Obiad kurpiowski na obcą modłę
W pierwszych dniach maja nie było możliwości zjedzenia ani obiadu, ani kolacji na świeżym powietrzu. Teraz, gdy słońce grzeje jak w środku lata, można wystawić stół na środek podwórka, pod sosny (i brezentowy daszek na wszelki wypadek) i przygotować małą ucztę kurpiowską ale z całkiem obcymi elementami.
A te elementy to dania z różnych stron świata. Będą przygotowywane zarówno na grillu (gotowy acz nie używany w br.), jak i w piekarniku oraz na zwykłej kuchni.
Dwa dania to hołd pod adresem kuchni amerykańskiej i angielskiej. Obie one nie są na szczycie naszego rankingu smaku (raczej w dolnych rejestrach) ale przecież w każdej kuchni można znaleźć coś dobrego. I tak jest w tym przypadku. Prawdziwy domowy hamburger może być przysmakiem. Zrobimy go więc. Zwłaszcza, że znalazłem w sklepie z grillami specjalną prasę do formowania tych kotletów. Także brytyjska fish and chips jest smakołykiem o czym przekonałem się w ulicznej kuchni w Dublinie. A danie to robione własnoręcznie nabiera dodatkowych walorów. Na koniec dla miłośników kuchni azjatyckiej tajskie żeberka w miodzie. To prawdziwy smakołyk.
Ponieważ uczta przewidziana jest na wiele godzin nie należy się martwić o przejedzenie czy niestrawność. Zwłaszcza, że można przerwać jedzenie i odbyć leśny spacer lub narąbać drewna co jest doskonałym lekiem na apetyt.
No to ruszamy do roboty.
Fot. P. Adamczewski
Hamburger własnej produkcji
650g mielonej wołowiny, 2 ząbki czosnku, 1/2 cebuli, 1 łyżka sosu Worcestershire, sól, świeżo zmielony pieprz, (ewentualnie) 200g sera Cheddar w cienkich plasterkach, 4 bułki
1.W dużej misie dokładnie wymieszać mięso z posiekanym czosnkiem, posiekaną drobno cebulą, sosem Worcestershire, dużą (do smaku) ilością soli i pieprzu.
2.Uformować 4 płaskie kotlety czyli hamburgery.
3.Grillować je w średniej temperaturze przez 12 – 16 minut. Podczas grillowania tylko raz odwrócić na druga stronę.
4.Bułki przeciąć na pół, położyć na ruszcie środkową częścią do dołu i grillować przez 1 – 2 minuty.
5.Położyć jednego kotleta na połówkę bułki, dodać dodatki do smaku, przykryć drugą połówką.
6.Przy przygotowywaniu cheeseburgerów dodać ser w ostatnich 2 – 3 minutach grillowania.
Ryba z frytkami czyli fish and chips
Na ciasto: 20 dag mąki, 1 łyżka cukru, 4 łyżki jasnego piwa, szczypta soli, 2 żółtka, 6 łyżek mleka i tyleż wody, 2 białka;
Na rybę: 1 kg filetów z białej ryby morskiej, sos Worcester, sok z cytryny, musztarda, mąka;
Na frytki: olej, 1 kg kartofli
1.Przesiać mąkę, dodać cukier, wymieszać. Zrobić w górce mąki wgłębienie i wlać w nie piwo, dodać soli i oba żółtka. Dobrze wymieszać. Zmieszać wodę z mlekiem i wolno sączyć do wyrabianego ciasta. Gdy ciasto jest gładkie odstawić na pół godziny i w tym czasie ubić białek pianę. Połączyć ją z ciastem.
2.Kartofle obrać, umyć i pokroić w słupki. Namoczyć w wodzie. Podgrzać olej we frytownicy do 160 st. C i wrzucić osączone uprzednio kartofle. Gdy zmiękną wyjąć i osączyć z nadmiaru tłuszczu. Zwiększyć temperaturę o 20 st. C i włożyć frytki ponownie. Gdy będą złote i chrupkie wyjąć, ułożyć na ręczniku papierowym i posolić.
3.Umyte filety osuszyć na papierowym ręczniku, przyprawić solą, musztardą, sokiem z cytryny i sosem. Posypać mąką. Zanurzać w przygotowanym rzadkim cieście i wkładać do wrzącego oleju po frytkach. Gdy – złote wyjąć, osączyć z tłuszczu i podawać z frytkami.
Tajskie żeberka w sosie miodowym
1,5 kg żeberek, 4 łyżki przecieru pomidorowego, 2 łyżki musztardy z Dijon, 4 łyżki sosu sojowego, 3 łyżki miodu gryczanego, 2 łyżki oliwy, 3 ząbki czosnku, pół papryczki chilli, sok z połówki pomarańczy, sok z jednej cytryny, sól i pieprz do smaku
1.Żeberka doprawić do smaku solą i pieprzem i ugotować do miękkości (ok. 1,5 godz.).
2.W tym czasie wszystkie składniki na marynatę dokładnie ze sobą wymieszać i zalać nią ugotowane i osączone mięso. Trzymać w marynacie minimum 3 godziny.
3.Następnie odsączyć z marynaty, wrzucić na gorący grill i dokładnie obsmażyć na złoto.
Komentarze
Dobry hamburger nie jest zły, ale musi być domowy. Rybka z frytkami też pozostała w moich wspomnieniach całkiem miło, choć kupowało się ją kiedyś zawiniętą w gazetę, a frytki w gazecianej tutce. Czasami do większej tutki wrzucali jedno i drugie. Co dotarło do mnie po czasie – frytki nigdy nie cuchnęły nadmiernie wyeksploatowanym olejem, a dorsz nie cuchnął tranem. Ale wtedy, 45 lat temu z okładem, i u nas i w Anglii dorsz był bardzo tanią rybą.
Dzień dobry,
domowy hamburger jedzony pod sosnami musi smakować wspaniale. 🙂
Na dobry początek dnia: „humor z zeszytów i sprawdzianów”:
http://komediowo.pl/gid,15572484,img,15573136,title,Humor-z-zeszytow-i-sprawdzianow-odcinek-2,galeria.html
Hamburgery sa w tym samym stopniu „kuchnia amerykanska” co ugotowane ziemniaki polane skwarkami sa „kuchnia polska”. To tylko sposob przyrzadzania mielonego miesa.
Nie istnieje jedna kuchnia amerykanska, jak nie istnieje jedna kuchnia chinska. Rozne amerykanskie regiony klimatyczne i rolnicze maja specyficzna kuchnie. POnadto jest to kuchnie obficie korzydstajace z rozlicznych dziedzictw narodowych amerykanskiego kotla. Jest kuchnia amerykanska z wplywami wloskimi, z wplywami okresu niewolnictwa, wplywami meksykanskimi czy wschodnioeuroepjskich Zydow. Sa to jednak zazwyczaj kuchnie wlasnie amerykanskie, a nie wloskie, meksykanskie czy zydowskie. To duzy kraj. Z fenomenalna kuchnia, ktorej bogactwo metod, wpywow i roznoreodnosci produktow nie da sie porownac z niczym na swiecie..
Stanislawie ,przeginasz,, PALE,,
Gdzie jadles tego dorsza i frytki
w gazecie w Archangielsku´?
Fish and chips w gazecie kupowałem zazwyczaj przy Old Brompton Road lub przy Earls Court Road. Było to w roku 1967. Możesz, Henryku, nie wierzyć, ale tak było. Pewnie gdybym opisał wygląd niektórych ówczesnych pubów, też nikt by nie uwierzył. A mnie tamtejszych ówczesnych pubów jest akurat żal, bo nie siermiężny wygląd był ważny tylko prawdziwie rodzinna atmosfera.
Dzien dobry,
Jolinku,
Ja zawsze powtarzam, ze mnie taniej ubrac niz nakarmic :)!
Henryku 47,
W Londynie, w koncu lat 70-dziesiatych wciaz owijano rybe z frytkami w gazete – swiadkiem moj maz, rodowity Anglik, dzieckiem bedac tak obiad piatkowy dostawal. W dodatku twierdzi, ze farba drukarska extra smaczku dodawala, a z higienicznego papieru to nie to samo ;).
Henryku, chyba w tej gazecianej tutce była jeszcze karteczka czystego papieru, ale najlepiej pamięta się tę gazetę chroniącą dodatkowo przed tłuszczem. Pewnie nie bywałeś w ubogich dzielnicach jak Fulham.
Staszku, lepsze miejsca z fish&chips wciaz serwuja w rozku gazetowym, po Bozemu. Gorsze miejsca przeszly na zwuniety w rozek papierowy talerz, pfuj.
U mnie wspaniały wschód słońca, tylko już nie mam dojścia do jeziora, żeby sobie obejrzeć to zjawisko z brzegu 🙁
Jeśli chodzi o frytki, sprzed 44-40 lat pamiętam plackarnie/frytkarnie we Wrocławiu, nigdy nie podawano frytek w gazetę zawiniętych, pełna kultura – na tackach papierowych. Pamiętam dokładnie, bo zawsze, będąc w stolycy województwa, po pierwsze primo szło się na frytki do plackarni ( 😉 ) na Powstańców Śląskich, nieopodal domu studenckiego Atol (chyba nadal tam jest akademik).
Ostatnio jadłam frytki ze słodkich ziemniaków, podane z bardzo ostrym sosem. POEZYJA!
To było w Wendy’s, w jednym z „zajazdów” (benzyna, jedzenie, toalety) po drodze z Toronto do Kingston. Tubylcom bardzo polecam, to nowość, jak głosiła reklama. Zawsze się tam zatrzymuję, więc potwierdzam – nowość. Sosu jeszcze nie rozpracowałam, ale jest wspaniały, ostro-papryczny.
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_7235.JPG
Amerykańska kuchnia bogata (wpływy z okresu niewolnictwa – flaczki ;), południowe stany, Luizjana zwłaszcza), ale wiadomo, bogacili ją emigranci.
Jasne, że hamburger to mielone, ale hamburgerem nazywają to-to tutaj. Moja przyjaciółka kanadyjska kupowała kawałek bardzo chudej i drogiej wołowiny, mieliła to, robiła mięsne „placki” i grilowała. Roger twierdził, że Bonnie robi najwspanialsze hamburgery na świecie.
Wyobraźcie sobie – chude mięso, niech to jest polędwica wołowa (była!), ŻADNYCH przypraw, nawet dyżurnych 🙄
No to ja kiedyś zrobiłam nasze polskie hamburgery 😉
Nawet ostatnio jak byli, podałam mielone na obiad. Nie da sie jeść niedoprawionego kotleta, co z tego, że możesz sobie posypać, czym tam chcesz po usmażeniu/zgrilowaniu. Przyprawy muszą sie pożenić wcześniej, przed smażeniem, że się tak wymądrzę.
w Ameryce nie byłam i pewnie nie będę to obserwuję co u nas na straganie … i już jest …
http://odczarujgary.pl/napoj-rabarbarowy-z-dodatkami-z-rumem-rowniez/
Kocie! Piszesz:
Nie istnieje jedna kuchnia amerykanska, jak nie istnieje jedna kuchnia chinska.
A zaś potem piszesz tak:
To duzy kraj. Z fenomenalna kuchnia, ktorej bogactwo metod, wpywow i roznoreodnosci produktow nie da sie porownac z niczym na swiecie..
No to jak, jest ta kuchnia, czy jej nie ma???
Piotrze, nie zapomnij swoich fiszów z czipsami polać octem, chłe, chłe, będziesz miał ganc autentyk!
Teraz te zachwycające rybki są podawane w styropianowych tackach. I – na szczęście! – sprzedawca widząc turystę zamiera z flaszką octu w ręce i pyta czy lać.
Mój łupacz był rewelacyjny. I w ulicznym barze, i w hotelowej knajpie (gamonie, prawie nic tam nie mieli do jedzenia, choć były „tolszipy”, mnóstwo żaglowców i mogli liczyć na klientelę). Mówię o Lerwick na Szetlandach.
Stanislawie !
Nie bylem w Fulham.
Ale Wybroniles sie ,
Ta biala serwetka jednak byla.
A w bardzo eleganckim barze rybnym zamowienie owijano w taki papier:
http://www.stephensons.com/greaseproof-newspaper-sheets/302243-the-daily-catch-greaseproof-newspaper-sheets-10×16-40x25cm.html
Nisiu,
do octu na frytkach to sie nawet moi rodzice przekonali :). Tez sie pierwsze dwa lata otrzasalam, a teraz bardzo lubie. Szczegolnie zima, jak sie na ulicy pakiecik otworzy,a z niego para octowa w nos :).
Kocie, te dobre miejsca to dla mnie błogość na duszy. Następnym razem w Londynie poszukam takiego miejsca, żeby Ukochana mogła zaznać prawdziwego rarytasu prawdziwie podanego.
Przeciwko papierowym tackom osobiście nic nie mam. Denerwują mnie natomiast niezbyt wysokie kartoniki, w których w fasfoodach ustawiają frytki pionowo.
Dzień dobry,
No właśnie – gazeta nie musi bć symbolem bylejakości podawania potraw. Przejeżdżając kilka lat temu przez Maryland – stan, w którym na stołach królują kraby i nne owoce morza, wstapiłem do zupełnie przyzwoitej restauracji, gdzie gazety służyły za obrusy, a goście z apetytem zajadali się krabami i homarami rzucając na nie niejadalne resztki, nie przejmując się, czy się coś zaplami.
Piątek, zaraz wyjeżdżam do pracy.
Miłego weekendu Wszystkim życzę.
Henryku, spójrz przyjaźniej na świat i ludzi! 🙂
Fulham to była malownicza dzielnica. Nie zauważyłem, żeby jakaś konkretna grupa etniczna tam przeważała. Byli Anglicy, Irlandczycy, Włosi, angloafrykanie i wszystko, co możliwe. Ja wynajmowałem mieszkanko – sypialnia z kuchnią i łazienką oraz małym pokoikiem dziennym. Gospodarz, nauczyciel z pobliskiej szkoły, wyjeżdżał akurat na czas mnie odpowiadający idealnie do rodzinnej Irlandii. Płaciłem 3,5 szylinga tygodniowo + monety wrzucane od czasu do czasu za gaz i za prąd. Mieszkanie na dole zajmowały 3 panienki w wieku, na oko, 18-22. Jedna z nich o imieniu Wendy była partnerką mojego gospodarza. Dom był klasyczny – z dwiema kolumienkami po bokach wspólnego wejścia do wszystkich mieszkań. Gdy tak wspominam, rośnie ochota na odwiedzenie Londka. Może w przyszłym roku się uda na kilka dni.
Nowy !
Alez , ja patrze przjaznie na
ludzi i swiat.
Powodzenia w pracy!
Istnierje wiele kuchn amerykanskich, Nisiu, ktore zbiorczo mozna okreslic jako kuchnie amerykanska, kiedy mowimy o calym kraju. Hamburgery, acz popularne. nie sa jednak „typowym” wytworem kuchni amerykanskiej jak ziemniakow okraszanych skwarklami nie dka sie nazwac „polska kuchnia”.
A zwlaszca chyba uwazalbym z powiedzeniem, ze „z kazdej kuchni da sie wybrac cos dobrego” jako przyklad podajac hamburgery.
Ameryka ma zdumiewajaca wiele do zaoferowania jesli chodzi o doskonale i nieraz wykwintne jedzenie. I nie musza to byc wcale wytworne domy czy restauracje. Moga to byc i czesto sa zwyczajne zajezdnie przy autostradach, w ktorych zatrzymuja sie kierowcy ciezarowek przemierzajacych Ameryke jak dluga i szeroka. Zajezdnie okreslane czesto ironicznie jako „greasy spoon establishment” A co wiecej -amerykanscy kucharze nieustannie poszukuja, ich inwencja jest niewyczerpana, a chec dogodzenia klirntom nie zna sobie roznych.Nie istnieje cos takiego jak „pielegnowanie tradycji kulinarnej” – wszystko mozna i nalezy zmieniac, ulepszac, dodawac, ujmowac, bo gusty i mody sie zmieniaja. Co roku jestem w Ameryce i co roku w tych znanych mi z poprzednich pobytow restauracjach odkrywam cos nowego, czego nie bylo tam rok przedtem. Ameryka jest zawsze wielka przygoda kulinarna, ze o obfotosci mieszanych drinkow nie wspomne. Istne kulinarne El Dorado. A jakosc i swiezosc surowcow! Szkoda gadac!
Mnie się ten pomysł z gazetami zamiast obrusów nawet podoba. Całkiem zabawny. W Pucku w restauracji na końcu mola stoliki nakryte były brązowym papierem/ pomimo brazowego koloru ten papier w sklepie papierniczym nazywał się szary/. Były też kredki. Dzieci mogły sobie rysować. My byliśmy tam w dorosłym towarzystwie, ale w przypływie dobrego nastroju też sobie porysowaliśmy. Nie sprawdzałam, czy w tym roku ten styl nadal obowiązuje.
Rabarbar rzeczywiście już można kupić. Myślę o cieście z rabarbarem, albo crumble.
Crumble! Yes, yes, yes!
Ja juz mam trzy tarty z rabarbarem za soba. Cos mi sie wydaje, ze nie moglabym zjesc frytek z gazety. Nie lubie tez brac do reki np kotlecika i obgryzac kostke.
A propos frytek – ocet jak ocet, ale spróbujcie posypać oregano suszonym. Na początek kapeczkę, czy kubkom smakowym się spodoba.
Mnie się bardzo spodobało – w Grecji tak podają frytki. Pycha!
Mój rabarbar już się rabarbaruje.
Stanisław
10 maja o godz. 9:22
potwierdzam i poswiadczam z osobistego doswiadczenia, ze jeszcze 30 lat temu uzywanie papieru gazetowego w budkach z fishandchips w londynie bylo nagminne.
Elap-to ciekawe,mam jedną koleżankę,która jak Ty nie lubi brać do ręki
np.kurzych udek i w ten sposób je wygodnie obgryzać.
Mnie jedzenie rękami nie przeszkadza,a frytki nawet bardziej mi smakują,
kiedy nie muszę jeść ich widelcem 😉 Wypróbuję ten patent z octem,chociaż
ogólnie rzecz biorąc nie jestem za bardzo octowa.
Rabarbar,szparagi,truskawki,chłodniki….Oj,lubię te majowe przyjemności.
Moja Mama smażyła też placki z rabarbarem.Świetne były !
Papier gazetowy jest wciaz do dostania. Ale tylko w tych lepszych miejscach. Ocent jest zawsze ba stole i mozna skraplac.
Ksiaze Karol tez jada wylacznie z gazety. Rzadko ma okazje, ale czasem udaje mu sie namowic ochroniarza, a wtedy twarz jego jest rozpromieniona ze szczescia.
Tu sa dwa zdjecia Karola, choc bez gazety:
http://www.mirror.co.uk/news/uk-news/prince-charles-goes-into-battle-for-fish-824825
Danuśko, to nie patent tylko wynaturzenie. Ja zawsze fish & chips dostawałem bez octu. Frytki palcamy smakują najlepiej. Nawet eleganccy Francuzi chętnie cichaczem łapią w palce. Natomiast mięsa palcami też nie potrafię. Wszystko, czego się nie da wydłubać widelce, oddaję Ukochanej, która robi z tym porządek na miarę stada mrówek. Twierdzi. może i słusznie, że najsmaczniejsze przy samej kości.
p.s. w miastach portowych hiszpanii bylo, n.p las palmas, to samo;
tylko, ze tam jadlem chyba najlepszego w zyciu kalamara w ciescie,
wlasnie z gazecianej(towej?) tytki.
Byku, dla mnie gazetowe to coś, co wynika z treści znalezionej w gazecie, a coś robione z gazety jest gazeciane. Mogę się mylić oczywiście. Takie kalmary musiały smakować.
Podobno dzisiejsze gazety juz tak nie smakuja. 👿
Jolly, ja po prostu nie znoszę octu. Nigdzie. Nawet galaretkę z nóżek kropię cytryną. A jakby mi tak ta para octowa, o której piszesz, walnęła w nos, to już bym pewnie umarła.
Kocie, a dlaczego ziemniaków ze skwarkami i kwaśnym mlekiem nie zaliczyłbyś do kuchni polskiej?
Ja bym zaliczył, ale na pytanie, czy z kuchni polskiej jako danie sztandarowe wybrałbym ziemniaki ze skwarkami, odparłbym: „Nie”.
Ocet dopuszczam, ale winny, ewentualnie balsamiczny.
Kocie, cd.
A dlaczego uważasz, że hamburgery nie są typowym wytworem kuchni amerykańskiej, skoro są tam wszędzie, a wymyślił je – jak twierdzi Wiki – jakiś teksański garncarzo-barman w początku XX wieku?
Prawie nigdy nie zamawiam w restauracjach barszczu w obawie, że dostanę coś zakwaszonego octem.
Stanisławie, toż nie chodzi o to, czy te pyry są sztandarowe. Są daniem kuchni polskiej i tyle. I są w Polsce szeroko rozpowszechnione. Podobnie jak teksański hamburger w Hameryce.
Dla mnie zresztą w upalny letni dzionek te kartofelki ze skwarkami i lodowatym mlekiem albo kefirem – są sztandarowe jak nie wiem co. Niewiele jest lepszych rzeczy.
Ocet nigdy, nigdy. Żaden!!!
Balsamicznego dodaję czasem do marynat, kiedy przygotowuję mięsko, ale odwracam nos.
opatentowal, @nisia, a to jest mala, ale znaczna roznica
Byku, nie wiem, nie było mnie przy tym. Wiki podaje, że wymyślił – w tym ostatecznym kształcie, sprasowanego kotlecika. Wzorując się na steku hamburskim robionym przez niemieckich imigrantów.
To zresztą nie znaczenia, kto wymyślił, kto opatentował. Ważne, że Amerykanie jedzą toto już ponad sto lat. Hamburger się u nich przyjął, zmutował, rozmnożył – chyba można go uznać za typowe danie amerykańskie, razem z tymi wszystkimi paskudnymi sosami i zgniecioną zieleniną. W miętkiej bule.
Domowy może być nie lada smakołykiem. Widziałam kiedyś program, w którym Jamie Oliwer produkował domowe hamburgery – wyglądały imponująco.
Do zdecydowanie polskiej kuchni zaliczyłabym po pierwsze primo bigos, ale być może jestem w mylnym błędzie, bo znany on ci jest na wschodnich dawnych rubieżach, więc niejako wspólne.
A na żeberka mam patent – kupuję je zamrożone, już zrobione w zalewie podobnej, jak podaje Gospodarz, są znakomite, chociaż ja jak zwykle – odjęłabym miodu, a dodała jalapeno albo cuś 😉
I na talerzu sobie dodaję.
Żeberka obgryzam trzymając w łapach, to samo udka kurczacze czy coś innego – kostkę od schabowego na przykład. Nie wyobrażam sobie jedzenia frytek widelcem. W końcu to moje ręce – a po wielkim żarciu je umywam.
Pytanie – kiedy wymyślono sztućce?
Odpowiedź:
http://gastrowawa.pl/artykuly/kultura-jedzenia-na-przestrzeni-wiekow
Uciekła mi przepióreczka.
Nie MA znaczenia…
Polecam powyżej podany przeze mnie sznureczek – oto malutki fragment dla zachety:
„Francja stała się krajem słynącym z dobrej kuchni. Przez długi czas uznanym dziełem pozostawała ?Fizjologia smaku? napisana w 1825 roku przez Jeana-Anthelme?a Brillat-Savarina. Ugruntował on tradycję, że na szacunek zasługuje nie żarłok, lecz smakosz: ?Radość jedzenia odczuwają także zwierzęta, wywołana jest ona głodem i potrzebą jego zaspokojenia. Natomiast radość estetycznego jedzenia zarezerwowana jest dla człowieka. Składają się na nią staranne przygotowanie posiłków, wybór miejsca i dobór gości?.
No! Smakosze jesteśmy, łasuchy 😉
Nisiu,
To ty masz z octem tak jak ja z natka kolendry. Nie znosze, mimo ze kurzok ze mnie wstretny, w kazdej potrawie najmniejsza ilosc wyczuje.
Chyba wszyscy mają ten bigosowy odruch, co i Alicja. A ja gdzieś słyszałam (pewnie w tvKuchnia) jakiegoś etnogastronoma, który twierdził, że najtypowsze dla nas i najstarsze są polewki.
Jedną taką dają w Słupsku: mieszanina kwasu spod kapusty z wywarem z suszonych grzybów. Grzybki pocięte w wąskie paski i zasmażka. Pisałam o niej kiedyś. Polewka słowińska zwana też kwasówką. albo kacówką.
Ależ Jolly – z kolendrą mam to samo…
Fuj, fuj!
Moja babcia z Puszczy prawie Bialowiszczanskiej taka polewke robila! Ale to dobre bylo.
Bo mielonego kotleta nie trzeba bylo az wymyslac. Podobnie z pieczona kura, jajkiem na twardo i ziemniakami okarszanymi dowolnym tluszczem. Moze hamburger i zostal kiedys „wymyslony”, ale zapewne w czasasxh kiedy wszysxy ludzie na ziemi zajmowali sie myslistwem i zbieractwem. Klasyczny hamburger nie zawiera ani cebuli, ani soli, ani zadnych ziol. Mieso bardzo ostroznie uformowane i starajac sie nie zbijac zanadto w dloniach, rzuca na ogien. Musi byc pulchne i zawierac duzo powietrza, by bylo soczyste. . Doprawia sie go po usmazeniu.
Wymyslono co najwyzej aby hamburgery sprzedawac na ulicy.
Wymyslono tez McDonalda i Burger Kinga. To nie jest to co nazywamy „kuchnia” na blogu kulinarnym jako cos co da sie jeszcze zjesc „jako cos dobrego”. Ameryka dala swiatu McDnalda oraz liczne inne wygodne miejsca do pokonania glodu, , ale nie usmazenie lekko uformowanej grudy zmielonego miesa.
Chodzi mi jednak o to by nie wydawac sadow o czyjejs kuchni, jak sie ja zna wylacznie z szeroko pojetych mcdonaldow.
A hamburgery kocham i czesto namawiam Stara do zrobienia. Klasyczne, z grubym plastrem slodkiej cebuli na wierzchu, osolonej i opieprzonej. W zastepstwie wspanialej amerykanskiej cebuli Vidalia moze byc slodka hiszpanska, calkiem niezla. .
Oczywiście, że jesteśmy smakosze!
Moje kubki smakowe już podrygują na widok dwóch potężnych oscypków, które (razem z kawałkiem kreuzera i garstką małych krowich „redykołek”) przyniósł dziś kurier z Brzuchowego sklepiku.
Cudne są moje oscypki. Zanim dam je gościom, podziwiam wrzecionowaty kształt, jasno-brudnożółty kolorek z połyskiem i zapach… a nie, zapach (znaczy ukochany owczy smrodek) jeszcze zamknięty w próżniowej torebce.
Może gościom wystarczy jeden…
Kot:
Chodzi mi jednak o to by nie wydawac sadow o czyjejs kuchni, jak sie ja zna wylacznie z szeroko pojetych mcdonaldow.
A ktoś tu wydawał takie sądy?
Dzień dobry Blogu!
Zimno, deszczowo, powodziowo… 🙁
Ja chyba z innej Polski jestem, bo prawie nigdy nie jadłam ziemniaków ze skwarkami 🙁 Pierogi, owszem.
Jeśli z mlekiem, to tylko kwaśnym. Młode ziemniaki z masłem i koperkiem, do tego kefir albo zsiadłe mleko, albo twarożek ze śmietaną…
Moje ziemniaki w ogrodzie już się zielenią, ale przy tej pogodzie to długo przyjdzie czekać…
Tymczasem zebraliśmy szpinak i panoszącą się komosę główkowatą (szpinak poziomkowy) i zrobiliśmy takie ciasto na wczorajszą kolację. Dobre było.
Jolly, ona na dodatek jest naprawdę łatwa do zrobienia. Tylko trzeba mieć tę kapuchę i te grzyby. Raz sobie zrobiłam.
Chyba można ją liczyć jako danie postne.
Aha – odrobina kminku pożądana jeśli nie konieczna!
Ziemniaki okraszone skwarkami albo polane olejem, albo też całkiem suche – do tego kwaśne mleko – to było bardzo rozpowszechnione jedzenie w Polsce ubogiej, chłopskiej.
Podobnie jak kasza, z tą samą wytworną okrasą. Oraz inne łatwo dostępne produkta.
Asiu,
curry z kurczaka ze szpinakiem (saag curry)
1/2 kg wyluzowanych udek z kurczaka
300g szpinaku (mrozony, swiezy lub z puszki)
1 cebula, posiekana
3 zabki czosnku, przecisniete przez praske
3cm kawalek imbiru, starty
1 lyzeczka papryki w proszku
1 lyzeczka kurkumy
1 lyzeczka garaam masali
3/4 szklanki rosolu (moze byc z kostki)
1/2 szklanki gestego jogurtu naturalnego.
olej do smazenia
1. Na oleju (duza patelnia lub rondel) zeszklic cebule, dodac czosnek, imbir, przyprawy. Podsmazyc kilka minut, dodac szpinak i rosol. Pogotowac 5-10 minut, odstawic do wystudzenia, zmiksowac.
2. Zrumienic na patelni kurczaka
3. Szpinakowa mikstura zalac kurczaka, pogotowac na malym ogniu, dodac jogurt, wymieszac.
Mozna do powyzszego dodac kminku, kardamonu, ostrych papryczek – mozliwosci nieograniczone. Ja curry lubie raczej lagodne.
Podawac z ryzem, chlebkami naan, bhaji, samosami.
Kocie,
co osoba – to smak, ja nie jadam w McDonald’s, choć bywało, że w podróży nie ma nic po drodze, tylko to (dla mnie najczęściej frytki).
Taki hamburger o jakim piszesz, jest dla mnie nie do zjedzenia, tak robiła Bonnie – mięso bez niczego. Dla mnie to jest jak musztarda po obiedzie – przynajmniej sól i pieprz powinien tam być, a resztę można z powodzeniem dodać później.
Jolly – dziękuję 🙂
A propos cebuli, to ostatnio taka kupuje:
http://www.justysproduce.com/images/white_onions.jpg
baaardzo smaczna.
Kminek do kapusty kiszonej jak najbardziej, Babcia dawala.
Asiu,
do uslug :). Przepis warty wyprobowania, zwlaszcza jesli ktos nie zna kuchni hinduskiej.
Skwarki! No właśnie, mam pół kg. smalcu z „Bałtyku”, same skwarki, i zjadam je po cichutku, w tajemnicy przed Jerzorem, który co prawda kiedyś wyczytał w Spieglu (wyrocznia) pochwały na temat smalcu, ale pozostał w wątpliwościach swoich. Nie jem przy nim, bo przecież by zszedł na zawał, gdyby widział, co właśnie teraz pożeram na śniadanie:
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_7270.JPG
Ro9cznie zużywam do potraw i na kromuchę ze dwa takie pojemniki, nie więcej. Do niektórych potraw smalec jest niezbędny.
Ojciec mojej koleżanki mielił skwarki z podsmażonymi wcześniej grzybami – o, ten smalec miał wszystkie smalce pod soba, było to pomyślane jako smarowidło na chlebek.
Dziękuję za uświadomienie w temacie ziemniaków. Poproszę jeszcze o dzieleniu zapałek na czworo 😉
Zdawało mi się, że mowa jest o tzw. sztandarowych potrawach kuchni amerykańskiej i angielskiej, których (kuchni nie potraw) ja też nie uważam za zasługujące na niskie notowania tylko dlatego, że ich znajomość w Polsce jest raczej skromna. Za to wyobrażenia wręcz przeciwnie 🙂
Stek po hambursku trafił do Ameryki wraz z niemieckimi emigrantami, ale jego sposób podawania w bułce z dodatkami czyli to, co popularnie nazywa się „hamburgerem” to już amerykańska inwencja, o której dokładne autorstwo spierają się do tej pory sami Amerykanie.
Idę sobie poprzesadzać.
Lubię cebulę 😀
Jolly – przepis bardzo ciekawy 🙂
Cebula śliczna. U nas można taką dostać czasami w Almie albo Piotrze i Pawle, jest doskonała. Ostatnio zamówiłam kilogram, ale przynieśli mi kilo czerwonej. Bo im się biała skończyła.
Jolly, chyba mamy podobne „smaki”.
Nemo, znów nie rozumiem o co Ci chodzi. Może naprawdę jesteś z innej Polski.
Alicja, a położyłabyś sobie na tę kromuszkę pomidorka plasterek – cudne zestawienie.
Znam, Jolli Rogers, te cebule i – nie uwoierzysz – wlasnie przed chwila jej uzylem do salatki z posiekanych jajek na twardo. Jest bardzo dobra i slodka. Nadaje sie tylko na urowo, bo na ogniu, na patelni staje sie wodnista.
Alicjo, tej soli i pieprzu nie dodaje sie po to by nie trzeba bylo miesic hamburgera, tylko wlasnie lekko uformowac.
Ale nikt oczywoscie nie zmusza nigogo do unikania solenia i pieprzenia.
W europejskich licznych przepisach i pokazach teelwizyjnych „jak sie robi haburgera” niemal zawsze dodaje sie posiekana cebule i rozliczne inne dodatki. Chodzi o to, jak sadze, ze europejska wolowina jest zupelnie inna niz amerykanska i nie jest tak soczysta i latwo sie wysusza. . Wiec cebule sie dodaje aby hamburger byl bardziej soczysty. . A wtedy juz mozna tez i sol i pieprzi co tam jem jeszcze dodawac.
Stara czasami dosmacza miesa smazpne bez dodatkow metoda Jamiego. Na drewnianej desce sieka czosnek, cebule , dodaje soli. pieprzu, ziol. oleju, rozmarowuje po desce i mieso zdjete z ognia natychmiast na to rzuca, czekajac jeszcze pare monut by soki sie ustabilizowaly. Jest to zdumiewajaco dobry sposob dosmaczania.
http://www.youtube.com/watch?v=lqtS7-h24DA&feature=player_detailpage
Chodzi po mnie ta piochna z włoskiej edycji Komisarza Rexa (oglądam namiętnie z powodu psa). Wariant włoski słabszy niż austriacki o niebo, ale piosenka rewelacyjna i z wykopem akurat na tę pogodę.
Za późno, Nisiu – zjadłam, jak było 🙂
W dzieciństwie uwielbiałam chleb ze smalcem domowym, druga opcja – ze śmietaną (gęstą, kwaśną) i z cukrem. Wtedy druga opcja mi smakowała, teraz już nie, bo wyrosłam z cukru. Na tę kromuchę ze smalcem chętnie ostrą musztardę, ale w ferworze zapomniałam.
Biała cebula jest nieco słodkawa, znakomita surowa, do wszelkich sałatek.
Dowiedziałam się, skąd się wzięły hamburgery – no, nazwa nie wskazuje na nic 🙄
Kocie,
mnie się wydaje, że sól i pieprz dodany przed smażeniem to je to, smakuje lepiej – ale to mój gust.
Do moich mielonych dodaję jeszcze jajo lub dwa, koniecznie cebulę i czosnek drobno posiekawszy, bułkę tartą moczoną w mleku i jak mam pod ręką, drobno krojony ogórek kiszony, jak kiedyś podpowiedział Gospodarz – to jest naprawdę warte wypróbowania, z ogórkiem.
Jedzenie jest kwestia gustu – ja zdecydowanie wole gruszki, niż pomarańcze, smalec ze skwarkami zamiast masła 😆
Dla mnie do kromki ze smalcem ogorek malosolny musi byc.
A pan w polskim sklepie mowil, ze jutro i malosolne i gruntowe do kupienia beda!
A Kot ma racje, ta bardzo biala cebula do smazenia sie nie bardzo nadaje, a do salatek jak najbardziej. Ja ja lubie w piorka pokrojone z salem (slonina solona) i kieliszeczkiem zmrozonej wyborowej :).
Kurczę, Jolly!
U mnie nie ma słoniny 🙁
Na pewno jest w torontońskich sklepach na Ronceswólce, ale to daleko ode mnie. Ogórek kiszony i owszem – nawet mam, kupuję w „Bałtyku”, ale zasłoikowane. Z beczki są tylko w okresie świąt, ale nie są to małosolne. Właśnie mi przyszło do głowy, że przecież mogę swoim sposobem, na drabinie wyhodować kilka krzaczków…Bo hektarów uprawnych jako takich już nie mam, porzeczki się rozporzeczkowały na hektarach.
p.s.Ja w sprawie cebuli białej też się wypowiedziałam – na surowo!
Alicjo,
malosolne mozna robic z ogorkow wezowych, pokrojonych wzdluz w cwiartki 10cm (sprawdzilam), a jak nie masz prawdziwego kopru to przyprawe do malosolnych jest calkiem niezla w torebce do kupienia. Jak w Balticu nie ma to Ci wysle.
Nisiu to zrobiłaś dla mnie wyjątek bo smakowały Ci moje śledzie pod „pierzynką” ze śliwek w occie … z czego byłam bardzo zadowolona … 🙂
…w temacie ziemniaka dorzucę jeszcze fotkę z kraju, z którego ziemniak pochodzi 😉
Skwarek nie było (one muszą być na gorąco chyba), ale przeróżne sosy znakomite.
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_9287.JPG
O co mi chodzi?
Po prostu o to:
„Ziemniaki okraszone skwarkami albo polane olejem (…), to było bardzo rozpowszechnione jedzenie w Polsce ubogiej, chłopskiej.”
Otóż nie tylko w Polsce, a we wszystkich krajach, gdzie jadano ziemniaki, niekiedy również bez okrasy, ale nigdzie nie stały się sztandarową potrawą i nikt nie rości sobie pretensji do tego „wynalazku”.
Hamburger stał się symbolem fast foodu i ekspansji jak coca-cola, i szkoda, jeśli tylko do tego ogranicza się wyobrażenie o kuchni amerykańskiej.
W Filadelfii podają znakomity tzw. Philly steak sandwich, znacznie lepszy niż hamburger.
Deszczowej pogody ciąg dalszy, a my jutro mamy jeździć rowerami po alzackich polach szparagowych 🙄
Witam, nemo gdzie w Phila?
No właśnie – co to jest „kuchnia amerykańska”? Jakie dania, typowe tylko dla kuchni amerykańskiej? Prosz bardzo – hamburger z Hamburga, wienner z Austrii (taka sama parówka, bywa nazywana frankfurterem), pizza włoska, meksykańskie tacos i pewnie jeszcze można coś wymienić 🙄
https://www.google.ca/search?q=kuchnia+amerykańska&hl=en&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ei=0iKNUbX4OYjFyAHv3ICgDg&sqi=2&ved=0CDsQsAQ&biw=1562&bih=84
Ale na pewno amerykański (a także kanadyjski) jest świąteczny indyk, to bez dwóch zdań. Nigdzie na świecie nie zjada się tylu indyków, ile na tym kontynencie, bez indyka nie ma świąt Bożego Narodzenia, Wielkanocy, a już na 150% nie ma Święta Dziękczynienia. To indyki (wtedy dzikie) ocaliły przybyszów ze Starego Kontynentu. A potomkowie się odpłacają robiąc rzeź indyków, w Kanadzie w październiku (u nas to swięto ruchome, pierwszy, albo drugi poniedziałek października), w Stanach zawsze w ostatni czwartek listopada.
Dodam jeszcze, bo rzuciłam okiem na te fotki, że bardzo popularne są tu grilowane żeberka, o czym dopiero co była mowa blogowa.
A to też ciekawe spostrzeżenia (sznureczek poniżej), chociaż z kilkoma bym się nie zgodziła. Jak Ameryka długa i szeroka, jedzenie jest bardzo zróżnicowane. Mnie przypadła do gustu Luizjana, po ostrej stronie smaku, więc nie dziwota.
Teksas – wpływy meksykańskie, znakomite jedzenie. Chicago…wiadomo, schabowy z kapustą, zwłaszcza na „Jackowie” 😉
Zaznaczam – mało jadałam w knajpach, ale bardzo często w knajpach przy zjazdach z autostrady. Teraz się to zresztą zmieniło, bogatsza jest oferta, więcej warzyw i tak dalej, w takich przybytkach jak Denny’s można wybrać opcję „all you can eat” (jedz do wypęku) i samemu skomponować sobie talerz za naprawdę małe pieniądze (dawno nie byłam, nie znam obecnych cen, ale poniżej 10$ zawsze było) i kilka razy iść po dokładkę. Wybór na tym stole naprawdę duży.
http://www.logo24.pl/Logo24/1,125390,7251047,Ziemia_obiecana___kuchnia_amerykanska.html
bardzo swojska ta kuchnia amerykanska n.p. flaki ;)…
Chitterlings/Chitlins Recipe
Recipe Type:Pork, Chitlins
Cuisine: South U.S.A.
Yields: 6 servings
Prep time: 60 min
Cook time: 3 hr
Ingredients:
10-pound bucket fresh or frozen chitterlings
Cold water to cover
1 cup cider vinegar
5 bay leaves
2 large onions, coarsely chopped
2 large potatoes, peeled and coarsely chopped
1 green or red bell pepper, cored, seeded, and coarsely chopped
3 cloves garlic, minced
Salt and freshly-ground black pepper to taste
Hot pepper sauce
Preparation:
If chitterlings are froze, thaw.
Using a small soft brush, clean chitterlings thoroughly; rinse in several changes of cold water. Cut into 1 1/2 to 2-inch pieces.
Place the cleaned chitterlings into a large pot; cover with water and vinegar. Add bay leaves, onions, potatoes, green or red pepper, garlic, salt, and pepper. Bring to a boil; turn heat to low and simmer for 2 1/2 to 3 hours or until chitterlings are tender. remove from heat; drain well.
Serve with your favorite hot pepper sauce.
Makes 6 servings.
The Virginia Department of Health recommends the following tips when cooking chitlins:
Wrap the container containing the raw chitlins in plastic wrap when thawing in the refrigerator.
Keep children out of the kitchen until the chitlins are pre-boiled and the kitchen is thoroughly cleaned.
Handle raw chitlins as little as possible until after they have been pre-boiled.
Keep raw chitlins away from all baby food and formula.
After touching the chitlins, wash your hands with warm water and soap, and clean under your nails.
Clean sinks and all places touched by raw chitlins or their juice with hot soapy water or a chlorine bleach solution.
Wrap all waste promptly and throw into an outside garbage can.
Clean all pots, pans, buckets and utensils in the dishwasher or in hot soapy water.
Wash dishcloths, towels or sponges used in cleanup in hot water.
byku, po malajsku to jak będzie?
Yurku,
to był niewielki lokal w zasięgu pieszego marszu od tego parku historycznego z dzwonem wolności etc. Zaprowadzili nas tam znajomi, którzy twierdzili, że jeśli philly steak, to tylko tam.
Amerykańskie są jambalaya i gumbo, coleslaw i sałatki Waldorf i Caesar, szynka z Wirginii, różnej odmiany chowder z ryb albo owoców morza, muffiny i donuty itd. No i sandwicze w wielkim wyborze.
Świąteczny indyk z wszelkimi dodatkami jest chyba najdobitniejszym symbolem tej kuchni.
U mnie na kolację będzie sałata i (do ogryzania 😉 ) resztki z wczorajszego kurczaka. Lubię ogryzać kości z drobiu oraz kotletów cielęcych i jagnięcych, mój mąż walczy zawsze za pomocą noża i widelca 😉
@yurek:
to samo: skresl tylko uwagi departamentu zdrowia 😉
hm, tak samo?
sorki, jezyk polski mi ucieka, a kiedys bylem jednym z najlepszych w „okolicy” 🙂
Każda knajpka ma swój smak, zostało mi jeszcze tyle do zwiedzenia. Wszędzie jest smacznie co nie znaczy że mogę wydać opinię o amerykańskim jedzeniu.
flaki byly sztandarowa potrawa afroamerykanow w okresie walki z segregacja rasowa
w usa; spotykano sie „na flaki” tak jak „wasp” spotykal sie przy grilu bbq;
podobna strategie ironii zastosowali geje amerykanscy kilkanascie lat pozniej w walce o rownouprawnienie; obydwie kampanie okazaly sie byc skuteczne 😉
i jeszczio jedno, pazwalitje,skazat chotieł :
łoszington toszie nie wierit sljozam.
Czy ta cebula z foto to cebula czosnkowa?
Tak, flaki w amerykanskiej kuchni sa typowa potrawa z okresu niewolnictwa, gdyz „panstwo” tego nie jadali. Wszystkie podroby sa zwiazane z kuchnia afro-amerykanska. Podobnie kuchnia kreolska czy cajunska z Poludnia kraju tez jest scosle zwiazana z dzedzictwem niewolnictwa – zawsze mi sie wydawalo, ze dlatego uzywa tylu ostrych przypraw, ze surowce nie zawsze byly „pierwszej swiezosci” (jak niegdys jaja w PRLu) i nalezalo gebe mozno wyparzyc aby dalo sie przelkonoc w okresie zanim wymyslilismy wspaniale amerykanskie lodowki.
Nigdy nie bylismy w Luizjanie, ale slynie ona nie tylko z jazzu, ale i przede wszystkim wspanialej kuchni kreolskiej. A kuchnie cajunska znamy ze znakomitej cajunskiej restauracji w Nowym Jorku – zawsze przed wejsciem byla kolejka i tlok, duzo mlodziezy, scotcha tam podawanego nie dalo sie pic jednym haustem, gdyz byla to wlasciwie nalewka z jalapenho, tak mocna, ze po jednej szklance z duza iloscia wody i lodu, nie dalo sie przelknac drugiej szklanki. Stara kiedys do butelki scotcha wrzucila jedno jalapenho i butelka starzyla jej na z grubsza 10 lat!
Wspaniala jest kuchnia Nowej Anglii pelna znakomitych owocow morza. Kazdy przyjazd do Bostonu zaczynamy sie od odwiedzin oyster baru.
Ostatnimi laty najbardziej smakuje nam kuchnia na Florydzie, ktora jest lekka, wesola, sloneczna jak sam stan i miewa wplywy kubanskie. Duzp ryb, krewetek i lekka lapa potraktowanych jarzyn. A ichnie kotleciki z kraba nie znaja sobie rownych. Jedyne za czym nie przepadam to za bardzo popularnym na Florydzie Key lime pie’em.
Za miesiac wyruszamy w droge i nie bedziemy sobie zalowac ani krewetek, ani krabow, ani homarow, ani wina z winnic Franka Coppoli, ani mojita, ani dirty martini, to name just a few!
Jolinku, zapewne zgrany duet śledziowo-śliwkowy zwyciężył ten octowy niuch, którego nie lubię. Bo pamiętam, że pyszne było!
A oscypek, na którego tak się szykowałam, nieco rozczarowuje. Jadłam wonniejsze i mniej zatwardziałe.
Co do serków góralskich, polecam nieustająco straganik państwa/gazdów Pawlikowskich na Głodówce (pierwszy od strony szosy z Zakopanego – albo ostatni od strony szosy z Bukowiny). Jest jeszcze niejaka Maryśka, co sobotę w Krakowie, ale trzeba wiedzieć co za Maryśka i na którym targu. Jadałam jej sery, można rzec, z drugiej ręki – wyborne.
i z ryby robie chetnie hamburgera, najchetniej z drobnicy –
sardynki, leszcze,uklejki, plotki(no i reszstki ryb wszelkich,@kocie,kraby -jes,jes 😉 )
W czytaniu bardzo stare wydanie (1957) „Wyprawa jachtu „Dal” Andrzeja Bohomolca, prawnuka Franciszka. Taki dziennik pokładowy, chłopcy wyruszyli z Gdyni do Ameryki Północnej na „łupince orzecha”,
fajnie się to czyta. We wszystkich morskich opowieściach zawsze z zainteresowaniem czytam, co zostało zaprowiantowane, bo nie chciałabym, żeby im jedzenia zabrakło!
Nie pomnę już, gdzie to było – chyba w którejś z wypraw Kon-Tiki Heyerdahla (pewności nie mam), jak jedzenia zabrakło na skutek różnych przeciwności sztormowych. Wreszcie mewa się napatoczyła i wpadła w ręce żeglarza, a on ją pożarł żywcem, tak bardzo był wygłodzony. Sam się potem dziwował – jak ja coś takiego mogłem zrobić?! Opis był bardzo obrazowy.
tak, tak @alicja, drugiego takiego drapieznika jak czlowiek,
to my w tej galaktyce nie mamy.
Upiekłam far breton taki bretoński „flan” na suszonych śliwkach namoczonych w rumie. Do spróbowania jutro.
W piecu dopieka się ciabatta. Też na jutro.
W Bazylei ma nie padać.
@nemo:
tych zdjec powyzej krowie nie pokaze, bo wpadnie w kompleksy 😉
A far breton na zdjęciach nie ma 🙂
U nas pada, taki wiosenny deszcz, nie ulewa.
Far breton pojawił się 😀
Iiii tam, Byku 🙂
Asiu,
na jakich zdjęciach?
Tutaj (w sieci) są w różnych wersjach.
To ciasto (bardzo nam przypadło do gustu) odkryliśmy na targu w Concarneau i kupiliśmy do spróbowania, ale zdjęć faktycznie mu nie robiliśmy 🙁
OK, teraz rozumiem 😉
Dobranoc Blogu!
Byku (22:31),
i owszem, ale to była sytuacja wyjątkowa. Żeby żyć, trzeba jeść. Już tu byłam krytykowana za moje „zjesz ty, albo zjedzą ciebie” – a czy to nie jest prawda?
Drapieżni jesteśmy w innym sensie – w sensie materialnym, myślę.
Mieć, mieć, mieć…
Ja mam trochę na odwyrtkę. Tyle, żeby mieć jakąś stałą dziuplę, a poza tym smakować świat
https://www.youtube.com/watch?v=8mvHksZadp4
Dobranoc https://www.youtube.com/watch?v=aBKdZlNgiC8
Prawie dobranoc, idę poczytać i spać.
http://www.youtube.com/watch?v=lkUMdrEGCfs
Dzień dobry,
Z ogromna przyjemnością czytam komentarze Kota o Stanach, kogoś kto ten kraj zna i lubi, nawet chyba bardzo lubi. Ja też lubię, chociaż często się zastanawiam, czy gdzieś w Europie, albo np. w Australii nie byłoby mi lepiej – ale to najpewniej na zasadzie – wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. Ale tak naprawdę to lubię Amerykę, z wieloma jej wadami, i nawet, gdy tęsknota za Polską nigdy nie zanikła.
Mieszkając tutaj już tyle lat, z amerykańskim jedzeniem najbardziej kojarzy mi się grillowane mięso, i to nie hamburgery, ale steaki. Jak ten (już kiedyś pokazywałem)
https://picasaweb.google.com/takrzy/Steak#slideshow/5710659556872446130
Musi być zrobiony z bardzo dobrego mięsa, wtedy jest miękki i soczysty (najlepiej filet mignon). Ja przed rzucenim na ruszt posypuję najpierw gruboziarnista solą z przyprawami, kupioną w brazylijskim sklepie, odstawiam na kilkanaście minut, później polewam sosem i ….kładę na bardzo rozgrzany ruszt. Kilka minut z każdej strony i obiad gotowy.
Ja jestem dzisiaj bardzo zmęczony, ale podczytuje kilka dni wstecz.
Np. to zdjęcie mi się bardzo podoba i każdy podpis wydaje mi się zbędnym.
https://picasaweb.google.com/105150281873408471980/Akwitania#slideshow/5874985674142238418
Dobranoc, bo zasypiam 🙂
Bawcie się dobrze w czasie weekendu, a później, nawet nienawidząc poniedziałku wracajcie do pracy !!!
🙂 🙂 🙂
Witam z Cuzco, u mnie 22:30. To już ostatnia nasza noc w tym pięknym mieście, jutro wylot do Iquitos z przesiadka w Limie. Dziś zwiedzaliśmy jeden z siedmiu cudów świata – Machu Picchu, rzeczywiście piękne miejsce. Za nami Dolina Urubamby z miastem Pisac, słynnym targiem i męczącymi ruinami (mnóstwo schodów) i jeszcze bardziej męczącymi ruinami Ollantaytambo, nieskończonej świątyni i twierdzy. Moja relacja jest dość wyrywkowa, bo nie wszędzie moje urządzenie chce się łączyć z siecią, chociaż wszystkie jak dotąd hotele miały Wi-Fi. Zobaczymy jak będzie w dżungli…
Bez octu
dzień dobry ….
Małgosia powoli wraca a ja na chwilkę zniknę …
wszystkim przyszłym majowym jubilatom – Markowi, Piotrowi i cichalowi dużo zdrowia z okazji urodzin …. 🙂
smakowitości … 🙂
A ja sie ucieszylem czytajac komentarz Nowego, ze chyba podobnie ocenia kuchnie amerykanska.
A po obejrzeniu serii zdjec kompetentnie wykonanego steka w roznych stadiach przyrzadzania, odnotowalem, ze mamy z Nowym IDENTYCZNA oliwna deseczke,, choc nasza zakupiona byla pare lat temu w Londynie (TK Maxx) , a nie w Amerycxe. Ale ksztalt, wielkosc, wyzlobione rowki dokola oraz okragla dziura do zawieszania, to samo.
Bardzo te deseczke lubimy, bp jest naprawde ladna. I nawet okazjonalne leniwe przepuszczenie jej przez zmywarke dotad jej nie zaszkodzilo. Bo drzewo oliwne jest bardzo „geste” i fajne na takie deski, wiele wutrzyma.. Wlasnie na niej przygotowujemy mieszanke do zasmaczania mies. Przez ten rowek dookola nic sie nie wylewa na blat kuchenny.
No, wrecz idealna deseczka! 😈 Niech zyja praktyczne i ladne sprzety kuchenne! 😈
Frykasy! Chyba nawet pamiętam te sosny. Co do frytek do podzielę się patentem z Sofii: posypane tartym serem owczym. Koniecznie bułgarskim, nie jakimś surogatem.
MałgosiaW,
z hotelami posiadajacymi Wi-Fi najczęściej jest tak, że połączyć się można tylko przy recepcji, tak mi sie kilka razy zdarzyło. Gdziekolwiek się zatrzymywaliśmy – oczywiście, internet jest, jak najbardziej, a potem się okazywało, że na parterze, a w pokoju już nie 🙁
Zanurz nóżkę w Rio Amazonas 🙂
Tu jest dowod ponad wszelka watpliwosc, ze ziemniaki okraszane skwarkami sa wytworem kuchni framcuskiej. Albo moze holenderskiej.
http://0.tqn.com/d/arthistory/1/0/0/m/vvg_cotn_moma_04.jpg
Istnieje w Polsce Stowarzyszenie Magurycz. Jego członkowie zajmują się między innymi odnawianiem starych, zapomnianych cmentarzy. Głównie na Podkarpaciu. Teraz stowarzyszenie wydało książkę: „Cmentarz miejsce (nie) obecnych”. Książki jeszcze nie czytałam. Okładka jest niesamowita. Zobaczcie: http://www.beskid-niski.pl/index.php?pos=/galeria&ID=5591
Asia
11 maja o godz. 14:50
przypomina mi to obrazy beksinskiego…
Kwiatki z rabatki na Dzień Matki!
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_7274.JPG
Jutro u nas Dzień Matki – tylu kwiatów, ile w ten dzień się sprzedaje, nie sprzedaje się chyba nigdy przy żadnej okazji. Farbowane OLBRZYMIE orchidee niebieskie, ja też takie miałam kiedyś, zrobiły sie potem białe (akurat kwitną) – ale zaskoczona nie byłam, bo na papierku napisane było, że ta niebieskość to jednorazowa. Ale zdziwił mnie rozmiar tych tutaj na zdjęciu, mam nadzieję, że po przekwitnięciu, niech tam wybieleją, ale nie zmniejszą się te kwiaty?
Zdjęcie z mojego sklepu Za Rogiem, gdzie mydło, powidło oraz takie okolicznościowe…
Witaj, Wojciechu – i zasiadaj przy stole 🙂
O, właśnie – steki!
Ale po pierwsze primo przyszedł mi na myśl ten indyk-wybawiciel, a potem żeberka. A przecież stek z grila to jest weekendowa „codzienność” w okresach od wiosny do późnej jesieni.
Każdy ma swoje ulubione sposoby przyrządzania, sosy, dodatki, sałatki.
Pole do popisu szerokie, bo diabeł siedzi w szczegółach, czyli w sposobie przyrządzania i grilowania.
Nowy,
Jerzor by Twojego steka nie zjadł – dla niego musi być dosmażony, żadnej krwistości 🙂
Kocie…
to albo, czy albo? Bo ja nadal mam wątpliwości 😉
Wygląda mi to na holenderskich mistrzów, ale pewnosci nie mam.
Poza tym skwarek nie widzę, mimo że wytężam zwrok (nie poprawiać!).
Górka na dzień wczorajszy, dzisiaj pada, ale deszcz potrzebny bardzo.
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_7278.JPG
Dla zainteresowanych literaturą i Gombrowiczem:
http://naszeblogi.pl/38238-biedna-pani-rita-czyli-ozywianie-trupa?utm_source=niezalezna&utm_medium=glowna&utm_campaign=blogi
wlasnie czytam, ze w kraju przypada na jedna dziennikarke pieciuset ochroniarzy…
ach, byc mloda dziennikarka na rubiezy 😉
Podaj sznurek, byku
sznurki prowadza dwa, @ariadno:
pierwszy „gw” patrz: gesslerowa
drugi „rp” patrz:dyskusja o mec. rogalskim 😉
p.s.
…nie znosze nekrofilii intelektualnej;
swojski kanibalizm papuasow jest mi milszy, niz n.p. symboliczne palenie, czy darcie ksiazek przed berlinska opera, czy na gdanskiej dyskotece (zarowno wczoraj, jak i dzis)
sir norman davies nazwal moja(tak) ojczyzne (dowcipni ci anglicy) bozym igrzyskiem…
fajnie, tylko ja sie pytam co jest grane?
bowling?
@byku,
to juz Jan z Czarnolasu „igrzyskiem bozym” nazywal czlowieka.
A co jest grane? Bambuko.*
__________________________
* Polskie rugby.
ad. @byk
moj alubiony krytyk w BRD darl tez ksiazki…..
byl chyba lysy?
Wykladal u nas w Sztokholmie i Uppsali w latach 70.
Z pozdrowieniami dla Pyry 🙂
http://www.pyrabar.pl/
Gesslerową omijam szerokim łukiem. Normana Daviesa bardzo cenię – to jest spojrzenie obcokrajowca, który wiele lat mieszkał w Polsce, interesował się kulturą naszej Ojczyzny i czuje się z Polską bardzo związany.
Poczytaj, zamiast pytać – co jest grane 🙄
@ozzy:
a o tym panie nie wspominam, bo by mnie na miejscu szlag trafil…
na pocieszenie: w pakistanie graja teraz w krykieta.
Ozzy…
a nie był to przypadkiem Marcel Reich Ranicki?
ad ” @byk
w Rosji na jedna dziennikarke przypada ponad 500 pracownikow FSB
PS skwarki ze smalcem (istersmör) to takze przysmak Dunczykow –
posmarowane na chleb razowy.
@ariadna:
starenki juz byl, ale gombrowicza nie tylko, ze czytalem, ale i czekalem na kazdy jego nowy felieton w paryskiej”k”z niecierpliwoscia(to samo bylo z kisielem w „tp”, czy pas-sentem w „p”); a co do anglikow piszacych na temat polski „i okolic”,
to wole zdecydowanie georgesa blonda
Byku,
a co Ty taki bardzo uczulon na krytyków literatury? Po to oni są, zawód jak każdy inny. A im bardziej krytykują, tym bardziej chce mi się sprawdzić, co na rzeczy.
Z Ranickim niekoniecznie się zgadzałam, ale zawsze ceniłam jego recenzje.
@byku,
tak, tak….:)
prof. Marcel Reich-Ranicki ze slynnego kwartetu
Czyżby jakaś ariadna zawitała do blogu, a ja nic nie widzę?
Moj kwartet krytykow
_________________
a w Polsce …..Tadeusz Drewnowski, Henryk Bereza, Andrzej Kijowski, Ryszard Matuszewski
wole danie, bo tam wiecej skwarek na chlebie, niz agentow na etacie…
Panie Gospodarzu,
____________________________
na KUCHNI sie nie znam ale lubie czytac wpisy na tym ciekawym blogu pana Gospodarza —-wydaje mi sie, ze mam podejscie do „garmazerki” jak Ludwig Wiitgenstein (juz jak porownywac, to z kims Wielkim) – jeste gdzies opis przyjecia u Keynesa, na ktorym filozof ujawnia dobitnie swoje kulinarne nawyki. Jestem monotonny w jedzeniu i nie cierpie zmian.
Nie jem wieprzowiny, nie jem owocow morza….zadnych krolikow i innych futerkowych.
Dla mnie opisy kulinarne i biesiadne na tym blogu sa fascynujace
Pozdrawiam
okej, niech bedzie @pythia, @della 😉
Każdy ceni to, co ceni. Ja z krytyką literacką Rainickiego poznałam się dopiero na Zachodzie.”Papież literatury” czytał wszystko, wielu polskich pisarzy może mu zawdzięczać w pewnym sensie międzynarodową sławę.
Oczekuję odpowiedzi, że Szczypiorski i „Piękna pani Seidenman” („Początek”) i tak dalej, a Szczypiorski to komuna zaprzedana…
Otóż ja w komunie nigdy o Szczypiorskim nie słyszałam.
Nic nie jest czarne i białe. Czasy były, jakie były. Literatura jest, jaka jest i była, jaka była.
No, obsesjonatem jesteś w temacie „agenci”, jak prawie wszyscy teraz w Polsce. Współczuję.
Daj sobie na luz, może Ci przejdzie.
@Alicjo
komu wspolczujesz?
PS. moj krewny byl tez agentem….mial w Skandynawii niegdys wylacznosc na „Sanyo” (nie istnieje dzisiaj)
Poza tym, byku,
nigdy nie przekręcam czyjejś ksywy na blogu, imienia – szanuję imię własne każdego człowieka.
Ozzy,
współczuję obsesjonatom, tyle. Agenci mi zwisają obojętnym wisiorkiem, dziwi mnie to tropienie po latach. Po co? Było-minęło, czasy były, jakie były. A Byk wciąż tropi…
„Za dalą inna dal” – to mi się skojarzyło, czytając książkę o wyprawie jachtu „Dal”.
http://www.youtube.com/watch?v=F9c-FuqrubI
Alicjo, zmusilas mnie do sprawdzenia. Ziemniaki jednak holenderskie, bo namalowane w 1885 r, a wyjazd do Paryza nastapil dopiero rok pozniej.
@delicja:
pieprzysz.
pani Alicjo,
ta piesn taka patriotyczno-socrealistyczna….nie moja muzyka tegoz goracego lata 68.
milego wieczoru
PS tym, ktorzy lubia Andy Kaufmana
http://www.youtube.com/watch?v=8l7WQK-I_aw
Tak było
stawiam znowu na sipińską, sopot 68
amarcord,pamietam, ze w „sipie” chyba polowa z nas byla zakochana;
a w jarockiej – druga, no i byly czasami wymiany zdan, ze ho 😉
historyczny poczatek agonii „komuny”(zapowiada lucjan kydrynski)
http://www.youtube.com/watch?NR=1&feature=endscreen&v=-eUWHel0JYk
Musiałem dzisiaj też pracować, niestety! Ale nareszcie w domu.
U mnie jak zwykle późny obiad, zaraz rozpalam grilla. W drodze do domu wstąpiłem do sklepu prowadzonego przez Włochów. Małe pomieszczenie, ale czego tam nie ma? Przede wszystkim mięso – najróżniejsze, jakie tylko chcesz. Za ladą stary, usmiechnięty rzeźnik – ukroi, przekroi, zmieli, przygotuje, zachwali, pokaże jak towar wygląda, jaki jest swieży itd. Sprzedawca starej, najstarszej daty. Nie do pomyslenia by obsługujac klienta rozmawiał przez telefon komórkowy – coraz bardziej nagminne i coraz bardziej denerwujące tutaj!
Zgodnie z wpisem Gospodarza i komentarzy kupiłem dwa haburgery i jednego steka. Prosiłem o najlepsze. Mięso na hamburgery mieliło sie na moich oczach ze świetnie wyglądajacego kawałka wołowiny, a stek – chyba zrobie zdjęcie… Sprzedawca tylko się usmiechnął – ja tobie to gwarantuję swoim imieniem, powiedział, przy okazji przedstawiając się – to jest najlepsze!
No to do roboty!
Alicjo 15:08
Jerzor nie wie co dobre! Też taki kiedyś byłem, ale sam chciałem spróbować coś innego.
Bez porównania lepszy stek jest lekko różowy, niż wypieczony do twardości!
Czasami, a nawet często, Amerykanie wiedza co robią – w sprawie steków – na pewno!
Nowy (2:14),
no właśnie, co jest dobre dla Ciebie, nie smakuje komuś innemu, psiakostka (stek według Jerzora). Coraz mniej takich sprzedawców, jak ten Włoch, którego opisujesz. Znają mnie tylko w sklepie Za Rogiem, ale to jest sklep, w którym wszystko jest pokrajane i na tacy.
Z rozrzewnieniem wspominam sklep rybny i prawdziwy sklep rzeźnika, gdzie się szło i wybierało kawałek mięcha na zmielenie czy co tam.
U mnie mała wieś, jak wiesz, a popatrz – to było jakieś 20 lat temu z plusem. Czas leci…
Ozzy (11 maja o godz. 20:49)
nie jestem „panią Alicją”, tylko zwyczajnie Alicją, tutaj na blogu sobie nie „paniamy i nie panujemy”, tak było przyjęte.
Sipińskiej nie znosiłam, Jarocka już lepiej (Gondolierzy znad Wisły…) (rzecz gustu), a w podanym czasie (rok ’68) miałam zaledwie 14 lat i tyle mnie obchodziło, co się na świecie dzieje, jak każdy naonczas nastolatek, zwłaszcza na wsi głuchej, a nawet mniej niż na wsi, bo Bartniki to takie Bullerbyn. Nie rozumiem tej wycieczki osobistej w moją stronę.
Nie czuję się odpowiedzialna za historię, której nie tworzyłam.
Byku,
nie tylko pieprzę, ale i chrzanię, o!
A co do rzeczonego roku, dla mnie odkryciem opolskim była nie cieńka Sipa, tylko Stan Borys i jego „To Ziemia”:
Uśmiechów wiele ma godzina zwykłego dnia,
Nie zginiesz w tłumie póki jeszcze umiesz,
Przystanąć gdy zaśpiewa ptak
Przystanąć gdy zaśpiewa ptak!
Daleka droga twa,za dalą inna dal,
Choć nie ma kresu dobrze wiesz.
Że droga ta prowadzi gdzieś,
Że droga ta prowadzi gdzieś.
Nie wyśpiewany jeszcze świat,
Nie zapalone jeszcze światła.
Co ludzką twarz jak dobry sen rozjaśnią,
Obłoków zamyślona biel.
Owoce drzewa,barwy dnia,
To wszystko dzięki tobie trwa…
To wszystko w tobie trwa.
Wśród wielu ludzkich spraw,
Pamiętaj – nie jesteś sam.
Ptak przelatuje,kwitnie kwiat…
To ona – to ziemia,
Ziemia ojczyzna ludzi.
(Jonasz Kofta – autor tekstu)
p.s. Rok wcześniej był Czesław i „Dziwny jest ten świat”, a w ’68 roku Sipa szła po ten kwiat czerwony
http://www.youtube.com/watch?v=3gfMJBcjRPM
http://www.youtube.com/watch?v=-eUWHel0JYk
Ło matko, jakie to stare, ale jare…
http://www.youtube.com/watch?v=rYHhguqlTY0
http://wyborcza.pl/magazyn/1,126715,13886988,Nie_zmieniajcie_orla_w_pawia.html?utm_source=HP&utm_medium=AutopromoHP&utm_content=cukierek1&utm_campaign=wyborcza#Cuk
Dzień dobry Blogu!
Zimnej i deszczowej pogody ciąg dalszy, ale wczoraj w Bazylei i okolicy nie padało i wycieczka rowerowa w poszukiwaniu świeżych szparagów była bardzo udana.
Zaczęło się od solidnego śniadania z fois gras, ciabattą, chałką, roladą drożdżową z szynką, oliwkami itp. Do tego sauterne i butelka dobrego prosecco, które wprawiło wszystkich w znakomity humor. Po zjedzeniu deseru (far breton, kawa, herbata) ruszyliśmy w drogę.
Młodzi pokazali nam różne ciekawe zakątki swojej dzielnicy i centrum Bazylei, potem ruszyliśmy (przez Francję) do Niemiec, gdzie nasz Geolog miał zamiar zaprosić nas na szparagi w rekomendowanej w prasie restauracji. Po przejechaniu 40 km dotarliśmy do wsi, gdzie miał być ten lokal, ale nikt nie miał pojęcia, gdzie rzeczone miejsce (17 punktów Gault-Millau, jedna gwiazdka) się znajduje. Miejscowi polecili nam restaurację w pobliżu, (musieliśmy wyglądać na nieźle wygłodzonych), gdzie było to, czego nasza dusza pragnęła czyli lokalne szparagi!
Nie rozczarowaliśmy się, a raczej wręcz przeciwnie, byliśmy bardzo ukontentowani, bo szparagi były znakomite, do nich – gorące topione masełko, winegret, domowy majonez, znakomite naleśniki i szynka domowego wyrobu, surowa i gotowana. Do tego lokalne wino – butelka z sąsiedniej winnicy i litr własnego z beczki. Winogrona odmiany gutedel (Chasselas).
Do dworca kolejowego mieliśmy potem pod górkę, jechało się jednak bez problemu 😉 Nadmiar wina jednak się na nas zemścił, bo kupiliśmy bilety na wszystkie rowery (ponad 25 euro), a w weekendy są one w Niemczech transportowane gratis 🙄 😆
Ta rekomendowana restauracja okazuje się być wprawdzie w tej gminie, gdzie byliśmy, ale we wsi odległej o 5 km, na zboczu winnicy. Pewnie byśmy tylko pocałowali klamkę, bo o miejsce w niej trzeba się starać na tygodnie i miesiące naprzód. Nawet goście hotelowi się nie załapują, jeśli odpowiednio wcześnie nie rezerwowali stolika.
6-daniowe menu kosztuje od osoby tyle, ile zapłaciliśmy wczoraj za 6 osób i wyszliśmy najedzeni i zadowoleni. Fakt, że mieliśmy tylko jedno danie 😉
Witam, chwilowo P. Piotrze.
A dlaczego chwilowo? Już się odetkało. I to smakowicie!
Nemo jak smakowal Ci Twoj far ? Ja sliwki mocze w mocnej i zimnej herbacie a rum dolewam do ciasta. Czy far opadl po wyjeciu z piekarnika ?
Elap,
far opadł oczywiście, ale te, które jadłam w Bretanii, też nie były puszyste. Smakował jednak wszystkim. Po wyjęciu z pieca był puszysty jak jakiś suflet, ale oni o tym nie wiedzieli 😉
O moczeniu śliwek w herbacie też czytałam, ale te moje były już dość miękkie, więc pomoczyłam je w rumie, który wchłonęły bez reszty 😉
Następnym razem spróbuję z herbatą. Albo herbatą z rumem 😉
Na podwieczorek było dziś pierwsze w tym roku ciasto z rabarbarem.
Też opadło 🙄
Nemo
Far tak jak sernik opada po wyjeciu z piekarnika. Lubie go jesc jak jest jeszcze cieply.
Zrobie jak wroce z wakacji. Na razie wyjadamy resztki z lodowki, bo za trzy dni lecimy do Berlina a pozniej pociagiem do Wroclawia
No to miłej podróży!
Następny far też spróbuję jeszcze ciepły. Ten musiałam wczoraj zawieźć do Bazylei, nie wypadało napoczynać (mimo wielkiej ochoty 😉 )
Nemo – a gdzie Twój kask? 😀
Dzisiaj na obiad też mieliśmy szparagi. Szparagowy sezon. 🙂
http://spoleczenstwo.newsweek.pl/polacy-od-strony-pizzy–jak-widza-nas-dostarczyciele-jedzenia-na-wynos,104071,1,1.html
Psiakość…wszystkie roślinki zostały wczoraj zniesione do domu. Jest bardzo słonecznie, ale ZIMNO! I pomyśleć, ze jeszcze miesiąc temu mówiliśmy na +10C, że jest ciepło 🙄
Pomidory i młode figi (w tym jedna z owocem) zostały przyniesione do chałupy, stare figi muszą obronić się same. Stół na patio jest żółty od pyłków kwiatowych, fruwa to-to w powietrzu, dzisiaj jest silny wiatr, może dlatego dojmujące uczucie zimna.
Na obiad – schabowe z kapustą 😉
A podobno jest globalne ocieplenie. U mnie tez jest zimno 14 C.
@licja:
jeszcze raz: tak, tropie,ale tylko czasami…
udalo mi sie nawet ostatnio pomoc znalezc 50 (slownie: piecdziesieciu)
ss- manow z oswiecimia;
jednego musieli nawet (zgrzytajac zebami, ale musieli) przed tygodniem wsadzic do niemieckiego pierdla.
nota bene: tlumaczy sie, ze byl… kucharzem i… nie wiedzial, co jest grane,he,he…
(@ozzy: tego zaden komediant nie wymysli 🙂 )
A co ze mna ma to wspólnego, przepraszam, ze przepraszam? Lubię czarno na białym i klarownie, a nie idiotyzmy i pogrywanie nickami/ksywami. Oraz głupie insynuacje.
nie odwracaj kota ogonem;
morde to ja mam czasami okropna i niewyparzona, ale od insynuacji…
to jestes raczej ty.
Byku,
proszę o konkrety (względem tych insynuacji).
Melduję się poimprezowo.
Gdzie te czasy, kiedy można było bezkarnie hasać dwa dni i dwie noce? Niegdysiejsze śniegi, kurza twarz.
Dla sałatkowców podaję przepis na sałatkę, która bardzo się sprawdziła, a którą twórczo wymyśliłam wczoraj w południe: makaron trofiette (może być inny w miarę drobny), szparagi konserwowe (były pod ręką peruwiańskie ze słoja), szynka Krakus konserwowa, papryka konserwowa, kiszone ogórki mojej bratowej, suszone pomidorki z oliwy, dymka, natka, kiełki brokułowe, majonez, śmietana, musztarda, sól i pieprz. Posypałam siekanymi migdałami. Przypuszczam, że można tam nawrzucać jeszcze innych rzeczy, które zalegają lodówkę albo są pod ręką. Bardzo dobre wyszło, z gatunku tych sałatek do konkretnego pojedzenia. Zrobiłam też „kompocik” czy też sałatkę owocową, również polecam bez wstydu: brzoskwinie z puszki, ananas z puszki, mandarynki z puszki (plus te słodkie syropy z puszek), świeża kantalupa, mrożone maliny i mrożona borówka amerykanska. Pieprz (z czuciem). Porto dobre czerwone – ile się chce, żeby smak miało słuszny. Kwaśne maliny zrównoważyły słodycz i w sumie wyszło orzeźwiające.
Poza tym zieleniny (i czerwieniny) świeże różne, sałatka strączkowa z majerankiem i czosnkowym winegretem, mięska różne z Reala (tam zawsze mają dobre) i wina różne, głównie z Lidla. Moje serce podbiło Lidlowe sancerre – bardzo dobre, bardzo! Chciałam spróbować chablis z tegoż źródła, ale mi wytrąbili zanim rozstałam się z czerwonym montepulciano.
Najważniejsza przyprawa wieczoru – sympatyczne grono przyjaciół.
Na deser i w trakcie – śpiewy i rozmowy.
Niech żyją imprezki!
Ach, zapomniałam o gwieździe wieczoru, która teoretycznie miała być do mięska ale znikła jak sen zanim mięsko spoczęło na węglach. Dobra kremowa i słodka gorgonzola rozmięszana na gęsty sos ze śmietaną i też posypana prażonymi strzępkami migdałów. Syrek miał apelację, arystokrata jeden, a śmietana była Kesemka – inna tak nie działa.
Alicja
12 maja o godz. 22:44
patrz: wyżej.
Byku,
to Ty mi wskaż paluszkiem moje „insynuacje”. Dokładnie to, co mi zarzucasz, ja „wyżej” nie będę szukać. Masz coś do mnie – wyrażaj się jasno i powiedz, o co Ci chodzi.
Dzień dobry,
Prawie połowa maja, dzisiaj był ładny, słoneczny dzień, chociaż nieco chłodny. Prawie cały dzień spędziłem przy samochodzie robiąc pozimowe porządki, czyszcząc, odkurzając, a przede wszystkim porzadkując narzędzia.
Pamiętam dni kiedy pomieszkiwałem tutaj po raz pierwszy – był to rok 1987. Otwarte na noc okno musiałem czasami zamykać o świcie, bo ptasi koncert budził i nie dawał dospać nawet do szóstej rano, a siatki zainstalowane w oknach co chwila wydawały dzwięki obijajacych sie o nie owadów. Tak było przed laty. A dzisiaj… to samo miejsce, a w nim przez cały dzień bedąc na zewnątrz nie usłyszałem śpiewającego ptaka, nie odgoniłem natretnej muchy, nie ugryzł mnie komar, nie widziałem pszczoły…. A jest maj przecież…
JESTEM PRZERAŻONY!!!!
Jestem przerażony tym co mój gatunek zrobił z innymi gatunkami, tym co człowiek zdołał zabić wymyślając najbardziej skuteczne metody zabijania by mieć więcej kukurydzy, ziemniaków, trawy z rolki…
Czlowiek – niby istota najbardziej inteligenta na tej Ziemi, a sam wreszcie siebie zniszczy.
Jestem przerażony!!!!
Tym, którzy moga zasnąć – Dobranoc 🙂
PS Jestem przerażony również tym, że nikt z moich znajomych nie jest przerażony!!!
Ludzie tego nie widzą, a nawet jak wskazuję palcem – często widzę tylko zdziwioną twarz, o co mi chodzi!!! Ten facet lubi komary i muchy!!!!