Zgadnij co gotujemy
Dziś do wygrania książka, autora znanego czytelnikom „Polityki” i nie tylko im. Krzysztof Mroziewicz jest wybitnym publicysta i reporterem, znawcą tematyki zagranicznej, zwłaszcza Ameryki Łacińskiej i subkontynentu indyjskiego. A książka przeznaczona na nagrodę to „Fidelada” czyli relacje z wielu i wielotygodniowych pobytów na Kubie. To bardzo ciekawa lektura.
Jak zwykle należy szybko wysłać odpowiedzi na adres internet@polityka.com.pl (jeśli to pierwszy raz, to proszę o adres pocztowy niezbędny w przypadku wygranej) i czekać na ogłoszenie zwycięzcy.
A teraz pytania:
1.Jednym z najpopularniejszych sosów kuchni latynoskiej ( w tym i kubańskiej) jest Ti-Malica, co wchodzi w skład tego sosu ?
2.Typowym daniem kubańskim jest moros y cristianos czyli maurowie i chrześcijanie, co to takiego?
3.Równie popularnym daniem na Kubie jest ropa vieja, brzmi to po polsku okropnie ale pysznie smakuje, jakie to danie?
Teraz proszę o szybkie wysłanie odpowiedzi tu: internet@polityka.com.pl i książka zostanie wyekspediowana pod wskazany adres.
Komentarze
Ciekawe, jakie będą odpowiedzi, bo receptury są różne na każdą potrawę czy sos. Czy rodzaj soku, będącego podstawą sosu, może być decydujący? Stare łachy brzmią po hiszpańsku równie nieciekawie, jak i po polsku. Podobno potrawa powstała na Kanarach, które były ostatnim przystankiem marunarzy i podróżnych wracających do kraju i tutaj pozbywali się starych łachów zakładając nowe, aby się godnie prezentować wpływając do hiszpańskiego portu.
Na tej samej zasadzie konstruowano potrawę. Ważne stare łachy, nie te nowe. Po prostu ropa vieja to były pozostałości z poprzedniego posiłku. Mieszano resztki i podawano. Ale to dawne czasy obecnie nie ma to nic wspólnego z resztakami.
Wersja kubańska z zasady nie zawiera ingredientów gdzie indziej uważanych za składniki nieodłączne. Ale czasami i na Kubie je dodają.
Wyrazy współczucia dla Danuśki, ale tylko połowiczne, w końcu Francuzi awansowali. Mają szansę trafić na Niemców, ale piłka jest okrągła, a bramki są dwie, więc może trafią na Greków. Wtedy znów będzie rozdarcie, bo Grecja dopiero co była odwiedzana przez czołowych blogowiczów.
Oj, zaspałam, bo szaro buro i deszczowo. Była burza, teraz mocno pada i mruczy jeszcze od czasu do czasu. Pewnie już z tuzin odpowiedzi wysłano. Mroziewicza zdecydowanie lubię, a swego czasu mógł się nawet paniom bardzo podobać – taki złotowłosy i złotousty. Oczywiście od tamtego czasu nieco się obraz adonisa zmienił. Na szczęście wnikliwość obserwacji i celność sformułowań mu pozostała. A swoją drogą pomyślmy, jakie tuzy w tej „Polityce” pisywały o świecie: Kapuściński, Ostrowski, Pas-sent, Mroziewicz, gościnnie Unger. To se ne vrati – nie ma już zapotrzebowania?
Alicja lubi kaszę gryczaną z grzybami, a to u nas jesienna i zimowa klasyka. Prawdziwki są jednak nieodzowne. Z innymi grzybami czegoś takiej potrawie brakuje. Zielonki czy maślaki, które skąd inąd są pyszne, w kaszy gryczanej smakują dziwnie. Nie próbowałem z kaniami ani rydzami, bo to nie są grzyby sosowe, ale można spróbować z tłuszczem patelnianym zamiast sosu, a kawałki grzybów wymieszać z kaszą. Obawiam się, że jednak to też nie będzie to. Chyba smak kaszy jest zbyt intensywny dla grzybów nie tak potężnych jak prawdziwki.
Oczywiście to, co napisałem o przyszłym meczu Francuzów, nie dotyczy meczu najbliższego. Ale rozumie się, że po blamażu ze Szwecją zmobilizują się przeciwko Hiszpanii i wygrana będzie formalnością.
Prawda, Mroziewicz to klasa. Lubię go słuchać, jest taki dżentelmowaty jakiś. Nie chodzi o stosunek do pań, tylko o całokształt. Dżentelmen rozumiany w kontekście zachowania wobec dam to raczej polska specjalność.
W środku nocy obudziła mnie podejrzana cisza, otóż gdzieś w pobliżu musiał pieron trzasnąć i elektryka padła na chwilę, komputer się był wyłączył – i wbrew zwyczajom, sam nie zresetował.
No to przechodząc mimo, zajrzałam, co przy stole. A propos rozdarcia kibicowego, owszem, Grecja była odwiedzana, a za chwilę lecę do Francji, więc jakby Francuzi trafili na Greków, to jeden kciuk bedę trzymała za Francuzów, a drugi za Greków (dobrze, ze mam dwa kciuki!). Grekom pogratulowałam przejścia do drugiej rundy, napisali:
„Dziekuje za gratulacje poniewaz przejscie do drugiej rundy jest mala przyjemnoscia w naszej szarej rzeczywistosci. No i teraz gramy na rowno z Niemcami i mamy szanse pierwsi wyrzucic ich z „EURO”, choc oni malo to odczuja. Jak oni wyrzuca nas z prawdziwego EURO to my padniemy.
Pozdrowienia. Periklis”
Stanisławie,
chyba trafiłeś w sedno z tymi prawdziwkami do kaszy gryczanej. Kasza gryczana jest zbyt wyrazista w smaku i do niej tylko prawdziwki. Mnie się już kończą 🙁
Mam nadzieję, że Tereska Pomorska zabezpieczy dla mnie trochę.
Oczywiście Francja najpierw musi pokonać Hiszpanię, potem Portugalię lub Czechy, a Grecja po pokonaniu Niemiec musi zwyciężyć Anglię lub Włochy. Gdyby to się sprawdziło, byłoby bardzo ciekawie.
Żegnam się do jutra, jadę na konferencję do Gdyni, miasta nieżyczliwego kierowcom.
My oczywiście będziemy dalej kibicować Francuzom,ale wczoraj nie pokazali się od najlepszej strony,zatem coś nam się wydaje,że ich szanse na awans są marne.Za bardzo się jednak nie będę mądrzyć,
bo na piłce się przecież wcale nie znam.
Dzisiaj mam jednak inny powód do dumy 😀
Latorośl robi za gwiazdę (sorry-jedną z gwiazd) w dzisiejszym numerze „Polityki”.Zachęcam do przeczytania artykułu o wolontariuszach-str 14 😀 😀 😀
Kuchni kubańskiej nie znam wcale,a zatem dzisiaj będę pilną blogową uczennicą.
Po zawodach. Zwyciężył (po raz pierwszy uczestnicząc) Szymon z Piekar Śląskich. Gratulacje! Nagroda w drodze.
A odpowiedzi są następujące:
1 Sok pomarańczowy,cebula, oliwa, ostra papryka, tymianek, natka pietruszki, sól i pieprz;
2 Biały ryż z czarna fasolą;
3 „Stare łachy”, bo tak się tłumaczy tę nazwę, to rozdrobniona wołowina na ostro podawana z ryżem.
Za tydzień ostatnia przedwakacyjna zagadka.
Gratulacje dla Szymona 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=QPPwyRp9xOs
Szymonie – gratulacje; miejsce przy naszym stole czeka.
Dla mnie dzisiaj zaczyna się jeden ze zwariowanych tygodni, kiedy to Młodszej całymi dniami nie ma w domu, bo klasyfikacja, konferencja, nasiadówka, poprawianie i tak w kółko. Obiadów nie gotuję, chociaż gotuję potrawy, które można włożyć w pudełko i odgrzać w mikrofali. Dzisiaj np Młodsza zabrała resztę wczorajszego strogonowa – takiego, jaki został w rondlu razem z zakrzepniętym sosem śmietanowym, pieczarkami i kluseczkami – dobrze, że te kluseczki na samych jajkach nie rozmiękają. Może dzisiaj wrzucę kuraka do piekarnika, wtedy jutro w pudełku będzie filet z kurczaka bez skóry + majonez + trochę zielonej sałaty. Oczywiście nie do odgrzewania tym razem. Jest mi przykro – w prasie aż huczy, jacy ci nauczyciele leniwi, niekompetentni i pazerni; nic tylko pieniądze i wakacje… Jasny gwint, to gdzie są te złote góry Młodszej? I dlaczego przeszkadza jej rodzony brat albo inny ktoś, kto wpada w niedzielę, a ona albo poprawia, albo przygotowuje następne sprawdziany i lekcje? Cały rok szkolny?
No bo – Pyro miła – takich bakałarzy jak Ania niewielu. Teoretycznie. Jeden „przyuważony” niekompetentny urabia opinię innym. Jak w każdej innej grupie zawodowej.
A że trzeba trzymać rękę na pulsie, dokształcać makówkę, poprawiać, przygotować itp? O tym i uczniowie i rodzice niekoniecznie myślą.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Kulinarne gratulacje dla Szymona.
Stanisław pojechał na konferencję do Gdyni, więc nie mogę go spytać, dlaczego wyróżnił własnie Gdynię posród miast nieżyczliwych kierowcom. Niie wydaje mi się, aby w Gdańsku czy Sopocie było lepiej, a uważam, że jest tam zdecydowanie gorzej. Wszedzie trzeba płacić za miejsca postojowe i wszędzie tych miejsc brak. Zresztą kto latem tu przyjedzie, sam się przekona. No, ale nie jest przecież tak żle, żeby omijać te piekne miasta.
Danuśko, Barbaro,
rurki drożdżowe piecze się dość łatwo: pół kilo mąki, 1 całe jajko i 2 żółtka, łyżka oleju, 18 dag masła, 3 łyzki cukru i cukier waniliowy, ok. 6 dag drożdży, szczypta soli. Jajka ucieramy z cukrem, olejem i wyrośniętymi drożdżami. Dodajemy mąkę i zagniatamy ciasto jak na pierogi. Potem kawałki ciasta należy rozwałkować i tej części pracy bardzo nie lubię, bo ciasto niezbyt dobrze się wałkuje, brzegi są nierówne, a trzeba placek pokroić na kwadraty, posmarować powidłami lub dowolnym dżemem/ najbardziej lubię ten z czarnej porzeczki lub jabłkowy/ i zwinąć w rurki. Ułożyć na blaszce do wyrośnięcia i upiec na złoty kolor. A rurki wychodzą bardzo różnie, jedne są foremne, a inne nie / przewaga tych drugich/ . Nie przeszkadza to jednak nikomu, bo jedzą je tylko domowi i rodzina. A są bardzo smaczne.
Można spróbować je upiec, ale jeśli, Danuśko, masz dobre miejsce, gdzie kupujesz pyszne rurki, to lepiej kupić gotowe. Chyba, że Latorośl chce jeszcze poszerzyć umiejętności kulinarne.
Dzień dobry 🙂
Krystyno – dziękuję, zamarzyły mi sie te rurki, ale widzę, że łatwo nie będzie. Jednak może łakomstwo mnie popchnie do tego czynu…
Danuśko, gratuluję serdecznie i Wolontariuszce i Rodzicom. Świetna akcja, co za organizacja, a przy tym ile dobrego. Nie do przecenienia doświadczenie, brawo! Dla mnie za mało było rozmowy z bohaterami tego przedsięwzięcia, ich wrażeń, opisu sytuacji, które utkwią w pamięci, ale i tak czuje się pozytywną energię, jest dobrze!
Szymonie – gratulacje 🙂
Danuśko, już od wczoraj podziwiamy Twoją córeczkę, bo egzemplarze wprost z drukarni dostajemy we wtorki. Gratulacje!
Krystyno, czy ciasto to tych rurek trzeba bardzo cienko rozwałkować?
Małgosiu,
zbyt cienkie ciasto kruszy się i pęka i dżem wydobywa sie na wierzch. Pomyślałam, że takie rurki można by zrobić ze zwykłego ciasta drożdżowego i chyba następnym razem tak zrobię.
Kochani-dzięki 😀
Ten wolontariat ma oczywiście też swoje rysy,bo studia cierpią z jego powodu.Wszystkiego nie da się jednocześnie ogarnąć.Latorośl jednak doszła do wniosku,że Euro w Polsce zdarza się raz i to właśnie jest najważniejsze.A egzaminy to zawsze kiedyś zdąży się pozaliczać i w tej chwili są mniej istotne…No cóż,może to i racja.
Krystyno-to ja dalej te moje rurki będę kupować 😉
Danuśko, przytomne dziecko. Najgorzej się na czymś zafiksować i przepuszczać życie bokiem. Dobrze zrobiła.
Danuśka, uściski dla latorośli 😀 Dziecko bardzo przytomne, to też był egzamin 😀
fidelada 😆 , jakiz to minimalizm w nazewnictwie.
biedaczek lenin staral sie jak mogl 107 lat temu, wydal drukiem takiego tasiemca: dwie taktyki socjaldemokracji w demokratycznej rewolucji ,
freud w tym samym czasie nie byl gorszy i oglosil swiatu trzy traktaty seksualnych teorii
bylo nie bylo, ale z fidelady moze zawsze nastapic dziedzictwo w postaci: droga do fideliady
nastepnie: nowa droga do fideliady
w dalszej kolejnosci:droga do nowego fidela,
nowa droga do starego fidela,
stary fidel i moze, a moze jednak morze
…..
dosyc gdybania
chcialbym wreszcie, poki pamietam podziekowac z calego serca takiemu jednemu mieszkajacemu w poblizu paryzewa i widywanemu tutaj dawniej jako slawek, za wspanialy pomysl zjadania ryby otulonej w mokrej soli + piekarnil + 200°C / 20′
mialem juz pare lat temu podziekowac, ale dzis udalo mi sie przechytrzyc zapominalstwo i czynie to po stokroc: danke & merci, merci …
co jak co ale dwie sieje w pozycji 69 nadaja sie wysmienicie do jedzeniowej rozkoszy wg.: slawka
cipa
O, to Ala Danuśkowa ma prezent przed imieninowy. Też uważam, że taki wolontariat zdarza się raz w życiu i szkoda byłoby odpuścić. A Dziewczyna świetna i nie głupia. Uściskaj ja, Danusiu.
Gratulacje dla Szymona.
Wyróżniłem Gdynię ponieważ w Sopocie i Gdańsku nie mam kłopotu z parkowaniem. Prawda, że mam pewne przywileje, które te 2 miasta szanują, a Gdynia nie.
Jeszcze pomarudzę. Ropa vieja pochodzą z Kanarów. Pierwotnie podstawą były resztki, stąd nazwa. Mięso w potrawie jest siekane, a najbardziej klasyczna ropa vieja zawiera trzy gatunki mięs z ciecierzycą i ziemniakami. Prawda, że na Kubie ciecierzycę i ziemniaki na ogóół pomijają. Za to obficie dodają sos.
no i co z tego Stachu, ze ropa vieja z kanarow pochodzi? ja o tym tez wiem. ( w portugali tez takie stare byki i krowy podaja, na odol jest toto wieksze od talerza i szlaja sie po stole. fuj, fuj, fuj przez lewe ramie ) skoro tym razem autor, pytan mial na mysli roztrzepanego @starego byka 😆
.. a nie bigos po iberyjsku 😆
apic nie zapomnij
🙂
ogonku
Czy ktoś ma na zbyciu kilku krasnoludków? Mogą być też polskie Ubożęta… Piekielnie potrzebne. Sama sobie nijak nie dam rady z pilnowaniem porządku w szafach. Ubraniowych, na zdrowy rozum jest dość na dwie osoby, więc dlaczego robi się w nich bałagan już po krótkim czasie od porządkowania? Ludzie, w tym kobiety, mają różne poczucie tego, jak w domu być powinno; dla mnie wyznacznikiem, są uporządkowane półki – żadnych ciuchów w trąbkę zwiniętych i żadnych skłębionych ręczników. Reczniki grzecznie leżą ale drobne sztuki garderoby kotłują się zgoła magicznym sposobem. Krasnoludki potrzebne. W kuchni natomiast w szafkach jest miejsca za mało na sprzęt i na produkty, więc bałagan robi się natychmiast, po wyciągnięciu torby z cukrem albo makaronem drobnym, który stoi za średnim, a ten za rurką grubą i na dobrą sprawę trzeba by codziennie poprawiać. Pyra zaś czeka na objawienie, kiedy to sól, która powinna być, jest niewidzialna, albo kiedy się coś nakruszy, rozsypie itd. Robota głupiego te porządki.
wiesz co slawku?
najlepsze w tym co z soli powstaje jest to, ze to co ma pozostac na miejscu jest w takim stanie do jakiego jestesmy pryzwyczajeni. blaszki maja odpowiednia wilgotnosc. i to jest to!!! 😆
no, chyba ze sa tacy co lubia suchoty. brryyy
Pyro,
prosta rzecz. U mnie w szafach garderobianych wszystko WISI na wieszaczkach. Na niewymowne, skarpety i pończochy są osobne dwie szuflady, tam jest burdel, ale do ogarnięcia.
Jerzor ma swoje szuflady dwie, ale po praniu to ja mu skarpety zwijam do pary, żeby się nie pogubił z kolorami. Zresztą, to zadanie nie do wykonania dla niego, poskładać skarpety do pary 🙄
Na półki ręcznikowe nikt mi nie zagląda, więc radzę sobie.
Natomiast burdelik kuchenny jest nie do ogarnięcia – ten garnkowo-narzędziowy. Naczynia, przyprawy i inne mąki, sól etc. mają swoje stałe miejsce, ale gary wyrabiają, co im się żywnie podoba.
Trzeba by było poprosić Maciusia Złotą Rączkę, żeby mi podzielił przestrzeń jakąś półką albo dwiema, bo miejsce jest, tylko niezorganizowane. Kuchnia nie była kupiona gotowa, tylko konstruowana przez wesołego stolarza 😉
Pyro,
nie bardzo mogę Cię pocieszyć. Za to ja bardzo się cieszę z tego, że już wkrótce wzbogacę się o pomieszczenie gospodarcze, całe 6 m 2. A to z powodu prawie pełnego ucywilizowania naszego gospodarstwa, a mianowicie doprowadzenia gazu. Z dotychczasowej kotłowni zniknie duży piec opalany weglem – ekogroszkiem, różne kotły i rury. Będzie niewielki piec gazowy z oddzielnym zasobnikiem. Zostanie też zainstalowana kuchenna gazowa z piekarnikiem i będzie sporo miejsca na regały i szafki. Z dotychczasowej kuchenki elektrycznej nadal będę korzystała, a ta gazowa to na wypadek braku prądu / co u nas zdarza się od czasu do czasu / a także np. do smażenia wonnych potraw.
Gaz do naszej miejscowości został doprowadzony już po naszym zamieszkaniu i podłączenie do sieci planowaliśmy w dalszej przyszłości, ale zostaliśmy także skanalizowani, co oczywiście wiąże się z przekopaniem części posesji. I żeby po paru latach znów nie dewastować trawnika i drzewek, jedno kopanie nastąpi zaraz po drugim i będzie spokój. Ale tak całkiem cywilizacja nas nie opanowała, bo wszystkie boczne ulice poza główną przelotową/wojewódzką/ nadal są i pewnie pozostaną na zawsze nieutwardzone.
Alicjo – w przyprawach mam porządek; muszę mieć, bo to przecież drobiazgi i zginęłabym z kretesem gdyby nie pojemniki, pojemniczki, słoiki, koszyczki itp. mam ich dużo – 1 wisząca szafka 40-tka, 2 otwarte półki na ścianie i jedna szuflada na zamknięte, oryginalne bakalie, tutki z wanilią itp. Problemem są towary sypkie – kasze (4 gatunki) ryż (2 gatunki), mąki 3-4 rodzaje + 3 rodzaje cukru i 2 rodzaje soli. Jak doliczysz makarony, tożyw Bóg nie wiadomo, gdzie to trzymać.
W kuchni jakoś sobie radzę, ale mój pokój osobisty, a właściwie jego „biurowa” połówka zrobiła się już całkiem niesprzątalna. W związku z czym pan stolarz zabuduje mi jedną całą ścianę i po kawałku dwóch obok w sposób zaprojektowany przeze mnie i wykorzystujący każdy milimetr ściennego powietrza na półki precyzyjnie dopasowane do rozmiarów książek i płyt. W ten sposób stwierdziłam, ze płyt cd mam sześć i pół metra… Książek na metry nie przeliczałam. A są jeszcze durnostojki, pamiąteczki, prezenciki… Na biżuty jako znana afrykańska królowa vel sroka powinnam zamówić osobny, pokaźny sepecik.
Pada na moje róże.
Zazdroszczę , Krystyno. Ja (niby) mam skrytkę na półpiętrze, przy windzie. Jednak bardzo prędko straciła ona walory dodatkowego pomieszczenia kuchennego i przyjęła formę przechowalni rzeczy potrzebnych raz w roku, ale potrzebnych. Porządna spiżarnia, to jedno z moich marzeń.
Nisiu,
moje biuro zabudowuję półkami książkowymi na wzór Twojej Piwnicznej Izby. Z książkami dosyć łatwo, bo poza albumami i jakimiś specjalnymi wydaniami to jest standard, wystarczą półki na 18 cm szerokie (takie dechy kupuje się „z półki”, nie na zamówienie specjalne u nas), a z wysokością można sobie dać tak i siak. Bardzo jestem zadowolona z tych półek, które mi Maciuś Złota Rączka zmontował. Po polakierowaniu paradne takie, że hej.
Na biżuty proponuje kuferek 😉
p.s.Wzięłam się za porządkowanie tak zwanego Małego Ganku.
Rany, ile tam badziewia! Teraz przeklinam wyrywność, bo na termometrze dobra trzydziecha z wielkim groszem i akurat słoneczko z tamtej strony (a ganeczek bardzo oszklony). Odpuściłam na dzisiaj, usiadłam przy piwku, pogadałam z Kapitanem i już nic dzisiaj nie robię.
Kuferek na biżuty ok,ale z przegródkami i szufladkami,bo inaczej się
plączą i mięszają.
Pyro-uściskałam 😀
Pieronie, Szymek,
dali takego szczyńścia winszuja!
Jutro będą pierogi dla leniwych, czyli makaron z masłem, śmietaną i jagodami. Nadaje się nawet na kolację, gdyby Młodsza znowu udowadniała, że nauczyciele nic nie robią.
Przychodzę do domu ze sportu i pytam, co to fusbalu nie oglądacie? A oni (mąż bratanicy jest) ?dziś przerwa. Na szczęście.
Wiecie co, postanowiłem wreszcie siąść za kierownicą jakiejś prawdziwej fury i byłem z tego powodu już w przedstawicielstwie prawdziwych angielskich marek, takich jakimi jeździł i sam James Bond. Tam obok legendarnego jaguara jest też bentley, nie mówiąc o roverze, ale jest i legendarny aston martin. Ustaliliśmy, że jazdy próbne w przyszłym tygodniu, termin konkretny jeszcze do ustalenia.
A z kategorii, co by tu jeszcze dopowiem, że wreszcie dziś popadało. Ale musiałem najpierw sprowokować, podlewająć wężem przy od dwu dni zachmurzonym niebie.
Jak wiadomo Pyra samochodów nie rozpoznaje – nie zna się i tyle. Czyta się jednak o tych prawdziwych mężczyznach i ich ryczących zabawkach i coś mi się widzi, że (z wyjątkiem jaguara) Pepe będzie musiał znowu jeść kapuściankę przez miesiąc.
Ach, Aston Martin, jak najbardziej http://www.youtube.com/watch?v=8noKl0gvx3s 🙂
Taki czerwony w sam raz na słoneczne lato 🙂 : http://pl.wikipedia.org/w/index.php?title=Plik:Aston-martin-speed-model-2.jpg&filetimestamp=20050530212148
Danusiu – pozdrowienia dla Ali 🙂 Świetną masz córkę
Kobiety drogie, jaki kuferek, niebawem na biżuty będę potrzebowała tira. Ostatecznie może być z tych mniejszych.
Nisiu – nie masz wyjścia = co dwa lata urządzaj aukcję i 20% kolekcji upłynniaj.
Jutro czcimy Alicje, więc czas je policzyć, żeby nie pominąć w wieczornym toaście
– Alicja nasza, kanadyjski nomada nowego typu;
– dawne nasze koleżanki – może podczytują : Alsa i Puchala;
– Ala , córka Danuśki;
– Alusia, wnuczka Pepegora, ta roczniaczka malutka.
Jeżeli komuś się jeszcze jakaś Ala przypomni, to proszę dopisać.
A co Pyro, dotychczas jeździłem tak, że rzęchami powiedzieć to mało powiedzieć (że posłużę się Pilchem).
Fazę, kiedy koledzy kupowałi motocykle po 850 kubikówi przetrzymałem i też już mam za sobą ze jakie 15 lat. A co ma mi nie odbić teraz, jak jestem na rencie. Dziś stanąłem obok takiego range rovera, to górna krawędź opony sięgała mi do cycków, a zwisu tychże jeszcze nie mam (najwyżej nieznaczny).
To jest to!
Wydaje mi się (przynajmniej).
A Alunia tak, zapomniałbym.
W niedzielę chrzest.
Już po północy, można czcić Alicję. Ja jednak najpierw sie wyśpię, a czcić będę jutro.
Alicjo kanadyjska, kochana!
Niech Cię dalej skrzydła niosą po świecie, niech Cię dalej żagle wiodą po bujających falach!
Tego życzy „wielbicielce”
jej „ulubieniec”
Dla innych solenizantek zostawiam bierzący dzień i stosowną porę.
Dobranoc
Ogonku, ja marudzę tylko dla uściślania, nigdy nie przyjdzie mi do głowy kwestionowanie werdyktu. Tym bardziej, że w konkursie chodziło wyraźnie o kuchnię kubańską, w której stare łachy w ichnim, zubożonym, wydaniu są potrawą sztandarową.
Pyro, nie szukaj krasnoludków. One nie będą porządkować. One już są i to one robią bałagan. Wiem coś o tyum, bo Ukochana jest tytanem porządku. Wszystko ma swoje miejsce. Od stanika poprzez każdą filiżankę (miejsc filiżankowych jest chyba 6, ale każda filiżanka stoi w miejscu ściśle określonym, każdy garnek i każdy słoiczek przyprawowy do ręczników każdego rozmiaru i do każdej książki. Kiedyś były na tym polu scysje, ale od dziesięcioleci ich nie ma, po prostu Ukochana odpuściła moje królewstwa i najwyżej delikatnie wzywa do lekkiego uporządkowania, natomiast sama niczego nie tyka. Czy można żyć w czymś takim? Można, jak się okazuje. Ale raz na dwa lata mniej więcej zdarza się, krasnoludki zostawią coś z rzeczy Ukochanej nie na miejscu i wtedy radość dla mnie nie do opisania. Córeńka, niestety, w sprawie porządku posiadła moje geny raczej. Wczoraj zgubiła kartę pamięci z dużą częścią zdjęć chińskich. Zgubiła w swojej przepastnej torbie. Osobiście podejrzewam, że zostawiła w pracy, ale to się może okazać za chwilę.