Zbrodnia to niesłychana…

… wylać wino ze dzbana. Ta parafraza ballady Mistrza Adama M. nie oddaje precyzyjnie owego wstrząsającego przestępstwa. Wino bowiem wylano i trafiło ono do ścieków nie z największego nawet dzbana lecz z 10 beczek, w każda z nich o pojemności około 7 tys. litrów. Była to więc istna rzeka brunello di Montalcino. O tym wstrząsającym fakcie przeczytałem w „Czasie Wina”.

Fot. P. Adamczewski

„Rankiem 3 grudnia 2012 roku Gianfranco Soldera, 75-letni właściciel słynnej posiadłości Case Basse, otworzył drzwi swojej piwnicy w Montalcino i o mały włos nie dostał wylewu. Podłoga była czerwona od krwi. Kiedy po chwili uświadomił sobie, że to jednak nie krew, a sześć kolejnych roczników starzonego w potężnych botti brunello, o mały włos nie dostał dodatkowo ataku serca. Dziesięć wielkich beczek (każda o pojemności 6 – 7 tys. litrów) zostało przez noc całkowicie opróżnionych. Kanałami pod Montalcino spłynęło lekko licząc 80 tysięcy butelek brunello o łącznej wartości szacowanej na 6 milionów euro (najtańsza butelka brunello od Soldery to koszt kilkudziesięciu euro). Sabotażyści dostali się do piwnicy przez okno. Okno antywłamaniowe, którego resztki zwisały smętnie w ościeżach.(…)
Soldera na pierwsze swoje brunello po katastrofie będzie musiał poczekać… sześć lat!
Jak łatwo sobie wyobrazić, prasa włoska szybko podchwyciła inny interesujący, ale i mrożący krew w żyłach wątek. Gianfranco Soldera robi wina znakomite, ale nie ma w Toskanii najlepszej opinii. Nie tylko dlatego, że naturę ma mruka i poczucie humoru, które nie każdemu odpowiada. Jego nazwisko zbyt często pojawiało się w 2008 roku w tle skandalu, który przeszedł do historii pod wdzięczną nazwą Brunellopoli. Na toskańskich producentów (w tym takie znakomitości jak Frescobaldi, Banfi czy Antinori) padło wówczas podejrzenie, że ich brunello – wbrew świętym zasadom apelacji – nie pochodzi w 100 procentach z odmiany sangiovese. Znany z niemal fanatycznego przywiązania do reguł apelacji Gianfranco Soldera nie zrobił wówczas zbyt wiele, by zrzucić z siebie oskarżenie, iż to on właśnie doniósł władzom apelacji o niecnych praktykach swoich kolegów. Jak było naprawdę, do dziś nie wiadomo.
Dość na tym, że sabotaż w piwnicach Case Basse zburzył spokój miejscowych winiarzy. Przez dwa długie tygodnie spekulowano na temat charakteru tej, jak sądzono, klasycznej zemsty. Nad winogradami Toskanii po raz pierwszy przesunął się ponury cień włoskiej camorry…
Sieneńscy karabinierzy wraz z miejscową prokuraturą dotarli do Andrei di Gisi, byłego pracownika w Case Basse, którego od pewnego czasu intensywnie śledzili. Di Gisi był już wcześniej karany za niszczenie mienia publicznego, nagrania z monitoringu pozwalały stwierdzić, że tragicznej nocy znajdował się w pobliżu winiarni Soldery, wreszcie: podsłuch założony na jego telefonie ujawnił nadzwyczaj interesującą dla policji wymianę uwag z bratankiem: „Wino to nie krew – miał przekonywać. – Dwa razy wypiorę i zejdzie…”. (…) Dżinsy Andrei di Gisi zostały skonfiskowane i przekazane do laboratorium kryminalistycznego w Rzymie, gdzie są badane na okoliczność obecności polifenoli. Kolejnym etapem analizy ma być stwierdzenie, czy polifenole pochodzą z wina Soldery, czy jakiegoś taniego chianti, którym się di Gisi przypadkowo i całkiem niewinnie ubrudził przy obiedzie. (…)
Świat winiarski z niecierpliwością czeka na oficjalne zakończenie toskańskiego procesu.”

Amatorzy win z Montalcino także. W tej grupie i ja. Wprawdzie w tym uroczym miasteczku byłem w ubiegłym roku lecz przywiezione wówczas brunello już dawno zniknęło i z mojej piwnicy. A teraz zapas chciałoby się odnowić, tymczasem wino odpłynęło ze ściekami.