Przygotowania do świętowania
Wielkanoc, która zawsze była mocniej świętowana niż Boże Narodzenie, wymagała też znacznie dłuższych przygotowań. Najwyższa więc pora by o tym pomyśleć. Jak to wyglądało w dworach polskich opisuje Tomasz Adam Pruszak:
„Szczególnie intensywne przygotowania do świąt trwały w kuchni, w której przyrządzano różne potrawy, często w dużych ilościach ze względu na liczbę osób mających świętować. Nierzadko dwory którąś z potraw uważały za swoją specjalność i szczyciły się nią. Bolesław Podhorski zauważył, że odmiany wędlin, a także sposób przyrządzania poszczególnych mięs, ciast, bab, mazurków, były charakterystyczne dla danego domu i nazywano je często nazwą majątku lub imieniem osoby, według której przepisu je robiono. Zagadnienie wyglądu i organizacji kuchni dworskiej omówiłem już w rozdziale o świętach Bożego Narodzenia. W tym miejscu chciałbym jedynie przypomnieć, że przygotowania kulinarne należały do obowiązków zatrudnionego we dworze kucharza lub kucharki, ale najczęściej wszystko odbywało się w porozumieniu z panią domu. Czasem zajmowała się ona przygotowaniami lub ich częścią osobiście. Anna z Działyńskich Potocka pisała o świętach Wielkiejnocy, które pierwszy raz urządzała samodzielnie jako pani domu w majątku Oleszyce pod Lubaczowem pod koniec lat 60. XIX w. mając wówczas około 20 lat:
„Kucharza miałam do niczego, sama wszystko zrobić musiałam. Nigdy jeszcze nie zajmowałam się pieczywem i doprawdy nie pojmuję, jak się to stało, może dla bajecznie ścisłego stosowania się do przepisów, upiekłam wspaniałe baby, placki, mazurki. Fakt, że nigdy odtąd mi się to do tego stopnia nie udało! Pamiętam przerażenie Stasia [męża], jak wszedł pospiesznie i hałaśliwie do kuchni, a ja przyskoczyłam do niego: „Cicho, cicho!” – zatkałam mu usta ręką i na palcach wyprowadziłam z kuchni; a to baba rosła i bałam się, że się otrzęsie i opadnie! Radość moja, jak na stole ustawiłam cztery wysokie petynetowe baby, ślicznie ubrane mazurki, baranka pieczonego, nakrytego kożuszkiem własnym, pięknie przyrumienione prosię! Jak wziąwszy na model rysunki southdownów i różnych rasowych owiec, wymodelowałam baranka i dałam mu chorągiewkę, radość moja nie da się opisać! I to było moje dzieło, moje, która nigdy nic podobnego nie robiłam, która się miałam za niepraktyczną gospodynię!”
Jerzy Rozwadowski, spędzający dzieciństwo w latach 20. XX w. w majątku rodziców w Książenicach koło Grodziska Mazowieckiego, wspominał, że wędliny sporządzała litewskim sposobem jego matka – specjalistka w tej dziedzinie. Jej specjalnością były też torty w różnych odmianach. Niekiedy przed świętami dodatkowo zatrudniano kogoś do kuchni. Kazimierz Iwanowski zapamiętał, że je?go matka w Lebiodce na okres świąt zatrudniała do pomocy panią Mazgielową z Podświętych, a dorywczo do ciężkiej pracy dziewczynę zajmującą się normalnie krowami i świniami. Jego babka zaś na czas przygotowań świątecznych sprowadzała do dużej kuchni kobietę ze szlacheckiej okolicy Hlebowce. Przyrządzone, gotowe potrawy przechowywano w zimnym miejscu, aby się nie zepsuły.
Wielkanoc poprzedzało świniobicie. Zdaniem Wacława Auleytnera świniobicie i przerób mięsa były początkieprzygotowań do świąt. Świniobicie odbywało się odpowiednio wcześniej przed świętami, ponieważ wędzone na zimno wędliny oraz bejcowana szynka musiały odleżeć. Zazwyczaj organizowano je po dworach i wsiach w połowie Wielkiego Postu. Jadwiga Guttakowska wspominała, że w ramach przygotowań do świąt wieprze bito często, a Maria Lewicka, że bicie drobiu i prosiaków zaczynało się w poniedziałek po Niedzieli Palmowej. Także w Rzeszynku tuczniki bito w Wielki Poniedziałek. Świniobicie na pewno było najmniej miłą czynnością związaną ze świętami Wielkiejnocy, a nie lubiły jej zwłaszcza dzieci. Pisał o tym Zdzisław Morawski: ,Wielkanoc, ściślej: przygotowania do niej, rozpoczynały się w sposób okrutny, raniący nasze dziecięce serca i budzący przerażenie. W kącie za kuchnią odbywało się zarzynanie świni, przywożonej w tym celu z folwarku”.(…)
Następną czynnością po świniobiciu był przerób mięsa, który opisało wielu ziemian. Relacje te wskazują, że w domach ziemiańskich potrafiono wyrabiać na różne sposoby doskonałe wyroby mięsne. Izabela Drwęska wspominała, jak w Rze?szynku: „Ogień huczał pod koźliną, kiszki w wielkich kotłach bulgotały, kilka dziewuch ciągle coś szorowało, przystawiało do ognia, rzucało torf na palenisko”. Zdzisław Morawski opisał natomiast przerób mięsa w Małej Wsi, którym zajmował się kucharz, pan Banasikowski:
„Szynki, po natarciu ich saletrą i solą, szły do beczek. Kiełbasy i kaszankę przyrządzało się nadziewając świńskie kiszki odpowiednim farszem z mięsa albo z kaszy i krwi. Kiełbasy były potem wędzone w zainstalowanej na stałe kuchennej wędzarni, słonina solona, schab po różnych długotrwałych zabiegach stawał się polędwicą. Kaszanka, tak jak salceson, nigdy nie pojawiała się na naszym stole. Przeznaczona była wyłącznie dla służby. Jedliśmy ją jednak, jeszcze gorącą, kiedy wyciągano ją z kotła, w którym była parzona”.
W Studziankach wielkiego wieprza bito w połowie Wielkiego Postu, a następnie wynajęty masarz gotował w kuchni dworskiej w wielkich kotłach kiełbasy, salcesony, kiszki kaszane, pasztetowe itd. Zajmowało mu to dwa dni. Masarz ten zajmował się też peklowaniem i przygotowywaniem do wędzenia różnych części świniaka. Po dwóch tygodniach w wędzarni trwała intensywna praca, niekiedy nawet przez dwa tygodnie. Wacław Auleytner zapamiętał, że: „Studziankowskie wyroby masarskie były na ogół znakomite. Takich nie można było kupić w najlepszych sklepach warszawskich”. W Węglinie u Targowskich wędliny były robione w sposób, którego pani Targowska nauczyła się w Wilnie. Szynka, polędwica i kiełbasa nie były gotowane, tylko bardzo długo marynowane, a następnie wędzone przez kilka dni różnymi gatunkami drewna. Dzięki temu miały znakomity smak i nie ulegały zepsuciu. W Łazku, majątku państwa Pajewskich: „Był zwyczaj oblepiania szynki ciastem jak na chleb razowy i pieczenia w piecu chlebowym. Marynowano też szynki cielęce”. W Lebiodce robiono szynkę pochodzącą ze świniobicia jeszcze bożonarodzeniowego. Najpierw wędzono ją w wielkiej drewnianej wędzarni, skąd „przez parę dni dochodził miły zapach dymu jałowcowego”. Następnie wymaczano ją, aby usunąć nadmiar soli oraz saletry i wreszcie pieczono. Oto jak opisał pieczenie szynki Kazimierz Iwanowski:
„W wielkiej dzieży rozczynia się ciasto chlebowe z razowej, żytniej mąki. Gdy ciasto zaczyna pracować, to wyrabia się je ponownie, po czym całą szynkę oblepia się nim warstwą na palec grubą i wstawia się do rozpalonego pieca chlebowego. Po paru godzinach szynka jest gotowa i po lekkim ostygnięciu kruszy się chleb. Szynka jest soczysta i wonna, nic z niej nie uciekło, a chleb nasycony jej sosem i aromatem smakuje znakomicie. To pieczenie robi się w Wielką Sobotę”.
Czuję przesyt mięsny.
I wzmożony jednocześnie apetyt. Dalszy ciąg tych wielkanocnych obrazków w następnym odcinku.
Komentarze
dzień dobry …
dobrze, że można te jaja jeść teraz bez szkody dla zdrowia bo bardzo lubię w każdej postaci … tylko czemu takie drogie się zrobiły …
poranek szczęśliwie zaczęty rozbiciem słoja z ogórkami .. 😉
Alicja to chyba do Grecji gdzieś leci … tak mi się coś przypomina z jej wpisów … 😉
O, dzisiaj coś dla Pyry. Dawna kuchnia, anegdoty, stare przepisy – jak zwykle książki kucharskie do czytania, nie do gotowania. W często na blogu przywoływanej „Spiżarni wiejskiej, obywatelskiej”, „Kucharce litewskiej” i innych pozycjach, wieprze na wędliny radzono bić z końcem lutego, a najpóźniej w pierwszych dniach marca, kiedy lodu jeszcze pod dostatkiem i mroźne wiatry wieją (były zimy, co?). Rzecz w tym, że mięso zasolone w beczkach, a co kilka dni beczki przewracano i taczano, soliło się 4-6 tygodni, a w zimnym dymie wędzono je 3 tygodnie po trochu. Świnia bita przed samymi świętami była używana na kiełbasy, pasztety, pieczenie, rolady i galarety. Kiełbasy podwędzano w dymie ciepłym w ciągu 1-2 dni w czwartek, w piątek parzono, a od soboty w charakterze święconego kładziono na pięknie przybranych stołach. Prócz świni żywot swój kończyło kilka prosiąt i cielak, drób, a z lodowni wyciągano resztki sarniny czy innej dziczyzny. Opisy K.Szymanowskiego, czy Wańkowicza znane są chyba wszystkim, a w starych książkach kucharskich są też zestawy przepisów wielkanocnych. W odróżnieniu od Gospodarza ja się nasycam czytaniem.
A teraz nie dowcip rodem od Byka, tylko autentyczne ogłoszenie z Gazety Wrocławskiej „Grób sprzedam. Dziadek gratis”.
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/8413/0495b4363535a4a909b3a76eb04ece2d/
Dzień dobry! 🙂 Bardzo ciekawy temat.
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/178740/145cfda62ff50fa67ec26b0ccbda177b/
To jest to 🙂 : http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/90997/145cfda62ff50fa67ec26b0ccbda177b/
W dzisiejszych czasach, gdy podaż żywności nie jest zależny od pory roku czy urodzaju przygotowanie takich ilości jedzenia na świąteczny obiad jest nieuzasadnione a nawet niemoralne.
Moim zdaniem wystarczy jakaś zupa, drugie i kawałek ciasta.
ASIU zainstalowałam co trzeba. Gazety mi się otwierają ale dzisiaj chciałam obejrzeć (dla Żaby oczywiście) Historyję jazdy polskiej” wyd w Krakowie, w 1884r. (dział wojsko polskie). I – ja zaczęło się ładować, tak ładuje się do teraz, Nie otwiera się. Co robić?
A w której bibliotece? Sprawdzę o co chodzi, akurat mam wolna chwilę
W Święta z reguły wcale nie mamy obiadu: ani zupy, ani drugiego. Jemy to co podaliśmy na śniadanie. Taki zimny bufet. I nie przesadzamy z ilością 🙂
Dzień dobry Blogu!
Gruba Kryśko,
przed zupą przystawka adekwatna do sezonu, zupa, drugie, deser (krem, sałatka owocowa itp.). spacer.
Ciasto na podwieczorek.
Pyro – jeżeli to jest biblioteka UW, to chyba teraz serwer nie daje rady, bardzo długo się ładuje. Spróbuj wieczorem. Teraz pewnie studenci korzystają.
Asiu WBC
U mnie się otworzyło: http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/docmetadata?id=93212&from=publication
Trzeba jeszcze kliknąć na: „otwórz treść”
Pyro – a zainstalowałaś obie wtyczki: javę i DjVu?
a te jaja godne polecenia ….
http://lepszysmak.wordpress.com/2011/03/11/jajka-faszerowane-tunczykiem-na-sianku-z-pora/
ja dzisiaj sobie robię coś dla zdrowia i urody … 🙂
http://lepszysmak.wordpress.com/2011/03/14/salatka-waldorf/
Jolnku51, po kigo grzyba marynowany – ten seler rzecz jasna – surowy, starty na tarce o dużych otworach plus utarte jabłko, garść orzechów włoskich nieco rozdrobnionych, cukier i sól do smaku. Do tego można dodać wedle upodobania majonez lub śmietanę lub jogurt. Wspaniała sałatka i dla zdrowia i dla urody. A jeśli masz zapotrzebowanie na walory artystyczne – podana na „łódeczce”z liścii cykori i zaaranżowana na półmisku wraz z innymi dodatkami zadowoli nawet wyrachowanych smakoszy.
Rzecz jasna witam Blogową Bandę lecz jednocześnie – niestety – mówię „pa, pa”. Niby wcześnie – 22:30 – alem zmączona i śpiąca. Po trzech godzinach snu i całodniowej robocie organizm powiedział „Basta” . Tym razem nie będę udawadniać tezy o wyższości Świąt wielkiej Nocy nad Świętami Bożego Narodzenia.
Życząc udanego weekend’u
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Radek piszczy co chwilę – najchętniej zamieszkałby w parku do jesieni. Już Młoda z nim była o świcie, a teraz ja przez godzinę. Jeszcze się dobrze nie rozejrzał po świecie i chce znowu wyjść. O, nie, słoneczko. Nie idziemy. Obraził się. Na obiad dzisiaj gzik z bałaganem, czyli twarożek wzbogacony nie tylko o szczypiorek ale i o koperek, czosnek, dużo rzodkiewek i śmietanę + dyżurne Zjemy z bułka, nie z ziemniakami, bo nie wiadomo kiedy młoda pani wróci do domu.
Zamówiłam sobie w naszym mięsnym sklepiku ozór wołowy. Dostanę, to zapekluję, ugotuję na święta część jako wędlinę na talerz wędlin, a z cieńszej części na ozorki w galarecie. Za 10 jaj zapłaciłam dzisiaj 8 zł, myślę, że do świąt zdrożeją jeszcze o jakieś 40 gr na sztuce. Inka dla mnie kupi surową wędzoną szynkę (w Swarzędzu) i świeżą kiełbasę wędzoną, materiał na zimne nóżki już mam, będą ozory w 2 odmianach, jajka jak zwykle najróżniejsze, żurek na szynce z białą kiełbasą i jajkiem, jakieś mięsiwo na zimno, sosy, sałatki, baba, sernik i full – wypas , jak mawiają małolaty.
echidno bo mam dwa słoiki i muszę zużyć ….
nic nie robię na święta … jadę do Kazimierza … 🙂
a sąsiada chyba zabiję .. przerabia łazienkę już drugi tydzień .. całą wiosnę mi psuje … 🙁
Dobry pomysł z tą sałatką. Zużyję świeży seler.
Jolinku, współczuję. Musisz częściej wychodzić z domu 🙂
A to feler,westchnął seler 🙂
Czytam teraz o selerach Jolinka i Echidny i proszę u mnie dzisiaj też selerowa surówka-utarty seler z włoskimi orzechami i sosem
majonezowo-jogurtowo-musztardowym.Właśnie spróbowałam,wyszła bardzo dobra.Teraz przegryzie się co nieco w lodówce i poczeka na powrót do domu wszystkich domowników.
Pyro-Ty mi tu nie opowiadaj o ozorach,bo Alain sczeźnie z zazdrości.
On uwielbia ozory we wszelakich postaciach,a ja nie umiem ich przyrządzać,a raczej,szczerze mówiąc,trochę boję się za nie zabierać 🙁
Zatem jada te ozory u ludzi albo w restauracjach.Poza tym nie zawsze łatwo je kupić i to jest po trosze moja wymówka 😉
Wiosna piękna-niektórzy dzisiaj w krótkich rękawach !
Jolinku z sąsiadami czasem nie ma lekko,wiem coś na ten temat 🙁
Widac polski katolicyzm zawsze taki byl jak jest i dzis – dokladnie wiadomo co trzeba zezrec na Wielkanoc, czy jak ubrac dziecko do Piwerwszej Komunii – ale o co w tym wszystkim chodzi… Kogo to interesuje?… Najwazniejsze zesmy sobie pojedli i popili
Pierwsze słyszę, żeby Wielkanoc była zawsze mocniej świętowana, niż Boże Narodzenie.
No, ale skoro Pan tak twierdzi…
Danuśko – w Realu są zawsze wieprzowe – po 3 na tacce. Dzisiaj z ozorkami nie ma roboty, bo są w handlu już bez ślinianek. Dalej m/w jak flaki : odparzyć, zalać wrzątkiem z przyprawami, gotować na małym ogniu ok 2,5 godz. dodać włoszczyznę albo przyprawę warzywną (rosół najczęściej się wylewa) gotować do miękkości (ok 40 minut). Potem ozory schłodzić w zimnej wodzie i ściągnąć skórkę. To wszystko. Dobrze zapeklować 2 dni wcześniej albo przynajmniej dobrze nasolić. Ja lubię w sosie chrzanowym, szarym = polskim, musztardowym albo na zimno do kanapek i galarety. Wolę jednak wołowy – szeroki na przekroju, spory (ok 1,30 kg). Galaretę robię na wodzie z przyprawami, kostką rosołową albo sporą garstką soli, może być cytryna jeżeli ktoś lubi. Jednym słowem robią się same, a obrać i pokroić to 5-10 minut. Jak zamówisz w mniejszych sklepach, to ci załatwią, może nawet cielęcy.
Pyro-masz rację,nie wygląda to na kosmicznie trudne,muszę w końcu poozorkować 🙂 Jutro zrobię rozeznanie w naszym wiejskim,około- wyszkowskim sklepie,u nich na pewno wszystko da się zamówić.
Czego to człowiek z miłości nie robi,nawet ozory zamawia 😉
We wnętrzu mojego Liebherra spoczywa sobie ozór cielęcy.
Dzięki, Pyro, za przypomnienie 😉
Ozory, cielęce policzki, ogon, wątróbkę itp. dostaję gratis od mojego chłopa-górala z bliskiej okolicy. Przy następnym cielęciu (za tydzień, potem aż do jesieni nie będzie następnego) zamówiłam kilogram wątróbki na pasztet z zielonym pieprzem i koniakem. Ostatni był tak dobry, że przyjaciele i zięć dopytują się, kiedy będzie następny 😉
Dokończyłam mycia okien, zawiesiłam firanki, odkurzyłam trochę i… padłam 🙄
Danuśko, zamawialiśmy w ubiegłym roku ozory w wiejskim sklepie pod Twoim domem. Nawet nas zawiadamiali, że już zgromadzili właściwą ilość. A robiliśmy wg. przepisu naszej Babci czyli tak:
Ozór w sosie chrzanowym
Ozór wołowy, 1/2 łyżki soli i 1/2 łyżki saletry, porcja włoszczyzny bez kapusty.
Sos: łyżka masła, łyżka mąki, kilka łyżek wywaru z jarzyn, 1 – 2 łyżki (zależnie od smaku) chrzanu, cukier, sok z cytryny, łyżka śmietany.
1. Doskonale oczyszczony ozór, po odcięciu wszystkich „niepotrzebnych” części, czyli ślinianek, kawałeczków błonek i doskonale wymyty szczotką należy zapeklować na 3 – 4 dni w mieszance soli i saletry. Jeśli chce się, aby był szybciej gotowy do użytku trzeba ponakłuwać mięso spiczastym nożem i w otwory wsypać saletrę z solą. Włożyć do emaliowanego (nie obitego) lub kamionkowego albo porcelanowego naczynia, przycisnąć deseczką lub talerzykiem i pozostawić w chłodnym miejscu. Codziennie trzeba ozór przewracać.
2. Włożyć do garnka ozór wraz z oczyszczonymi jarzynami i gotować do miękkości (w szybkowarze ok. 1 godz., w garnku ok. 3 godz.).
3. Po ugotowaniu zdjąć skórę z jeszcze ciepłego ozora, co nie będzie trudne i pokroić go na porcje.
4. Przygotować sos: rozpuścić masło, dodać mąki, smażyć do zbielenia, dodać wywar, w którym gotował się ozór, chrzanu, soku z cytryny, ewentualnie soli oraz cukru do smaku. Na koniec dodać łyżkę śmietany zamieszać i zagotować.
5. Ułożony na półmisku ozór zalać sosem.
Ozór w sosie chrzanowym podaje się z kartoflami purée. Jeśli chce się podać ozór bardziej elegancko i zarazem tradycyjnie – wówczas posypuje się go siekanym jajkiem, na nim kładzie się warstwę podduszonego lekko w łyżce masła chrzanu, a na koniec polewa się jeszcze odrobiną zrumienionej bułki tartej z masłem.
Nie jest to lekkostrawne danie dlatego należy je popijać wiadomym płynem. I nie przejadać się. Choć to trudne, bo taki ozór jest przepyszny.
Dzisiaj urodziny Calgarczyka, czyli Segregatora czyli YYC . Pewnie tam u niego tańce, hulanki, swawole, a my co najwyżej możemy wznieść szklanki z płynem szlachetnym.
Zatem solenizantowi życzę wszelkiej pomyślności. 🙂
Pyra mnie też natchnęła tymi ozorkami. Nigdy ich nie przyrządzałam i nikt ze znajomych również. Rozejrzę się więc za nimi. Wreszcie byłoby jakieś nowe oryginalne i smaczne danie.
W ramach przygotowań świątecznych kupiłam rzeżuchę, nazbierałam łupin od cebuli do farbowania jajek i zbieram połówki skorupek od jajek, w których posieję rzeżuchę/ oprócz tej na talerzyku/. Tak więc na razie jestem na przyjemnym etapie planowania. Ale same święta też będą skromne, bo młodzi wyjeżdżają, a przyjedzie na jeden dzień siostra ze szwagrem, więc nie ma co przesadzać z ilością potraw.
Wróciłam z miasta i mogę za zdrowie YYCa zjeść kawałek pumpernikla z masłem i salcesonem. Delicja.
Młoda po drodze do domu weszła dzisiaj do sporego centrum ogrodniczego. Weszła i nie chciała wyjść. Mówi, że obłęd barw, zapachów, form zupełnie ją oszołomił.
Sławku – dużo radochy w życiu 🙂 .
Sławku – wszystkiego najlepszego! 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=m8H-bnoMUC4
Sławku, zawsze błękitnego nieba nad głową i śmiejącego się do Ciebie słońca!
Pod koniec XIX w. w Poznaniu „obżarstwo i otyłość nie były rzeczami wstydliwymi, czego dobitnym przykładem jest założenie w 1893 roku Klubu Grubych skupiającego wyłącznie mężczyzn. Kurier Poznański z w/w roku pisze: Na polu zakładania rozmaitych towarzystw w mniej lub więcej szlachetnych celach nie da się Poznań wyprzedzić choćby stolicom, już nie tylko prowincjonalnym. W mieście naszym pomimo drożyzny artykułów spożywczych, istnieje widocznie niemałe gronko mężów cieszących się przyzwoita tuszą, bo oto szczęśliwcy ci przyszli do przekonania, że interesa ich nie są należycie zabezpieczone, ponieważ zaś w naszych czasach na tego rodzaju niedomagania jedynem lekarstwem jest towarzystwo, więc „stante pede” dali hasło: hej ramię do ramienia tłuściochy! Z początkiem jesieni będzie więc miasto nasze uszczęśliwione klubem tłuściochów. Kwalifikacja na członka: minimum 2 centnary wagi. Mężów posiadające wszelkie warunki po temu by mogli należeć do tego oryginalnego Klubu, wynaleziono podobno w mieście i powiecie 42 (…) W mieście naszem pierwszą „wielkością” jest mąż ważący 2 centnary 81 funtów (140,50 kg).”
Nic więc dziwnego, że dla mieszkańców ówczesnego Poznania zjedzenie „na jednym posiedzeniu” całej pieczonej gęsi o wadze 8 funtów (4 kg) nie stanowiło najmniejszego problemu, czego dowiódł pewien urzędnik w jednym z lokali w dolnej części miasta” – za „Do stołu podano” W. Karolczak
Moja siostra kupiła dzisiaj żółte bratki. W zeszłym roku kwitły u niej od początku kwietnia do początku grudnia.
ja wprawdzie nie piję tego ale po tej reklamie to bojkot trzeba ogłosić dla coca coli ..
http://zyciejakwmadrycie.pl/post/19791643938/nie-wierze-zadowolony-pracownik-coca-coli
Pyro – czy udało się Tobie otworzyć ten plik z WBC?
Asiu – on się otwiera tylko się dalej nie ładuje – pisze, że trwa ładowanie – i – mija godzina i dalej pisze….
Z Dziennika Poznańskiego z 1903 r. (Do stołu podano): „Nadzwyczajny wypadek spotkał w tych dniach pewną panią, która w cukierni Beely’ego zamówiła sobie parę kiełbasek. Podczas spożywania chrupnęło jej coś między zębami i cóż się pokazało? Oto z kawałka kiełbaski wypadł na talerz złoty łańcuszkowy pierścionek z czerwonym kamykiem”
U mnie się otworzył. Nie wiem dlaczego u Ciebie się nie ładuje do końca. Masz wgrane i javę i DjVu?
Teraz też się nie otwiera.
Nie wiem dlaczego. „Historya piechoty polskiej” teraz otwiera się bez problemu. A „Historya jazdy polskiej” nie 🙁
No i właśnie. Żaba piechotą się nie interesuje, a chciałam jej prezent zrobić.
Mam program i wtyczkę, jeszcze muszę nabrać wprawy w wyszukiwarce.
Na cześć YYC’a – czyli Sławka Wspaniałego!
Istnieje man YYC w Calgary
Nie precyzuje jakiej jest wiary.
Swą blond-Basieńkę odżywia jak trzeba,
Już chyba za to pójdzie do nieba!
Niestety, używa „polonuskiej” mowy…
PS Wiem, że wiesz lepiej. Ale, jeśli napiszę „precyzuje” to się dnosi do podmiotu limeryku. Jak napiszę „precyzuję” to się odnosi do autora enuncjacji!
Wiem, ze wybitnym umysłom ortografia nie przeszkadza, ale może warto się zniżyć i ułatwić maluczkom percepcję…
Wybacz upierdliwość, ale miałem ciężką kolację: 3 tuziny ostryg, tuzin muli. tuzin raczków i pół kopy małych krewetek… Co najgorsze, że bez Chablis. Tragedia!stnieje man YYC w Calgary
Nie precyzuje jakiej jest wiary.
Swą blond-Basieńkę odżywia jak trzeba,
Już chyba za to pójdzie do nieba!
Niestety, używa „polonuskiej” mowy…
PS Wiem, że wiesz lepiej. Ale, jeśli napiszę „precyzuje” to się dnosi do podmiotu limeryku. Jak napiszę „precyzuję” to się odnosi do autora enuncjacji!
Wiem, ze wybitnym umysłom ortografia nie przeszkadza, ale może warto się zniżyć i ułatwić maluczkom percepcję…
Wybacz upierdliwość, ale miałem ciężką kolację: 3 tuziny ostryg, tuzin muli. tuzin raczków i pół kopy małych krewetek… Co najgorsze, że bez Chablis. Tragedia!
Ostatni wers miał być:
Niestety używa złej mowy bez miary
Przepraszam za duble.
To wszystko z przeżarcia!
yyc, wszystkiego najlepszego urodzinowo, wspaniałych podróży i kulinarnych odkryć.
Coś dla Krysi G. – „Na początku XX wieku w Poznaniu znanym i tłumnie odwiedzanym lokalem była restauracja Zur Krone przy ulicy Szerokiej 16/17 (ob. ulica Wielka) narożnik Wielkich Garbar. Jej właściciel Roman Antoniewicz codziennie oferował wyborne obiady składające się z trzech dań: zupy, dania średniego z jarzynami i warzywami oraz dania głównego czyli pieczystego z kompotem 🙂 . W pierwsze święto Zielonych Świątek w 1904 r. można było zjeść na obiad: zupę wiosenną, lipski Allelrei z szynką, comber sarni z mizerią i kompot z mirabelek. W drugie święto: zupę rakową, kotlety ze szparagami, cielęce fricandeau i kompot z agrestu” (Podano do stołu)
Dowód na nadużycie gastryczne
https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/Zarcie?authkey=Gv1sRgCMv5w7mokr7yzwE#slideshow/5723183202065679746
I pomyśleć, że gdyby Pyra nawiedziła dzisiaj Cichalewo, to by wstała od stołu o suchym pysku!
http://www.youtube.com/watch?v=mqg8YLHlQJc
http://www.youtube.com/watch?v=7WnWPEq6cUo
Dlaczegóż? stało by dla wszystkich a jeszcze dka Ciebie? Specyjalnie!
Pyro! Rozumiem! To była restauracja seafoodowa, ale bezalkoholowa. Natomiast w pieleszach! nadrobiłem byłem!
Nie rozumiesz Mileńki nic – jaż nie o kielichu, ja o talerzu! Tam nie było dla mnie niczego jadalnego.
Pyro – na jednym z talerzy widać pieczarki 🙂
YYC – Także ode mnie życzenia wszystkiego najlepszego urodzinowo, wspaniałych podróży i kulinarnych odkryć 🙂
Asiu – nie jestem pewna, cy te trzy błyszczące kulki, to grzybki. A gdyby nawet – czy warto tłuc się do knajpy na 3 (słownie:trzy) grzybki? Cichal z połowicą pojadł.
Urodzinowe serdeczności YYC 🙂 Spracowaną dłonią wznoszę za dobre lata i inne pory roku też 🙂
YYC, rośnij dalej, duży i zadowolony!
😆
A my dzisiaj z niejaką Artystką Wędrowną testowałyśmy nową włoską knajpę w Szczecinie i w Cichalowych klimatach – zupa rybna z dużą ilością robaczków, a na drugie dorada zgrilowana z jakimiś roślinkami. Już czuję jak mi skrzela rosną. W sumie do polecenia – na Placu Orła.
A kto zna fajne miejsca do jedzenia na trasie Warszawa – Bydgoszcz??? Będę tam śmigać w przyszłą sobotę, a umówiłyśmy się z Artystką W., która będzie śmigać w przeciwpołożną, że gdzieś na trasie zjemy razem kolejny obiadzik. Obie znamy tylko Dworek w Grabównie z jego wystrojem i kołdunami, ale ja pewnie do niego jeszcze nie dojadę, kiedy Basieńka minie Bydgoszcz. Oczywiście, do zadnych miast nie zamieerzamy wjeżdżać, obu nam się będzie spieszyło.
Haneczko – i żadnych krasnoludków?
Teraz już nie ma takich ogłoszeń 🙁 świeże wędliny, a w tle muzyka 🙂 : „W czwartek 10-go bm., urządzam świniobicie i uprzejmie zapraszam na kiszki z kotła, białą kiełbasę, flaki. Koncert od godziny 6-tej. Restauracja A. Jarząbek, Września” 1935 r.
Nisiu – nie byłam, ale jest na trasie: http://www.gastronauci.pl/5404-karczma-rzym-pawlowek
Wiem, że Dawidowski w swoich sklepach mięsnych z kącikami śniadaniowymi urządzał świniobicie co czwartek i panowie tłumnie się na flaki, wątróbkę, kiełbasy i boczki z cebulką duszone pisali.
Przeczytałam opinie i widzę, że są różne – i dobre i kiepskie
Pyro – ale u Dawidowskiego nie było koncertu 🙂
Pyro! Dla Ciebie byłby calowy stek! Z przynależnymi jarzynkami
. A i napitek byłby odpowiedni! Przyjedź, Sprawdź!
To już chyba ja Was (obydwoje, nie pluralis maiestatis) nakarmię na Tysiąclecia.
A w Carltonie w Ostrowie A. Zawidzki urządzał „wieprzobicie + dancing przy dźwiękach znanej w całej Polsce orkiestry Janny Boys Band”. Natomiast p. Maroszek oferował po świniobiciu „od godziny 10 rano podgardle. A także kiszki z kapustą, kiełbasę i nogi wieprzowe i radio-koncert”. Biegański dodaje do kiszek kawę, herbatę, pączki i zabawę taneczną 🙂 . A Karasiński i Kowalski zapraszają po świniobiciu tylko na podgardle i bigos z kiełbasą.
Pyro, krasnoludki wiedzą, że przyjemności trzeba przysparzać, a nie odbierać 😉 Państwo lubią ryć w ziemi 🙂
Jutro sałatka warzywna i sernik. W niedzielę przylatuje Młody 😀
Asiu 😆 Poproszę dancing bez wieprzobicia, ale z nogami, bo za mną chodzą 😀
Sernik na zimno zgodnie z Twoim patentem i żeberka pod kołderką.
A ja mam ochotę na karpatkę
Haneczko – lata dwudzieste, lata trzydzieste czy coś późniejszego? Poszukam
http://www.youtube.com/watch?v=TggEe9Y5vO4
Idę spać. A gdzie to kolega Nowy? I jak tam Alicja w Paryżu?
http://www.youtube.com/watch?v=nJQyhKTZNII&feature=related
Alicja – chyba w Grecji?
http://www.youtube.com/watch?v=VXXEGzOV-_w
http://www.youtube.com/watch?v=fga__y6NulU&feature=fvwrel
Asiu, przy pierwszym padłam 😯 , drugiemu dałam radę 🙄 , trzecie prześlicznie dobranockowe, będzie mi grało do poduszki 🙂
Bliny po myśliwsku czyli limeryk glutenowy.
Autor – laenia 🙂
„W jadłodajni u Babci Maliny
po myśliwsku podano raz bliny.
Przepis dość był skuteczny,
bo się goście do Wiecznych
Łowów wkrótce przenieśli krainy.”
smialo moge klepnac, ze to nie jest dobry wieczor.
siku mi sie zachcialo i zmienilem pozycje horyzontalna na vertikalna. bylo to konieczne, bowiem pod lozkiem zadnego nocnika nie znalazlem. lazienki, to tu gdzie jestem, maja cztery w jednym domu. kazda w marmurze o innym odcieniu.
kuchnie tez przed chwila odwiedzilem. wspaniala, duza jasna i przestronna. brakuje w niej jedynie tak wspanialych jajek, ktore to nam Gospodarz prezentuje, i ….
wiem co klepie.
mialem przyjemnnosc spozywac takowe, wprawdzie przed wielu laty ale smak ich zakodowal sie dobrze w biologicznym dysku.
obawiam sie, ze gdyby te kury dowiedzialy sie, ze jej jajka laduja na patelnijako omlet nawet ze szczypiorkiem, to jestem przekonany, ze przestalaby je znosic. a kogut zrobilby wszystko co w jego mocy by kury juz ich nie znosily. no przynajmniej takich dobrych. nie jestem pewien czy to Piotr je gotowal?
bialko jak bialko, zawsze jest na boku, ale zooooooltko to byla bajka, a w nim smak wolno poruszajacej sie dzdzownicy w nad narewskich piaskaw, sosnowego igliwia i odrobina konskiego gowna. natura w, i pelna geba. raz tej przyjemnosci zasmakowalem, i gdybym wiedzial, ze to ostatni raz, to bym zebow do dzis nie szorowal 🙁
… i klucza do lodowki. dokladnie rzecz ujmujac do klodki, ktora to spina opleciony na lodowce lancoch.
w brzuchu mi z glodu burczy. okropnie. nie wiem czy ktos z was mnie rozumie, jak sie mozna czuc o pustym brzuchu, wieczorowa pora. makabra. ze tez mi sie to przydazylo!
rozejrzalem sie po domu i znalazlem pomyslodawce zalancuchowania lodowki. byl jednak tak mocno zajety wyciskaniem …. . nie mialem sumienia przeszkadzac w takim momencie, tak przyziemnym burczeniem.
YYC_u !!!
mam nadzieje, ze swietujesz nie u znajomych i takie niedogodnosci nie wchodza w gre.
Yyc, zyczeniowo się dołączam, wszystkiego co najlepsze!!! Jestem w knajpie w Sag Harbor wiec Twoje zdrowie!!! – czerwonym carbenere.
Na dobranoc 🙂 http://www.youtube.com/watch?v=qy_4n23hezs
http://www.youtube.com/watch?v=76PREH3da4k
troszke mi lepiej. znalazlem w szafie flaszke cotos du rheone. wysmienicie robi jako wypelniacz.
zdrowie YYC_a!!
Nowy,
pamietasz jak klepalem, ze wbilem juz gwozdz w sciane by zawiesic na nim um den fisch.
smutnie wygladal taki golas i go przyslonilem tym
tematycznie zbieznie. autor tez godny podziwu.
dla tych, ktorzy odgadna do jakiego miejsca podobna jest lokacja obrazkow, przewidziana jest nagroda w postaci porcji swiezych baltyckich sledzi. do odebrania przy czerwonym kutrze.
a teraz zagatka bez nagrody:
jaka roznica jest miedzy Q a bykiem?
uwaga !!
podaje odpowiedz dla nielicznych:
nie ma zadnej roznicy, jedno i drugie ma, tylko gdzie indziej ogonka
Ogonku, wciąż jestem w tawernie (lubię, nie ukrywam) wiec Twoje zdrowie bezokazyjnie tez mam czym wznieść, wiec wznoszre.
Zastępcy karpia piękne, a z czym mi się kojarzą nadam dopiero po przyjeździe do domu. Teraz nadaje ze swojej maleńkim maszynki, wiec nie mam dostępu do zdjęć i innych.
Dziekuje serdecznie wszystkim za zyczenia i wypijam z Wami dzisiaj piwko bo dostalem na dobry poczatek urodzin od Basi to:
https://picasaweb.google.com/117780101072784579146/IrishBeer?authkey=Gv1sRgCODP04DWkIWpyQE#slideshow/5723243272093367666
Urodziny mam co prawda jutro czyli 24 marca ale jaka to roznica, kiedy w dobrym towarzystwie mozna sie napic i to za wlasne zdrowko :-).
alez oczywiscie YYC_u. masz doswiadczenie i to wieloletnie.
ostatnim malym lykiem potwierdzam
nic wiecej nie jestem w stanie lyknac, 🙁 ulamal sie korek we flaszce. zostawie ja w spokoju, pomimo ze jest w niej 3/4 plynu i tylko 1/4 luftu. mimo wszystko jest to do luftu
Goscie jutro i ma ich byc cale 27 osob. Dzisiaj snieg pada ale jutro zapowiadaja sloneczny i ladny dzien i male plusy temperaturowe wiec niezle.
Glowne danie to sarnina ale ze wzgledu na ilosc gosci i niemozliwosc usadzenia wszystkich przy jednym stole bedzie rodzaj gulaszu. Mam pare stekow, dwie pieczenie (roast) i wszystko pokroje na male kawalki, obsmaze, przyprawie i przyznzam, ze ostatnio uzywam czesto przyprawy provansalskiej albo poszczegolnych skladnikow. Wiec ziola, papryka, oczywiscie czosnek, moze czerwonego wina nieco, cebula, swieza papryka z jalapeno wlacznie dla ostrosci, rozmaryn swiezy, suszone prawdziwki i inne grzybki suszone (shitake, oyster), ziele angielski, litek bobkowy i jesli cos teraz zapomnialem to jutro bedzie sie prozylo z dziczyzna. Beda tez pieczone kurczacze nozki a wlasciwie te czesci bez nozki (bioderko?). Posypane czerwona papryka, oregano i tymiankiem, skropione oliwka i na blasze do piekarnika (mam ich ok 50 sztuk). Ziemniaki malutkie jak winogrona, zolte w srodku i ugotowane w calosci a nastepnie podprawione maselkiem, smietanka i koperkiem mlodym. Bedzie tez ryz z szafronem. Salatka grecka bo mamy ostatnio pyszna fete z beczki od Greka (owcza) i druga co sie zwie dodoni (chyba?) owczo-kozia. Ta druga jakby bardziej slona i pyszna tak do podjadania z winkiem. Chce tez wystawic wlasnie sama fete z figami i oliwkami tymi czarnymi lekko pomarszczonymi (tutaj zwa sie kalamata) do podjadania w strategicznych punktach domu :-). Marynowane papryki i malosolne ogorki z polskich delikatesow (pyszne). Brokula z wody polana maselkiem i posypana platkami migdalow, doprawiona kolorowym swezo zmielonym pieprzem. Wina rozne, wodki, rumy, whiskey, piwa, absynt tez mam zielony. Icewines do deseru. Basia robi dwa ciasta ale wlasciwie nie wiem jakie. Wlasnie sie kreci w kuchni potem ja sie tam udaje. Jutro bedzie piekla a ja zaczynam dziczyzne juz dzisiaj. Niech sie nieco zamarynuje. I to mniej wiecej wszystko 🙂
o jej, YYC_u
tyle tego wszystkiego. trzymam kciuki by udalo sie Tobie przezyc po takiej uczcie.
nadawaj co jakis czas
ide spac. i jak rano tu lukne, chcialbym przeczytac ze jestes, pomimo tak wielkich dokonan, w dobrej formie 😆
W Wyborczej przeczytałem przed chwilą, że Polacy kupują coraz więcej piwa w sieciach DYSKONTOWYCH. Co to znaczy „sieć dyskontowa”?
Alicja często powtarza, że jest prostą babą, a ja jestem jeszcze bardziej prostym chłopem i tego języka nie rozumiem. Rozumiem natomiast, że Wyborcza pozyskuje w sieciach dyskontowych swoich dyskontowych dziennikarzy.
Dobranoc. 🙂
dzień dobry …
yyc sto lat …
cichal się nie czepiaj bo sam robisz też byki tylko przez grzeczność Ci nie zwracamy uwagi … 😉
Nowy nic dziwnego, że kupują bo tam mniejsza marża to i taniej a wcale nie gorzej …
szczypiorek mi wyszedł na wiosnę .. 🙂
pięknego weekendu …. 🙂
YYC – wszystkiego najlepszego!
Nowy, za przykład sieci dyskontowej w Polsce może posłużyć Biedronka 🙂
Witajcie,
Chłop mi się zbuntował i zażyczył sobie oprowadzania po Chrzanowie. Mieszka tu już 15 lat, a jeszcze nie był w miejskim muzeum. No wiecie ludzie?
Poniżej przedstawiam wyniki krótkiej wycieczki. Zdjęcie i tekst w całości witkowe:
http://www.eryniag.eu/2012/03/5654/
YYC,
Z przyjemnością wzniosę toast raz jeszcze 😆
Po raz kolejny planowanie przegrało z życiem. Miały być żeberka pod kołderką, a były chłopskie frytki z surówką – żeberka będą jutro (gust Młodszej) Miał być też sernik na zimno, będzie na dzień jutrzejszy, bo wyłączona do mycia lodówka. Młoda ma dzisiaj niezwykle rzadki napad chęci do sprzątania, mycia i wyrzucania i ja jestem zachwycona. Idę na każdą koncesję. Tak więc u Pyr dzisiaj święto pracy , a i święto rodzinne, bo w dalszej gałęzi rodziny, w dniu wczorajszym urodził się drogą cc mały Seweryn. Matka i dziecko czują się dobrze.
Witam. Nowy- definicja sklepu dyskontowego.
Sklep sprzedający towar w ograniczonym asortymencie i w obniżonych cenach. Główną strategią dyskontów jest sprzedaż towarów o niskich cenach i agresywną polityką promocyjną .
Dzięki ograniczeniu asortymentu dyskonty zmniejszają koszty działalności, przyspieszają rotację towarów, co pozwala na redukcję cen dla klientów. Dyskonty sprzedają niektóre towary bez wykładania go na półki, prosto z opakowań zbiorczych umieszczonych na paletach transportowych. Dyskonty często tworzą marki własne, które mają na celu obniżenie kosztów marketingu i zwiększenie dochodowości sieci dyskontów poprzez uzyskanie wyższych marż niż w przypadku produktów marek narodowych (marek producenckich) . Z tego co słyszałem, piwo 7% z dyskontu najlepiej się sprzedawało. Toast wniosę po golonce za wszystkich i wszystko co dobre.
WNIOSĘ, bosze, sam nie przyjdzie.
Dzień dobry Blogu!
Za mną runda na nartach, przede mną runda w ogrodzie… Odpoczywam chwilowo, a potem znowu kołki w zęby 😉
Nowy pewnie się dziwuje nazwie, bo co to „discount store”, to powinien wiedzieć mieszkając w kraju Wal-Martu 😉
To jest po prostu spolszczony discount store (eng.) lub discounter (niem.)
Aldi, Lidl, Netto, Plus, Hofer, Norma, Penny, Biedronka… Wszędzie w Europie się jakiś znajdzie.
Wraca Eskimos(Inuit dla polit poprawnych) do domu.
A niech to! Jednak NIE wyłączyłem żelazka! 🙄 👿
Dzień dobry,
Wstałem, niedługo południe.
Jurku,
Oczywiście Nemo ma rację, wiem co to discount, wiem nawet, kto to designer, drażni mnie tylko coraz częstsze używanie obcych słów tam gdzie to nie jest konieczne. Często przypomina mi to rozmowę Rodaków na tutejszym Greenpoincie i wydaje mi się, że coraz bliżej jesteśmy do drajwowania karą za zasejfowane pieniadze do dyskantowego szopu po sendłycz.
Wiosna, wiosna drzwiami i oknami
https://picasaweb.google.com/pegorek/Scilla?authkey=Gv1sRgCNqRkN-P5OywEA
Ładnie było!
Witam z progu epoki lodowcowej. Gdzie ta epoka w dobie ocieplenia? W naszej zamrażarce. Jeszcze nie rozmarzło do końca, jeszcze poczekamy… Tony lodu na górnych powierzchniach nad szufladami. Skąd się wzięły? Nie miały prawa! A tu coraz trudniej było wepchnąć wcale nie przeładowaną szufladę…Dzisiaj przy okazji mycia, znalazłyśmy ukryty lodowiec. Znad dolnej już spadło, nad górną jeszcze luty mróz.
Nowy, spokojnie, najważniejsze co by się zrozumieć, oso biega? W domku co innego.
W życiu bycie elastycznym pomaga go przeżyć na luzie.
Nowy
jestem zaskoczony tym co piszesz. pomino dobrego nicku zaczynasz nie nadazac za nowym ( mozna powiedziec ze za samym soba 😆 ). sam sobie komplikujesz zycie. jezyk zywy ma to do siebie ze sie zmienia. nawet martwe ozory zmieniaja sie podczas obrobki qlinarnej.
czyzbys zaczynal nie nadazac za zmianami na planecie i dlatego podrazniony jestes zapozyczanymi z innych jezykow poszczegolnych slow?
naturalnie ze nie musisz sie wbijac w zaden nowy trend, tego wydaje mi sie, ze nikt nie zabrania i nie nakazuje.
czasami moze to byc nawet bardzo interesujace i rzeczywiscie bardzo ladne uzywanie takiego ocenzurowanego jezyka.
ale wydaje mi sie, uzywajac jedynie slownictwa slownikowego juz nawet sprzed piecdziesieciu lat, nie wspominajac o stu latach w tyl, kazdy sam dyskwalfikuje sie, pomimo amatorskiego pozowania, przed magnatem jakim jest zywy jezyk.
chyba tez juz nie nadazam i poprosze
Nemo
o wyjasnienie, o co chodzi z tym zelazkiem?
Spokojnie, ludzie, zrozummy każdego bez dopisków do niego.
u nas na osiedlu też już wiosnę widać wreszcie … pepegor modelka też wiosenna bardzo …
kupiłam sobie i może dla wnuczki Magdaleny Samozwaniec „Tylko dla dziewcząt” z rysunkami Gwidona Miklaszwskiego … dzisiaj bardziej mnie bawi niż kiedyś ..
z tych samych lat 60-tych zakupiłam „Książkę kucharską dla samotnych i zakochanych” Marii Lemnis i Henryka Vitry oraz Marii Iwaszkiewicz „Gawędy o przyjęciach” .. i takie małe podsumowanie .. już wtedy wszystko prawie wiedzieli o dobrym odżywianiu a te wszystkie odkrywcze sposoby z magazynów dla pań i książek o dietach to niestety nic odkrywczego … odkryłam tylko, że wtedy to jadłam by jeść i takie rady mało mnie interesowały …. i to chyba jest różnica pokoleń bo teraz już młodzi ludzie bardzo zwracają uwagę na zdrowe ożywianie …
dla zainteresowanych …
dzisiaj na TVP1 film „Vicky Cristina Brcelona” .. warty obejrzenia ..
Jolinek ma rację ?Vicky Cristina Barcelona? to doskonały film i jeszcze lepsza muzyka 🙂
W.Allen’a chętnie bym obejrzała jeszcze raz.
Jolinku (7:25) 🙂
Nowy (16:55), mnie też drażnią obce naleciałości, kiedy można znaleźć polskie odpowiedniki. Dbałość o język jest naszym obowiązkiem. To nasze bogactwo. Ja też będę „zdyskwalifikowana”, trudno 🙂
Ładna wiosna u Pepegora.
„To nasze bogactwo”, potwierdzili to wszyscy na ziemi? Alino jestem za albo…. Rzeczywistość jest zupełnie wg. mnie inna, i co mam zrobić?
Ogonku,
nie zajarzyłeś, co się stało z igloo na obrazku? 😉
Piękny okaz kaktusa. Wewnętrzne „gałęzie” są zupełnie zdrewniałe. Akurat kwitnie.
https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/Kaktus?authkey=Gv1sRgCIXhzcyPw_LGqQE#slideshow/5723543330943907794
Jeśli żywy język i jego zmiany maja objawiac się np. rezygnacja w pisowni z dużych liter, przecinkow, zastepowanie projektanta desinerem, niskich cen dyskantem itd. to jestem już faktycznie za stary, wciąż tkwie w XX wieku.
Alinko dzięki.
Lodówka odlodzona, umyta, na powrót w służbie. Haneczka mówi, że ona szepcze „Żeby mi to było ostatni raz”. Niby, że częściej trzeba rozmrażać. Pewnie ma rację. Sernik się chłodzi już założony na poły rozmrożonymi malinami, a wierzchnia galaretka studzi się w wodzie, w zlewozmywaku. Zanim zacznie tężeć minie jeszcze kilka godzin. Wyrzuciłam mrożoną zieleninę – rozmarzła i już klops; jednym słowem nie mam w tej chwili koperku, pietruszki i lubczyku w świeżej postaci. Za to znalazła się ostatnia porcja kurek mrożonych, już udusiłam w maśle, zjemy jutro (to nie jest duża obiadowa porcja, tylko taka do jajecznicy, przystawki, itp)
A poza tym nie jestem żadnym jezykoznaca, polonista, jestem tylko ogrodnikiem,wiec umiem przesadzać. 😉
Przesadzaj, Nowy, na zdrowie nas i polszczyzny – ojczyzny.
Dobry wieczor,
YYC, Twoje zdrowie zacnym czerwonym.
Nowy,
Przykro czytac o nietolerancjach pokarmowych, zwlaszcza u dzieci. Nie wiem czy Twoj syn sprobowal meksykanskich lizakow i karmelu robionego z mleka koziego, firmy miedzy innymi Coronado, smakuja doskonale.
Jutro Odsas gra kolejny turniej rugby, wiec pieknie prosimy o trzymanie I tsimanie.
Gospodarzu jestem przerażona ilością saletry użytej do peklowania ozorów..1/2 łyżki?.
Obie z Żabą rozpoczęłyśmy przygotowania świąteczne wedle staropolskich obyczajów
,dwa tygodnie temu.
Dwie złotnickie pstre słusznej wagi poświęciły życie temu celowi . Pan rzeźnik bardzo wysoko ocenił jakość mięsa. Żaba po dodaniu mięs obcych, rękoma rzeczonego rzeźnika całość przerobiła na kiełbasy.Wyszły znakomite.
Ja natomiast zaszalałam. Szynki, polędwice i boczki się peklują . Kaszanka została zdegustowana zaraz po wyjęciu z gara ,ale miała silną konkurencję bo w owym momencie Żaba zawitała ze swoją kiełbasą . Leszek i Marta jedli kiełbasę, a my panny służebne czyli Żaba ,Sylwia i ja pożerałyśmy kaszankę.
My kiełbasę zrobiliśmy w ilości detalicznej, wyszła również znakomita. Genialnie się uwędziła. Została zespołowo zdegustowana .
O pasztetowej i galarecie z nóżek nie wspomnę
Takeśmy się rozochocili, że przedwczoraj Żaba z Leszkiem przywieźli następne ,,biedronki”, jak je nazwała moja wnuczka .
Ładny kolor mięsa można uzyskać dodając do zaprawy cukier.
Zazdroszczę Wam, Dziewczynki i chłopcy – i tych pstrych o znakomitym mięsie i tych wyrobów. To co: następne prosiaczki do wykarmienia na kiełbasy i szynki?
Nowy, jestem polonistką i jestem z Tobą w sprawach języka!
Moje dziecko pokazało mi kawałek serialu
Pocztówka z wakacji” w Polsacie i dreszcze mam do teraz na plecach.
W moim ulubionym Teatrze Naszym chadzał taki monolog o Bobku w Egipcie i chwilami miałam wrażenie, że Tadeusz Kuta nieco przeszarżował. Odszczekuję. Niczego nie przeszarżował. Poziom rozmów w Polsacie był miej więcej taki sam. http://www.youtube.com/watch?v=fW3-K4WgkxU – no i monolog zrobił się nie tylko śmieszny, ale troszku straszny.
Tak że, drogi Nowy, gdybyś zbierał jakiś oddział partyzancki w sprawach językowych, to daj znać, a idę z wami do lasu!
To, że narażałem się i narażam w dalszym ciągu przeróżnym „luzakom” kwalifikuje mnie do tego oddziału?
Ja też do lasu językowego – wszelkim makaronizmom anglosaskim mówię „NIE”.
No to w tym forescie zrobimy pary! wow!
Musiałem wyjechać kupić sobie coś do zjedzenia, a tu w tym czasie powstał spory i silny oddział partyzancki. Bardzo to miłe.
Nisiu, link z 21:35 świetny, niestety tak to wygląda. I to jest straszne.
Jolly Rogers,
Niestety na co dzień nie jestem z moim synkiem i nie wiem o karmelu z mleka koziego, ale jutro przekażę Twoją radę. Problem polega jednak nie na tym co jest w domu, bo tam ma zapewnione różne smakołyki, które są dla niego dobre, ale gorzej w szkole, na dziecięcych imprezach, obozach i zimowiskach.
Na szczęście zdarza się tak, że wyjazd i zmiana otoczenia natychmiast hamuje wszelkie niepożądane reakcje – to co mu szkodzi w domu na wyjazdach zajada bez żadnych nieprzyjemnych skutków. Podobno tak się bardzo często dzieje.
Dziekuje za zyczenia ponownie. Kileiszek czerwonego wychylam i lece bo goscia jada… 🙂
No właśnie, Nowy, no właśnie! Dlatego jestem wystraszona. A skoro już mamy niewielki ale krzepki oddziałek, to teraz będziemy podstępnie i zza krzaka (nomen omen) krzewić w miarę przyzwoitą polszczyznę-ojczyznę.
I bardzo proszę, jeśli któreś z nas powie „łał”, to stawia wszystkim piwo!!!
Jako zdeklarowany „luzak” protestuję – Krzyżacy także tak krzewili, że Prusaków wytępili, a skoro o przyzwoitości mowa, luźna propozycja – zacznijmy od własnego ogródka.
Nowy – Często wspominasz o swych wyprawach do City. Bardzo mi się to podoba i nie zamierzam tego wyplenić szyderstwami, ogniem i mieczem 🙂
Gospodarzu – We wpisie o glutenie użył Pan słowa „dressing”. Moje wojownicze Koleżanki i Koledzy byli tak oburzeni, że im znaki diakrytyczne zamarły pod opuszkami palców. Proszę uważać bo to zlinczowaniem grozi (po polsku – bezprawnym powieszeniem na suchej gałęzi, ale dla wieszanego to żadna różnica). Słowa „zdyskontować” i „dyskonto” także nie są Panu obce. Nie tylko Panu, ale i specjalistom z PWN którzy i słowo „dyskont” oznaczający sklep w którym jest taniej pobłogosławili.
W pełni podzielam opinie o niechlujstwie, ale obawiam się, że najczęściej chodzi o kopnięcie konkretnego luzaka w głowę, a nie o „NIE” dla wszelakiego brudu. Prawdziwie życzliwych zachęcam do zwracania się do mnie na wszystkie możliwe sposoby, nawet chrząknięciami.
Jednego nie jestem w stanie strawić – Jedz Magdę Gessler. Nie. Za nic w świecie 🙂
Gluten to także obce słowo. Nasi przodkowie karmili swe dzieci kleikami, a klej to przecież glue. Nie nadaje się do partyzantki, bo tylko na filmach ziemianki i zupa z korzonków wyglądają rozkosznie. Proponuję dialog społeczny, a przede wszystkim używanie synonimów.
Mam nadzieję, iż Żaba potwierdzi jeszcze jedno znaczenie słowa „luzak” – ?w dawnym polskim wojsku: ordynans konny?.
Ostatnia już ciekawostka; ten sam słownik wyrazów obcych wyjaśnia, że dressing to sos majonezowy. Obłęd 🙂
Reasumując – Słoń ma większą głowę, niech on się o to wszystko martwi, mnie cieszy to, że YYC napisał „Kileiszek” bo urodziny przestępne to wyjątkowa okazja. Wszystkiego najlepszego, zwłaszcza jutro 🙂
Nisiu 🙂
Placku,
Słowa City używam odkąd tutaj, na tym Blogu, delikatnie zadrwiono z używania przeze mnie słowa Manhattan. Innej, precyzyjnej nazwy tej dzielnicy Nowego Jorku nie znam.
Wydaje mi się też, że za „dressing” nikomu lincz nie grozi, ale „sezonowanie” mięsa jest już nieco bardziej niebezpieczne. 😉
O tym, że słowo „dyskontować” jest w Słowniku Języka Polskiego też wiem od rana, bo sprawdzałem (trudno uwierzyć, ale mam taki słownik). W/g tegoż słownika znaczy ono „realizować należności wekslowe przed terminem ich płatności po odliczeniu procentu.”
Jako prosty chłop, ogrodnik, nijak nie mogę tego skojarzyć, że to chodzi o piwo z dyskantem 7%. No nie mogę. 🙂
Przysięgam Ci też, że nikogo, żadnego „luzaka”, nie chcę kopnąć w głowę ani w żadną inną część ciała.
A w ogóle to masz od dawna moje stałe zaproszenie na wino. Czerwone wino.
Drużyna Odsas musi wygrać !
Trzymając kciuki za ten jutrzejszy występ – Dobranoc Wszystkim. 🙂
A jak to jest niezwykle ważne dla takich małych zawodników naprawdę wiem.
Nowy – Dziękuję. Może na Manhattanie, a konkretnie w Miasteczku? 🙂
To my te życzliwe plany snujemy, a zatem możemy sobie na Manhattan czy dwa pozwolić. Co powiesz na zmianę nazwy dyskont na rabatówkę? To jedno i to samo, ale ładniej pachnie 🙂
Jak mawiał Goethe;
„Die Gewalt einer Sprache ist nicht, daß sie das Fremde abweist, sondern daß sie es verschlingt”
Nie wiem co to znaczy, ale się z tym zgadzam 🙂
Na dobranoc
Mój ulubiony cytat:
„Moje dodatkowe umiejętności: układanie truskawek na bitej śmietanie.”
Bez takich poziomek język byłby szary jak ekologicznie przyjazna torba
Witam.
Do śniadania polecam.
http://forum.gazeta.pl/forum/w,37412,130022453,130022453,Wspolczesny_j_polski.html
dzień dobry …
czas przestawiony i nagle spóźniona jestem … 😉
dzisiaj nam urząd gminy robi jarmark z jedzonkiem regionalnym na placu kościelnym .. kupisz palmę i sobie poświęcisz …
Za Osasa i jego drużynę potrzymam uczciwie.
Niektóre anglicyzmy są konieczne i po spolonizowaniu wzbogacą język. Inne są stosowane z przymrużeniem oka jak i germanizmy i rusycyzmy (np OK). Natomiast rażą te, które mają odpowiedniki w polszczyźnie i ich zastosowanie nie jest podyktowane użytecznością, a jedynie modą. Cholery można dostać od desing’u, PR, leader,ów i dealer,ów. Złości mnie to wielce. I jakoś tak jest , Placku, że stosowane jako wyróżniki (np City Nowego) są jak najbardziej na miejscu i ubarwiają wypowiedź, a stosowane „gazetowo” wywołują mój absolutny protest.
mnie nie przeszkadza grupa językowa tylko nie marudźcie za dużo … 😉
Jolly trzymamy … 🙂 …
Zgago a za wnusia trzymać jeszcze czy już na świecie? ….
Placku, naprawdę uważasz, że chcę kopnąć kogoś w głowę?
Właśnie zjadłam sałatkę warzywną roboty Haneczki (podrzucili w drodze na lotnisko). Bardzo dobra sałatka. Dzień zupełnie przewrócony poprzez zmianę czasu – jeszcze nie nastawiłam obiadu i psiak był dopiero jeden raz na spacerze. Wypiję kawę i załaduję żeberka w piekarnik. Nie zdzierżyłam dzisiaj pełnej, codziennej rundy prasówki – to nie jest lektura na moje zdrowie i pojęcie.
fajne pomysły … tu pierwszy … przystawka …
http://bronislawa70.blox.pl/2012/03/Galareta-miesna-jajka-wielkanocne.html
a tu drugi … deser …
http://bronislawa70.blox.pl/2012/03/Jajka-Wielkanocne-galaretka-owocowa.html
Przed paroma dniami Panie rozprawiały o kamieniach. Idąc na plażę natknęliśmy się na jarmark różności. Były też jakieś indyjskie, ponoć z meteorytów (https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/Kamienie?authkey=Gv1sRgCLXkgs3d9Yr4ygE#slideshow/5723849882225759634
Zaapiłem się. Na końcu jest „staroświecka” maszyna do robienia lodów. Pracowała!
Duch w narodzie upada! Napisałem „zaapiłem się” i nikt nie skomentował, że napisałem o jedno a za dużo…:)
Bo to bardzo naturalnie i logicznie wygląda, hep, kochany Cichalku! 😆
Do posłuchania (i zatańczenia) z sympatycznym Brazylijczykiem i akordeonem 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=hcm55lU9knw&feature=fvwrel
Pooglądałam miejską wiosnę, pospałam nieco, a teraz nastawiam się psychicznie na wizytę w piwnicach. Mamy dwie – jedną w ciągu miesiąca powinnam oddać. Teraz trzeba zadecydować co zostawiamy, co trzeba usunąć – wydać, wyrzucić, itd. Oj, dużo tego.
Dzień dobry,
Alinko, z przyjemnością posłuchałem i popatrzyłem na Brazylijczyka, a właściwie to nie wiem, czy na niego, czy na Brazylijki 😉
Jutro znowu jadę do City i będę miał w samochodzie dwie Brazylijki i dwie Meksykanki. Chyba Blog powinien trzymać kciuki, żebym jednak pilnował kierownicy i drogi, a nie myślał o niebieskich migdałach 😉
Tutaj jeszcze raz Twój Brazylijczyk
http://www.youtube.com/watch?v=l2zL1FeY3UI&feature=related
Młody z panem mężem składają półki, a ja leniuchuję 😀
Donoszę, że u Pyry jedliśmy bardzo dobry sernik na zimno, maliny świetnie w nim siedzą 🙂
Jolly, czekam na wieści 🙂
Jolinku,
bardzo ciekawe te propozycje wydmuszkowe. Do świąt chyba nie nazbieram wystarczającej ilości wydmuszek, bo jajek jemy niewiele, ale pomysł dobry do wykorzystania w przyszłości.
Jak tam jarmark; kupiłaś cos ciekawego ? A dymka, czy już kiełkuje ? Wczoraj też kupiłam trochę cebulek i jutro zasadzę w doniczce, a resztę w ziemi, kiedy się ociepli. Wprawdzie nie mam ogródka warzywnego, ale dymkę można wcisnąć wszędzie.
Goscie poszli juz. Tzn poszli juz jakis czas temy a dokladnie kolo 1 w nocy. Zima wrocila choc nikt nie zapraszal a rano byl szron calkiem ladny za oknem co uwioecznilem. Myslalem zrobie jakies zdjecia ale nie bylo jak w zamieszaniu. Mialem ambitne plany bo zrobilem nawet pierwsze zdjecie czyli marynowanie sarniny. Ladna byla ta sarnina ale co dalej zostalo juz tylko wspomnieniem. Gulasz jaki zostal dzisiaj bedzie z plackami ziemniaczanymi.
https://picasaweb.google.com/117780101072784579146/WczorajDzisiaj?authkey=Gv1sRgCMne5vnFr_yjywE#slideshow/5723883671863786434
Pisze mi sie nieco niezgrabnie ale w glowie jeszcze male zamieszanie.. 🙂
Zaczalem wszystko od guinessa…. (po polsku piwo) 🙂
Haneczka leniuchuje, no, no… ale pewnie obmyśla, czym tu zająć ręce. 🙂
A propos rugby : w Gdyni także istnieje drużyna rugby. B yła nawet dość długo mistrzem kraju, a władze miasta bardzo promowały te dyscyplinę. Zbudowały ładny stadion i wtedy gdyńscy rugbyści stracili tytuł mistrzowski. Postanowiłam poznawczo wybrać się na jakiś mecz, tylko czekam na jakiś ciekawszy pojedynek. Chciaż dla mnie to w zasadzie wszystko jedno, bo nie jestem pewna, czy odróżniłabym drużynę dobrą od słabej. Zobaczymy… choć nie przypuszczam, że zapałam sympatią do tego sportu.
Eska tak apetycznie opisała degustację kiełbasy i kaszanki, że czytałam to z lekką zazdrością. A jak tam musiało być wesoło. Ale ja też na święta będę miała trochę prawdziwego wędzonego boczku i może siostra przywiezie trochę jakiejś wędzonki. Ktoś z rodziny szwagra ma na wsi wędzarnię i siostra nieraz z niej korzysta. Napisałam ” prawdziwy wędzony boczek”, bo bardzo często to, co nam się w sklepie wydaje wędzonką , zostało ” uwędzone” jakimś sztucznym aromatem o zapachu dymu.
yyc,
jesteś w 100% usprawiedliwiony. 🙂
Poszłyśmy w podziemie i zabrałyśmy psa, bo po piwnicznej peregrynacji należał mu się spacer. Był tam pierwszy raz w życiu i to zaciągnięty na siłę – za żadne skarby świata nie chciał schodzić kilku stopni, a potem zejść po piwnicznych schodach. Zapierał się wszystkimi łapkami. Mój bojowy, groźny pies.
Krystyno szczypiorek wyszedł już dwa dni temu ku mojemu zdziwieniu bo po 5 dniach od wsadzenia .. teraz patrze sobie na niego i się cieszę jak dziecko … 🙂
na jarmarku nic nie kupiłam .. stoisk z żywnością bardzo mało a te wędliny co próbowałam takie sobie i drogie wszystko bardzo .. dużo było straganów z rękodzielnictwem zwłaszcza z pisankami ale to raczej jakaś chałturka a nie rękodzieło …
haneczka w błogim stanie zwyczajnie cieszy się synkiem w domu … 🙂
ciekawe jaki jest koszt kg własnych wyrobów w tych Żabich Błotach? … czy rzeczywiście salceson wychodzi po 20 pln? …
ostatnio bardzo zwracam uwagę jak kupuje bakalie by nie były siarkowane bo to jest niestety nagminne i jakby kogoś interesowało to w Lidlu są takie rodzynki ..
Nowy 🙂
Dzisiaj idziemy na jazz. Zajechal do Calgary Kszesimir Debski. Jest ich pieciu a ja mam jeszcze pare godzin na dojscie do siebie zanim dojedziemy na koncert. 🙂
Jolinku – w Żabich robiono wyroby w większości z własnego mięsa. Żaba zakupiła (ważne) trzy prosiaki tradycyjnej polskiej rasy, a Eska hodowała je, karmiła itp. Teraz dostały po łbie. Do tego trzeba dokupić to i owo (np dodatek wołowiny w kiełbasie). Natomiast kiedy kupuje się mięso w sklepie, wyroby są znacznie droższe niż na rynku. Z 1 kg mięsa robię 70 dkg szynki i maks.75-80 dkg kiełbasy. Tradycyjna technologia zakłada usuwanie wody z mięsa, współczesna – dolewania wody do mięsa + preparaty wiążące+ stabilizatory + środki p/bakteryjne. W rezultacie w kiełbasie masz zmielone chrząstki, skórki, ścięgna, trochę dobrego mięsa i sporo dody + chemia. Za nic nie jestem w stanie konkurować ceną z przemysłem. I nie chcę.
Krystyno, szkoda, że nie mogę Ci „wypożyczyć” córaska. Już ona by Cię zaraziła 😆 31 marca grają u siebie z Arką Gdańsk 🙂
errata – wody, nie dody.
Pyro mnie tylko chodzi o koszty własne by zobaczyć jakie marże dają na te swojskie wyroby .. Ty musisz już kupić produkty z marżą by zrobić domowe wędliny …
podobno ryba morska smażona na oliwie i polana na talerzu sokiem z pomarańczy (razem z miąższem) jest pycha .. jadł ktoś? ….
Haneczko,
Arka to właśnie drużyna gdyńska. A wszyscy Arkowcy / kibice rugby i piłki nożnej/ nie cierpią drużyn i kibiców z Gdańska. ” Nie cierpią” to oczywiście eufemizm.
Jolinku – rzecz nie w marżach (głownie) a w tym, że domowe wyroby są w całości rzeczywiście zrobione z mięsa o to dobrego gatunkowo. Ile kosztuje kogoś kto tę świnkę wykarmił, to ja nie wiem.
Dobre sery
http://www.ekonomia24.pl/artykul/706204,849465-Roman-Kluska–Moje-sery-nigdy-nie-beda-tanie.html
Nisiu – Nie Ciebie miałem na myśli. To co uważam i myślę wyraziła w dwóch zdaniach Jolinek. Ciebie podziwiam i stawiam za przykład wszystkim profesorom, ministrom i wszelkiej maści purystom 🙂
Na gitarze basowej zagra Krzysztof Ścierański. Krzesimir i Ścierański to chyba na złość Kalgaryjczykom 🙂
Doszło do tego, że zaczynam nerwowo mrugać na widok słowa „rugby”. Powinno być „gra w jajowatą piłkę, wersja A” 🙂
Na pierwszej stronie Gazety Wyborczej zdjęcie zwierzęcia z przebiegłą małżonką. Tytuł; „Mariola Gołota o pojedynku męża: To będzie prawdziwa walka w klatce, bez żadnego udawania”, a ja się mam przecinkami zamartwiać? 🙂
Niech zyje wolnosc slova, niech zyja zakaski, niech zyje wino, niech zyje dżaz 🙂
Dobry wieczor,
Odsas I jego druzyna poszli jak burza, wygrali mecze w grupie, cwierc i polfinal.
W finale drudzy. Dumni jestesmy jak pawie :). Dziekujemy za wsparcie duchowe.
Krystyno,
Angielskie przyslowie: rugby to sport dla chuliganow uprawiany przez dzentelmenow.
Wbrew pozorom brutalnosci, dyscyplina, maniery i poprawne zachowanie sa bardzo wazne i wymagane nawet od najmlodszych.
Dżez babariba? Co to było? Kto pamięta? Jan Kobuszewski ogłosił zakończenie kariery w jesieni br. Okropnie żal; rozumiem zmęczenie. Sam tłumaczy, że dobrze znosi przedstawienia, natomiast próby są wyczerpujące, a nie chce żyć na garnuszku kolegów z teatru.
Pięknie to Esko zapodałaś.
Mnie prawdziwe świniobicie było niedostępne najpóźniej od czasu jak opuściłem, już wiecie co.
Nieważne, że ostatnią świnię biliśmy dawno przed tym, jak przeprawiłem się ostatecznie przez Ordę-Nysę, ważne, że miałem niespełnione marzenie na obczyźnie, by jeszcze raz coś takiego raz przeżyć. Spełniło się w Budapeszcie na Bożenarodzenie w 1986/7. Wszystko właściwie tak jak u nas tylko, opory miałem, jak mi po dwu chyba dniach po biciu, podano na zagrychę, dosłownie na milimetr cieńko krojone i zaprawione podgarle. Wszystko to surowe, mocno cebulą, z obłędną ilością czosnku i papryki zaprawione było do zniesienia pod te ilości palinki, jakie wtedy jeszcze wchodziły w rachubę.
Esko , zdecydowanie się domagam, abyście tam na tych wiecznie wietrznych wzgóżach też pomyślleli o turyście takim jak ja, co by po 15 latach może znowu miał raz ochotę na bycie przy czymś takim.
Chętnie też będę pomagał w czyszczeniu kiszek.
Pepe – jestem za. Nie za samym świadkowaniem bicia świni (uciekłabym z krzykiem)ale za domowymi wyrobami zamiast świni czy baranka w całości.Takie kostki boczku smażone z cebulą (morderca wątroby) kaszanka, kiełbasa wędzona, karkówka pieczona. Mogę być 3 dni wcześniej i pomagać/
Jolinku, ponieważ Żaba robiła wyłącznie kiełbasy tym samym łatwe było rozliczenie kosztów wyprodukowania tejże- 1kg = 18 zł.W cenę nie została wliczona praca i różne dobrótki typu: serwatka, chude mleko, jabłuszka , gruszki, pokrzywy i nieocenione świeże powietrze.
Dżez babariba, hajne medina, tak się piosenka nasza zaczyna….
Placku, ulżyło mi znacznie!
😆
Nisiu – Mi także, a teraz pozwól, że nastawię gramofon „Dzieciątko” i zatańczmy coś ideologicznie obcego 🙂
Przepszam, ale do Bambino bardziej pasuje wersja włoska
Ta odmiana chuligana wstręt, odrazę budzi w nas. Strój – jak bażant, mózg barana, skończyć z tym najwyższy czas.
Za zdrowie młodości, naszej i naszych następców 🙂
dzień dobry …
Jolly to my też mamy radochę z udanych występów naszego młodego sportowca … 🙂
Esko dzięki … o to mi szło …
Esko, masz rację. Basia już dawno zmodyfikowała przepis Babci i saletrę usunęła całkowicie. Została jedna łyżka soli w roztworze. Dzięki za uwagę.
Dzisiejszy wpis Gospodarza wywołał dużo wspomnień domowego pasztetu Mamy. Pamietam jak z siostrą wyjadałyśmy kawałki ciepłego jeszcze pasztetu. I ten zapach!
Tu poniżej poszczególne etapy przygotowania tego smakołyku. Widzieliście pewnie ten program. Pan kucharz podkreśla, że „wszystko musi być lekko ciapkowate 🙂 „. A w tle
trochę natrętny akordeon ale mu wybaczam bo mój Tata pięknie grał na tym instrumencie.
http://www.youtube.com/watch?v=YJ1cuvwiA6w