Pożegnanie Janka

Kilka dni temu zmarł Jan Bijak. Wieloletni szef „Polityki”. Wczoraj (czyli w czwartek) odbył się pogrzeb Janka. Nie była to uroczystość dramatyczna czy pełna łez. Myślę, że wszystko odbyło się zgodnie z charakterem a może wręcz i życzeniem Janka czyli w atmosferze serdeczności a nawet wesołości. Pełne tych uczuć były wszystkie wspomnienia o Nim jako o człowieku i szefie.
Dlaczego o tym piszę na kulinarnym bądź co bądź blogu? Z kilku powodów  a pierwszy to ten, że moje dziennikarstwo kulinarne a także i książki, powstały niejako na polecenie Szefa. To Janek niemal trzydzieści lat temu uznał, że każdy renomowany tygodnik  winien mieć rubrykę kulinarną i ranking restauracji. I zagnał do tej roboty mnie oraz profesora Andrzeja Garlickiego. Potem dołączył do naszej recenzenckiej grupki jeszcze dwóch wybitnych kolegów – Michała Radgowskiego oraz Krzysia Mroziewicza.
Na szczęście ta tematyka szybko stała się moją pasją. Nic bowiem ciekawszego nad zgłębianie historii produktów, dań i sposobów odżywiania poszczególnych nacji.
Drugi powód usprawiedliwiający obecność tego „Pożegnania” na blogu jest fakt, iż Janek sam był wyjątkowym smakoszem. Był też  znawcą whisky. Ale przede wszystkim był świetnym szefem. Najwspanialszym z jakim miałem przez całe swoje życie zawodowe do czynienia.
Podczas pogrzebu spadł na mnie obowiązek odczytania pożegnania, które przesłał z Paryża (sam nie mógł przyjechać) Ludwik Stomma.  Oto jego treść:
„Jaś Bijak, zdawałoby się, umiał zaczarować czas. Jego doba nie miała dwudziestu czterech, ale dowolną ilość godzin. Kiedy dzwoniłem z Paryża, że przyjeżdżam i wpadnę do redakcji w piątek o dwunastej, odpowiedzią było: – „Wspaniale, czekam”. Taką samą odpowiedź dostawali i inni. Jak nas wszystkich mieścił w swoim terminarzu – graniczyło to już z czarną magią. Ale zawsze był na miejscu i w terminie spotkania, skłonny do wysłuchania co akurat mamy mu do powiedzenia. Niestety żaden czarnoksiężnik w ostatecznym rozrachunku z czasem nie wygrał. Więc zabrał nam Cię czas i musimy się z tym pogodzić jakkolwiek by bolało.
Nikt z nas nie wie na pewno co jest po drugiej stronie, a nawet, czy ta druga strona istnieje. Co dane jest nam zmierzyć, to tylko ślady zostawione na naszej doczesnej ziemi. Te ślady po Nim zostaną. Będą to tropy życzliwości, przyjaźni, tolerancji i najgłębszego zrozumienia dziejowych powikłań.
Został Jan Bijak redaktorem naczelnym POLITYKI w momencie niezwykle trudnym. Jego poprzednik został właśnie szefem rządu, jego przyszły następca był w ostrej do tegoż rządu opozycji, a chwila dziejowa sprzyjała nienawiściom i czarno-białości.
Jan Bijak umiał wysłuchać i jednych, i drugich. Tak przeprowadził „Politykę” przez sztormy i burze. Wszyscy ludzie tygodnika zdali sobie sprawę, że nie byli być może z tych samych brzegów, ale z Jasiem zawinęli do tego samego portu. Był przy tym odporny na wszelkie anty-izmy. Wolał widzieć w świecie piękno, nie tylko w obrazach, które chciałby kolekcjonować, i co mu się po części udało, gdyż brak pieniędzy nadrabiał estetycznym znawstwem, ale nawet we wspomnieniach z kopalni „Grodziec” – w której pracował przymusowo podczas wojny. Z tej pracy ponad siły i bliskości umierania zapamiętał tylko (czternastoletnie dziecko!) odruchy solidarności i lojalności. Było to dla niego oczywiste, bo sam był taki: pełen empatii i do bólu lojalny. Jakże można Go było nie kochać?
Jasiu Kochany,
Nie jest mi dane stanąć osobiście przed Twoją urną. Chciałbym nad nią tylko powiedzieć, że dałeś wszystkim tym, którzy mieli szczęście Cię spotkać ogromnie wiele. Nie tylko intelektualnie. Pozwoliłeś im uwierzyć, że istnieje na tym świecie bezinteresowność i przyjaźń. Żegnamy dzisiaj kogoś, kto wierzył w Polskę pogodzoną po prostu i spokojnie nawzajem życzliwą. Ja już w to nie wierzę, ale ty Jasiu tak – chciałeś do końca, by taka się stała.
Dziękuję Ci za to. Dodam jeszcze rzecz jedną, której świadom twojej skromności nie odważyłbym się za twojego życia powiedzieć. Basia opowiada naszym synom o Tobie – oni będą opowiadać wnukom. Czasem zdzwonię się z Marianem Turskim, Piotrem Adamczewskim, Tadeuszem Olszańskim, Krzysztofem Mroziewiczem, Jackiem Poprzeczko, Jagienką Wilczak, Wiesławem Uchańskim… ileż nazwisk mógłbym jeszcze wyliczać…. Będziemy wspominać i popłaczemy się pewnie, chociaż nie wypada.
O nie Jasiu, żaden czas nam Ciebie nie zabierze. Basia też Ci słoną łzę przesyła. Kochamy Cię.”
Do tych wzruszających słów dopisuję się i ja wraz drugą Basią.