Do szkoły dla przyjemności?
Plantacja herbaty na Sri Lance
Jest taka szkoła do której uczniowie, czy raczej studenci, chodzą z przyjemnością i dla przyjemności. Napisałem dwa razy to samo, bo przyjemność też jest podwójna. Po pierwsze zdobywa się wiedzę, która nie jest dostępna powszechnie a podczas zajęć praktycznych korzysta się po raz drugi delektując się produktem będącym tematem szkolenia.
W stołecznym T-barze (tym przy ul. Brackiej róg Przeskok) uruchomiono szkołę herbaty. W pierwszych zajęciach uczestniczyło ponad dwadzieścia osób, które pasjonują się herbatą. Tu wiedzę udostępniali im wybitni znawcy tematu. Najpierw Tomasz Witomski – znawca i importer herbat,prezentując zdjęcia i filmiki z plantacji cejlońskich oraz chińskich pokazał drogę herbaty od sadzonki do filiżanki. Potem Paweł Dudziak rozwiał mity i stereotypy na temat wspaniałego naparu. Dał studentom argumenty, dzięki którym będą mogli zwycięsko dyskutować z twierdzącymi, że zielona jest zdrowsza niż czarna lub odwrotnie. Oba rodzaje herbaty są równie zdrowe a różni je tylko proces produkcyjny: zielona jest suszona lecz nie fermentowana. A i zielona i czarna pochodzą z tych samych herbacianych krzewów.
Słynny warszawski kucharz Jarosław Uściński zaprezentował gotowanie z udziałem herbaty jako pełnoprawnym produktem kulinarnym.
Najatrakcyjniejszą lekcją był spektakl wykonany przez Dilhana Fernando (jednego z szefów firmy Dilmah), który uczył degustacji. I to profesjonalnej. Siorbanie naparu z miseczek nie jest zadaniem prostym i nie polega tylko wlewaniu płynu do ust. Wymaga odpowiedniego natężenia przy pełnym wdechu a jednocześnie nie dopuszczenia wpadnięcia kropli herbaty do tchawicy, co może skończyć się udławieniem kipera.
Równie trudnym zadaniem jest zrelacjonowanie wrażeń i doznań jakie odczuł każdy delikwent. To jest trudna sztuka.
Znalazłem się w gronie wykładowców chyba głównie dzięki temu, że udowodniłem, iż wypijam miesięcznie więcej herbaty niż statystyczny Polak w ciągu roku. Poza tym moja pasja do starych ksiąg kulinarnych wyposażyła mnie w taką liczbę anegdot na temat produktów spożywczych, w tym i herbaty właśnie, że mogłem ograniczyć się tylko do śmiesznych historyjek o tym jak herbatę przed 200 laty przyjęto nad Wisłą, by uczestników szkoły rozbawić.
Na koniec tej relacji jedno zdanie z mojego „wykładu”: „Gdyby nam Chiny wszystkie swoje trucizny przesłały, nie mogłyby nam tyle zaszkodzić, ile swoją Herbatą” – twierdził pewien autor sprzed z górą 200 lat a słowa jego rozpowszechnił w wydanym w Wilnie w 1811 roku „Dykcyonarzu Roślinnym” ksiądz Krzysztof Kluk. Inni autorzy z tamtych czasów, zwłaszcza medycy, twierdzili, iż „picie herbaty wywołuje ból głowy, paraliż, krwotoki a nawet suchoty.”
Następne zajęcia za parę tygodni.
Pijmy więc herbatę… na zdrowie!
Komentarze
herbata pod znakiem zapytania … 😉
Dzień dobry.
Czym to się nie musieli biedni księża zajmować przez ostatnie 300 lat.
Rozprawkę o piciu kawy i niebezpieczeństwach z tym związanych, kupowali uczestnicy I Zjazdu Łasuchów (reprint Biblioteki Kórnickiej PAN). Jak wyżej cytuje Gospodarz, musieli też przestrzegać grzeszny naród przed herbatą czyli źródłem suchot i krwotoków. Ziemniaki rosnące w ziemi pod opieką diabłów też groziły niebezpieczeństwami licznymi, a kakao i „czekulada” flegmiły cały organizm pań modnych.
A my nic, nam też nic nie szkodzi – bo najwidoczniej nie ma nas kto przestrzegać przed diabelskimi mocami (chociaż pogłowie egzorcystów rośnie).
Herbatę kochamy i pijemy !
Yurek-dzięki !
Ja,tak jak Alicja-świętuje co się da i przyjmuję chętnie :
życzenia
kwiaty
czekoladki
szampana
i co tam jeszcze 🙂
Może być też bez okazji 😉
Sobotni zjazd zapowiada nam tłumnie -całe 9 osób !
Żabo-wczorajsza opowieść o ciotce 16.59 przednia 😀
Jolinku-skoro planujesz wydać moje wiersze to
bez wytchnienia
szukam dalej natchnienia 🙂
Danuśka – zamawiam wstępnie 3 egzemplarze tomiku pt „Rymowanki koleżanki”
Dzień dobry Blogu!
18 filiżanek herbaty dziennie? 😯 To już straszny nałóg 🙁
Statystyczny Polak wypija dziennie 1,5 filiżanki herbaty, co stawia go na trzecim miejscu w Europie i w pierwszej dziesiątce na świecie.
A na samym czele nasz Gospodarz 😯
Myślę, Nemo, że wyniki badań mogą udowodnić wszystko. Niemcy właśnie, po 10 latach badań 42 tys wolontariuszy (badanie kontrolne co 2 lata) ogłosili, że intensywne picie kawy nie sprzyja rozwojowi chorób przewlekłych (np krążenia, nowotworów, cukrzycy typu II) a dokładniej ryzyko zachorowania w populacji badanej było takie samo, jak w grupie nie pijących kawy. Ciekawostką zaś jest to, że kawosze o 23% rzadziej zapadali na cukrzycę typu II.
Wczoraj byłyśmy w trzyosobowym,babskim gronie z libańskiej sieciowej knajpie- http://www.fenicja.com
Jedna z koleżanek przechodzi obok tego przybytku codziennie idąc do pracy,więc chciała nareszcie zobaczyć,co słychać w środku i stąd ten wybór.Wzięłyśmy zestaw dla 3 osób:
hummus naprawdę smaczny
całkiem przyzwoite gołąbki w liściach winogron
cieniutkie kawałki różnych grillowanych mięs-raz lepsze,raz gorsze
ciekawe libańskie piwo,ale nie dla prawdziwych piwoszy,bo słabiutkie,
z sokiem z cytryny i brzegiem szklanki umoczonym w soli
pyszny sok imbirowy z sokiem ananasa i limonką
dziwnie słodki koktajl z awokado,chyba z powodu sporej ilości bitej śmietany.
Wnętrze kiczowate,w tle arabska muzyka,osobna salka dla palących wodne fajki.Ogólnie nie rzuca na kolana,ale nie rujnuje portfela.
Pyro 😀
Pyro,
ja nie przytaczam żadnych wyników badań poza prostą statystyką. Skoro Gospodarz udowodnił, że miesięcznie pije więcej herbaty niż przeciętny Polak rocznie… 😉
Ja dziś na śniadanie piłam herbatę z tej okolicy
To jest Rukeri w Rwandzie. Mam spory zapas herbat afrykańskich z Rwandy, Ugandy i Kenii i choć pijam dziennie 5-6 szklanek, a kawę pijam bardzo sporadycznie to rekordu Gospodarza nie pokonam 😉
W Polsce podobno rocznie sprzedaje się prawie 27 tys. ton herbaty i 126 tys. ton kawy. Pod względem spożycia tej ostatniej – szóste miejsce w Europie.
Dzień dobry, słońce przebija się przez mgłę, oby dało radę 🙂
Za kwiaty i życzenia na wczorajsze święto, bardzo dziękuję 🙂
W zerwanej z kalendarza kartce widzę nawiązanie do dzisiejszego tematu, a mianowicie – herbata w filiżance i czekolada na talerzyku, to recepta na poprawienie nastroju. Dla mnie ulubionym zestawieniem jest raczej mocna, gorzka kawa w towarzystwie czekolady, najchętniej ciemnej, czasem z dodatkiem skórki pomarańczowej. Ale widać, że i rozmaite gatunki herbat dobrze się popija przy czekoladzie, o ile dobierze się właściwe smaki. Czyli, co kto lubi 🙂
Danuśko 😀
Dzień dobry,
dzień bez herbaty, to dzień stracony. Choć do wyników Gospodarza mi daleko. Dla mnie numerem jeden wciąż pozostaje herbata cejlońska. Robię spore przymiarki pod yunana, ale coś nie mogę z nim dobrze utrafić. Może cejlońska wygrywa, bo wciąż mam w pamięci plantacje herbaty na Sri Lance. Trudno o piękniejszy widok. Choć praca na nich to mordęga.
w zasadzie bez kawy, to dzień też trochę stracony 😉
ziemniaki, herbata, kakao… pomidory też były tępione. Z tego co pamiętam, bo gdzieś to czytałem, ale nie wiem już gdzie, to uważano je za zupełnie trujące, do czasu gdy jakiś jegomość zrobił publiczny pokaz – założył się że zje sporo pomidorów i przeżyje. Wszyscy zgromadzeni byli przeciwnego zdania. Przeżył… Ale ostatnio znajoma upierała się, że pestki pomidorów są niejadalne i skrupulatnie wydłubywała je co do jednej.
hmmm…
Statystyczny Polak wypija rocznie ok. 1 kg herbaty (waga listków) a ja tyle zużywam w ciągu miesiąca. Wypijam dziennie do 10 filiżanek (a nie jak oblicz Nemo 18). Ale moja herbata jest znacznie mocniejsza niż naogół pita w Polsce i zużywam na napar znacznie więcej listków niż inni zaparzający herbatę.
A piję herbatę nie dla zdrowia lecz dla przyjemności!
Wczoraj Dzień Kobiet, a dzisiaj na portalu http://www.polskatimes.pl galeria najbardziej wpływowych polskich kobiet. Lista, jak lista ale nader trafny i inteligentny komentarz. Zachęcam do przeczytania
Dzień dobry! „Herbata z Kopernikiem”: http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/94951/125e58ef2be25d9fdd15892a700cd19b/
Bardzo dobre połączenie – książka i pyszna herbata 🙂 Coś słodkiego też pasuje
Postudiowałem trochę recenzje kulinarne. Pięciogwiastkowa przy Tamce kusi, ale sknerstwo nie pozwala.
Lwowska we Wrocławiu to lipa, nic to ze Lwowem nie ma wspólnego. Kto pamięta Fonsia, wie, co to znaczy lwowska restauracja we Wrocławiu.
Wczoraj na obiad zupa czosnkowa z kiełbasą chorizo, smażone kalmary w cieście na sałacie z sosem czosnkowym, kaczka (pierś) z szafranowym ryżem z oliwkami,
migdałami i figami, pieczone udko z kaczki ze smażonymi rydzami, bekonem i rukolą.
Do tego wino domu w karafce. Wszystkow Hotelu Nadmorskim. Wszystko było znakomite. Ja do zupy dodałbym jeszcze majeranek i groch – byłaby wspaniała grochówka na ostro. Zupy były 3, kaczki piersiowe 2, udko 1 i kalmary 1 podzielone na 2 porcje. Wina 0,5 l. Wszystko razem 180. Było bardzo sympatycznie i smacznie. Szczególnie chwalę udko kacze w rydzach oraz kalmary. Kaczka nadzwyczaj soczysta, o co wcale nie tak łatwo. Kalmary pyszne, a wiemy, że potrafią jako kalmary podawać jakieś gumowe ruloniki, których się nie da przeciąć ani pogryźć.
Asiu-w zasadzie pasuje…
Tylko,żeby na ten przykład palcyma zabrudzonymi od czekoladowej glazury kartek nie pobrudzić.Ale,co tam zawsze można oblizać 😉
Znaczy te palce.
Danusiu – można oblizać albo nie odwijać papierka z batonika czy wafelka do końca 🙂 Gorsza sprawa z czekoladą 🙂
Skończyłem Matkę wszystkich lalek. Za wczesnie na wrażenia poza jednym, które się nasuwa nieodparcie. Mam wrażenie, że Nisia mogłaby napisać arcydzieło, gdyby nie bała się mieć większych ambicji. Pewnie myśli, że jej na to nie stać, a bardzo się myli, bo to widać po drodze. Znam to uczucie z własnego doświadczenia i z obserwacji najbliższych. Człowiek boi się, że się ośmieszy nadmiernymi aspiracjami, bo się niedocenia. Nie wiem, co miała na myśli Pyra pisząc o nadmiarze zdobień. Ja miałem niedosyt pewnych wątków. Ale to wynika z tego, że bliskie mi są Michałowice. Tam mieszka prawie rodzina. Siostra naszej chrześniaczki bardzo przez nas lubiana. Ksiądz Kubek, który udzielał jaj ślubu jest nam znany nie tylko stąd. Kiedyś jako reportaż miesiąca w radiowej Trójce zwyciężyła właśnie audycja o Księdzu Kubku, wówczas proboszczu w Jagniątkowie. Z drugiej strony rozwijanie wątków wielu czytelnikom znanych lepiej niż autorowi denerwuje niesłychanie, więc wolę pozostać z niedosytem.
W każdym razie skończyłem czytać z żalem, że już dalej nic nie ma.
OK, przy pomocy statystyki można wszystko udowodnić i wszystkiemu zaprzeczyć, jak powiadali starożytni Grecy 😉
Przepraszam, że ośmieliłam się cokolwiek policzyć, ale ja po prostu czasem lubię sobie porachować 😉
1 kg herbaty na Polaka rocznie daje 666,6 łyżeczek po 1,5 g lub tyleż samo porcji w woreczkach.
To daje dziennie 1,8 porcji przy założeniu, że za każdym razem parzymy świeżą herbatę z co najmniej jednym woreczkiem lub łyżeczką herbaty na filiżankę.
Statystyka zaokrągla do 1,5 filiżanki. Czyli by się zgadzało.
666 porcji na miesiąc daje 22 filiżanki „normalnej” herbaty dziennie.
Nie wiem, jaką pojemność ma statystyczna filiżanka, moje szklanki mają po 2 dl. Łyżeczka herbaty na szklankę + jedna „na czajniczek” daje napar mocny i aromatyczny.
Nie dociekam, jak mocną herbatę ktoś pije, ja nie dam rady więcej niż 6 szklankom „normalnej” dziennie 🙁
Ta z Rwandy, którą akurat piję (The noir fort) jest tak mocna, że nawet pół łyżeczki na szklankę jest dla mnie za dużo 🙄
Od rana czekam na sygnał do wyjazdu – cel: nadzór przemieszczania owiec z punktu A do punktu B. Mają jechać w trzech rzutach (kołowych) 🙂
Biorąc pod uwage ilość pitej przeze mnie kawy cukrzyca typu ll powinna trzymać się ode mnie z daleka. Hm, ale gdybym piła mniej może była by większa?
Lubię zielony Yunan, przy nocnych pracach daje lepsze efekty niż kawa
Witam SzamPaństwo!
Herbaciarze wszystkich krajów – łączcie się 🙂
Trzeba rozróżnić, w czym się pije herbatę. Ja od czasu, kiedy wzbogaciłam się o porcelanowe filiżanki (Misio, Ewa Cichala), piję herbatę tylko w filiżankach. Rano wypijam szklankę zielonej, a prawdziwą herbatę – w filiżance.
W przeciętnej filiżance mieści się pół szklanki herbaty, nawet sprawdziłam to przed chwilą, dokładnie pół szklanki mieści się w filiżance od Ewy i tej ostatniej, co dostałam od Misia, „Biała Maria” jest nieco pojemniejsza, ale nieznacznie.
Wcale mi nie jest trudno uwierzyć, że Gospodarz dziennie wypija do 18 filiżanek, bo ja sama wypijam jak zwykle, 10-14 filiżanek herbaty dziennie, nie licząc porannej ziołowej czy zielonej.
Dodam, że herbatę piję bez cukru i mocarną, dla niektórych to jest „smoła”, nie herbata. Dla mnie herbata musi mieć odpowiedni aromat, od zawsze piłam mocną. Ulubiona yunnan, ale nie pogardzę inną, byle tylko nie była czymś doprawiona.
Czarny yunan jak dla mnie i jeszcze odrobina el greya w tym.
Stanisławie – bardzo smaczny opis tej kolacji wczorajszej.
Ja nie pisałam o nadmiarze ozdobników, Stanisławie – a o nadmiarze całkiem poważnych wątków i problemów, jak na rozmiar tej książki. Myślę poza tym to samo, co Ty – Nisia to wielki potencjał beletrystyczny i zupełnie nierozrywkowa pisarka, tylko popchnąć trochę trzeba.
Dodam, że nie mam poważania dla herbaty w torebce, nawet jak są wyprodukowane przez renomowaną firmę. Torebki są dobre dla herbatek ziołowych.
W tym zdaniu coś mi się nie podoba. Co to znaczy „zaniechanie dyżurnego ruchu”? 😯
*Materiał dowodowy zebrany w śledztwie wskazuje na dostatecznie uzasadnione podejrzenie, że przyczyną katastrofy było zaniechanie dyżurnego ruchu – powiedział na antenie TVN24 Tomasz Ozimek z Prokuratury Okręgowej w Częstochowie.*
Na granicy rosyjsko-afgańskiej była niegdyś czajchana.
Mozna było w niej napić się najlepszej herbaty na całym pograniczu.
Wiele karawan kupieckich i zwykłych podróżnych zatrzymywało się właśnie w niej na odpoczynek, żeby napić się doskonałej herbaty przywracającej siły do dalszej podróży, ale też dającej wytchnienie i spokojny sen po niebezpieczeństwach górskich dróg.
Właściciel czajchany był już bardzo stary, nie miał już wiele sił, w prowadzeniu czajchany pomagali mu synowie, ale herbatę dla gości przygotowywał zawsze sam.
Pewnego dnia był już tak słaby, że nie tylko dni, ale godziny jego życia były policzone. Synowie zebrali się wokół jego łoża:
– Ojcze, powiedz nam jak przygotowyjesz herbatę, goście czekają a my nie wiemy jak ty to robiłeś!
– Jeszcze żyję, – odpowiedział słabnącym głosem ojciec.
– Ojcze, prosimy, powiedz, nie potrafimy podać tak dobrej herbaty, goście są niezadowoleni, –
– Jeszcze żyję, poczekajcie, – z uporem odpowiadał ojciec.
Synowie nalegali, goście sie niecierpliwili, ojciec nadal nie chciał wyjawić swej tajemnicy.
W końcu, kiedy wydawało się, że zabierze ją ze sobą, ostatnim, słabym tchnieniem wyszeptał:
– Bolsze zawarki, – i skonał.
To co? Pchamy Nisię?
Ta opowiastka o czajchanie była przywieziona przez mojego brata z jego podróży do Afganistanu z czasów ZSRR. Jako fizyk pracował w Dubnej, raz nawet cały rok i wtedy zwiedzał Kaukaz i okolice.
Żabo – nie wiadomo, czy Nisia chciałby być popychana; pewno nie. Nabiera jednak z tomu na tom doświadczenia. Ja się tylko boję aktualności tej prozy – niby ludzie chcą czytać o swoim miejscu w czasie ale dla uniwersalności literatury chyba lepiej, żeby to jednak nie była czysta publicystyka „tu i teraz”. Coś takiego zrobiła Musierowiczowa z fatalnym skutkiem. Co ja się zresztą będę wymądrzać – lubię to pisarstwo takie, jak jest i Nisię lubię. A że chciałabym więcej – to właśnie dlatego.
Pyro, toć to żart ! 😀
A zavarka v chainikie 😉
Ja to jeszcze pchnęłabym parę osób z naszego blogu do pisania memuarów,co zresztą już swego czasu sugerowała Pyra.
A przy okazji wyda się na boku ten tomik rymowanek dla Koleżanek 😉
To zresztą będzie nawet spora antologia,bo w rymowankach też mamy paru niezłych speców 🙂
Tu naprawdę niewiele trzeba do uniwersalności, a okoliczności, które dotknęły Elżunię, są zrozumiałe dla wszystkich.
Dziś na obiad zupa i drugie. Wczorajsze drugie wyszło prawie jak zupa. Trochę zostało. Doleję wody i będzie zupa na jutro.
Gruba Kryśko, podstawa to nie myć garnka po zupie,
Owszem, Danuśko, mamy trochę tekstów w poniższym sznureczku, ale ja jestem winna zaniechania zbierania tych tekstów i poezyj od jakiegoś czasu 😳
Nic nie szkodzi, jest archiwum Gospodarza, można wszystko zebrać do kupy 😎
http://alicja.dyns.cx/news/Gotuj_sie/Teksty/
Dla naprzykładu na dzień dzisiejszy, o proszę, poniżej…
Przy okazji dodam, że wczorajsze sznureczki u mnie się otwierały, nie otwierały i w ogóle komputr oszalał, a w nocy światło wysiadło na 3 godziny, zdążyło nam zalać piwnicę, bo pompy wodne przestały działać, jedyne co, to kominek pracował, będąc na gazie 😉
Wydaje mi się, że to wszystko bez te atomy wysyłane przez słońce, no i pełnia księżyca, panie dzieju 🙄
Nisia pisze:
2011-05-07 o godz. 14:34
Kiedy żre cię chandra dzika,
gdy się czujesz całkiem marnie,
gdy sens życia ci umyka –
Memłon zawsze cię przygarnie.
Gdy procentów nadużyjesz,
jest ci źle, albo i gorzej,
nie mów mi, że się zabijesz –
Memłon serce ci otworzy!
Kiedy czujesz, żeś niechybnie
sroce wypadł spod ogona,
a mózg ci się zmienił w grzybnię –
pędź natychmiast do Memłona.
Kiedy rzuci się kochanka
(lub kochanek), nie skacz w morze,
ale od samego ranka
do Memłona leć, niebożę.
Jeśli dorwą cię bandyci,
obrabują do koszuli
i nakopią ci do rzyci –
Memłon zawsze cię przytuli!
Memłon nigdy nie zawodzi,
Memłon nam ratuje życie,
Memłon smutki twe osłodzi
i nie zdradzi cię o świcie.
Memłon jest jak anioł-stróż
i to nie jest żadna ściema –
Memłon rządzi! Wiecie już?
Bez Memłona życia nie ma!!!
Nie jestem pewna, czy to będzie działać – u mnie się otwiera, ale to jest na moim komputrze…niech ktoś kliknie, sprawdzimy. Jak nie działa, to trzeba Jerzora pociagnąć za konsekwencje, o!
https://docs.google.com/viewer?a=v&pid=gmail&attid=0.1&thid=135f449546f3d2a7&mt=application/vnd.ms-powerpoint&url=https://mail.google.com/mail/?ui%3D2%26ik%3D0dea2a507f%26view%3Datt%26th%3D135f449546f3d2a7%26attid%3D0.1%26disp%3Dsafe%26zw&sig=AHIEtbRYm_vv9mzYm_0T3KFm8A0vs3K6vw
Alicjo,
” zaniechanie” to niepodjęcie czynności, które powinno się wykonać. Czynu zabronionego można dokonać poprzez jakieś działanie albo właśnie zaniechanie. To słowo z języka prawniczego, dlatego wydaje Ci się trochę dziwne.
Pyro,
słusznie zauważyłaś, że egzorcystów przybywa. Ostatnio usłyszałam w lokalnym radiu bardzo pomyślną wiadomość dla mieszkańców naszego rejonu. Pomorskie przoduje w tej dziedzinie. Do dwóch dotychczasowych egzorcystów dołączyli trzej kolejni powołani właśnie przez arcybiskupa. A że także biskupi/ jest ich trzech/ mają odpowiednie uprawnienia, to złe moce nie mają czego szukać na Wybrzeżu. 😉
Ponieważ dziś jest już plusowa temperatura, uznałam, że nie mam powodów, aby odwlekać wiosenne decyzje. Zaczęłam od uporządkowania głowy, czyli od wizyty u fryzjerki. I wyznaczyłam sobie dzisiejszy dzień na owocowo – warzywny : na razie zjadłam grejpfruta i jabłko, a na obiad będzie kiszona kapusta. A za przykładem Alicji i Danuśki zaczęłam wiosenne porządki, czyli na początek umyłam jedno okno. Ale to dopiero początki. Dalej myślę, jak tu przygotować się do wiosny. 🙂
Alicjo,
otwiera się strona Google do zalogowania się.
Kochani, dzięki za dobre słowo.
Uprzejmie jednakowoż zawiadamiam, że piszę dokładnie tak, jak chcę. Poza tym NIENAWIDZĘ być pchaną, zmuszaną, namawianą, motywowaną etc. Presja mnie wyłącznie rozwściecza. Jestem samorządna, samodzielna i niezależna.
To ja napisałam tego memłona? Zapomniałam kompletnie. Mózg mi się zmienia w grzybnię, czy co?
łotr zjadł, no to jeszcze raz:
Jolinku, to jest Szynka z Wędzarni, wyprodukowana przez Sokołów Podlaski cena ca 28 zł/kg. Podaje dokładnie, bo a nuż w innych Biedronkach może być coś innego, np. serek wiejski, czyli cottage cheese jest w nawet sąsiednich sklepach B. różnych producentów, a ja lubię tylko jednego.
Nisiu – toż to napisałam, że nie będziesz chciała nijakiego pchania, a ja się na chama nie pcham, tylko ze Stanisławem pogaduję.
Krystyno – już raz nas Twoja okolica egzorcyzmowała i to jak! Ja więcej nie chcę.
A czy ta deregulacja temu nie zagrozi?
Nie zagrozi tym egzorcyzmom? Myślę o jakości usługi, bo jak pomyślę, trzech biskupów na raz – to jest rozumię, Europa, to jest standard, to jest wyraj Krystyno, tylko zazdrościć.
A tak, jak pójdzie według tego Gowina i każdy w sąsiedztwie będzie mógł egzorcyzować.
Strach się bać!
Idę zrobić herbatkę ziołową na uspokojenie.
Wczorajszy śnieg stopniał, słoneczko świeci, to już chyba będzie wiosna?
Z doświadczenia wiem, ze wiosna zaczyna się kiedy błoto obsycha. Na razie rozmarzło.
Wczoraj, po babskim wieczorze, odwoziłam córkę Eski, a przy okazji Milę (suczka) do mojej córki. Ślisko było niewyobrażalnie i mgła gęsta. Jechałam 20-30 km/h i stracha miałam potężnego. Najgorzej było w lesie, bo tam droga jest wyłożona płytami jumbo w rozstawie traktor-ciężarówka i trudno jest jechać tak, żeby wszystkie koła były na płytach, zwłaszcza na łukach. Jak koło spadnie to wpada w koleinę i samochód zaczyna celować w krzaki. Groźne to nie jest, ale jak się potem wycofać?
Mila nadal przychodzi, jednak chyba uważa, że tutaj jest jej dom, a jak nie dom, to chyba ja jestem pańcia właściwa, nie wiedzieć czemu. Natomiast ta znaleziona, która teraz nazywa się Wyga (nie mam pojęcia skąd to zięć wymyślił, bo wyga z niej żadna, ani z wieku, ani z urzędu) trzyma się mojej córki kurczowo i obie się lubią i to mnie cieszy.
Pepegorze, to ma być trzech nowych do dwóch już istniejących, poza tym każdy biskup z urzędu jest władny egzorcyzmować.
Jak wczoraj przeczytałam o tym, to mnie po prostu zatkało.
Z drugiej strony jak ktoś wierzy, że jest opętany, to może i to mu pomoże. Piękna ta relacja o piesku, który opętanej z gardła wyskoczył, a potem się gdzieś podział. A jak króliki z cylindra wyskakują?
No właśnie, Pyruniu, no właśnie. Słusznie prawisz. Mam już dużo lat, wiele widziałam, wiele wiem, a już na pewno wiem, czego chcem. Nie ma we mnie tych ambicji, o których wspomina Stanisław. Nie trzeba ich rozbudzać, bo są drogie nieobecne. Niesłychanie rzadko wiemy, co myślą inni. Raczej jesteśmy skłonni przypisywać im własne myśli. I tak mi się cuś wydaje, że pani Musierowicz też pisała świadomie tak jak pisała.
Jutro piękny dzień: lot o poranku, spotkanie z miłymi Osobami, a wieczorem pan Paleczny, łubudubu., zagra Piąty Koncert Beethovena. Jak na razie, to: http://www.youtube.com/watch?v=zYl6iI4l9gA&feature=related jest moje ukochane wykonanie. Ale niechaj kwitnie tysiąc kwiatów!
A Pepegor winien jest zainteresowanym paniom przepis na zupę kapuścianą. Może być bardzo ogólnie : czy sama kapusta, czyli jeszcze jakieś warzywa, czy solić; gęsta czy raczej rzadka ? Jeden dzień na takiej zupie mogłabym bez trudu wytrzymać.
Nie zmuszaj, a nie będziesz zmuszany ❗
Te egzorcyzmowe pieski, języki i inne cuda jakoś tak zawsze z drugiej ręki, ktoś inny widział albo słyszał. Błogosławieni, co nie widzieli, a uwierzyli, czy może wprost przeciwnie 😉
Króliki wyskakują z cylindra za uszy.
Dietetyczna kapuścianka
magiczna kapuścianka wraz z pasującą dietą
Ta zupa (bez soli) działa głównie odwadniająco, stąd znaczny ubytek wagi na początku, potem jak po grudzie 🙄
Ruszać się i mniej jeść!
A niech ją, tą kapuściankę.
Kochani, po egzorcyzmach jakie przechodził w zeszłym roku mój komp, znalazłem po długich poszukiwaniach tylko jeszcze to, co ocalało na stickerze. To ten pierwszy przepis, przepis matka, niejako. Może go znacie – to przewińcie – jak nie to przeczytajcie.
Sam zastosowałem, ale zbyt skomplikowane.
Dieta spalająca tłuszcz – przepis na zupę
1 duża kapusta
1 wiązka młodego seleru, z natką
1 wiązka natki pietruszki
2 duże zielone papryki
5 młodych cebul, wraz z natką
2 puszki pomidorow, albo i świeże
Warzywa pociąć na kawałki, zakryć wodą i zagotować na dziesięć minut, a potem zaniżyć temperaturę i gotować na lekkim ogniu. Przyprawiać można zupę w zasadzie indywidualnie. Oprócz obligatoryjnej soli i pieprzu można próbować z curry, albo ziołami prowancjalskimi, jak np. bazylia, tymianek, estragon etc.
Dobre rezultaty daje też stosowanie gotowego rosołku, albo gotowych zup w proszku, jak np. zupa cebulowa firmy Maggi.
Tą zupę można zawsze jeść jak się jest głodnym – i to w dowolnych ilościach. Ta zupa ma mało kalorii,
a pomaga spalać wielkie ilości tłuszczu. Niezwykle ważne jest jednak to, co jemy jeszcze oprócz tej zupy. Niektóre rzeczy należy na czas stosowania tej diety zupełnie wykluczyć. Tak więc nie należy używać alkoholu pod jakąkolwiek postacią, żadnych limoniad (nawet dietycznych), żadnych mącznych potraw, a więc chleba, makaronu, klusek, oraz cukru.
Pić można herbatę, kawę, ale bez cukru – mleko tylko odchudzane. Dozwolone są soki warzywne, a przy sokach owocowych uważać, bo one są jednak zawsze z cukrem. Przedewszystkin jednak pić wodę mineralną niegazowaną.
A oto propozycja menu na cały tydzień:
1.dzień – Jeść do zupy wszelkie owoce z wyjątkiem bananów, melonów i arbuzów. Pić niegazowaną wodę i ew. sok z jarzyn
2.dzień – Jeść poza zupą warzywa, świeże lub gotowane albo konserwowe. Najlepiej świeżą kalarepę. Unikać czerwonej fasoli, grochu, kukurydzy. Wieczorem można w nagrodę zjeść pieczonego kartofla z margaryną.
3.dzień – Jeść poza zupą owoce i warzywa. Teraz waga powinna pokazywać o 2,5 – 3,5 kg mniej.
4.dzień – Jeść poza zupą dzisiaj trzy banany i pić do tego odchudzane mleko, poza tym pić tyle niegazowanej wody ile się da. Organizm potrzebuje węglowodanów, protein i potasu, ażeby pragnienie za słodyczami zmalało.
5.dzień – Jeść poza zupą gotowane mięso, ok. 6 pomidorów i spróbować wypić 6 – 8 szklanek wody, aby wyczyścić organizm z nadmiernych kwasów.
6.dzień – Dzisiaj jeść gotowanego mięsa i świeżych warzyw ile się chce, a do tego stale jeszcze zupę.
7.dzień – Dzisiaj zjeść porcję nieuszlachetnionego ryżu (jeszcze z szarą otoczką, nieszlifowany, błonnik!), poza tym warzywa owoce, soki i zupę. Teraz waga powinna pokazywać o ok. 5 – 8 kg mniej niż na początku tej diety.
Uwaga:
Przeciwwskazania w stosowaniu tej diety u osób które biorą jakieś leki nie są znane. Ta dieta jest nawet stosowana u pacjentów chorych na serce, którzy muszą mocno schudnąć przed operacją.
Przy schudnięciu o ponad 8 kg należy dietę przerwać na 7 dni i potem ew. stosować dalej.
Przy wielokrotnym zastosowaniu organizm powinien się oczyścić, co wzmaga dobre samopoczucie. Ta dieta to system szybkiego spalania tłuszczów polagająca na tym, że częste posiłki podtrzymują stale przemianę materii, a przy tym powodują dodatkowe spalanie rezerw tłuszczowych, bo bilans energetyczny przy zachowaniu w.w. regół jest stale jeszcze ujemny. Ta dieta jest wiele skuteczniejsza niż tzw. dieta zero. Przy całkowitym przerwaniu dopływu pokarmu przemiana materii zaniża swoją aktywność, a tym samym maleje odbudowa rezerw tłuszczowych. Komfort tu opisanej diety polega na tym, że nie trzeba głodować, a częste przyjmowanie odpowiednio dobranego pokarmu nawet zwiększa zamierzony efekt. W.w jadłospis jest tylko propozycją,
którą można w miarę nabytego doświadczenia samemu modyfikować. Pamiętać należy, że powściągliwe przyprawianie pokarmu przede wszystkim solą, przy wzmożonym spożyciu silnie odwadniających warzyw i ziół takich jak, świeże ogórki, natka pietruszki lub kopru odwadnia silniej organizm i powoduje szybszą utratę wagi. Preferowanie wyłącznie słodkich owoców, np. winogron zaniża natomiast zamierzone efekty, z powodu większej ilości pobieranego cukru. W wypadku mięsa należy wziąść pod uwagę, że tylko mięsa gotowane są naprawdę dietyczne, bo najmniej tłuste. Zalecić i tu należy drób – ale najbardziej jednak rybę. Przy ścisłym unikaniu tłuszczotwórczych kombinacji typu tłuszcze/węglowodany/alkohol/słodycze dieta ta powinna przynieść zamierzone efekty.
Poczytajcie, a ja spadam dopilnować maleńkiej Aluni. Wieczorem, jak wrócę napiszę jak ugotowałem moją zupę.
Żabo tak to ta .. kupię w przyszłym tygodniu bo może jutro się zaopatrzę w jakieś delicje na targach serów i innych produktów regionalnych …
zupa kapuściana może też służyć jako jednodniowe odtruwania organizmu ..
zaczynają się Halowe Mistrzostwa Świata w LA .. 🙂
Bo twórcy do niczego się nie da pchnąć, rzemieślnik też zna się na swoim fachu i często bywa twórcą i artystą.
Gaserbrum zdobylim nową zimową 😉
No i znowu strzał Panu Bogu w okno.
Było zaraz poprosić nemo a nie męczyć się i przerabiać, aby łotr się nie rozeźlił.
Kapuściankę polecam. Pracuje.
Herbaty prawie nie piję, podobnie jak Bułgarzy. Bułgar, któremu zaproponuje się herbatę, przeważnie odpowiada: Błagadaria, as sym zdraw!
Dziękuję, jestem zdrowy.
Znajoma Węgierka poproszona o zaparzenie danej jej herbaty – zalała ją wodą z ciepłego kranu. Kawę natomiast, zrobiła genialną!
Pepegor,
margarynie mówimy stanowcze NIE!
Smalec, masło, oliwa sprawiedliwa. Żadnych margaryn!!!
Moja opinia, zaznaczam.
Ja do odtruwamia organizmu uzywam wodke. Musi to byc jednak wodka robiona z zyta bo w ziemniakach za duzo truciny. Stosuje tak: wlewam jednym koncem i po odtruciu organizmu wydalam drugim koncem. Jestem odswiezony i od nowa moge sie truc codziennym jedzeniem. Organizm jest oczyszczony z toksyn i zadnych egzorcyzmow juz nie trzeba. Oczyszczac trzeba jednak minimum dwa razy tygodniowo jako ze organizm sie szybko zatruwa calym niezdrowym jedzeniem, ktore nieuwaznie przyjmuje. Czy kapusta odtruwa lepiej nie wiem bo poza kapusniakiem bardzo rzadko jadam. Ide spac szczesliwy, ze watroba odpoczela i nic juz nie musi odtruwac a ja spokojnie moge sie odtruc ponownie juz za dwa-trzy dni. Wskazana jest trojpolowka. Wodka, koniak, rum (zyto-winogrona-trzcina). Watroba jest wypoczeta bo juz nic nie musi robic, my szczesliwi a organizm jak po lazni tureckiej. Blyszczacy i swiezutki jak osesek. Zauwazylem, ze nawet siwizna sie nie tylko zatrzymala ale nawet cofnela. Chociaz tego pewien byc nie moge bo sprawdzam zaraz po kuracji i lustro jakby nieco zaparowane sie wydaje. Ahoj, ciao, ciao bambina…. Dziewczyny sie za mna ogladaja i widze w ich oczach zachwyt i zazdrosc z tego oczyszczenio-odtrucia. Basia wtedy sie przekonuje, ze metoda dziala i pozwala na kolejna kuracje.
Wiosna!
Alicja – aleś, siostro strzeliła. Co to za artysta, który nie ma opanowanego rzemiosła? Najwyżej człek z wyobraźnią albo talentem. Podstawą absolutną artyzmu jest rzemiosło. Nie da się skomponować Mszy h-minor komuś, kto nie potrafi zagrać gamy albo przeczytać solfeżu.
Pyro,
nie wiem czy strzeliłam źle czy dobrze.
Czasem coś musi długo leżeć i dojrzewać, zanim z tego coś.
Pepegorze,
sorry, nie chciałam Ci wchodzić w paradę 😉 Nie wiedziałam, kiedy się pojawisz, a tu ponawiano prośby i ponaglenia… 🙂
Byłam w sklepie, a właściwie w dwu i w tym drugim (azjatyckim) właściciel (Szwajcar z chińską żoną) pochwalił się, że za tydzień jedzie z 15-letnim synem do Gdańska na tygodniowy trening tenisa stołowego. Powiedział, że jedzie autem, przez Berlin. Ostrzegłam, że z Berlina do Gdańska będzie jechał co najmniej tak samo długo, jak stąd do Berlina. Mam nadzieję, że nie wszystkie drogi są rozkopane albo popękane…
Alicjo!
Ale ja i smalcowi mówię nie (chyba, że on jest z cebulką i skwarkami do smarowania na chlebie)
Nemo, Pepegor
bardzo dziękuję . Ponaglałam, bo naszła mnie ochota na małe dietowanie. 🙂 A poza tym mam jeszcze kapustę włoską do wykorzystania. Jutro dokupię co trzeba. Poważnie mówiąc, to ostatnio jadłam zbyt mało warzyw i na kapuściankę mam po prostu ochotę.
yyc,
Twoja metoda może odtruć organizm z wyjątkiem wątroby. Ja wolę mniej ekstremalne sposoby. Zresztą u was w Kanadzie inny klimat to i diety inne obowiązują. 🙂
No i stalo sie. Kolezanki z pracy pchly (popchly, pchnely, popchnely – nie mylic z pchlami szachrajkami) i bede pisal. Cos miedzy czytadlem i arcydzielem. Nie ustalily jeszcze co ale to przyjdzie. Uswiadomily mi ze chcem (czego nie wiedzialem) ale nie muszem (co wiedzialem). Od jutra zaraz po kolejnycm oczyszczeniu organizmu 🙂
Za oknem chinook wieje. Mowi sie zeszloroczny snieg. Bardziej zeszlodniowy dzisiaj. Preria wylazla spod i sie brazowo-zloci.
Do karmnika co go wystawilem ostanio przylatuje 1 (slownie jedna) sikorka. Wola chicadee dee dee…chickadee dee dee. 10 kg karmy powinno starczyc do konca.
Tatara nie zrobilem choc go wczoraj nabylem. Miesko czerwonusie, zoltka dwa, cebulki trzy…no tak ale nie zrobilem.
Mam pieczerek szesc i kromki dwie wiec zrobie grzanki z szescioma pieczarkami z kolendra na maselku. Te pieczarki na maselku. Grzanki w tosterze a wszystko polacze w opiekaczu na miut szesc z serem provolone na wierzchu dla fantazji. To wszystko robie w pracy wiec sztuka nielada. Kolezanki sie znowuz zejda i beda cos kombinowaly jak zawsze kiedy robie lunch….
Ot tyle na teraz. 🙂
Krystyno, kolega stosuje te metode ale on ekstremista i mu sie watroba pomarszczyla z tego nic nie robienia. Ja staram sie uwazac. Np. wczoraj stosowalem rum. Po lekkim przeplukaniu organizmu koniakiem, zabralem sie za solidne odtruwanie. Wiec. Wzialem szklanke do ktorej po wrzuceniu kostek lodu, z lodowca co tu niedaleko sie wytapia na zlosc tym od klimatu, wlalem rumu. Podwojna dawke jak lekarz zielarz zalecal i babka z Rancza. Nastepnie dolalem soku pomaranczowego a samej Kalifornii (wiadomo Hollywood sie zdrowo odzywia) i soku ananasowego z Costa Ryki (na cmentarzu graja w pilke nieboszczyki – no to musi byc zdrowy). Wiec, wymieszalem i dodalem mleczka ze swiezo wydojonego kokosu. Na koniec wedle przykazn starlem galki od muszkata i wypilem w lykach szesciu. Dzisiaj sie czuje jak nowonarodzony i jak pisalem zaczynam nowa kariere. Pisze, tzn bede pisal.
A tu ta sikorka co do nas przylatuje:
http://www.birdsgallery.net/gallery/black-capped-chickadee/black_capped_chickadee_1.jpg
No patrzcie sami jaka nam zapowiadaja pogode. Jutro caly dzien na dworze. Piwa musze zakupic, zeby sobie zrobic przerwe w odtruwaniu.
Na zamieszczonych (pod prognoza) zdjeciach widac zorze polarna z wczoraj…
http://www.theweathernetwork.com/weather/CAAB0049
Witam.
http://wyborcza.pl/1,75248,11315419,Piszecie_piata_zwrotke_naszego_hymnu_.html
Nie ma sprawy nemo (w domysle z duzej),
Bo wazne było wytłumaczyć, o co chodzi w tej diecie.
Mój przepis wiecej niż dziesięć lat temu tłumaczyłem na polski i w czasach przedinternetowych rozsyłałem na wszystkie strony, a dzis w niezliczonych wersjach kursuje w necie.
Ja gotowałem drugie już 5 litrow na resztce polowki bialej kapusty (wierzchne listki zjadlem na surowo w tygodniu), dodalem kawalek normalnego selera, cztery lodygi zielonego selera, dwie marchewki, wszystko to dosc drobno skrojone, do tego dwa peperoni, listek, dwa ziarna ziela, troche utartej świeżo galki, zalalem woda i wsypałem na to dwie torebki gotowej zupy cebulowej. Dokroilem, dwie papryki, laske pora i dorzuciłem, a na ostatnia transze pol glowki pekińskiej, pol glowki kalafiora, dwie laseczki młodej cebulki ze szczypiorem, garść rzodkiewek i zabek czosnku. Ostatni wkład tylko bardzo krotko gotowany.
Jak widac, wszystko to bardzo dowolne i pstrokate i kazda nastepna robie inaczej bo: variatio delektat
Dwie te zupy wystarczaja w zasadzie jako przyprawa. Oprocz tych peperoni jeszcze troche pieprzu. No, w razie draki mozna dosolic, albo dodac troche rosolku,
Cala reszte sobie daruje, bo jak tu nosic z soba przepisane potrawy jak się pracuje, a do tego tak jak wczoraj, gdy jest się caly dzien w drodze i przewaznie na powietrzu. To siega się do owocow, a najlepiej jabłek, bo te można tez za kierownica, z wolnej reki.
Wczoraj naturalnie poszlo to wszystko troche do tylu. Z jabłkami to jest tak, ze podobno wzmagaja apetyt. Tak pewno jest, bo po powrocie spora, ale ostatnia porcja zupy mnie nasycila, a jakiekolwiek owoce, wzmagaly tylko ssanie i chec do czegos konkretnego. Otwarłem wiec lodowke i zjadlem najpierw plaster gotowanej szynki, a ze pozostaly jeszcze dwa, to powracałem do lodowki. Potem uważyłem, ze czas najwyższy dokończyć napoczeta fete, a skończyło się wreszcie na puszce tuńczyka w oleju, która opróżniłem w dwoch trzecich, az odpuściło, az czulem sie naprawde syty – do dzis przedpoludnia.
Skutek taki ze, o ile wczoraj rano, po trzech dniach diety ubylo mi rowne 3 kg, to dzis miałem na wadze pol funta wiecej!
Wreszcie wróciła Młoda ze szkoły i zjadłyśmy obiado-kolację, czyli smażoną mirunę i resztkę ziemniaków odsmażanych, wszystko razem z surówką. A mówi się, że nauczyciele za mało pracują – dzisiaj czwartek, a Młoda codziennie po 10 godzin, wczoraj nawet 13 co prawda z 3 godzinną przerwą, ale za czorta nie dałaby rady wrócić do domu i na powrót na Swojską.
Torlinie,
smalec do smażenia podobno najlepszy (według znawców), ja tam się nie znam, lubię ze skwareczkami na chlebku, a jak mam czyściejszy, to podsmażam to i owo. Dodam, że kupuję tylko i jedynie w polskim sklepie – wytopiony ze słoniny, a nie jakis tam ichni „lard”, w którym nie wiem, co jest i smakuje nie tak, jak powinien smakować najzwyczajniejszy smalec.
Nie wszystko można i powinno się podsmażać na smalcu, ale wszelkie miąska czemu nie, podniesie ich smak, nie zaszkodzi.
Co do morskich, nie wyobrażam sobie na smalcu. Po prostu nie pasuje, przynajmniej moim kubkom smakowym.
Pepegor 😉
Na portalu Na temat.pl przypomniano przykładowe 10 przykazań – zakazów z Pięcioksiągu (łącznie jest ich zresztą kilkaset) a są to zakazy i nakazy, które są powszechnie łamane z zupełnej ich nieświadomości u chrześcijan. Wśród surowych zakazów jest zakaz spożywania owoców morza. Jest nawet powtórzony dwukrotnie w różnych księgach Tory. Wolno było tylko jeść wodne stworzenia, które miało płetwy i łuski inne były nieczyste. No i teraz Jerzor, Piotr, Pepe, Sławek, Arkadiusz i Danuśka z Alanem z piekła nie wyjdą.
Ja też, z przeproszeniem, bo jadam krewetki i lobstery-homary czy jak tam je zwał. Ja chcę do piekła! Bo będzie nudno wśród tych idealnych aniołków 🙄
No to macie przepis na życie 😉
Marek.Kulikowski pisze:
2009-06-27 o godz. 00:05
Piwa nie pić.
Papierosów nie palić .
Mięsa nie jeść.
Wstawać 5.30
Gimnastykę ćwiczyć.
Pietruszkę i pomidory uprawiać.
Herbaty czarnej nie tykać.
Okonie złapane wypuszczać.
Nie garbić się.
Nie przeklinać.
Za mężatkami się nie oglądać.
Wojtka nie krytykować.
Z byłą dyrekcją było się zgadzać.
O byłej kierowniczce było nic złego nie mówić.
Nie wpraszać się.
Ciastka i cukier znienawidzieć.
O wódce zapomnieć do końca życia.
Do kościoła co niedzielę chodzić.
Z łożka prosto na kolana .
Z kolan prosto do łózka.
Komunistów nienawidzieć.
Od brzydkich rysunków Mleczki głowę odwracać.
Za panienkami się oglądać i nie mieć przy okazji kudłatych myśli.
Wodę oszczędzać.
Światło wyłączać.
Komputera za często nie używać.
Abonament płacić.
Zatykać uszy, piratów nie słuchać.
Do widzenia bardzo.
Podatki płacić.
ZUS kochać jak Ojczyznę.
Dilmah, to nie jest mistrzostwo świata. Widać Gospodarza ktoś sponsoruje:)
Marudo – jeśli masz inne zdanie, to znaczy, że ktoś inny Cię sponsoruje?
Marudo,
niekoniecznie. Jak coś polubię, to na amen. I każdy pewnie tak ma.
Dajcie spokój – po to jest Maruda, żeby marudziła. Ja przywykłam (za męża miałam jej brata-bliźniaka)
Eee tam. Mierzalne mistrzostwo świata może być na setkę 😉 Reszta jest upodobaniem 🙂
najlepsze znane mi miejsce na herbatę
Polecam, nie sponsoruję 😎
Irek,
Ty zaraz ode mnie oberwiesz po uszach, Ty wiesz, jak to daleko ode mnie i nie po drodze do piekieł? No! Kusiciel, cholerka 🙄
Zadzwoniła Helenka, właśnie wróciła z Paryża. Teraz już jestem cała sierota, powiada, bo pogrzebała ojca (Sarita zmarła parę lat temu).
Rodzice dożyli prawie setki, ojca nie znałam, ale Saritę owszem, i wspominam ją bardzo często. To była kobieta z fantazją i zawsze głodna życia i tego, co ono oferuje. Lubię takich ludzi i łatwo znajduję wspólny język. Życie mamy tylko jedno…
Ale wodzić na pokuszenie nada. A nuż. Licho nie śpi 😎
Piękna stronka herbaciarni i bardzo klimatyczne miejsce.
Alicjo – kiedy umiera ktoś taki, to myślę wtedy, że to dobrze: miał dobre, bogate życie – dobrze, że nie dopadła go zgrzybiała starość.
Pyro,
ja tez tak myślę. Sarita podczas naszych odwiedzin ostatnich właśnie tak mówiła, świadoma była, że wyżej d… nie podskoczysz, a jej hymnem była piosenka:
http://www.youtube.com/watch?v=kFRuLFR91e4
Nada, nada, Irek 😉
Tylko, tak jak wspominałam, mnie tam nie po drodze…a ta wygięta lampa to u moich Młodych toczka w toczkę. Ale nigdy nic nie wiadomo, może zboczę ze szlaku kiedyś 🙂
U nas sypie śnieg i jest biało 🙄
Do jutra.
Podoba mi się ta herbaciarnia w Kazimierzu. W Poznaniu na przełomie XIX i XX wieku istniała cukiernia „Eldorado”. Można było w niej kupić (na przykład do popołudniowej herbaty 🙂 ): „24 gatunki tortów w modnych kształtach rogów obfitości, poduszek, książek, łabędzi i koszyków. Cukry deserowe, czekoladki własnego wyrobu, a także z Francji i Szwajcarii. owoce „osmażane”, kasztany i orzechy w eleganckich pudełkach, owoce i ananasy lukrowane, karmelki napełniane o smakach ananasowym, poziomkowym, orzechowym, pistacjowym, malinowym i pomarańczowym. Niezwykle pyszne były pochodzące z tej cukierni „trzy razy świeże pączki” nadziewane marmoladą malinową, wiśniową i aprykozową. W upalne dni cukiernia polecała bomby z lodu i zamrożonej śmietany z dodatkiem smacznej polewki owocowej.
W grudniu 1905 roku w lokalu pojawiła się „głodomorka” Elvira Ricardo „największa widzenia godna osobliwość naukowa”, która postanowiła spędzić tam 15 dni bez jedzenia, pijąc tylko wodę. Głodomorkę zamknięto w szklanym domku, który ustawiono w sali ogrodowej Eldorado. Aby ją zobaczyć trzeba było kupić bilet wstępu w cenie 30 fenigów. Dzielna kobieta dotrwała do końca głodówki” 🙂 to dopiero jest dieta 🙂 . Spisane z „Do stołu podane” Kroniki Miasta Poznania
http://www.youtube.com/watch?v=KVzyGQPgVN8&feature=fvst
http://www.youtube.com/watch?v=vnvYymrCn4g
Asia,
Ty zawsze coś ciekawego wygrzebiesz 😉
O parzeniu herbaty na przykład.
BRA!
…o dzielnej Głodomorce nie wspominając 🙂
🙂 Może być też o kapuście: http://www.youtube.com/watch?v=2evv45stEHw&feature=relmfu
Tea For Two lepiej smakuje 🙂 http://www.youtube.com/watch?v=n4WQhJHGQB4&feature=related
Żabo,
wiesz, co znaczy „bra”* w języku angielskim 😉
I angielska herbatka: http://www.youtube.com/watch?v=TY-SAl6rB5Q
Dobranoc 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=nlQsX35lH_k
Zamiast kołysanki herbaciana chińska ballada: http://www.youtube.com/watch?v=tq9rZE69K8c
To już naprawdę ostatnia piosenka 🙂 liście herbaty i stare czasopisma
http://www.youtube.com/watch?v=auhdWh6WR8M
Chińska muzyka grana przez Greka, Stello w skrócie 😉
Wszyscy śpią?
No to dobranoc, dobranoc…
http://www.youtube.com/watch?v=TJBxzSPjWwk
dzień dobry ..
jaki miły herbatkowy wieczór był … 🙂
ten Miś to na pamięć się powinien nauczyć swego przepisu na życie … 😉
Dzień dobry Jolinku,
dzień z nad kubka kawy, a nie herbaty.
Wczesnie jak na mnie, ale ostatnio wcześnie zapadam na senność, to też wcześniej wstaję.
Dobrego dnia jeszcze i całej reszcie,
pepegor
pepegorku pomachanko … 🙂
rosyjska piosenka na Eurowizję … 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=WKNRGc71hjc
Och, Alicjo, gdyby tak, to zakupilam akurat dwa wysyłkowo, świetne. Dobrze, bedę pisać z myślnikiem, o tak: -BRA-!
Odmachuję wszystkim hurtowo. Przez poranną mgłę przebiło się słońce, ma być 5 dni wiosennej pogody. Okna czekają na umycie – świat spoza szyb wygląda zakurzony i w kropki, a kiedy świeci słońce, to już doprawdy wstyd przez nie patrzeć. Trzeba zamówić p.Olę, bo ja nie umyję, a Młoda tyra od nocy do nocy. Dzisiaj na obiad będą szare kluski z kapustą jako ostatni posiłek zimowy w tym roku; zresztą jeśli zapytać Młodą „co na obiad?”, to nieodmiennie usłyszy się „szare kluchy”.
Na jutro i na poniedziałek rozmrażam schab, a co z niego zrobię, to nie wiem: zależy czy da się rozklepać na kotlety, czy nadawać się będzie na roladę, czy jeszcze inaczej.
Miłego dnia życzę wszystkim.
Obiadującej dzisiaj blogowej dziewiątce życzę smacznych wrażeń a nam jedzonkowych opowieści 🙂
Pogoda prawie wiosenna. Chyba też się skuszę na kapuścianą zupę.
Alino – obiad obiadem ale spotkania to im naprawdę zazdroszczę. Takie świetne towarzystwo się spotyka. Udanego popołudnia życzę warszawskiemu zjazdowi.
posmakujemy za Was … 🙂
to ja się za Was pooblizuję… 😀
Smakujcie wytrwale i apetycznie, Dziewczęta 🙂
Dzień dobry, pogoda dobrze zmówiona, nie pada, nie wieje, przydało by się trochę słońca, ale bez przesady, jest dobrze. Loki zakręcone, torba na jarmark naszykowana, można wyruszać. Pozdrowienia dla Wszystkich 🙂
Słoneczne dzień dobry. 😀
Dziewczyny zjazdowe, chyba nie wiedzą jeszcze, że gościć na porannej imprezie będzie pani Prezydentowa – własnousznie słyszałam w radiu. 😀
Pyro, ja też zazdraszczam przede wszystkim miłego Towarzystwa. 😀
Korzystając ze słońca idę połazić bez celu – może mi się pojawi pomysł na obiad.
Zaczyna mi się powoli mieszać. Nie wiem jaką zupę mam jeść najpierw.
Drugie bez problemów.
Ja, tak jak Pepegor, wcześnie chodzę spać i wcześnie się budzę, co jest nawet przyjemne, bo rano mogę poczytać książkę, nad którą wieczorem zasypiam.
Asia wspomina o szerokiej ofercie tortów w dawnej poznańskiej kawiarni Eldorado. Dziś także pod tym względem nie jest źle, a może nawet lepiej, zwłaszcza jeśli chodzi o torty urodzinowe dla dzieci. Znajoma zamawia właśnie dla wnuczki na drugie urodziny tort w kształcie kolejki / ciuchcia i dwa wagoniki/. Jeden wagonik starczy pewnie na 5 osób.
W Kazimierzu byłam dwa lata temu i wielka szkoda, że nie znałam ulubionej kawiarni Irka. Latem picie kawy czy piwa na rynku nie należy raczej do przyjemności.
Po obiedzie dzisiaj wypiłam mocną, gorącą herbatę. Szare kluski z kapustą to bardzo ciężkostrawne jadło i trzeba to czymś spłukać/ Młoda z psem jadą dzisiaj z wizytą i popołudnie będzie dla mnie ulgowe. Teraz utnę sobie drzemkę, a potem zabiorę się za swoją „urodę”.
Witam SzamPańsko!
Wedle mojego zegarka w Warszawie obradują Za Stołem (jaka to knajpa? Bo zapomniałam, jak to ja 🙄 ). Smakowitych obrad!
Mam nadzieję, że ktoś nosi fotoaparat i przy pogodzie…
Zgago, co za poranna impreza? U mnie radio nie ma zasięgu.
-6C, słoneczko, tulipany się pięknie rozwinęły, ja mam pół nocy nie dospanej. Otóż oblazła mnie jakaś zaraza, tyfus plamisty czy cuś.
Albo coś zjadłam, albo czegoś dotknęłam. Nic to, przeżyjemy!
Podsyłam tulipaństwo.
http://alicja.dyns.cx/news/IMG_9229.JPG
Alicjo, wpis Gospodarza z 8.03.br. cytuję fragment :
„A teraz program tej ciekawej zapewne imprezy, która będzie połączona z kiermaszem produktów regionalnych, pokazem kulinarnym mistrza i warsztatami gotowania dla dzieci:
Europejski Fundusz Rozwoju Wsi Polskiej i Slow Food Polska zapraszają na finał konkursu młodych kucharzy: „Tradycyjne Produkty – Nowoczesna Kuchnia Polska”. Impreza odbędzie się w sobotę 10 marca w warszawskiej „Fortecy”, w parku Traugutta, przy ul. Zakroczymskiej.”
Dzien dobry,
Warszawski mini zjazd blogowo rodzinny przesyla pomachanko dla calego Blogu. Siedzimy, jemy, pijemy, gadamy.
Zazdroscic jest co.
do pozniej. 🙂
I co tu napisać? Duchem jestem z Wami.
Ja też „duszę” ze zjazdowiczami 🙂
W szlafroku, i drapiąc się zawzięcie, chociaż staram się powstrzymywać. Czego ja się tknęłam? Pieron wie 🙄
Witam.
Alicjo drapiesz się w prawą rękę spodziewaj się gości, jeżeli w lewą, wyślij kupon. Jeżeli po całym ciele to zmień proszek do prania.
Warszawski mini zjazd blogowo rodzinny spędza przyjemne chwile.
Jolinku – czy wiesz, że mamy nową dyscyplinę w LA. Właśnie przed chwilą nasz komentator z jedynki powiedział, że do Turcji nie przylecieli Wojciechowski, Michalski i inni nasi trójskoczkowie o tyczce 🙂
Yurek,
proszek ten sam od lat 🙄
Właśnie zastanawiam się, co nowego zjadłam czy dotknęłam. Tulipany?
Ciasto czekoladowe już w piecu.
http://www.youtube.com/watch?v=CXejKnonDMI
Mam nadzieję, że warszawski Zjazd nosi fotoaparat i przy pogodzie…
http://www.youtube.com/watch?v=AmEUGD42SfY&feature=related
Alicjo – mnie nie dotykałaś!
Mówiłaś kiedyś, że chcesz tarę (washboard) Mówisz – masz. Jak zrobię zdjęcie, wyślę
jestem … 🙂 … ucałowałam Piotra i Basię od Was .. zdobyłam autograf od Brzucha na jego i koleżeństwa książęce o tradycyjnych produktach – Nowoczesna kuchnia Polska .. potem za radą i z polecenia Piotra razem z Małgosią rzuciłam się na zakupy .. kilka butelek oleju rzepakowego z certyfikatem UE na prezenty i dla siebie, olej rydzowy i dyniowy – dla siebie, olejek z wiesiołka dla urody .. świeże wędzone pstrągi i dzwonko wędzonego karpia .. sery kozie ostre (Piotr wie u kogo i jakie bo ja nie pamiętam) i ser krzywonos – podobno nazwa na cześć i za zgoda właścicielki nazwiska .. ser lazurek … pyszny chlebek razowy … i niespodzianka cytryny i pomarańcze ekologiczne z Sycylii z prezentem w postaci awokado …
Prezydentowej nie widziałam ale parę osób z tv było ..
potem spacer po Starym Mieście i na obiadek …
było przemiło .. wszyscy się stawili … Krysiade z mężem .. Nowy z żoną i dziećmi tylko Barbary mąż, który był na jarmarku pospieszył do psiaków .. naprawdę mówię Wam ucztowaliśmy jak jakaś włoska rodzina .. 🙂
niestety aparatów foto nikt nie miał … 🙁
Witam.
Było super. Dla naszej „silnej grupy pod wezwaniem” trzeba było przemeblować knajpę – tak nas było dużo.
Nosi aparat i przy pogodzie. Później do ciebie podeśle, bo sam nie potrafi.
Asiu zdążyłam na kawałek transmisji.. fajnie się przejęzyczył … 🙂
a była jeszcze Danusia z Magdą -nasza blogowa koleżanka koleżanki i nasza Nisia … uzbierało się nas sporo i 3 stoły trzeba było zestawiać …
Sprawozdanie z uczty poprosimy. Ja tu więdnę z braku informacji.
Właśnie udało mi się usiąść do komputera, najpierw musiałam wyrobić chlebek, bo zaczyn niepokojąco wspinał się do góry 🙂
Byliśmy w restauracji Dom Smaków, która mieści się na dole w Intraco. Jest tam formuła bufetowa, jesz co chcesz w ramach stałej opłaty trzydzieści parę złotych. Jedzenie było całkiem smaczne, chociaż nie rewelacyjne. Brakowało na przykład ciekawych deserów. Atmosfera całego obiadu natomiast jak zwykle cudowna. Zjazd się wspaniale powiększył co wszystkich ogromnie ucieszyło. Czekamy niecierpliwie na następną taką okazję.
Pyro ja jadłam niewiele to zostawiam innym recenzje i reporterkę … dobre było ale mnie nie powaliło .. wybór był spory i ważne, że dużo świeżych sałatek i warzyw .. kopytka i pieczone ziemniaki super ..
No i dostało mi się za tę tarę! Ewa mnie ofukała, że „to miała być niespodzianka!” Niespodzianka? Cieszyła by się tylko po! A tak to i przed i po po!
Tragedia – na Słowacji spłonął długo ze składek społecznych odbudowywany gotycki zamek w Krasnoj Horce z unikalną kolekcją starych mebli i broni. Zaczęło się od dachu, drewniane, przepalone krokwie wpadły do autentycznych, średniowiecznych komnat. Turystów udało się na czas wyprowadzić. Nie wiadomo, czy ocalała Czarna Madonna do której pielgrzymowali wierni. Pożar najprawdopodobniej powstał, gdy romskie dzieciaki podpaliły suche trawy – wiatr widać poniósł iskry na nach.
Kochani-najpierw to musiałam myśli własne trochę uczesać,bo tyle się dzisiaj działo,że trochę czasu mi trzeba było,by to wszystko ogarnąć.
Pierwsza część imprezy to slow foodowy-ekologiczny jarmark,a gdzieś w tle Gospodarz zakamuflowany z młodymi adeptami sztuki kucharskiej.
Potem towarzystwo zebrało się w „Domu Smaków” i biesiada ruszyła z kopyta.Lista obecności:Jolinek,Małgosia,Krysiade z małżonkiem, Nisia,Barbara,Nowy z Rodziną i w końcu ja,Danuśka mą kuzynką Magdą,znaną już niektórym Blogowiczom.
Formuła restauracji-płacisz 34,99 zł i jesz ! Do dyspozycji bufet na ciepło i na zimno oraz kucharz przy grilu i przy patelni naleśnikowej.Jest to rozwiązanie niewątpliwie wygodne i praktyczne,bo każdy nakłada na talerz,co chce,ile chce i kiedy chce.Za zdrowie Blogu oraz zgromadzonych Biesiadników wypiliśmy białe chilijskie i butlę czerwonego(tu nie znam szczegółów).Atmosfera,jak zwykle świetna i przyjacielska.Czas nam zleciał nie wiadomo kiedy.Oby do następnego Zjazdu 🙂
A Nisia smakuje teraz Palecznego w Filharmonii….
Jestem i ja, wrażenie Jolinka o ucztowaniu jak we włoskiej rodzinie – bardzo adekwatne. Gwarno było, sympatycznie, jedzenia dużo, każdy mógł sobie dobierać smakołyki wedle uznania. Pyszny kurczak w galarecie z brzoskwiniami, pasztet i rozmaite sałatki. Naleśniki jak młyńskie koło, z nadzieniem wedle życzenia.
Telepatyczna nić łączności była zarzucona, toast za pomyślność Blogu, wzniesiony 🙂
Wrażenia z jarmarku bardzo dobre, oby więcej takich okazji. Miejsce wymarzone na spacery i oddech po zgiełku Starego i Nowego Miasta. Zasmakowałam w serku kozim z macierzanką 🙂
Z Małgosią lekka łajza minelli 🙂
Sezon jeździecki Ali zaczęty. Tydzień temu jechała konkursy skokowe i za pierwszym podejściem zrobiła licencje skokową. Teraz bedzie mogła jeździć troche wyższe konkursy.
Dzisiaj i jutro ujezdżenie. Jeździ teraz na pożyczonym kucu, o numer większym od Palomy i co najmniej trzy numery grubszym. Nawet dobrze im idzie, biorąc pod uwagę, że Majk ma 15 lat i w swoim życiu nikt na nim ujeżdżenia nie próbował, najwyzej skoki co nieco. Właściwie to jako ogier spędzał czas głównie na pastwisku, od czasu do czasu flirtując z ponętną klaczką. Trzeba przyznać, ze owoce tych flirtów są nad zwyczaj udane.
Teraz nieco wysmuklał, o ile hipopotam może być smukły, i chyba pokazywaie sie na zawodach sprawia mu radość, pewnie to ogierza chęć zaimponowania.
Dzisiaj też, w tej samej hali, był koń u mnie urodzony, wielki gniady Hetman. Żartujemy, ze wreszcie dorósł do swojej głowy. Ola przyjechała z nim tylko na jeden konkurs, w ramach rozgrzewki przed sezonem. Ma zamiar startować na nim w damskim siodle. Po doswiadczeniach z innymi końmi doszła do wniosku, że Hetman jest w tej materii najlepszy. Raz już na nim jechała Mistrzostwa Amazonek w Janowie i dobrze im poszło, ale potem próbowała na innych koniach z mniejszym skutkiem.
Żabo czyli sezon uważamy za rozpoczęty … 🙂
bardzo dobry był pasztet w bufecie i naleśniki niczego sobie …
a ja jeszcze kupiłam ogórki kiszone i są pycha …
W galaretach rzeczywiście był wybór,co z ukontentowaniem stwierdziłyśmy razem z Nisią,bo jak się okazało obie jesteśmy galaretowe-lubimy je jeść,ale nie za bardzo lubimy przyrządzać.W galarecie wystąpiły: nóżki,ozorki,schab i drób.
To naprawdę super miły zbieg okoliczności,że mieliśmy w stolicy jednocześnie i Nisię i Nowego 😀
Do Zgagi – trzymaj jutro!
O, tutaj jest Ali przejazd
http://www.youtube.com/watch?v=gXiVjqA39N0&list=UUomKXYBxVvqcWoarvJ_Y88Q&index=4&feature=plcp
O i w ten sposób cała reszta blogowiska jest ciężko poszkodowana. Nie wiem, czy sprawą nie powinien zająć się rządowy minister d/s równego traktowania!
Pyro, Ty też miewałaś gości, których Ci zazdrościliśmy 🙂
Żabo, oczywiście, że będę jutro tsimać zaciekle – bardzo lubię tsimać w intencji powodzenia dzieci dużych, średnich i całkiem maciupcich. 😀
Ala tak pięknie jeździ, dlatego jestem pewna, że tsimanie będzie skuteczne.
O której zaczyna się konkurs ?
Pyro, 😆 😆
Kolejny chlebek się piecze, ładnie wyrósł 🙂
Małgosiu, szczerze gratuluję. 😀
Żabo, też będę trzymała. Obejrzałam wszystko 🙂
Obejrzałam Alę. Konik nie tak urodziwy, jak Paloma i strasznie wielki w brzuchu – mała miała co robić, żeby jej nogi nie odstawały od boku konia. Mam pytania laika zupełnego – Żabo, czy Ala odchylała specjalnie korpus do tyłu wychodząc z wirażu? Trzymać oczywista oczywistość będę wytrwale.
Małgosiu – wiem, ale to było dawno, a zawiść dopadła mnie dzisiaj.
Żabo- program Ali urywa mi się w połowie! Kuc duuuży. Ogon trzyma jak arab! Będziemy (razem z gronem kuzynek) trzymać z całych sił!
Byliśmy na craftshow i tamci jedna fertyczna szelmutka łypała do mnie żabim oczkiem. Uśmiechnąłem się, podszedłem, zobaczyłem cenę i…wybacz, ale przestałem się uśmiechać
Ze Zjazdu wszyscy się cieszą, ale najbardziej chyba ci, którym po raz pierwszy udało się w takim gronie, czyli Krysiade i Nowy 🙂
Krysiade ma u mnie duże piwo (lub jakiś inny napój) za to, że przytomnie nosi i przy pogodzie, oraz użyła fotoaparatu. Fotki są potrzebne tym, co być nie mogli. Jak będziesz miała czas, podeślij, wrzucę na sieć.
Cichal,
już się cieszę na niespodziankę 🙂
Ala jedzie rano, 09:15.
Z góry dziekuję za trzymanie!
Oczywiście Majk urodą Palomie nie dorówna, ale jest naprawdę kochany.
Pyro, on już jest odchudzony, w październiku, jak przyjechał to miał brzuch jak ciężarna hipopotamica (na pastwisku jadł dowolną ilość trawy) a na szyi wręcz wielbłądzi garb z tłuszczu.
Cichal, nie wydawaj na inne żaby! Oszczędzaj na polskie!
Pyro, w pełnym siadzie sie właśnie tak siedzi na zakręcie 😀
Żabo – a kiedy Ala wsiądzie na swojego nowego konia?
Jak sie obudzę w środku nocy, to będę tsimać za Amazonkę i pięknego konia. Ja tam się nie znam – dla mnie piekny on jest i już, zwłaszcza, gdy tak drepta nogami na boki 😉
Żabo, mnie się bardzo podobała Ala na tym koniku, też obiecuję kciuki trzymać. Dzielna dziewczyna. Raz tylko jechałam (udawałam, że jadę) konno, umarłam ze strachu, a biedny koń – chyba ze śmiechu…
Error: You entered in the wrong CAPTCHA phrase. Press your browser’s back button and try again.
Teraz kulinarnie:
Rano przywożę pana masarza, bedzie rozbierał świnke na kawalki i peklował. Według planu nieco później ma zjechać znajomy z dziczkiem, co go właśnie na tę okazję strzelił (dużych się teraz boją strzelać, bo może być locha). Z tej świni i dziczka bedą kiełbasy (podgardle do pasztetu, wątroby też, golonki dla Sylwii, nóżki też, ryj dla piesów…), które zostaną uwędzone u ojca znajomego, następnie urobek zostanie podzielony po sprawiedliwości. Swoją dolę zamrażam i trzymam do świąt, a mam nadzieję, że i na majówkę coś zostanie. Jeżeli masarz się sprawdzi i technologia, to może na Zjazd zostanie to powtórzone. O dzika wtedy będzie łatwiej.
-BRA-! 😀
rozpadał sie deszcz, sennie jakoś, dobranoc zatem 🙂
A, choć to już po wiadomej godzinie:
Za zdrowie wedrowca na szlaku!
Żabo, dziękuję to już będę wiedziała od której godz. odprawiać egzor… tfu wysyłać dobre fluidy. 😉
Pięknych i wesołych snów Wam życzę. 😀
Chichrajcie się we śnie ile wlezie, to ponoć doskonale wentyluje płuca. 😆 😆
Alicjo, zapomniałam zapytać, poszły sobie w diabły Twoje dzisiejsze paskudztwa?
Poszły precz jak się dowiedziały o tarce!
Chleb mi był nie wyrósł!
Życzę nocy!
Pyra
10 marca o godz. 19:50
„Pożar najprawdopodobniej powstał, gdy romskie dzieciaki podpaliły suche trawy ? wiatr widać poniósł iskry na nach.”
stek bzdur.
p.s.
albo mielony…
a ten skandal korupcyjny na słowacji, to tez sprawka cyganów?
depesza:
od świtu herbata dilmah stop maltretuje bakłazany, pyry & c.bulki stop dewiza epikura?stop”ertrage und entsage”!stop
dzień dobry …
po ulewie śliczne słonko za oknem …
Ala i konik ładnie się prezentują … trzymamy – razem radę damy … 🙂
Żabo tego przetwarzania mięska zazdroszczę .. pamięcią do lat dziecki wróciłam .. u babci i dziadka też pan przychodził i cała ceremonia aż do wędzenia przed moimi oczami ..
ja dzisiaj podjadam wczoraj zakupione frykasy i nie gotuję …
Dzień dobry. 😀 Zgłaszam się „zwarta i gotowa” do akcji kciukowej. 😆 Niedziela a ja już po śniadaniu ? 😯 Dawno mi się to nie zdarzyło. 😉
Jolinku, wczoraj miałyście piękne i owocne w zakupy spotkanie. 😀
Cichalu, poszły precz, bo ich oczy chciały już spać. 😀 Jeden chleb nie wyrośnięty na setki wspaniałych, to drobiazg. Następne już będą znowu super. 😀
Byku, Pyra tylko dokładnie zacytowała bzdury wypisane w GW.
Ludziska najwięcej energii wykrzesują z siebie na poszukiwanie „wroga”, na którego można zwalić wszelkie efekty swojego bałaganiarstwa, lenistwa i głupoty.
Gotowa do „zajęć sportowych”.
Byku – ja tego nie wymyśliłam, a nieszczęście dotknęło Słowaków naprawdę. To jakby nam się Wawel sfajczył.
Dzień dobry 🙂
Kciuki w gotowości 🙂
llllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
Rok temu:
paOlOre
12 marca o godz. 11:54
[*][*][*]
mieliśmy szczęście znać nietuzinkowego człowieka.
dziś w nocy Pan Lulek przeniósł się do nowego miejsca, gdzie już na niczym nie będzie mu zbywać?
tylko internetu tam jeszcze nie wymyślili?
pokój jego duszy [*]
lllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
Kresko – to jutro, chociaż i dzisiaj możemy toast za pamięć Pana Lulka wypić. Brakuje go ogromnie.
Żabie zbuntowała się maszyna.
Sprawozdawam: Ali poszło dobrze, choć nie tak dobrze, jak chciałaby Ciotka 😉 Wyniki po południu.
Haneczko, dzięki za wiadomość. 😀
Dzięki, Haneczko, poczekamy na wyniki. Idę gotować strawę dla Radzia, trawniki już przeczytał, a i ja po prasówce.
Pyra
11 marca o godz. 8:49
depech?:
zamek Krasna Horka(weg.Krasznahorka vára) zbudowali wegrzy stop
porownanie z wawelem – niefortunne stop u mnie przelewanie tokaju z beczulki do butelek w toku stop p.s. czesc pamieci pana lulka stop
c
Pyra
11 marca o godz. 8:49
depech?:
zamek Krasna Horka(weg.Krasznahorka vára) zbudowali wegrzy stop
porownanie z wawelem – niefortunne stop u mnie przelewanie tokaju z beczulki do butelek w toku stop p.s. czesc pamieci pana lulka stop
oj, pisze podwojnie, cos mocny ten dilmah…
„mocna ta”???
Dziś na obiad zupa i drugie, choć to drugie to właściwie też zupa co mi
została od wczoraj. Muszę chyba uporządkować jadłospis. Kisiel.
Witam z mojego prawie południa – dzisiaj przesunęliśmy zegarki do przodu o godzinę.
Zgago, nic nie poszło sobie precki, chciał-nie chciał zażyłam antyhistaminę. Nie wiem, na co zrzucić, bo ostatnio nic, ale to nic nie zmieniałam w proszkach, szmatach, kosmetykach, jedzeniu. Nic nowego, oprócz zielonej herbaty, którą od czwartku pijam z rana. Na wszelki wypadek odstawiłam, ale ona wydaje mi się wątpliwą podejrzaną. Zobaczymy, co dalej.
Pogoda niezła, słońce i ok.+10C, trzeba sie będzie wygnać na spacer. Jeszcze nie wiem, co na obiad – u Grubej Kryśki to prosto, zupa wczorajsza czy przedwczorajsza, no i drugie, prosty jadłospis, a ja wymyślam 🙄
U nas dzień sportowy (w telewizorze). Dziecko mam kibicujące, jak nie przymierzając Haneczka i Jolinek, a dzisiaj przyszedł nawet do towarzystwa omc zięć i teraz kibicują razem popijając piwko. Jest to jednakże kibicowanie o wiele spokojniejsze, jak przy piłce kopanej, siatkówce i koszykówce. W każdym razie nie krzyczą do ekranu, nie udzielają dobrych rad sędziom, trenerom i kopaczom – no, kultura prawie wysoka.
Jedna z ulubionych:
http://youtu.be/rmc0ueqobIQ
Witam.
Też oglądam.
http://www.ark.ntr5.com/index.php?p=1_3
chlebek pyszny .. wędzony karp wyśmienity .. pstrąg wędzony dobry ale trochę za suchy .. sery kozie bardzo .. bardzo … moje smaki na dzisiaj … 🙂
Ala dobrze, że dobrze bo następnym razem może być tylko lepiej … 🙂
Pyro z reguły kibice LA są mniej agresywni bo zawodnicy też prawie wszyscy dobrze wychowani .. a te MŚ były trochę stonowane bo przecież olimpiada czeka w tym roku to wielu sportowców się oszczędza …
A ja nic nie robię….wrzuciłam pranie do suszarki i odrabiam resztę prasówki. Jerzor wrócił z przejażdżki rowerowej, pewnie się udamy w ramach spaceru Za Róg, bo potrzebuje dokupic sobie antyhistaminy w aptece. Diabli nadali 🙄
dziś, po załadowaniu zmywarki, „gazwyb” pod lupą…
(po „ostatnich rewelacjach” @zuzanny i @pyry)
wynik:
znaki diakrytyczne – mucha nie siada – 5 +
zawartość merytoryczna – bezzębny murdoch z ambicjami – 3
ogólne wrażenie – bryndza – 3 = .
a pamietam jak adasiu się wygrazal, ze będzie kiedyś lepszy niz nyt…
i tak, parafrazujac wieszcza(jakiego, koteczku?), ideał sięgnał brukowca.
I mija niedziela.
Wczoraj jeszcze przeważnie z kwiatami i roślinkami. Rozsadziliśmy z Laurą parędziesiąt kwiatów w różne szale i prosto do ziemi, na cmentarzu i przy domu, i zdążyliśma akurat jeszcze posprzątać po sobie.
Dziś mój dzień prasowy i czytam co sobie kupiłem z polskich gazet – zaglądam jednak regularnie.
A ja trzymam przy sobie świeżo otrzymaną od omc zięcia ulotkę reklamową, która głosi : Poligrafia DrukaRęka (ę przewrócone) dawniej Poligrafia AWF no i wyszczególnione oferowane usługi. Wśród usług od druku wielkonakładowego po galanterię + usługi introligatorskie (od konserwacji i oprawy starodruków) przez klejenie, szycie drutem i nicią oprawy różnego typu do rękodzieła zdobniczego włącznie, czyli pełny zakres. Dalej nazwiska dwóch współwłaścicieli, telefony, kontakty, adres…
I jak doszło do tej zamiany funkcyjnych pracowników poligrafii w prawie przedsiębiorców? Proste – AWF jest na granicy bankructwa, tnie koszty – m.in. pozbyła się poligrafii. Zapotrzebowanie jednak na druk książek, oprawę czasopism itp w wyższej, rozbudowanej uczelni nadal jest. Ich wydawnictwa wypadają drogo, bo ile osób może zainteresować skuteczność metody x w treningu dyscypliny y? Najczęściej nakład ok 500 egzemplarzy, z czego sprzeda się 200 w porywach. Zwolnili pracowników swojego wydawnictwa i poligrafii i chcieli złomować sprzęt i maszyny, bo stare już. No i dwóch pracowników zaproponowało, że odkupią. Uczelnia pomogła, jak mogła – maszyny za 100 zł hurtem + zgromadzony papier, karton i farby. Za pomieszczenie i media zapłacą miastu miesięcznie ok 500 złotych, a prace zlecone z uczelni zrobią w razie potrzeby z małą bonifikatą. I tak pracują na własny rachunek już miesiąc i powolutku się rozkręcają: może nawet przyjmą pracownika?
Dzisiaj jeżdżę i biegam jak nakręcona. Rano po masarza (pamietacie? przed wojną na sklepie było napisane „Rzeźnik”, a w środku było mięso, po wojnie zaś na sklepie był napis „Mięso” a w środku był rzeźnik), potem przyjechał dziczek i chwila zeszła na rozmowach. Jak pan masarz skończył rozbierać świnkę i ja posiekał, i wstępnie zasolił, to trzeba było pojechać do doktora, żeby zbadał mięso i przy okazji odwieźć pana masarza. Potem zjeżdżali się różni inni goście i interesanci, pewnie z powodu pięknej pogody, iście wiosennej. Błoto podsycha. Przeleciałam się po pastwiskach i po stajniach. W końcu wszyscy sobie pojechali a dziewczęta dalej walcza z jednym regałem. Chyba już nic nie poradzą, bo to nie tyle regał jest krzywy, ile podłoga nie jest calkiem pozioma. Ciekawe, że jak go w końcu nieco krzywo skręciły, to wieniec na górze, który wydawał się nieco za długi i który miał być skrócony (po wielokrotnym mierzeniu i dopasowywaniu), okazał się dokładnie taki długi jak powinien. Sprawa jest mocno tajemnicza, ale już nie staram się w nią głebiej wnikać. Jest jak jest i dobrze.
Ala w koncu, razem z Majkiem. uplasowali się na ósmym miejscu, czyli obiektywnie bardzo dobrze, w końcu był to jego pierwszy czworobok.
Podobno w czasie dekoracji i rundy honorowej wyglądał ślicznie, bo przy innych koniach strasznie chciał sie pokazać i puszył się jak tylko potrafił. Ala była szczęśliwa, bo słyszała wiele pochlebnych komentarzy.
Spadam na dół zobaczyć postęp prac – jeszcze sa dwie szafy i drzwiczki do przykręcenia. 😀
Zdjęcia sobotnie-zjazdowe od Krysiade:
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/10032012Warszawa
Szkoda, że nie więcej i większe 🙁
Ale dobre i tyle 🙂
Pyro
Pan Lulek zmarł 11 marca.
a Szwajcarzy w referendum odrzucili dłuższe urlopy ..
Kresko – to ja mam źle zaznaczone w kalendarzu. 11-go, czy 12-go, tak samo jest mi żal.
Wpisałam rocznicę do kalendarza.
Pyro,
zerknij do poczty, jak nie podsypiasz jeszcze.
Dobry wieczor,
Do Pana Lulka dzisiaj p. Mec dolaczyl.
http://www.youtube.com/watch?v=FV2KpORKCnM
Krotka historia dla wielbicieli małż
Co roku na poczatku marca na wyspie Whidbey Island odbywa sie małżowy festyn. Dla nas najwieksza atrakcja jest podroz lodzia do miejsca, gdzie znajduja sie tratwy (rafts) z rosnacymi malzami. Dostep do tych tratw jest mozliwy tylko dla pracownikow Penn Cove Mussels. Z okazji festynu specjalna lodz zawozi ciekawskich do miejsca, gdzie sa tratwy z malzami.
Mimo ze zrobilam duzo zdjec podczas festynu producenci programu prowadzonego przez Marthe Stewart mieli dostep do bardzo ciekawych miejsc i osob i zrobili bardzo ladny film.
http://www.youtube.com/watch?v=s2ABf0-0Agk
Tu jest proba streszczenia opowiesci o pieknej Whidbey Island i Penn Cove Mussels z zalaczonego video.
Woda w Penn Cove zawiera duzo planktonu, ulubionego jedzenia malz. W Penn Cove sa 42 tratwy. Na kazdej tratwie jest okolo 1300 lin na ktorych rosna malze. Najpierw male malze (seeds) sa umieszczone na linach. Malze na tych linach rosna bardzo blisko siebie i z tej przyczyny nie maja miejsca, aby urosnac do wielkosci okolo 2-3 cali.
Kiedy podrosna, malze sa usuwane z tych lin i umieszczane na linach, gdzie wzrost malz jest kontrolowany. Oznacza to, ze na nowych linach pracownicy umieszczaja specjalny dysk co 30 cm, aby malze mialy duzo miejsca. Tym sposobem okolo 150 malz rosnie na odcinku okolo 30 cm. Po 6 miesiacach malze sa na tyle duze, aby je zebrac z lin.
Zbieranie malz odbywa sie przy pomocy specjalnej lodzi. Male malze automatycznie spadaja z powrotem do wody. Duze sa pakowane do workow i rozsylane bezposrednio z Penn Cove do restauracji i roznych dystrybutorow.
Na deser pracownik Penn Cove prezentuje, jak przyrzadzac malze na plazy. W duzym garnku roztopic pol funta masla, dodac 4 lyzki czosnku, butelke bialego wina i pol szklanki bazylii. Podgrzac. Nastepnie wrzucic 5 funtow malz. Przykryc garnek. Malze beda gotowe za 4-5 minut.
And, voila, simple way to enjoy mussels on the beach, czyli prosta metoda na podanie smacznych malz na plazy.
Martę sobie daruję, nie znoszę *idealnych* ludzi 👿
Moja przyjaciółka podarowała mi kiedyś magnesik na lodówkę (albo może ja ten magnesik zwinęłam, nie pamiętam) – „nudne kobiety mają nieskazitelnie czyste domy”.
Trzeba pamiętać, że małża, która sie nie otworzy, jest do wyrzucenia.
Mój przyjaciel przyrządza smakowite małże (nawet u mnie w domu to robi sam), ja się nie wtrącam, nie ma potrzeby.
Orca – jak miło, że znowu nas czegoś uczysz. Częściej zaglądaj.
Alicja – byłam na poczcie. Masz rację.
Orco – my tutaj robimy chyba bardziej dietetycznie. Do osolonej wody z tymiankiem wrzucamy te małże na parę minut. Białe wino (Chablis?) dostarczamy doustnie. Jest też sposób surferski. Dwa kamienie + blacha i pod spodem maleńkie ognisko i to wszystko.
Alicjo 23:01 W SAMEJ RZECZY! Przepraszam, że krzyczę, ale uwiodla mnie ta prawda objawiona!
cichal,
Podoba mi sie metoda z dwoma kamieniami i blacha. 🙂 Tak przyrzadzamy ostrygi na plazy. Sprobujemy malze tym sposobem. Na pewno super smaczne.
Wino zawsze jest w zasiegu. Przed wlaniem wina do garnka proponuje wrzucic do butelki troche szafranu i zostawic na okolo 15 minut aby sie pogryzl ( 🙂 ) z winem.
Alicja,
Martha Stewart jest tylko sponsorem tego filmu. Caly film byl zrobiony na Whidbey Island.
Orco – dziękuję za przepis. Spróbuję się przegryść z szfranem
Orca,
albo pożenił się, ten szafran z winem 🙂
Lubię małże!
Zjadłabym!
Idę spac, jutro świtem wyjazd do Szczecina, wrócę późno.
Pan rzeźnik/masarz zachwycał sie jakością świnki, znaczy mięsa. Zasługa rasy świnki – złotnicka pstra – i karmiącego, czyli Eski. Jej świnki jedzą jak niegdyś świnie karmiono, przy kilku tak jeszcze można.
Stara Zaba,
Lubie Twoj styl pisania, opisywania tego co robisz.
Małż wyslac nie moge.
Hellou.
Wrócona, wylatana, odpoczęta, obleziona psami, witam Blog.
Co się tyczy fotek, to zawiadamiam, że moja kaszanka i karkówka były haniebnie przypalone. Pan kucharz twierdził, że miałam przyjść po dziesięciu minutach. Być może się zagadałam, bo było z kim.
Paleczny był w porząsiu, jak to Paleczny, z tym że w pierwszej części sporo razy mu paluszki nie trafiły w to, co trzeba. To był V Koncert Beethovena. Ale od drugiej części grał jak anioł. Symfonia Bartoka prawdę mówiąc, trochę mnie znudziła, choć dwie ostatnie części podobały mi się bardziej niż trzy pierwsze. Ja tam jestem zorientowana klasycznie.
W ramach kontynuowania rozpusty ze znajomą melomanką pojechałyśmy po koncercie do baru na 40 piętrze Marriotta, tego starego, koło Dworca, gdzie chłopcy załatwiali podejrzane interesy. Być może zostałam również sfilmowana przez kamery, kiedy usiłowałam wejść do nieswojego pokoju, pomyliwszy piętra (głupia winda zatrzymała się bez sensu pięć pięter niżej). Zaznaczam dobitnie, że to było przed wypiciem dwóch solidnych drinków. Jedzonko tam bowiem mieli kiepskie (chłodny żurek – kiełbasa i pół jajka podane osobno, więc jeszcze zimniejsze) i całkiem takie sobie pierogi, za to drinusie bardzo, bardzo. Moja Jola piła mojito w wersji dla cukrzyków (mało cukru…), a ja coś, co się nazywało nie pamiętam jak, ale było doskonałą miksturą: sok z żurawin, sok z grejpfruta i wódeczka czysta, co duszy nie plami. Jest to świetny zestaw soków, smaczny i wytrawny, a wódeczki możemy dać więcej niż te trzy krople, co tam dawali.
Dałam szanse dzisiaj Marriottowi, coby się zrehabilitował za ten żurek i z inną znów koleżanką, znaną Alicji Krysią, poszłyśmy ichniej do włoskiej restauracji, Parmizzano czy jakoś tak. Szalenie uprzejmy pan kelner polecił nam dorsza atlantyckiego – takich rzeczy to nam wcale nie trzeba polecać. Był absolutnie delikatesowy, leciutko podsmażony i dopieczony w piecu. Małe ziemniaczki kawałek brokuła, cienkie zielone szparagi i pinot grigio Cośtam-Cośtam. Bez zarzutu. Podobnie solidna porcja zupy rybnej z robaczkami.
A w ogóle ten Marriot, który na co dzień drogi jest koszmarnie, w weekend daje się znieść cenowo – mówię o spaniu. Zdumiała mnie tam przytulność, rzadka w podobnych molochach. A za widok w stronę Wisły z 30 piętra to im nawet ten żurek wybaczę.
Chyba wezmę teraz psiulki i udam się na zasłużony spoczynek.
Dobranoc. I raz jeszcze: dzięki, Zjazdowicze! Kocham takie spotkania.
Kiedyś świnki karmiono gotowanymi pyrami i kuchennymi obierkami, do tego dochodziły rózne znakomite dodatki, siekana pokrzywa na przykład (sparzona) i coś jeszcze, śruta zbożowa etc. w korytku musiała być dosyć płynna breja, a pyry rozgniecione.
To było żarcie gourmet dla nich 🙂
O, ja o starożytnym karmieniu świnek, a Nisia o restauracjach w Stolicy 😉
Latawica jesteś, Nisiu.
Udawam się do czegoś do poczytania. Dobranoc.
Uwielbiałam pyrki z parnika do starożytnego karmienia świń!!!
Bardzo chciałabym jeszcze kiedyś poczuć ten zapach i smak.
Dobranocka.
O właśnie. Pyrki z parnika! Czy takie ustrojstwo jeszcze istnieje?
No to ja też idę spać. Księżyc, że tylko go w łysinę trzasnąć…
Nemo, Pepegor,
dziękuję za przepis 🙂
Dzisiaj ugotuję, od jutra zacznę. Tylko problem w tym jak to pododzić z pracą. Może zmiksuję i będę zabierała w termosie? To chyba nie problem jeżeli będzie zmiksowane?
„Idealni” ludzie 🙄 To chyba jakaś odmiana UFO 😉
pogodzić