Cesarskie okruszki
Kaiserschmarrn to nie bylejakie okruszki
Spośród austriackich deserów lubię najbardziej strudel jabłkowy czyli apfelstrudel. Zwłaszcza jeśli są do niego użyte winne i kwaskowate jabłuszka. Wówczas może być nawet przesłodzony – jak na mój gust – sos waniliowy.
Na drugim miejscu stawiam coś niezwykle prostego: okruszki z cesarskiego stołu. Kaiserschmarrn – bo taka jest nazwa tego przysmaku – jest jednym z najbardziej popularnych deserów regionu austrowęgierskiego. Trudno znaleźć jednoznaczne tłumaczenie słowa kaiserschmarrn . Keiser oznacza imperatora bądź cesarza, jednak schmarrn ma wiele tłumaczeń – od słów „bałagan”, „nieporządek” do nawet dość obraźliwych zwrotów.
W Polsce przyjęto chyba najbardziej odpowiednie określenie tego deseru i nawiązujące do formy jego podania: „Okruszki cesarza”. Te okruszki zaś to puszysty omlet składający się z jaj, cukru, wanilii, mleka oraz mąki z rodzynkami namoczonymi w rumie. Smaży się go na maśle do momentu, aż skórka lekko skarmelizuje się. Przed podaniem plaster omleta rwie się na kawałeczki i obsypuje obficie cukrem pudrem. Najczęściej podawany jest ten deser z owocowymi sosami, bądź – najczęściej tradycyjnie – z ciepłym kompotem ze śliwek.
Pochodzenie deseru nie jest całkiem jasne. Są liczne wersje i wiele związanych z nim opowieści. Większość dotyczy jednak cesarza Franciszka Józefa. Jedna z tych opowieści głosi, iż kucharz zdenerwowany opóźnieniami w przygotowywaniu cesarskiego posiłku (a trzeba dodać, że Franciszek Józef spóźnień nie tolerował), gdy kończył omlet z rodzynkami i gdy go przewracał, złocisty, pulchny krążek rozpadł się. Nie mając innego wyjścia i ryzykując posadę szef kuchni ułożył na talerzu kawałki omleta i obficie posypał je cukrem pudrem maskując wypadek. Podał Najjaśniejszemu Panu ową ruinę omleta i pełen trwogi oczekiwał na wyrok. Omlet cesarzowi zasmakował i dzięki temu stał się słynny w całej Austrii. A potem i w innych krajach. Ja np. (choć nie jestem z cesarskiej rodziny) poznałem smak tego smakołyka w Południowym Tyrolu zwanym też po włosku Alto Adige. Od tej pory robię go czasem – zwłaszcza gdy są w domu dzieci – na wiejskie śniadania.
Komentarze
Dzisiaj wyjątkowo nie zgodzę się z Gospodarzem. Nie, żebym miała zazdrościć deseru; ja nie chcę tego deseru. Jak na mój gust jest słodko – mdlący. Nie ma się co dziwić, bo mnie nie smakuje też biszkoptowy omlet w całości, czyli grzybek , polewany obficie sokiem owocowym. Jeden kęs – z przyjemnością; drugi z pewnym wahaniem, trzeciego już nie chcę. Myślę, że te desery powstały wtedy, kiedy cukier staniał w Europie i się upowszechnił. Miał nadal posmak luksusu.
A teraz z ogromną przykrością żegnam się na wiele godzin z Blogiem i zabieram za znacznie mniej interesujące zajęcia. Do wieczora!
Omlet nie jest słodki…. (tzn. taki jadłam w Austrii – rodzynki namoczone w mocnym Strohu dawały wytrawną, „dorosłą” nutę, a cukier puder … było go b. mało). Może, gdyby kawałki omletu były namoczone w kompocie czy soku byłoby inaczej).
Pozdrowienia z doliny Zillertal (-25 i 1,25 cm śniegu…)
Anuśka, dolina Zillertal jest piękna, ale tylko 1.25 cm śniegu ???? Trudno uwierzyć 😀
Dzień dobry Blogu!
U mnie śniegu jest trochę więcej 😉
W sprawie cesarskiego deseru to ja podobnie jak Pyra, wolę na niego patrzeć, a apfelstrudel z kwaśnymi jabłkami bardzo lubię 🙂
Okruszki cesarza? 😯
Taka nazwa kojarzy mi się bardziej z mumią niż deserem 🙁
Nie rozumiem też, jak można twierdzić, że sos waniliowy jest przesłodzony, jeśli samemu się go robi? 😯 To jak ten robotnik na budowie, który wyrzuca do kubła nierozpakowaną kanapkę na drugie śniadanie. Na zdziwione spojrzenie kolegi mówi: – Z serem nie lubię.
– Skąd wiesz, że z serem? Nawet nie rozpakowałeś…
– Wiem. Sam robiłem 😎
Sos waniliowy z 2 łyżek cukru, 2 żółtek i 0,5 l mleka zagotowanego z wanilią nikomu z moich gości nie wydaje się za słodki.
Wszystko kwestia harmonii uzyskanej dzięki odpowiednim proporcjom, a to sprawa bardzo subiektywna. Ten omlet sam w sobie może nie zawierać cukru, więc wszystko można regulować ilością pudru i doborem nasączenia rodzynek. Zamiast rodzynek można pokrojone wiśnie.
Z austrowęgierskich deserów wspomnę jeszcze tort Sachera, piszinger i palacsinty(czekoladowe, orzechowe, Gundel łączący jedno i drugie + alkohol jeszcze). Nalesniki węgierskie są w Austrii dość powszechnie dostępne jako palatschinken.
– Wiesz, gdzie jestem? Stoję w śniegu na prawie 2000 metrów! – dzielny trzydziestolatek z komórką przy uchu stoi na tarasie górskiej knajpki na 1550 mnpm, 10 metrów od samochodu 😉
Śniegu jest dużo, mróz akurat na granicy (-14°C) dla sportów zimowych, chętnych do biegania nie za wielu…
Na pierwszym kilometrze pod górę zaczyna tajać w zakrzepniętym nosku i mięknie zesztywniałe czoło, pod koniec drugiego wraca czucie w palcach u rąk, potem już jest ciepło, można odwinąć zamarznięty szalik osłaniający dolną część twarzy, a nawet otworzyć zamek wiatrówki, na koniec trasy wilgotnieją od środka ciepłe rękawice i ubranie na plecach, rosną sople na brodzie Osobistego, jest pięknie i cicho, słońce skłania się ku zachodowi, śnieg na zboczach i świerkach różowieje, księżyc wytacza się zza grani… Gdy wracamy, jest -15…
W radiu radzą, jak się ubierać i chronić przed mrozem. Najważniejsze jest nakrycie głowy i ciepłe rękawice, a tymczasem, podobno, 25-40 procent ludzi na szwajcarskich ulicach chodzi z gołą głową 😯
Najniższa temperatura dziś w Samedan -35,1°C
To juz nie zarty, dzis rano minus 15.
Dzien dobry mimo to!
Dzis mojego diesla juz zapalic nie moglem. Na szczescie jest jeszcze benzyniak mojej LP i sa kabelki pod reka, wiec nie wpadne chyba zaraz w panike i nie polece kupowac nowy akumulator, ale jak to sie jutro powtorzy to nie wiem co bedzie. A wyglada na to, ze taki stan rzeczy jeszcze troche potrwa.
Gorzej z kwasnymi jablkami, nie mozna ich dostac.
MałgosiuW:
Wysłałam w celu sprawdzenia męża (na razie do miłych pań w kuchni) i zapodaję: temperatura na górze wzrosła (do szalonych -17 stopni), śniegu przybyło (do szalonych prawie 2m)…
Jak widać, globalne ocieplenie dotarło i do Tyrolu – przy dolnej stacji kolejki wczoraj było tylko 20 cm śniegu (podaję dane z tablicy). Dla mnie to i tak za zimno (chociaż, „jak jest zima, to musi być zimno, takie są odwieczne prawa natury”)…
Śniadań nie jadam (przed 13), po powrocie ma być Älpler Magronen (jak zrozumiałam to są kluski z ziemniakami i serem, ciekawe…). Najwyżej zjem sałatki!
U mnie też bardzo mroźno ale bez śniegu.
Mój waniliowy krem też jest mało słodki 🙂
¨
Pozdrowienia dla Placka, któremu dostało się wczoraj (14:53) zupełnie niesłusznie a przecież jest tyle innych wpisów, które mogłyby być skarcone.
Nowy, Twój bukiet zapowiada wiosnę 🙂
O, Boże… Nie męża sprawdzałam, tylko temperaturę i grubość śnieżnej pokrywy!!! Czytać, czytać i jeszcze raz – czytać (przed wysłaniem)!
A teraz idę się katować (tzn. z przyjemnością zjeżdżać bynajmniej nie na tyłku). Boże, jak ja lubię sport…
Pepegorze,
nie ma już boskoopów w sprzedaży? To są najlepsze jabłka na strudel i szarlotkę.
U nas też -15. Wczoraj na górskim parkingu musieliśmy wspomóc prądem z naszego „diesla” zasłabniętego „benzyniaka” 🙂 Parę lat temu w Międzygórzu poratowaliśmy range rovera (na benzynę) prądem z naszego starego jeepa. Było -27. Dwa lata temu z kolei musiał nas ratować szwagier, bo nasz akumulator zasłabł, ale miał już 12 lat 🙄 A było niewiele poniżej zera.
Rodzaj napędu nie ma chyba wpływu na trudności ze startem samochodu, ale stan baterii i rozrusznika może decydować. No i kiepskie paliwo niedostosowane do niskich temperatur.
Bo zapmnialem jak sie diesla startuje.
Kiedys trzeba bylo kluczem najpierw leciutko, aby zagrzac glowki zarowe w cylindrach. Na tablicy rozdzielczej jest taka symboliczna, zolta spirala, a jak ta zgasnie, to mozna dopiero krecic kluczem do konca. No ale, teraz te diesle juz sa prawie jak benzyniaki i zapalaja zaraz.
Mam nadzieje, ze jutro na tej zasadzie zadziala.
Wiec mowisz, ze boskop?
Akumulatory słabną zarówno w benzyniakach jak i dieslach, ale z zasady dieslowskie mają akumletory pojemniejsze, więc mogą wypaść lepiej. Ale kluczowe bywa paliwo. W Szwajcarii może to być problem egzotyczny, ale w Polsce jeszcze kilkanaście lat temu parafina wytrącająca się z oleju napędowego na mrozie unieruchamiała nawet samochody w ruchu. Sprzedawano paliwo, które nie nadawało się do jazdy w ogóle, a nie tylko zimą. Teraz chyba jest inaczej. Też jeżdżę dieslem i zapalam na największym mrozie przy „dotknięciu” kluczyka. Pięcioletnie Clio Ukochanej wymaga 2-3 sekundowego kręcenia. W sumie bez problemu. Ale do pracy ostatnio jeździ mi się komfortowo. Mniej więcej 1/3 normalnej liczby samochodów. Przyczyną ferie oraz znaczna liczba aut, które nie odpaliły.
Wyczytałem, że Doroty dzisiaj. Pewnie nie tej, ale i tak składam PK najserdeczniejże życzenia zdrowia i pięknego pisania oraz równie pięknego słuchania. I żeby Dyrektorem IFCh został, kto powinien naoprawdę, a nie kto powinien w sensie u nas potocznym.
Alino, jakie skarcenie? Starałem się zażartować (naśladując styl Placka) ale widać nie potrafię jeśli Ty to potraktowałaś serio. Mam nadzieję, że Placek ma więcej wyrozumiałości. Postaram się być bardziej subtelny albo może lepiej nie żartować i siedzieć cicho.
Mówię, że boskoop 😎
Schmarrn albo Schmarren oznacza w niemieckim „niewiele wart „, „bez wartości artystycznej” (w odniesieniu np. do obrazu).
W odniesieniu do wypowiedzi – nonsens, bzdura, głupota
So ein Schmarrn! = Co za bzdura!
W odniesieniu do potraw (Kaiserschmarrn, Griesschmarrn) oznacza poszarpany omlet (jak już Gospodarz wspomniał wyżej). O jego słodkości decyduje kucharz i (jak pisze Stanisław) – cukier puder 😉
lllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
Phi – 15 …
U mnie od tygodnia codziennie w nocy poniżej – 25 stopni C.
W dzień trochę lepiej bo – 17.
Jak komuś za mało to mogę podesłać.
lllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
Panie Piotrze, proszę tylko nie zaprzestawać niczego. CIA to bardzo szacowna instytucja. Kończył ją Maciej Kuroń i pewnie stąd propagowane przez niego receptury łączące mięsa ze słodkim, które tutaj niedawno wytykano. Nie dziwię się, że Alina w obronie Placka występuje, w końcu Placek powszechnie lubiany. Ale tutaj obrona nie była chyba potrzebna.
Zgadza się – ja też lubię placek.
Na dowód załączam przepis na placek z ziemniaków czyli (za przeproszeniem) pyr:
1. Pół kilo ziemniaków (najlepiej starych) zetrzeć na grubej tarce poczem opłukać zimną wodą z kranu na durszlaku. Posolić i posypać pieprzem. Cebulę podsmażyć na maśle na patelni, wrzucić odsączone ziemniaki, wymieszać i uformować zgrabny placek.
2. Smażyc na niezbyt gorącej patelni około kwadransa. Ostrożnie odwrócić do góry nogami i podsmażyc z drugiej strony jeszcze z dziesięć minut. W razie konieczności podrzucić masła.
3. Przed podaniem pokroić w trójkąty.
Gospodarzu, wobec tego cieszę się, że się pomyliłam. I proszę nie milczeć, wprost przeciwnie 🙂
Na dworze mróz trzaskający, a mnie zakwitło 🙂
Zakwita co dwa lata, jak postraszę, że skompostuję 😎
Ciekawe, bo na pewno placek wychodzi świetny. A ja ziemniaki opłukuję przed tarciem, a po starciu nawet wode odciskam i bywa, że dodaję odrobinę mąki kartoflanej. Ale przy Grubym Placku może jest jak z babką kartoflaną, gdzie masa zwiększa przyczepność. Grubego Placka jeszcze nie mieliśmy. Gruba Kreska, Gruba Kryśka. Przydałby się Gruby Placek, żeby była Gruba Trójka.
Witam zmarzlaków.
U mnie słońce już wstało, +3C, potem ma być ok.+9C.
Całkiem przyzwoity luty, Jerzor właśnie pomknął na rowerze do pracy. Chyba okna umyję albo co?
Naleśników ani żadnych omletów na słodko mniej lub radziej, na śniadanie lubię solidną kanapkę z wędliną i chrzanem. Słodkości to nie ja, ale dużo ludzi lubi, jak nie omlet, to kromuchę z dżemem itp.
Pamiętam, że w dawnych czasach lubiłam posypywać placki ziemniaczane cukrem 😯
albo Gruby Krzysiek 😉
do Grubej Trójki
Nemo, czy masz na myśli kogoś konkretnego? Ładny talerzyk z Sycylii. Z daleka widać, że włoski. Storczyk z moich ulubionych.
Stanisławie,
tylko takie skojarzenie – Kreska, Kryśka, Krzysiek… 😉
Stanisławie,
ten kwiatek (roślinę) mam już chyba ze 20 lat. Raz na tydzień albo jeszcze rzadziej przypominam sobie o moich orchideach i wstawiam je do kubełka z deszczówką… I to im służy. Oraz szantaż, że chyba wyrzucę… 🙄
Też spróbuję szantażu, choć w większości sprawują się nieźle. Ale młode są dosyć
Dzien dobry,
Krystyno, przyjmij prosze spoznione zyczenia wszystkiego dobrego.
Huch, jak zimno!
Poszłam na piechotę na pocztę i do sklepów i pożałowałam, że nie rowerem, bo ulice wolne od śniegu, miejscami suche, miejscami mokre od soli, ale nie śliskie. Tymczasem nad chodnikiem wiszą sople na przysklepowych markizach, pół chodnika zajęte przez zwały śniegu… odwykłam od chodzenia 🙄 A jak już zrobiłam zakupy, to dopiero pożałowałam 🙁 Wszystko takie ciężkie 🙄
Przeszłam w sumie 3 km, ostatni z ciężką torbą i pod górę, a na domiar złego w połowie drogi minął mnie autem Osobisty, nie zauważywszy… Ale jakoś doszłam 🙂
Placek Grubej Kryśki brzmi całkiem-całkiem, na chłodne dni zwłaszcza. Zapisałam.
Dziś kapuśniak.
Dobry wieczór!
Mam kapustę pekińską i chciałam ją zrobić według podpowiedzi Nemo.Ja nawet nie potrafię nazwać tej potrawy – przystawki .( bo zapomniałam )
Przeszukałam wpisy z poprzedniego miesiąca, zajrzałam do przepisów Alicji które są podlinkowane przy jej niku- no i nie znalazłam.
To postało mi trzecie koło ratunkowe – proszę pomóżcie 🙂
Grażyno,
tu, z obrazkami
Nemo dziękuję !!!!!!!!!!!!!!
Grażyno, 🙂
Dziś zrobię kolejną porcję kim-chi, mam wszystkie składniki, z młodą cebulką włącznie. We Włoszech już nie strajkują.
Grażyno,
zanim rozpoczniesz przyrządzanie sprawdź, czy masz potrzebne składniki. Lepiej jest mieć wszystkie pod ręką. Kapusta może poczekać, aż skompletujesz resztę 😉
Jeszcze ze dwie godziny zajęcia i mogę się przesiąść na Blog; aktualnie zrobiłam sobie przerwę, wielki kubas kawy pod ręką i podczytałam do tyłu, czym wszyscy byli dzisiaj zajęci. Moje storczyki stoją na oknie w dużym pokoju, zawiązują pąki, a potem je zrzucają zanim zakwitną. W ub r. też tak było, a zakwitły dopiero w marcu. Ania twierdzi, że tam mają za zimno, zimna szyba itd. Nie wiem. Od marca do grudnia kwitły na okrągło prawie.
Wróciłam z wieczornej przebieżki z psem – siarczysty mróz ale niemal bezwietrznie. Nie jest źle. Teraz nasze półdiablę wytrzyma do rana.
Nemo – nie mam wszystkich składników- ale zorientowałam się dopiero jak podpięłaś link do tych obrazków.
Ja nawet myślałam ,żeby zacząć od tego pierwszego etapu – czyli kapusta pekińska, woda i sól- i po resztę podjadę do sklepu , ale jest coraz mroźniej i już mi się nie chce ruszać z domu.
W tej sytuacji jutro zacznę to wszystko przygotowywać, pod warunkiem ,że będę miała wszystkie składniki.
Teraz podobnie jak Pyra mam wielki kubek ale nie kawy , tylko gorącej herbaty z miodem i cytryną ( imbir się skończył i dopiero jutro dokupię) .
Idę sobie poczytać blogowe wpisy z poprzedniego roku.Jestem pewna,że znajdę dużo świetnych pomysłów kulinarnych.
Jednak odłożyłam już na dzisiaj robotę; nie chce mi się; leń mnie opanował.
Na jutro zaplanowałam racuszki drożdżowe z jabłkami ale chyba je przełożę na środę, bo Młoda ma jutro jakieś dodatkowe egzaminy i wróci po 17.00. W taką zimową pogodę, po wielu godzinach pracy lepiej jak na delikwenta czeka gorąca zupa. Może być żurek? Może. Z boczkiem, kiełbasą, ziemniakami, czosnkiem i czym tam jeszcze trzeba.
Być może nazwa „okruchy cesarza” brzmi niefortunnie, ale lepsze to niż „strzępy babuni”. Ten na zdjęciu wcale nie wygląda na taki który sam się rozpadł. Gdybym to ja był cesarzem, obawiałbym się tak oczywistego dowodu kucharskiej wściekłości i nawet ciężarówka cukru pudru nie byłaby w stanie tego osłodzić. Tylko cesarz na znaczkach nie okazywał emocji. Bokobrody, owszem.
Muszę przeprosić tyle osób za swe wybryki, że nie wiem gdzie i jak zacząć.
Placek kartoflany Grubej Kryśki zanotowany, wypróbuję na dniach.
Już dawno za mną chodzą zwykłe placki ziemniaczanne, bo w piwnicy kartofle się starzeją i pędy puszczają, a tu okazja do innej formy.
Nie bardzo rozumię tylko, dlaczego to płukać? Nie lepiej by było, gdyby to pozostało w masie, to kleiszcze przecie.
Sam nie wyciskam utartej masy, a w ogóle, dodatkowo wcieram tylko cebulę i przyprawiam solą i lekutko cukrem, nawet jajka nie dodaję. Za to pozwalam sobie na więcej tłuszczu i wtedy nadmiar płynu w gorącym oleju rozluźnia masę, a mnie placki smakują lepiej. Używam ciasta zaraz po utarciu.
Zastanawiam się poważnie (nawet rozmawiałam na ten temat z Haneczką) czy przypadkiem nie przyjdzie mi umierać w Europie plemiennej. Urodziłam się w narodowej, potem wymarzyliśmy sobie zjednoczoną, a póki co, choćby Europę regionów. Luz, blues i ultra – maryna. Bez granic, pojęcia emigracji, barier celnych i innych porządkujących wymysłów, czyli bez pretekstów do wojny… Pięknie zostało to wymyślone. No i co? I zaznacza się trend zupełnie odwrotny: powrót nacjonalizmów, pretensji, wyliczenia krzywd od Adama i Ewy. Najgorszym wymysłem ostatnich lat było Kosowo. Na teraz jest na utrzymaniu Unii Europejskiej, a jak rozwalą Unię? Kto ich przygarnie? Szkocja od biedy może utrzymać się sama (o ile Anglicy dopuszczą ich do ropy) Walia już nie. Ani Bretania. Cała Belgia funkcjonuje dobrze – po rozbiciu na Walonię i Fryzję, będzie bieda. A jeszcze Katalonia, Sardynia, ew. polski Śląsk…
Moje prawnuki będą znowu czekały 400 lat na nowego Karola Wielkiego, który zacznie proces zjednoczenia? Powiedzcie co takiego jest w rodzaju ludzkim, że go nagle dopada szaleństwo destrukcji?
Grażyno, masz tu alternatywny przepis na kim-chi, z programu Piotra Przykazy, który ma koreańską żonę…
http://www.kuchniaplus.pl/kuchnia_przepis_0-0-3925_kim-chi.html
Może przyda Ci się jako kolejna inspiracja.
errata – zamiast Fryzji powinna być oczywiście Flandria i Flamandowie. Skleroza to nie choroba…
Nisia (22:11)- dziękuję za przepis. Ciekawe czy ja o tej porze roku dostanę kalarepę ? Może być problem. Podobnie jak ze szczypiorem z przepisu Nemo. Na razie oba przepisy zachowuję i dziękuję za życzliwość.
Grażyno, rozejrzyj się po sklepach. W moim najbliższym do wyboru i koloru dymka ze szczypiorem, szczypior gruby, szczypior cienki … To nie powinien być żaden problem, raczej chili w płatkach 200g ….
Kalarepkę też tam widziałam 🙂
Warzywa są nawet w naszych małych, osiedlowych sklepikach. Po sos rybny i płatki chili musi iść do PiP, Almy albo Kuchni Świata.
Płatki chili – 200 gram? Oj, to mi sie wydaje końska dawka, nawet jak bardzo lubię ostre!
Nie musi być w płatkach, można kupić suszoną papryczkę chili (powinna być w jakimś opakowaniu typu szczelna torebka foliowa czy coś) i samemu sobie rozetrzeć odpowiednią ilość. Prawdziwe koreańskie kim-chi jest ostre, ale mimo wszystko ta ilość wydaje mi się na sporą beczułkę…zaraz jeszcze raz zerknę na proporcje. Właściwie to 4 takie kapusty moga to chili wchłonąć. Dobrze jest na początek zrobić mniej i popróbować z tą ostrością.
Pierwszy przepis ilustrowany nie podaje ilości chili (tym razem jest to zmielone chili). Chili jest ogniste.
Dobry wieczór,
widzę, że Stanisław składa mi tu życzenia – wielkie dzięki i oby się zmieniły, choć imienin nie obchodzę 😉
W potrawie zwanej Kaiserschmarren warto zwrócić uwagę na to, o czym napisała anuśka66 – że tam w użyciu jest Stroh. Mocny alkohol, wytrawny, acz używany właśnie do deserów z powodzeniem, zwłaszcza do tzw. flamberowania. A ta potrawa właściwie przyrządzona faktycznie wcale nie jest bardzo słodka.
Swego czasu, gdy zapoznawałam się z kuchnią austriacką, wiele potraw zaskoczyło mnie bardzo na plus, choć się tego nie spodziewałam. Jednak i ja od Kaiserschmarren wolę Apfelstrudel – zwłaszcza z lodami 🙂
Pierwszy przepis ilustrowany podaje jak najbardziej ilość chili (1/4 cup = 2 łyżki). tyle użyłam na główkę kapusty pekińskiej i wyszedł tego litrowy słój, dobrze upchany. Kim-chi z taką ilością chili jest dobrze pikantne (imbir też swoje dokłada) ale da się jeść bez ziania ogniem 😉
…”oby się spełniły” oczywiście miało być. Po pełnych dwóch dniach słuchania duetów jestem z lekka zmęczona. Dobranoc 🙂
A ja pobyłam niecałe trzy dni w żyznej, aktualnie zamarzniętej na kość Wielkopolsce i wypatrzyłam na półce u bratanicy grubaśne dziełko pod tytułem „Kuchnia wielkopolska”. Z jednej strony jest ono uczone, a z drugiej praktyczne. Już przy czytaniu poczułam zapach maminej, babcinej, ciocinej kuchni. Te kluski moje ukochane, szare i szagówki, i mnóstwo potraw z pyrek, sera, warzyw. Kuchnia uboga i kuchnia gospodarska. Pycha.
Pożyczyłam sobie. Jutro w planie szagówki z kapuchą.
dobranoc
Hm… sprawdziłam kilka koreańskich receptur i tam polecają na dwie kapuchy ok. pół szklanki rozkruszonego chili. Czyli szklanka na 4 kapuchy. Mam ok. ćwierć szklanki i mało dokładną wagę, więc nie będę kombinować.
Tu moje 3 orchidee. Czwarta śpi.
http://alicja.dyns.cx/news/IMG_8944.JPG
Wpis Nisi przypomniał mi, że na stronie internetowej Głosu Wielkopolskiego, u dołu strony czołowej jest rubryka Kuchnia Wielkopolska (stamtąd był ten przepis na pierś kaczą grillowaną) – tym razem jest tam przepis na „kluchy z łacha”, czyli pyzy drożdżowe „niedzielne”. Kto ma ochotę, niech zajrzy.
Cos takiego tez mamy na Górnym Slasku. Pozdrawiam
PS przy okazji: jest tylko jeden ZUR, SLASKI, prawdziwy zur !
Wszystko inne to tylko jakies egzotyczne, orientalne zurki,
tanie imitaty, z wygladu, smaku albo nazwy. Ano, gynau.
Zachęcająca nazwa tych kluch 😉
Ale logiczna, bo kiedyś się je gotowało na łachu, czyli na gazie zawiązanej na parującym garnku…
Teraz kupuję gotowe, odgrzewam na parze (na sicie) i są znakomite.
Uwielbiałam je – polane sokiem malinowym. Po szkole szłam po mleko do Pani D. i ona często robiła te kluchy na łachu, nazywała je „parki”, bo gotowane na parze.
http://www.youtube.com/watch?v=Nl9WMIPzd6w&feature=related
Dobranoc 🙂