Słoneczny jesienny koniec tygodnia
To był chyba ostatni taki piękny weekend. W nocy co prawda temperatura spadała do 3 – 4 stopni powyżej zera ale już od rana rosła, by osiągnąć 18 st C w południe. Wystarczyło więc napalić w piecu i można było spać nawet przy uchylonych oknach.
Gdy przyjechaliśmy na wieś w piątek wczesnym rankiem, to zanim rozpakowaliśmy bagaże, rzuciliśmy w znane nam miejsca borowikowe (zwłaszcza pod młodą buczyną), by sprawdzić co przez te cztery dni nieobecności nam wyrosło. I nie zawiedliśmy się.
W kilka godzin później, gdy w piecu już buzował ogień, herbata parzyła się, a świeże bułeczki dochodziły w piekarniku, ruszyliśmy w obchód po raz drugi. Nigdy bowiem za jednym razem nie daje się zebrać wszystkich grzybów, które ukrywają się sprytnie przed zbieraczami. Drugi przemarsz pozwala je wypatrzeć, bo to słońce pada na ziemię pod zmienionym kątem, gałązki buczyny odchylamy w inna stronę, wysoka trawa nadepnięta butem odsłania to, co uprzednio ukrywała. I znowu mamy radość z kliku pięknych okazów.
Na drugie śniadanie były więc świeże borowiki z patelni. A na obiad, jadany u nas na modę włoską wieczorem, carpaccio z dwóch największych. To były chyba ostatnie tegoroczne zbiory. Tym bardziej nam smakowały.
Po raz pierwszy też pojawiły się pod kuchennym oknem opieńki miodowe. Nie mając żadnego doświadczenia w ich przyrządzaniu udaliśmy się do sąsiadów czyli najbliższych gospodarzy. Nasz zbiór został powitany z entuzjazmem. Pójdą wszystkie grzybki do marynaty. A my sprawdzimy jak smakują w następnym tygodniu. Tymczasem wiec delektowaliśmy się borowikami wg. naszego domowego przepisu.
Prawdziwki z patelni
4 prawdziwki, łyżka oliwy extra vergine, łyżka świeżego masła, szczypta soli, szczypta pieprzu, łyżeczka drobno posiekanego koperku
1.Borowiki po oczyszczeniu i umyciu osuszyć na papierowym ręczniku. Pokroić cienko wzdłuż nóżek czyli zrobić tzw. przekrój pionowy.
2.Rozgrzać na patelni oliwę extra vergine z masłem (pół na pół). Wrzucić plasterki grzybów i smażyć 3 – 4 minuty z każdej strony.
3.Pod koniec lekko posolić, dodać odrobinę pieprzu i szczyptę drobno posiekanego świeżego koperku.
Fot. Piotr Adamczewski
Komentarze
Oj,znowu parę osób powzdycha zazdrośnie oglądając te grzybowe
trofea z nad Narwi.W naszym ogrodzie niestety żadne grzyby nie rosną,a szkoda 🙁 Pocieszam się trochę zamrożonymi zbiorami kurek.
Pan fachowiec walczy z pralką.Ma w domu podobny egzemplarz i potwierdził,że tak porządny sprzęt warto naprawić.
Dzień dobry Blogu!
Dziś mglisto. Czekam na gości – przyjaciółka z tamtej strony gór z teściową. Kombinuję obiad i podwieczorek, ale najpierw chyba zjem śniadanie.
Widok Gospodarzowych borowików neutralizuję wspomnieniem własnych zbiorów i ich smaku 🙄
Moje są smażone na oliwie z masłem, potem sól, pieprz, wciśnięty ząbek czosnku i zielona pietruszka…
O, na obiad zrobię zupę z suszonych.
z pietruszką
Wzdychanie nie pomaga. Dobrze, że pamięć na tyle dopisuje, że pamięta się smak świeżych grzybów. Kiedy zbiór jest niewielki – taki na 4-5 garści grzybów, doskonałym sposobem zagospodarowania jest zupa ze świeżych grzybów i tłuczonymi, osobno podanymi gorącymi ziemniakami, polanymi rumianym masłem. To jeden z ulubionych w mojej rodzinie obiadów jarskich.
Mglisto, chłodno, duże zachmurzenie ale nie zanosi się na deszcz. Na obiad leczo – to przedobrzone na sposób Alicji.
Smakowite obrazki z samego rana!
Od siostry dostałam trochę suszonych grzybów więc może zrobię z nich zupę.
Nemo, jak przygotowujesz swoją?
Przejaśniło się, nie ma wiatru, posiedzieliśmy z Radkiem nieco na trawnikach. Kupiłam wsad do garnka na grochówkę ogólnowojskową nr 1 Podobno jutro, a najpóźniej pojutrze zacznie padać, a wtedy taka zupa, w której łyżka staje, jest tęsknie wyczekiwana. W grochówce będzie pasemko boczku wędzonego (potem w kosteczkę i na patelnię) ogonek wieprzowy, stópka z tegoż zwierzaka, nieco włoszczyzny i groch cały, niełuskany odmiany victoria. Do tego dyżurne, czosnek i majeranek
Danuśka,
W przydomowym warszawskim ogródku raczej nie ma szans na grzyby, ale na działce nadbużańskiej – owszem. Na fachowych metodach zagrzybiania nie znam się, ale rozrzucenie resztek grzybów wraz z kawałkami grzybni mogłoby ewentualnie dać jakieś efekty, np. w przypadku kani. Moja siostra tą metodą ” wyhodowała” opieńki w ogródku. To oczywiście zależy od gatunków drzew i od podłoża, ale szanse są. Może ktoś ma jakieś doświadczenia w tej sprawie.
Wiem tylko, że trawiaste przestrzenie między pasami startowymi wojskowych lotnisk, bywają białe od pieczarek (sama zbierałam wlazłszy z miejscową panią przez dziurę w płocie) Pewnie do użyźniania traw korzystano z podłoża w pieczarkarniach.
Krystyno – zajrzyj do dzisiejszego wydania „Na temat” – opisana jest restauracja na Kaszubach i inicjatywy z nią związane propagujące kuchnię regionalną. Warto zajrzeć – i do artykułu i do restauracji. A gdzież to nasz Stanisław się podział?
Krystyno-w ubiegłym roku rozsypywaliśmy resztki grzybów w jednym,tajemnym 🙂 miejscu na nadbużańskich włościach.
Wszystko to na nic,bo miejsce to uległo całkowitej dewastacji z powodu naszego,drobnego remontu odbywającego się tuż obok.
Nic to,ponowimy próby i znajdziemy nowe miejsce pod te grzybowe resztki.Może Opatrzność sypnie nam prawdziwkami za parę lat 🙂
Tym bardziej,że włości leżą na skraju grzybnego lasu.
Stanisław blogował chętnie głównie w konkursowe środy,a teraz rzeczywiście,jakoś rozpłynął się nam całkowicie w jesiennych mgłach…
Krystyno i Danusiu – rozrzucanie resztek grzybów z nóżkami (i dzięki temu zapewne resztkami grzybni) daje dobre rezultaty. My to robimy od 36 lat czyli od pierwszych dni w naszej chacie. A rezultaty – choć dopiero po dość długim czasie – są właśnie takie, jakie oglądacie. Nie mogę bowiem się powstrzymać i wtryniam tu zdjęcia naszych prawdziwków, kozaków, podgrzybków i maślaków. A kanie i – ostatnio – opieńki pojawiły się samorzutnie. Chciałbym bardzo aby wróciły też rydze, które były w naszym lasku w pierwszym roku pobytu. Potem zniknęły z całej okolicy. Myśleliśmy, że to z powodu zanieczyszczeń i ziemi, i powietrza. Ale teraz gdy chemia zniknęła z pól może wrócą. Tak jak raki, które trzy lata temu znów pokazały się w Narwi.
Danusiu, a może zastosować coś takiego:
http://www.gadar.pl/grzybnie/821
Małgosiu-dzięki !
Już chyba kiedyś o tej możliwości rozmawialiśmy.Jeśli dobrze pamiętam,
to Pyra opowiadała nam o ogromnych purchawkach wyhodowanych,być może,z tej właśnie grzybni u Eski.
Danusiu, tylko jak doczytałam potrzebne są drzewa iglaste, bo to żyje w symbiozie z korzeniami.
Dzien dobry,
Gospodarzu,
a wroca srodowe konkursy, bo cos pamietam ze moze w nowym roku akademickim…..
Ja nie wzdycham żałośnie, ja warczę WRRRRRRRRRRRRRRRRR!!!!!!!
Nie denerwować mnie z rana! Szczególnie to ostatnie zdjęcie mną potrzepało. Ładnie to tak znęcać się nad bliźnimi?!
Ha ha 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=3iIkOi3srLo&NR=1&feature=fvwpb
Zlałam, przefiltrowałam i rozlałam w butelki dereniówkę. Wyszło 3,4 l, a więc więcej, niż przeciętnej, domowej nalewki. Cóż począć, kiedy Pepegor oznajmił wszem i wobec, że w tym roku po raz ostatni dostarczył nam rarytasu… Dostaliśmy po 2 kg i normalnie powinno być 2 l nalewki, ale doszłam do wniosku, że jak trochę dłużej na owocach postoi, to może intensywności nabierze, a ja użyję nieco więcej alkoholu, żeby otrzymać więcej nalewki. No i jest. Będę trzymała w ukryciu i nadzwyczaj oszczędnie dozowała gościom, nie czyniąc żadnych prezentów z dereniówki. Jak ma mi wystarczyć już na zawsze, do skończenia świata? Będę żyła, sknera i liczykropla i tyle. O!
Jolly – jak zgromadzę nagrody, to wrócą. Tymczasem na pólce z nowymi książkami posucha.
Uff!
Goście ujechali, a mgła nadal gęsta jak mleko 🙁 Nad nią (powyżej ca 1000 mnpm) słońce, błękit, ciepło na krótki rękawek…
Po obiedzie (sałata z porcyjką pasztetu z alpejskiej wiadomej wątróbki, zupa z borowików, bitki wieprzowe w sosie cebulowym, szpinak, marchewka w dwu kolorach, ziemniaki białe, czerwone i fioletowe pieczone w oliwie z czosnkiem i rozmarynem, panna cotta z puree truskawkowym, wino Lacryma Christi del Vesuvio, espresso z migdałowym ciasteczkiem Fiocchi di neve z Sycylii) zabrałam gości na przechadzkę po słonecznym tarasie czyli na Beatenbergu. A tam parkingi pełne uciekinierów z doliny 🙄 Ale nic dziwnego – ciepło i kolorowo, bezwietrznie, widok na góry i morze mgieł w dolinie… Kto mógł, to korzystał ze spaceru i ładował baterie na nadchodzące szarugi.
Alino,
zupę grzybową z suszonych borowików robię tak:
Garść suszonych prawdziwków namaczam w letniej wodzie.
Na maśle z oliwą podsmażam posiekaną szalotkę i czosnek do zeszklenia, dodaję odcedzone i posiekane grzyby (wodę zatrzymać) i smażę, aż ładnie zapachną. Następnie dodaję chlust białego wina, potem wodę z namaczania i uzupełniam wrzątkiem do ok. litra. Dodaję pastę bulionową (warzywną) i gotuję wszystko razem ok. 20 minut. Przyprawiam do smaku solą, pieprzem i dodaję sporo słodkiej śmietanki (ok. 1 dl), posypuję siekaną pietruszką, szczypiorkiem i koperkiem, czasem tylko pietruszką, i gotowe.
W Bolonii zmuszona okolicznościami wynalazłam bardzo smakowitą zupę z boczniaków
Vijay w przekonaniu, że ja wszystko potrafię ugotować, przyniósł z targu całą taką gałąź, a ja nigdy tych grzybów w kuchni nie stosowałam 🙄 Cóż było robić – wykombinowałam z tego, co było w kuchni całkiem smaczne połączenie i chyba je znowu w domu wykorzystam. Póki pamiętam 🙄
A to było tak:
Dwie cebule i 3 ząbki czosnku, posiekane, podsmażyłam na maśle, dodałam drobno pokrojone grzyby oraz dwie łodygi selera naciowego, pokrojone drobno, Vijay utarł grubo dwie marchewki, więc też dodałam i tak się to dusiło, potem dodałam wody i soli, i gotowałam do miękkości. Vijay usiłował ciągle dodać a to kurkumy, a to kminu, a to innych indyjskich ingrediencji, ale broniłam dostępu do garnka 😎 Na koniec dodałam śmietanki kremowej oraz dużo siekanej pietruszki oraz świeżo mielonego pieprzu. Jedliśmy z białym włoskim pieczywem, garnek został wylizany do czysta.
Rzucam temat: Kiszenie kapusty (dla tych, którym jeszcze się chce).
Interesuje mnie, co dodajecie do swojej kapusty. Moja w sumie jest dosyć spartańska – poszatkowana kapusta, marchewka na dużych okach tarki, niezbyt dużo, ale żeby była widoczna, kwaśne jabłka, też niezbyt dużo, kilka na 20-litrowy pojemnik plastikowy (beczką nie dysponuję ani większym szkłem), poza tym sól kamienna gruba, kminek. Czytałam na sieci o dodawaniu ziela angielskiego, listków bobikowych i czegoś tam jeszcze i zaciekawiło mnie, jak to robią nasze Łasuchy.
Mam 6 dorodnych główek kapuścianych, właśnie poszatkowałam jedną, za pomocą maszyny, bo przecież umordowałabym sie tym niemożebnie.
Moja maszyna to taki robot domowy najprostszy, a nie tradycyjna szatkownica, trochę te szatki nierówno wychodzą (większość owszem, tradycyjnie!), ale je ugniatam i jakoś tam rozdrabniam.
Jerzor – a przecież można w sklepie kupić od „Krakusa”, litrowy słoik za 2.50$ czy cuś, po co sobie głowę zawracać i cały ten kram.
Ja kupiłam te 6 głów kapuścianych za 16$, no – jest trochę roboty, ale pardon, moje to je moje! Wiem, co i ile tam włożyłam, pół dnia roboty, a kapucha kisi się sama 🙄
A poza tym niech go nie bolą moje ręce 👿
Przed słonecznym i jesiennym (choć chłodniejszym, niż ostatni) końcem nadchodzącego tygodnia wyłonił się dylemat pod tytułem „prosty ale ‚niekonfliktowy’ sos z rybą – do ryżu” — znaczy gdy się zbierze te 8 osób, słyszymy zachwycone pienia sześciu, ale te dwie a to ‚nie lubią’ ostrej papryczności, albo curry, a to egzotyka ananasowa czy inna im egzotyczną deserowością dysonuje… Chyba najzgodniejszym chórem uszy się trzęsły przy akompaniamencie wariacji na motywach sosu greckiego… tyle, że to już tak ograny motyw… 🙁
— Może Szanowny Panel coś wypraktykował, co wzbudziło homofoniczny unison?… [ ;)] 😀
Rybami żywi się przede wszystkim Danuśka. W mojej rodzinie do ryb stosuje się w zasadzie 2 sosy – klasyczny szary, polski jak do karpia na Wigilię i biały sos cytrynowy. O tym pierwszym nie piszę, bo jest w każdej książce kucharskiej, natomiast cytrynowy jest naszego pomysłu i moje dzieci go polubiły. Prościzna – białą zasmażkę rozprowadzić wywarem warzywnym (może być z torebki, kostki itp) osolić, wrzucić w2 szczypty cukru, sok z połowy cytryny i otartą skórkę z tej cytryny. Chwilkę pogotować na malutkim ogniu, a potem podprawić dobrą smietaną, do smaku dodać białego pieprzu i spróbować, czy smak jest zrównoważony. Na rybie można dać dekorację ze spiralek skórki cytrynowej i powycinanych plasterków marchewki. Ładnie wygląda i jest smaczne.
A cappello-niekonflktowy sos do ryb i ryżu:
1 szkl śmietany(a najlepiej smietanki)
1/2 szkl białego wina,
trochę warzywnego rosołu(dla nieortodoksyjnych może być z kostki)
trochę soku z cytryny
Fachowcy mówią,by gotować,gotować,gotować,aż odparuje.
Jak na szybko,to zagęszczamy mąką kukurydzianą.
Alicjo-względem kapusty się nie wypowiadam,bo zawsze kupuję gotową.
Nemo-lubię takie improwizowane gotowanie i podoba mi się ta zupa z boczniaków.Wypróbuję 🙂 A patent z białym winem do grzybowej też niezły.
A Cappella – podałam 2 sosy, a w starych książkach łasuchów są jeszcze do ryb :ostrygowy, kawiorowy i kaparowy. Nie próbowałam ale na zimno robiłam dobry sos do „obciągania” ryby. Bazą jest zastygająca galareta z ryb (taka na pół, zimna) do tego na wyczucie łyżka – 2 majonezu, żółtko jaja, kremówka, przyprawy, też skórka cytrynowa i 1,5 łyżki dobrego chrzanu – miksować na najwyższych obrotach do uzyskania gładkiego kremu.
Witajcie,
Ostatni ale nie najgorszy Mostar:
http://www.eryniag.eu/7820
Alicjo,
obawiam się, że niewiele osób robi własną kapustę kiszoną. Chyba tylko Ty zachowujesz resztki tradycji kiszenia kapusty/ i barszczu z buraków/. Może jeszcze Nemo i Pyra ?To co dodajesz do kapusty, moim zdaniem jest wystarczające.
Pomyślałam sobie, że jedną – dwie główki kapusty mogłabym posiekać przy pomocy specjalnej nakładki do elektrycznej maszynki do mielenia mięsa. Łatwa robota. A jak długo musi stać ta kapusta przed włożeniem jej do małych słoi ?
A tu prosty przepis na kiszenie kapusty. Proporcje można przecież zmniejszyć : http://adamchciuk.republika.pl/przepis6.html
Coz, dpopwiem do tematu przewodniego.
Dzis mialem termin na moje pazury u nog, w gabinecie corki, a to tam skad te grzyby. Wnuczka Laura wyciagnela mnie znowu do lasu (te miejsca niedalej niz 5 km) i co – znowu dwa wiadra murarskie – a w tym samych prawdziwkow jedno. Mlodziutkie wszystkie, bo obskoczylismy dopiero w niedziele. Moglbym smialo polozyc obok zbiorow Gospodarzy. Znalazlem mlodziutka kanie wielkosci taleza (z tych prawdziwych, bo tu najwyzej sa te sredniej wielkosci), zostala dla Laury, ktora uwielbia.
Pomalu nie mam pomyslu na to, co z tym zrobic, bo objedlismy sie, a osobnej zamrazarki w piwnicy juz nie trzymamy.
Wyjatkowy rok, grzyby nawet tam, gdzie nigdy bym ich nie szukal.
Nie pokaze, bo laptop mojej LP nie jest wyposazony w picasa.
grzybki ho,ho panie @gospodarzu…
a ja znalazlem dzisiaj jeszcze jedna, chyba ostatnia, kurke;
bez siegania po notatki wiem, ze to rekord…akord zlotej jesieni;
u mnie skromnie, bo sucho, tylko pojedyncze pogrzybki i sowy,
ktore zaraz laduja „a`la schabowy” na patelni 😉
Dobry wieczór!
Do ciemnej nocy zasuwaliśmy w ogrodzie. Wyrwałam buraczki i zebrałam trochę topinambura. Wczoraj już ugotowałam porcję tych bulw i zjadłam bez niczego na gorąco (ugotowane w skórkach) – pycha!
Z kiszeniem kapusty poczekam jeszcze ze 2 tygodnie. Będzie lepsza, jeśli przejdzie listopadowym chłodem.
Moją metodę kiszenia już opisywałam – kapusta (szatkowana na austriackiej szatkownicy), tarta marchew i sól. Reszta jak w opisie cytowanym przez Krystynę. Z braku niecek Osobisty ugniata porcje kapusty z solą w misce stalowej.
Kminek dodaję później, jeśli gotuję kiszoną.
Interesujący sposób:
„przycisnąć wyparzonym kamieniem lub słonikiem napełnionym kapustą…”
tylko jak nakłonić słonika do jedzenia kapusty? 🙄 😉
Owszem, kiszę kapustę w małych ilościach mimo mojego lenistwa. Powód mam zasadniczy – lubię kapustę – nie lubię tej ze sklepu (jest niedokiszona i trąci chemicznym kwaskiem mlekowym). Czasem kiszę tylko jedną główkę i od razu ubijam w małych słoikach: takich po dżemie. Z jednej główki są gdzieś 4 słoiki, czasem więcej. Kiedy się skończy zapas, można zrobić następną porcję. Daję to samo, co Alicja + trochę startego na dużych oczkach tarki, selera. Jeżeli nie robię w dużym słoju albo w garze, a w słoiczkach – bardzo starannie wyciągam z szatkowanej kapusty wszystkie grube „nerwy”, głąb itp. Tylko same czyste liście pokrojone, posolone na misce i pozostawione na 6 – 8 godzin ( w tym czasie kilkakrotnie przemieszać kapustę) Dodać wszystko, co trzeba, wymieszać, ubijać w słoikach odlewając nadmiar soku i jeszcze soląc do samej góry (używam mniejszej pałki do ciasta; akurat w chodzi). Zrobić otwór przebijając całą warstwę odwrotną stroną kopyści, szczelnie przykryć kawałkiem okrywowego liścia kapuścianego, luźno nakręcić wieczko słoika, zostawić na 7-10 dni na jakiejś tacy w kuchni. Przez pierwsze 3-4 dni codziennie dociskać kapustę i w razie potrzeby dolewać po trochu odlany poprzednio sok kapuściany (pół litra w lodówce wystarczy). Po tym czasie dokręcić wieczko na mur i albo wynieść do piwnicy, albo na balkon. Czas kiszenia 14-20 dni w zależności od temperatury.
Pepegorze,
gdyby to nie było tak daleko i Osobisty nie miał w sobotę spotkania swojej klasy, to by mnie chyba nic nie utrzymało 🙄
A grzyby możesz ususzyć, małe zamarynować.
No, uporałam się już z czterema główkami, zostały tylko dwie. I tak każdą trzeba trochę pokroić na dosyć małe kawałki, żeby dały się włożyć do maszyny. Ale szatkowania ręcznego sobie nie wyobrażam, zwłaszcza przy stanie moich rąk 🙄
Dobrze, ze prawa w miarę sprawna, dam radę pognieść i poubijać jako tako, sok już puszcza całkiem niezły.
Krystyno,
też myślę, że to wystarczy – tyle przypraw, bo inne mogę sobie dodać w trakcie przyrządzania czegoś na bazie kiszonej kapusty. Gdzieś wyczytałam, że niektórzy dodają śliwki – mam troche suszonych i korci mnie, żeby wrzucić parę, a co! Kiedyś dodawałam żurawinę, ładnie wyglądało, ale żeby jakiś wyjątkowy smak..nie zauważyłam. Nie mam zresztą pod ręką.
Kiszenie kapusty to nie jest sprawa ceny – chociaż różnica jest duża miedzy kupną a własną, ale nie są to wielkie sumy. Jak mogę zrobić swoją, dlaczego mam kupować zazwyczaj przesoloną kapustę komercyjną? I u mnie w domu tradycyjnie kisiło się kapustę w wielkim, ceramicznym pojemniku „poniemieckim”. To wystarczało na „od kiszenia do kiszenia”. Druga ceramiczna beczka była na ogórki kiszone.
Ja mam prawdziwie „polską” piwnicę tutaj, chłodną i ciemną, dlatego nie pakuję kapusty w słoiki, tylko wynoszę w tym pojemniku do piwnicy, mniej wiecej po tygodniu „w ciepłym” na górze.
@ a panella:
do smacznej, swiezej ryby zaden sos niepotrzebny;
maslo i cytryna – it´s all!
Nemo, dziękuję 🙂
Zastanowiłam się głębiej i doszłam do wniosku, że jedyny gorący sos do ryby to ten z koniakiem, zielonym pieprzem i śmietanką, a na zimno – salmorigano. Innych w zasadzie nie robię, bo do ryb stosuję metody bykowe. Sos wychodzi sam w trakcie pieczenia (w folii) albo wcale nie jest potrzebny.
Łososia duszę w białym winie z listkiem laurowym (na bardzo małym ogniu), a potem ewentualnie podlewam śmietanką, jeśli dodatkiem jest suchawy ryż.
Ewo,
bardzo interesujące sprawozdanie z podróży, a Wasza przygoda z dolaniem benzyny do diesla przypomniała mi naszych Młodych i ich błagalny telefon z drugiego końca Szwajcarii, gdzie do pustego baku nalali pełno benzyny, bo trzeba było oddać wypożyczonego busa, a ten też miał napęd dieslowy 🙄 Wracali z obozu skautowskiego, samochód był pełen sprzętu i namiotów. Zorientowali się przy płaceniu… 😉
Pyro,
nie za wcześnie zlałaś dereniówkę. Moja stoi 3 m-ce i dopiero do zlania będzie gotowa.
W prezencie dla Cichala wczorajszy benefis W. Pszoniaka 🙂
http://www.polskieradio.pl/9/1583/Artykul/708399,Wojciech-Pszoniak-nie-uwazam-sie-za-zawodowego-aktora
Oooo, jak dużo sugestii!… i pożytecznych, inspirujących! — dzięki Pyro, Danuśko, Nemo, Byku!
😀 😀 😀 😀
Co do kwaszenia różności (w tym wciąż* bogatego soku buraczano-aromatycznego) – jak najbardziej się przyznaję. Kapustę na ostro (~na motywach koreańskich) w zasadzie robię na bieżąco… schodzi szybko, znów nie mam jej ani czasu na nowy nasad… naszatk 😀
_____
*”wciąż” bo Dyrygencja, od której dostałam ten przepis ponad 20 lat temu, sama przerzuciła się ostatnio na kartony… o czym już tu pisałam dwa albo trzy sezony temu… 🙂
A to kimchi, koreańska, na kapuśniak nie bardzo się nadaje. Niestety,
u mnie w domu to tylko ja zajadam się z ochotą i w ilościach.
Sklep azjatycki wziął mi się i gdzieś wyniósł z sąsiedztwa, a dla samej siebie nie chce mi się robić.
Ale kiszona swojska kapucha na zimę – musi być!
Irku – dereniówkę na owocach (po zmrożeniu) trzymam 6 tygodni. Jest b.dobra. Trzymiesięczna bywa cierpka. Teraz może sobie 9 miesięcy dojrzewać – już w butelkach.
Alicjo, jem ją na surowo 🙂 Z bigosem mam ten luksus, że dostaję albo od Mamy (z beczki, czasem parę słoików naraz! :D) albo od babci dzieciaka (teraz już mocno dorosłego), którego kiedyś rzekomo wyciągnęłam z jakiejś depresyjki (stąd wdzięczność :))
…Ale słoik w miarę jednorodnej produkuje się szybciej bo odpada dokładne wymieszanie składników i przypraw w misce (na tacy – tylko ją miałam w Monachium ;)) przed ubijaniem… 🙂
Byku, „Szanowny Panel” to maniera podchwycona z ‚Gardeners’ Question Time’ — wiosną i latem ’93 ten* program radia BBC4 towarzyszył mi na uszach na rowerze… jak widać nawyki nabyte – ba, wtłoczone w ruchu na świeżym są nie do wykorzenienia… 😈 😉
_____
*i nie tylko on – co niedziela do Hampton Court i z powrotem wzdłuż Tamizy… z SKen – niech Kot Mordechaj sam powie, jak ona się tam wije, ta rzeczka!)
Słuchajcie – geolodzy, półgeolodzy i rodzinnie obciążeni geologią: Włosi popełnili bezsens stulecia – skazali dzisiaj 7 sejsmologów na kozę i kary pieniężne za to, że nie uprzedzili o trzęsieniu ziemi dwa lata temu w Abruuzo. Czcigodnym sędziom nie przemawiało do rozumu twierdzenie, że gdyby się taki geolog znalazł i potrafił – byłby wart więcej, niż skarby Sezamu. Wyrok pewnie padnie w apelacji, ale i tak „wstydno panowie iuryści”.
Słyszeliśmy (czytaliśmy), Pyro…
Ręki opadajo 🙄
Jeszcze tylko jedna kapusta do poszatkowania mi została.
O, psiakość!
A dlaczego meteorologów nie pociąga się za konsekwencje, że źle przewidzieli pogodę na pojutrze? 👿
@ panella:
p.s.
no i przyprawy: najlepiej koperek, cebula etc. don´t forgett!
niestety, klasycznego „pstraga z wody” nad brzegami renu(i nie tylko) juz nie ma(paragrafy,przepisy, zarzadzenia…)…
ale szczerze mowiac, ja tez nie mam serca, rzucac zywe jeszcze stworzenie do wrzatku… juz raczej slucham schuberta, ktory tej wdziecznej rybie pomnik wystawil 😉
Alarm niestety.
Godznie temu obejzalem chwile kanalu lokalnego, ostrzegajacego w obliczu bogactwa grzybow, przed pomylkami. Pokazano na wstepie malenka kanie, jakie tu sa zwykle i – zaczeto zaraz, z gubej rury – ostrzegac przed pomylkami. Ekspert fachowo pokazywal i roznice kolnierzyka i „tulipan” nasady korzonka, ale stale pokazywano glowki, ktore ja nadal – przy jakosci dzisiejszej telewizji – uwazam za jadalne. Tak mnie to zaniepokoilo, ze zadzwonilismy do corki, ale grzyby juz zostaly zjedzone. Zjadla je Laura i jej kolezanka, ktora u niej jest. Przekazany opis symptomow w wypadku sromotnika przekazalem z tym skutkiem, ze dziewczynom zaraz zrobilo sie niedobrze – i co zrobic?
Byku,
żywego pstrąga do wrzątku? Z flakami? 😯
O ile wiem, to Forelle blau zabija się tuż przed przyrządzaniem i ostrożnie patroszy, ale nie skrobie łusek.
Byku,
wyrazy dźwięczności ogólnej (za przypomnienie o koperku :P) i szczególnej (za humanitaryzm piscinitarny)… 😐 😎
Pepegorze,
nie siej paniki
Chyba sprawdziłeś te grzyby po zebraniu?
Podobno we Włoszech mnożą się ostatnio przypadki ciężkich zatruć, a tam przecież nie wolno zbierać grzybów bez licencji 😎
Młode kanie
@nemo:
nie;subito, trzy ruchy w jednym ciagu:
gluszysz, patroszysz i wrzucasz do gara.
tak bylo kiedys, nie tylko chyba nad renem…
No właśnie, już nieżywą do wrzątku.
A głównie chodzi o to, aby nie uszkodzić warstwy śluzu na rybie, który w czasie gotowania barwi się niebieskawo.
p.s.
forelle blau to inna bajka 😉
hm…@nemo..jest taka zasada wikingow:
ryby musi skakac jeszcze na patelni 🙂
ryba robi sie „niebieska”(forelle blau, karpfen blau) poprzez uzycie octu
rodzaj marynady
Ale tylko dzięki też warstewce śluzu.
TEJ warstewce
jasne 😉
Wszyscy poszli? To i ja już pójdę. Dobrej nocy.
Ja sem.
Z „Polityki”,
Denerwujący mnie czasem Wojewódzki, ale…
Nie wiem, kto to Rozenek, ale tej na trzecim miejscu naprawdę nie trawię (kulinarnie rzecz biorąc):
„Tygodnik ?Wprost? opublikował ranking najgłupszych programów telewizyjnych. Skupię się tylko na tych, co opanowali podium, a nie na tych, którzy byli zbyt mało głupi, aby to osiągnąć. Na trzecim miejscu Magda Gessler, na drugim Kuba Wojewódzki, a na pierwszym Małgorzata Rozenek. Takie to przyszły czasy, że człowiek nie potrafi być już nawet najgorszy.”
dzień dobry ….
Jolly przybijam 5 rodzince za wygrany mecz … 🙂
warto tam pójść na kawę lub piwo …
http://m.gdansk.naszemiasto.pl/artykul/1586291,najlepszy-lokal-najsympatyczniejszy-kelner-w-gdansku-zobacz,id,t.html?kategoria=675&utm_source=twitterfeed&utm_medium=twitter
w tekście jest też link do Gdyni i Sopotu .. Krystyno a jak Tobie tam smakuje? …