioletowy nos” (Niunia 22:17)… fajny blog.
A teraz, kubek kawy w łapę i pora na „prasówkę”. Trzeba wiedzieć, jak mam dzisiaj myśleć. Samodzielnie pieski myśleć nie potrafią.
Szarik,
„Samodzielnie pieski myśleć nie potrafią.” – masz rację, tym właśnie różnią się od Kotów.
Na prasówce życzę czytania nie tylko przyjemnego, ale też ze zrozumieniem, żeby chociaż próżnię od pustki odróżnić.
O wojnach blogowych, nieumiejętności zawierania kompromisów, a przynajmniej unikania zaczepek, to mnie się już nie chce pisać. Kiepsko widzę polską przyszłość – nie mamy nawyku obywatelskości – że coś jest o wiele więcej warte, niż nasza racja, czy jedyna „prawda”. Blog kulinarny nie jest dobrym miejscem do naprawiania świata; chyba, że w najbardziej indywidualnym wymiarze – zrobię co mogę, aby zachować miejsce przyjazne dla różnych ludzi (także niemądrych i dla mnie niesympatycznych. Mogę pomijać)
A teraz wiadomość dobra i pogodna: Poznań wybrał człowieka 25-lecia. A oto wyniki:
I miejsce z wielką przewagą – Krystyna Feldman. Człowiek najskromniejszy ze skromnych, aktorka tła i II planu, wielka aktorka. Z całym bagażem wad, śmiesznostek i dziwactw, ostatnia z wielkiej, aktorskiej linii i tradycji, maleńka Pani o wielkiej osobowości.
II miejsce – A.P.Kaczmarek
III miejsce o włos za muzykiem – Jan Kulczyk.
Moi krajanie mądrze wybrali. Całej trójce laureatów miasto wiele zawdzięcza.
Barbaro-do skrzynki zaglądałam ostatnio w piątek popołudniu.
Teraz już nie zajrzę,aż do poniedziałku bo to skrzynka służbowa.
Dziewczyny,jeśli macie jakieś ważne wiadomości to proszę o telefon lub o SMS.
Dzisiaj za chwilę zamykam komputer i lecę do zajęć,jak mawia Alicja 🙂
Jak to jest Łaskawa Pyro, że z Pani opinią:
„O wojnach blogowych, nieumiejętności zawierania kompromisów, a przynajmniej unikania zaczepek, to mnie się już nie chce pisać. Kiepsko widzę polską przyszłość ? nie mamy nawyku obywatelskości ? że coś jest o wiele więcej warte, niż nasza racja, czy jedyna ?prawda?. Blog kulinarny nie jest dobrym miejscem do naprawiania świata; chyba, że w najbardziej indywidualnym wymiarze ? zrobię co mogę, aby zachować miejsce przyjazne dla różnych ludzi (także niemądrych i dla mnie niesympatycznych. Mogę pomijać)”
zgadzam się całkowicie i potwierdzam to klaskaniem w cztery łapy.
Światy równoległe, syndrom Kalego?
Podróże małe i duże 🙂
http://podroze.gazeta.pl/podroze/1,114158,15452911,_To_Prince_Polo_nie_jest_islandzkie_____O_tym__jak.html#BoxSlotIIMT
Obydwie nasze Ewy z Zajączkowa szykują się na koncert Wodeckiego w Połczynie. Sprawozdanie chyba dostaniemy.
I z serca pozdrawiam warszawski biały zjazd karnawałowy.
Zazdroszczę Wam, dziewczyny!
O, to ja im zazdraszczam 👿
Pewnie zacznie od…
http://www.youtube.com/watch?v=GmJmPuUu8IM
Ewy, bijcie za mnie brawo też!
Danuśka,
miło by było fotorelację z kolejnego zjazdu warszawskiego zobaczyć, jak już nie da się załapać 🙁
-5C, słońce wychodzi.
W zamrażarce odkryłam jeden pojemnik dyni, będzie zupa. To mało, na drugie ryba, sola. Na Islandii jedliśmy monk fish (tak było w jadłospisie). Jest to bardzo paskudna z wyglądu ryba (Sławek kiedyś pokazywał zdjęcie z dorocznych połowów na morzu), ale bardzo smakowita. Polska nazwa kojarzy się z Żabą – żabnica 🙂
W imieniu balujących dziś Koleżanek dziękuję za miłe słowa. Jestem prawie gotowa, niestety, to co miało być białe wyszło kremowe, a miejscami złociste i nawet brązowawe. Tragedia, jednym słowem. Sytuację ratuje przepisowa biała bluzka. Dorobiłam też takie białe coś do zamaskowania niedoróbek, żeby choć na zdjęciach było na biało 🙂 Teraz jeszcze tę wałówkę dowieźć, a później to już same przyjemności 🙂
Barbaro,
to nie kremowe, tylko ecru, brzmi szlachetnie 😉
Kocica sie ujawnila? Ta z listy wypedzonych Nowego?
W sprawie przywalania proponuje poczytac wlasne wpisy 🙂
No dobra, zycze milego weekendu. Pogoda sliczna, dzien sie budzi a ja zbudowany pobytem wsrod lasuchow pedze w gory, ale nie predzej niz skoncze jaja w szklance z bagietka 🙂
Milego bialego biesiadowania
Zaczarowana Danuska,
Zaczarowany bal 🙂
Szariku – wiem, że wiesz ale i tak to napiszę: TRZECI ZŁOTY MEDAL!
http://www.zczuba.pl/zczuba/1,112651,15463248,Soczi_2014__dzien_8__zimowych_igrzysk_olimpijskich.html#MT
Gratulacje dla Pana Bródki! Był wspaniały!!! 🙂
Mam nadzieję, że warszawski zjazd nie zapomniał o odpowiedniej oprawie muzycznej 😉
http://www.youtube.com/watch?v=X_S06bqCuhM&feature=kp
🙂
Za godzinę dalsze emocje – skoki!
hehhe ciekawe te jabłko – a raczej pomidor ;D
Dobry wieczor,
Kocie, jak trzeba to doniczki posprzatam a i bazanta doniose :)!
Wlasnie otworzylam butelke Barolo nabyta droga kupna, przeceniona w Aldi z 15 funtow na 5. Doskonale, jutro wykupie wszystko co maja na polce :).
Z dzisiejszego ogrodu. O ile przebiśniegi ucieszyły, to prawie kwitnący dereń niekoniecznie. W przypadku silniejszych mrozów – dereniówka zagrożona 🙁
https://picasaweb.google.com/111628522190938769684/ZOgrodu#slideshow/5980688401949037602
Mrusia czyta ze mna książkę. Chwilami sprawdzamy w gazecie internetowej, jak tam skoki narciarskie. Naszym faworytem jest oczywiscie Maciej Kot, może nie zdobedzie medalu, ale jest to piękny debiut olimpijski.
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_2217.JPG
Kot medalu nie zdobędzie ale Stoch jest liderem po pierwszej serii. Mrusia przebaczy? 😉
Przebaczy, wszak to debiut olimpijski Kota 🙂
Jeszcze wszystkim pokaże za 4 lata!
Znowu ZŁOTO! 🙂
Stoch wygrał 🙂 🙂 🙂
Podziwiam czterdziestoletnie srebro 🙂
Ależ ta królowa Bona uparta – znowu pęta się po imprezie!
Kasai podziwiam i cieszę się, że dostał medal, ale Kamil jest nasz chłopak, z Zębu (cudne miejsce, bardzo je lubię)!!!
Stoch jest nasz, ale ja cichutko życzyłam Kasai, to srebro go zresztą bardzo ucieszyło. No i Wasiliew – omal nie na orbitę. Zabawny mem internautów „Stoch ma dwa złote, może kupić gazetę”
Krystyna Feldman – dla mnie „Mój Nikifor”, wspaniała rola.
Nisiu,
koszula bliższa ciału 🙂
Tutaj na rubieżach trzymam kciuki za Polaków i śledzę zwycięstwa, porażki też, ale bez takich tam, że zawiedli. Nie wszyscy mogą stanąć na podium, a niektórzy powinni stanąć razem, te tysięczne ułamki sekundy to normalne (kulinarnie rzecz biorąc) jaja.
Alicjo.
Jaja czy nie a porzadek musi byc.
Brawo Brodka , brawo Stoch,
Nasze „białe szaleństwo” dobiegło końca, niestety, jak wszystko co dobre, zbyt szybko mija. Danuśka podjęła nas po królewsku i zgodnie z planem – na biało 🙂 Sami zobaczycie, bo stół i potrawy (których było bez liku) zostały rzetelnie obfotografowane. Był to bardzo miły wieczór, planujemy podtrzymać tę sympatyczną tradycję kolorowych spotkań. Danuśko, Krysiu, Małgosiu i Magdo, bardzo dziękuję 🙂
Warszawski zjazd niedawno się zakończył. Było jak zwykle bardzo, bardzo miło i smacznie. Powitała nas śnieżna pina colada i pyszny krem z białych szparagów Danuśki. Oprócz tego pyszna tarta Barbary i galaretka z kurczaka, śledzie i sałatka ziemniaczana Krysi, smakowite chaczapuri i pierogi Magdy, doskonała zupa cebulowa Gospodyni, moje frytki z selera z sezamem. Na deser faworki Magdy i moja Pavlova. Towarzyszyło temu oczywiście białe wino i francuskie bąbelki.
Jeszcze raz serdecznie podziękowania dla Gospodyni i Gości za przemiłe spotkanie.
Na pierwszych trzech olimpiadach Polacy zdobywali m.in Laur Olimpijski – wieńce laurowe przyznawano za dzieła muzyczne i literackie o tematyce olimpijskiej. Nie pamiętam jak tam z muzykami było, ale za Hymn Olimpijski (poemat) Laur dostał Kazimierz Wierzyński, a za powieść „Dysk Olimpijski” laur dostał Jan Parandowski. To znamy chyba wszyscy, bo jakiś czas była to lektura szkolna. Opowiadał Jan Parandowski, że wracał do kraju pociągiem z tym imponującym wieńcem(liście wierzchniej warstwy były posrebrzone) i na granicy polsko – niemieckiej przyczepili się do niego celnicy. O żadnym laurze niczego w przepisach nie było, a o liściach laurowych było. Przyprawa – tyle, a tyle za kilogram. Laur ważył 4 kilogramy. Poeta wziął talon kredytowy i obiecał zapłacić w Warszawie. Zanim zapłacił, opisał w gazecie. Należność Izbie Celnej zapłacił MSZ – porządek rzecz urzędniczo święta.
Powiem krótko-to było naprawdę super spotkanie 😀
Dziewczyny-dziękuję !
https://plus.google.com/photos/104147222229171236311/albums/5980756266048940257/5980756337365525970?sort=4&pid=5980756337365525970&oid=
A białe czekoladki,które stały na stole(w ramach jednego z elementów dekoracji) były przeznaczone dla gości i miałam je wrzucić każdej z Was do torby,o czym w ogólnym zamieszaniu kompletnie zapomniałam 😳
Bardzo serdecznie dziękuję za wspaniały, prawdziwie karnawałowy wieczór. Było pysznie pod każdym względem – kulinarnym i towarzyskim. Dzięki Danuśko, dzięki Małgosiu, Basiu i Madziu. Do następnego razu, tylko w innym kolorze.
Dziewczyny, pozazdrościć. A co zrobicie jak przyjdzie iwencik niebieski?
http://www.eostroleka.pl/wernisaz-rocznej-wystawy-otf-zdjecia,art39881.html
Nisiu – będziemy ostro kombinować.
Nisiu, przeżyłyśmy już fioletowy 🙂 , na niebieskim będzie królowało blue curacao !
Po cichu podejrzewałam, że kuzynka Magda (specjalistka od aczmy) przygotuje chinkali 🙂 .
Nisiu – przyznasz, że Bona znalazła się w doborowym towarzystwie 😉
Na niebiesko:http://kuchennybalagan.blogspot.com/2012/03/panna-cotta-z-prawdziwa-wanilia-i-blue.html
Albo
http://annastable.blogspot.com/2010/10/curacao-and-nero-di-seppia-artisan.html
No tak, Ewa mi przypomniała o moim faux pas, były jeszcze pyszne pierogi Magdy 😳
Nisiu-jak będzie impreza na niebiesko,bo zrobimy niebieską zupę z porów według Brigite Jones 😉
Wczoraj bardzo oryginalną przystawką były,między innymi,frytki z selera.
Małgosiu-czy możesz nam przypomnieć cały przepis?
Jolinku-wypiłyśmy specjalny toast za Twoje zdrowie.Wszystkiego dobrego !
Dzisiaj pierogi Magdy właśnie zjadłam na późne,jak na mnie,śniadanie 🙂
Misiu-takiego uśmiechu,jak na zdjęciu nr 8 życzę Ci,jak najczęściej 🙂
Danusiu, oczywiście 😀
http://zmiloscidogotowania.blog.pl/2014/01/23/pieczone-frytki-z-selera-z-sezamem/
Dzień dobry 🙂
U nas dzisiaj też pierogi. Niestety, nie Magdy 🙁
Małgosiu-dziękuję,będę eksperymentować.
Popijam białą herbatę rozmyślając nadal o wczorajszym wieczorze i chciałam jeszcze
pozdrowić Alinę,którą bardzo serdecznie i ciepło wspominałyśmy przy naszym karnawałowym stole.Alino,mam nadzieję,że na następnym spotkaniu będziesz razem
z nami 🙂
Danuśka, bardzo ładny stół i jedzenie też wyglądało bardzo zachęcająco 🙂
Haneczka – jestem nieustająco pod wrażeniem Twojej wiedzy sportowej – jak wygrał Bródka pomyślałam o Tobie 🙂
Stół warszawsko – Danusiny – śliczny i smakowity (niewątpliwie).
U nas cd gulaszu z borowikami do kaszy gryczanej na grzybowym smaku i sałat mieszanych z pomarańczą. Na deser reszta niedopieczonego ale b.smacznego sernika od wczoraj. Koniec pracowitych wakacji jednego Dziecka i początek wakacji Ryby. Może przyjedzie za tydzień na 3 dni. Byłoby fajnie. Jeżeli jeszcze uda się urwać Matrosowi, to będzie w do mu tłoczno i wesoło, bo jak nic Matros zwoła kumpli, pociotki różne zaprzyjaźnione osoby, a ja może nawet bez kolejnej awantury z kablówką będę miała poprawiony internet. Bardzo przydatny ten mój ulubiony i jedyny zresztą, Zięć.
Dzień dobry,
Danuśka i Warszawianki – ale spotkanie, gratulacje !!!!
Raz tylko miałem zaszczyt byś gościem w domu Danuśki, to się pamięta!
Widać tam jest tak zawsze – elegancko i miło. 🙂
-5C, słońce. Ciągle czekam na jakieś plusy.
Właśnie się zastanawiałam, co by tu dzisiaj na obiad, mam zamrożone pierogi. Znaczy – pierogowa niedziela 🙂
Gdyby ktoś miał wolne pół godziny (przemyśleć trzeba) i mocny trunek od ręką (całkiem na trzeźwo?) to niech przeczyta na Salonie24 Ernesta Skalskiego „Rok 2024”. Oj, bo się spełni….!
Ewo, ta italiańska cwaniara Bona Sforza zawsze potrafiła się urządzić!
😆
Misiu, byś pokazał jakieś fotki własne!
😆
U mnie na obiad będzie kaszana – proszę się nie śmiać, bardzo pyszna, z małej wytwórenki w Starym Czarnowie, skąd też nadchodzą do lokalnego sklepiku doskonałe kiełbasy, polędwiczki i boczunie. Zwyczajna stamtąd lepsza niż niejedna „markowa bez konserwantów”. Kolorek ma byle jaki, znaczy, chemii w niej niewiele. Rewelka!
😆
Nisiu – no co też Ty mówisz – Bonę w końcu urządzono, a wraz z nią przepadła góra forsy.
Kaszana zawsze mile widziana, bez względu na dzień tygodnia 🙂
Odśpiewałam hymn 2 razy, jeszcze raz z r.. I z seozrzewnieniem śmiałam się z powtórzonego komentarza do biegu Bródki. Gdyby dawano nagrody sprawozdawcom, ten Pan zasłużył na złoto. I było słychać, że wie o czym mówi, że zna tę dyscyplinę na wyrywki, nie plótł od rzeczy, jak to ma w zwyczaju p. Szaranowicz.
Biłam też brawa dla Noriego Kasai – imponuje mi ogromnie.
Już od jutra w Poznaniu II edycja Culinary Fest. 29 restauracji i barów przystąpiło do tygodniowego serwowania lokalnych specjalów, zapomnianych warzyw i potraw w nowym wydaniu, a także deserów inspirowanych dawną kuchnią. Ceny posiłków bardzo umiarkowane (już od 15 złotych za obiad). Kto będzie w mieście, może wypróbować.
Kasai +++ !
Zuch! Wiek nieważny, ważne, co się potrafi!
U mnie znowu minusy celsjuszowe idą w dół 🙁
Szkoda, że w Warszawie nie ma takiej kulinarnej fiesty 🙁
Dojadałam wczorajsze specjały, odsmażone pierożki Magdy były chyba jeszcze lepsze 🙂
Ja też wspominam wczorajszą ucztę z wielką przyjemnością. Nad odsmażanymi pierogami Magdy rozmarzyłam się podobnie jak Małgosia. Zatęskniłam za pyszną zupą cebulową Danusi, nie wspomnę już o królewskim torcie bezowym Małgosi, czy delikatnych i chrupiących faworkach Magdy. Selerowe frytki wydają się jednak najszybsze, przepis zapamiętany, może nawet jutro podejmę próbę 🙂
Tak smacznie piszecie o tym Danuśkowym stole…
A ja zrobiłam sobie – praktycznie na kolację, bo na obiad była kaszana, którą należało zjeść, żeby się nie zmarnowała – najlepszy gulasz na świecie.
Najlepszy gulasz na świecie robi się tak: kroimy w kostkę dwa kotlety z karkówki, które odmroziliśmy przez pomyłkę. Obsmażamy na gęsim smalcu w ceramicznym garnuszku (nie przypali się). Do rumianych dodajemy wielką czosnkową cebulę pokrajaną w grubawe wiórki. Też podsmażamy, żeby się zrumieniła i zapachniała. Wkruszamy DUŻO suszonych grzybków. Sól, pieprz, woda. Niech się pipci ze 40 minut, godzinę. Nabierze smaku. Sosik nie wymaga zagęszczania. Do tego kasza jęczmienna. Jest to delicja nad delicje. I na jutro zostaje.
Basiu, ja tych kawałków selera nie smarowałam tylko zanurzałam w miseczce z rozrobioną marynatą i od razu kładłam na blaszkę. Skróciłabym też czas blanszowania do 4 minut.
Małgosiu, czytając przepis też tak myślałam, że łatwiej będzie zrobić metodą o której piszesz, myślę, że też w sezamie oprószyć można przed rozłożeniem na blaszce.
Nisiu, podobnym sposobem robię bitki z karkówki, bardzo je lubimy i też najchętniej z kaszą. Ale grzybów żałuję, najwyżej jeden, no, dwa 🙂
Basiu, największy cymes w tych grzybkach!
Jeżeli nazywamy szarika masochistą, to jak nazwać Nisię z jej pomysłami na danko kolacyjne? Toż to szkodliwsze (choć niewątpliwie dobre) od zupki z ryby fugu.
Nisiu, nie warto! Życie naprawdę jest piękne.
Nie twierdzę, że gulaszu zjeść nie można, ale na kolację, po obiadowej kaszance???
Nie miałem pojęcia, że określa się je mianem jabłek miłości! urocze 😉 bardzo lubię pomidory, często goszczą na moim stole