Zima wróciła – gorące dania także!
Co prawda meteorolodzy ostrzegali nas parę dni wcześniej ale słuchałem tych prognoz z niedowierzaniem. Podczas ostatniego pobytu na wsi wyraźnie czułem wiosnę. I słyszałem ja także. Zaczęły ćwierkać ptaki a nad łąką krążył majestatycznie i chrapliwie krakał błotniak. W lesie pojawiły się bazie pokryte żółtym pyłem. Na polach wyraźnie pozieleniało. A tu znowu groźba mrozu i śniegu. W dodatku groźba szybko sprawdzająca się. Jak się więc uodpornić na tę powracającą falę zimy?
Oto kilka przepisów, które weszły do naszego repertuaru stosunkowo niedawno. Są proste, smaczne i rozgrzewające. Myślałem, że przedstawię je nie wcześniej niż późną jesienią, a tu masz, przydadzą się już teraz:
Gulasz Ćwierczakiewiczowej
Około 50 dag wołowiny bez kości, 2 cebule,2 łyżeczki mielonej słodkiej papryki,2 plasterki słoniny,1 kg ziemniaków, szklanka bulionu z kostki
1.Słoninę pokroić w drobną kostkę, stopić nie rumieniąc.
2.Cebule posiekać, dodać do słoniny i zeszklić.
3.Mięso pokroić w kostkę o boku do 3 cm, dodać do słoniny z cebulą i obsmażać posypując papryką. Dodać do mięsa bulion, dusić pod przykryciem, aż mięso stanie się miękkie.
4.Ziemniaki obrać, pokroić w ćwiartki. Dodać do podduszonego mięsa i gotować razem aż ziemniaki staną się miękkie. Nie mieszać, aby nie rozpadły się ziemniaki. Jedynie poruszać energicznie garnkiem, aby potrawa nie przywarła do dna.
Kurczak po węgiersku
Kurczak (do 1,5 kg), 5 łyżek oliwy, 5 dag wędzonego boczku, 3 łyżki przecieru pomidorowego, cebula, strąk papryki, pomidor, kostka bulionu z kury, słodka papryka w proszku, 1- 2 strączki pepperoncino, sól
1.Kurczaka umyć, pokroić w kawałki, osuszyć i posolić.
2.Rozgrzać tłuszcz na patelni i szybko obsmażyć kawałki mięsa na ostrym ogniu, aby się przyrumieniły.
3.Przełożyć usmażone kawałki kurczaka do rondla, a do tłuszczu na patelni wsypać pokrojony w kostkę boczek, wytopić trochę, potem dodać i zrumienić drobno posiekaną cebulę.
4. Zawartość patelni skropić wodą, wsypać paprykę w proszku, a następnie pokrojone drobno: strąk papryki i pomidora. Dodać przecier. Podlać minimalnie bulionem, posolić, dosypać pokruszoną ostrą paprykę, zamieszać, zagotować sos .
5. Zalać sosem znajdujące się w rondlu kawałki usmażonego kurczaka.
4.Dusić pod przykryciem kilka minut, uzupełniając bulionem, aż kurczak zmięknie. Podawać z makaronem.
Indyk w winie z rozmarynem
Podwójna pierś indyka, oliwa extra vergine, ocet balsamiczny, kieliszek czerwonego wytrawnego wina, 2 ząbki czosnku, sól, pieprz, świeży rozmaryn
1.Mięso indycze umyć, oczyścić, pokroić w grubą kostkę.
2.Wrzucić mięso do naczynia żaroodpornego i dodać dwie łyżki oliwy, łyżkę octu balsamicznego oraz 100 ml czerwonego wina.
3.Czosnek drobno pokroić, rozmaryn delikatnie rozerwać na pojedyncze gałązki, wszystko wrzucić do mięsa. Posolić, dodać świeżo zmielony pieprz, zamieszać i odstawić do lodówki na godzinę.
4.Rozgrzać piekarnik do 180 st. C i wstawić naczynie z indykiem. Piec do miękkości mięsa, kilka razy mieszając.
Każdej z tych potraw winno towarzyszyć… wino. Jasne więc, że to dania rozgrzewające.
Fot. P. Adamczewski
Komentarze
Dzień dobry.
Z pewnością skorzystam z przepisu na kurczaka, który z racji dostępności jest podawany dosyć często i dobrze jest zmieniać postać, pod którą go zjadamy. Gulasze należą do żelaznego repertuaru w mojej kuchni, natomiast indyka robię b. rzadko – przeszkadza mi jego intensywny zapach.
W Poznaniu mroźno, słonecznie, słaby wiatr; taka pogoda powinna być w styczniu, a nie w połowie marca.
dzień dobry …
u nas niestety wieje okropnie …
ten kurczak mi pasuje … indyk dobry ale rzadko kupuje chociaż taki zdrowy i sama nie wiem dlaczego tak robię …
ostatnimi czasy rzadziej bywalem kucharzem czesciej natomiast klientem. kiedy jestem glodny po parogodzinnych zmaganiach na slonej wodzie, naleze do zadowolonych klientow. na przygotowanie posilkow nie mam sily i jestem zadowolony z najprostszych dan. zjadam wszystko co postawia na stole. nie naleze do marudow ktorzy wiedza lepiej od personalu co i jak. nie raz bywa tak, ze nie wiem co oznacza to co stoi w karcie. i czy to bylo w brazylii, czy na kanarach, czy ostatnio na wyspach zielonego przyladka badz tu w berlinie, trzy domy dalej u wietnamczyka, wszedzie talerze wokol byly czyste. cos takiego –> http://adamczewski.blog.polityka.pl/wp-content/uploads/2013/03/Indyk-wwinie.jpg widze pierwszy raz. nawet w wirtualu tego typu designerstwo nie jest lekkostrawne.
Czytam „Blondynkę w Chinach” Beaty Pawlikowskiej, wydaną w serii National Geographic. To już ostatnia pozycja z biblioteczki Haneczki, użyczona Pyrze w kolejnej dostawie. A piszę o tym dlatego, że w 3/4 jest to książka o jedzeniu, obyczajach kulinarnych i o herbacie.Tu zaznaczę, że jest to zupełnie inne spojrzenie na herbatę, niż w książce pp Adamczewskich sprzed paru lat. To nie jest łatwa lektura. Nie z racji merytorycznych, a ze względu na styl autorki. Albo pani B.P. doszła do wniosku, że nazwisko zobowiązuje, albo rzeczywiście jest osobą chodzącą 10 cm nad powierzchnią. Opisy są barwne, różnice w kulturze podkreślane z humorem*, rozziew między naszą dietetyką, a zaleceniami lekarzy chińskich, jak odległość Warszawa – Władywostok, a wszystko to opowiadane przez erudytkę wędrującą przez współczesne Chiny z plecakiem – pociągiem, autobusem, piechotą. Piękne zdjęcia – jedzenie, jedzenie, jedzenie. Kto może, niech przeczyta – warto.
*Jeden z fragmentów poświęcony jest trudnościom rozmów biznesowych z delegacjami chińskimi w Warszawie (i wszędzie w Europie). Otóż jak Chiny, Chinami o 13.00 wszyscy jedzą obiad, a potem jest godzina sjesty – wszędzie: w urzędach, fabrykach, handlu, szkołach. U nas solidne jedzenie podawane jest po południu. W czasie obrad są paluszki i ciasteczka na stole. Przychodzi 13.00 i Chińczycy przestają kontaktować, rozglądają się niespokojnie – gdzie to jedzenie – a jedzenia nie ma. Kto by chciał pertraktować z barbarzyńcami? Na dodatek trzymającymi gości o pustym żołądku?
Potrawy bardzo smakowite. Wczorajszy drugi wpis tak ciekawy, że nie mogę się powstrzymać przed spóźnionymi refleksjami:
Ciekawe AA, chyba jednak się nie szarpnę. Rachunek na 2 osoby z winem lub nalewkami wychodzi raczej czterocyfrowy. Myślę, że w Lyonie czy Strasbourgu wyjątkowe jedzenie wyjdzie nieco taniej, choć ?nieco? traktuję dosłownie. Rozumiem, że tam łatwiej o najlepsze składniki, poza tym nie zmieniają menu co kilka dni.
Co do odezwy mam mieszane uczucia. Z pewnością nie popieram udostępniania sal uczelnianych dla imprez skrajnie prawicowych. Z drugiej strony udostępnianie ich innym kontrowersyjnym, bo nie przez wszystkich popieranych, poglądom, też budzi mój sprzeciw, gdy wygłaszanie tych poglądów ma wymiar polityczny. Uczelnie u nas mają być apolityczne, skoro obowiązuje zakaz prowadzenia tam kampanii politycznych. I ja bym się tego trzymał.
Z plecakiem po Chinach wędrowała Córeńka trochę ponad rok temu. Zaliczyła tylko Makao, Hong-Kong i dogłębnie prowincję Yunnan. Jedzenie smakowało jej wszędzie. W niektórych miejscach było znakomite, w innych poprawne. Nie spotkała zdecydowanie złego. Spotykała za to rzeczy, których by do ust nie wzięła, jak wielki pieczone pędraki czy chrząszcze sprzedawane ze straganów. Zauważała jednak, że wśród miejscowych też te stworzenia nie cieszyły się powodzeniem, chociaż wywoływały objawy zainteresowania świadczące o tym, że i dla nich są to potrawy bardzo egzotyczne.
Stanisławie – ja mam jeszcze inne spojrzenie. Uniwersytet – Wszechnica. W ramach „rodziny” uczelnianej każdy wykładowca i student mają prawo (i obowiązek)głosić swoje poglądy dotyczące meritum nauki i wszystkie są równoprawne. Gorzej z gośćmi z zewnątrz zapraszanymi w mury uczelni – ci muszą posiadać zaproszenie albo senatu albo samorządu studenckiego. Jeżeli sprawa dotyczy polityki, winna odbywać się w salach klubów studenckich albo nawet w salach uczelnianych ale ogólnie dostępnych w ramach wynajmu, a wtedy administracja decyduje, czy wynająć, czy nie.
Pyro-o Chinach nie czytałam,ale byłam „Z Blondynką u Szamana”
i słuchałam jak „Śpiewa u Ukajali”.Bardzo to sympatyczne lektury,
bo Blondynka pisze rzeczywiście z werwą i humorem.
Liczę też na werwę i dobry humor naszych Koleżanek Warszawianek,
do których skrobnęłam właśnie zimowo-wiosenny liścik 🙂
Pyro, oczywiście, że pracownicy dydaktyczni głoszą co chcą. W sprawach politycznych powinni być powściągliwi, ale nie zawsze są i łatwo im poglądy polityczne przemycać. Jeżeli robią to zbyt nachalnie, do władz uczelni należy decyzja, czy go nadal zatrudniać, choć pracownika naukowo-dydaktycznego trudno się pozbyć, jeżeli jest zatrudniony na czas nieokreślony i wywiązuje się z terminów dotyczących rozwoju naukowego – zrobienia doktoratu i habilitacji.
Ja pisząc o udostępnianiu sal, miałem na myśli właśnie osoby z zewnątrz. I tutaj uważam, że nawet osoby, które mają coś do powiedzenia w sprawach naukowych, ale wiadomo, że celem wystąpienia będzie polityka, nie powinny być wpuszczane ani jako zaproszeni goście ani odpłatnie do wynajmowanych sal. Mam świadomość koniecznych wyjątków związanych z procesem dydaktycznym. Na politologii i innych naukach społecznych widzę potrzebę spotkań z politykami wszelkich opcji, nawet tych najbardziej kontrowersyjnych, ale to w ramach określonych zajęć, raczej bez publiczności.
Inna możliwość działalności politycznej – debata publiczna z udziałem kandydatów wszystkich komitetów wyborczych. Ale zaprosić trzeba z każdego komitetu i każdemu dac możliwość wypowiedzenia się i odpowiadania na pytania. Myślę, że uczelnie są dobrymi miejscami na takie debaty, ale ważne jest zachowanie równości.
Szklanka bulionu z kostki. Mam wrażenie, że Pan Piotr pisał kiedyś, jak konserwować bulion na podobne potrzeby. Jeżeli czytałem to gdzie indziej, proszę o wybaczenie. Za kostkami jakoś nie przepadam. Może to uprzedzenie mało racjonalne, ale trudno się go pozbyć.
Jako dyletant mam pytanie do fachowców. Ukochanej wcisnęli w sklepie wątróbkę jagnięcą zamiast cielęcej, której nie było. Sprzedający twierdził, że jagnięca jeszcze lepiej nadaje się do pasztetu niż cielęca, ale nie mamy pewności, czy tak jest. Myślę, że nawet, jeśli się nadaje, to niekoniecznie do zastąpienia cielęcej tylko dodatkowo. Bardzo proszę o opinię i ewentualnie o wskazówkę, czy wątróbkę jagnięcą przed dodaniem należy może moczyć w mleku, jak często robi się z baraniną?
Dzień dobry Blogu!
Zimowo, ale słonecznie, kosy penetrują balkon w poszukiwaniu smakołyków. Rozbisurmaniły się do imentu 🙄
Przygotowałam kolejną porcję płatków owsianych z olejem.
Stanisławie,
wątróbka jagnięca to prawdziwy delikates, choć w smaku znacznie różni się od cielęcej. Nie wymaga żadnego moczenia, tak samo jak i mięso jagnięce, ale należy zdjąć z niej błonę (łatwo). I nie gotować „na śmierć”, tak jak i cielęcej.
Wczoraj zrobiłam pasztet z wątróbki cielęcej i surowego gotowanego boczku, jak tu już nie raz opowiadałam. Wątróbkę sparzyłam w rosole po gotowaniu boczku. Po zmieleniu i wymieszaniu z przyprawami (majeranek, tymianek, pieprz, sól, koniak, marynowany zielony pieprz) włożyłam do słoiczków i pasteryzowałam.
Stanisławie – wątróbka jagnięca tak jak cielęca nadaje się do pasztetu. Jest w kuchni polskiej sporo przepisów z udziałem tej wątróbki. A jeszcze więcej w kuchni bałkańskiej czy kaukaskiej.
A jeśli idzie o rosół z kostki to stosuje go z czystego wygodnictwa. Zwłaszcza gdy działam w pospiechu. Uważam, że to jest jedyny udany produkt firm wtykających nam skoncentrowane przyprawy itp.
Byloby fatalne gdyby ani studentom ani wyjkladowcom nie mozna byloby ujawniac pogladow polittcznych lub ich manifestowac i do nich przekonywac.
Lata studencie mojej Starej przyoadaly na okres szczegolnej aktywnosci polityznej na uczelniach: przede wszystkim protestow przeciwko wojnie we Wietnamie, ale takze na rzecz legalizacji aborcji, praw homoseksualistow, przeciwko prezydentowi, ktory zalozyl podsluch w kwaterze politycxznych przeciwnikow a pptem klamal etc.etc. Na wiece prezychodzili studenci i wykladowcy, takze zapraszani goscie, nawet budzaca wowczas ogromne kontrowersje liderka komuniostyczna, prof. Angela Davis. Jej kontrowersyjnosc polegala glownie na tym, ze byla gpraca apologetka Zwiazku Radzieckiego. Nie wzywala do mordowania przeciwnikow politycznych czy zakladania dla nich obozow przymusowej pracy. BYla cywilizowana lewaczka. mozna powiedsziec, ktora plomiennie kochala Zwiazek Radziecki, ot i wsio.
I nie ma w tym nic zlego, ze mlodziez bedzie wystawiona na rozne idee – kiedy ma wyrabiac w sobie przekonania polityczne, jak nie na uczelni, jak nie za mlodu. Zmienic je zawsze bedzie miala czas.
Ale autorom apelu ze Studia Opini chodzi jednak o co innego, tak jak ja to rozumiem. Chodzi im o to by zapobiec przeksztalcaniu sie uczelni w forum gloszenia hasel i idei wzywajacych do rozprawienia sie z okreslonymi grupami spolecznymi. I aby nie odbywaly sie na nich desanty zamaskowanych troglodytow. To juz na polskich uczelniach bylo przerabiane i dobrze sie nie skonczylo. To jest groza.
Nemo, Panie Piotrze, bardzo dziękuję za oświecenie, które wykorzystamy praktycznie.
Kocie, piszemy o różnych sprawach. Nigdy nie odbierałbym studentom prawa do manifestowania poglądów politycznych. Z natury rzeczy młodzi ludzie są raczej lewicowi i pełni wiary w możliwość łatwego przekształcania świata. Odbieranie ich tego to wtłaczanie w cynizm i zabijanie postaw ideowych, co na jedno wychodzi. Co innego wykładowcy. Nie odbieram im prawa do przemycania swoich poglądów, ale nie pochwalam robienia tego w sposób nachalny i daję prawo uczelniom do pozbywania się takich, którzy nachalnie wtłaczają poglądy niezbyt ładne, choćby skrajnie prawicowe czy skrajnie lewicowe. Dobry merytorycznie wykładowca budzi zaufanie i może przy okazji przekonać do poglądów politycznych bardzo kontrowersyjnych.
Angelę Davis pamiętam oczywiście, mam swoje lata. Nie byłem fanem akurat.
To wszystko, co na ten temat pisałem, pisałem z myślą o demokracji. W demokracji istnieje mnóstwo platform do wyrażania poglądów politycznych i uczelnie nie muszą stawać się tubą takiej czy innej orientacji. Co innego, gdy demokracji brakuje. Wówczas nie tylko studentom, ale i profesorom wypada o tę demokrację walczyć. Poparcie studentów przez niektórych wykładowców w marcu 1968 roku było chlubną kartą naszego życia akademickiego. Pokazały się wtedy i niechlubne, ale to zupełnie inna sprawa. Były i chlubne pośrednio. Byli niechlubni rektorzy wyrzucający i studentów i profesorów z list sporządzonych przez SB czy komitety partyjne, byli rektorzy, którzy się temu całkowicie oparli, choć wcześniej nie popierali studenckich wystąpień. W Trójmieście bardzo czerwony rektor WSE, który w odezwach popierał całkowicie marcową linię partii, nie pozwolił relegować żadnego studenta i skutecznie upominał się o zatrzymanych. Było to w czasie, gdy nie można było podjąć pracy asystenckiej na tej uczelni, gdy się nie było „pewnym politycznie”. A jednak wyrzucanie ze studiów czy z pracy uznano za przekroczenie jakiejś dopuszczalnej linii.
Coś niedobrego stało się z KUL-em. Dawno temu, jeszcze w początkach stanu wojennego, w „partyjnym” muzeum Historii Ruchu Robotniczego, w którym byłam dwa lata „na przechowaniu”, z ogromnym szacunkiem mówiono o kolegach „Historyk po KUL-u”, historyk sztuki po KUL-u – był to synonim wysokich kompetencji zawodowych i starannego wykształcenia. Mimo takiej proweniencji przy-kościelnej byli chętnie zatrudniani. Wraz z wybiciem się na niepodległość sprawa się rypła. KUL przestał się kojarzyć z Życińskim, Wojtyłą, Tishnerem, a zaczął z Benderem i Nowakiem i z roku na rok jest gorzej. Dramatycznie pono spadł poziom absolwentów i raczej nie ma chętnych dyrektorów do ich zatrudniania.
Kocie, jeszcze raz przeczytałem, co napisałeś i muszę coś dodać. Protest przeciwko konkretnemu złu zawsze jest uprawniony. Ale to zło musi być realne. A głos powinien być dany każdemu na równych prawach. Gdy oddaje się głos jednej tylko opcji, a innych głosów nie dopuszcza, jest to manipulacja młodymi umysłami. Jeżeli koło studenckie zaprasza jakiegoś polityka, nie mam nic przeciwko temu. Ale jeżeli na spotkaniu z tym politykiem odmawia się prawa do zadawania pytań niewygodnych, jest to niedopuszczalne. A tak mniej więcej to teraz u nas wygląda. Jest ostra polaryzacja poglądów i nastrojów i większość uczelnianych spotkań z politykami tak wygląda, że pozwala się indoktrynować bez dopuszczenia do głosu innych opcji. Wiem, że dyskusja, czy dopuszczać do głosu elementy faszyzujące, jest uzasadniona. Ale odpowiedź na to pytanie nie już dla mnie aż tak oczywista. Teoretycznie odpowiedź powinna być negatywna. Powinny mieć prawo głosu, ale odpowiadać karnie za wypowiedzi pod kodeks karny podpadające. Tymczasem organy ścigania od karania się uchylają, jak pokazuje praktyka. Dlatego w tym przypadku niedopuszczanie do głosu ma swoje uzasadnienie.
Są jednak uczelnie, które chętnie udzielają głosu skrajnej prawicy głoszącej poglądy nacjonalistyczne i antysemickie. I te uczelnie w ogóle nie dopuszczają do głosu innych opcji. Taką uczelnią jest np. KUL, który chętnie pozwala wypowiadać się Benderowi czy Nowakowi. A przecież Arcybiskup Życiński Klubowi Inteligencji Katolickiej przewodzonemu przez Bendera odebrał prawo używania przymiotnika „Katolicki”.
Te wszystkie rozważania właściwie niczemu nie służą. Zadaniem władz uczelni jest umożliwianie studentom zapoznawania się ze wszelkimi możliwymi ideami na równych prawach ale i niedopuszczanie do narażenia na oddziaływanie jednej tylko opcji. Władze uczelni składają się z ludzi wykształconych, którzy powinni wiedzieć, jak te obowiązki realizować. Jeżeli działają inaczej, coś jest nie tak.
Byłam z piesem w osiedlowym Samie i m.in kupiłam pęczek białych tulipanów w pąkówkach za 9,99 – jest ich 8. Tanio, jak barszcz.
Teraz idę gotować żurek, ale najpierw muszę sąsiadkę naciągnąć na 1 ziemniaka. Nie kupiłam i jak tu z żurkiem się kotłować bez jednej choćby pyry?
Pyro, co za Łajza wzorcowa. Kiedyś bywałem szczodry, gdy w kościele zbierano na tacę na KUL – zwykle raz do roku. Teraz nie daję ani grosza. Wysoki dawniej poziom uczelni potwierdzam. Co się stało, nie jestem w stanie zrozumieć. Ale związek KULu z Życińskim jest. Został Arcybiskupem Lubelskim właśnie po to, żeby trochę KUL okiełznać. Okazało się to bardzo trudne i nie do końca wykonalne. Byłoby łatwiejsze gdyby nie wtrącanie się innych hierarchów.
Prawde mowiac wole poglady jawnie gloszone przez wykladowcow niz przemycane. Niech przyjdzie i powie: „Wierze, ze zycie na ziemi stworzyl PB i nie wierze w dinozaurow” zamiast:” Przez ostatnie sto lat sporo sie mowilo o t.zw. Teorii Ewolucji, warto jednak pamietac, ze jest to tylko teoria…”
Niech mowi z otwarta przylbica w co wierzy, a wowczas porozmawiamy.
Stara na studiach miala wykladowce, ktorego wyjatkowo nie cierpiala za gloszone przez niego poglady. Po jakiejs ostrej wymianie zdan wokol tego czy kobietom ciezarnym nalezy w metrze ustepowac miejsca czy nie (wykladowca nie widzial powodu – sama przeciez chciala byc w ciazy, albo nie upilnowala zeby nie byc), Stara poszla do dziekanatu, w srodku semestru i oznajmila, ze wykladowca ja na tyle mierzi, ze nie chec go ogladac na oczy i dalej uczeszczac z nim na zajecia.. W dziekanacie usilowano ja przekonac , ze skoro zaczela, bedzie musiala skonczyc albo miec miec niezaliczenie i obnizona srednia. Zgodzila sie na obnizenie sredniej oceny za semestr. Wtedy dziekanat poszedl po rozum do glowy, zgodzil sie ja skreslic z listy studentow tego wykladowcy. W nastepnym semestrez juz nie uczyl, bo mu nie przedluzono umowy. …. Okazalo sie, ze Stara nie byla jedyna studentka, ktora sie na niego skarzyla.
W teorii ewolucji wiele jeszcze niejasności. Jak w każdej nauce. Im więcej wiemy, tym więcej widzimy problemów do rozwiązania. Ale twierdzenie, że jest to teoria całkowicie fałszywa, jak próbował przekonywać w Brukseli nasz Naukowiec, wystarczy, żeby żadna uczelnia nie chciała go zatrudniać. Ale doskonały genetyk, który przy okazji wspomni, że geny żydowskie, romskie czy rosyjskie (każdy naród na tej liście powinien być traktowany równo), są z natury nieprawidłowe, kwalifikuje się do dyscyplinarnego usunięcia z pracy, gdyż szerzone przez niego poglądy kolidują z kodeksem karnym.
Wykładowcy bywają tępieni przez studentów także z innych powodów. Np. wystarczy, aby dydaktyk zbyt mocno przytulał studentkę czy studenta w czasie egzaminów, aby domagano się jego usunięcia. I tutaj też znam przypadki bardzo różnych reakcji władz uczelnianych. Od dyscyplinarki po całkowite bagatelizowanie problemu.
Pyro 12:17, a nie przyszło Ci do głowy, że prestiż KUL-u upadł wraz z nastaniem Życińskich i Tischnerów?
Tego ostatniego naprawdę lubię, ale „lubienie” autorytetu nie buduje.
„Prawde mowiac wole poglady jawnie gloszone przez wykladowcow niz przemycane. Niech przyjdzie i powie: ?Wierze, ze zycie na ziemi stworzyl PB i nie wierze w dinozaurow? zamiast:? Przez ostatnie sto lat sporo sie mowilo o t.zw. Teorii Ewolucji, warto jednak pamietac, ze jest to tylko teoria??
Domyślam się Kocie, że wspomniany przez Ciebie wykładowca był prawicowcem, narodowcem i Bóg wie, kim gorszym jeszcze.
Podsumowując napiszę tylko jedno; Kot to, czy pajac?
A kysz, idę smażyć śledzie.
la zdecydowanej wiekszosci naukowcow (z grubsza 99%) teoria Darwina od wielu lat nie jest teoria tylko naukowym opisem stanu faktycznego potwierdzonym licznymi badaniami i obserwacjami. Podobnie jak „teoria” Kopernika.
Pyruniu najsłodsza, a nie myślałaś o jakimś etaciku o u Pani Dyrektor Ewy Wójciak?
Nomen omen: Wójciak, Ko.. ak.
Czułabyś się tam jak Ryba (nomen omen) w wodzie.
Nie wiem jak na innych uczelniach ekonomicznych, ale w czasie mojej młodości i jeszcze ze 20 lat później, przedmiotem tzw selektywnym była historia gospodarcza. A selektywnym dlatego, że przysparzała żakom mnóstwo problemów i było ją trudno zdać. Selekcja aż miło (U Młodszej na 1-szym roku takim przedmiotem selektywnym była kartografia z ćwiczeniami – 50% oblanych). Otóż jednym z katów narybku ekonomistów był prof. Marian Sz. Chłopak jak się zawziął, to wykuł i zdał za 3-cim podejściem. Także nieciekawa optycznie studentka. Najtrudniej było urodziwym blondynkom, a gabinet Maniusia na Słowackiego z wygodną kanapką był szeroko znany.
Kocie, z grubsza jest, jak piszesz. Od czasu równania Price’a teoria stała się opisem. Ale genetycy, biochemicy i inni uczeni zaangażowani w prace badawcze nad ewolucją mają coraz więcej do badania a nie coraz mniej. Pojawiają się też pytania zaskakujące. Nawet w warunkach, w których nie ma niszczącego wpływu człowieka, gatunki o coraz lepszym przystosowaniu nie zwiększają swojej populacji, która według badaczy oscyluje wokół pewnej stałej. Nie zamierzam absolutnie podważać teorii ewolucji, tylko wskazuję, że jeszcze jest wiele do zbadania i zapewne zawsze będzie. Sto dwadzieścia lat temu mniej więcej niektórzy naukowcy twierdzili, że w nauce nie ma już nic do odkrycia, bo wszystko zostało zbadane i opisane. Niektórzy naukowcy zgadzali się z tym twierdzeniem przez lat kilkadzieścia, potem już prawie nikt tak nie twierdził.
Coś ta geografia ma w sobie szczególnego. Może łatwo przejść z geografii ogólnej do geografii ciała kobiety. A kartografia absolutnie wymaga ćwiczeń praktycznych. Najbardziej znany na mojej uczelni czynny miłośnik bezpośrednich kontaktów ze studentkami też był geografem, tyle, że ekonomicznym, nie kartografem. Skarg było bez miary, ale jakoś kolejni rektorzy uznawali słabostkę docenta za dość niewinną przez lata. Wiele studentek wolało zrezygnować ze studiów niż podchodzić do kolejnej nieoficjalnej poprawki. Wreszcie trafił się rektor, który powołał komisję do zbadania sprawy i docent musiał się przenieść do instytutu naukowego. Kartografii w tym nie było, ale pokazywanie na mapie miało ważny udział w aktywności docenta.
Kot Mordechaj pisze „teoria” Kopernika sądząc, że to nie teoria a opis stanu faktycznego. A kto wie, czy Kopernik się nie myli. Wszak jego teoria wynika tylko z obserwacji. A jeśli obserwacje obarczone są błędem? Może to Szatan sprawił, że z pomiarów wynika, że jesteśmy pyłkiem w kosmosie i krążymy wokół czegoś, co w skali kosmicznej jest drobinką bez znaczenia. A w rzeczywistości to wszystko krąży wokół nas na tle tapety w świetliste kropki i tylko my się liczymy, a ta reszta to lipa. Czy poczulibyśmy się lepiej?
Stanisławie – nie zrozumiałeś mnie – kartograf po prostu oblewał – studentek raczej nie tykał, to historyk gospodarki na innej uczelni (ekonomicznej) ja tylko – pewnie nieudolnie – tłumaczyłam, na czym polega przedmiot „selektywny”. Z rozrywkowym Maniusiem z pewnością stykałeś się zawodowo, bo był to żelazny przedstawiciel nauki w rozmaitego typu komisjach, komitetach itp ciałach doradczo – decyzyjnych (lata późne 70-te i 80-te
Pyro, rzeczywiście zrozumiałem odwrotnie, a mianowicie, że historia gospodarcza była selektywna ogólnie, a kartografia w stosunku do ładnych studentek. Tymczasem to była tylko dygresja. Ja odszedłem z uczelni w 1978. Wtedy zaiste nastały czasy sprzyjające wesołym Maniusiom i innym wesołkom.
Ciekawe.
W moim Instytucie nigdy nie było egzaminów ustnych w sytuacji sam na sam z egzaminatorem. Zawsze dwoje lub troje studentów na raz, nikt nie zdawał bez świadków. Trochę to było nudne i bez emocji 😉
Stanisławie,
dlaczego sądzisz, że tylko działalność człowieka ma wpływ na wielkość danej populacji?
Równowaga w ekosystemie zależy od tak wielu czynników (środowisko abiotyczne, organizmy samożywne, organizmy cudzożywne, reducenci – destruenci)…
Tam, gdzie nie ma człowieka, panuje względna, ale nie stała równowaga moderowana wpływami klimatycznymi. Jak jest dosyć trawy, to mnożą się antylopy, za nimi lwy etc. Jak następuje posucha, to antylop jest mniej, wędrują dalej, a za nimi lwy, które jeszcze nie padły z głodu… To się reguluje samo, póki człowiek nie zagrodzi im drogi do źródeł wody, nie wpuści bydła na sawannę albo nie dokona nagłych zmian przenosząc rośliny i zwierzęta do obcych ekosystemów, gdzie stają się inwazorami i szkodnikami.
Najgorszym szkodnikiem w przyrodzie jest jednak człowiek 🙁
Kopernik się mylił, lądowanie na Księżycu filmowano w Arizonie, sonda na Marsa poleciała tylko w telewizji, a w ogóle Ziemia jest płaska i stoi na czterech żółwiach, a na horyzoncie trzeba uważać, żeby nie spaść 😉
A poza tym życie jest snem wariata śnionym nieprzytomnie.
Buenos dias z Limy – upału nie ma, ale jest ciepło i będzie cieplej, bo tu dopiero rano, 7 godzin za Polską.
Wczoraj po południu wyjechaliśmy z uroczej Arequipy i dzisiaj rano przyjechalismy do Limy. Tym razem w luksusach, tzn. kupiliśmy autobusowe bilety 1 klasy – na parterze, z siedzeniami rozkładanymi i można się było przespać. Kolację podano jak w samolocie – gorący posiłek. Niestety, nie podali wina 🙁
Mielismy własne, ale w autobusach nie spozywa sie alkoholu.
Torlin pyta, co mi sie najbardziej podobało – Argentyna czy Chile.
Jedno i drugie, chociaż Argentyny ledwo liznęliśmy, Chile już więcej, no a teraz 6 dni w Limie i okolicach, zobaczymy, jak to będzie i co zaplanujemy. Na razie mamy zaplanowany zaprzyjaźniony ślub jutro u starych znajomych, zawiadomili nas tuż przed wyjazdem, że będzie taka uroczystość.
Wracając do pytania Torlina, jak na razie bardzo mi sie podoba Peru, tutaj wprawdzie bieda i wiele rzeczy nie działa, jak powinno, ale za to na każdym kroku prawdziwy folklor, prawdziwi Inkowie jak z obrazka, w tradycyjnych strojach i kapeluszach. Stare kobiety ze splecionymi po pas czarnymi warkoczami, kolorowe ubiory, spódnice i zazwyczaj wielkie toboły na plecach, jakieś dobra zawiniete w tradycyjnie tkane, kolorowe pasiaki.
Kulinarnie Peru zaskoczyło mnie zupami. Jerzor zjadł wczoraj aż dwie, jedną po drugiej – a dają tu zupy w słusznych talerzach. Są znakomite, doprawia się je zwykle limonką i ostrym sosem – pastą na bazie papryki ostrej, popytam moją znajomą o szczegóły tych przypraw. I w ogóle o kuchnię, bo znajoma jest tutejsza.
Jeszcze Limy jako takiej nie widziałam (zaraz jedziemy do hotelu – za wcześnie przyjechaliśmy), ale Arequipa to piękne miasto – mówię o starym centrum, bo dalej typowo, coraz biedniej, aż do kompletnych slumsów. Chętnie bym została dzień dłużej, ale jutro ten ślub.
Pepegor,
-9C w nocy zapowiadaja na dzisiaj w Kingston. Mam nadzieję, że ta zima minie do czasu, aż wrócimy, ale to bardzo ostrożna nadzieja.
Pozdrawiamy wszystkich!
POdobno okropnymi szkodnikam ekosystemu sa tez krowy, bo wydzielaja za duzo gazow cieplarnianych jak sie nazra bazantow czy co one tam zra. 😈
Dzień dobry,
mam ochotę w najbliższym czasie przygotować kurczaka po węgiersku.
Nie na temat: 10 najpiękniejszych (podobno 🙂 ) ulic świata:
http://inspirowaninatura.pl/10-najpiekniejszych-miejskich-ulic/
No i zrobiło się weselej. Oczywiście, człowiek nigdy nie był na Księżycu, no, może z wyjątkiem Twardowskiego. Czyż nie widzieliście flagi amerykańskiej powiewającej na wietrze, którego tam nie ma, bo nie ma atmosfery? Nie wierzycie, bo nie czytacie właściwych czasopism. A Bolesław Bierut był bardzo ciepłym, miłym człowiekiem i w ogóle nie wiedział, co się w UB-ckich kazamatach działo. A jego własnoręczne notatki na aktach „robionych” spraw to po prostu fałszerstwa. To tylko naiwni, jak Kot Mordechaj czy Nemo wierzą naukowcom.
Dorzucę i ja moją uwagę do nocnego sznureczka Nisi.
Przypomnę, że chodziło o protest przeciwko uleganiu masywnym naciskom z prawej strony i wpływ tegoż na atmosferę na UMS. I nie chodzi wcale o to, że prawicową mordę od lat znoszę znacznie gorzej od mordy lewackiej, chodzi mi o to, aby uczelnia mogła pozostać tym czym ma być ? miejscem swobodnej wymiany myśli, a przedewszystkim, miejscem pracy naukowej. Jednak, w obliczu ostatnio zaobserwowanych wydarzeń należy mieć obawy o wolność tejże nauki i nie od rzeczy jest już mówić o terrorze z prawa.
Sam natomiast mogłem obserwować terror z lewa.
Czasy o których nadaje Kot M. znam już z tąd i dopowiem, że to co wydarzyło się ostatnio podczas prelekcji prof. Środy albo i to w Radomiu, z Michnikiem, to słynne „małe piwo” w porównaniu z tym, co działo się dobre czterdzieści lat temu na np berlińskiej FU, albo np, na uniwersytecie w Bremie. Gdy radziłem się, gdzie wybrać się ew. na studia stanowczo odradzano mi Frankfurt, bo tam ponoć od paru semestrów nikt nie dostał zaliczenia, bo uczelnia jest unieruchomiona. Nie było mnie tam, co prawda, ale czytało się codzienne o strajkach okupacyjnych, o wdarciu na sale wykładowe rozrolowaniu transparentów i czynieniu hałasu do tego stopnia, że ci, którze chcieli popracować nie mieli jakichkolwiek szans. Dochodziło, rzecz jasna przy tym i do rękoczynów, które wtedy nie pociągały już żadnych reakcji ze strony władz uczelniannych, albo ze strony sił porządkowych.
Tak przynajmniej zrozumiałem zastrzeżenia Stanisława, gdy zdystansował się do listu protestacyjnego.
Podobnych stosunków na uczelni jak w czasach które właśnie przytoczyłem nie może sobie życzyć nikt.
To był zwyczajny faszyzm.
Nienaiwni zaś wierzą Maciarewiczowi, Rydzykowi i kreacjonistom 😎 😆
Jesienna droga w USA to chyba Blue Ridge Parkway. Wszystkie ładne.
Pepegorze, dobrze mnie zrozumiałeś. Każde zachwianie równowagi jest groźne. Prywatnie tez jestem uczulony najbardziej na skrajności prawicowe, ale ostrzegam przed wszelkimi.
Nemo, oczywiście, że tylko Maciarewicz i komentatorzy Mędrców Syjonu zasługują na zaufanie i nie pozwolą nabrać się na naukowe plewy. Cóż mają prawa fizyki czy materiałoznawcy do świętej brzozy.
Pepegorze,
czy ja Cię dobrze zrozumiałam?
Protesty studenckie z końca lat 60. (po zamachu na R. Dutschke) nazwałeś zwyczajnym faszyzmem? 😯
Rozruchy we Francji w maju 1968 też?
Wierzę w to, że gulasz Ćwierciakiewiczowej smakowałby 99.9% zwolennikom i przeciwnikom teorii ewolucji. Jest to oczywiście teoria oparta na bardzo skromnych badaniach przeprowadzonych na jednym ze sceptyków darwinizmu (sceptycznym także co do ilości żółwi wspierających nasz sympatyczny glob). Lubię gulasz, a swego zdania, mimo groźby ośmieszenia, nie mam zamiaru ukrywać – nie są to argumenty Nemo czy Kota Mordechaja, ale i Rydzyka i Macierewicza także nie 🙂
Z uniesioną przyłbicą wyznaję, że wierzę w PB, Twórcę dinozaurów 🙂
Kopernik udowodnił swe teorie empirycznie, a nawet najbardziej zagorzali zwolennicy teorii ewolucji nadal nie mogą się tym osiągnięciem wykazać. To, że jedynie znikoma część naukowców odnosi się do niej sceptycznie jest mitem – w samych Stanach jest ich wielu, a rezerwa z którą się do niej odnoszą ma podstawy naukowe. Amen 🙂
Zapomniałem dodać, że nie ubiegam się o prawo do wyłożenia swych racji na żadnym uniwersytecie, a zatem potencjalne obawy, że nasączę młode umysły swym jadem są nieuzasadnione.
Podobnie jak Pepegor i ja mam swe wspomnienia. 40 lat temu UofT przypominał Klub Entuzjastów Mao, Che i Trockiego. Odniosłem takie wrażenie podziwiając niezliczone plakaty – tylko na paru widniał Jesus Christ Superstar 🙂
Studenci zawsze byli i będą politycznymi zwierzątkami i bardzo mnie to cieszy. Rosnący wpływ wyznawców totalitaryzmu wręcz przeciwnie, a lewego od prawego odróżnić nie potrafię.
Prawdziwy bulion bardzo lubię 🙂
Kopernik udowodnił swe teorie empirycznie? A skad! Przeciez nie mial skrzydel zeby latac dokola Slonca razem z innymi cialami niebieskimi!
A gulaszu nie cierpie, chyba, ze w Budapeszcie, w charakterze zupy! Podobnie nie cierpie coq au vin, beouf bourgognon i rozlicznych innych mordowanych na ogniu mies w zawiesinie. Wiec nie jest prawda, ze 99.9% ludzi lubi gulasz Cwierczakiewiczowej. Znam wielu takich co nie tkna. Dzis malo kto tak gotuje i slusznie! Przejadlo sie.
Gulasze lubię bardziej niż pieczenie, mogą być tak różnorodne i za każdym razem inne. Smaki doskonale się przenikają. Przepisy Gospodarza chętnie wypróbuję.
Kocham wszelke gulasze. Moga byc z kartofelkami, jako dodatek do ryzu, do makaronu, na ostro, z pomidorami, bez pomidorow, z grzybami…. na sto sposobow ! Niech zyja gulasze!
Zamarynowalam poledwiczki wieprzowe. Tez mozna je przyrzadzac przeroznie.
Bardzo lubię gulasze, dobrą wołowinę po burgundzku czy kurczaka w winie. Jakie to niemiłe sformułowanie: „mięsa mordowane na ogniu w zawiesinie”. Jesteśmy na blogu kulinarnym.
Kocie Mordechaju – To, że Ty gulaszu nie cierpisz w żaden sposób nie podważa mej gulaszowej teorii. Czy to aby nie koci egocentryzm? 🙂
Kopernik posłużył mi za przynętę – oto człowiek wierzący pomógł w kolejnym odchyleniu Wrót Wiedzy, a Ty masz rację – by jego teorię potwierdzić musiano poczekać z 200 lat, a racji nie masz, bo skrzydła nie były na to potrzebne, ale rozwój nauki potrzebny po to by móc gwiezdne paralaksy zmierzyć. Empiryzm pośredni 🙂
Smaki sie zmieniaja, Alino. Metody postepowania z produktami sie zmieniaja. Mozemy juz za dobrze nie pamietac cosmy gotowali 30-40 kat temu, ale zazwyczaj pamietamy czym sie karmilo gosci przychozacych do domu. Byly dania i potrawy „modne” czy popularne. Kto dzis robi „koktajl z krewetek” (posiekana salata lodowa, zimne ugotwoane krewetki, zalane sosem z keczapu i majonezu), podawany w kieliszkach? Kto dzis robi do serwowanych do drinkow i towarzuszaxych im czipsow „awanturke cebulowa” ( zupa cebulowa instant wymieszana z homogenizowanym serkiem, na pare godzin przed podaniem)? Kto dzis robi bardzo w swoim czasie modne w Polsce „lodeczlki” z podgrzanej na patelni mortadeli wypelnionej zielonym groszkiem? Albo paste z sardynek? Potem byly jeszcze salatki z (falszywego) kraba, zapiekane na przystawke polowki grejpfruta z cukrem, starannie odzielonego od skorki i pokrojonego, aby latwiej go bylo wybierac ze skorki. Albo chocby faszeriwane jajka, ktore osoboscie bardzo lubie, ale nie dalbym gosciom.
Ze trzydziesci lat nie bylo mnie na zadnym przyjeciu, gdzie te wylwintne dania by sie pojawily. Podobnie z jednogarnkowcami trzytmanymi dlugo na ogniu i odgrzewanymi. Mozna to sobie od biedy czasami w domu zrobic, nawet na kilka dni, wlasniej jak zaproonowal Gospodarz aby sie rozgrzac na powrot zimy, ale sa to raczej dania nie ze stalego repertuaru. Prosciej i ciekawiej siegnac po dania nieco nowoczesniejsze niz Czwierczakiewiczowa, po ktorej za duzo zmywania i sprztania w kuchni, a rezultat nie jest az tak ciekawy.
Znam ludzi, ktorzy takie jednogarnkowce rozbia dla rodziny, ale utrzymywac, ze 99.9% uwielbia gulasz z przedpotopowej ksiazki kucharskiej, to gruba przesada.
Kocie, jesteś w mylnym błędzie – jak masz tu, na blogu nas ze dwudziestu, tak wszyscy jesteśmy zwolennikami mięs mordowanych w sosie. Już nie licząc tego drobiazgu, że z wołowiny do krótkiej obróbki nadaje się tylko polędwica, antrykot i rostbef, a z resztą co? Wyrzucić, proszę kociego ekologa? A jadłaś gulasz z dziczyzny u Żaby? Albo kaczki duszone Piotra? Nie ple Pleciugo, jak Cię lubię i nawet perliczkę wielkopolską jestem w stanie dla ciebie masłem nacierać.
Zaliczam się do tych lubiących gulasz, co nie znaczy, że gotuję go czesto. Nie jest to też danie dla gości, ale na zwykły domowy obiad.
A co do jajek faszerowanych – uważam, że doskonale nadają się na jedną z przystawek także dla gości. Kto lubi/ a zawsze są tacy/, zjada, kto nie lubi, wybiera coś innego. Mnie najbardziej odpowiada różnorodność .
Asiu,
piękne są te ulice. Nie ma tam żadnej polskiej drogi, ale sama mam w okolicy kilkukilometrowe odcinki dróg biegnących przez zalesione bukami moreny. Widoki są przepiękne o każdej porze roku, choć nie tak oryginalne jak te na zamieszczonych zdjęciach.
Kocie Mordechaju – Masz rację; utrzymywanie, że dla „z grubsza 99%” teoria Darwina od wielu lat nie jest teoria tylko naukowym opisem stanu faktycznego potwierdzonym licznymi badaniami i obserwacjami” jest równie nieprawdziwe i niedorzeczne co moja gulaszowa teoria. To o to mi chodziło i to wydawało mi się oczywiste 🙂
Nawet wczorajsze kolejne sensacyjne potwierdzenie odkrycia „cząstki Boga” nie jest jeszcze dowodem na to, że Darwin miał rację, a póki co nadal jest teorią.
Na Twoje rzekomo retoryczne pytanie kto jeszcze takie przestarzałe dziwolągi jak gulasz Ćwierciakowiczowej spożywa udzielił już odpowiedzi choćby sam Gospodarz. Wierzę, że z upływem czasu pogodzisz się z istnieniem tego dowodu naukowego 🙂
P.S. Każde z nas ma innych gości – znam i takich którym bez żadnych obaw podałbym faszerowane jajka 🙂
A chcialbys, Placku, wmienic chocaz jednego powaznego naukowca, ktory podwaza „teorie” Darwina? Powazniejszego od Starego Giertycha (tego co byl w Brukseli) i bylego wicemnistra edukacji w rzadzie Kaczynskiego (chyba Orzechowski mu bylo)?
Witam, @Kot Mordechaj wszystko się zmienia, ale nostalgia pozostaje. Pyro chciała byś?
http://www.datamancer.net/keyboards/aviator/aviator.htm
By nie być gołosłownym, oto lista 3000 naukowców na szczeblu PhD dla których teoria ewolucji nie jest dogmatem. Jeden z nich, Dr Raymond Damadian, współtwórca MRI uważa ją za science fiction, sprzeczną choćby z pierwszym i drugim prawem termodynamiki, a Sir Fred Hoyle, brytyjski astronom i matematyk porównał jej wyznawców do tych którzy mogliby uwierzyć w to, że pod wpływem huraganu, ze sterty rupieci mógłby powstać Boeing 747.
W tym ostatnim wypadku przyznaję, że nawet naukowcy z tytułami szlacheckimi potrafią być złośliwi 🙂
Ależ zimno na dworze 🙁
Poranny śnieg zniknął i wyparował, asfalt suchy, słoneczko świeci na błękitnym niebie, a wiatr lodowaty jak na Syberii 🙄
Z tym wielbieniem gulaszu różnie bywa. Ale w taką pogodę jak dzisiaj, to bym zjadła.
Przedwczoraj udusiłam jagnięcinę, takie różne kawałki z kośćmi, żeberka, okrawki, ale w żadnym zawiesistym sosie. Mięso obrumienione na oliwie, kilka ząbków czosnku, rozmaryn, sól, pieprz, papryka, czerwone wino, dusić do miękkości.
Od czasu do czasu słyszę reklamacje, że sosu za mało 🙄
Placku,
ten pierwszy żółw, na którym stały słonie, popełnił samobójstwo z rozpaczy, kiedy stwierdził, że jest jedynym przedstawicielem swojego gatunku. Słoniom było trochę lepiej, bo było ich cztery, ale i im po roku skończyły się tematy do konwersacji i zanudziły się na śmierć.
Moje cztery żółwie podtrzymują tradycję 😉
Według Towarzystwa Płaskiej Ziemi krążące nad naszą planetą Księżyc i Słońce mają po 52 km średnicy, grawitacja nie istnieje, a jej złudzenie powstaje przez ciągły ruch Ziemi w górę.
Kocie Mordechaju – Od 40 już lat mieszkam w Kanadzie i to może dlatego nie wszystko kojarzę z Kaczyńskim, Giertychem czy Tuskiem. Przecież wiem, że to Ty zawsze masz rację, a dla mnie to nie jest istotne, lubię porozmawiać przy gulaszu i winie 🙂
Jeśli posiadasz naukowe dowody potwierdzające teorię ewolucji, chętnie o nich poczytam, ale zapewniam Cię, że ich od Ciebie nie żądam, a i o polityce chętnie porozmawiam, ale bez wykrzykników 🙂
Placku – z naszym Kotem bez wykrzykników? Niemożliwe. On i dzisiaj jest gotów zorganizować marsz przeciwko wojnie w Wietnamie i ze stu ważnych (i poważnych) powodów. To jest Kot wyedukowany w czasie młodzieżowej rewolty. Zostało mu. Lubię kocura, chociaż i podszczypuję czasem.
Nemo – Najnowsze zdjęcie po raz kolejny udawadnia, że Ziemia jest piękna. Podobne zdanie ma mo znajomy Irokez, a i Alicja może się w swych wojażach o Kosmicznego Żółwia potknąć 🙂
Obawiam sie, Placku, ze dla tych 3000 naukowcow, w tym wspoltworcy MRI jedynym dogmatem jest ten, jakiego nauczyli sie na lekcach religii. A mnie chodzilo o takich naukowcow, ktorzy swoje religijne przekonania pozostawiaja za drzwiami pracowni.
Najczesciej takich naukowcow mozna znalezc w placowkach naukowych, ktrore w nazwie nie maja slow takich jak „adwentysci”, „katolickie” i tp. I tez dobrze jesli sa biologami, a nie fizykami , matematykami, krytykami literackimi etc. Innymi slowy nie moze to byc ktos na podobienstwo Biniendy i innych specjalistow od brzozy.
Pyro – Doskonale to rozumiem. Szkopuł w tym, że ja ani razu nie napadłem na Wietnam, a jedynie jestem wiecznie głodny i omszała teoria Darwina już mi nie wystarcza. Poza tym i ja pamiętam niejedną rewoltę.
Prawda jest bardziej przyziemna i prozaiczna – od czasu do czasu i ja jestem uparty jak osioł 🙂
Kaczyński a fizyka cząstek elementarnych to dla mnie nudy na pudy 🙂
Obawoiam sie Pyro, ze Kot byl jak najbardziej ZA wojna we Wietnamie. Podobnie jak za wojna w Iraku. Tak bylo. Ale byl za skrobankami i prawami homoseksualistow. Tak tez bylo.
Politycznie byl zawsze konserwatywny. Tylko ze Koci konserwatyzm jest w Polsce uwazany za skrajny bolszewizm. Wiecej to jednak mowi o Polsce niz o Kocie.
Kocie Mordechaju – Zauważ proszę, że to Ty usiłujesz połączyć rozmowę o teorii Darwina ze wszystkim łącznie z kuchennym zlewem, ukorowaniem czego była wzmianka o brzozie.
Rozprawiłeś się z tymi 3000 życiorysów z szybkością światła 🙂
Jako protestant ubolewam nad tym, że Kopernik był katolikiem, ale trudno się mówi. Zaciskam zęby i brnę nadal, licząc na kaganek óswiaty znajdujący się w rękach naukowców wszystkich światopoglądów. Nawet groźnych „adwentystów” 🙂
Nie udawaj, Placku, ze nie rozumiesz o czm mowie. . Nie chodzi o wyznanie tych naukowcow, tylko o to w jakich placowkacj naukowych prowadza swoje badania.
Kot bolszewik popierający wojnę w ogóle, a wymienione wojny w szczególności zaszokował mnie nieco 😯
Moje koty są pacyfistami (poza ostatnią bójką w obronie terytorium), niedługo dojdzie do tego, że sikorki będą im wyskubywać futro do wyściełania gniazd 🙄
Zamiesiłam ciasto na chleb i ciabattę, kombinuję jeszcze jakieś ciasto na weekend. Jutro o świcie jedziemy zobaczyć wielki świat, w St. Moritz 😎
Pociągiem. W jedną stronę ponad 5 godzin 🙄
Kocie Mordechaju – Każdy może spojrzeć na tę listę i uznać czy Twój osąd był słuszny czy nie. Na liście i Harvard znajdziesz, i biologów z Harvardu, a ja nie mam powodu niczego udawać i kogokolwiek przekonywać, że to ja i tylko ja mam rację.
Mówisz o wszystkim z wyjątkiem teorii Darwina, a ja idę zapalić 🙂
By niczego nie ukrywać – nadal jestem za gulaszem i przeciwko wojnom.
Krystyno: http://www.polskiekrajobrazy.pl/Galerie/68:Kaszuby/87605:Lasy_bukowe_Nadlesnictwa_Strzebielino..html 🙂
Leśna droga: http://www.polskiekrajobrazy.pl/Galerie/68:Kaszuby/87476:Lesny_kompleks_promocyjny._Puszcza_Darzlubska..html
Mazurski tunel wiosenny. Na następnym obrazku – dębowy pod Sztynortem.
Placek poszedł zapalić, a ja zapaliłam i zrobiłam papierosy na dzisiejszy wieczór i jutrzejszy poranek. Chyba zepsuje mi się mikser – nie mam pojęcia dlaczego. Ma dopiero dwa lata i używany jest przeciętnie raz w tygodniu. Poprzedni „Zelmer” służył 15 lat. Chwilami wyje jak potępieniec i wpada w drgawki. Dzisiaj lekki krem ubijałam chyba z pół godziny, bo co chwilę wyłączałam ustrojstwo, żeby oddech złapało.
Pyro masz 100% racji jeśli chodzi o KUL, w Lublinie jest ostanio głośno o traktowaniu dr Sabiny Bober, takie są standarty tej uczelni, niestety…
http://uwaga.tvn.pl/62014,news,,ponizana_pracownica_na_katolickim_uniwersytecie,reportaz.html
„Mówisz o wszystkim z wyjątkiem teorii Darwina, ”
No bo mi glupio bronic Darwina przed Plackiem. To tak jakbym bronil istnienia mikrobow albo zorzy polarnej. 😈
Marzena – nie wiem czy są możliwości prawne odebrania KUL-owi dotacji państwowych. Ja bym zabrała – co, jak co, ale nic tak nie przemawia, jak kieszeń do niektórych rozumów.
Nemo, przyznam, że z tym faszyzmem tez siętrochę łamałem, ale potem dodałem nawet „zwyczajny”.
Tak to bowiem dzisiaj widzę. Tak to widzę, gdy porównam tych wtedy z tymi dzisiaj. Owszem, bardzo to może powierzchowne porównanie, a jednak, ich zachowania przystają do siebie w tylu miejscach i tak dokładnie, że uważam takie porównania za dopuszczalne.
Ile się wtedy nasłuchałem słowa faszyzm. Każdy „nie po myśli” obrzucany był tym epitetem. Nie pomagały apele o umiar choćby ze względu na pamięć tych, którzy padli ofiarą prawdziwego faszyzmu. Dalem sobie w koncu spokoj. No, bo co mogłem, co pozostało mi do wyboru, miałem może kontrować „bolszewikiem”. To nie miało by najmniejszego sensu, bo nie jeden z tych matołów czułby się wtedy nawet zaszczycony.
Widzę w tym zjawisku , Pepe, klęskę polityki historycznej, nauczania historii najnowszej. Młodzi nie rozumieją naszych wyborów ile by o tym nie mówić i w jaki sposób tego uczyć. Być może muszą dostać swoją porcję batów na 4 litery od następnego paroksyzmu historii, aby coś do tych łbów trafiło. Tyle, że oni też będą mieli dzieci i wnuki i cała zabawa zacznie się od nowa.
20 marca ukaże się nowa książka z serii Dolce Vita (Czarne):
„Wśród mangowych drzew. Wspomnienia z dzieciństwa w Indiach”
http://czarne.com.pl/katalog/ksiazki/wsrod-mangowych-drzew
Pyro, każde pokolenie musi doznać swoich doświadczeń. Nie ma niestety funduszu doświadczeń z przeszłości, na którym można by przezornie budować przyszłość. Tak może się czasem wydawać, ale to jest złudzenie.
Idę spać, dobranoc.
Wróciliśmy z łażenia po okolicznościach tutejszej przyrody, mieszkamy w dzielnicy Milaflores, rzut beretem od oceanu. Wilgoć w powietrzu i dość duszno, uważam, że smog też łapy w powietrzu macza, ja to czuję.
Wstąpilismy do peruwiańskiej restauracji na zupę z krewetek i jakieś rozmaite robaki morza dla Jerzora.
Zupa jak zwykle znakomita (chopa langostino), z ryżem, tofu, warzywami i pysznie doprawiona pastą curry, plus jeszcze taka specjalna pasta z ostrej papryczki, limonki i czegoś jeszcze, ale to samemu się dosmacza.
Chcieliśmy do tego po lampce wina, a tu „ni ma-nima, sucha Lima!” 😯
W niedzielę dwa ważne wydarzenia – wybory dystryktu Lima oraz jeszcze ważniejsze rozgrywki eliminacyjne do Mundialu (gra Peru i Chile). No dobra – ale dlaczego wszyscy maja być o suchym pysku przez 3 dni?! 😯
Tutejsi i tak zrobili zapasy, a lepsze hotele zacieraja ręce, bo dla gości hotelowych w barach i restauracjach alkohol jest. W cenie, ale jest. Dostaliśmy na powitanie bilecik na darmowe sour pisco, co zamierzamy wykorzystać, a co!
Teraz pipijamy obiad peruwiański malbecem, który przytargaliśmy ze sobą z Arequipy. Zdziwiła nas ta trzydniowa prohibicja, w końcu to nie wybory krajowe, a „wojewódzkie” 🙄
Jutro wesele – komu sucho to sucho, nam pewnie nie będzie 😎
Wstępny plan jest, że w poniedziałek wyruszamy gdzieś w okolice, ale chcemy pociągiem, bo autobusów to już trochę dość.
Dziecko stwierdziło, że jesteśmy masochistami – oj dziecko, nie zna życia, kto nie służył w Marynarce (może być i marynarka) 🙂
Wszystkiego trzeba spróbować, jak są możliwości i siły.
Pożegnam się do jutra.
Się jeszcze nie żegnam,bo opowiem trochę o wrażeniach z:
http://www.teatrwielki.pl/rertuar/balet/kalendarium/sen_nocy_letniej.html?kid=1013
Po pierwsze-trafiło się ślepej kurze ziarno i tylko dlatego,że internet to potęga.
Człek czasem klika i sprawdza,czy są jakieś balety i czy są jakieś bilety.Nagle,na dwa dni przed premierą okazuje się,że są bilety.Skoro są,to kupujemy i dzisiejszego wieczoru lądujemy na premierze wielkiego wydarzenia.Lądujemy bez szpilek,bez małej czarnej,bo ostatnio jakoś dziwnie ciężko nam się w nią wcisnąć.Szpilki jednak należało włożyć,bo 3/4 babskiej publiczności miało.Dobra,szpilki nieważne,ważna Sztuka.I wierzcie mi to była Sztuka przez duże SZ! I soliści i corps de ballet znakomici,a na scenie działo się dużo,bo był i taniec klasyczny i współczesny i komiczny i tragiczny.Podczas antraktu wyłowiłyśmy wśród publiczności filary 🙂 redakcji „Polityki” i jednocześnie sąsiadki blogowe J.Paradowską i D.Szwarcman 🙂 Hop,hop !
I niech Wam będzie,pochwalimy się jeszcze,że siedziałyśmy(z kuzynką Magdą)obok Wojciecha Pszoniaka,co jednak w życiu szarego czlowieka nie zdarza się co chwila i nawet nie co kwartał.A serio mówiąc,to nie ważne,kto będzie siedział na fotelu obok Was,jeśli tylko macie czas,ochotę i możliwości,to koniecznie wybierzcie się na „Sen nocy letniej” do Teatru Wielkiego w Warszawie.Naprawdę warto !
My idziemy polegnąć leniwie. Przyjechał Ricardo i mamy jasność w temacie – młodzi ślub wzięli jakiś czas temu sami ze świadkami, a teraz balety dla rodziny i przyjaciół. Zabierają nas kilkadziesiat km. od Limy na południe,gdzie Ricardo i Chela (starzy) maja chałupę, tam odbędzie się impreza jutro i zostajemy na noc, wracamy w niedzielę. Plany od poniedziałku + zostają otwarte, zobaczymy. Jeden termin obowiązuje – samolot w czwartek wieczorem do Miami.
Panowie dawno się nie widzieli i oplotkowywali, kto-co na Queens.
Tyle na zrazie.
Dzien dobry,
Dziekuje za przepis na gulasz – bardzo lubie i jest to w zakresie moich kulinarnych mozliwosci. Nie mam tylko sloniny, ale chyba mozna ja zastapic boczkiem, jaki tutaj uzywaja do porannych jajek na bekonie?
Niedlugo sprobuje zrobic, a najlepiej smakuje z kasza gryczana.
Cos z innej beczki – po ostatnich strzelaninach w Stanach, zwlaszcza po tych, gdzie ginely dzieci rozpoczela sie dyskusja nad ograniczeniem broni. Jako kraj demokratyczny czesto siega sie tutaj do roznych ankiet. Wlasnie spojrzalem na wyniki jednej z nich. Byly cztery pytania, przytocze:
1. Should the federal goverment regulate guns of any type?
– yes, it should 28% (407 759)
– no, it should not 71% (1 034 596)
2. Should Congress ban semi-automatic weapons?
– yes, it should 22 % (330 109)
– no, it should not 77% (1 128 125)
3. If Congress does not act, should President Obama use an executive order to ban
or strictly control the sale of semi-automatic weapons?
– yes, he should 20% (301 321)
– no, he should not 79% (1 155 148)
4. Do you agree that the Second Amendment gives citizens the right to own and bear guns without infringement?
– yes, I agree 81% (1 184 763)
– no, I don’t agree 18% (272 661)
Tylko najbardziej naiwni moga spodziewac sie szybkich zmian w prawie do posiadania i noszenia broni w USA, kazdej broni.
Naladowalem swoj Winchester, postawilem przy lozku i tak zabezpieczony ide spac.
Dobranoc 🙂
Nowy!
Twoj angielski jest PPERFEKCYJNY
Nowy, Słoneczko Ty moje – odstaw giwerę do kąta zanim do mnie wpadniesz; bo to rozumiesz – ponoć każda broń raz do roku strzela sama, a Pyra stanowi duży cel. Boję się.
Danuśko – z lekka zazdraszczam. Lubię balet (z baletów z czasem wyrosłam).
Za oknem słonecznie i mroźno. Będę piekła dzisiaj żeberka. Zrobię do nich może buraczki z chrzanem na gorąco – bardzo lubimy. Na balkonie stoi krem do torciku a’la Krystyna. Trzeba teraz pociąć biszkopt i napchać go tym wynalazkiem.
Pa! (Do później, jak mawia Nowy)
Dzień dobry, piękny, słoneczny dzionek, ale nadal zimowy!
Telepatia blogowa działa, żeberka i u mnie. Zamarynowałam na noc, teraz się pichcą, buraczki z chrzanem też będą, ale na zimno, no i kasza gryczana.
Danuśka – piękne sprawozdanie z premiery, szczęściara z Ciebie 🙂
Nowy 🙂
Alicjo – miłego balowania 🙂
Alicjo-dobrej zabawy i czekamy niecierpliwie na sprawozdanie !
Barbaro 🙂
dzień dobry ..
szybki spacer rano w słoneczku i mrozie nastraja bardzo pozytywnie … dzisiaj zima jest super nie tylko przez okno …
Danuśka szczęściaro … 🙂
pogoda sprzyja by zobaczyć ….
http://wiadomosci.onet.pl/nauka/kometa-c2011-l4-pan-starrs-przelatuje-w-okolicy-sl,1,5446005,wiadomosc.html
Lima, Peru
sobota, 06:00
Pochmurno, wilgotność 83%
Słońce pojawia się dopiero około południa, powiadają tutejsi.
Cichal,
pamiętasz „sewicze” u Tarasiewiczów? Oni przywlekli to na Florydę z Peru, przecież mieszkali tu jakiś czas i wykładali na uczelni w czasie pomiędzy kolejnymi wyprawami.
Oryginalna pisownia „ceviche”, bardzo popularna przystawka peruwiańska lub dodatek do innych dań.
Plany się trochę ustalają, jutro wracamy z baletów do Limy, a ponieważ Ricardo ma urlop, wybierają się z Jerzorem na rowery. Chyba zwykłe, bo Jerzor nie posiada sprzętu.
Ja natomiast wybrałabym się na – UWAGA!- wycieczkę kulinarną 🙂 Taka ofertę znalazłam w hotelowych reklamach i bardzo mnie to kusi, bo jest to 4-godzinna wycieczka zaczynająca się od targu rybnego i bodaj warzywnego, potem po jakichś renomowanych knajpach, gdzie znani szefowie peruwiańskiej kuchni uczą, jak przygotowywać tradycyjne peruwiańskie dania.
Jak szaleć, to szaleć 🙂
Dzień dobry 🙂
Wyłamię się. Żeberka w zamrażarce. Filet indyczy w ziółkach, pyrki, pieczarki 🙂
Pana Kometę chętnie obejrzę, byle tylko się nie zachmurzyło, co przy takich okazjach chętnie czyni 🙄
Danuśka, Twoja radość jest zaraźliwa. Nie byłam, a dzięki Tobie też mi radośnie 😀
Szalej, Alicjo. My to potem ocznie skonsumujemy 😉
warto się przejść na Krakowskie Przedmieście …
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34862,13557018,Miasto_z__Warszawy_1935__na_Krakowskim_Przedmiesciu.html
🙂 Danie duchowe…nie samym chlebem
____________________________________________________
a moze ten wyklad OF MONKEYS and MEN, Evolution vs Creation/rabbi Sholom B.Lipskar
jest strawny ….ale jest ciekawy!
http://www.chabad.org/multimedia/media_cdo/aid/623416/jewish/Of-Monkeys-and-Men.htm
Żeberka wyszły perfekcyjnie – nawet szczypior młodej cebuli dorzucony na wierzch, ot tak w ostatniej chwili, upiekł się na chrupko ale nie przypalił. Kiedy otwarłam rękaw fala zapachu wywabiła Młodszą z sąsiedniego pokoju.
Jedno wyszło, a drugie nie bardzo. Nie wiem co pochrzaniłam robiąc krem a’la Krystyna, bo w pozostawionym w zimnie do rana pojemniku zamiast kremu była puszysta galaretka – trudne do rozsmarowania, a jak się w końcu jakoś posmarowało, to wypadało porcyjkami pod naciskiem górnej warstwy. Napchałam wiśni z nalewu i pewnie smak będzie jak należy ale dobrze, że wypróbowałam nowy przepis wewnątrz rodzinnie , nie dla gości. Jak przyjdzie Maż Wnuczki to zje i nie będzie wydziwiał; gorzej z babami…
Milej, slodkiej niedzieli….
http://bydgoszcz.gazeta.pl/bydgoszcz/1,35590,13557713,Aleksandra_Sowa_opowiada_o_rodzinnym_imperium_cukiernikow.html
Dzien dobry,
Haneczko, gotowas wacpani?
Jolly – ona właśnie wraca z roboty (do 17.00 + 8 km)
Pyro,
Merci 🙂
sobota nie robota, ale jade własnie po marsie 😉
załadowalem sobie najnowsza symulacje komputerowa i …przypaliłem bigos 🙂
Ja już gotowa, jeszcze tylko trochę urody na twarz wrzucić.
Pogoda jak w środku lata w Kingston, do powietrza nasączonego wilgocią nie musimy się nawet przyzwyczajać 🙄
Ja mam 3 tygodnie wolne od gotowania 😎
Ciekawa jestem, jak z tą kulinarną wycieczką wyjdzie, może jutro po powrocie coś ustalimy. Na razie ustalilismy, że w Limie zostajemy do wyjazdu, czyli do czwartku.
No to lecim…
a w 68 najlepiej pałowali nad sekwana;
angela, ach angela, davis was a joke…
w niemczech inaczej to pobiegło (patrz: ulrike meinhoff), a i dzisiaj biegnie inaczej
(partz: beate zschoepe).
…a jeden z moich argentynskich znajomych – kompletna euforia elektroniczna;
rozumiem go jednakze bardzo dobrze:
to samo uczucie dopadło mnie w 78…
Witam, @byk ja po ziemi-http://trackmaniaforever.com/ daj linka na marsa.
http://trackmaniaforever.com/
Wróciłem z obserwacji komety. Wyszło świetnie. Niebo bezchmurne, a w czasie obserwacji, w poświacie księżyca, klucz gęsi. Landszaft na żywo 😀
Dla warszawiaków i nie tylko.
http://www.warszawa1935.pl/
Byku, prof. Angela Davis NIE byla zartemm chox wiele zartow na jej temat powstalo (sam opowiadalem o Czapajewie) . Ona za swe poglady i swa dzialalnosc w Partii Komunistycznej USA zaplacila wysoka cene. Mogla miec bardzo przyjemne i bez klopotrow zycie, ale wybrala walke. Mogla bladzic ( i historia jej bledy udowodnila), ale wsrod wielu ludzi wzbudzala szacunek. Tu John Lennon i Yoki Ono nagrali dla niej piosenke, ktora dzis malo kto pamieta.:
http://www.youtube.com/watch?v=Yp9StQhWGdc
Strasznie dużo zmieszania ostatnio jest wokół czyjejś notki na Facebocu, Twitterze albo innych portalach. Trzeba by uświadomić osoby publiczne, że chociaż nie jest to forum oficjalne, to ich wypowiedzi nie noszą znamion wypowiedzi prywatnych. A nie daj Bóg, żeby napisali prawdę, o tym, co myślą, o osobistym przekonaniu. Cała starannie wypracowana poprawność polityczna bierze w łeb i awantura gotowa. Wczoraj podłożyła się szefowa Ósemek, dzisiaj jakiś arcybiskup w z RPA. O licznych wpadkach p. Wałęsy albo ministra Sikorskiego nawet nie wspomnę. Czy ci ludzie nie mają sekretarzy, żeby kontrolowali radosną twórczość szefów?
errata – w pierwszym zdaniu ma być zamieszanie, nie zmieszanie.
ANGELA DAVIS—No, thanks!
http://www.debbieschlussel.com/55165/roger-waters-troubled-by-jewish-power-in- america/
Jolly, jak Cię lubię, nie potrafi mi być przykro 🙄
Odparowuję. Córasek ćwierćprzytomna.
Walijczycy zagrali niewiarygodnie 😯 i to jest małe słowo na określenie tego, co obie widziałyśmy. Takiej ilości gwiazdek (doceńcie – staram się, żeby było choć trochę kulinarnie 😉 ) nie przyznają 😀
Haneczko,
Ogladane w towarzystwie angielsko-walijsko-irlandzkim-polskim. Co za mecz, co za emocje! Walia wygrala zasluzenie i w pieknym stylu. Czapki z glow, panowie i pany! Do zobaczenia w 2015. ;).
Haneczko,
Przy okazji, uwielbiam Cie niezmiennie 🙂
Jolly, Haneczko – znowu krzyczałyście do telewizora?
Pyro, darłam się 😳 i dech mi zapierało 😯 . Równocześnie 🙂
Jolly, życzę Odsasowi takiego meczu, po wygranej stronie oczywiście 😀
Pyro,
Darcie, krzyki, zaparcia i dobre rady wyglaszane w przestrzen :). Przyjaciolke trza pocieszac , jako ze Irlandia drewniana lyzke dostala…
To wypijcie coś sobie na wyciszenie, ja zrobię to samo i pójdę spać. Jutro mam ranny dyżur z piesem. Dzisiaj miałam wolne.
Słońce oślepiające wprost. Dopiję kawę, ubiorę się i zabiorę czarne pół diable na spacer. W tym tygodniu mogę nie mieć dostępu do maszyny przez kilka dni, bo Młodszej wysiada komputer; trzeba będzie rozmontować to i owo, a ja mam sygnał internetowy z jej ustrojstwa – albo naprawić, albo kupić nowy trzeba będzie. Tak, czy siak Pyrze grozi odstawienie od sieci na kilka dni.
A ja Pyro mam 9 dni urlopu, ale jak zobaczyłem kartkę zawieszoną na lodówce z listą spraw wymagających załatwienia w tym czasie, to doszedłem do wniosku, że chyba odpocznę w pracy. 😉
————
Zazdrość Dello Alidello 😀 jest bardzo przykrym uczuciem, ale Ameryka Południowa jest moim niespełnionym marzeniem – kak ja Tebja zawiduju. Jeszcze nie szukałem, ale z chęcią pooglądam Twoje zdjęcia, jak będą w sieci (a wiem, że potrafisz robić piękne fotografie)
Sielsko, anielsko i gwiazdkowo jest przez szybę. Na dworze część naszej, psiej trasy wiodła pod ostry, mroźny wiatr z południowego wschodu. Zgłupiała ta zima, czy co? Kalendarza nie zna?
Torlinie – Alicja w 2-3 dni po powrocie z kolejnej rajzy, wrzuca na blog sukcesywnie, kiedy zdąży podpisać mnóstwo zdjęć z trasy. Poczekamy.
Jeżeli Tobie się wydaje, że urlop albo emerytura służą do odpoczynku, to się mylisz. Popatrz na Pepegora – pisał często, pisał mądrze, miał czas z nami pogadać na blogu. Od maja ub r emeryt i co? Wpada późnym wieczorem z rzadka na jeden wpis – nie ma czasu i nie ma siły.
Haneczce i Jolly Rogers zazdroszczę emocji kibica. U mnie gen kibica zupełnie się nie ujawnia, choć ostatnio kibicowałam Kamilowi Stochowi.
Pyro,
czytałam o Twoich problemach z tortem. Chyba chciałaś przedobrzyć. 🙂
Ja robię tak : śnieżkę ubijam z zimnym mlekiem/ z lodówki/ zwykłą trzepaczką, 2-3 minut, tak aby zgęstniała, ale nie musi być bardzo sztywna. Wstawiam naczynie do lodówki. Kiedy galaretka jest już zimna, pilnuję, żeby nie zsiadła się. Kiedy lekko tężeje, wlewam ją do śnieżki i ubijam trzepaczką. Wstawiam do lodówki i po półgodzinie masa jest już dobra. Ten krem ma zwartą konsystencję i nie rozsmarowuje się tak lekko jak np. krem budyniowo- maślany, ale też wcale nie trudno.
Obawiam się jednak, że chyba zniechęciłaś się do tego tortu. Dlatego traktuję te uwagi jako czysto teoretyczne.
Słońce pięknie świeci, więc chyba wybierzemy się nad morze, przy okazji kawy oczywiście.
Krystyno – nie zniechęciłam się całkiem, ale muszę nabrać wprawy. Uważaj , słońce świeci ale wieje jak diabli, ostry, mroźny wiatr.
dzień dobry …
dziś ….
http://www.thejournal.ie/landmarks-turn-green-st-patricks-day-834836-Mar2013/
Zbyszkom najlepszego … 🙂
Londyńska parada sprzed roku:
https://picasaweb.google.com/100017103147766566592/StPatrickSParadeLondon2012
…też było chłodnawo, ale nie -12 😀
Parada, chłodnawo i te gołe nogi i dekolty i ramiona; nawet dzieciaki. Wytrzymały naród.
LÁ FHÉILE P?DRAIG – dzien sw.Patryka, 17 marca
______________________
jakze lubie ten kraj, jakze lubie Irlandczykow
_________________________________________________________
moj ulubiony gitarzysta, wokalista RORY GALLAGHAR
http://www.youtube.com/watch?v=GdfT-p23Nko (koncert z Savoy Cinema, Limerick 1972)
Basiu połaziłam z Tobą … )
na dworze cudnie .. i nie wieje …
na deser … dla pań i panów … 🙂
http://radoscjedzenia.blox.pl/2013/03/Czekoladowy-pudding-z-Guinnessem-Chocolate.html
Poznań na wysokości zadania …. 🙂
http://www.thejournal.ie/poznan-st-patricks-day-834994-Mar2013/
Poznań zakochał się w Irlandczykach i Szkotach. Jeden PB wie dlaczego. Irlandczycy w czasie Euro pili znacznie więcej, niż nasi, zaczepiali kobiety i śmiecili gdzie popadnie, ale czynili to z wdziękiem. Natomiast Szkoci to miłość absolutnie platoniczna. Kiedy sąsiadka wydawała córkę za Szkota i Pan Młody i jego 6-ciu kolegów wystąpili w strojach narodowych, miejscowych ogarnął szał – oklaskom nie było końca, nosili ich na rękach (dosłownie) stawiali piwo i wódkę, jak popadnie. Chyba to reakcja na to, że rodzimi górale nie cieszą się w Poznaniu mirem i dobrą opinią.
Torlin – szybie przypomnienie odmiany przez przypadki zaimka osobowego „ty”:
Mianownik (kto? co?) -ty
Dopełniacz (kogo? czego?) – tiebia
Celownik (komu? czemu?) -tiebie
Biernik (kogo? co?)- tiebia
Narzędnik (z kim? z czym?) (s) toboj (poetyckie/archaiczne – s toboju)
Miejscownik (o kim? o czym?) o tiebie
A zatem: Kak ja tiebie (C) zawiduju! Nie „tiebia”.
Ha! Wesolego Patryka! 😈
Zadzwoniła Stara Żaba zmagająca się z kataklizmem cukierniczym; upoważniła mnie do oplotkowania jej na blogu, co niniejszym czynię. Wśród gromadki wnucząt Żaby jest blond – urwis : Józio. Józio dzisiaj ma urodziny, a we wtorek imieniny. Mama zapowiedziała okolicznościowy podwieczorek na dzisiaj. Solenizant zażyczył sobie tortu z kremem czekoladowym. Torty obowiązkowo robi babcia, czyli Żaba. Wczoraj styrana była do nieprzytomności, bo gniotła owies i pszen-żyto dla koni na cały tydzień i wieczorem nie miała siły zabrać się za pieczenie, ale zabrała się za kombinowanie. Z zamrażarki wydobyła blat ciasta czekoladowego i postanowiła upiec drugi blat z jasnego biszkopta, przekładać czarne ciasto bitą śmietaną, a jasne czekoladowym kremem. Po złożeniu wyjdą ciastka typu „zebra”. Przygotowanie czekoladowego kremu, to znowu kombinowanie: a to za mało, a to za luźny, a to znowu coś. Dorzucała co tam miała (nawet słoik nutelli) i w końcu miała wielką misę nieco luźnego kremu. Na trochę wstawiła do zamrażarki. Wyciągnęła, niosła na blat, misa wyleciała jej z ręki i spadając uderzyła we włącznik miksera. Oblepione masą nasadki pięknie i samoczynnie otrzepały się z czekoladowego kremu. W kropkach i kropach kremowych była Żaba od stóp do głów, blaty trzech szafek, płytki nad tymi szafkami, piecyk i zmywarka. Biedna, skonana Żaba z grubsza powycierała, napchała tort masami, poskładała, obrzuciła tartą czekoladą i zadzwoniła do Pyry. „Rozumiesz, jak z Tobą gadam, to odpoczywam; jak skończę gadanie, to znowu trzeba będzie za coś się złapać”. Tort stoi w lodówce i czeka, żeby przyjechali i go zabrali. Żaba skończyła rozmowę i ciekawe za co znowu się zabrała…
Dzień dobry,
Pyro, Żabo 🙂 🙂
Żabę znam tylko z blogowych wpisów, ale zawsze podziwiam jej energię i chęć do działania. Ja jestem w jej wieku, a coraz mniej mi się już chce i wszystko robię coraz wolniej. Kapcanieję. 🙂
Wielkie wspolczucie d;a Zaby, ale nie da sie ukryc, ze opowiesc jak z komedii slapstikowej. Moze by sprzedala pomysl do Holywoodu? 😈
Nowy – nie kokietuj, kokiecie jeden! Dopiero co podziwialiśmy młodzieńczy entuzjazm i umiejętność cieszenia się z rzeczy drobnych. Każdy ma lepsze i gorsze dni.
Słuchaj, jak przyjedziesz koniecznie zahacz o Żabie Błota. Miejsce jedyne na świecie i gospodyni z gatunku dawno wymarłych kobiet.
Jolinku, (Basiu połaziłam z Tobą) — dużo było tego biegania! 😆 Sprawy zawodowe załatwiłam wówczas w pt i sb a niedziela, poniedziałek i wtorek były jakimś niesamowitym maratonem towarzysko-sentymentalnym… zwiedzaniowym*…i zakupowym… i kulturalnym. Zwłaszcza wtorek. Jak ja nie tylko wytrzymałam ale i „endżojowałam” ogromnie ten wieczorny koncert Bang-Banga** po takich dystansach — do dziś nie wiem! 😎
Pyro, bo tam (na Wyspach) preferuje się zimny wychów cieląt… Dlatego kiedyś mieli nawet imperium… Między innymi dlatego 😀
_________
*choć pierwszy raz tylko Gloucester i Cheltenham w poniedziałek – też strasznie dużo dreptania, ale też odpoczynek podczas długich podróży z- i do Londynu…
**Lang Langa 😉
Witam, Pyra
17 marca o godz. 7:56 , co miałaś na myśli z tym wysiada?
Coś na poprawę chómoru.
http://www.youtube.com/watch?v=2C4lVlYVfVM
Pyro,
masz rację, mam kiepskie dni, ale ile tego już było! To znowu tylko chwila!
Idę w ślady Żaby – nie rezygnuję! Wziąłem prysznic, ubrałem się „po niedzielnemu”, wsiadam w samochód i przed siebie… Byle do przodu!
Na pewno wstąpię wieczorem do jakiegoś irlandzkiego pubu – na dobre piwo i podawaną w tym dniu pyszną wołowinę z kapustą gotowaną.
Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy…. jak śpiewał niezapomniany Pan Marek.
PS Wczoraj przegadałem na skypie z Jurkiem mnóstwo czasu – mam oczyszczone komputery i polską czcionkę w każdym z nich.
Podziwiam Jurka ciepliwość w tłumaczeniu takiemu komputerowemu „geniuszowi” jak ja, gdzie co nacisnąć, i znowu, i znowu, i znowu…, bo ciągle coś źle robiłem.
Jurek – dzięki!
Mąż Wnuczki nie przyszedł, bo ma dyżur rodzicielski przy Igorze w domu. Wnuczka od wczoraj jest w klinice i czeka na co zdecyduje się panna Nadia – czy już chce zobaczyć świat, czy jeszcze te dwa tygodnie poczeka. Wczoraj się jej spieszyło, dzisiaj już niekoniecznie. Tak, czy siak mały i większy mężczyźni siedzą w domu i czekają na wieści. Oni nie wiedzą, że mają luksus kontaktu dzięki komórce, sms itd; swego czasu trzeba było czekać na telegram ze szpitala, potem szczęśliwy ojciec obładowany kompotami, kwiatami itp korumpował wielką babę „donoszącą” pocztę położnicom, godzinę czekał na odpowiedź, dwie godziny w nocy wracał do domu, a lekarz udzielał informacji rodzinom 2 x w tygodniu, w godzinach pracy. To były atrakcje.
stop mars here stop virtualna katastrofa stop kanionu nie moge wydostac sie z wpadłem do ktorego w obliczeniach przez bład stop to juz chyba koniec stop najgaorsze stop nie dociera tu słonce stop nie bede mogł naładowac baterii sto…
Byk miał pewnie dużą piersiówkę z sobą i doładował…
…p @pyra stop co to jest stop długi i czerwony i konczy sie na uj stop
😉 stop
…stop mars stop przyjacielu ty moj stop
Niektóre na tym blogu pociągnęły se dzisiaj….
A masz Ty „bull’ zimne piwko na jutro?
Witam! Ale się cieszę, że tu trfiłam, wspaniłe wpisy. Indyk pierwszy w kolejce do wypróbowania, dziękuję!
p.s.
a u pani wolny-hamakło(a wie kto co z nia sie stalo?) zamieszczalem, kiedys,
wiersze z mojej „trylogii marsjanskiej”, to se ne wruti…
nenia dla bohaterów
zetrze nas gąbka z tablicy świata,
a świetlicowa – pozamiata.
Dobranoc; nie mam cierpliwości dla Byka.
Oj, masz Ty byku zdrowie.
Ja szczęśliwy jestem, że udało mi się krewniaka położyć i mieć przy tym nadzieję, że dośpi do rana, i nie będzie bruździł jak jeszcze przed chwilą.
Ludzie, a miało być tak miło.
Idę spać
Z powrotem w Limie.
Lojalnie uprzedzam – nie zadawajcie się z Peruwiańczykami, bo łżą w żywe oczy i jeszcze potem udają niewiniątka 👿
Powtórzenie ceremonii ślubnej dla „niewielkiej ilości przyjaciół i najbliższej rodziny” okazało się imprezą na ok. 270 osób 😯 w stadninie koni. Dla Starej Żaby zrobiłam stosowne zdjęcia, bo jest to peruwiańska rasa – Peruwian Paso. Mają bardzo cienkie nóżki, którymi przepięknie „drobią”, są nieduże, ale większe od koników islandzkich.
Wracając do imprezy, cała ceremonia została powtórzona, ale tym razem jak z Holyłudu.
Padre był ten sam – młodzi powtórzyli swoje wyznania miłości, jedyne czego nie robili, to nakładanie obrączek, bo już je mieli na palcach. Padre był wesoły – urodzony jeszcze przed wojna w Dreźnie, wyjechał jako czterolatek z rodzicami do Peru. Siedzieliśmy z padrem przy stole, nagadaliśmy się (włada kilkoma językami), naśmialiśmy się do rozpuku no i przynapiliśmy się ździebko. Padre – ksiądz katolicki, ale pierwszy raz spotkałam takiego księdza, cała przyjemność po naszej stronie 🙂
Tu uwaga – wygląda na to, że zdecydowana większość preferuje whiskey, tylko my po oficjalnych szampanach i koniecznej szklaneczce pisco sour piliśmy vino tinto 😯
Padre jest w tamtej okolicy od wielu lat i wszyscy go bardzo lubią, ma niesamowite poczucie humoru i w ogóle sympatyczny bardzo.
Wygłosił do mlodych przemówienie, z którego ja zrozumiałam piąte przez piętnaste, ale sadząc po reakcji publiki, musiało to być zabawne, bo wszyscy pokładali się ze śmiechu. Zrozumiałam, że to wskazówki dla młodych, co kto powinien i kto tu rządzi (oczywiście nie Louis, tylko Janina! – wymowa imienia jak po polsku).
Jedzenie – na taka liczbę osób trudno zorganizować obiad na trawie, poza tym muchy itd. więc podawano malutkie przegryzki cały czas, kelnerzy krążyli z tacami i można się było najeść do wypęku różnych różności.
Ponieważ spodziewano się nas, Janina wymyśliła, że w krainie ziemniaka trzeba nam zaprezentować przynajmniej kilka odmian.
Stąd spory stół, gdzie w pojemnikach były ugotowane ziemniaki, z napisami, jaka to odmiana (miejscowi wiedzą, tylko my ciemniaki!). Do ziemniaków podano sosy, każdy sobie nabierał ile chciał i co chciał, sosiki etc.
Porobiłam foty. Ziemniaki to jedzenie biednych ludzi i nudno by było tak codziennie jeść, dlatego Peruwiańczycy wymyślili różne sposoby ich przyrzadzania, no i te sosy. O sosach to jeszcze się dowiem, z czego są robione.
Balety były i owszem, nóg nie czuję. Jedyna osoba, która nie tańczyła, to była bardzo starsza babcia na wózku inwalidzkim, ale i tak klaskała do rytmu. Takiej wesołej imprezy nigdy nie widziałam, biorąc pod uwagę ilość ludzi i rzekę alkoholu, która popłynęła – i nikt nie leżał pod stołem. Impreza trwała od 17-tej do 1-szej w nocy.
Potem zamówiony kierowca odwiózł nas 15 km dalej do Mala, gdzie Ricardo i Chela mają swój letni dom. Wszyscy spali świetnie, rano śniadanie i poszliśmy na plażę.
Słońce za mgłą, więc nawet nie zadbaliśmy o jakiś krem, chociaż nam sugerowano…no, musielibyście nas teraz widzieć 😯
Nie byliśmy tam długo, ot, przeszliśmy się po plaży, Ricardo przepłynął swoje, wróciliśmy…a teraz raczkujemy 🙄
Tyle na zrazie, fotosprawozdawczość nastąpi po powrocie,
Torlin,
taka podróż to było marzenie mojego życia odkąd pamiętam i bardzo się cieszę, że mogłam to zrealizować, a przecież nie koniec jeszcze.
Alicjo 😀 tam nie pojadę, ale pękam z radości, że Ty jesteś 😀
Alicjo,
Ja też Wam zazdroszczę okropnie. Tak bardzo, że postanowiłem wziąć się za siebie. Jeśli nic się nie zmieni to taka, no, może trochę krótsza i niekoniecznie do Peru, wyprawa może znaleźć się w zasięgu moich mozliwości pod koniec roku lub na początku przyszłego. Dość stagnacji, zaczynam działać! 🙂
Irlandzkie święto dobiega końca. Oczywiście pojechałem do pubu, było gwarno i tłoczno, ale jakoś znalazłem miejsce przy barze. To lubię! Zamówiłem Guinness, a później irlandzki obiad, o którym już wspominałem – to jest naprawdę dobre, chociaż proste jak polskie, chłopskie jadło.
https://picasaweb.google.com/takrzy/StPatrickSDay#slideshow/5856491425159953138
Otworzyłem na chwilę stronę „Wyborczej”. Po kilku sekundach wbiło mi się w oczy: „Gosia i Marcin Dziembaj ze Szczecina są grafikami komputerowymi. W wolnych chwilach zajmują się designem.”
Jakim DESIGNEM?
To wśród dziennikarzy jest już na porządku dziennym. Przepuszcza korekta, przepuszcza ktoś pilnujący poprawności zdań, poprawności tekstu. Uczono mnie, że tekst „musi się czytać” – to się nie czyta! Nie umiem po obcemu, staram się umieć po polsku.
„Desinerów” spotkałem kiedyś w jednym z tytułów artykułu w Tygodniku Powszechnym. Chyba naprawdę się zestarzałem i marudzę.
http://www.youtube.com/watch?v=w8EXDtoGfrs
Dobranoc 🙂
Fajne, ale o tej porze kazdy marzy aby go ululac, a nie rozbudzic…..
To jest właśnie dla tych co wstają, żeby ich rozbudzić… 🙂
Zresztą dla każdego inna pora… Ja prawie nie śpię i żyję, więc ululań nie potrzebuję, czasami ululam się dobrym winem…
Alicjo – teraz wiesz, że Malbec to jest to !!!!