Powtórka z rozrywki
Mało kto zapewne pamięta tę postać. Ale w siermiężnych czasach PRL Jacek Nieżychowski był kolorowym ptakiem ubarwiającym życie estradowe. Ten stary szlagon wielkopolski miał wrodzoną vis comica i niezwykły talent gawędziarski. Jego występy kabaretowe (Silna Grupa pod Wezwaniem) i telewizyjne cieszyły się szalonym powodzeniem.
Wydał też pan dziedzic wspaniałą książkę „Kuchnia ziemiańska, błogosławione cztery pory roku”, w której oprócz świetnych przepisów z rodzinnego dworu zawarł też całą serię i śmiesznych, i smutnych anegdot. A że właśnie zbliża się zima czyli pora świąt i za chwile na pewno rozpęta się kolejna wojna o karpia (w której nie mam zamiaru uczestniczyć), to z wielką frajda przytoczę opowiastkę pana Jacka, która jest właśnie na karpiowy temat. To będzie taki prezent dla uczestników blogu od św. Mikołaja:
„Trudno w zasadzie ustalić dokładnie granicę pomiędzy jesienią a zimą. Kalendarzowa – 21 grudnia, najczęściej przypomina środek jesieni. Wbrew pozorom, zima kulinarna jest dość interesująca. Przede wszystkim dziczyzna – a więc zające, dziki (przeważnie zresztą strzelane jesienią), bażanty, ryby – oczywiście wcześniej odłożone do zimowania karpie i liny – no i to wszystko, co skrzętni gospodarze zabezpieczyli sobie na zimę w płodach rolnych i ogrodowych. Wspomniałem już o smakowitych polskich bigosach, które w zimie są najlepsze. Także mnóstwo przysmaków ze świniny. Zacznę od ryb, chyba od karpia. Otóż ta świetna ryba dla mnie nie wiąże się we wspo-mnieniach z nocą wigilijną Bożego Narodzenia, a raczej z proboszczem wsi i majątku Harklowa w Jasielskiem, którego opatrzność obdarzyła pięknymi stawami rybnymi, należącymi do jego parafii. Ksiądz proboszcz, bardzo miły i dobry człowiek, pomagał opatrzności ogromnie skutecznie. Nie tylko że znakomicie dokarmiał swoje ryby, ale też sprawiał, że przyłapany na kra-dzieży ryb parafianin nie miał szans na uzyskanie rozgrzeszenia. Gdy ów grzesznik chciał się udać do którejś z sąsiedzkich parafii, na przykład do Biecza, by wyspowiadać się z grzechu kradzieży ryb, tam też miał małe szanse na rozgrzeszenie, bo istniało podejrzenie, że to ryby proboszcza sąsiada.
Mój cioteczny dziadek ze strony matki, właściciel majątku Harklowa koło Jasła i kolator kościoła, z dużym poczuciem humoru przyjmował przedgwiazdkowe opóźnienia mszy spowodowane koniecznością… sprzedaży ryb. Okoliczni kupcy z Biecza, Jasła, Gorlic święcili szabas – więc u nich niedziela była dniem handlowym, a proboszcz znał zasadę: „Nasz klient, nasz pan”, i tkwił na swoim handlowym posterunku, dopóki ostatnia ryba z danego stawu nie została sprzedana. A naród siedział w kościele, oczekując na mszę, czasem nawet do czwartej, śpiewając pięknie pobożne pieśni. Dziadek znosił to cierpliwie, gdyż proboszcz przysyłał do dworu koszyczek dorodnych karpi, takich najlepszych, od półtora do dwóch i pół kilo. Między nimi zawsze trafił się jakiś piękny lin, którego lubię ponad wszystko.”
Ale ponieważ to nie o linach gawęda lecz o karpiach to zakończę ją przepisem własnym na karpia w ulubionym przez Nieżychowskiego kolorze:
Karp na niebiesko
Karp, sól, cebula, ocet winny, chran, masło
1.Zostawiamy karpiom łuskę, a tylko obmywamy je dobrze i oczyszczamy z zewnątrz i wewnątrz, później krajemy na kawałki, a mniejsze ryby zostawiamy w całości.
2.Gotujemy ryby w wodzie, soli, z cebulami albo bez nich.
3.Później kładziemy karpia na półmisek, polewamy gorącym winnym octem i szczelnie na parę chwil przykrywamy.
4.Roztopione masło i chrzan nadają się jako przyprawa do tej ryby.
Fot. P. Adamczewski
Komentarze
Dla tych co może nie pamiętają i dla tych co nie znają:
http://www.youtube.com/watch?v=US6UFfuIOiY
A na niebiesko to ja robiłam pstrągi. Ostatnio zaś bawiłam gości niebieskim ryżem. Co przypomniało mi jak przed laty wielu mój dowcipny tata wraz ze swym nie mniej dowcipnym przyjacielem do uprzednio dokładnie wymytej i wyparzonej butelczyny po nalewce na kościach wlali podchodzący pod kolor likier Baileys’a. Buteleczka stała dumnie na samym środku stołu czekając na zacne grono gości. Było śmiesznie, oj było…
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
i jeszcze:
http://www.youtube.com/watch?v=VNgNxz2rcos&list=PL8C2F5BF46BD4D6FE
Echidna – zwierzaczku roztomiły! Przecież Pyrze tylko pamięć pozostała (i też nie wiadomo na jak długo).
A ksiązki p. Jacka Nieżychowskiego swego czasu bezskutecznie szukałam w księgarniach i antykwariatach. Widziałam ją u mojej Ryby, bo pożyczyła od kogoś i do dzisiaj korzysta z przepisów na szynkę pieczoną (zjazdowicze może pamiętają) i na jeden z wariantów bigosowych. Muszę poprosić bieglejszych od siebie w zabawach internetowych, żeby mi znaleźli tę pozycję (a jak dobrze trafię , to i kupili prezentowo).
Pogoda mało optymistyczna, a prasowania czeka sterta aż hen, pod sufit. Jak ja nie znoszę prasowania!!!
Od czasu filmu o przygodach Bridget Jones zawsze ilekroć ktoś opowiada o jakimś daniu na niebiesko,to zaraz mam przed oczami te sceny 😀
http://www.frommovietothekitchen.pl/2012/01/dziennik-bridget-jones-zupa-porowa.html
A koktajle z dodatkiem Blue Curacao to najprzyjemniej sączy się na plaży,ale gdzie ta plaża,gdzie to morze,piasek,mewy,no gdzie ??? 🙁
Danuśka, najbliżej nad Bałtykiem 😀
Danuśka,
Małgosia wskazała Ci miejsce, a ja dodam, że można posiedzieć sobie w cieple w którejś z kawiarni lub restauracji tuż przy plaży. Nie jestem pewna, czy mają tam niebieskie trunki, ale na pewno jest tam całkiem przyjemnie. Tymczasem zapowiadane są huraganowe wiatry, lecz mam nadzieję, że trochę osłabną, zanim do nas dotrą.
Przepis na karpia podany przez Gospodarza wyglada na nadzwyczaj prosty. Aż kusi, żeby go wykorzystać, choć ciągle nie jestem zdecydowana, czy kupię go na święta.
Pyro – ot choćby tu
http://merlin.pl/Kuchnia-ziemianska-blogoslawione-cztery-pory-roku_Jerzy-Jacek-Niezychowski/browse/product/1,186641.html
a jak wpiszesz tytuł książki i autora to wyskoczy więcej linków
E.
Echidno, spójrz uważniej, ta książka jest niedostępna w Merlinie i właściwie żadna księgarnia ani antykwariat w internecie jej nie oferuje niestety.
jak kto ślepy to aż miło, masz rację MałgosiuW. Przeoczyłam.
Może lista antykwariatów w Poznaniu coś Ci Pyro podpowie:
http://panoramafirm.pl/antykwariat/wielkopolskie,,poznań
Miałem podobny kłopot z inną pozycją – płytą. Wszędzie była niedostępna, ale nie dawałem za wygraną i w końcu znalazłem i właśnie dzisiaj została odebrana. Problem w tym, ze wyszukiwarki podają na pierwszych kilkudziesięciu miejsca strony najpopularniejsze (zapewne płaca za to, że są na pierwszych miejscach). One też najszybciej są opróżniane z popularnych książek i płyt. Jak nigdzie nie ma, najlepiej opuścić pierwszych kilkadziesiąt i szukać dalej. Czasem trzeba dużo cierpliwości i nie zawsze się udaje. Są tez strony antykwariatowe specjalizujące się w książkach dawno wydanych.
Dla zainteresowanych jest i chyba niedrogo, z okazji mikołajek może jutrzejszych 🙂
http://www.gumtree.pl/cp-ksiazki/lodz/jacek-jerzy-niezychowski-kuchnia-ziemianska-twoj-styl-487346799
Ze specjalną dedykacja dla Krystyny i Małgosi 😀
Spacer w grudniu nad Bałtykiem ?
Tylko z zamotanym w szalik ratownikiem.
Potem bigos na rozgrzewkę,
po nim deser i czas na nalewkę.
Spacer w grudniu na Seszelach ?
Od rana w słońcu i w ciepłych kąpielach.
Potem langusta i podniebieniowa rozpusta,
kłopot tylko mały,bo kasa dziwnie pusta.
Zostaje zwykły spacer po znajomych ulicach
i by wywołać rumieniec na naszych licach
zrobimy rosół w z lanymi kluskami
taki pyszny,jak zawsze był w Mamy.
No i jest, proszę. A antykwariaty wielkopolskie godne polecenia, szczególnie przy zakupie barokowych mebli 🙂
A na deser rozmotany z szalika rarownik?
ratownik!!!
Danuśka 😀
Echidno-na Twoich plażach ratownicy w szalikach i tak nie występują,to z tym deserem masz trochę łatwiej 😉
Duże M – dziękuję; kiedy Młodsza się obudzi z drzemki, zamówię 2 egzemplarze – dla domu i dla Ryby. Ucieszy się z pewnością, nie będzie musiała pożyczać.
Zmieniam temat – jeżeli komuś pracującemu potrzebne jest uczciwe L-4, to nic łatwiejszego, jąk wpaść do Pyry, uściskać ją solidnie, poczekać na inkubację jesiennej zarazy i już – 9 dni jak w pysk strzelił.
Hej,
moim ambitnym planem kolekcjonerskim jest zbior wszystkich pozycji jakie wyszly w Instytucie Literackim w Paryzu . mam juz prawie cala kolekcje Kultury i dosc duzo Zeszytow Historycznych a takze wydawnictw ksiazkowych samego wydawnictwa (interesuja mnie tylko te,ktore wyszly poza Krajem). Niebawem mam otrzymac cztery kolejne potezne pudla z ksiazkai z IL.
Nie mam pojecia jak jest w Kraju z antykwarycznymi zakupami wydawnictw Instytutu
Literackiego. Nie bylem w Polsce juz ponad 10 lat temu, nie mam zreszta tam nikogo.
W Szwecji dziala wspaniale Bokbörsen (Gielda ksiazek) jest tam chyba juz ponad 2.5 mln pozycji (takze plyty ostatnio) – czasami pokazuja sie plyty polskich wykonawcow a przesylka kosztyje wiecej anizeli wartosc samego nabytku. Osobiscie interesuja mnie pozycje ksiazkowe, katalogi, czasopisma o Tadeuszu Kantorze i jego dzialalnosci teatralno-plastycznej.
Ja pamiętam Jacka Nieżychowskiego nie tylko z „Silnej Grupy pod wezwaniem”, moja generacja nie mogła tego kabaretu – zespołu przeoczyć.
Pamiętam też, dobre parę lat temu (parenaście raczej) wywiad z Jackiem Nieżychowskim (albo jego artykuł-gawęda) bodaj w „Polityce”, bo nic innego wtedy nie czytałam. Pewności nie mam, ale prawie, że było to o Świętach Wielkanocnych i pan Jacek opowiadał o dawnych zwyczajach w jego rodzinie i jak to wszystko wyglądało. Bardzo smakowicie to opowiadał.
Pyro,
kuruj się! Imbir, cytryna, miód i ewentualnie jakieś aspiryny czy co tam Ci potrzeba.
U mnie +10C, ale szaro-buro, a poza tym postraszyli, że od wieczora spadamy w dół, jutro słoneczko, pojutrze lekki mrozik. Trudno, grudzień!
A u mnie Xsaver za oknem się czai.
Czai się, bo uderzyć, jeszcze nie uderzył ale zapewniają, że najpóźniej o północy zawita – zobaczymy. Skutki już są, bo parkingów poza zasięgiem większych drzew nie znajdziesz, w polskim sklepie pustki, choć czwartek i dzień nowego towaru, więc wzmorzonego ruchu, a w botiku mojej LP po południu nikt nie zawitał. Wiem jedno, że będę musiał ok 22 wyjść jeszcze z suką. Ona już w kapuśniaczek nie chce wystawić nosa, a co dopiero w taki czas. Zobaczymy.
Na morzu Północnym, w Zatoce Niemieckiej już gorąco, tam spodziewają się naporu wiatru przez półtorej doby. Dla nich to znaczy, że woda z trzech odpływów nie pójdzie sobie, tylko przeczeka u nich. Tam są takie wysepki zwane Hallig, a na nich mieszkają ludzie, którzy próbują tam od pokoleń w miarę żyć. Woda zalewa te wyspy raz po raz, ale ich zabudowania, dawniej z reguły gospodarstwa z trzodą, bo jak wody niema, to jest słona trawa za którą bydło przepada, usadowione są na naniesionych „kretowiskach”, zwanych Warft`ami. Te mają tyle miejsca, że miejsce mają wszelkie budynki gospodarskie, a nawet jest zbiornik na deszczówkę.
Oj, bełkoczę znowu – trzymajcie się!
A propos dzisiejszej postaci. Po stanie wojennym bida była okrutna (bojkot, czyli brak kasy) wymyśliłem więc program typu variete i eksploatowałem go w krakowskim Feniksie (przy św. Jana). Ludzie walili drzwiami i oknami. Portier, pan Tadzio (UBek nastajaszczij) miał przykazane, żeby powołujących się na znajomość ze mną wpuszczać dopiero po programie. Program był nocny i koledzy o tej porze byli przeważnie w stanie, powiedzmy, wskazującym.
Przed północą przyszedł Tadeusz Drozda, który występował w okolicy. „Przed końcem spaktaklu nie wolno” – twardo blokował jego imiennik. „To pan mnie nie poznaje? Nooo, z telewizji!” Twarz pana Tadzia pojaśniała i wykrzyknął „Pan Nieżychowski przecie! Prosimy, prosimy, a to się artysty ucieszą!”
Opowiadał mi to Drozda. Po pewnym czasie opowiedziałem to Nieżychowskiemu. ” No patrzaj. Nawet u UBeków mir się miało!”
Ej Cichalu, ładnie Cię tak czytać, skoro akurat słuchać Cie nie można!
pozdr
Pepe! Nie daj się temu cholernemu Xaweremu! Rób nowe kolano, to jeszcze pobalujemy! Żaba i Pyra mają nalewki. Hej, szable w dłoń!
Łotr zżarł mój wpis, a przyzwoity był. Kuruję się Alicjo. Dzisiaj jestem atoli dosyć padnięta. Może jutro będzie lepiej
Danuśka 🙂
wierszyk uroczy !
Skoro Ksawery dopiero się czai u Pepegora, to do nas ma szanse dotrzeć jutro – tak też zapowiadają tutejsi synoptycy. Ale mimo że to jeszcze nie huragan, widziałam na drodze w lesie złamane drzewo usuwane przez strażaków. I nie ma telewizji, co akurat zbyt mi nie przeszkadza.
Jak kto nie chce fatygować się do Pyry w celu nabycia choroby, może znaleźć jakieś uczynne małe dziecko – też doskonałe źródełko roznoszenia chorób, a kataru w szczególności.
Pytanie: jest jakieś zdrobienie, jakieś dosercaprzygarnienie po polsku na Xaver?
Córcia mi się zbuntowała i nie chce „Kuchni ziemiańskiej” Już przeczytała – a dobrze się czyta – trzy przepisy odpisała, a reszty gotować nie będzie, bo ani służby, ani folwarku, ani męża z giwerą. W ten to sposób mój pomysł na jeden z prezentów okazał się nietrafiony.
Nim spać pójdę wyznam, że próba wpisania się na blogu Pietrasika skończyła się tak, że kolejny raz ” dam sobie spokój” . Co raz mniej wyspy na której żyję.
Zdrobnienia dla Ksawerego
Ksaciek, Ksacio, Ksaw, Ksawcio, Ksawciu, Ksawciulek, Ksawek, Ksawenty, Ksawer, Ksawercio, Ksawerek, Ksaweruś, Ksawi, Ksawulek, Ksawuś, Ksewcio, Serek
W Poznaniu przed godziną była burza z wyładowaniami i w jej trakcie śnieżyca, że świata nie było widać. Czy to już Xsawuś, czy jego żona?