Tak smakuje Toskania
Byliśmy na kolacji u przyjaciół, ona Włoszka od 30 lat w Polsce, a on warszawski rodak. Przyjęcie było oczywiście włoskie. Po pierwsze, bo ona ma we krwi proste włoskie (a właściwie toskańskie) przepisy; a po drugie, bo jest współwłaścicielką winnicy pod Greve. Nie będę więc opisywał szczegółów, by nie zdenerwować miłośników tej kuchni. Sięgnę tylko po „Dziennik toskański”, w którym nasza przyjaciółka mówi o cibo i beve.
Fot. P. Adamczewski
„Wybieram cappuccino: kawa nie jest wodnista, pianki nie za dużo, z pełnego mleka, bez tych ohydnych dodatków syropowych, tak popularnych w Polsce. Prawdziwe cappuccino jest czyste! Nawet kakao na wierzchu to wymysł ostatnich lat, nie wspominając o cudach typu cynamon!
Na temat kawy można by rozprawiać całymi dniami. Dla Włochów parzenie kawy to sztuka, to podstawowy element życia codziennego, jak makaron. Dobre espresso to nie tylko kwestia bardzo dobrego gatunku kawy, ale też wody (nie może być zbyt mineralizowana lub zbyt wapienna) i oczywiście doświadczenia – jak mówił pewien znany barista – „kretyna stojącego za maszyną”. Chodzi przede wszystkim o umiejętność mieszania w odpowiednich proporcjach kawy i wody, ale też o szybkość i precyzyjność w obsługiwaniu maszyny do espresso.
Espresso z odrobiną mleka nazywa się macchiato (splamione), z kolei macchiato może być caldo (ciepłe) lub freddo (zimne), zależnie od temperatury dodawanego mleka; słowa macchiato używa się także na określenie szklanki ciepłego mleka z minimalną ilością kawy. Kawę bardziej wodnistą nazywa się lungo (długa), a kawę z kroplą alkoholu corretto (poprawiona). Espresso bez kofeiny nazywa się hag, od niemieckiej firmy, która wymyśliła w 1905 roku ten typ kawy. Bary są pełne rano, kiedy znaczna część obywateli tego kraju fa colazione al bar (je śniadanie w barze), czyli szybko wypija kawę lub cappuccino z drożdżówką lub croissantem. Ale Włosi są uzależnieni od kawy i każdy moment dnia jest dobry, żeby wpaść do baru i wypić małe czarne espresso.(…)
Przyjechaliśmy tutaj, aby uhonorować Sebastiano, który z wielkim po-święceniem zakończył właśnie remont dachu willi, a także budowę basenu. Śmiejąc się, pasujemy go na pierwszego budowniczego gminy Greve in Chianti. Rozmawiamy o wszystkim i o niczym, a podobny do niedźwiedzia właściciel, który zresztą dobrze zna Sebastiano i Niccoló, podaje nam rozmaite zakąski: crostini, lokalne wędliny, bakłażany z grilla, czarne i zielone oliwki, suszone pomidory w oliwie i specjalność zakładu, czyli porcaloca (świniogęś), to znaczy dziwną kombinację wieprzowej szynki i wędzonej piersi z gęsi, coś jak półgęski.
Na początek na stole pojawiają się dymiące półmiski z pappardelle z sosem z dzika, ravioli nadziewane serem i ziołami oraz świderki z sosem z suszonych pomidorów, kaparów i oliwek. Mięso z dzika duszone z jarzynami i pomidorami w czerwonym winie jest zupełnie rozgotowane i tworzy zawiesisty sos, który niesie w sobie wszystkie aromaty otaczających nas lasów: zapach dziczyzny, w którym wyczuwa się wyraźne nuty dębiny i kasztanowca. Sos całkiem pokrywa pappardelle; szerokie wstęgi jajecznego ciasta same wślizgują się do ust.
Ravioli natomiast mają charakter bardziej świeży, raczej „udomowiony”, z twarogiem pachnącym ziołami, z interesującym kontrapunktem z pikantnego sosu pomidorowego. Na drugie danie mężczyźni domagają się bistecca alla fiorentina, natomiast my, kobiety, decydujemy się na wariant wegetariański: sery owcze z miodem albo tak proste danie, jak ziemniaki zapiekane w piecu z mozzarellą.”
Tak pisać o toskańskim jedzeniu może tylko ktoś, kto tam się urodził. A także wie, co jedli i jak gotowali jego dziadkowie i prapradziadkowie przez ostatnie 700 lat. Np. takie risotto:
Risotto alle pere e gorgonzola
1średnia cebula, 2 niezbyt dojrzałe gruszki, 2 łyżeczki masła, 3 łyżki oliwy, 50 dag ryżu (najlepiej Arborio), 1 kieliszek białego wina, 1,5 l gorącego bulionu (najlepiej z kury), 20 dag sera gorgonzola, świeżo zmielony pieprz
1.Jedną gruszkę (razem ze skórką) kroimy w małe kawałki i smażymy na połowie masła.
2.Cebulę i drugą gruszkę obieramy, cienko kroimy i podsmażamy w garnku o grubym dnie na reszcie masła z oliwą.
3.Dodajemy suchy ryż i dalej podsmażamy przez parę minut. Podlewamy winem i ciągle mieszając czekamy, aż płyn odparuje. Potem, ciągle mieszając, dodajemy porcjami gorący bulion (gdy porcja bulionu wyparuje – wlewamy następną).
4.Kiedy ryż będzie miękki (po ok. 20 min) dodajemy pokrojoną w kawałki gorgonzolę i podsmażoną gruszkę. Mieszamy dokładnie, przyprawiamy pieprzem i podajemy.
A goście wpadają w zachwyt. Tak jak my!
Komentarze
Dzień dobry!
U Gospodarza słoneczna Toskania w rissotierze, a Pyra musiała czekać niemal do połowy marca, żeby zobaczyć w Poznaniu 20 cm śniegu.
Dzisiejszy przepis bardzo łatwy do skopiowania, a już przywykliśmy do sosów z gorgonzoli – co prawda dotąd stosowałyśmy do pasty, ale można i do ryżu, czemu nie?
Sosy mięsne wymagają albo 4 godzin duszenia, albo oszustwa. Ja stosuję oszustwo – mięso mielone, duszone ok godziny, a potem zmiksowane.
Dzień dobry Blogu!
W oczekiwaniu powrotu zimy chłonę ostatnie promyki słońca i wspominam słoneczny weekend i wczorajszy dzień w Lucernie.
Z poglądami na „prawdziwe cappuccino” i wszystko inne z „Dziennika toskańskiego” absolutnie się zgadzam, ale nie wierzę, że to jego autorka podaje w przepisie na risotto, iż bulionu należy dolewać w miarę odparowywania jego porcji 😯
Tam nic nie odparowuje, tylko jest WCHŁANIANE 😎
Jedno kochają Prowansję,inni Toskanię,a są pewnie tacy co chętnie powłóczyliby się leniwie od lawendowych pól tej pierwszej po drogi wysadzane cyprysami tej drugiej.Ja bym się powłóczyła od zaraz !
Dzisiaj rano zamiast aromatycznego cappuccino i drożdżówki,herbata na sznurku i kanapka z twarogiem i odrobiną nadbużańskiego miodu.
Też ujdzie 😉
Tylko gdzie to lazurowe niebo ??? 🙁
Danuśka! – jakie lazurowe niebo? U nas dalej pada mokry śnieg, tyle, że płatki nie sypią zbyt gęsto Ja na śniadanie piję wielki kubek kawy (parzonej na gruncie) i zjadłam kromkę żytniego chleba sitkowego z masłem i serem „wiżajny”. Trochę na tym przeżyję.
U mnie wieje i zaczal padac snieg. Chcialabym miec troche slonca Toskanii.
Nemo, czy w Szwajcarii mozna jezdzic na nartach poza wyznaczonymi trasami. To co we Francji nazywa sie ” hors piste „
Elap,
można. Nie wolno w parku narodowym i miejscach oznaczonych jako ostoje zwierzyny, ale wszędzie indziej wolno wejść, wspiąć się, zjechać na nartach, choćby z północnej ściany Eigeru, zginąć w lawinie etc.
Tam, gdzie my najczęściej biegamy na nartach, są wyznaczone (kołkami) szlaki dla wędrowców na nartach i rakietach, bo to jest teren chroniony, ale na każdy szczyt np. ten można wejść i zjechać w dowolnym miejscu (jak się potrafi) i sporo ludzi to robi. Dawniej, kiedy byłam odważniejsza i sprawniejsza, to wchodziłam z Osobistym na różne takie pagóry (godzinami 🙄 ) na fokach, aby potem zjechać po ziarnistym wiosennym śniegu. To bywają wspaniałe przeżycia.
Ślady tych, co zjechali
Nemo,
Pytalam, bo w ubieglym tygodniu byla czarna seria na tych – hors piste – i bylam ciekawa jak to wyglada gdzie indziej.
Katalog ptaków występujących w Polsce z dźwiękami … w poszukiwaniu wiosny …. 🙂
http://www.ptaki.info/index_ptaki.php
Elap,
ludzie zabijają się wszędzie. Jeśli im zabronić poruszania się w terenie poza nartostradami, to jak to wyegzekwować? Postawić żandarmów czy uganiać się helikopterem za śmiałkami i poszukiwaczami wrażeń?
Liczy się raczej na zdrowy rozsądek i instynkt przetrwania, podaje się komunikaty o zagrożeniu lawinowym w poszczególnych regionach, ostrzega przed zmianami pogody, a poza tym wolna ręka.
Każdy odpowiada za siebie. Grupy prowadzone przez licencjonowanych przewodników mogą liczyć na ich doświadczenie i odpowiedzialność, w ostateczności pozostaje ubezpieczenie od wypadków.
Danuśka wie, co pisze. Od Prowansji do Toskanii i z powrotem można zawsze. Pełna synteza wszystkiego, co daje dobry nastrój, a chwilami i poczucie szczęścia.
Oczywiście, wyglądamy przez okno – tu i teraz – i tamte krainy zaczynają wydawać się nie z tego świata. Tym bardziej za nimi tęsknimy.
U nas Dzień Kobiet w tym roku trochę inaczej. Bez wyprawy do restauracji. Choroba wnusi, która od tygodnia nie mogła się pozbyć gorączki powyżej 39 stopni, brak jasnej diagnozy i ogólnie kiepskie wyniki badań, sprawiły, że zostaliśmy w domu, a ja przygotowywałem obiad po powrocie z pracy. Czasu było niewiele, więc było tylko penne z krewetkami. Krewetki zamarynowałem przed wyjściem do pracy. Po powrocie smażenie cebuli z pomidorkami cherries i papryką, wreszcie duszenie wszystkiego już z makaronem. Do marynaty dałem bardzo dobra oliwę i bardzo dobre wino wbrew marudzeniu Ukochanej, która uważa, że do tego celu wystarczy całkiem przeciętne.
Ale powinienem był napisać, że przygotowałem drugie danie, nie obiad. Zupa – super barszcz czerwony z rogalikami napełnionymi rybą i prawdziwkami – zrobiła Ukochana.
Na deser banalnie – tort od sowy. Do popijania penne wino czerwone pomimo krewetek jako głównego składnika. Wino z Premi?res-Côtes-de-Blaye, Chateau Haut Bertinerie 2006. Zakupione na targach niezależnych producentów parę lat temu za grosze okazało się trunkiem wręcz wyjątkowej jakości. Na początku obiadu przyszła wiadomość, że wreszcie udało się dobrać właściwy antybiotyk i temperatura spadła, więc nastrój był też bardzo dobry.
W sobotę Córeńka miała jechać sędziować rajd samochodowy Pań, ale ostatecznie się z tego wykręciła, jakoś po raz pierwszy zapał ją opuścił podczas szykowania się na wyjazd do Krakowa.
Na podróż służbową do Krakowa odwiozłem ją, po drodze do pracy, na lotnisko.
W Krakowie hotel Chopin, reklamowany jako tuż przy starym mieście, ma związek ze starym miastem tylko wówczas, gdy w Operze wystawiają coś, co się na starym mieście jakowymś dzieje. Ale dzisiaj, gdy wszystkie opery przenoszone są w naszą współczesność, o stare miasto na scenie niełatwo.
Lepiej wygląda perspektywa posiłków. Dzisiaj wieczór u Wierzynka, jutro obiad w restauracji Rubinstein na Kazimierzu. Jestem ciekaw wrażeń. Mnie jakoś tej klasy posiłki spotykały tylko na stanowiskach prezesowskich. Córeńce niech rekompensują niską pensję szpitalną.
Za delegacje nie płaci szpital lecz firma szkoląca, gdyż jako szkolenie ten wyjazd zakwalifikowano. Szkoli firma Comarch, w tym osobiście jej Prezes i właściciel ze Szwajcarii, którego małżonka jest właścicielką Wierzynka. Stąd taka przyjemność okazała się możliwa. Wielomilionowy kontrakt pozwala zmieścić trochę luksusu.
Wszyscy narzekają na pogodę – u nas śnieg w kwietniu nawet nie dziwi. Ale teraz w moich okolicach jest plusowo, sprawdziłam. Pewnie czeka z nawałnicą, aż wrócę z ciepłych krajów 🙁
Czekam na śniadanie, za 15 siódma i jeszcze całkiem ciemno, tak tu mają pod koniec lata.
Risotto dobrze brzmi, ale jakieś jedzenie solidne dopiero wieczorem, czeka nas cały dzień jazdy.
No to lecę, śniadanie gotowe.
Nie było mnie w czwartek, a mam do tamtego dnia pewne odniesienie. Do krewetek dodałem koperku bardzo dużo. W końcu krewetki mają coś wspólnego z rakami. Wydaje mi się, że przy koperku we wpisie zabrakło (a może tylko przeoczyłem) jego dobroczynnego wpływu naparu na niemowlęce wzdęte brzuszki. Co prawda niektórzy twierdzą, że ulga bywa tylko chwilowa, a następnie koperek wywołuje kolejne dolegliwości, ale przy odpowiednim dozowaniu nie zauważyłem żadnych przykrych skutków.
Dello, nawałnice pewnie nadejdą, gdy będziesz w ciepłych krajach, na tym polega sens wyjazdu.
Zdeptałam się wczoraj do imentu
Właściwie to pojechaliśmy do kina IMAX na projekcję filmu „Rocky Mountains Express” – parowozem przez Góry Skaliste. Osobisty jest tak wielkim miłośnikiem kolei parowej, że w końcu ugięłam się i zrezygnowałam z nart, i nie żałuję 🙂
Film wywarł na mnie wielkie wrażenie, fantastyczne ujęcia krakobrazów, ta wielka, dysząca maszyna… Na ogromnym ekranie…
Pogoda w Lucernie była wiosenna, więc najpierw spacer po mieście, słynny most, mury obronne, potem kino, a po kinie ogród lodowcowy z muzeum i różnymi wystawami i jeszcze na koniec labirynt lustrzany Alhambra, dla rozrywki 😉
Tuż przed zamknięciem cukierni zdążyliśmy jeszcze nabyć słynny tort kirszowy z kantonu Zug i wróciliśmy do domu.
Nie kupowaliśmy zegarków ani innych suwenirów, ale taka wycieczka daje się we znaki portfelowi. Samo parkowanie w trzech miejscach kosztowało ponad 20 franków 🙄
Nemo, jeśli Osobisty jest wielkim miłośnikiem lokomotyw, to przywieź go kiedyś do Wolsztyna, na ich słynne pokazy. Organizują też wycieczki, a wtedy w „zaprzęgu” jedzie „Piękna Helena”. Ludzie przyjeżdżają specjalnie z Anglii na to dziwo.
Pyro,
byliśmy raz w Wolsztynie, ale nie było akurat żadnych pokazów. Jednakowoż Piękną Helenę obejrzeliśmy i obwąchaliśmy z bliska, jak również kilka „zwykłych” parowozów w parowozowni.
Osobisty załapał się jeszcze na kilka jazd „liniowymi” parowozami w latach 70. na Ziemi Lubuskiej i w Kotlinie Kłodzkiej. Był bardzo rozczarowany, kiedy niektóre linie w ogóle zostały zlikwidowane, a tory zardzewiały i zarosły chaszczami 🙁
o Lucerna … mam miłe wspomnienia .. ale przede wszystkim pamiętam jak nasz opiekun firmowy zostawił w miejscu spotkania (koło tego pomnika na zdjęciach nemo), po zwiedzaniu indywidualnym, swoją teczkę z całą kasą naszą i naszymi paszportami .. zorientował się dopiero po półgodzinie jak byliśmy już na parkingu .. my zdenerwowani a on spokojny bo był pewny, że teczka stoi przy ławce albo jest odniesiona na posterunek policji .. stała sobie spokojnie przez godzinę .. 🙂 … no i w Lucernie jadłam pierwszy raz pieczone kasztany …
Affresco di collina
Ależ urodziwe freski i ta rzeźba pary tancerzy na tle nieba. Nemo – specjalnie zmarnowana nie wyglądasz. Dla mnie przytłaczające te zachodnie miasta – bo tyle w nich ocalało, wieki się nawarstwiają. U nas się stale zaczyna od nowa.
Jedna z niezliczonych tajemnic Toskanii – Nemo z Castello Monsanto.
Cabernet Sauvignon, ale tak toskańskie, że aż aniołom skrzydła wibrują.
Placku, 😉
Pyro,
w muzeum Ogrodu Lodowcowego jest pewna atrakcja, do której zjeżdżali wielcy XVIII-wiecznego świata (m.in. Goethe), a armia napoleońska korzystała z niej w celach strategicznych.
W tamtych czasach nie istniały żadne dokładne mapy tych okolic, więc dzieło wielkiego lucerneńskiego patrycjusza relief Szwajcarii Środkowej o wymiarach 6,7 x 3,9 m wzbudziło zrozumiałą sensację. Autor – Ludwig Pfyffer w ciągu 24 lat odwzorował trójwymiarowo powierzchnię odpowiadającą 3500 km. kw. Sam dokonał prac polowych i pomiarów geodezyjnych nowatorską wówczas metodą triangulacyjną oraz szkiców i rysunków topograficznych, które potem przenosił na planszę złożoną z kilkudziesięciu części. Z kawałków kartonu, drewna, cegieł, węgla drzewnego, a nawet resztek wełny wykonał konstrukcję, którą pokrył warstwami wosku, farby, werniksu…
Po latach okazuje się, że odwzorowanie jest nad wyraz dokładne.
A tu artykuł znanej nam dobrze Tessy Capponi na temat jednego ze sztandarowych dań w kuchni toskańskiej-befsztyka po florencku.
To rzeczywiście potężna porcja wołowiny,tylko dla orłów,to znaczy dla prawdziwych mięsożerców 🙂 Przy okazji butelka Brunello di Montalcino wręcz obowiązkowa 🙂
http://www.styl.pl/kuchnia/slynni-kucharze/tessa-capponi-borawska/news-a-to-krowa,nId,623037
Małgosiu,
jak przygotowujesz kapustę po morawsku ? A knedliki robisz sama, czy kupujesz gotowe ?
U mnie zima w pełni. Wczoraj dosypało śniegu, a poprzedni jeszcze nie stopniał. Dobrze chociaż, że jest bardzo lekki i łatwo go odgarniać. Nie wiem, kiedy to wszystko stopnieje.
Śnieg śniegiem, ale od prac domowych nie ma ucieczki. Dziś wykonałam bardzo pożyteczną rzecz, mianowicie rozmroziłam zamrażarkę. Skorzystałam z mrozu i zamrażarkowe zapasy wyniosłam na taras. Sikorki od razu zainteresowały się nimi/ one w ogóle są bardzo ciekawe /i próbowały się dobierać do nich. Ale mają swój słonecznik i słoninkę.
Nemo!
Z wyjątkiem parków narodowych.
Torlinie,
nie wiem, do czego odniosłeś Twój ostatni komentarz. Możesz wyjaśnić?
Witam o poranku!
Nowy! Druhu! Nie nerwujsia! Przeczytałem do tyłu i znalazłem „dowcip” Yurka a potem Twoje oburzenie. Yurek to porządny facet, ot „wypadek przy pracy”. Czasem człek się nie skontroluje. Toż nasza WOW (Wie O Wszystkim) – Nemo, w ubiegłym roku pokazała rysunek defekującego się św. Mikołaja!
Też było, powiedzmy, przyciężkie. Hemingway kiedyś napisał: Denerwować się, to znaczy mścić się na własnym zdrowiu za błędy innych.
Dla ochłody coś zimnokrwistego. Najpierw rekiny, potem inne stwory morskie a na koniec „Szczęki familijne” ,
https://picasaweb.google.com/100894629673682339984/AquariumWSarasocie#slideshow/5851891641661725762
Nowy – widziałeś Cztery Pory Roku? 😀
http://inspirowaninatura.pl/4-pory-roku/
Cichalu,
obraził Cię tamten rysunek? Dlaczego?
PS.
Można defekować, ale nie „się”.
Yurkowy „toast” pochodził z dawnych czasów, 30-40 lat temu opowiadało się takie „wysublimowane” żarty i wszyscy panowie rechotali. Zahibernowane w pamięci utrwaliły się lepiej niż historia ostatnich lat, więc jak człowiekowi wreszcie coś tam odtaje, to śpieszy przekazać dalej 🙄 😉
byku,
znam film, który mi wczoraj poleciłeś. Co jakiś czas któraś telewizja go powtarza.
Nie wiem tylko, z jakiej okazji to polecenie albo dlaczego akurat mnie?
A jednak WOW! Mamy inne poczucie estetyki, Nemo. To nie znaczy, Broń Boże, że masz gorsze! Nie. Poprostu inne. To mnie nie obraziło. To mnie nie śmieszyło.
A musiało?
Ale pamiętasz dotąd, a ja kompletnie zapomniałam 😉
No i różnimy się tym, że ja „po prostu” piszę osobno.
Szkoła powojenna 😎 😉
bardzo fajny przepis panie @gospodarzu, nawet kury nie trzeba,
ale oczywiscie włoszczyzna dobra musi byc, najlepiej taka jak z rynku łazarskiego
(seler, marchew,pory,pietruszka,koperek), natomiast najlepsze kiszone ogorki byly na jezyckim; polecam do tej potrawy z tego wlasnie warzywa surowke i cabernet sauvignon, albo cos w tym rodzaju 😉
Cichalu,
masz racje – za duzo mnie ponioslo, zwlaszcza, ze wiem, ze Jurek to porzadny czlowiek. Rozmawiam z nim czasami przez telefon. Moglem to zrobic znacznie delikatniej. Ja tez ciagle cos wypale.
Jak Nemo wspomniala byly to „smieszne” toasty przed 40-ma laty. Wlasnie Jurek przypomnial mi jeden z nich „Zdrowie pieknych pan oraz naszych zon”. Zawsze mnie to doprowadzalo do „wychodzenia z nerw”.
Jurek – przepraszam! 😉
A jednak nasz WOW ma imperatyw (dobrze napisałem?) ciągłego poprawiania i pouczania. Paradoks blondynki…
Luzik Nowy, luzik, bo sie przekrecisz przed renta 🙁
I komu zrobisz na zlosc 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 ?
Cichalu, przeciez http://m.youtube.com/#/watch?v=iVNLGL6vsto&desktop_uri=%2Fwatch%3Fv%3DiVNLGL6vsto&gl=PL
Przepraszam Cię Nemo, ale mój komentarz był bez sensu. Chciałem napisać, że można zjeżdżać w Alpach na nartach, gdzie się chce z wyjątkiem parków narodowych, a nie zauważyłem, że już to napisałaś. Sorry.
Po diabla bykowi qra? Malo mu krowy:-) 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 ?
Cichal, Ty, jak Ty, tzw. osobisty to ma przechlapane. O zięciu nie wspomnę. Wyobrażasz sobie WOW w domu?
Nie wiem czy nawet 30-40 lat temu smialbym sie z tego wyrafinowanego toastu o „zdrowiu pan” . . Raczej bylbym zniesmaczony i zaskoczony ze mozna tak.
Spuscmy nad tym lepiej zaslone milczenia. 😈
Nic nie bede abtropfen, nawet na kota 🙂 🙂 🙂 prosby
Cichalu – Jeśli Twym celem była obraza wszystkich żon, matek, babć i kochanek o włosach koloru blond to tak, bardzo dobrze napisałeś 🙂
Nemo – Ja nawet na palcach gwizdać nie potrafię, a co dopiero rechotać. Obrażam się do 12:43 mego czasu.
A to się Yurek ucieszy 🙂
Cichalu,
gdybym była złośliwa, to przypomniałabym, kto swego czasu nie mógł zdzierżyć braku kreseczki nad pewnym „n” 😉
Torlinie,
nie ma sprawy.
W tym roku doszedł nowy przepis dotyczący poruszania się na terenach objętych zakazem wstępu (ostoje zwierząt), ale poza parkiem narodowym (mamy tylko jeden 🙁 ) Można zostać podanym do sądu (przez strażnika przyrody, leśniczego itp.) i zapłacić wysoką karę.
Dotąd było to tylko kwestią dobrego obyczaju lub sumienia, ale jak się okazuje, bez kary pieniężnej sumienie daje się łatwo uspokoić 🙄
Turyści są na dodatek zobowiązani do samodzielnego zdobycia informacji, gdzie w danej gminie są granice wydzielonych terenów, gmina nie ma obowiązku ustawiania słupków granicznych i tablic, wystarczy, że wyda folder z mapką i umieści informację w internecie.
Placku – masz fatalne doświadczenia a ja mam żonę (ukochaną) blondynkę.
Lajares – Ich verstehe nicht
Idę do kuchni kończyć placek (nomen omen) drożdżowy.
Panowie – Trochi dynstanzu, jak pragnę zakwitnąć! (P. Piecyk)
Placku,
przepraszam, ale wspominałam towarzystwo, w którym bywałam osobiście. Ciebie tam niestety nie było, a pozostali panowie, a nawet liczne panie rechotały jak najbardziej 🙄
Popisowy toast: Zdrowie pięknych pań i tu obecnych – to też ta wspaniała epoka 😉
Wszystkie samokrytyki zaliczone w poczet przyszłych zasług. Miałam pójść do fryzjera żeby pozbyć się wełny zimowej, która mi bujnie łepetynę porosła, ale po tym wydeptanym śniegu chodzi mi się bardzo niewygodnie. Teraz posypali solą i jest gruba warstwa mazi okropnej. Po co teraz sól? Przy temperaturze – 2, -1 w dzień i tak się topi, tylko wtedy wolniutko. Szkoda naszych roślin na urobek kopalni soli. Mamy dzisiaj świetny deser – rożki kremowe z makiem i czekoladą – robi je mała firma w Puszczykowie i sprzedaje 40 dkg kartoniki, Są tak pyszne, że musimy sobie (z rozsądku) wydzielać po 2 sztuki, bo inaczej w mig pusty kartonik zostaje, a to bomba kaloryczna.
Fajnego czyża dziś spotkałem 🙂
https://picasaweb.google.com/111628522190938769684/Czyz#5854131760775393698
Pyro-Latoroś zrobiła ciasto marchewkowe.Jest naprawdę bardzo udane,też sobie wydzielamy 🙁
Dzisiaj Święto Sołtysa,przypomniał mi się zatem sołtys Kierdziołek 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=GsE0XVnJPsc
Co prawda, to nie smaki Toskanii, ale proponuje smaki Sycylii w zimie w postaci pysznych ekologicznych pomarańczy i cytryn (są też awokado, świetna oliwa i inne smakołyki – najbliższa dostawa jeszcze przed świętami. Polecam 🙂 http://www.incampagna.pl/ Może już to znacie, ale pewnie nie wszyscy.
Irq, jestes pewien ze bylo to spotkanie w realu? 😉
Dodaj jeszcze Marudo do tego wszystkiego ogromna ilosc deszczu o tej porze roku. W zasadzie woda opada tam az do kwietnia. Nein, dziekuje. W Berlinie spadl przynajmniej w postaci skondensowanej i mozna uzywac biegowek podczas lesnych wypraw. Dobrze zem nie przedluzal pobytu na Sal, tu tez mozna sie odsolic 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂
Właśnie przed chwilą spałaszowałam z apeytytem „mariaż” rosyjsko-francuski: sało z fleur de sel de Camargue. Pychota 🙂 Dobrze mieć koleżankę z Kaliningradu 😉
Cichalu, Für Frauen ist das kein Problem, znakomicie sie slucha. Gdybym spiewal tak jak Max sam bym sie prezentowal. Ale niech spiewa Max, czyni to znakomicie 🙂 🙂 🙂 🙂
Tak, to było przed 13- tą 😉
Irku,
jeśli rzeczywiście w realu i przed wiadomą godziną, to może udostępnisz obrazek szerszej publiczności?
Irq 🙂 byles zbyt suchy?, u mnie pokazuje sie –> Niestety, nie znaleziono strony 🙂 😉
A namoczony jeszcze nie jestem 🙂 🙂 🙂
😳 gapa ze mnie 😳
https://picasaweb.google.com/111628522190938769684/Czyz#5854131760775393698
Marudo – interesujące, nawet bardzo, tylko dla mnie trochę drogo -kilogram pomarańczy wychodzi ok 10- 11 zł. Chętnie bym kupiła 2 kg gorzkich pomarańcz ale nie 12 kg. Przy większej rodzinie dopuszczalne; dla nas dwóch dżemu byłoby na 10 lat.
Teraz widać.
To samiczka?
Irku – gdzie spotkałeś tego czyżyka? Rzadki gość w mieście.
Jak to zima bywa, 🙂 maly ptaszek 🙂
Pyro, zgadza się. Ja mieszkam w bloku i zbieram paru sąsiadów.
Samiec, samiczka jest ciemniejsza od spodu. To stado żerowało w tujach przy zakładzie przemysłowym. Wędrują już na północ, czyli wiosna idzie 🙂
Marudo – też z bloku, ale u nas nastąpiła zmiana pokoleniowa. Jedna sąsiadka piecze jeszcze ciasta, przetworów (prócz kiszenia ogórków) nie robi nikt w mojej klatce. Posucha gospodyń.
Oferta sycylijska interesująca, ale ceny wyższe niż u mnie w sklepach. Pewnie przez te odległości.
Tylko avocado wychodzi taniej.
Sanguinelli, Moro, Tarocco są teraz po 2,40-2,60 Fr/kg. W ubiegłym tygodniu w promocji jeszcze taniej.
Gorzkie pomarańcze też poniżej 3 Fr/kg i to w drogim sklepie.
Myślałam, że samiczka ma takie wyraźne cętki na brzuchu, a samiec jest bardziej kolorowy
kolorowy samiec
Ciemno kreskowana samiczka
Osobisty nabył nową butelkę do ca 20-letniego urządzenia Soda Stream, (stara miała już nieszczelną zakrętkę) i co się okazuje?
Nie należy stosować w urządzeniach wyprodukowanych przed rokiem 2010 😯
Zanim przeczytałam informację, to już zastosowałam 🙄
Nic nie wybuchło. Na razie.
Butelka jest Made in Alon Tavor 😯
Krystyno, knedliki kupuję, pokrojone podgrzewam na parze.
Przepis na kapustę po morawsku zaczerpnęłam z książki CK Kuchnia Roberta Makłowicza, wygląda tak:
Kapusta duszona po morawsku
średnia główka białej kapusty, cebula, łyżka smalcu, mały surowy ziemniak,, sok z cytryny,kminek, sól.
Zasmażka łyżka smalcu, cebula, łyżka mąki.
Kapustę poszatkować, zalać niewielką ilością wody, dodać posiekaną cebulę, smalec, kminek, sól, gotować na małym ogniu. Na smalcu podsmażamy cebulę, dodajemy mąkę i rozprowadzamy wywarem spod kapusty, łączymy z kapustą i zagotowujemy, dodajemy starty ziemniak i sok z cytryny.
Nemo, posiłkuję się tym przewodnikiem, który zawiera rysunki ptaków na każdą porę roku. Ale zawsze mogę się mylić 😉
http://www.sklep.gildia.pl/literatura/19117-peter-hayman-rob-hume-rozpoznawanie-ptakow-przewodnik
Irku! Bez nadmiernej skromności. Myśl pozytywnie. Są przecież ludzie, którzy się nie mylą! NIGDY!
Cichalu – wrzuć na luz. Ty się przecież nie złościsz, NIGDY!
Małgosiu,
dziękuję za informację. Przepis na kapustę jest prosty, a kminek lubię. Kapusta duszona , ale z dodatkiem suszonych grzybów jest smacznym farszem do pierogów.
Cichalu, 🙂
Oj złoszczę się, złoszczę Pyro Umilena!
A propos, czy dostałas mojego maila na temat accent aigu?
Hemingway.
Chyba ten z prawej, ale głowy za to nie daję. Między nimi uroczy kotek, kociątko, kocica lub pies przebrany za kota. Nadchodzi wiosna 🙂
Przypomniała mi się piosenka Opani o żonie. Podejrzewam, że to nie była jego prawdziwa żona. Potępiam Opanię, żonę i jej kochanka. Szukam dodatkowych informacji o żonie kochanka, ale to może potrwać. Google wyświetlił 1,900,000 rezultatów.
Tak, Cichaleńku roztomiły – dostałam, potwierdzam, nic nie poradzę. Ostatnio „robię za Straż Ogniową”
Placku – żoną byłam długo, kochanką nie chciało mi się, bo to strasznie nerwicowa funkcja. Napatrzyłam się i coś ci powiem – nawet bym chętnie, gdyby nie ta żona, co przeszkadza (tu mordka). Wcale nie trzeba mieć w domu Karenina, żeby się pod pociag rzucić.
Placku – gdzie znalazłeś takie straszne zdjęcie. Noga mężczyzny wygląda jak amputowana.
Placek potrafi 🙂
@nemo:
na ekrany niemieckie wszedl ten film dopiero z poslizgiem(1977 niemcy zachodnie, wschodnie od 1989) – powod cenzura; wiesz jakie byly przyczyny?
( od-por-no-sc raczej nie 😉 )
z rosyjskiego:
co czytasz dziecko, pyta sie mama
„gugla” odpowiada wania znad tabletu;
„zuch moj syn” mowi mama do sasiadki” ledwo sie czytac nauczyl,
a juz sie za gogola zabiera…”
U mnie około pierwszej 12-go, więc w skrócie:
w komfortowym stylu przejechaliśmy przez pustynię Atacama 800km. Gdyby ktoś był zainteresowany, droga nr.5 z La Sereny do Antofagosty. Skoczyć na boki się nie dało, czasu brak, a i tak działo się, oj działo w okolicznościach przyrody. Rozmaitości od groma – może dla niektórych nudne, ale mnie się pustynia bardzo podoba, każda. Nie byłam na Saharze, ale ona mi się wydaje najnudniejsza, sądząc po zdjęciach etc.
Są akcenty polskie (Kordyliera Domeyki) i malutka osada czy miejscowość Domeyko, tylko nasz Pullmann ją omijał.
Komforty Pullmanna – siedzisz sobie na piętrze autobusu, masz klimatyzację, kibelek, fotele rozkładane tak, że można spać, podawali jakieś batoniki i soki do picia jak w samolocie, niestety, obiadu i wina nie 🙁
Jeden wielki minus – filmy. A niech sobie będą, tylko niech każdy sobie słucha dla siebie. Tymczasem w tym naszym coś się chyba zepsuło i głośniki ryczały na całość. Mnie to nie interesowało, bo patrzyłam w pustynię i cykałam zdjęcia (jakąś chorą chyba ilość, ale krajobraz zmieniał się co chwila) i byłabym wdzięczna, gdybym nie musiała słuchać ryku wyrzynającej się w pień braci ludzkiej.
Podam tytuły (filmy 3, bo podróż długa):
-Bravehart”
-Batman (ten ostatni, żadnego nie widziałam
-Abram Lincoln – noc wampirów.
To nam miało „umilić” podróż, a wśród pasażerów były małe dzieci 😯
A tu takie piekne widoki za oknem!!!
Jutro z rana jedziemy do Aricy – udało nam się kupic bilety na miejsca na samym przodzie, wybraliśmy firmę, z którą już mieliśmy do czynienia przedwczoraj. Siedząc na tym piętrze z fronta, będę miała znakomite pole widzenia, a ekran tv za sobą. Byle by był cicho, skubany 👿
Dodam, że podróże takie są nie tylko komfortowe, ale tanie.
Dla naprzykładu jutrzejsza podróż do Aricy kosztuje nas 26 000 pesos, dystans …dobrze ponad 700km.
Jeszcze miałam coś do ponudzenia, ale oczy mi sie zamykają.
Kulinarnie donoszę, że po przyjeździe do hotelu jeszcze załapaliśmy się na restaurację hotelową (zamykają o 22:30) i niezłe fettuccine bolognese, ale głodni byliśmy trochę.
No to kimonko. Dobranoc, dzień dobry i przesyłam to słońce, aż trzeszczy!
Witam, 26 000 pesos = $ 54.6 = 174.2 PLN.
Janowicz po świetnej walce z Francuzem stracił szanse na dalsze mecze. Wawrinka na razie lepszy.
Krysiade – Ten mężczyzna to naprawdę Hemingway, z żoną numer dwa lub trzy i ich słynnymi sześciopalczastymi kotami, w Key West, Florida. Wiele lat później pisarz nadal miał dwie nogi, czwartą żonę i nadal był przeraźliwie smutny.
(Jego ulubiona fotografia)