Osiołkowi w żłobie dano

Niedaleko mojej wsi, tuż pod Nasielskiem, działa nowy i wytworny hotel, małe zoo, stawy rybne, w których wolno łowić, stoi stary wiatrak, są ścieżki do wędrówek, konie pod wierzch i dwie restauracje. Słowem raj dla dorosłych i dla dzieci. Znam to miejsce sprzed lat, bo jeździłem tam z wnukami na lekcje jazdy konnej. Ale to było parę lat temu. Teraz – jak głosi fama – dużo się zmieniło. Stanął nowy budynek hotelowy, inne obiekty odnowiono, wyszkolono załogę i ostatnio przybył całkiem nowy lokator: urodził się osiołek.
Pojechaliśmy więc do Krzyczek by zobaczyć te zmiany, zjeść lunch i poznać malucha-kłapoucha.
Nowy hotel rzeczywiście wygląda imponująco. Na padokach ruch, kilka młodych osób brało lekcje konnej jazdy. W zagrodach ze zwierzętami też tłoczno, bo przybyło lam (na szczęście są tak odgrodzone od publiczności, że nie mogą widzów opluć a to ich ulubiony sposób odstraszania natrętów), stadko kóz chyba jest w niezmienionej liczbie. Ale najmilszym mieszkańcem zoo jest malutki (16 czerwca trzytygodniowy) kłapouszek. Jeszcze nie ma imienia. Będzie podobno konkurs na imię osiołka i uroczystość nadania mu tego przezwiska. Ciekawe jaka nagroda – bo chyba nie jazda wierzchem na oślicy, która bardzo strzeże synka. A jak razem wyglądają to widać:

Po wizycie zapoznawczej, która była krótka jak na pierwszy raz przystało, udaliśmy się do jednej z dwu restauracji. Wybraliśmy Werandę (jest też Rybaczówka). O jej zaletach napiszę po kolejnej wizycie, bo ta była niezbyt udana. Mamy nadzieję, że (jeśli dotrze do Krzyczek ten lament) następnym razem trafimy na wszystkie dania na właściwym poziomie. Farma Krzyczki bowiem jest tak pięknie położona, że może być atrakcją dla wielu mieszczuchów chcących spędzić kilka dni na łonie przyrody. Tu też mogą odbywać się fajne spotkania, konferencje czy tzw. wyjazdy integracyjne. Ale nie samymi widokami człek żyje. Czyli kuchnia musi dorównywać otoczeniu i warunkom mieszkalnym.

Tymczasem pa, osiołku. Daj znać jak już będziesz miał imię. Wpadniemy z prezentem.