W Konstancinie pięknie jest!

Pierwsze dni listopada – z wyjątkiem minionego święta –  nie rozpieszczały nas nadmierną liczbą słonecznych godzin. Na ogół było pochmurno, kropiło lub nawet lało, wiało i ogólnie bywało ponuro. Mimo to staraliśmy się znajdować takie chwilę, w czasie których dawało się choć trochę pospacerować. Wówczas wskakiwaliśmy w samochód i jechaliśmy tam gdzie nas dawno nie było.


Dzięki temu przejechaliśmy trasą z Wilanowa do Konstancina, którą nie podróżowaliśmy co najmniej od roku. Podziwialiśmy nową dwupasmową w każdą stronę jezdnię i dziwiliśmy ograniczeniu prędkości do 60 km/godz. Ale tylko do chwili gdy zobaczyliśmy radiowóz z radarem i kolejkę kierowców czekających na mandat. Gmina Konstancin zarabia łatwe pieniądze.

My mandatu nie zarobiliśmy więc mogliśmy wydać te pieniądze w Starej Papierni zamienionej przed laty w elegancki pasaż handlowy. Ale zanim tam dotarliśmy wylądowaliśmy w konstancińskim  parku zdrojowym, pooddychaliśmy wilgotnym powietrzem w tężni i zajrzeliśmy nad  parkowe stawy, by podziwiać kaczki i łabędzie.
Potem odbyliśmy rundkę po pobliskich ulicach, podziwiając okazałe (a niektóre naprawdę piękne) rezydencje a także wspaniałe przedwojenne wille obracające się w ruinę bez gospodarzy. Te piękne obiekty architektoniczne ( np. w pobliżu ulicy Szpitalnej) nigdy już się nie podźwigną i trzeba je będzie do końca wyburzyć. I może właśnie o to chodzi obecnym właścicielom!?
Wracając do Warszawy zrobiliśmy nieduże  zakupy, w tym dwie piękne butelki, które bardzo nam się przydadzą, bo przygotowujemy się na wizytę z Londynu.

Montecillo to wino z słynnego hiszpańskiego regionu Rioja. Niedawno spróbowałem je po raz pierwszy, a był to rocznik 2006, którym znawcy mówią i piszą jak najlepiej. Mnie też się wydawało świetne więc potrząsnąłem mieszkiem i – jak sądzę – sprawię przyjemność także gościom.
Drugi trunek kupiłem właściwie dla kształtu butelki. Od dawna bowiem nie wpadam w euforię na widok whisky, ale Ballantines  w krągłej butli zdumiała mnie. Dla wyjaśnienia musze dodać, że ta słynna  whisky  sprzedawana jest w butelkach prostokątnych. Tym razem jednak komponując  nowy rodzaj i nazywając go świątecznym, bożonarodzeniowym, zaprojektowano też i nowe opakowanie. W załączonym reklamowym druczku przeczytałem, że Ballantine’s Christmas Reserve to mieszanka skomponowana przez czołowego master blendera Sandy’ego Hyslopa jest niezwykle harmonijna, „pachnie słodkimi rodzynkami, jabłkami, dojrzałymi gruszkami i cynamonem. Perfekcyjnie złożony smak uwodzi nutami słodkich pomarańczy, imbiru i korzeni lukrecji.”
Ponieważ ta reklamowa poezja wydała mi się nieco przesadzona, po powrocie do domu zaaplikowałem sobie małą porcję tego cuda z krągłej flaszy. Węszyłem długo i cierpliwie ale nie odkrywałem tego co zapowiadano. Jest to po prostu bardzo przyzwoity trunek, zwłaszcza dla prawdziwych miłośników szkockiego destylatu.
Płyn z Hiszpanii, którym popijałem krwiste i ostro przyprawione befsztyki, sprawił mi więcej radości. Tu wyczuwałem zapach kwiatów czarnego bzu a smak na całym języku był wyczuwalny jeszcze długo po ostatnim łyku. Prawdę mówiąc n a kolację dla gości zza Kanału muszę  przygotować kolejną flaszkę.

Fot. Piotr Adamczewski