Skumbrie w tomacie … pstrąg!
Chcieliście Polski no to ją macie – mawiał poeta KIG i na koniec każdego wersu wygrażał czytelnikom pstrągiem. A ponieważ w pułtuskim Lidlu, w którym się przez całe lato zaopatruję pojawiły się i są dość często świeże ładne i wypatroszone pstrągi, to nabrałem na nie apetytu.
Po przywiezieniu do domu parki tych ładnych i delikatnych rybek wpadłem na myśl, by ich nie piec ani nie smażyć lecz uwędzić. Było to tym łatwiejsze, że dostałem od sąsiada (tego od prezentowanego parę dni wcześniej ogiera) piękny kawał ściętej na miedzy gruszy oraz jeszcze większy – olchy, miałem więc właściwe do wędzenia drewno. Umyłem dokładnie ryby i namoczyłem w wielkim garze z solanką. Potem osączyłem z wody i nabiłem na haki, które uwiesiłem na specjalnej poprzeczce w wędzarni. W tunelu prowadzącym do skrzyni wędzarniczej rozpaliłem ogień i zamknąłem wieko wędzarni. Pięknie pachnący dym włóczył się smugami po całym naszym obejściu.
Gdy po pół godzinie zajrzałem do wnętrza wędzarni zobaczyłem puste haki i ryby leżące na siatce zabezpieczającej spadające kiełbasy czy szynki a tym razem pstrągi, przed upadkiem na gołą ziemię. Rozgrzane gorącym dymem haki przerwały rybie ości i nastąpiła mała katastrofa. Wyciągnąłem więc pstrągi na zewnątrz i ułożywszy na grillowym ruszcie powiesiłem ponownie. Po 90 minutach były pięknie ciemnobrązowe. Zjedliśmy je ze smakiem ale uznaliśmy, że były zbyt mało słone i słabo pachnące dymem. Kolejna porcję nowych pstrągów moczyłem w solance przez 6 godzin. Potem zaś – po osączeniu z wody – nie wieszałem ryb na hakach lecz ułożyłem na ruszcie, który zawisł w wędzarniczej skrzyni. Pstrągi spędziły w dymie olchowo-gruszkowym ponad dwie godziny.
Tym razem były o niebo lepsze. Bez lęku więc podałem je gościom, wśród których byli wyjątkowi smakosze (m.in. szefowa miesięcznika Kuchnia) i wszyscy zachwalali pstrągi za delikatny smak i subtelny zapach dymu. Warto było się trudzić.
Komentarze
Gospodarzu – mój Mąż wędzi pstrągi według przepisu, który wiele lat temu dostał od rybaków. Solanka musi być taka, żeby jajko pływało. Ryby mają w niej spoczywać /jak mówi klasyk/ 2 godziny, następnie przez kolejne 2 godziny muszą się suszyć i ostatnie 2 godziny wędzić. Przepis sprawdzaliśmy wielokrotnie i zawsze był sukces. Niestety z haków rybki spadają. Proponuję wypróbować tę metodę i smacznego.
Gratulacje, Gospodarzu. Niewiele jest rzeczy tak smacznych i apetycznych, jak świeżo uwędzona rybka. Nigdy nie mieliśmy własnej wędzarni. Ojciec dawał do wędzenia kumplom, a my sąsiadom. Z jednym wyjątkiem: moja Teściowa, Stasia dość często wędziła śledzie w wędzarni improwizowanej z kilku cegieł i dużego, emaliowanego wiadra bez dna. Śledzie, takie zwykłe, z beczki, moczyły się w kilkakrotnie zmienianej wodzie kilka godzin, potem były nadziewane na sztywny drut opierany na wiadrze, otwór przykrywany po wierzchu wilgotnym workiem, żar produkowało się w dołku w ziemi ok 0,5 m od wiadra, używane było drewno z jabłoni, gruszy, czereśni i po kilku godzinach wspaniałe, pomarańczowe ryby były pożerane prze rodzinę. Jednorazowo wędziła 8 ryb (dwa druty po 4 ryby) Czasem do drewna dorzucała kilka kulek ziela angielskiego, trochę zielonych świeżych ziół z ogrodu, czasem łyżeczkę cukru. Oj, pyszne były śledzie wędzone Stasi. Nie wiem dlaczego ja potem nigdy tego nie robiłam.
Jestem przekonany, ze dalej bedziemy z Przyjacielem zyli szczesliwie, zdrowo i przyjemnie jesli zrezygnujemy z pomyslu jedzenia wedzonych ryb.
W zadnym wypadku nie nawoluje nikogo do bojkotu udymionych rybow. Ludz oraz jego sklonnosci 🙂 🙂 🙂 sa z natury rozne 🙂 🙂 🙂
!
Nic nie mam przeciwko pstragom, natomiast policy sieci LIDL wobec zatrudnionych
jest czestokroc na granicy wyzysku i firma nie cieszy sie tutaj w Szwecji dobra renoma, podobnie jest z dunska Netto.
Byc moze jest inaczej w Polsce. Nie wiem. Ponadto jakosc Lidlowych produktow jest pod znakiem zapytania.
A pstragi kupuje w normalnym sklepie rybnym.
Ale chyba kwestia gustow….
Owszem z gruszy, jabłoni, olchy, ale z czereśni nie! Pomyliło się Tobie, Pyro, chyba z wiśnią.
Rybę z solanki koniecznie trzeba dobrze podsuszyć. Przy halibucie np, nawet to nie zawsze pomaga, gdy kawałki są większe. Pamiętam, niektórzy eksperymentowali z siateczkami.
Lajares, jasne, że mozna spożywać i używać rzeczy, które wydają się skracać życie. Często mam tak, że mi przychodzi, że chodzi mi po głowie. Kończę te rozważania zwykle wnioskiem, że coraz mniej istotnych powodów, aby tak trwać i trwać.
Pepe – może i masz rację; może to wiśnia była. Wiem, że zawsze się składowało grube konary drzew owocowych z zimowego cięcia, do wędzenia różnych produktów (np sąsiedzi – owszem wędzili dla nas mięso i kiełbasy, ale drewno musieliśmy dostarczyć) Nigdy nie używało się śliw i orzechów.
Nad Poznaniem przeszła burza. Popadało ale teraz świeci wieczorne słońce i jest ciepło. Upiekłam na deser mufinki biszkoptowe z czereśniami z przepisu p. Kalicińskiego. Od razu mówię, że to był pierwszy i ostatni raz. Wyrosły, upiekły się i zakalca nie mają, ale ciasto jest ciężkie, zbite, zanim zjadłam całą mufinkę, narobiłam się szczękami, jak głupia. Okazuje się, że coś, co się świetnie nazywa, niekoniecznie warte jest poznania osobistego.
Pyro,
to znaczy, że upiekłaś bardzo dobre mufinki, tylko ich nie lubisz, podobnie jak ja. Nigdy ich jeszcze nie piekłam i nie upiekę. Nie przepadam za ich niezdecydowanym smakiem i nieodpowiada mi też forma tego ciasteczka – trzeba się wgryzać w tę babeczkę. Ale są miłośniczki mufinek .
U mnie też przeszła lekka burza, dwa razy porządnie popadało. Małe kulki gradu podziurawiły liście datury.
Wędzone ryby bardzo lubię, ale po tym jak miałam nieraz okazję zjeść bardzo świeże, na inne, leżące trochę dłużej, choć też świeże, już kręcę nosem i wybrzydzam.
” nie odpowiada „
Znakomita jest pasta – sałatka z wędzonej ryby, cebulki, ogórka kiszonego i majonezu – nauczyłam się od Haneczki i dość często robię. Tak np starannie obraną z ości i skóry makrelę rozdrabniam widelcem, cebulę i ogórek kroję w drobniutką kosteczkę, dosypuję sporo pieprzu i jeżeli trzeba, dosalam, łycha majonezu i wymieszać. Bardzo smaczne do kanapek. Można jeszcze poszaleć z koperkiem jeśli się lubi. Chude wędzone ryby np dorsz, muszą być drobno krojone i trzeba wtedy więcej majonezu, bo przy tłustych rybach jest go niewiele – ot tyle, żeby się to jakoś trzymało.
Dobry wieczor,
Ja do takiej pasty rybnej posiekanej drobniutko natki pietruszki daje.
U mnie w domu jakos ryb nie wedzilismy, kielbasy, szynki jak najbardziej. Rodzice za kazdym razem budowali na dzialce mini wedzarenke, jak mnie pamiec nie myli byl to parometrowy tunelik dochodzacy do metrowego, blaszanego komina
Jolly R – szynki czy kiełbasy potrzebują więcej miejsca, są długie; śledzie się w wiadrze stojącym na 3 cegłach doskonale mieściły.
To teraz Pyro musze rodzicom wyrzuty uczynic ze sledzi nigdy nie wedzili ;).
Jolly – jedziesz? To nie ma sprawy – córeczka rodzicom zrobi frajdę i uwędzi śledzie. Potrzeba na to 1,5 dnia, no i „samo się robi”
Smacznego: http://pinterest.com/pin/386394842999903820/ 🙂
Pyro,
Jade na tydzien, odmawiam zdecydowanie spedzenia 1/5 pobytu na wedzenie. Mamusie – rekonwalescentke pooperacyjna bede zabawiac.
Jolly – dużo zdrowia dla mamy 🙂
Nie na temat, ale bardzo ciekawe zdjęcia:
„Stacja gołębi pocztowych 19 Batalionu KOP”
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/75613/020f4ee3119ba61d3e2fd66c13b81ee8/
Jolly – pozdrów od nas Mamę serdecznie i życz jej zdrowia. Mam ją we wdzięcznej pamięci.
„Wojska łączności – gołębniki polowe”
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/75090/020f4ee3119ba61d3e2fd66c13b81ee8/
„Moment wydawania gołębi patrolowi ze specjalnego gołębnika polowego wzór 27”
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/75091:1/
Ciekawe ile było tych wzorów gołębnika polowego? 🙂
Dziekuje bardzo,
Mamusia w polowie sierpnia ma nadzieje byc w pelni sprawna i adresy ma zapisane, wiec miejmy nadzieje, ze zbiory beda owocne :).
Asiu – co najmniej 27, odliczając z 5 na wzory próbne, pozostają 22 wzory kolejno obowiązujące. Wszystkie armie mają nieograniczoną pomysłowość w standaryzacji wszystkiego (z latrynami polowymi włącznie).
Na pewno to były gołębniki na kołach, przenośne, stacjonarne 🙂
A ta „Stacja gołębi pocztowych 19 Batalionu KOP” na dodatek jest dobrze zakamuflowana. 😉
Nowa inicjatywa UJ: http://naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news,395957,aby-orient-powrocil-do-polskiej-kultury.html
Wakacje 🙂 „Grupa młodzieży w strojach kąpielowych podczas kąpieli w Wilii” http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/157688/ecdf843d38871b52117e55f0389d09e8/
I co?
Towarzystwo ubezpieczeniowe oferuje ubezpieczenie na niepogodę . Gdzie: na wyspach Borkum i Norderney, na Morzu Północnym. Za dni w których słońce świeciło krócej niż 3 godziny jest 40% zwrotu. Proszę!
A gołębie Asiu, a gołębie sobie cenię. Zarówno w rosole, jak i duszone. Miało się kiedyś znajomości z gołębiarzami, co podrzucali za darmo, bo tyle mieli do zbycia. Naturalnie młode, nielotne jeszcze. Eh, były czasy.
Pepe – z tak niestabilną i nietypową pogodą jak w tym roku, ta firma może zbankrutować na odszkodowaniach i upustach.
No, narzekali też, że tego roku zabulili nieźle.
Dobranoc.
Dobranoc. Hej, Nowy! Zapal lampkę z tamtej strony.
Dzień dobry,
Nie było mnie tutaj kilka dni w których tyle się wydarzyło. Podczytywałem, ale nie miałem okazji wplątać swoich trzech groszy.
Przede wszystkim Solenizanci! Tak, tak, wiem, że bardzo się spóźniłem, ale lepiej późno niż wcale. Tym bardziej, że życzenia i serdeczności kumulowałem przez te kilka dni, więc nazbierało się ich sporo. Teraz wrzucam je wszystkie do flaszki, zalewam mocnym spirytusem i powstałą w ten sosób Nalewką Życzliwości wypijam Wasze Zdrowie – IRKU, PEPEGORZE, PAWLE WIEDEŃSKI !!!!! Niech Wam się spełnia!!!!
A w ogóle to nie sprawiedliwości na tym świecie – wszystkich Was zna niemal każdy, kto wstąpił do Blogu Łasuchów, oprócz mnie. Nie spotkałem żadnego z Was, a chciałbym. Może kiedyś…
Co do wędzonych ryb – lubię, nawet bardzo lubię. A jesli połączyć to ze wspomieniami z wakacji – najlepsze wędzone ryby są na Bornholmie, gdzie przed kilkoma laty sędziliśmy niezapomniane chwile z A. i naszym synkiem. Wędzarni tam pełno, a przy każdej restauracja, gdzie wędzonych, świeżych, pachnących i smacznych śledzi jest pod dostatkiem.
Zjęcie nie moje, ale tak wyglądają tamtejsze wędzarnie.
http://www.bornholm.modos.pl/zdjecie-galeria-71-2227.html
Wszystkich ciekawych świata namawiam do odwiedzenia tej najbliżej położonej od nas wyspy. Warto!