Kisz z boczkiem i porem – prezent znad Loary
Związki polskiej kuchni z francuską są bardzo wiekowe. A to Henryk Walezy ze swoim francuskim dworem zaszczepił paryskie obyczaje na Wawelu (zarówno w alkowie, jak i w kuchni), podobnie Marysieńka Sobieska. Później kucharze francuscy np. bracia Tremo na dworze ostatniego polskiego króla, także wnosili swój wkład w polskie dworskie menu.
Ale kulinarne mody zmierzały i w odwrotną stronę. Ten sam Walezy, wymykając się z Krakowa, by objąć tron w Paryżu, wywiózł obyczaj jadania widelcem a nie paluchami (widelce zresztą też zabrał ze sobą), który to sposób w Polsce już znano od królowej Bony a we Francji była to nieznana jeszcze nowinka. Później Stanisław Leszczyński opuszczając polski tron i obejmując łaskawie dane mu księstwo Lotaryngii przeszczepił na tamtejszy grunt receptury polskich bab drożdżowych. Znane i cenione na paryskich stołach były też ryby robione po polsku czyli sandacz gotowany w warzywach, posypany posiekanym jajem na twardo i polany roztopionym masłem.
W mojej kuchni też zakotwiczyły na stałe różne francuskie przysmaki. Najczęściej robię lotaryńskie kisze (quiche lorraine), zawsze przyrządzane z myślą o biednym wygnańcu, który został teściem francuskiego króla. Podaję też do nich stosowne wina z Lotaryngii.
Ostatnio quiche (ale nie lotaryńska) była według tego przepisu:
Na ciasto: szklanka z czubem mąki, pół kostki (100 g) masła, jajko , pół łyżeczki soli
Na nadzienie: 20 dag wędzonego boczku,3 średnie pory, pół szklanki mleka, 4 jaja, szklanka i ćwierć szklanki śmietany, szklanka startego ostrego sera ( takiego jak cheddar, tylżycki itp.), starta gałka muszkatołowa, sól, pieprz do smaku
Do posmarowania formy: łyżka masła
1.Zagnieść z podanych składników gładkie ciasto, zawinąć w plastikowy woreczek i włożyć na pół godziny do lodówki.
2.Boczek pokroić w cieniutkie paski, pory, po usunięciu wierzchnich uszkodzonych liści przekroić na połowy i dokładnie wymyć, pokroić w cienki makaronik.
3.Jaja dokładnie ubić ze śmietaną ,dodać starty ser, pory i połowę usmażonego boczku, doprawić solą, pieprzem i startą gałką muszkatołową , wymieszać.
4.W posmarowanej masłem tortownicy lub innego kształtu foremce ułożyć rozwałkowane ciasto formując 3 centymetrowy brzeg wokół. Masę jajeczną wylać na ciasto, po wierzchu posypać pozostałymi podsmażonymi paskami boczku.
5.W nagrzanym do 180 st C piekarniku piec około 50 minut.
Smakował bardzo. Zwłaszcza Markowi P., który opowiadając o swojej diecie spałaszował większość tego sporego placka.
Komentarze
Silk’s absorbency makes it comfortable to wear in warm weather and while active. Its low conductivity keeps warm air close to the skin during cold weather
Na delikatne stopy najlepsza jest gryząca wełna… Hm…
Jak się kto lubi umartwiać 🙄
Jedwab chłodzi w upały, bo wchłania pot, ale również izoluje od zimna. Moje skarpetki jedwabne nie są całkiem cienkie i gładkie, lecz z trochę grubszej przędzy i wyglądają jak wełniane.
Kto nosił jedwab w zimie albo ma jedwabną pościel lub choćby prześcieradło podróżne marki Cocoon ten wie, jak przyjemnie jest otulić się tkaniną delikatną w dotyku, a jednocześnie wytrzymałą i izolującą od chłodu i gorąca.
Takie podróżne prześcieradełko (wkładka do śpiwora) o długości 220 cm waży zaledwie 150 g, a przydaje się w wątpliwych hotelach, schroniskach, w namiocie. Włożone do śpiwora podwyższa jego własności izolujące o co najmniej 5 stopni.
Mieści się w malutkim futerale, a w podróży (ostatnio po Afryce) bardzo mi dobrze służy.
Notabene, wełna ma jeszcze lepsze własności izolujące, ale na skarpetki rozgrzewające tylko angora albo kaszmir.
Kto nie wierzy, niech spyta Heleny.
Dzień dobry Blogu!
Wiosna przyszła punktualnie, na niebie ani chmurki, góry białe do samego dołu, ślicznie jest 🙂
Jolinku,
jest rok przestępny, dlatego tak wcześnie ta wiosna. I tak ma się teraz zaczynać co roku, aż do 2048, potem będzie się zaczynać 19. marca. Podobno.
Quiche lorraine jest idealny na podtrzymanie sił osłabionych dietą 😉
Dzień dobry.
Pewnie, że smakował p.Markowi; placek smakowity, a p.Marek pojeść lubi (ja lubię p.Marka).
Słońce już zupełnie wiosenne i musiałam roletę opuścić, bo się czytać na monitorze nie dało ale temperatura dość niska. Po 6.00 kiedy Młoda wyszła z psem, było tylko 4 stopnie na plusie. A ja znowu robię dzisiaj obiado-kolację, bo wiadomo: nauczyciele mają po 18 godzin, same wakacje, nic nie robią i tylko płaczą, że za mało zarabiają – więc trzeba ich zająć w imię sprawiedliwości społecznej. Mówicie, że bredzę? To nie ja, ja tylko powtarzam. W ramach tej obiadokolacji będzie dzisiaj kasza wypiekana z grzybami i gulasz wieprzowy z resztką grzybów suszonych do tego surówka.
Dziś nastała wiosna astronomiczna, a kalendarzowa – od jutra. Ale oznak wiosny prawie jeszcze nie widać poza krokusami i baziami.
A z soboty na niedzielę zmieniamy czas z zimowego na letni. Tę zmianę lubię, bo i tak budzę się dość wcześnie, a dzień będzie trwał dłużej.
Dziś na obiad będą grube rurki/canneloni/ nadziewane mielonym mięsem i zapiekane z sosem pomidorowym. A na jutrzejszy obiad, który muszę przygotować już dziś, ugotuję fasolkę po bretońsku. Oba dania pomidorowe, ale nie szkodzi. Z tą fasolką dziwna sprawa, bo nazwa wskazuje rzekome francuskie pochodzenie, co podobno nie jest prawdą. A i od strony językowej można by się przyczepić, bo dlaczego bretońska, a nie bretańska/ tak jak toskańska od Toskanii/. Mnie to jednak nie przeszkadza, bo fasolkę bardzo lubię. Do tego dania używam bardzo drobnej fasolki, tzw. perełkowej.
Klasyczny quiche lorraine ma w nadzieniu tylko boczek (albo szynkę) oraz jaja i śmietanę (creme fraiche).
W Lotaryngii był typowym daniem poniedziałkowym, bo można było do niego dodać resztki mięsa i warzyw z niedzieli.
Dlaczego „bretońska”? Może dla odróżnienia od brytyjskiej? 😉
A tak poważnie, to w innych językach jest też breton, bretone, bretonisch…
Breton is a Brythonic language 😉
Quiche byla moim koszmarem jak przyjechalam 35 lat temu do Francji. Moja francuska rodzina pochodzaca z Lotaryngii czesto mi ja serwowala. Ona mi rosla w buzi i nie moglam tego przelknac. Teraz ja lubie i sama robie w domu jak rowniez inne odmiany quiche.
Nawet po węgiersku 😀
A breton nyelv vagy bretagne-i nyelv (Brezhoneg) a franciaországi Bretagne
Elap-to widzę,że zaczęłyśmy się zaprzyjaźniać z kuchnią francuską mniej więcej w tym samym czasie 🙂 Ja na początku jedynie podczas długich,studenckich wakacji.
Co do mnie,to quiche polubiłam natychmiast i miłością dozgonną 😀
Też robię ją w różnych odsłonach.To jest rzeczywiście bardzo praktyczne danie,bo pozwala w smaczny i szybki sposób zagospodarować różne resztki mięs,wędlin i warzyw.Trochę jak pizza.
Quiche lorraine w wersji jak najprostszej. Boczek, 45dl śmietanki, 2 jajka plus 2 żółtka, gałka muszkatołowa, 20 mn w piekarniku 180°C. Smacznego 🙂
http://www.marieclairemaison.com/,recette-en-video-la-quiche-lorraine,200087,283421.asp
Nemo, czy Tobie zdarzyło się chociaż jeden raz, jeden, jedyny raz w życiu, nie mieć ostatniego zdania?
Współczuję „osobistemu”, czy jak Ty tam nazywasz swojego faceta.
PS.
Co do wełnianych skarpetek, masz oczywiście rację, ale tu nie o skarpetki, tylko o wredny charakter chodzi.
Poprawka do quiche: 40dl śmietanki i pół godziny pieczenia 🙂
Nemo, „przestępność’ roku nie ma decydującego wpływu na datę rozpoczęcia astronomicznej wiosny.
http://halloween.friko.net/swieto-wiosny.html
Ostatnio robilam quiche ? la piperade i byla bardzo dobra. Robilam tez pory + losos wedzony. Baza jest zawsze ta sama : ciasto, smietana, jajka i tarty ser.
O ! Z łososiem jeszcze nie próbowałam.
Elap-dzięki za podpowiedź 🙂
Danuska uwaga z sola. Losos jest juz solony. Teraz juz musze wyjsc i dzisiaj bede tylko z doskoku.
40 dl śmietanki to chyba troszkę dużo na 2 jajka i 2 żółtka. Było nie było, to 4 litry 😉
Majko,
dzięki za poświęcenie mi aż tyle uwagi 🙂
Jeśli zaś coś twierdzisz, np. że „przestępność” roku nie ma decydującego wpływu na datę rozpoczęcia astronomicznej wiosny, to najpierw przeczytaj łaskawie sama to, co mi na dowód podsuwasz.
Bo w tym roku przestępność ma akurat wpływ. Gdyby luty 2012 miał 28 dni, to dzisiaj byłby 21 marca i wiosna rozpoczęłaby się dzisiaj, ale z „jutrzejszą” datą 😉
„W 2012 roku wiosna astronomiczna rozpoczyna się 20 marca punktualnie o godzinie 05:14 UTC, a więc w Polsce rozpocznie się także 20 marca o godzinie 06:14 (czas CET).”
Osobistemu przekażę Twoje wyrazy współczucia. Będzie wzruszony życzliwością, ale nie zaskoczony, bo co jakiś czas ktoś na tym Blogu mu współczuje 😉
Nemo (10:14). Bez komentarza.
O Boziu! Znowu przechodzień – pikinier? Ludzie latają po blogach i patrzą, komu by tu przywalić. Nie mają nic innego do roboty, czy jak? Wiosna , uśmiechnij się, popatrz życzliwie na ludzi.
Pyro,
ja tam sobie poczytuję za zaszczyt 😉 Tyle blogów na świecie, a „majka” zaszczyca MNIE swoją uwagą i poświęca cenny czas na komentarz. I na pouczenie o moim charakterze 😀 Ale to już doprawdy strata cennej energii życiowej. I prądu 🙄
Majko,
dzięki serdeczne Ci ślę i wiosenne promyczki alpejskiego słońca. Wypędza złe miazmaty 😎
Hop,hop! Stanisławie,gdzie jesteś ?
Przydałby się trochę Twoich opowieści o wspomnianych przez Gospodarza królach.
Majko,
Bo niektórzy tak mają i już. Przyznaję, że Nemo bywa czasami irytująca ale jej „racje” przeważnie mają solidne oparcie w wiedzy. Mnie to akurat nie przeszkadza (a nawet chętnie z tej wiedzy korzystam) ale rozumiem, że niektórzy ciężko to znoszą 😉 . Co do charakteru – de gustibus non disputandum est.
Nemo (10:04). Dziękuję. Ujęłaś mnie swoją życzliwością.
Witam w ten piękny wiosenny dzień .
Majka szybko weszła , więc jest to ktoś kto tu często pisze .Zmieniony został tylko nick 🙂
Co dzis na obiad u Grubej Kryśki ?- czekam
Niekoniecznie, jej komentarze pojawiły się niedawno, rano ich nie było, czyli, że czekała. Ma niestety trochę racji i niegrzeczne jest od razu negatywne komentowanie jej wpisów. Wielu ludzi czyta blog Gospodarza regularnie, a nie wszyscy komentują proszę mieć to na uwadze:) nie wszyscy są trollami 🙂
czy wasze psy też już są „na letnich oponach” (to z netu) czyli były u fryzjera? … 😉
ja nie piekę ale omlet z boczkiem i z porem robię czasem lub z innymi resztkami .. to się chyba nazywa frittata albo jakoś tak ..
Moje oswajanie z kuchnią francuską to były niektóre potrawy w domu rodzinnym. Jedzenie we Francji pierwsze miało miejsce w 1967. W Paryżu, a potem w Pas-de-Calais i Nord. Wrażenia nie dotyczyły potraw tylko stylu posilania się. W Paryżu dużo i bardzo smacznie. Na prowincji było jeszcze lepiej. Śniadanko skromniutkie i szybko szło w niepamięć. Potem było właściwe śniadanie czy lunch przechodzący stopniowo w obiad, który przechodził powoli w kolację ciągnącą się do wczesnych godzin świtu. I tak przez kilka kolejnych dni. Z przerwami na wypady do rodziny w okolicy, gdzie posiłków nikt nie próbował identyfikować. Wino z piwnicy przynoszone w dzbanach. Zdaje się, że teraz taki zwyczaj posilania się nie jest stosowany permanentnie. Szczególnie, że od tego czasu znacznie ograniczono możliwości prowadzenia po spożyciu. Ale tamte wspomnienia są mi bliskie i chętnie bym naśladował, gdyby okoliczności pozwalały. Kiedyś i w Rzeczypospolitej Obojga Narodów bywało podobnie, choć nie we wszystkich sferach.
quiche w paru odmianach można zjeść lub kupić na wynos w galerii Arkadia. Nie są złe nawet.
Duże M – subiektywna rację ma każdy . Czytając ten blog, traktuję go jak powieść obyczajową w odcinkach . Mam swoje sympatie i antypatie w postaciach tu występujących .Czasami dziwię temu ile szczegółów ludzie ujawniają z prywatnego życia obcym osobom , ale widać taką maja potrzebę , nie wszyscy .
Zaznaczam, że osoby goszczące we Francji nie były szczególnie zamożne, choć też może i nie szczególnie ubogie. Korzenie polskie sprzed I wojny światowej, śląskie (Jaworzynka, Żywiec) i wielkopolskie (Wronki, Szamotuły). W Paryżu pokrewieństwo, ale praktycznie już bez polskich korzeni. Dziadek pani domu z Wilna, ale bez narodowych konsekwencji. Ten dziadek był bratem mojej matki starszym o 24 lata, a więc urodzonym w 1889.
Przerwa w kuchennych zajęciach na dużą kawę i papierosa (y). Jak dotąd zrobiłam sałatkę (nie pastę, bo w kawałkach) ze świeżutkiej makreli wędzonej z cebulą, szczypiorem, ogórkami kwaszonymi i odrobiną majonezu + dyżurne, pokroiłam i zamarynowałam mięso gulaszowe; po przerwie pójdę pilnować duszenia/
Danuśko – nasz Pieseczek nie wymaga zmiany opon – ma fryzurkę uniwersalną.
Wiosenny ma tylko temperament.
Fanko Bloga ja tez tak trakuję i czasem też się dziwię, ale mój wpis o negatywnym komentowaniu wpisów nowo pojawiających się czytelników nie dotyczył Twojego komentarza:)
Dziś na obiad zupa i drugie.
Danuśka podchwytliwie zachęca do pisania o królach, gdy sama musi o Henryku wiedzieć wszystko. Polską zainteresował się w roku 1572. To raczej jego bratu, królowi Karolowi IX, zależało na objęcie Polski swoimi wpływami. Bracia gotowi byli wybrać dla Henryka Annę Jagiellonkę (o 30 lat starszą) na żonę, aby wybór na króla polskiego ułatwić. Poselstwo francuskie w tej sprawie nic nie przyniosło, ale na kampanię wyborczą przed elekcją w 1573 wydano sporo. Głównie chodziło o przekonanie Polaków, że Henryk nie brał udziału w masakrze hugenotów w noc Św. Bartłomieja niespełna rok wcześniej. Miał nawet ukrywac hugenotów. Ponoć Polaków nie przekonano, co można stwierdzić na podstawie listów i zapisków. Jednak Henryka wybrano. Jeszcze przedtem spisano ogólne zasady panowania przyszłego króla zwane artykułami henrykowskimi. Po elekcji ułożono pacta conventa. Delegacja pertraktowała zarówno z Henrykiem jak i z Karolem. Ich sprzeciw budziła przede wszystkim wolność wyznania. Ostatecznie obaj zaprzysięgli i artykuły i pacta, po czym Henryk wyruszył do Krakowa.
Podróż trwała długo, po drodze nawiązał romans z przyszłą królową Francji. Do ożenku z Anną się nie spieszył, a i ona do tego związku się nie paliła. Pomimo zaprzysiężenia artykyłów i pacta we Francji Henryk nie chciał powtórzyć przysięgi w katedrze krakowskiej, co stanowiło przeszkodę w uznaniu go za króla. W rezultacie od początku wszystko układało się jak najgorzej. Król nie mógł się przyzwyczaić nie tylko do wymysłów typu pacta conventa, ale także dziwactw typu wychodek w pałacu zamiast nocnika wylewanego do kominak lub po prostu folgowania sobie w sieni, jak to stosowano w ówczesnej Francji. Łatwiej przyzwyczaił się do jedzenia widelcem i korzystania z wanny napełnianej z kurów zimną i gorącą wodą.
Po śmierci brata ulotnił się po angielsku do Francji. W okolicach Pszczyny dodgoniony odmówił nawet ustanowienia władzy zastępczej, która mogła załatwić sporo problemów.
Panował około pół roku, choć formalnie królem był dłużej. Nie wiem, czy zdążył trwale zaszczepić cokolwiek z kuchni francuskiej. Odwrotnie, we Francji zaszczepił widelce, o czym pisze Gospodarz. W swoich pałacach zaszczepił wychodki. To był polski wkład w kulturę francuską.
Może i dobrze, że opuścił szybko Polskę, bo wyraźnie do niej nie pasował, a spory wokół królewskich kompetencji i swobód religijnych mogły doprowadzić do poważnych konfliktów. Dobrze też, że nie doszło do małżeństwa z Anną Jagiellonką. W ogóle Francuzi nie mieli dobrej ręki do pozyskiwania sobie Polaków. Trochę ponad 100 lat póżniej przepychanki o tytuł para Francji dla teścia Marysieńki wepchnęły nas do bitwy pod Wiedniem. Sukces militarny Austrii odbił się po niespełna 100 kolejnych latach utratą niepodległości. Papież nie pożałował kapelusza kardynalskiego, gdy Ludwik XIV odmówił parostwa markizowi d’Arquien.
errata: teścia Jana III, ojca Marysieńki
Jak już mowa o okresie utraty niepodległości, to przecież był to okres rozkwitu i samej kuchni francuskiej i jej rozprzestrzeniania na dwory Europy łącznie z rosyjskim. Z drugiej strony nikt chyba bardziej Polski nie wykorzystał cynicznie niż Napoleon. Nieraz się zastanawiam, skąd taki kult Napoleona w Polsce pomimo znajomości faktów, jakimi były. Ileż polskiej krwi przelanej w wojnach napoleońskich. Ale byliśmy gotowi dalej ją przelewać na wszystkich frontach II wojny i znów nadarmo. Cieszę się więc, że teraz nastroje pacyfistyczne zdecydowanie przeważają. Wolimy dyskutować o racuchach niż o przyrządach do zabijania.
Zazdroszczę Grubej Kryśce. Codziennie zupa i drugie. U mnie najczęściej tylko drugie, choć zupa się zdarza. Ale drugie zwykle bardzo wymyślne i obfite.
Jeśli chodzi o ich królewskie moście, najbardziej lubię Henryczka IV z Nawarry. Za kurę w garnku.
U mnie dzisiaj tylko zupa – jeszcze zimowy kapuśniak 🙂
A tutaj na temat, tylko muzycznie: http://www.youtube.com/watch?v=aRFaKEuxhdk
No właśnie, kura. Gdybyście w sklepie zobaczyli oprócz zwykłych fermowych broilerów kurczaki z Podlasia (wzgl. kury rosołowe) – nie wahajcie się, tylko kupujcie.
Z takiej niedużej kurki powycinałam różne kawałki, z kadłuba z piersiamy zrobiłam genialny rosołek, a udka usmażone na gęsim smalcu były delikatesem jak sprzed wojny.
Witam SzamPaństwo!
Znowu mglisty poranek, takie mleko, że w tv co rusz stosowne ostrzeżenia dla kierowców.
Do mnie jakoś quiche nie trafiło – jak dla mnie za ciężkie, jajka, ser, boczek i tak dalej. Od razu mówię, że sama nie robiłam, a można wykombinować lżejszą wersję, np. zrezygnować z boczku na rzecz szynki i większej ilości warzyw . Moja znajoma robi quiche bardzo bogate w boczek (a sama oczywiście jest wiecznie na diecie!) i to mi po prostu rośnie, tak jak Elap to opisała. W sumie robię czasem jakieś zapiekanki z serem…
Stanisławie,
czy naprawdę wiele się zmieniło w polskim podejściu do cudzych wojen?
Co robimy w Afganistanie, a przedtem w Iraku?
Mam w rodzinie strażaków 😎
Młodzi donieśli, że po kilkudniowym kursie zostali członkami ochotniczej straży pożarnej w swojej gminie 😉 Dostali uniformy, hełmy, jakieś sznury etc. upchnęli pod łóżkiem i czekają na wezwanie do pożaru 🙂
Na czwartek mają zapowiedziane pierwsze ćwiczenia ze swoją drużyną.
Kurs był kantonalny, dla różnych gmin.
W tutejszych gminach służba w straży jest obowiązkowa lub płaci się ekwiwalent podatkowy. Jak jest dużo ochotników, to bywa, że podatek znoszą. W naszej gminie jest dużo chętnych.
Posłałam im coś na dodanie animuszu 😉
Fanko,
ludzie ujawniają o sobie tyle, ile chcą, przecież wiadomo, że ten blog czyta mnóstwo ludzi. Mnie nie przeszkadza, mówię o sobie tyle, ile uważam za stosowne, spodziewam się, że inni postępują tak samo, nie jesteśmy dziećmi.
Stanisławie,
zauważ, ze czasami u Kryśki pojawia się kompot. A u mnie też zazwyczaj tylko drugie 🙁
No a jak tylko pierwsze, to takie, żeby łycha stała, czyli „zupa z wkładką” 😉
„Listy do Marysieńki” Żeleńskiego należały do moich ulubionych lektur
Nemo – tu bym się z Tobą nie zgodziła. Zupełnie czym innym było garnięcie się naszej młodzieży pod sztandarami Boga Wojny, czym innym są dzisiejsze awantury. Wtedy – Polacy poobijani mentalnie – zaciągali się pod sztandary zwycięzców (licząc zresztą na odpłatę polityczną); dostali nieźle w kość i kończyli hurra-patriotycznie Bóg-Cesarz – Honor. Dzisiaj o naszej obecności tam decydują władze polskie i mamona. A wojsko zaczyna od tego, na czym napoleończycy kończyli. Władza wykazuje lojalność sojusznikom, niefrasobliwość dyplomatyczną i niedbałość o własnych ludzi, a żołnierze mają dwóch wrogów: tego zadekretowanego i polski baładan. I to wszystko za kilka srebrników.
errata – bałagan nie baładan, oczywiście.
Dzien dobry,
Asiu, Alicjo, Stanislawie,
Dziekuje, az mi ulzylo. U mnie na obiad tez przewaznie zupa ALBO drugie. Za to jak Krystyna, na obiad jutrzejszy moge dzisiaj zaprosic :).
Po swietowaniu Patryka w towarzystwie irlandzkim moge tylko powiedziec ze kot w niedziele glosno tupal …
Haneczko,
wygralysmy! Mam nagrode dla kibica walijsko-wielkopolskiego, w zwiazku z tym pytanko: do jakiego muzeum przesylke adresowac i czy jak adresatem bedzie sz.p. Haneczka to dostarcza wlasciwie?
Dwie drewniane lyzki znajomym Szkotom wydane ;).
I dodaj tu jeszcze co do wykladu Stanislawa o Henryku…
Pytanie mam najwyzej co do tych nocnikow wylewanych do kominkow. Przeciez, nawet jak z rozmachem, to i tak wszystko wracalo w dol i wszystek ogien zawalilo.
Cos mi sie widzi, ze nie ak bylo.
Dołączam do grona „jednodaniowców” – u mnie też albo zupa albo drugie 🙂
Pyro,
też prawda. Ale historia jakoś niewiele nas nie uczy. A ilu wtedy było chętnych do awantury i wojaczki jako takiej (Santo Domingo) a nie tylko zranionych mentalnie patriotów, tego tak naprawdę nie wiemy.
Pepegorze,
lubimy sobie opowiadać o brudnych Francuzach z pudrowanymi perukami pełnymi wszy. Od razu nam lepiej 😉
Sama widziałam sienie w Wersalu, które podobno służyły za toalety, ale chyba jednak dość pilnie sprzątane albo dobrze wywietrzone od tego czasu 😉
Wannę na Wawelu i spłukiwany klozet, zainstalowane dla prezydenta Mościckiego, wielu rodaków jeszcze do nie tak dawna oglądało nabożnie i z zazdrością, ale teraz to już wszyscy mają wypasione łazienki 🙂
Ciekawe tylko, dlaczego widelce w drodze z Włoch do Francji musiały najpierw przebyć Karpaty?
Te Alpy to prawdziwa zawalidroga 🙄
Przy dzisiejszych tunelach i autostradach nowinki jednak roznoszą się szybciej 😉
Stanisławie-ja to z moją wiedzą mogę schować się pod stół,
ten nasz wspólny,biesiadny 🙂 Cieszę się,że wywołałam Cię do tablicy.
A u mnie zupa tylko wieczorem, bo Francuzi jadaja zupy wieczorem. I tez nie zawsze. Nie lubie francuskich zmiksowanych zup. Lubie jak widze drobno pokrojona jarzyne. Trwalo to pare lat az narzucilam zupy po polsku. Moj Ukochany rozgniata widelcem jarzyny, ale ja sie nie poddaje i nie miksuje.
I tak trzymmy, jednodaniowcy 🙂
Wyjątek robię na obiady proszone (nie mylić z „po prośbie”), ale tak serio – dwudaniowy obiad dla dwóch osób? Jeszcze jak dziecko było, to i owszem, czasami jak u Grubej Kryśki pojawiała się reszta wczorajszej zupy.
W rodzinnym domu (6 osób do nakarmienia) dwudaniowe obiady to była norma weekendowa, świąteczna i w porywach, jak się dało w tygodniu.
Teraz kominki tycie tycie. Wtedy insze były, wystarczy póść na Wawel. Jak się w taki ogień nocnik wychlustało, nie mogło zgasnąć. Nieco prtzygasnąć, może.
A listy rzeczywiście warto czytać. Perełki są tam prawdziwe. Porównajcie to z tym, co teraz się pisuje. Jak uboga myśl i słownictwo. Lenistwo straszne.
A wojna w Iraku i Afganistanie jeszcze mniej zrozumiałe niż nasz udział w napoleońskich czy w II wojnie na obcych frontach. Od poiczątku miałem wątpliwości z Irakiem pomimo zapewnień o zapobieganiu wojnie chemicznej i wręcz jądrowej. Prawda wyszła szybko, o cel przestano pytać. W Afganistanie od początku nie miałem wątpliwości. Nie tędy droga. Pomoc gospodarczą trzeba było tam posłać, nie wojska. Ewentualnie trochę wojska do pilnowania tego, co się tam posyła i tego, co się tam buduje. Tylko budować tam, gdzie potrzebują, a nie, gdzie wygodnie. Nawet Generał Koziej tłumaczył, że wojna tam do niczego nie może doprowadzić poza jeszcze większymi kłopotami. Ale Amerykanie musieli swoje, a my za nimi. Najlepszy sojusznik. W czym? Taki sam sojusznik jak Napoleon.
Za dużo tych „nie” w niewiele nas nie uczy”, pierwszego „nie” miało nie być 😉
Pogoda taka, że pora myć okna. Ech…
Ale i w Polsce kultura nie była tak wysoka na wszystkich dworach. W zapiskach z obiadów w Łazienkach można przeczytać, że pewna dama podała (przez służbę oczywiście) u siebie na arystokratycznym przyjęciu miedzianą tacę z potrawami. Tylko tę tacę otrzymała od bliskiego sobie biskupa, który podarował nieco płaskawy przenośny bidet, a obdarowana wzięła go za tacę. Na obiedzie opowiadano o tym anegdotkę. A było to prawie 200 lat po Henryku Walezym.
To tylko z przekory pytam o ten komin.
Moglo byc tak, ze ktos pomylil kanal kominowy z kanalem kloacznym.
Sam mam zamek na stanie (1575-1585), gdzie w elewacji, w filarach miedzy oknami sa na przemian raz komin, raz kloaka.
Ide do zajec.
Bo kiedyś kloaki miały też zadanie obronne 😉
W zamku Chateau Chillon nad Jeziorem Genewskim są nawet siedziska 2-osobowe 😉
Chateau urokliwe, w pierwszej chwili wygląda trochę jak zamek krasnoludków z racji niskiego położenia prawie w tafli jeziora. Siedziska wieloosobowe są znane a latryn wojskowych. Sam takie pamietam z obozu OH. Jeśli ktoś nie wie, co to OHZMP, wyjaśniam. Organizacja Harcerska, czyli polscy pionierzy do roku 1956. Zapisywać się nie było trzeba. Zapisywano wszystkich w podstawówce. W liceum był już wybór. Szczęsliwie w pierwszej licealnej był już ZHP. Na poczatku na prawdę taki, jaki powinien być.
O, proszę! Pan Roman też zauważył 😀
Uch!
Muszę poszukać innego 🙁
To jest chyba publicznie dostępne
Dzień dobry 🙂
Dzisiaj jednodaniowe skrzydełka kurczacze z ryżem i lodową.
Okna czekają na Młodego. Podobnie jak wertykulacja prawie trawnika.
Jolly, jej niegodnam 😳 , napisz do Gospodarza, którego pięknie proszę o podanie namiarów na mnie 🙂
Przypadkiem, trafiłam na całkiem sensowny program: http://vod.onet.pl/wiem-co-jem,6095,serial.html
Dzień dobry,
Tutaj piękny, jadę do City, ale w ramach pracy.
U mnie dzisiaj obiad bez zupy. I bez drugiego. Na deser lody. Jestem jednoosobowa grupa bezdaniowcow.
Miłego dnia 🙂
Lody na deser pasują jak najbardziej 🙂 http://www.youtube.com/watch?v=8K0qCCfeMAE
Czekają na kompot?
https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/Blue?authkey=Gv1sRgCPXajMWznJD5Yw#
Za to jesteś w grupie deserowców, Nowy 😉
Ja dzisiaj chyba urządzę „dzień niejedzony” – sałaty i warzyw jest od groma, trzeba to zjeść!
Mam 150 zajęć do zajęcia się, na dworze cud-miód słoneczko i w ogóle lato, jaka tam wiosna 🙄
W ramach ujawniania szczegółów dodam, że pomalowałam sobie włosy, co robię od lat. Brunetkom siwizna „wystaje” i to zazwyczaj na niekorzyść, jakby ktoś przysypał popiołem (wypraszam sobie uwagi o grzesznicach, co to…itd. chodzi mi o coś innego).
A facetom zazwyczaj dodaje charakternego wyglądu, psiakość, i łysina też 🙄
Wyobraża sobie ktoś Kojaka z czupryną?! I to tylko pierwszy, dość ogólnie znany przykład, który mi przyszedł na myśl. Chłopy to mają dobrze 🙄
Alicjo,
Sean Connery – bez wlosow i wieku dostojnym przystojniejszy niz w mlodosci.
W Wilanowie na przyjazd ks.Czartoryskiego zamówiono specjalnie u garncarza 2 wazony gliniane (pocz XIX w) a w większości dworów do połowy tamtego wieku (w niektórych do II wojny) chodził rano lokaj ze „słupkiem” kolejno ów słupek zanosząc gościom i poganiając powolnych w korzystaniu – gospodarze i dzieci mieli swoje eleganckie nocniki. Już to kiedyś pisałam – te prześliczne pałace na co dzień były zimne, ciemne i śmierdzące. I jeszcze jedno – życie codzienne odarte było z prywatności. Pałace ogromne, tabuny służby obecnej zawsze i wszędzie. Rodzina żyła i gromadziła się wieczorami w jednym salonie – mniej więcej ogrzanym i z palącymi się świecami.
Jolly,
o właśnie 🙄
I pokoje w amfiladzie, Pyro 🙄
Ze zrozumiałych względów popieram łysą frakcję 😉
Witam, właśnie wróciłam.
W Anglii wiosna już w pełni, żonkile, fiołki, kwitną drzewa owocowe, duże pączki na drzewach. Pięknie.
Małgosiu,
Zatem czekamy na zdjęcia 🙂 .
komentarz pod wczorajszym wpisem …
Agatta
20 marca o godz. 18:01
Witam Blogowiczów,
Potrzebuję Państwa pomocy i rady. Na przełomie kwietnia i maja najprawdopodobniej będę po raz pierwszy w życiu przez 2 dni w Berlinie. Czego warto tam spróbować czego nie zjem w Warszawie, przy skromnym budżecie na kulinarne szaleństwa? Może warto się gdzieś wybrać po przyprawy, których u nas nie ma (kuchnia indyjska, japońska, śródziemnomorska)? Bardzo dziękuję za pomoc i pozdrawiam,
Małgosiu co jadłaś dobrego? … pomachanko … 🙂
Nemo (10:03), poprawiałam ale nie to co należało 🙂
Ewo, program „Wiem co jem” dostępny tylko na terenie Polski, szkoda…
Głosowaliście już na potrawę, którą mamy nakarmić kibiców na Euro ? / strona główna Polityki/ To znaczy nie my – blogowi stołownicy, tylko polscy restauratorzy. Tam też bardzo ciekawy artykuł Gospodarza. Ja głosowałam na żurek, bo można wybrać tylko jedną potrawę.
Tak jak Elap nie gotuję zup przecieranych, zdecydowanie wolę takie treściwe, których solidna porcja starczy za cały obiad.
Na stronie głównej Gospodarz ogłosił konkurs poza blogowy nt karmienia kibiców Euro.
Agatto – kiedy zgłosi się ktoś z berlińczyków albo Pepegor to Ci odpowie.
Agatta,
tu byk blogowy mógłby być pomocny, ale gdzieś go wcięło.
Przy okazji, ja jestem „zaoceaniczna”, ale zawsze mam wrażenie, że w Polsce, w tych różnych carefourach i tak dalej – wszystko można dostać, każdą przyprawę.
W Berlinie jest cała masa kuchni narodowych różnych narodów, mnie utkwiła w pamięci kuchnia byka, który świetnie gotuje 🙂
Z restauracji, po których się szlajaliśmy, podobała mi się restauracja chorwacka. Nawet mam szczegółów trochę na ten temat:
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/Berlin2010Wrzesien#5534189586063313586
Berlin i restauracje to jedno, a tu arcydzieło byka, u którego niejeden raz się stołowaliśmy. Rok wcześniej był szczupak własnoręcznie złowiony…No dobra, adresu tej restauracji nie podaję, o nie!
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/Berlin2010Wrzesien#slideshow/5533920487475157090
Zagłosowałam na barszcz czerwony z pasztecikiem. 🙂 Wybór był trudny
Maz sie bardzo ucieszyl jak mu Alicje o bezwlosych przetlumaczylam :).
Odsas zaprowadzony do golarza, tlumaczyl dlugo i zawile, ze on chce byc tak lysy jak tatko – zabawa przednia.
pamiętacie: http://bydgoszcz.gazeta.pl/bydgoszcz/56,35590,11370847,Z_tych_firm_i_marek_Bydgoszcz_slynela_w_PRL.html?bo=1 🙂
Wahałam się między żurkiem a barszczem czerwonym, ale zwyciężył żurek, jako (jak dla mnie) bardziej treściwa zupa.
U mnie zawsze jest mąka żytnia i sama kiszę, chociaż żadnym żurkiem nie pogardzę, z torebki też są dobre.
Z restauracyjnych najlepszy był w „Witamince” we Wrocławiu na Rynku, szczególnie w niedzielę około południa. Podawany był w filiżance, z odrobiną jakiegoś grzybka na dnie, wyżej pieczarki nie podskoczysz, ale był to znakomity żurek 😉
Ewo, zdjęć niestety nie mam, to wizyta rodzinna. Jakoś nie miałam czasu pstrykać, a i okolica doskonale mi znana 🙁
Moja angielska rodzinka to doskonali kucharze z własną w tej materii fantazją, chociaż prosiłam o dania angielskie to były to niewątpliwie śniadania, wspomniany już steak and kidney pie, pieczony boczek z chrupiącą skórką. Poza tym byliśmy w restauracji włoskiej i francuskiej 😀
Schab ze śliwkami – to jest wspaniałe danie, niewiele roboty, a efekt powala najwybredniejszych gości. I nie mówię o Polakach, tylko o tuziemcach, zawsze staram się robić coś polskiego na obiad, jak kogoś zapraszam, chyba, że letnie leniwe coś z rusztu, kawał mięcha po prostu.
Alicja – taka bystra dziewczynka, a stale Ci się panowie mylą – więc jeszcze raz dla porządku :
BYK TO NIE JEST ARCADIUS!
Przyjaciel nasz gotujący i latający z wiatrem na fali, używa różnych pseudonimów ale nie BYK.
BYK to całkiem kto inny, o innym fachu, nazwisku, sytuacji rodzinnej i miejscu pracy.
Łoj, Pyro,
tylko proszę mnie od bystrych nie wyzywać, ja jestem przeciwnie wręcz, jak ogólnie wiadomo. A już zwłaszcza, jeśli chodzi o panów – tyle ich, że trudno spamiętać 🙄
Ja się na wszystkich nie znam, nie znam wszystkich adresów, zawodów, statusów, sytuacji rodzinnych i tak dalej. Tak mi się skojarzyło kiedyś i nawet mi to pasuje pod Arkadiusza. Jak się obrazi na mnie, to nie przyjmie mnie na Gościnną Podłogę i do stołu też nie dopuści 🙁
Ponadto ludzie, którzy co rusz zmieniają ksywy i mają z tego zabawę, nie powinni mieć pretensji, że w końcu komuś się może coś pomylić.
Arkadiusz gdyby do mnie miał pretensje, już dawno by się do mnie odezwał w tej sprawie. Tak mniemam.
Golonka gotowana w kiszonej kapuście z fasolą!!!
Z ziemniaczkami podsmażanymi na złoto, dużo chrzanu świeżego bez przyrządzania, musztarda, piwo, rachunek i do domu.
Yurek – brzmi zachęcająco, tylko po co tam ta fasola?
Zamawiałeś Yurek i co – dostawili? Drogo było?
W Berlinie nie znam się prawie w ogóle. Z tego co wiem, tylko ogonek albo byk dadzą radę.
Chyba, że Dorotol by ich wyręczyła.
Już dosyć długo na chójce siedzi.
O, zapomniałam o jeszcze jednej ciekawej rzeczy, którą jadłam!
Nazywało się to „szkockie jaja”, ciekawa jestem czy ktoś już to próbował?
Jajo jest owinięte mielonym mięsem z przyprawami, panierowane i smażone w głębokim tłuszczu. Tylko jak to zostało zrobione, że jajko w środku jest na miękko, z płynnym żółtkiem???
Małgosiu – jadłam takie jajo ale jajko było na twardo 🙂
http://palcelizac.gazeta.pl/palcelizac/1,110783,9465910,Wielkanoc_z_jajem.html
Asiu, no właśnie!
Malgosiu,
Wg Hestona jajka po szkocku robilam I sztuczka polega na tym, coby jajka dwie minuty gotowac, a przed smazeniem schlodzic przez 20-30 minut w lodowce.
Jak chcesz to jutro skrobne przepis
O psiakostka, Asia niezawodna!
Przepis od mojego nieznacznie sie tylko rozni.
To moje jajo przygotowała pani McDonald (nic wspólnego z McDonald’s 🙂 ). Dobre było, ale pewnie p. McDonald nie chciało się tak bawić z jajkiem jak opisuje to Jolly, albo nie lubi jaj na miękko 🙂
„Wyprałam” zasłonkę w kibelku. Jak zwykle zasuszone bougenvillie, starsze zasuszone są szarawe, nowsze różowe, niebieskie są orchidee, co to pisałam o nich, nie tak dawno nabytych, no a te trzecie to są jak zwykle.
http://alicja.homelinux.com/news/img_0104.jpg
Ryba zjedzona, na drugie sałata. Na trzecie szklanka wina czerwonego. Deseru dalej nie ma 🙄
Jolly,
w lodówce czy w zamrażalniku te jaja? Bo ja zawsze trzymam jajka w lodówce, w zamrażalniku by się zamroziło!
Ooooooo! Obok leci dziennik tv, wydanie na cały kraj. Zgadnijcie, jakie miasto zdobyło 1-sze miejsce jako najlepsze pod każdym względem do życia w Kanadzie?
I to nie pierwszy raz, co mnie wcale nie zdziwiło 😎
Mieszkam tu prawie 30 lat i sobie chwalę okropnie i bardzo!
Jam nie deserowa, chyba, że to jest marynowany śledzik albo grzybek, cuś w tym stylu.
O butach zalewasz, Emerycie, słynni podróżnicy dawno o tym pisali. Przez 4 godziny to się nawet nie odwodnisz, o głodzie nie wspominając.
Bardzo się wahałam między żurkiem a zrazami. Jednak żurek 🙂
Dobranoc 🙂
dzień dobry ..
dla Asi deser …
http://czympachnieuzakow.blox.pl/2011/11/Kujawski-krem-makowy.html
Dzień dobry
Jolinku – dziękuję 🙂
Może kogoś zainteresuje ….
Wydział Pedagogiki i Psychologii
III Międzynarodowa Konferencja Naukowo-Szkoleniowa ZDROWA SZKOŁA ? ZDROWY UCZEŃ
Nawyki i postawy żywieniowe dzieci i młodzieży
Nałęczów, 27-28 września 2012
Szanowni Państwo,
W imieniu Komitetu Naukowego i Organizacyjnego serdecznie zapraszamy do udziału w III Międzynarodowej Konferencji Naukowo-Szkoleniowej ZDROWA SZKOŁA ? ZDROWY UCZEŃ poświęconej problematyce zdrowotnej, zatytułowanej ?Nawyki i postawy żywieniowe dzieci i młodzieży?. Konferencję organizuje Zakład Pedeutologii i Edukacji Zdrowotnej UMCS w Lublinie. Tematyka konferencji koncentrować się będzie na zagadnieniach teoretycznych jak i praktycznych mających znaczenie dla ustalenia planów terapii, rehabilitacji, profilaktyki, wychowania i opieki. Program konferencji ze względu na wielostronność podejścia obejmuje aspekty pedagogiczne, psychologiczne, socjologiczne oraz medyczne zachowań żywieniowych dzieci i młodzieży szkolnej, stąd znaczne zróżnicowanie dyskusji w sesjach plenarnych i tematycznych.
Cele konferencji:
1. Popularyzowanie interdyscyplinarnych poglądów i sposobów postrzegania nawyków i postaw żywieniowych oraz zachowań konsumenckich dzieci i młodzieży
2. Promocja i rozpowszechnianie metod rozpoznawania zagrożeń kondycji zdrowotnej i psychospołecznego funkcjonowania dzieci i młodzieży
3. Określenie roli szkoły, nauczyciela, wychowawcy, pedagoga i psychologa w zakresie kształtowania zachowań żywieniowych, edukacji konsumenckiej oraz profilaktyki zaburzeń odżywiania.
Proponowane obszary do dyskusji: Szkoła i nauczyciel w kształtowaniu nawyków i postaw żywieniowych Wychowanie i opieka a zachowania żywieniowe Profilaktyka zaburzeń odżywiania Kondycja zdrowotna i psychospołeczna funkcjonowania uczniów Zachowania konsumenckie i żywieniowe dzieci i młodzieży Społeczno-kulturowe uwarunkowania zachowań żywieniowych
Zgłoszenie udziału w konferencji wraz z tytułem artykułu oraz abstrakt należy przesłać do dnia 30 kwietnia 2012 r. na adres mailowy: zdrowaszkola3@wp.pl
Pełny tekst artykułu wraz z potwierdzeniem opłaty konferencyjnej należy nadesłać do dnia 15 maja 2012 r. na podany poniżej adres korespondencyjny
Koszt uczestnictwa w kwocie 450 złotych obejmuje monografię z wydrukowanymi, recenzowanymi artykułami, materiały konferencyjne, obiad, serwis kawowy i uroczystą kolację.
Szczegółowe informacje zostaną przesłane w Komunikacie nr 2.
Z wyrazami szacunku
prof. dr hab. Janusz Kirenko
Sekretarze konferencji:
dr Anna Wiatrowska, dr Anna Witek, mgr Anna Bieganowska,
Adres do korespondencji:
Instytut Pedagogiki UMCS, Zakład Pedeutologii i Edukacji Zdrowotnej
20 – 004 Lublin, ul. Narutowicza 12
telefon: 81 537 63 21 e-mail: zdrowaszkola3@wp.pl