Zgadnij co gotujemy
Dziś do wygrania kolejna książka wydana przez „Politykę” w bogatej kolekcji kryminałów. Tym razem będzie to jedna z książek słynnego szwedzkiego autora. Na upalne wiosenne dni spędzane w ogrodzie lub w lesie lektura wymarzona. Kto pierwszy przyśle odpowiedzi uznane za prawidłowe ten otrzyma w nagrodę interesującą książkę, która łączy świetną rozrywkę i jednocześnie jest dobrą literaturą.
A teraz pytania:
1. Jest gorąco więc może warto sięgnąć po julep; tylko co to takiego?
2. Skarp to prawdziwy skarb ale bardziej znany jest pod inną nazwą – a jaką?
3.Cztery mendle to kopa, także pięć tuzinów daje kopę – ile to wszystko liczy pojedynczych sztuk ?
Teraz proszę o szybkie wysłanie odpowiedzi tu: internet@polityka.com.pl i książka zostanie wyekspediowana pod wskazany adres.
Komentarze
Dzień dobry.
Widzę, że nasz Gospodarz uległ vox populi i zgadywanka nadal w środowy poranek. Piotrze, świetny początek dnia, zostaw nam tę zabawkę. Jeżeli masz kłopoty z pozyskaniem nagród, to my przejrzymy swoje półki i zrobimy zrzutkę książkową.
Wczorajszy dzień zakończył się dla mnie tak sobie, bo YYC po raz kolejny uznał za stosowne wykonać „donos na wos”. A od zawsze się przecież mówiło, że kapuś to nie zawód – to charakter. Trafił, jak kulą w płot; nie tylko jestem grzeszna, ale i serdecznie przywiązana do własnych grzechów.
w kryminale moze sie wydarzyc tylko to co juz sie wydarzylo. nic nowego, same starocie. jeden ubije drugiego a trzeci dowiedzie, ze to pierwszy drugiego, a nie odwrotnie. niekiedy ktos kogos szantazuje. ale zawsze wiadomo, kto jest tym szantazujacym i to zanim przeczyta sie ostatnia strone. co w takiej ksiazce moze sie wydarzyc, jest dokladnie tylko tym, co zostalo opisane. o tresci nie ma co gadac.
byc moze mozna powiedziec, ze jest to dobra pozycja albo zla. tyle tylko, zeby toto powiedziec to nalezy wyslac odpowiedzi uznane za prawidlowe.
dla mnie juz pytania sa skomplikowane, a co dopiero mowic o odpowiedziach.
wiem jedno. milczenie jest zlotem 😆
Słoneczko senne oczka przeciera, a tu już donos i kryminał.
Za chwilę zacznę na głos jajka podliczać….
Rozumiem – to wszystko to 4 mendle + 2 kopy + 5 tuzinów. Proste jak drut 🙂
Za parę minut, gdzieś w Warszawie;
– Barbaro, mam tego dosyć. Madagaskar, Ty i ja. Teraz, natychmiast!
Jak donosy, to donosy – oderwałam się od książki, ale przed udaniem się na spoczynek zajrzałam do poczty. No i był tam DONOS (dosłownie!) od Teresy, zwanej Pomorską:
„Cześć Alu,
szybko donoszę,że wczoraj odwiedziliśmy panią Ewę i Żabie Błota.
Po częściowo udanej akcji ratowania durnej kawki (albo durnego), która wlazła pod dach stajni nie wiadomo jak, i chciała się wydostać przez szparkę na zewnątrz. Utknęła w tej szparze. Kiedy Marian wreszcie ją wyciągnął, oddała ducha.Próba reanimacji-bez skutku. Po chwili żalu nad durnym stworzeniem przystąpiliśmy do załadunku oborniku. Nabraliśmy ile chcieliśmy cudnego gówienka.Pani Ewa w tym czasie zdążyła upiec pyszne ciasto z rabarbarem, które spożywaliśmy popijając herbatkę i gawędząc o różnych sprawach. Na przykład dowiedziałam się, że rabarbar przed pieczeniem należy posypać cukrem, następnie zlać sok. W pieczeniu nie wyda tyle wody.
Na koniec obdarowani pyszną nalewką Orzechówką z logo Żabich Błot i kiełbaską również produkcji pani Ewy,odjechaliśmy szczęśliwi do domu. Co do kiełbasy, pani Ewa prosiła bym się z Tobą podzieliła (nie kiełbasą) ale wrażeniem smaku. Pyszna jest. Rasa świni , którą użyła do wyrobu to albo Złotnicka zwisłoucha, albo Polska zwisłoucha, albo jedno i drugie.Coś mi się pokręciło z tą rasą. Zresztą jaka by nie była, w kiełbasie pani Ewy smakuje wybornie.
Wrócę do nalewki.Nie jest to napitek.Lekarstwo to jest na Żołądek. Pani Ewa zaleca nie w kropelkach tylko w mililitrach. Nie byłabym sobą gdybym nie spróbowała.Doskonała.
Obornik dzisiaj zostanie wkopany w ziemię, w miejsca gdzie będą rosły pomidory, ogórki i dynie olbrzymy, które były w pierwszym roku Jaśka głównym składnikiem jego pożywienia.
Pogoda dopisuje.Wprawdzie nie jest tak ciepło jak na majówkę ale ja wolę niższe temperatury.
Pozdrowienia,buziaki,
Teresa ”
To są donosy, nieprawdaż? 🙂
Za późno na wysyłanie. Julep dobry na gorąco, ale podają go głównie w południowych stanach. Na gorąca najlepsza wersja dla dzieci czyli bezalkoholowa. Skarp rzeczywiście skarbem. Była w Gdańsku bardzo dobra restauracja o tej bardziej popularnej nazwie, jednak właściciel nie wychodził na niej zbyt dobrze i zajął się muzealnictwem, w czym też jest kompetentny.
Trzecie pytanie w istocie bardzo trudne. Chyba Placek ma rację, że 240, ale prawidłowa odpowiedź może być bardziej szczegółowa i wtedy wyjdzie, że zaledwie 87.
Jeżeli dobrze odczytuję pytanie, to Piotrowi nie chodziło o sumę jajek, tylko o składowe : tuzin 12 szt (5 tuzinów 60 szt), mendel – 15 szt (4 mendle – 60 sztuk,
każda składowa dała w sumie kopę, czyli 60 sztuk
Tak rozumiałem, że chodzi o składowe, czyli 12+15+60. Ale Placek ma też rachunek logiczny: 4*15+60+5*12+60. Jak się to doda, będzie 240. Wiem, że Placek żartował i ja też.
🙂
Grzywnę dnia za podawanie odpowiedzi przed ogłoszeniem zwycięzcy konkursu wygrała Pyra, a Stanisław grzywnę pocieszenia, za najbardziej intrygującą liczbę jajek.
Co do mnie – publiczne przyznanie się do pomyłki. U mnie słoneczko jest jeszcze nieprzytomne. Miałem na myśli inne ciało niebieskie.
Dzień dobry,
Już po wczorajszym święcie ale dobrze jest popatrzeć na dokumenty (Placek 0:07) i pamiętać. Tutaj dwóch prezydentów uczciło rocznicę a oficjalna inwestytura za kilka dni.
Wczoraj wpisała się Jola z Opola (9:58). Czy to ktoś nowy?
Słoneczko za chmurami. Poprawiam sobie nastrój smaczną kawą. Życzę Wam udanego dnia 🙂
Odezwała się konkursowo Ewelina i moczywiście nagroda czyli książka Henninga Mankella „Fałszywy trop” pojedzie do Chrzanowa. Gratulacje!
A oczekiwane odpowiedzi są takie:
1.Drink z burbona z listkami mięty, cukrem i lodem, bardzo lubiany w Kentucky i okolicach;
2.To turbot;
3.Kopa to 60 sztuk, mendel – 15 a tuzin – 12.
Dzięki Pyro za ofertę ale daję sobie radę bez kłopotów. Większość nagród to książki wydane przez „Politykę”, część to nasza produkcja (czyli Adamczewskich) i tylko czasem coś kupuję lub wyłudzam od innych wydawców.
Za tydzień kolejna zagadka a przerwa będzie tylko w czasie wakacji.
Pyro, nie przejmuj się „donosami”.
YYC wyraźnie przecenia rolę „szeregowego krzewiciela kultury” w LWP.
Spędzić do teatru kompanię wojaków, czy załatwić bilety do kina w Miesiącu Filmu Radzieckiego – to tak, ale żeby od razu „komisarz”?
Ewo – gratulacje! Specjalnie dla Ciebie „One Mint Julep” 🙂 http://www.youtube.com/watch?v=Sizi33LthYg
Gratulacje dla Eweliny. Mam nadzieję spróbować jalepu (jalepa?) za rok z okładem. Ale nie w Kentucky tylko w okolicach i to raczej dalszych. Najlepiej w Savannah w restauracji o takiej właśnie nazwie.
Ale kto wie, co będzie. Może w ogóle nie pojedziemy, a może zbliżymy się do Kentucky trochę bardziej. Ukochana bardzo chce do Nashville. Nie jest miłośniczką country, ale fanką Korneliusza Pacudy, honorowego obywatela stanu Tennessee. Zresztą kto ze słuchaczy radiowej III nie był fanem KP. A z Nashville do granicy Kentucky już tylko rzut beretem.
Panie Piotrze – jak miło, dziękuję 🙂 .
A miałam sobie odpuścić konkurs, bo poźno juz było…
Asiu, Stanisławie – dziękuję 🙂
Ewo – graulacje 🙂
Placku, dla Ciebie http://www.youtube.com/watch?v=lSJ-oG_AxMQ&feature=related
Gratulacje dla Ewy!
Barbaro 🙂
Nawiązujac do okolic Kentucky warto dodać (ulubiony wyszydzany zwrot docenta Jana Tadeusza Stanisławskiego), że w Nashville czasowo stacjonował 58 Pułk Ochotników Nowojorskich zwany Legionem Polskim. Dowódcą był ówczesny pułkownik, później generał, Włodzimierz Krzyżanowski, równoczesny dowódca 2 Brygady 3 Dywizji korpusu gen. Siegla w Armii Virginii (ta nazwa aktualna od 26 czerwca 1862). W tej armii i tym legionie Polacy bardzo blisko współpracowali z Niemcami i popierali się wzajemnie. Z pamiętników gen. Krzyżanowskiego dowiadujemy się różnych szczegółów nieco przypominających szczegóły z pamiętników barona Muenhausena. Ale pozostało wiele innych papierów, z których można poznać i fakty. Jednym z podstawowych był brak ochotników do ochotniczych pułków. Czytałem niegdyś powieść Roberta P. Warrena pt. „Wilderness”. Historia młodego Rosenkranza opuszczającego niemieckie getto w celu dołączenia do wojsk Unii. Starcie młodzieńczych ideałów rewolucyjno wolnościowych z brutalną rzeczywistością wojny jest pokazane z całą bezwzględnością. Ideały zostają ośmieszone, o ile w ogóle można tu mówić o śmiechu. Autor urodził się w Kentucky słynnym z julepu, blisko granicy z Tennessee. W bitwie w Wilderness dużą rolę odegrał generał Warren. Ciekaw jestem, czy jest tam jakieś pokrewieństwo.
Książka ma trochę wspólnego ze Szkałatnym godłem odwagi (The Red Badge of Courage) Stephena Crane’a. Była bardzo interesująca formalnie jako romantyczny naturalizm. Autor oparł się na rzeczywistej bitwie pod Chancerosville i przeprowadził wiele rozmów z weteranami jednego z Nowojorskich Pułków Ochotniczych.
Wnioski z obu powieści w tej chwili wydają się banalne. Nic bnie usprawiedliwia wojny i żadna nie jest sprawiedliwa. Ale jeszcze nie tak dawno nie było to pewnikiem. A i teraz bywa kwestionowane, niestety.
Istnienie wojen jest jedynym pewnym dowodem na istnienie siły Zła.
Zaciągi do sił ochotniczych często mają charakter przemocy (choćby moralnej) czasem administracyjnej. Znamy to aż za dobrze z własnego podwórka albo z historii Królewskiej Marynarki. O uzupełnieniach do oddziałów partyzanckich najróżniejszej proweniencji lepiej też nie pamiętać.
Ewo – buduj następny regał; gratulacje.
ewo .. 🙂 .. „Fałszywy trop” trzeba wytropić w księgarni bo nie mam .. pewnie Polityka ponownie wyda serię kryminałów na lato .. kupię jesienią na zimę … 😉
julep może dobry na upały ale jaki kaloryczny …
Po pewnych perturbacjach związanych z internetem mogłam wreszcie doczytać Wasze wpisy i obejrzeć wszystkie arcyciekawe zdjęcia.
I mogę złożyć nieco spóźnione życzenia Stanisławowi. Najlepszego ! A przede wszystkim tego, aby planowana jesienna podróż przyniosła wiele miłych wrażeń.
A z podróżowaniem jest tak, że jednych nosi po świecie albo po bliskich okolicach, inni za tym nie przepadają, bo tak naprawdę wszędzie jest podobnie. Ja skłaniam się trochę ku tym drugim, bo np. jak oglądam zdjęcia YYC, to jest prawie tak jakbym patrzyła przez moje okna. A i wiosna jest u mnie chyba ładniejsza. A w ogóle mieszkam w pięknej i bardzo urozmaiconej cześci kraju, gdzie ludzie przyjeżdżają z bardzo daleka po to, aby podziwiać to co mogę ogladać bez podróży. Ale tak całkiem serio, to chciałabym mieć znajomych podróżników, którzy wyciagnęliby mnie czasami w trochę dalsze rejony.
Alicjo,
czytałam relację Tereski Pomorskiej, widząc oczami wyobraźni to wszystko, co opisała. I stajnię, i ciasto rabarbarowe i całe towarzystwo.
Ogonek ma trochę racji jeśli chodzi o kryminały. Właśnie musiałam sprawdzić, czy czytałam ” Falszywy trop”. Zajrzałam na półkę- ksiażka stoi. Zajrzałam do środka – czytałam. Ale treści nie pamiętam. To też ma dobrą stronę, bo z braku innych lektur zawsze można wrócić do przeczytanej pozycji i czytać na nowo.
Ale na razie poświęcam więcej czasu polskiemu kinu, bo w Gdyni trwa kolejny już festiwal filmowy. Na razie nic mnie nie zachwyciło, choć byłabym zadowolona, gdyby przynajmniej nie było nudno. Liczę na dzisiejsze projekcje.
A kulinarnie : ususzone przeze mnie smardze nie mają żadnego zapachu ani smaku. Może ich ewentualny aromat ujawni się dopiero w sosie. Rośnie jeszcze jeden grzybek.
Prawdziwy tylko w srebrnym ew. cynowym kubeczku
Pijał Goldfinger, pijał wielki Gatsby, pijano w „Przeminęło z wiatrem”, to może i ja sobie zrobię? I porównam z mojito…
Dzień dobry Blogu!
Wychynęło słoneczko, trzeba siać, siać…
Posiałabym ogórki i fasolkę, ale czekam na gościa z Locarno, a on się spóźnia, jak zawsze 🙄
Dostanie ciasto z rabarbarem.
Oglądałam wczoraj bardzo ciekawy reportaż z Etiopii.Mowa była o plemieniu trudniącym się pasterstwem i uprawą roli.
Głównym zajęciem mężczyzn jest wypasanie zwierząt,a przede wszystkim ustrzeżenie stad przed kradzieżami i siebie przed śmiercią
z rąk sąsiednich plemion,które tymi kradzieżami się zajmują. Opowiadali,jak bardzo nie chcieliby już toczyć tych z pozoru drobnych wojen.Nie chcą ginąć i nie chcą zabijać.Spotykają się z sąsiadami przy „okrągłym stole” tzn pod okolicznym baobabem 🙂 by o tym rozmawiać i starać się żyć w pokoju.Oby udało im się to osiągnąć !
To tak przy okazji,a propos tych ostatnich wojennych wypowiedzi Pyry
i Stanisława.
Krystyno-czekałam i czekałam na Ciebie i Twoje opinie o gdyńskim festiwalu 🙂 A teraz czekam na Twe kolejne filmowe wrażenia.
Dziekuję serdecznie za dzisiejsze życzenia. Wiem, że wiele osób nie przepada za podrózami. Wszędzie im dobrze. Jest to wartościowa cecha. Jednak z twierdzeniem, że wszędzie jest podobnie, trydno mi się zgodzić. Wszystko jest różne. Przyroda, architektura, koloryt, pogoda. Jednych taka różnorodność kręci, innych nie. Ale ludzie też są inni w różnych miejscach. Jest mnóstwo podobieństw ale i mnóstwo odmienności. Jeśli komuś zależy na zrozumieniu różnorodności świata, powinien podróżować. I tak zrozumie niewiele, ale będzie miał się nad czym zastanawiać. Jeśli ktoś woli zrozumieć trochę lepiej tylko sprawy najważniejsze, może ruszać się niewiele. Ale trochę trzeba, inaczej nie zrozumie się nic, a to co u nas szczególne można mieć za powszechne. Piszę tak, bo osobiście znam calkiem inteligentne i wykształcone osoby, które wnioskują globalnie wyłącznie na podstawie naszych szczegółów zaściankowych.
Podróż do USA zaczynamy planować na jesień ale dopiero roku 2013. W tym już by było za późno.
Wracając do podróży. W kraju mamy trochę pięknych miejsc. Też warto je objechać zanim się ruszy oglądać ileś cudów świata. My od czasu do czasu też po kraju jeździmy. Tatry wiadomo, to miłość i obowiązek w jednym. Ale za 2 tygodnie jedziemy do Wrocławia i w Karkonosze. Wrocław prawie kolebką, chociaż urodziłem się zupelnie gdzie indziej, a od dziecka mieszkałem w Świdnicy. Dla nas Wrocław był metropolia ustępującą tylko Krakowowi i stolicy. I oczywiście mitycznemu wówczas Wilnu.
Jolinku, jeszcze nie piszę. Walczę z różą, o taką dużą. Cholera by ją wzięła, z przeproszeniem za ekspresję wypowiedzi.
Julep mi jakoś niefajnie brzmi. Kojarzy się z lepkością. One wszystkie się lepią, te słodkie koktajle, ale przynajmniej o tym nie meldują…
Mojito mogłabym trąbić na okrągło – najchętniej na Hebrydach, bo oni tam dają wielgaśne porcje i nie jest za gorąco. No i stale byłabym na bani. Tylko żeby mnie ktoś pilnował, coby mi się jaka krzywda nie stała.
I turbocik na zagrychę. Ale ten z kolei ma pryszcze na plecach.
Nobody is perfect.
Chyba że nie.
Należy pamiętać też, że trzy sztygi to kopa 😉
Oj, Nisiu, musiała Ci ta róża nieźle dogodzić, bo z lekka marudzisz.
A 4 kopy, to gros.
Pyo-Nisia nie marudzi,domaga się tylko mojito 😉
I to jeszcze na Hybrydach 😀
Z tego wszystkiego u Pyry r zjadłam 😳
4 kopy to 4 kopy albo 240 sztuk.
Gros to jest tuzin tuzinów czyli 144 😉
Ło Matko-nie należy mylić mojito w klubie „Hybrydy” w Warszawie
z mojito na atlantyckich Hebrydach 😳
Prawda, Nemo. Pokręciłam, ale 240 też się jakoś nazywa, tylko zapomniałam jak.
Danuśka, u Pyry możesz zjeść (dzisiaj pieczona w folii na warzywach miruna) młode ziemniaki podsmażane i truskawki z kremem. Zawsze mi wychodzi trochę więcej, a Ty ryby lubisz.
Zdecydowanie na Hebrydach a nie w Hybrydach. Ale dlaczego mojito czy julep. Julep na lodzie dobry na upały, a Hebrydy znam raczej z zimna. Także z deszczu, ale i słońca sporo zaznałem. Na słońcu na Hebrydach głównie grają w Golfa, jak zauważyłem. Przy golfie można coś popić. Ale sugerowałbym raczej whisky albo porto. Rozgrzewają. Porto bliższe julepu jako słodkie. Turysta nie grający w golfa trafia gdzieś w góry na hiking albo do kawiarni z tortami. Ewentualnie do zamku z pięknym ogrodem i nieodzownym barem. W górach lepsza whisky w małych ilościach. W pozostałych miejscach raczej porto. Można jeszcze trafić do mariny na jachcie albo kotwiczyć w zatoce. Tam już całkowita dowolność.
Mojito dlatego, że lubię, hehe. Na Hebrydach dlatego, że dają gigantyczne porcje. Hehehe.
Skąpi Szkoci – hehehehehehehehe.
Pyruniu – TAK JEST!!!!
Daje mi do wiwatu, ścierwo jedno.
A jak sobie trochę pomarudzę, to mi lepiej.
Jadę na spotkanie ze mną i jakiś czas nie będę mogła marudzić ani krzywić gęby, to se przynajmniej teraz pomarudzę.
Są jeszcze miary subtelniejsze. Nie dotyczą sztuk, ale obeznani z gotowaniem coś o nich wiedzą. Szczypta czegoś. Łyżeczka. Tyle mąki, ile ciasto przyjmie. To jedna z moich ulubionych. Jeszcze inne: nie za dużo, do smaku, parę garści. Zrobić nieduży dołek i wlać (wsypać), ile w dołku się zmieści.
Stanisławie,
zapomniałeś o „po uważaniu” 😉
„Przygarść”
Mnie się podoba „po uważaniu”, bo niektórzy solą, pieprzą, doprawiają ziołami mniej, inni więcej. No więc po uważaniu całkiem pasuje.
Dzien dobry,
Po powrocie z Norfolk doczytalam :).
Nisiu, Stanislawie – najlepszego!
Ewo, gratulacje !
Stanislaw moj Tata i Odsas, ktory nawiasem mowiac z Norfolk z kolejnym pucharem wrocil. Ewa ma polki na nagrody, ja marudze o kolejnym regale na ksiazki, Odsasowi trzeba bedzie cos na nagrody i medale zmajstrowac :).
Racja, Alicjo, zapomniałem. Pewnie po wczorajszym winie, które tak mi smakowało, że nie mogłem się oprzeć kolejnym lampkom.
Frank Potts 2007 z Bleasdale Vinery w Langhorn Creek pod Adelajdą. Wino eleganckie pomimo wielkiej potęgi bukietu i smaków. I mocne, 14,5%.
Jolly Roger też powinien lubić mojito. Po wczorajszym nie umiem rozgryźć Odsasa. Może na schodach coś przyjdzie do głowy.
Więc pytam –
czy w końcu z Nisią na Hebrydy i duże mojito,
czy do Pyry na mirunę w tle z jakąś dobrą płytą 😀
Wszystkie Roger(s)y mojito lubia!
Poki co aura nie sprzyja (dzisiaj okolo 14 stopni i pada :().
Ale Grecja juz w czerwcu, Meksyk w sierpniu, damy rade.
Odsas to moj syn, niemal siedmioletni (w lipcu) rugbista.
Krystyno, u mnie wiosna jest jakis miesiac pozniej niz w Polsce. Nie ma takiej roznorodnosci drzew, krzewow czy kwiatow wiec i kolory skromniejsze. W Vancouver jest o miesiac wczesniej niz w Polsce i rozkwita tysiacem kolorow. Co do podrozy to jadac do Vancouver (1000km) przejzdzasz 3 strefy klimatyczne (co wyraznie widac za oknem). Wliczajac koncowke prerii to 4. Wjezdzasz w wysokie gory (Gory Skaliste), z zarosnietymi, szpilkowym glownie lasem, szerokimi dolinami i osniezonymi szczytami. Jeziora maja swoj niepowtarzalny kolor. Turkus, emerald, mleczny badz krystaliczny blekit. Na polnoc to sie ciagnie pare tysiecy kilometrow. Okolo 400km dalej na zachod gory sie urywaja. Nie zupelnie bo pagorkowato jest ale nagle na przestrzeniu parudziesieciu km wjezdzasz w tereny bardzo suche miejscami polpustynne. Ostre zimy ale gorace i suche lata. Odbijajac na poludnie wjezdzasz w doliny jezior Okanagan i Osoyoos i kraj wina (przepiekny). Wplywy pustyni Sonora bardzo wyrazne. Jadac dalej na zachod, dolinami pokrytymi wyschnietymi srebrno-brazowymi trawami i krzewami. Po przekroczeniu Thompson River (szlakiem poszukiwaczy zlota) wpadasz w Gory Przybrzezne, pokryte deszczowym lasem (rain forest). Waskie, wilgotne doliny, wysokie sklane szczyty. Po drodze parenascie tuneli, droga wije sie raz wysoko zboczami, innym razem przy samej spienionej rzece. Pomalu zaczynasz czuc zapach Pacyfiku. Dojazd do Zachodniego Wybrzeza rozszerzajaca sie dolina Fraser River. Zapach oceanu jest wszechogarniajacy. Pacyfik. Na poludniu lsni w sloncu ostatni z serii wulkanow (juz w USA) Mount Baker (jakies 120km od Vancouver). Osniezony typowy stozek wzbijajacy sie na ponad 4000 metrow i to od samego oceanu. Jeden dzien, trzy strefy klimatyczne, gory, ocean, wino i wulkany. Podroze maja swoj urok. Musze poszperac w zdjeciach i podrzuce pare dla leszpego zobrazowania tego o czym pisze. Teraz mam jedno 🙂
Bazant juz od tygodnai sie zawieruczyl wiec uznalismy go oficjalnie za zaginionego. Sarny tez ostanie dwa dni sobie gdzies poszly. Ja kopie dziury pod plotem na krzaki. Mamy 25 sztuk. Do tego tzw Virginia Creeper na dom i wiate zeby obrosla dzikim winem i pare krzaczkow malin (3 rodzaje). Ziolka wysiane jakis czas temu, pomidorki rosna ale i tak nie zdazymy zjesc. Kupimy takie male, wiszace i powiesimy zeby ladnie w dol rosly 🙂 Jak ziolka dojda bedzie wielkie zarcie. Moze jeszcze w tym roku jablonke wsadzimy.
Payto Lake, Gory Skaliste. U podnuza lodowca Payto (Payto Glacier) w drodze miedzy Lake Louise i Jasper (La promenade des Glaciers / Icefields Parkway). Typowa dolina w Gorach Skalistych.
https://picasaweb.google.com/117780101072784579146/May92012?authkey=Gv1sRgCKKO5uuDl8Sbeg#slideshow/5740530112568447842
Chyba sie nie chce otworzyc. Jeszcze raz a jak nie z domu bede musial
https://picasaweb.google.com/117780101072784579146/PaytoLake?authkey=Gv1sRgCLaN7baJh-W36wE#slideshow/5740530112568447842
Co do kryminałów, wydawało mi się, że już się naczytałam, tak klasyki kryminalnej (Christie, Chandler itd.)jak i późniejszych, niezrównanego Alexa-Słomczyńskiego przede wszystkim i co jeszcze wpadło w rękę. Na koniec kryminały Chmielewskiej, bo chociaż trup padał czasem gęsto, ale napisane to było z humorem.
Z „Politycznych” kryminałów mam 8 tytułów i każdą pozycję przeczytałam z zainteresowaniem. To już inne kryminały, bardziej mroczne, ale ciekawie skonstruowane. I jest tam więcej, niż ten zabił tego czy tą, a komisarz ma za zadanie znaleźć zbrodzienia.
Podobają mi się kryminały tandemu Krajewski-Czubaj, dobrze im wychodzi współpraca.
No i bardzo mroczne historie Marka Krajewskiego, którego ze względu na tę mroczność nie wszyscy chcą czytać (i nie muszą). Ja go cenię wysoko jako autora kryminałów. Seria o Breslau i „Erynie”, plus te dwie z Czubajem, tyle dotychczas przeczytałam. I dobrze je pamiętam, natomiast inne, podobnie jak Krystyna – muszę zajrzeć i chwilkę przekartkować, żeby się zorientować, o czym to było. Ale to w końcu rozrywka (chociaż cokolwiek po ciemnej stronie), w dodatku warsztatowo świetna.
O, Szwejk (10:32) zawitał, zasiadaj przy stole, miejsca dosyć dla każdego 🙂
Jolly,
ja bym na Meksyk wybrała zimowy miesiąc, a Grecja u mnie sprawdziła się z przełomem marca/kwietnia. U mnie zima (w tym roku nie za bardzo zimowa), a tam akuratne ciepełko. Jedziesz na włóczęgę, czy w konkretne miejsca?
Alicjo,
Grecja – Zante, wakacyjnie – Jeff nurkowanie bedzie uprawial i znajac zycie mnie przymuszal, a odkad o zolwiach przeczytal, to nie ma zmiluj.
Meksyk – praca, 10 dni w Guadalajarze i okolicy na zakupach.
Witaj Szwejku.
Pyro,
kilka dni temu wspomnialas szparagi. To danie wyglada smakowicie
http://magazyn-kuchnia.pl/magazyn-kuchnia/56,123978,11682663,Canelloni_ze_szparagami,,5.html
(inne jak dla mnie przedobrzone)
Alicjo, Jolly, dziękuję za miłe przywitanie.
Tym czasem „mam pięć piw i jeden rogalik z parówkami. Poproszę jeszcze o jedną śliwowicę, bu muszę już iść…”
Na szczęście nie jestem aresztowany.
Jolly Rogers- genialne te szparagi z canneloni.Proste i piękne,tak jak lubię,dzięki 🙂 Będę próbować.
yyc-my w kochanym Kraju Nad Wisłą też mamy trzy strefy klimatyczne.Tyle,że bez oceanu(jest Bałtyk na pocieszenie ),bez wulkanów i bez wina.Znaczy wino jest,ale lepiej,żeby z importu 🙂
Samochodem tych trzech stref klimatycznych w jeden dzień to może tak niezupełnie uda się zakosztować.Tym niemniej pamiętaj,że Polska w remoncie,a drogi w budowie.Są jednak tanie linie lotnicze!
Rano Mazury takie Suwałki i klimat kontynentalny,potem wybrzeże i klimat bałtycko-oceaniczny,aż w końcu rubieże południowo-zachodnie z Wrocławiem albo Zieloną Górą i klimat wręcz śródziemnomorski.Bażanty i sarny też mamy,ale te Twoje bardzo lubimy oglądać i o nich czytać.Naprawdę lubimy 🙂
Kochani,
Raz jeszcze dziękuję 🙂 .
Pyro, jeszcze trochę miejsca na półkach mam, jeszcze kilka książek się zmieści…
YYC – koniecznie więcej zdjęć – w pięknym kraju mieszkasz. Polska też jest piękna 🙂
YYC , najwyraźniej pokochałeś kraj, w którym mieszkasz 🙂 Wspominałeś, że przed Wami podróż śladami Ani z Zielonego Wzgórza. To dopiero będzie cudo!
W „Kuchni”, podanej przez Jolly R. jest sympatyczny przepis na tartę ze szparagami i parmezanem.
Jolly, dzięks!
Wróciłam z Dębna ze spotkania. Na zasadzie wstąpił do piekieł, po drodze mu było” – przez Niemcy. Na granicy nabyłam piękne, świeżutkie szparagi. Zagadka: co jem dzisiaj na kolację???
Alino – mały przedsmak 🙂 http://www.tourismpei.com/index.php3
Nie pamiętam, żeby Ania jadła małże albo homary, z których słynie Wyspa Księcia Edwarda. Pamiętam tylko pieczone kurczęta, pasztet, ciastka z poziomkami, poziomki ze śmietaną i sztokfisze 🙂
Asiu – ja kiedyś zwróciłam na to uwagę, że w „Ani…” kobiety żywią się ciastami, konfiturami i bitą śmietaną. W innej serii tej autorki (Emilka ze Srebrnego Stawu) całą zimę u powały wiszą szynki. Co one tak naprawdę jadły? W nieco zabawnie – makabrycznej postaci występuje jeszcze konfitura z dyni. Więcej dań nie pamiętam, a mając w domu dwie dziewczyny, znam to wszystko omal że na pamięć.
Wyprodukowałam 2 l ajerkoniaku nader starannie – jedna półlitrówka zostanie w domu do lodów i czarnej mokki, a trzy pozostałe przeznaczone są na prezenty czerwcowe. Zużyłam 10 żółtek, 600 ml b. tłustego mleka, 500 g cukru-pudru, 500 ml spirytusu i 350 ml brandy. To byłby pikuś gdyby nie to dodawanie po łyżeczce – najpierw mleko do ubitych żółtek, potem miesznki alkoholi do masy. Mam dość; piekielnie dziubana robota.
Alinko masz racje 🙂
No wlasnie, homary i malze. Teraz to glowne atrakcje jedzeniowe (homary, malze i kraby). Mamy nadzieje, ze sezon bedzie w pelni kiedy dojedziemy. Bedzie sezon bedzie tanio 🙂 Przyjaciele maja juz bilety, odbieramy ich w Toronto 16 sierpnia i na wschod (po wyskoku nad Niagare a po drodze kraj wina). Quebec dwa dni, Montreal w drodze powrotnej i mamy jakies 15 dni na miejscu czyli Wyspa Ksiecia Edwarda (malutka) i wieksze Nowa Szkocja i Nowy Brunszwik. Pojezdzimy. Na Wyspie poki co wyglada, ze zatrzymamy sie w Cavendish i wypady stamtad. Z Calgary do Wyspy Ksiecia Edwarda ponad 5 tys km.
Zatoka Fundy i najwieksze na swiecie przyplywy zdaje sie do 16 metrow. Bedzie swietnie 🙂
Tutaj most na wyspe. 13km, chyba najdluzszy w Kanadzie.
http://kiwidutch.files.wordpress.com/2009/12/confederation-bridge-pei-2009-small.jpg
Doczytałem.
Wypada mi pogratulować Ewelinie kolejnego sukcesu – gratuluję!
Reszta właściiwie jasna. Z tym grosem nemo była czujna jak zwykle i poprawiła – i co tu jeszcze dodać?
Szparagi w canelloni? Nie, szparagi teraz tylko z wody. Może w jakimś grudniu.
Miłego wieczoru jeszcze.
Ja dzisiaj eksperymentuję z filetami dorszowymi. Tyle na razie na temat obiadu, zapodam, co wykombinowałam i czy smakowało.
Może być tak albo siak 😐
Ja chyba jestem jedyną damką na świecie, która nie czytała „Ani z Zielonego Wzgórza”. I co gorsza, „Alicję w Krainie Czarów” też pominęłam.
Myślę, że każda kanadyjska prowincja ma wiele do zaoferowania, ale naprawdę dech zapiera jest British Columbia. I Alberty kawał. Kudy tam PEI do zachodniej Kanady, która ma wszystko. Prerie też są ciekawe, ale nie wtedy, kiedy się jedzie przez nie 2000km z okładem – i nic, preria po prostu ::shock:
Ten kraj należałoby kapeczkę skurczyć, żeby uzyskać osiągalne dla podróznika na piechotę (czyli samochodem) proporcje.
Zjeździłam kilka razy od Halifaxu po Vancouver, wiem, co mówię.
Powstała książka kucharska Ani z Zielonego Wzgórza
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/60254/ksiazka-kucharska-ani-z-zielonego-wzgorza
Za niecałe 10 minut Haneczka z Panem Mężem odbierają z Ławicy, Córaska. Będą mieli Dziecko w domu jakieś 10 dni. Święto.
Konfitury z dyni też pamiętam (zakopane w nocy w ogrodzie 🙂 ). I walerianę dodaną do ciasta zamiast proszku do pieczenia. Masz rację Pyro, słodkości było najwięcej. Kilka przepisów: http://ugotuj.to/przepisy_kulinarne/1,88737,849820,Podwieczorek_Ani_z_Zielonego_Wzgorza.html?as=2&startsz=x
Haneczka jest na pewno bardzo szczęśliwa 🙂 .
Małgosiu 🙂
Ciasteczka bostońskie: http://www.koneserzy.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=251&Itemid=31
Danusko, nie mialem intencji licytowania sie strafami klimatycznymi 🙂 Bardziej chodzilo mi o skuszenie Krystyny na jakas podroz. Moze w te strony(?) a my pokazemy co nieco, choc kraj wielki i tak pojezdzic jak po Europie trudno. Na starym kontynencie przejedziesz 200 km i po drodze ze 3 panstwa, 12 miast i miasteczek, kilkadziesiat wiosek, wieze koscielne na horyzoncie i kosciolki przy drogach, zamki zawieszone na skalach, winnice z prawej, lany przenicy z lewej, 7 muzeow, 3 klasztory, dwa palace i jedno jezioro. A kazdy gada innym jezykiem 🙂
Tutaj zrobisz 500 km i z lasu nie wyjedziesz a do nastepnej prowincji jeszcze 6 godzin jazdy, najblizsza stacja benzynowa 7 godzin jazdy i jak masz szczescie miniesz kogos po drodze przed polnoca 🙂
No coz, swiat jest piekny gdzieby sie nie bylo 🙂
„pisarz za kuchennym stołem”: http://palcelizac.gazeta.pl/palcelizac/1,110783,9380259,Szarlotka_Marii_Pawlikowskiej_Jasnorzewskiej__,,ga,,2.html
Nic dziwnego, że w książkach L.M.Montgomery sporo jest o gotowaniu, pieczeniu, przetwarzaniu. Ona sama była wyśmienitą kucharką, uwielbiała suto zastawiony stół, napisała o sobie: „gdybym – biedaczka – nie była pisarką, pewnie zostałabym pierwszorzędnym kucharzem”. Na podstawie jej kulinarnego notatnika powstała książka „Kuchnia z Żielonego Wzgórza, przepisy L.M.Montgomery”.
Nisiu,
jak tam spotkanie ze sobą?
Czekam, aż dorsz dojdzie. Przyznam się, co zrobiłam, co mi tam.
Filetów było 80 dkg. Wyciagnełam ze słoika pół zakiszonej cytryny, co to ok.10 dni temu nastawiłam byłam. Pokroiłam w kosteczkę, rzuciłam na filety, soli już nie, ale pieprzu owszem, dwa zmiażdżone ząbki czosnku, ochlapałam to oliwą i 3 łyzki soku z tych zakiszonych cytryn. Żeniło się to pół godziny z okładem. Włozyłam w naczynie odpo-rne żaro, zalałam tą marynatą i do piekarnika, przykrywszy folia, ale idę ja zaraz zdjąć, żeby się dopiekło. Powinno juz dochodzić.
Jednym slowem czeka nas uczta codzienna 🙂
W Nowym Brunszwiku wino produkuja, sprawdzimy, zobaczymy 🙂
e, tam hameryka, i jej nowy przyczolek….
nie ma nic piekniejszego niz magyarursag!
albo taka Guadalajara na przykład
http://www.galenfrysinger.com/guadalajara.htm
Haneczko, gratuluję. Mamy teraz Córeńkę na stałe, ale przez dobrych kilka lat bywała tylko na kilka dni w czasie obu głównych świąt. Ukochaną wysyłałem do niej parę razy w roku na 2-3 tygodnie. Rozumiem, jak wielkie masz święto.
Donoszę, że podobno wyszło bardzo dobrze.
Radzę zakisić ze dwie-trzy cytryny na początek, ot, żeby spróbować, co to jest. Na razie spróbowałam z rybami, podobno deczko pokrojonej skórki pasuje do sałaty mięszanej, mięsa można z tym przyrządzać i tak dalej.
Jest to słone, ale zrównoważone smakiem cytrusowym. Smak nie jest taki, jak się cytryną coś pokropi – to jest smak cytrusowy wytrawny, powiedziałabym. Mnie smakuje z rybą, idealne. Następnym razem usmażę.
Też mi dobrze wyszły ryby. Piekłam filety z miruny ułożone na zblanszowanych plastrach kalarepy + ziółka i dyżurne, na kalarepie warstwa szparagów, na tym ryby posolone i popieprzone, na nich talarki sparzonej cebuli, estragon, tymianek, połówki koktajlowych pomidorków, bazylia – wszystko skropione oliwą i szczelnie zawinięte w folię, piekło się 45 minut. Naprawdę smaczne.
Brzmi smakowicie, Pyro – ja lubię rybę w każdej postaci, ale solę lubię usmażoną na chrupko (dyżurne + obtoczone w mące), takie rybne czipsy. Z rybą można cuda wykombinować. Nie przepadam za panierowanymi smażonymi – chłoną tłuszcz jak licho.
Alicjo, mnie strasznie już nudzi spotykanie się z sobą… Ale było bardzo miło, wspomniałam zresztą o Twoich druciarstwach, damy się zainteresowały. O Blogu też opowiedziałam, bo jedna pani słusznie zauważyła, ze u mnie w książkach stale coś jedzą. Pod koniec, niestety, nózia mnie rąbała a zebrani specjalnie dla mnie śpiewali „Pod żaglami Zawiszy” i „Na pokładzie od rana ciągle słychać bosmana”. Pięęęęęęknie było. Bajkowe pejzaże w obie strony – pora na rzepakowe pola, wściekle kolorowe w niskim słońcu. No i morena, jak szła tym brzegiem Odry, to też fajne rzeczy robiła. Mało plaskatego, same górki i dołki. I lasy cudne. Chyba się ekstra wybiorę do jednej pani z Krajnika Dolnego, co miała te szpargle, ale też mnóstwo różnych pięknych kwiatków. Nabyłam wieszadło z białymi i liliowymi (chyba milion bells, jutro je dokładniej obejrzę) i wyłącznie siłą woli oderwałam się od reszty.
Dzisiaj na obiad resztki ze Zjazdu. Zostało dużo ciasta i oleju z gorącej przystawki, to wysmażyłem racuszki rybne. Ewa dopytywała skąd jeszcze ryba, a to był tylko intensywny smak suma utrwalony we fryturze.
Parę zdjęć jeno, bo Alicja już sprawozdawała i nie chcę przynudzać
https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/UNowegoMaj12?authkey=Gv1sRgCNjpuqPt3b70MQ#slideshow/5740651553888049826
Thompson River. To ta wysuszona czesc Brytyjskiej Kolumbii:
http://2.bp.blogspot.com/_R0UJbZofq54/TJpFqQE0xNI/AAAAAAAABhQ/CEyqpRgpUwM/s1600/thomson_river.jpg
Danusko dla Twojego meza. Kiedys po zloto tu przyjezdzano teraz to:
http://www.fishingfury.com/wp-content/uploads/2008/01/aprilsteel.jpg
A moze malzonek preferowalby jesiotry?
http://fishingguidebc.ca/
Gdyby polski tłumacz nie użył swej wyobraźni, „Ania z Zielonego Wzgórza byłaby „Anią z Zielonego Szczytu – Ściany na Wysolości Poddasza w Dachu Dwuspadowym”. Takie ściany miał dom w którym wychowała się jej kuzynka Anita.
W 1935 roku L.M.M. zamieszkała w mrocznym i smutnym domu w Toronto. Nazwa nie była już tak stokrotkowo-słoneczna – („Koniec Podróży” (Journeys End. Sam koniec był jeszcze bardziej smutny, ale nie warto o tym mówić.
Pierwsze tygodnie po przyjeździe do Kanady spędziłem w tym właśnie domu, nie mając pojęcia o jego historii. No cóż, nie jestem najbardziej jasną żarówką w żyrandolu.
12 lat później zamieszkałem w enklawie o nazwie „Jalna”, przy ulicy Białych Dębów. Do głowy mi nie przyszło, że Whiteoaks to „Rodzina Łajotoków” o których opowiadała mi moja Mama.
Nie jest tak żle – mam genialnego starszego brata 🙂
Niemozliwe. Sa jeszcze starsi od Ciebie? Popatrz, popatrz. Ja myslalem, ze bylo tak. Na poczatku byl wodor, potem Stara Zaba i Ty? 🙂
Ciekawe czy jak w fikcyjnym miasteczku Avonlea, zamowilem hotel to czy on tam naprawde jest? Czy pokoje sa fikcyjne czy prawdziwe i czy przyjmuja fikcyjne dolary czy moze prawdziwe? Czy recepcja jest fikcyjna i czy portier ma fikcyjne klucze do prawdziwych pokoi. A moze prawdziwe klucze do fikcyjnych pokoi? Czy my mamy gdzie spac? Trudne pytania. Jeszcze trudniejsze odpowiedzi… 🙂
YYC – Nie wiem, bo w przeciwieństwie do Alicji nie wiem co mówię, ale nie zapomnij podzielić się z nami zdjęciami, a w Cavendish wstąp na cmentarzyk, odszukaj grobowiec z nazwiskiem Macdonald. Wiem, że naprawdę tam jest 🙂
Co do starszych braci, kto Cię wielokrotnie z opałów ratował, no kto? Dla ułatwienia podpowiem – mieszka w Toronto, nie zaperza się, jest mądry i wyrozumiały. Co prawda nie jest bażantem, ale nikt nie jest ideałem 🙂
(Nie zapomnij o dzikich stokrotkach)
Placku,
ja wiem co mówię tylko w sprawach dotyczących moich własnych doświadczeń i wrażeń. Nikt nie musi tego brać za prawdę objawioną, tylko za prawdę, widzianą oczyma mojemi 😉
http://www.youtube.com/watch?v=n6MNq3poDt8
dzień dobry …
Anię przeczytałam ale po trzydziestce .. Alicji nie przeczytałam i chyba już nie przeczytam …
Bardzo ciekawy blog.
Zapraszam na mój traveltips.pl 🙂