Koszykowa pachnąca lawendą
Przez kilka lat – chyba aż sześć – tu nie byłem. Ostatnio przeczytałem, że lokal przeszedł gruntowny remont a i karta znacznie została zmieniona. Równocześnie wróciły do mnie wspomnienia pięknie pachnących i wabiących fioletowo-purpurową barwą pól lawendowych więc zamówiłem stolika na kolację w Prowansji. I nie żałuję.
Niewielki lokal z sympatyczną antresolą, z której można obserwować wszystkich nowych gości, w odnowionej szacie przypomina małe prowansalskie restauracyjki. Ściany z gołych cegieł lekko maźniętych farbą, proste meble acz bardzo wygodne pozwalają siedzieć przy obiedzie lub kolacji przez dłuższy czas i bez zmęczenia.
Obsługa fachowa i sympatyczna, nie nadskakująca lecz zjawiająca się w każdym momencie gdy gość potrzebuje rady lub pomocy. Karta dań niezbyt duża co świadczy iż dania będą świeżo przyrządzane a nie odgrzewane w mikrofalowej kuchence. Dobra karta win oferująca spory wybór nie tylko z południa Francji.
Żabie udka w wersji prowansalskiej (32 zł) były najdelikatniejszym daniem jakie miałem w ustach od czasu wakacji spędzonych w pobliżu Carcassonne. Podobnie oceniam figi zapiekane w szynce parmeńskiej z serem pleśniowym i suszonymi pomidorami (39 zł).
Niewątpliwym popisem szefa kuchni była kurka pieczona ze smardzami i warzywnym nadzieniem (65 zł) oraz królik duszony w musztardzie z Dijon (46 zł).
Prowansalski posiłek nie istnieje bez sałat. Jest ich kilka a każda kusząca (26 – 30 zł). Warto więc gdy jest się w kilka osób zamówić ich jak najwięcej i pozwolić biesiadnikom sięgać do każdej porcji.
Klasyczne desery czyli krem brule, sernik z miętą, tarta tatin i oczywiście deska serów pozwalają zaspokoić wszelkie zachcianki łasuchów.
Wprawdzie fundator prowansalskiej kolacji odczuje pewien uszczerbek w portfelu ale i on sam i jego goście wyjdą z lokalu przy Koszykowej w pełni usatysfakcjonowani. Warszawa, ul. Koszykowa 1 (przy Placu na Rozdrożu), www.prowansja.pl
Komentarze
Dzień dobry.
Od samego rana smakowity wpis Gospodarza, z którego po błyskawicznym rozejrzeniu się we własnych możliwościach, mogłabym powtórzyć królika duszonego w musztardzie i ew. desery. Królika nie zrobię, bo od czasu kiedy to mój Brat chciał dorobić do nauczycielskiej emerytury hodowlą królików, na króliki w rodzinie wydano anatemę. Jedynym odbiorcą Andrzejowych królików były kuchnie Pyry i Synusia. Wpychał nam po kilka tuszek na raz i tak przez dwa lata. Młodsza zapowiedziała, że na hasło „królik” reaguje jak klasyczny drapieżca – pazurami i strasznym wyciem. Ergo – nie uduszę w musztardzie królika. A do takiej miłej restauracji poszłabym chętnie w miłym towarzystwie i koniecznie ze sponsorem, który nie jest kutwą.
W doskonały humor wprowadziła mnie dzisiaj Echidna swoją dedykacją.
Gospodarzu – co to się dzieje od niedzieli na portalu „Polityki”? Godzinami nie można wysłać komentarza, a cała reszta świata jest normalnie dostępna?
Żabich udek nie jadam lecz reszta brzmi smakowicie.
Pyro – coby nie było Ci przykro z powodu króliczka – u nas też podobna reakcja na hasło jak wyżej.
Coby i inni mieli uciechę powtarzam z poprzedniego dnia:
14 listopada o godz. 8:03
Alicjo ? a pod mikroskopem sprawdzasz zawartość alkoholu w alkoholu?
http://www.youtube.com/watch?v=mdb4wu6n4kw
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
…a ja na razie jestem na takim etapie smakowania życia, że portfel najpierw uszczerbiłabym na wyjazd do Prowansji Samej (bodaj o suchym pys… znaczy o samym wąchaniu wiatru i lawendy… ;))…
…a poootem można ew. zbierać adresy przeszykownych przybytków gastro… 🙂 …zaś deskę serów zaaranżować można zawsze 🙂
…tu cuuuuudowny złoty polski listopad!… wciąż pachnący jakościowymi grzybami (nawet nie-grzybiarkom) 😀
/sprawdzam tylko, czy rzeczywiście coś nie tak z blogiem… u Owczarka gra i buczy albowiem :)/
W nocy był remont czy raczej przebudowa witryny i blogi niechętnie funkcjonowały. Też mialem kłopoty ale udzielono mi właściwych wyjaśnień. Obiecano, że do rana skończą i tak się stało. Szkoda, że nie informowano wystarczająco i blogowicze denerwowali się niepotrzebnie. Przepraszam!
Prowansja – kraina barszczu ukraińskiego, barszczu z kołdunami z baraniną, szpecli i carpaccio ze śledzia holenderskiego. Święto państwowe z Bismarckiem, wyspami i Zawiszą cudem przeżyłem, ale pragnę delikatnego zapachu lawendy, a nie mydła i powidła.
Tą gniewną i nienawistną uwagą pozwalam sobie na skorzystanie z wolności słowa. Administrator blogu z pewnością nie pamięta okresu władzy totalitarnej, a ja pamiętam. W drukarniach zatrudniano korektorów, a w ogłoszeniach drobnych uprzedzano blogowiczów o braku dostępu do wody czy elektryczności. Gospodarz nie ma za co przepraszać, a przeprasza. Zdenerwowałem się już parę dni temu, ale proszę spojrzeć na me dłonie – drżą.
Nawet Leśmianowi się dostało, od Pyry i Zawiszy, a zatem wyskoczenie przez okno jednak nie wystarcza. Za oknem mrok, a kurka (nawet nie kura) za 65 zł powinna być nadziewana lawendą 🙂
Placku – Lechoniowi się dostało; Leśmianowi dałam spokój. I jeszcze jedno – nawet przy drącej dłoni nie łącz nie w parę z Zawiszą (chyba, że Czarnym alibo Czerwonym). Pana Artura raczej powinni pokazywać za pieniądze w cyrku.
Dzień dobry,
wczoraj ukazywał się komunikat, że strony Polityki są w przebudowie 🙂
Na poprawę humoru w ten ponury, listopadowy dzień:
http://pinterest.com/pin/275915914641608045/
😀
Pyro – Gdy masz rację to ją masz. W szale skrzywdziłem także niewinnego Leśmiana. Idiotyczny błąd w żaden sposób nie spowodowany mą prowansalsko-prusko-kresową frustracją. Przepraszam Ciebie, Lechonia i Leśmiana. Do tego drugiego nie mam szczęścia 🙂
Bardzo lubię Młodą Polskę. Lubię Polskę. Lubię wiersze. Szkoda, że nie potrafię się wysłowić. Nie lubię Bismarcka i pana Artura, usiłowałem się przed nimi w dyniach schować 🙂
Kurka kornwalijska pieczona podana ze smardzami doprowadziła do mego załamania nerwowego. Tak oto kurka w czarze goryczy słomką się stała. Chciałbym dorzucić parę słów o prowansalskich kurkach, ale nie jestem pewien czy to uczynię.
Wszystkie zapachy Prowansji: http://pinterest.com/pin/80924124524519556/
Alicji oraz Antkowi bardzo dziękuję za cenne podpowiedzi w sprawie prezentu dla Osobistego Wędkarza.Czego to ja się przy okazji nie naoglądałam:istnieją np.osełki do ostrzenia haczyków.Można też sobie kupić,w celach rozrywkowych,haczyki ozdobione damskim biustem.
Ło Matko,czego to ludzie nie wymyślą !
„Prowansję” przy Koszykowej znamy i potwierdzamy dobrą opinię Gospodarza 🙂 A za tą prawdziwą tęskno,oj tęskno 🙁
Asiu 😀
Smutek taki mnie chwycił, że zda się, aż skomli,
Ani przed kim się żalić, kto wie, kiedy minie.
Gdybyż to było można usiąść przy kominie
I czytać sobie stare wiersze Syrokomli!
I marzyć, jakbyś pocztą wędrował podróżna.
O owych lasach, rzekach, tych dworach, tym zdroju,
I myśleć, że są wszyscy w przyleglym pokoju,
Od których ciągle listów wyglądasz na próżno.
Cóż znajdę, jeśli wyjdę takiego wieczoru?
Tu wszyscy obcy i każdy gdzieś śpieszy.
Ach żadna mnie muzyka dziś nie pocieszy,
Chyba „Aria z kurantem” ze „Strasznego Dworu”.
Dzień dobry Blogu!
Zimno i mgła, ale to dobrze dla mojego gravlaksa na balkonie 😉
Mnie się wczoraj żadne komunikaty o przebudowie nie pokazały poza „Error establishing database…”, przynajmniej do 23:25. Na niektórych innych blogach też tak było. Potem dałam sobie spokój.
Gotuję groch namoczony przez noc.
Mam kilka napoczętych opakowań różnych grochów, soczewic i fasoli, a także całych ziaren orkisza i jakichś specjalnych ryżów – pozostałości po Vijayowych eksperymentach.
Postanowiłam jakoś zużyć zanim się coś zalęgnie.
Mam golonkę z wiadomej świnki, szkoda tylko, że kapusta jeszcze nie ukisła. Może nabędę ze sklepu.
Na obiad tymczasem botwina, sznycelki ze schabu i ziemniaki puree.
Bez lawendy.
To chyba Lechonia 🙂
Pyro – Zawisza cytował Lechonia (z 1942 roku), Ty cytowałaś Zawiszę, a ja, po raz pierwszy w życiu, miałem ochotę na spirytus. Tak było, słowo daję 🙂
Na obiad leniwe pierogi i lekki żurek w filiżance. Za oknem mgła gęsta, jak śmietana. Z Poznania nie startują samoloty, lotnisko nie przyjmuje maszyn. Zupełny Smoleńsk.
Więc może Pawlikowska – Jasnorzewska?
Pawlikowska-Jasnorzewska Maria
Listopad i listonosz
Jest listopad czarny, trochę złoty,
mokre lustro trzyma w ręku ziemia.
W oknie domu płacze żal tęsknoty:
Nie ma listów! Listonosza nie ma!
Już nie przyjdzie ni we dnie, nie w nocy,
złote płatki zawiały mu oczy,
wiatr mu torbę otworzył przemocą,
list za listem po drodze się toczy!
Listonosza zasypały liście,
serc i trąbek złocista ulewa!
ach i przepadł w zamęcie i świście
list, liść biały z kochanego drzewa!…
Swoją drogą jakby to brzmiało dzisiaj?
Że niby w skrzynce mailowej tylko spam? W komórce komunikat „Połączenie nie może być zrealizowane?
Czy w mglisto-szary listopadowy dzień nie jest miło przeczytać taki przepis : http://natureln.librox.net/spip.php?article310
Lawendowy aperitif
-1 garść świeżych kwiatów lawendy zebranych,kiedy słońce w zenicie 🙂
-1 litr dobrego białego wina
-cukier lub miód lawendowy
W dużym słoju macerować lawendę w winie przez 40 dni.
Przefiltrować,dodać cukier albo miód,wymieszać.
Wlać do butelki i odstawić na 3 miesiące w chłodne miejsce.
Na wierszy czytanie,
Na grochu łuskanie,
Na prowansalskie kurki,
Na większe i mniejsze bzdurki,
Na rankę na kolanie,
Na duszy podtrzymanie,
I na inne przypadłości
Od miłości aż do złości
Łyknicie Panie i Panowie
„Szpiritusu” na zdrowie
E.
Prawdziwy list czy kartka pocztowa to spirytus z paroma kroplami Prowansji. Między innymi. Dziękuję 🙂
Nadal mam ochotę napisać o kurce, ale teraz muszę przywitać się z Nowym.
Nowy, czas skończyć z piciem, Long Island sama się nie posprząta.
(Mężczyźni witają się szorstko)
kusząca ta zapiekana figa… (nie tylko, że najtańsza)
Echidno,
na wymalowanej etykietce (oraz na opakowaniu butelki) podali zawartość alkoholu w alkoholu, Jerzor zbadał organoleptycznie, nic nadzwyczajnego, norma 40%.
Natomiast mikroskop służy do oglądania takich na przykład:
http://alicja.homelinux.com/news/M2.jpg
Jeszcze jedna próba…
Pachnie tu Prowansją i poezją a ja chciałam Was zabrać do Montrealu na kurkę z karamelem ale coś po drodze przeszkadza. A wyglądało smacznie.
Echidno, Twój cukier w cukrze przedni a i wierszyk też 🙂
No tak, w sznureczku do przepisu jest: cas sonade, szkoda…
…albo takich: http://alicja.homelinux.com/news/M3.jpg
Dzisiaj był spory przymrozek, -5C. Ale słońce wstało i zapowiada się kolejny piękny dzień 🙂
Trochę zdumiewa mnie tegoroczny listopad, bo to już prawie połowa, a jeszcze się typowo nie rozchlapał. Jeżeli wytrzyma do końca, to mogę nawet polubić ten miesiąc.
Dzień książkowy, bo mam zamrożone ruskie, a powoli trzeba się pozbywać produktów z zamrażarki, zrobić miejsce na nowe – święta za pasem!
Alicja – które to skałki? Minerały bardzo piękne. Kiedyś widziałam zdjęcie zrobione przez mikroskop elektronowy żelaza i innych metali – nigdy bym nie uwierzyła, że struktura metalu może być taka piękna. A była.
W dzisiejszym „Na temat” felieton Dumaniowskiego o bigosie i o serii Zabytków Polskiej Sztuki Kulinarnej , wydawanej przez Muzeum w Wilanowie.
Warszawianki – dowiedzie się proszę jak, gdzie i za ile można takie tomiki kupić?
Dzien dobry,
Alicjo
Ciesze sie, ze przesylka dotarla. Zaskoczyla mnie predkosc poczty – tydzien do Kanady, a do Polski czasami i dwa tygodnie nie wystarcza.
Pulparindo sa niezle i wiedzialam ze smak docenisz :).
Pogoda tez nas dosc rozpieszcza, 13 stopni i slonecznie!
Gdzie jest Jolinek?
Mnie naprawde brakuje Jej porannych przywitan.
Czy kolezanki Warszawianki cos wiedza?
Pyro-tu można kupić :
http://sklep.wilanow-palac.pl/seria-monumenta-poloniae-culinaria-c-11.html
Jolly Rogers- Jolinek żyje i o nas pamięta 🙂
Pewnikiem wróci za jakiś czas na blogowe łono.
Pyro – link do sklepu internetowego:
http://sklep.wilanow-palac.pl/index.php
Danusiu 🙂
Chyba wszystkim brakuje Jolinka 🙂
Jolinku – hop, hop!!! Wracaj!
Danuśko, Asiu – dziękuję. Czernieckiego sobie nie kupię – chętnie bym przeczytała ale nie jest to coś, co bym chciała mieć. Poczekam na inne pozycje.
Pyro,
pierwszy to diabaz, drugi – aktynolit. Mam jeszcze trzeci, ale nie wiem, co to, a Jerzor już pomknął (na rowerze, -4C) do pracy.
http://alicja.homelinux.com/news/M1.jpg
Też ładne 🙂
Kiedyś przeglądałam sobie te próbki pod naszym domowym mikroskopem (pod „zawodowym” w pracy – to dopiero ale wygląda świetnie!) i ciekawa byłam, czy jak przytknę obiektyw aparatu zamiast oka…i cyknę fotkę, to wyjdzie mi zdjęcie, czy nie?
Wyszło, i to całkiem-całkiem 🙂
@placek:
od @pyry kazdemu sie dostanie, nawet himmilsbach nie ma szans 😉
szczerze mowiac, komunikacja(nie tylko) tutaj jest fatalna.
Byku – gdyby nie mój dość poważny wiek, to bym podejrzewała, że się we mnie kochasz. Z reguły chłopcy w szkole ciągnęli za warkocze w akcie adoracji – Ty mnie wiecznie podszczypujesz. A może preferujesz starsze damy?
Jolly,
nie wiem, z którą pocztą powinnam mieć na pieńku, kanadyjską czy brytyjską, ale dawno temu, w okolicach 1-szej rocznicy istnienia blogu Łasuchów przeprowadzaliśmy akcję (inicjatywa Antka) zbierania podpisów blogowiczów w książce Gospodarza „Męskie gotowanie”, która to książka miała być Gospodarzowi uroczyście wręczona na II Zjeździe Łasuchów. Książka była przekazywana pocztą od blogowicza do blogowicza, na koniec europejskiej trasy wylądowała w Londynie. Podpisała ją Helena i wysłała do mnie (dowód wysyłki był!). I…i tyle. Do mnie nigdy nie dotarła, w ocean wpadła, czy co? Licho wie. W każdym razie zapał i wysiłek tylu ludzi poszedł na marne przez któregoś pracownika poczty 🙁
Tu jest fragmentarycznie zebrana przeze mnie dokumentacja fotograficzna, dotycząca tego przedsiewzięcia, bo ludzie nadsyłali do mnie fotki, które miały wskazywać trasę, jaką książka przebyła. Nie mam tu wszystkich zdjęć, musiałabym poszperać, a nie za bardzo wiem gdzie, pewnie zgrane na jakimś dysku 🙄
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Ksiazka_A/
Potem odnowialiśmy sprawę, ale już innym sposobem.
@pyra:
podalem przepis na kapuste – nie przeszedl;
co mi pozastaje jak ciebie uszczypnac 😉 ?
…a @si ani widu, ani slychu…
… a bodajze, przedwczoraj widzialem fajny film dokucmentarny o wszystkich mezach
„eli krawiec”, polecam nie tylko tobie @pyra…
trzy zdania zawsze przejda 😉
druga japonia na horyzoncie, ahoj
@nisia:
przyjezdzam w odwiedziny do koszalina;
co przywiezc?
Byku – niczyi mężowie mnie nie interesują. Z własnym miałam dosyć roboty.
p.s.
nie, pomililo sie mi, szczecina 🙂
Ciekawy pomysł na kwiaty z ananasa do ozdobienia tortu ananasowego:
http://pinterest.com/pin/64105994667355766/
@pyra:
zdazyliscie wziac slub koscielny,?
@asia:
g e n i a l n e
do @admina:
czasami jest tak – wpisze, wciskam enter, cos zamiga i wraca maska sprzed wpisu;
gdy proboje ten tekst ponownie umiescic pojawia sie informacja, ze ten tekst juz
sie pojawil (sic)
pytanie:
gdzie jest moj tekst, ktory wyslalem @gospodarzowi?
Hm…to może próbuj, byku 😉
@licja:
furs
W „Gazeta pl” jest zaproszenie na świąteczne jarmarki w Europie – czas i godziny otwarcia, krótka charakterystyka. Od Bratysławy (najtaniej dla nas) poprzez Pragę , Wiedeń (najlepsze jedzenie) Drezno (najstarszy) Berlin, Kolonia (najwyższa ocena) do Brukseli z jej czekoladkami, ozdobami i innymi atrakcjami.
Kilka lat temu byłam z Jodką, Dorotolem i Pasztetnikiem na jarmarku berlińskim, co obszernie opisywałam na blogu. Zachwycił mnie wystrój i porządek, rozczarowały towary, a przeraziły ceny.
Piękny, słoneczny dzień był dziś nad morzem. A ja zamiast łapać resztki jesiennego słońca wybrałam się do kina na ” Pokłosie”. Wahałam się kilka dni: iść czy nie iść, ale ponieważ miałam sprawę do załatwienia w Gdyni w pobliżu kina, zdecydowałam się iść. Niestety, rozczarowałam się .Spodziewałam się, że film dostarczy mi prawdziwych emocji, a mnie ciagle nasuwały się krytyczne uwagi i zastrzeżenia. Na dodatek film poprzedziły trwające 22 minuty reklamy i zapowiedzi, więc aby nie spóźnić się na umówione spotkanie, musiałam wyjść przed końcem filmu. Temat oczywiście jest poruszający, ale film moim zdaniem jest zbyt ” przekombinowany” i zbyt westernowy. Ale w Gdyni można przynajmniej skonfronować recenzje i włąsne odczucia, nie to co w Ostrołęce. Reżyser niepotrzebnie chyba umiejscawia akcję w dość konkretnym miejscu, pomiędzy Ostrołęką a Łapami, pokazując przy tym obecnych mieszkanców jako psychopatów.
Byku
Jako administratorka własnego blogu na WordPressie*, powiem, jak to u mnie wygląda:
1. Niechciany tekst ląduje w niebycie (odsyła go tam mechanizm antyspamowy Akismet).
2. To, co przepuści Akismet, ląduje w skrzynce spamowej (skąd można tekst „uratować” gdyby zaszła pomyłka).
3. Ostatnio teksty reklamowe (bo żadnego sita** nie ustawiałam) przedostają się też czasem wprost do listy komentarzy — oczywiście pierwszy komentarz nowego nicka musi czekać na zmoderowanie i widoczny jest na czerwonym tle z czerwonym kółeczkiem numerującym te ‚nowe’ (ergo spam lub tekst niepożądany jest łatwy do rozróżnienia pomiędzy „uprawnionymi” nowymi komciami… nie mówiąc o „starych”). Można ręcznie odrzucić do spamu albo do kosza skąd albo dalej ręcznie do niebytu, albo sam się tam znajdzie po jakimś czasie (z kosza bodaj po miesiącu).
Reasumując, nieco mnie zdziwiły ongisiejsze wyjaśnienia Politykowego Admina (przeczytane po czasie) — ogromny nalot spamu (i to wrednego – por. wspomniane wyżej przenikanie aż na trzeci „płot”) jest tej jesieni faktem… Ale są też nań sposoby.
Nb, prywatny Akismet daje też statystyki własnych pomyłek – np wrzucenia hamu*** do spamu… stats z całego istniena blogu… 😀
Nb, myślę, że PRed Szwarcman potrafi(łaby) najprzystępniej objaśnić, jak to naprawdę jest za kotarą Politykowego WordPressa 🙂
______
*kilka różnic z „Politykowym”, ale są też podobieństwa
**można na nick, IP, słowa, frazy — co tylko dusza zapragnie
***czyli uprawnionego komcia 🙂
Tu też cudowny dzień za nami… 🙂
Pyra zacytowała dziś piękny wiersz Marii Pawlikowskiej- Jasnorzewskiej, a w prasie widzę reklamy jej książki ” Wojnę szatan spłodził”. Coś mi podpowiada, że to może być bardzo interesujące. Tylko dlaczego ciągnie mnie w takie smutne strony …
Gotuję na jutro zupę kurkową. Tak jak Alicja opróżniam powoli zamrażarkę.
A to chyba ulica Smocza. Kiedy zdarza nam się być przejazdem w Krakowie, zawsze tam parkujemy. I zawsze sa miejsca.
Owszem, Krystyno, Smocza 😀
(Podczas niedzielnej konno-pieszej „procesji niepodległościowej” 😈 z Wawelu na Pl. Matejki miejsc nie było nawet tam. Lecz na ogół są… :))
@capella:
dziekuje serdecznie;
kto w ostatecznosci decyduje o zniszczeniu przekazu:
ty, czy maszyna?
Byku,
„furs” nic mi nie mówi.
Byku
– na etapie 1 – maszyna
– na etapie 2 – maszyna (po bezpiecznym czasie), jeśli ja nie sprawdzę, co jest w oddzielnej i nie rzucającej się w oczy 😉 skrzynce spamowej
– na etapie 3 – ja zatwierdzając czekający tekst nowego nicka bądź przenosząc go do skrzynki spamowej lub koszowej
Zdarzyło się bodaj kilka razy (nie więcej niż 5)… na samym początku czyli u mnie ok. 2007, iż „znany mi” komentator narzekał na przepadniecie jego tekstu w niebycie. Częściej były pomyłki na sito nr 2. Teraz od dobrych kilku lat ich nie ma.
Witam, co zrobić, żeby tekst nie przepadł zapisać go w „Notatniku” lub w „Moje dokumenty” i wklejać zmieniając tekst z obrazka. Ze spamem jeszcze nikt nie wygrał!!! Można go trochę ograniczyć, są programy anty-spamowe, tylko nie używajcie ich bez znajomości tematu!
5 razy zmieniałem „Przepisz tekst z obrazka *”
za 6 razem przeszło.
Pięknie duma pani Ela
http://youtu.be/3nQylRnlqrE
Jeszcze chwila jesiennego koncertu
http://youtu.be/kcf3dTEka_8
Przed chwilą oglądnąłem jesień z moich okolic.
Nie jest to reklama bloga!!!
http://lissa.blox.pl/2012/11/Zlota-polska-jesien.html
O, a ja właśnie też chciałam pokazać resztki mojej jesieni
Po południu mgła sobie poszła…
Gotuję grochówkę tj. wywar warzywny na boczku, groch już ugotowałam przed południem. Upiekłam chleb, zrobiłam pranie, pojeździłam rowerem po okolicy… Chyba coś mi jest 🙄
no, nie zamierzem rozdzierac szat, ze moj przepis na kapuste przepadl w glebinach internetu- mam go i tak w glowie 😉
zastanawiam sie tylko, kto go teraz uzywa, moze marsjanie?
Piękna jesień , Jurku. Jak w Żabich albo nad Narwią u Piotra. Jaki to regopn Polski?
Sama uroda – w Szwajcarii, w Kanadzie, w Polsce i u Nowego na Long Island. Świąt jest piękny.
Tak, Pyro. Świat jest piękny także w listopadzie. A te zdjęcia z końmi to z Wrocławia.
Byku (16.07) – z Berlina? Dobrze myślę? To weź Filharmoników, ewentualnie Bramę Brandenburską, ale wolę Filharmoników. Razem z filharmonią czyli Cyrkiem Karajana…
Nisiu – Bramy nie! Za wielka na Szczecin, zbyt przytłaczająca. Może Komische Opera?
krystyna, z pod Wrocławia 10 km od centrum. Dziewczyna z bloga pokazuje na bieżąco jak ten malutki nasz świat jest piękny. Mieszkałem tam prawie 50 lat.
jasniepani@nisia:
dziekuje, dziekuje, ale z takimi zachciankami to do @dorotola;
ja- najwyzej – jaki chor koscielny, bom tylko cham i z brandenburgii 😉
Ja też wczoraj rozmroziłam jedną lodówkę, taką starą Silesię. Stoi w spiżarni. Ciekawe ile ona ma już lat? Pewnie koło czterdziestki, można by sprawdzić na tabliczce znamionowej, ale chyba by trzeba było ją odsunąć od ściany. Do mnie trafiła dawno, już jako zbyt mało „elegancka”, że użyję eufemizmu. Cały zamrażalnik był wypchany skórkami pomarańczowymi, które rozmroziłam i ugotowałam, trzykrotnie zmieniając wodę. Były zamrożone już wymoczone, też w trzykrotnie zmienianej wodzie.
Dzisiaj odcedzone i ocieknięte skórki zmieliłam maszynką do mięsa (ewolucja w działalności – niegdyś smażyłam skórki w kawałkach, potem je drobno siekałam i mieszałam z dzemem mirabelkowym, następnie siekałam skórki przed smażeniem, później mieliłam ręczną maszynką do mięsa, a teraz, teraz używam elektrycznej maszynki Zelmera, która została onegdaj nabyta do przerabiania świnki na kiełbasę). Dodałam jeszcze 4 małe cytryny, razem to wszystko ważyło 3,5 kg. Zrobiłam syrop z takiej samej ilości cukru, pogotowałam z pół godziny, jutro jeszcze trochę zagęszczę. Pare kawałków najładniejszych skórek wrzuciłam całych, będą do ozdabiania tortów. Ten dżem mirabelkowo-pomarańczowy używałam do wielkanocnych mazurków, ale wszyscy je tak lubią, ze zażądali żebym je robiła i przywoziła także na Boże Narodzenie. Wymyśliłam więc wersję zimowo-świąteczną: po prostu upieczony spód z kruchego ciasta smaruję dżemem i przykrywam możliwie cieńkim blacikiem z tego samego kruchego ciasta – oczywiście też upieczonym, smaruję białym lukrem, a na nim maluję choinkę z kolorowymi bombkami itp. Wilk syty i owca cała.
Kupowałam dzisiaj „Ludwika”. Najbardziej lubię miętowy, ale w kiosku, gdzie odbieram Politykę, był tylko cytrynowy i… lawendowy. Uwielbiam lawendę, ale jakoś talerz o zapachu lawendowym w głowie mi się nie mieści.
W czasach studenckich i wcześniejszych chodziłam z psem na spacer na Ujazdów, przez Plac na Rozdrożu. Na Koszykowej w okolicach Placu, po nieparzystej stronie pamietam tylko sklep mięsny, chociaż, chociaż, może tam była jakaś kawiarnia? Jakoś nie pamiętam, ale ja też do kawiarni specjalnie nie chadzałam. Zwłaszcza z psem. Za to obok mieszkał Puzon, który zawsze wychodził na smyczy.
Rozumiem, że prowadzony przez Waldorffa na smyczy (albo odwrotnie 😉 )
Mam takie wrażenie, że mięso można mielić i może być zmielone, ale ziarno (i przekleństwo) musi być mełte (?). Jak by to brzmiało: „zmielił w ustach przekleństwo”? Chociaż ziarno się też ostatnio mieli, a nie miele i mle. Mielić – pasuje do młyna, a mleć – do żaren. Trudno zmielić na żarnach. No, tak, ale o żarna trudno, a do żaren jest jeszcze niezbędny Żmudzin, który by mełł.
😀
Alicjo, raczej odwrotnie 🙂
Zdaje się, że tych Puzonów było co najmniej dwa
oczywiście kolejno
Potwierdzam, że dżem skórkowo – pomarańczowo – mirabelkowy jest bardzo dobry na kruchym cieście. Ta upiornie pracowita Żaba naprawdę kręciła to-to przez maszynkę. Jeżeli czasami czuję się zmęczona, a pomyślę o Żabie, natychmiast odzyskuję medalową formę. Jej nawet do nieba nie wpuszczą, bo zacznie trzepać chmurki.
Pyro, nie można za dużo sprzątać, bo można wpaść w alkoholizm. Tam przynajmniej twierdzi Eska, która taką kolejność zauważyła u kilku swoich znajomych i zawsze mnie przestrzega, jak mnie nakryje na sprzątaniu 😀
żabo – dlaczego Esce mop się z kieliszkiem kojarzy?
http://youtu.be/zZp6MrA_TVw
Asiu – może cd jesiennego koncertu?
To była jesienna Bydgoszcz 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=FFbfm4Wyojs
https://www.youtube.com/watch?v=4rqia82XoKI
https://www.youtube.com/watch?v=aZ43aY_LIxE
Asiu,
nie mysle, aby ktos poza nami wlasciwie odebral „przechodzacego przez rzeke…”
Ladne to!
Byku, bez kompleksów, proszę! Przypomnij sobie to:
http://www.youtube.com/watch?v=JgQv8yZFE5g
Wicie co? Ja mam skrzywienie zawodowe i to już jest (nawet nie chyba, ale na pewno) nieuleczalne.
Kilka numerów temu, w Polityce, była recenzja „Bitwy pod Wiedniem” i dość duże zdjęcie z filmu. Sobieski na czele husarii. Sobieski, jak Sobieski, ujdzie, ale ta husaria!! Konie absolutnie nie w typie ciężkiej jazdy, a rząd na nich – litości! Ogłowia, wędzidła, strzemiona – wzór może nie pa pasledniej modie, ale aktualnie do nabycia w sklepach jeździeckich. Jeden „husarz” ma nawet strzemiona i ogłowie typu western.
Za to „Bitwa Warszawska” – chapeau bas!
Wracając do baranów, czyli do skrzywienia – patrzę na te piękne jesienne zdjęcia i zamiast zachwycac się kolorami, głębią ostrości i czym tam jeszcze, to ja się zastanawim, co u licha jest z tylną prawą nogą tej klaczy? Czy ona tylko tak źle stoi, czy ma taką wadę i takie zbieżne ustawienie? Jako koń w szkółce może taka być.
U jednej z moich koleżanej wiszą obrazy o tematyce końsko-jeździeckiej. Siedziałam tak, że dwa – jednego bardzo zdolnego malarza – miałam przed sobą. Na jednym nasz olimpijczyk z Rzymu nad przeszkodą, po prostu klasyka, na drugim jakiś facio na siwku na czworoboku. Facio źle siedzi, kon źle ustawiony. Rozpacz. Gdybym zobaczyła takie zdjęcie, to bym sobie pomyślała: ilustracja poglądowa – tak się nie siedzi, ale obraz? Rozumiem, namalował to, co widział, ale wiedział (bo jednak miał pojęcie i to niezłe), że błąd na błędzie. Być może obraz miał mieć tytuł „Pan X na koniu Y pobiera nauki w tatersalu i myśli, że umie jeździć”. Być może, ale autor już nie żyje (młodo stosunkowo umarł – za obrazy płacono mu przeważnie w naturze) i się nie dowiem. Natomiast ja bym nie wytrzymała z takim obrazem na ścianie.
Z dziesięć lat temu, na dość krótko, po sąsiedzku zamieszkało młode małżeństwo. Powiedzmy młode stażem, ale wiekiem niekoniecznie. On – antykwariusz, ona – malarka, głównie malowała martwe natury. Ponieważ bardzo chcieli mi się zrewanżować za pomoc, porosiłam, czy nie mogłaby mi namalować jakiś kwiatów. Pani z chęcią się zgodziła. Pod choinkę dostałam starannie zapakowany obraz. Niestety nie kwiaty. Klacz ze źrebakiem. Z tyłu serdeczna dedykacja. Ona naprawdę chciała mi zrobić przyjemność. Dość długi czas obraz stał na kredensiku, oparty o ścianę. Nie miałam siły go powiesić, a nie mogłam go schować, bo jednak czasami mnie odwiedzali. W końcu postanowiłam powiesić obraz na strychu nad stajnią. Idąc na strych, weszłam do łazienki i żeby obraz mi nie przeszkadzał, postawiłam go na półce. Stoi tam do dzisiaj i jest po prostu stworzony – kolorystycznie – żeby tam stać. Co Zjazdowicze wiedzą 😀 😀
Nowy Kurjer 1935.03.19
„Jak się dowiadujemy, ślub artystki Teatru Polskiego p. Zofii Korejówny ze znanym kupcem poznańskim p. Bogdanem Leitgebrem odbędzie się wbrew wcześniejszym zapowiedziom, dopiero w dniu 28 kwietnia r.b. Ślub odbędzie się w Poznaniu przypuszczalnie w kościele Św. Marcina.
P. Korejówna po ślubie nie opuszcza teatru, lecz będzie nadal wchodziła w skład zespołu Teatru Polskiego.
Ogólne zainteresowanie budzi piękna limuzyna 8-cylindrowy Ford, którą p. Leitgeber kupił ostatnio swej narzeczonej. Auto jest pięknie wybite wewnątrz według życzeń p. Korejówny.
Poza tem p. Leitgeber zakupił podobno w ostatnich dniach nowy pierścień brylantowy w jednej z tutejszych wielkich firm jubilerskich. Cena pierścionka wynosi „skromną” sumę 2.500 zł.
Przygotowania do uroczystości są w pełnym toku i budzą wśród społeczeństwa poznańskiego zrozumiałe zainteresowanie.”
Pyro, najpierw kobitki sprzataly, myły okna co tydzień, pastowały podłogi, a potem zaczęły pić i piły równie gorliwie jak sprzątały. Stąd Eska mnie przestrzega, ale mi to nie grozi, bo jednak okna myję rzadko 🙂
Wielotygodniowe wykupywanie wszystkich wolnych miejsc w teatrze – żeby Ukochana miała komplet, kosztowało chyba Leitgebra więcej, niż pierścień zaręczynowy. Węgrzyn cieszył się ogromnie, bo dzięki temu teatr nie zbankrutował mimo kryzysu.
Czy po wojnie p. Korejówna nadal występowała?
byk
14 listopada o godz. 20:17
dixit
Asiu 🙂
…ja tam nie chcę, żeby wyszło, że kapuję, ale smardze są objęte w Polsce ścisłą ochroną gatunkową.
Znajdują się na Czerwonej Liście Roślin i Grzybów w Polsce. Więc, albo Gospodarz dał się zrobić w konia, albo…
Pozdrawiam, G.
Dodatek do Orędownika Ostrowskiego i Odolanowskiego 1935.12.13
„Nie całujemy rączek pań.
Ostatnio zawiązał się w Poznaniu specjalny komitet złożony z licznych lekarzy i profesorów z Uniwersytetu Poznańskiego, który w oparciu o odział miejscowego Towarzystwa Higienicznego, wszczął akcję przeciwko zwyczajowi całowania rąk pań przy powitaniu.
Komitet rozpisał konkurs na odznakę, która ma być pewnego rodzaju widomą legitymacją dla członków uchylających się od całowania rączek pań” 🙂
Grzegorz – suszone smardze (ze Szwajcarii, Włoch, Francji, Ukrainy) można kupić w delikatesach. Tanie nie są.
Komu gąskę?
Dziką oczywiście. Szykuja się do odlotu i wiele już odleciało.
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/img_1026.jpg
Te smardze to pewnie ekstrapocztą z Paryża dostarczają, bo u nas tylko (chronione, czy tez nie) rosna głównie na wiosnę
http://deluxe.trojmiasto.pl/Smardz-luksusowy-dodatek-w-kuchni-n58988.html
mozna cos na temat?
w 100% zgadzam sie z Gospodarzem. dobre miejsce to jest to. w koncu ludz chce widziec i byc widzianym. i dlatego uwazam, ze najlepszym stolikiem do obserwacji innych jest tzw. klostolik. predzej czy pozniej przejdzie kazda gwiazda minimum dwa razy obok.
tu gdzie chadzam, i dzisiej w porze lunchu tez tam goscilismy z r. nie ma klostolika, jest za to reczna pompa wodna z odprowadzeniem prosto do rynsztoka ( obrazki w stosownym czasie ). to koszerna restauracja i staram sie tam bywac nie czesciej niz dwa razy w tygodniu. tam wlasnie wypozyczam dla siebie na pol godziny konieczne przyrzady (noz, widelec, szklanka, talerz ) pozniej tego nie potrzebuje, ze spokojnym sumieniem zostawiam to na stole. z takiego obiegu rzeczy jestem i ja zadowolony i wlasciciel lokalu. zachowana jest zdrowa relacja. on troszczy sie o jedzenie i picie, przynosi do stolu, odnosi wypozyczone klamoty, myje je, suszy, sprzata stol. bochaterskie czynnosci, jedna za druga. oczywiscie jest tak pieknie tylko dlatego kiedy o to bardzo poprosze i na koncu zaplace, co czynie dobrowolnie i chetnie.
tutaj jestem zawsze zadowolonym klientem. akceptuje co i jak podaja. po wielu probach w koszernej reszte dnia spedzam na desce, nie klozetowej lecz kajtowej. jak dotychczas nie wykrzywilo mnie w taki sposob bym wisial przegiety na poreczy. moze to swiadczyc i o moim przystosowaniu sie do tubylczego jadla, badz oznaczac moze ze nie jest az takie zle. jedyny problem mam z tablica stojaca posrodku lokalu. kreda napisane sa dania dnia, nic z tego nie kumam, z uwagi na brakujace mozliwosci jezykowe. dzis ponownie poprosilismy pana kelnera by nam przeczytalmenu i kazdy z nas zamowil to, co najladniej brzmialo. co ladnie brzmi powinno i ladnie smakowac. i tym razem tez sie sprawdzilo.
Zofia Koreywo zagrała tylko w jednym filmie, po wojnie była suflerką w jednym z teatrów warszawskich.
http://www.filmweb.pl/film/Ponad+%C5%9Bnieg-1929-119364
Bogdan Leitgeber był starszy od żony o 26 lat.
To znana i szeroko rozrodzona rodzina – m.in twórcy letniskowego Puszczykowa. Jeden z potomków był w służbie dyplomatycznej, potem adiutantem gen Sikorskiego, potem znów w misjach, prywatnie malował ( i sprzedawał z powodzeniem) po wojnie osiadł w Walii. Drugi, znacznie od tamtego młodszy, był kolegą redakcyjnym naszej Heleny w BBC (endek) minister SZ w rządzie Mazowieckiego był siostrzeńcem tych panów. A wdowa po kolejnym Leitgebrze uczy ła matematyki w szkole, w której pracuje Młodsza. Zmarła w tym roku.
Nowy Kurjer 1935.04.06 R.46
„Do gmin rozesłano niedawno ankietę zawierającą następujące pytania:
1. Czy znajdują się i gdzie w okolicy ruiny zamków, pałaców, grodzisk, wały, mury, kurhany, forty, cmentarzyska, stare budowle i jakie?
2. Czy w okolicy posiada ktoś rzadkie i cenne książki, obrazy, dokumenty, starą broń lub monety?
3. Co stanowi najbardziej charakterystyczną cechę języka tamtejszej ludności?
4. jaki typ antropofizyczny przeważa wśród tamtejszej ludności (blondyni, ciemnowłosi, krótko lub długogłowi, wzrost wysoki, niski, średni)?
5. jakie są jego właściwości psychiczne?
6. Jakich narzędzi rolniczych i gospodarskich lud używa?
7. Czy istnieją barcie dłubane w drzewie?
8. Czy gotów pan byłby nadsyłać obserwacje fenologiczne dla PIM-a?
Najlepszą „odpowiedź” na tę ankietę przesłał wójt gminy Biadolice. Oto ona:
1. względem ruin i starych budowli donoszę, że wszystkie budynki w gminie są stare i porujnowane, bo nowych stawiać i ani reperować starych nie ma za co.
2. Co do rzadkich książek donoszę, że jeden sklepikarz ma książkę oszczędnościową PKO, ale w niej jest aby 2 zł. Nauczyciel tyż ma parę książków. Monetów ani starych ani nowych nikt nie ma bo niedawno sołtysy pozbierali podatki.
3. Najbardziej charakterystyczną cechę języka stanowi, że naród bardzo paskudnie się wyraża, jak ma płacić podatki, bo jeich nie ma czem płacić.
4. Typ antropoficzny przeważa rozmaity. Najcięższy (110 kilo) jest pan organista i pan komendant posterunku (108 kilo). Chłopy niektóre dawniej przeważały, ale teraz schudły jak te szczapy, bo jedzą bez omasty, to i nie przeważają. Krótkogłowych ani długogłowych nie ma. Półgłówków parę jest.
5. Właściwości psychiczne też mają rozmaite. Jak do gospodarza. jeden lubi psy duże, drugi małe. największy jest „Nyro” sklepikarza, najmniejszy „Zofirek” pani nauczycielki.
6. Narzędzi lud używa starych i popsutych, bo go na lepsze nie stać.
7. Barci nikt nie dłubie. Dzieciaki jak to dzieciaki dłubią w nosach.
8. Obserwacyj telefonicznych dla pana Pima tutejsza gmina nadsyłać nie może, bo telefonu ty nijakiego nie ma, aby jeden na posterunku policji, ale tam stale zamknięte.
Można się serdecznie uśmiać czytając odpowiedź wójta gminy Biadolice, ale pan premier Kozłowski wydał okólnik, który kładzie kres niedorzecznym ankietom.
Uff – nareszcie odetchną wójtowie. Już nie będą musieli odpowiadać na tak niedorzeczne pytania jakie zawierała na przykład ankieta z jednego z województw, domagająca się podania ilości żyjących na terenie gminy królików, zajęcy, kuropatw, wiewiórek i to osobno samców i osobno samiczek.”
O święty Biurokracy! Co za radosna twórczość urzędnicza. Wiwat wójt z Biadolic!
Cholera!
106 komentarzy do lawendy?
Nie doczytawszy (nie moge inaczej) zakomunikuje:
Kwestia gesi sie zalatwila. Nie calkiem w prawdzie na Marcina, ale jednak na dni bierzace.
Co do lawendy, sprobuje co sie da.
Gmyzi mi tu gryzon komputerowy, zwany myszka.
Sprobuje w nastepnym podejsciu.
Otoz, jutro mam wczesna pobudke, bo trzeba zajac sie malolatem, co powaznie zachorowal. Matka jest samotniewychowujaca i ma pierdla przed nastepnym meldunkiem, o niemoznosci stawienia sie.
Zalatwiony jestem wiec na 8.15 – bo co pierdziel emeryt ma lepszego do roboty?
Pepe – zdobywasz kwalifikacje wzorowej niani. Zawsze mogą się przydać.
Do jutra
Grzegorzu,
smardze są pod ochroną w Polsce i w Niemczech, ale nie brak ich (legalnie) w innych krajach, a jednym z głównych dostawców jest… Pakistan.
Smardze podobnie jak borowiki zyskują na smaku i aromacie po ususzeniu. Dzięki temu można ich używać przez cały rok, nie tylko wiosną. Jeśli komuś niespodziewanie urosną w ogrodzie może je spokojnie zerwać i z należytą atencją skonsumować. Pod ochroną są bowiem smardze rosnące DZIKO.
Im ciemniejszy kapelusz tym droższe.
Sos z suszonych
Podobno można je namówić, żeby sobie rosły w ogrodzie w większej ilości?
Siła perswazji bywa niedoceniana 🙄 😉
Żabo,
perswaduję w Pani ręce (jak mawiał podnosząc kieliszek pewien nieodżałowanej pamięci profesor) i mówię dobranoc 🙂
Dzień dobry,
Dwa razy się wpisałem i dwa razy zjadło. Może wciąż trwają prace unowocześniające blogową elektronikę i dlatego wpisy nie przechodzą. Nie wiem.
Wysyłam na próbę.
Przeszło. W porządku.
Po pracy wstąpiłem do restauracji zamówić kolację i przjrzałem dzisiejsze wpisy. Przy jednym z nich oczy przetarłem…. Czy jest granica?… Nie ma!
Asiu,
Chociaż w/g dzisiejszej czyjejś teorii wszyscy Blogowicze intelektualnie nie dorośli aby zrozumieć Twoje muzyczne załączniki, ale ja przyrzekam, że dołożę wszelkich starań, by pewnego dnia chociaż nieznacznie, ale jednak zbliżyć się do Czołówki. Cierpliwie więc rób swoje. 🙂
no, nie ma na to rady…
ale i jesień, także ta życia, potrafi być piekna 🙂
a to tez niezle na dlugie wieczory:
http://fr.wikipedia.org/wiki/Dixit_(jeu)
a to antydepresyjnie (i antypoślizgowo)
http://www.youtube.com/watch?v=SwB5D7T57M0
(zażywam – w rozmaitych wykonaniach rzecz jasna – od dwudziestu lat —
i proszę, jakie rezultaty! :cool:)
…od dobrze ponad… 🙂