Gdzie kupować ryby bez wyrzutów sumienia
Greenpeace opublikował czwartą edycję rankingu „Oceany na sprzedaż”. Oceniono w nim 9 największych sieci sprzedaży detalicznej w Polsce pod kątem ich strategii pozyskiwania ryb, produktów rybnych i owoców morza. Greenpeace wskazuje m.in., które z sieci posiadają w swoim asortymencie gatunki morskie zagrożone wyginięciem lub takie, których połów wiąże się z destrukcją morskich ekosystemów oraz czy produkty są należycie oznakowane. Ranking ma na celu zwrócenie uwagi na problem złej gospodarki żywymi zasobami mórz i silnego przetrzebienia łowisk.
Pierwszy ranking ukazał się we wrześniu 2008 roku i wykazał brak odpowiedzialnych strategii pozyskiwania produktów rybnych wśród polskich detalistów. Przez 4 lata Greenpeace prowadził rozmowy z przedstawicielami ocenianych sieci. Następne rankingi pokazały pozytywne, choć powolne zmiany.
W tegorocznym rankingu najwyższą notę utrzymały sklepy sieci Lidl i Kaufland, ponieważ mogą pochwalić się wprowadzeniem najlepszych zasad pozyskiwania produktów rybnych. Real, Auchan oraz Carrefour uzyskały więcej punktów niż przed rokiem ze względu na ulepszenie swoich zasad i wprowadzenie praktycznych rozwiązań. Sieć Piotr i Paweł nadal znajduje się na niskiej pozycji, gdyż nie posiada odpowiedzialnej polityki pozyskiwania ryb i produktów rybnych – można tam kupić największą ilość zagrożonych gatunków z Czerwonej Listy Greenpeace. Tesco, Alma oraz Biedronka nie odpowiedziały na ankietę Greenpeace. Ze względu na ogłoszenie upadłości, w tegorocznym rankingu nie zostały uwzględnione delikatesy Bomi.
Zmiany na polskim rynku zachodzą bardzo powoli. Jednak cenne jest to, że detaliści zaczynają w ogóle zwracać uwagę na sposób pozyskiwania ryb. Niestety w wielu przypadkach mimo deklaracji brakuje praktycznych działań, jak np. zaprzestanie sprzedaży gatunków ryb z silnie przetrzebionych stad. Konsumenci zasługują na ryby nie tylko tanie ale i najwyższej jakości – mówi Magdalena Figura, koordynatorka kampanii „Morza i Oceany” Greenpeace Polska.
Rozmowy z sieciami detalistów i motywowanie ich do zmian to część kampanii Greenpeace, która ma na celu powstrzymanie przełowienia mórz. Obecnie większość europejskich łowisk jest dramatycznie przetrzebiona, a nadmiernie rozbudowane floty europejskie plądrują wody m.in. Afryki i Oceanu Indyjskiego. Rozwiązaniem tego problemu jest właściwa reforma Wspólnej Polityki Rybołówstwa, która ma zapewnić odbudowę stad ryb i odpowiedzialne prowadzenie połowów. W Brukseli właśnie trwają nad nią prace.
Przetrzebione stada i rabunkowe połowy stopniowo pozbawiają nas dostępu do ryb i produktów rybnych o dobrej jakości. Mimo, że to nie detaliści są odpowiedzialni za wprowadzanie odpowiednich przepisów, odbudowę stad ryb i zrównoważone połowy, jako odbiorcy produktów rybołówstwa mają ogromny wpływ na jego funkcjonowanie. Dbając o dobro swoich klientów powinni oni domagać się rozpoczęcia działań na rzecz odbudowy stad ryb – dodaje Figura.
Także w Bałtyku 5 z 7 znanych stad takich gatunków jak szprot, śledź czy dorsz jest przełowionych. Tylko dorsz we wschodniej części Morza Bałtyckiego i śledź w wodach Zatoki Botnickiej mają szansę na odbudowanie swoich stad. Floty krajów UE mogą wyłowić 2 do 3 razy więcej ryb, niż morza są w stanie dostarczyć.
Mam nadzieję, że my wszyscy miłośnicy ryb będziemy je kupować świadomie czyli wybierać te sklepy, w których nie ma zagrożonych gatunków. Oczywiście dla własnego dobra.
Fot. P.Adamczewski
Komentarze
Dzień dobry.
Dzisiaj Piotr się przynajmniej nie znęca grzybowo nad bezgrzybową tłuszczą. O ryby jest niby łatwiej ale ceny ich są wysokie (bo muszą być przy naszych apetytach) a kiedy odliczymy np wartość wody z tafli lodu pokrywającego filety mrożone to okaże się, że jest to najdroższa woda świata. A przecież większość ryb sprzedawanych u nas musi być mrożona, bo nie występują na pobliskich łowiskach. Nie ma chyba innej rady, jak akwakultury, czyli „uprawianie wody” – na szeroką skalę prowadzone hodowle ryb i jadalnych stworzeń wodnych. Niech tylko ktoś pilnuje odpowiednich warunków przyrodniczych takich hodowli.
Koleżankom z Poznania i okolicy, którym ochoczo zobowiązałam się dostarczyć suszone przez Jolly R i jej Mamę grzyby ze smutkiem donoszę – że nie mam czego donosić, wysyłać itp. Grzyby „znikli” sobie.
kiedy bylem malym chlopcem, hey —> zajadalem sie do rozpuchu …
_
…homarami badz jak kto woli lobsterami. juz wowczas przebakiwano w przeroznych studiach, ze robactwo ( homary ) narazone jest na wyginiecie. bylo oczywista rzecza, ze nalezy sie robactwem objadac ile sie zmiesci, bo niedlugo juz tego nie bedzie 😆 po wielu dziesiecioleciach kosztuje homar relatywnie tyle samo co kosztowal, i trabi sie w kolo i wesolo, ze jest na wyginieciu. mnie smakuje lobster juz nie tak jak dawniej.
…
wnioski i konsekwencje z takich badan moga zupelnie rozne.
dawniej ludzina miala jednego boga, ktory odpowiedzialny byl za wszystko. wyslano go na rente. w zamian pojawil sie swiatowy bank, greenpeace i jeszcze paru pomiejszych oszolomow.
Ja jeszcze czasowo niezbyt dopasowana, środek nocy u mnie, ale coś mnie wyrwało z wyrka.
Grzybów Jolly R nie zachachmęciłam, ale ostrą paprykę i owszem 🙂
Idę dospać.
dzień dobry …
o rety to już chyba przesada i tak zwracam uwagę na skład jedzenia ale czy ryby są w sklepach dobrego pochodzenia np. śledzie to robota dla tych co na morzu … mogę sprawdzić na pudełkach i tych zapakowanych w zamrażarkach ale na stoisku to tylko wybieram te co lubię i czy dobrze wyglądają ..
biedna Jolly .. chciała dobrze a teraz za grzyby jest ścigana …
Ponieważ nie przepadam za eko-terrorystami z Greenpeace, ryby będę kupował w Tesco, Almie i Biedronce. Brawo dla tych sieci, że nie dały sobie zrobić „wody z mózgu”.
A tak poważnie, ryby kupuję tam, gdzie są dobre i świeże. Dla własnego dobra.
Jolinku – nie mam zamiaru w żadnym razie ścigać Jolly – w końcu w kraju była tylko tydzień, a pod Londynem grzyby nie rosną. Po prostu tłumaczyłam Koleżankom dlaczego się nie wywiązuję z obowiązku i że tych grzybów nie pożarłam osobiście, a samolubnie.
Pyro może przesadziłam z tym „ściganiem” ale czytam już o tym drugi lub trzeci raz …
zimno 10 stopni .. dobrze naszym koleżankom w ciepłych krajach …
Dzień dobry,
Jolinku 🙂
Ryby kupuję podobnie jak Jolinek a co do badań przeprowadzanych przez Greenpeace, podchodzę do tego z dużą rezerwą. Nie są tak obiektywni ani niezależni jak chcieliby, żebyśmy ich widzieli.
Dzien dobry,
Dobrze, ze nie czuje sie scigana, ale pozadana :).
Czytam regularnie, ale taki mlyn w pracy i w domu ze nie mam sie kiedy sensownie odezwac (sezon rugby oglaszam rozpoczety!).
Mamusia wysle nastepny rzut, szkoda ze z jedenastu przesylek tylko Pyrowa zaginela w L-przestrzeni, inne doszly ( w rozrzucie dostarczenia przez listonoszy pomiedzy czterema a osiemnastoma dniami id wyslania).
Pyro, w desperacji wyslalam w poniedzialek maly pakiecik od siebie.
Alicjo,
ktore papryczki?
Jolly – daj spokój. Ja mam cały czas nadzieję, a w ostateczności jeszcze Gospodarz się nade mną lituje. Nie mam żadnych powodów do desperacji. Teraz mi nawet głupio, że o tym wspomniałam.
Linkowałem już kiedyś ten artykuł, ale dzisiaj pasuje do tematu. Mam nadzieję, że Gospodarz wybaczy mi to łajzowanie 😉
http://www.srodowisko.abc.com.pl/czytaj/-/artykul/wieksze-zasoby-dorsza-dzieki-polityce-zrownowazonego-odlowu
Chipotle i chile ancho, te papryczki!
Zachachmęciłam i już, tylko teraz niepewnam, od kogo one były (Jolly?), ale wiem, komu zachachmęciłam (za obopólnym porozumieniem). Pójdę do piekła, ale co sobie zażyję piekła na języku, to moje 🙂
Ryby kupuję jak Wojciech – jeśli pachnie rybą, wygląda jak należy, to biorę. Wczoraj był dorsz, wyglądał, pachniał i smakował 🙂
A propos zaginięcia, to nie zapomnę KSIĄŻKI wiadomej, która wpadła do oceanu pomiędzy Londynem a Kingston, Ontario. Helena robiła dochodzenie ze swojej strony, ja ze swojej – i nic, czarna dziura 🙁
Starsi blogowicze pamiętają, jak odnawialiśmy książkę…
Chyba nie należy potępiać w czambuł całą działalność Greenpeace i nazywać ich oszołomami. Nawet jeśli dość często przesadzają. Bez nich świat byłby chyba nieco gorszy a przyroda uboższa.
Nie będę też robił zakupów na złość komukolwiek. Nawiasem mówiąc nie muszę chodzić po ryby do chwalonych supermarketów, bo mam niedaleko domu mały sklep rybny (pisałem o nim), którego właściciel (dawny rybak dalekomorski) sprowadza świeże i doskonałe, ryby, owoce morza ( w tym świetne ostrygi) i można tam składać zamówienia najbardziej nawet oryginalne. Kupuję więc i jem to, co pływa w różnych oceanach, bez wyrzutów sumienia.
A Haneczka mowila, ze one (te papryczki) piekielnie ostre :)!
coś słodkiego do naleśników .. tylko dla mnie za dużo cukru ..
http://kuchennezapiski.blox.pl/2012/09/Nutella-sliwkowa.html
Jolly,
piekielnie ostre przekierowywać do mnie, Haneczka wiedziała, co mówi, przekierowała osobiście, z ręki do ręki, spróbowawszy 🙂
A propos sklepów rybnych…był taki kiedyś w mojej wsi, na Rynku, pewnie opisywałam. No i się był zbył 🙁
To był rodzinny biznes, ale nikomu nie chciało się kontynuować, kiedy ostatni z kontynuatorów chciał już na zasłużoną emeryturę.
To samo się stało ze sklepem mięsnym.
W tych sklepach było tak, jak Gospodarz opisuje. No ale to se ne vrati, skazana jestem na sieci-markeci. Jest co jest, wybieraj sobie sam, nikt już nie zapyta, z której strony uciąć kawałek mięcha (dziwicie się, że tatara – ku zgrozie Jerzora, jak można coś takiego jeść, to ja tylko w Polsce?), albo którą rybkę i tak dalej.
A propos, przegląd prasy…ciekawa jestem, co Wy na to 😉
http://wyborcza.biz/biznes/1,100897,12516364,Kupuj_polskie__W_obronie_gospodarczego_szowinizmu.html
„Nie należy kupować tego co polskie, tylko to co dobre i polskie, a to wieeelka różnica. Wielu polskich przedsiębiorców to takie małe ch…ki, które tylko czekają, żeby naciągnąć klienta. Afery z solą drogową, chrzczonym masłem czy robalami w orzechach nie biorą się w Polsce przypadkiem. Mamy mentalność małych kanciarzy, tak samo ja Włosi,Grecy, Żydzi, Chińczycy, Hindusi czy Arabowie. Dlatego zawsze zanim coś polskiego kupię, to trzy razy się zastanawiam. Jednak jak wypróbuję jakąś markę i jestem z niej zadowolony, to się do niej przywiązuję i nie zamienię zbyt szybko na inną. Lubię polską odzież i chętnie kupuję garnitury Sunset Suits , czy koszule Wólczanki, Bytomia czy Vistuli wolę je niż zachodnie. Ale nigdy nie kupię więcej nić z Reserved bo nabrali mnie trzy razy (kupiona u nich kurtka jesienna po miesiącu wyglądała, jakbym ją buchnął z pomocy dla powodzian,(…) Kosmetyki też często wybieram polskie, bo nie mają tyle chemii (np. szampon brzozowy, czy mydło Biały Jeleń) Jednak perfumy polskie to porażka – często maja zapach spoconego robotnika. Mógłbym ich używać, gdybym chciał zdradzać żonę i tłumaczyć się, że byłem cały czas w garażu i dłubałem przy samochodzie.
Co do jednej grupy polskich produktów jestem bardzo ostrożny – żywności. Niestety, nasza żywność jest gó…ana i wolę, żeby pan Józek z panem Zdzichem zbankrutowali, niż utrzymali się w biznesie kosztem mojej wątroby. Wolę kupić duńskie albo irlandzkie masło czy francuski albo duński ser, bo wiem, że tam nie będzie utwardzonego tłuszczu palmowego. Wolę kupić niemiecką szynkę szwarcwaldzką czy hiszpańską albo węgierskie salami niż wynalazki polskiego przemysłu mięsnego. Byłem poddostawcą firm mięsnych i wiem, co oni tam wyprawiają…”
Dzień dobry Blogu!
Powyżej wypowiedź internauty, ku której w dużej mierze się skłaniam. W Helwecji chyba wszyscy mają wpojone, że jak jest wybór, to krajowe zawsze jest jakościowo lepsze. Taki patriotyzm albo zaufanie w etos 😉
Pogoda chwilowo cudna, na sobotę (odkrzaczanie hali) zapowiedziane są deszcze 🙁
Szukałam przepisu na coś, zajrzałam… 😉
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Kulinarny_Globtroter/Ksiazka%20Kucharska.pdf
W mieszkaniu klar, aż pachnie. Szkoda, że ja już tak nie zrobię. Na obiad były mielone, ziemniaki i ogórki. Młodsza kupiła wielki filet z pstrąga łososiowego, wagi ok 800 g będzie obiad na jutro z wytrawną surówką z pora. Tym sposobem makaron z gorgonzolą, spada w kolejce obiadowej na sobotę.
Z ciekawszych (dla mnie) wieści okazuje się, że mój brat cioteczny jest aktywnym członkiem tej akademickiej organizacji im L.Kaczyńskiego. Zawsze był nabożny, ale żeby aż tak „ściągnięty” w prawo, to nie wiedziałam. Człowiek niewiele wie o członkach własnej rodziny.
Gdzie? Jak to – gdzie? Tam!
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_4249.JPG
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_4226.JPG
p.s.
To wyżej to nie reklama firmy – śmigiełka udało mi się trzasnąć, bo już zwalniamy do lądowania.
Witam, czytam sobie i myślę, czy warto się tym przejmować?
http://wiadomosci.wp.tv/i,Jak-zabezpieczyc-bliskich-na-wypadek-smierci,mid,1088096,index.html#m1088096
Nie warto, yurek 😉
Jedno co warto, Hemar podpowiedział w piosence:
Taka noc październikowa, niewierna
I w te okna tylko deszczu ciągły plusk
I taka chandra się kładzie cholerna
Na głowę i na serce i na mózg.
Już cały tydzień taki był i cały tydzień
I będzie drugi, będzie trzeci taki sam.
Już nie mogę, już nie wiem, już nie widzę
Co z sobą począć, gdzie się podziać z sobą mam?
Kochać nie warto, lubić nie warto,
Znaleźć nie warto i zgubić nie warto,
Przysiąc nie warto, uwierzyć nie warto,
Chodzić nie warto i leżeć nie warto,
Pieścić nie warto, pobić nie warto,
Stracić nie warto, zarobić nie warto,
Sprzedać nie warto, Kupić nie warto,
Jedno co warto ? to upić się warto.
Przypomina mi się, cholera, dziewczyna.
No to co? I znowu bez niej ani rusz.
Ani ona była jedna, jedyna,
Ani drugiej mieć nie będę takiej już.
Podeprzeć głowę rękami obiema,
Na siebie patrzeć chwilę, tak jak obcy widz.
O co chodzi? Że była, że jej nie ma.
I co z tego? A właśnie, że nic!
Upić się warto, upić się warto,
W szynku na rynku wygłupić się warto,
W dobrej kompanii popić, to warto,
Czystą kroplami zakropić, to warto.
Wódkę do łbów ponalewać, to warto,
Siedzieć i płakać i śpiewać, to warto,
Z sercem ściśniętym, z duszą otwartą
Upić się, upić ? to jedno, co warto.
A to dla Wrocławian 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_4201.JPG
http://www.youtube.com/watch?v=EcipyROBOeI
http://www.youtube.com/watch?v=TON5a30YpPg&feature=related
Psiakość, już byliśmy na wylocie, grzyby nie zdążyłyby się wysuszyć…to zebrane z włości mojego przyjaciela Italiano (z krótkich, ale owocnych studiów), Basia wyszła na obejście i zebrała.
Prawie jak u Adamczewskich, ale to jest na Dolnym Śląsku w okolicach Sobótki 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_4130.JPG
Alicjo – nie mogę korzystać z naszej książki kucharskiej – otwiera się z trudem, informuje, że nie mam jakiejś aplikacji, a jak już się otworzy, to blokuje mi program.
Pamiętacie, jak próbowaliśmy odtworzyć sałatki (smak) naszego dzieciństwa? Żeby było jak u Mamy albo Babci? Wydaje mi się, że ostatnio mi coś takiego wyszło, tylko nie mogę tego robić, bo tam jest niewielki dodatek kosteczek śledzia i miałabym bunt w domu. Kiedy Młoda w końcu października pojedzie na Sycylię to zrobię : podstawa – normalna sałatka jarzynowa + jajka na twardo + śledzić + mięso albo kiełbasa. Wszystkiego niedużo ale w sumie tamten smak.
Yurek / 19:32/ Ten numer zrobiłem w Miśni 1976- ówczesne NRD. Po trzeciej moskiewskiej wszyscy wyszli z baru i zaplecza popatrzeć. 😉
Pyra, masz jakiś problem z kompem? Pomogę tylko na Skype co by innych nie zanudzać
Yurek – nie mam skype – zginął mi. I pomoc może jutro – teraz mam zagwozdkę i ciężką robotę: kupiłam wilgotny tytoń i muszę przejrzeć, oczyścić i wysuszyć stóg zielska. Na dzisiaj koniec z gaduleniem na Blogu. Do jutra, Przyjaciele.
Pyro,
tylko nie śpij w tym stogu 😈
Panie Redaktorze Łaskawy (14:42),
Wszystko dobrze, tylko po co ten tekst gloryfikujący Greenpeace, a raczej promujący określone sieci sklepów? Czy nie o „lokowanie” tu chodzi?
A takie „lokowania” to zwykle bezinteresowne nie są. Nawet, jeżeli ograniczają się do darmowej wyżerki (i popitku) w imię wyższych celów.
„Na sianie kochanie,
na pachnącym sianie”
Jestem taka zła, że mi się ręce trzęsą. Jutro dzwonie, żeby sobie barachło zabrali z powrotem. Otwarta paczka – moja strata i frycowe, druga nie ruszona – do zwrotu + kazanie polskie. Cześć. (Musiałam się wyzłościć)
Wspomnienia z Poznania, wrzesień 2012
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_3953.JPG
„Chytry, dwa razy traci”.
Tak to Pyro (czy Ty aby nie z „szczędnego-poznańskiego”?) bywa, gdy się omija państwową dystrybucję i kupuje barachło „bez banderoli”.
I tak się ciesz, bo niektórzy amatorzy tanich alkoholi nie mogą się nawet w sieci poskarżyć. Wzrok im nie pozwala. O ile żyją…
A tu mój ukochany kuzyn Tadeusz, pilot-oblatywacz samolotów, już od dawna na emeryturze od tych ekstremalnych zajęć. Pyrze nie muszę mówić, gdzie to zdjęcie 😉
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_3949.JPG
A tu – ja.
Siedzę przed kompem jak na wysepce, bo wszystko co miałem do niedawna wokół siebie, zostało przewiezione do nowego mieszkania. W moim pokoju jest tylko jeszcze nasze obszerne łóżko i moje stanowisko z biurkiem, i pustym regałem po prawej. Wygląda na ostatnią noc na tym łożu, które jest tak wygodne, że żal tego wyrzucić. Goście (też blogowi), któremu go użyczaliśmy, zawsze chwalili jego jakość i wygode. Pójdzie ma deponię. Moja LP już nocuje dzisiaj na na nowym. Musimy jak najszybciej udostępnić nasze stare mieszkanie do renowacji, a sami mamy roboty po pachy z urządzaniem nowego, tzn, instalacją kuchi i rozpakowywaniem kartonów.
Pójdę i położę się i – powiem – dobranoc.
Skończyłam (zapewne chwilowo) z wysepkami w rodzaju tych, o których pisze Pepe. Urządziłam się tak cwanie, że mały remoncik (naprawdę mały, dwie ściany raptem czy trzy i przestawianie mebli) odbył się wtedy, kiedy ja służyłam ukochanej rodzince za szofra średniogórskiego. Jeszcze ogarnę zaległą pocztę i nie będę miała wymówek: DO PRACY, JUNACY!
Pyro, komunikat specjalny dla Ciebie: Twoja francuska paczuszka, obleciawszy Bretanię, Portugalię, Hiszpanię i Niemcy, dotarła do Szczecina i rozpoczęła przedostatni etap podróży: pojechała mianowicie, do Chodzieży, skąd rodzinny młodzian powiezie ją do Ciebie. Uznałam, że wysyłanie jej pocztą byłoby niestylowe…
Borowiki z Puszczy Noteckiej rodzina zapomniała wrzucić do zupki-fiutki, więc je usmażyłam i zeżarłam ze świeżą bagietką, jak tylko opadł kurz za samochodem, a Rumik przestał skakać na drzwi. Możecie sobie zazdrościć… były boskie.
Dobrej nocki!
Zapomniałam wymienić Gdynię na trasie wiadomej Paczuszki… i pokład Daru jako osobne terytorium, polskie, oczywiście. No i takie drobiazgi jak Kanał La Manche, Biskaje, Atlantyk, ze o Bałtyku nie wspomnę.
Pyro, moim zdaniem, zjadając wreszcie to, co w paczuszce siedzi, możesz się poczuć jak – exsuse le mot! – kanibalka posilająca się Martyną Wojciechowską…
Mam nadzieje, ze dodalas stosowna ilosc koncentratu pomidorowego…
A, podobno wszystkie przepisy tu przedstawiane Gospodarze wyprobowuja….
Teraz czekam na dezaprobate 😉
Złudzeni Nisiu – ja, nie słodka Babunia; pewnie Rodzina zyska centymetry w biodrach. I tak jestem wdzieczna za opiekę nad darem Elap. Owe cukierki są wyjątkowo turystyczne. I niech sobie będą. Zawiszczę ci atoli tych grzybków z patelni, o – to jest to, co tygrysy kochają najbardziej.
Miodzio, a po cholerę Ci dezaprobata, normalnie pogadać nie możesz?
Gospodarz nie napisał, ze te pomidory są obowiązkowe, jest to tylko jeden z możliwych sposobów na danie grzybowe. Niechże każdy je jak lubi.
Ja wrzuciłam borowiki pokrajane na patelnię z mieszanką smalcu i masła, na dość ostry ogień, zeby nabrały trochę rumieńca. Nabrały grzecznie. Pieprz świeżo mielony, kwiat soli – i nie tylko talerz wyczyściłam bagietką, ale i patelnię.
Pyro, ja tam nie mam pojęcia, co jest w paczuszce. Może bomba, chociaż Elap wygląda zbyt łagodnie jak na bombę…
Nisiu, mnie nie potrzebna za cholere zadna dezaprobata … ale spotykam sie z nia w kazdym moim komentarzu i nawet juz to polubilam…..
Nisiu – Elap -dobra dusza, a ja od ludzi więcej nie wymagam; cbdd
Pewnie wstyd sie przyznac, ale ja nie wiem co to ten „kwiat soli”?
Kwiat soli czyli fleur de sel to jest absolutne cudo (dla mnie w każdym razie) smakowe, sól „zamiatana”, jak to określa jeden kapitan, najlepsza i najdroższa na świecie. Powstaje po odparowaniu wody morskiej w specjalnych basenach na wybrzeżach (np. Atlantyku w Bretanii czy Portugalii albo Morza śródziemnego w Camargue) – tzw. paludierzy zbierają ją specjalnymi grabkami. Nie jest w żaden sposób przetwarzana, ulepszana itd. Ma spore ale kruche kryształki, w porównaniu do innych rodzajów soli raczej łagodne w smaku. Warto ją sobie kupić (bywa w ambitnych delikatesach jak Alma albo Piotr i Paweł, albo można jej poszukać w internecie) – ponieważ 10 deko kosztuje jakieś 25 złotych, więc nie sypiemy jej do kartofli ani do zupy: posypujemy nią kanapki, sałatki, pomidorki – tak trochę jakby na deser. Wtedy nie zbankrutujemy.
Moją ukochaną solą jest fleur de sel z Guerrande we Francji.
https://www.google.pl/search?q=fleur+de+sel+gu%C3%A9rande&hl=pl&client=firefox-a&hs=lkB&rls=org.mozilla:pl:official&prmd=imvnse&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ei=UKFbUKb0MITYtAberYHoBQ&ved=0CAcQ_AUoAQ&biw=1440&bih=726
I tu muszę wspomnieć paryskiego Sławka, który z anielską cierpliwością towarzyszył nam, kobietom, w St Malo, gdzie zwariowałyśmy w kilku sklepach – w tym takim jednym ceramicznym, gdzie kupiłam specjalne solniczki do fleur de sel – trochę w kształcie kominka. Sfotografuję przy okazji i pokażę.
No i Alinie należy się moje ciepłe wspomnienie – kochana ta Osoba przysłała mi kiedyś moją ulubioną sól i jeszcze cukierki z solonego masła bretońskiego…
AAAAAA! Przecież od Sławka sól z Guerrande właśnie zżeram! Alino, Sławku, bardzo wielkie MERSI BOKU!!!
A portugalską „zamiataną” sól przywiózł mi jeszcze kiedyś bratanek z rejsu po Azorach…
Moim stałym źródełkiem smakołyku jest niezawodny młyn pana Bogutyna z Radzynia Podlaskiego. Sprowadza on (pan Bogutyn, nie młyn) różne fajne produkty z całego świata, w tym sól z Guerrande. Wykupuję mu całe zapasy, a potem rozdaję.
Miodzio, spróbuj, a nie pożałujesz. Jest to wspaniała rzecz. Jeśli Ci się nie spodoba, posolisz kartofelki i też będzie pożytek. ale nie sądzę – wystarczy posypać chleb z masłem…
Nisiu,
dziekuje pieknie i o efektach zakupowo-kulinarnych sprawozdam.
Te solniczki wygladają mniej więcej tak:
http://www.feemaincreation.com/article.php?art=125299
Moja jest ascetyczniejsza w kolorkach (beż i czarny) i tańczą na niej gawota, a nie farandolę…
dzień dobry ..
sukcesy cieszą …. 🙂
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,12524538,Wielki_sukces_polskiej_profesor__Agnieszka_Zalewska.html