Umberto Eco smakoszem jest wybornym
O tym, że Umberto Eco jest znawcą kuchni i to jak się okazuje nie tylko włoskiej, wiem od czasu lektury wspaniałej książki Eleny Kostioukovitch „Sekrety włoskiej kuchni”, do której wstęp – smakowity i erudycyjny – napisał właśnie ten głośny pisarz z Piemontu. Teraz na polskim rynku księgarskim ukazała się kolejna nowa książka Eco pt. „Cmentarz w Pradze”. Jest to książka wręcz sensacyjna. Ale i historyczna. Jej kanwą są różne wydarzenia z przeszłości i opisy funkcjonowania (czasem nawet tajnych) stowarzyszeń, klubów. Książka wzbudziła wśród krytyków tzw. mieszane uczucia. Także czytelnicy mają pretensje do pisarza, że w pewien sposób upowszechnia poglądy rasistowskie. Eco zaś odpowiada, że jeśli jego ironia nie jest czytelna to winni są sami odbiorcy.
Ta książka jest w dużej mierze smacznym kąskiem dla łakomczuchów. O wielu wydarzeniach bowiem rozprawia się w restauracjach przy suto zastawionym stole. I tu dopiero poznajemy wielką miłość autora – to ucztowanie i wyrafinowana kuchnia.
Wystarczy zacytować tylko taki fragment: „poszedłbym chętnie na ulicę Montorgueil chez Philippe, aby wprowadzić się w stan ducha sprzyjający tej swego rodzaju autohipnozie. Usiadłbym wygodnie, przejrzał dokładnie menu podawane od szóstej do północy i zamówił: zupę a la Crecy, turbota w sosie z kaparów, filet wołowy i langue de veau au jus – ozór cielęcy w bulionie, a na koniec sorbet z likierem maraskino i ciastka różne; zapiłbym to wszystko dwiema butelkami starego burgunda.
Tymczasem minęłaby północ i mógłbym wziąć pod uwagę menu nocne: zamówiłbym zupkę z żółwia (przypomniałem sobie wyśmienitą u Dumasa; czyżbym znał Dumasa?) oraz łososia z cebulkami i karczochami posypanymi jawajskim pieprzem; na zakończenie sorbet z rumem i angielskie ciasto korzenne. Późno w nocy dogodziłbym sobie delikatnym menu porannym, a więc soupe aux oignons, zupą cebulową – taką, jaką delektują się wtedy w Halach tragarze, którym chętnie dotrzymałbym towarzystwa. I wreszcie, aby przygotować się do wypełnionego zajęciami przedpołudnia, bardzo mocna kawa i pousse-cafe – kieliszek koniaku z dodatkiem kirszu.
Poczułbym się potem wprawdzie nieco ociężały, ale byłoby mi lekko na duszy.”
Po takiej lekturze ogarnęła mnie przemożna chęć wyjazdu do Paryża i dłuższa wyprawa po śladach bohatera książki Umberto Eco.
Komentarze
Do Paryża wyjechałbym z chęcią i bez lektury „Cmentarza w Pradze”.
Nie wiem, czy i kiedy tam pojadę, ale niedługo wszystko, co zrobię, będzie „po takiej lekturze”. Książkę Eco nabyłem drogą kupna dwa tygodnie temu i czekam na chwilę oddechu, żeby ją skonsumować (zgodnie z jej przeznaczeniem, ma się rozumieć).
Na razie zastanawiam się, jak zarobić trzeci milion.
Dzień dobry!
Do Paryża? Choćby zaraz 🙂
nemo, (00:03)
widzę to bardzo podobnie.
W obozie koncentracyjnym byłam raz. W Sztutowie. Był tam więziony Włodka wujek. Na Aschwitz nie starczyło mi, jak dotąd siły i odwagi. I niew wiem czy się kiedykolwiek na to zdobędę.
paOLOre,
jak już będziesz wiedział jak, to nie bądź wiśnia i się tą wiedzą podziel 😉
Póki co, lecę pracować na chleb powszedni.
Miłego dnia wszystkim życzę 🙂
Dla Alicji – wilczycy morskiejhttp://www.youtube.com/watch?v=5n0bFT8qF18
Jotko,
wiśnią nie jestem i – w oczekiwaniu na eurekę w sprawie trzeciego miliona – dzielę się doświadczeniem na podstawie pierwszych milionów dwóch:
– za pierwszy nie brałem się wcale, bo mnie nastraszyli, że jest najtrudniejszy do zarobienia
– do drugiego zabrakło szczęścia i zdrowia: kolega, który był dla inwestora znakiem firmowym i gwarancją sukcesu, przegrywa właśnie walkę z tym, czym inwestor wycofał się na wieść o
– z dzieciństwa pamiętam powiedzenie: do trzech razy sztuka
Smacznego dnia!
Dzień dobry Blogu!
O, jaki zbieg okoliczności 😯 Od 2 tygodni mam na nocnym stoliku książkę „Der Friedhof in Prag”. Leży i dojrzewa, a ja czytam o… petardach skarpetek, które czekały znacznie dłużej, bo chyba ze dwa lata 🙄
Otworzyłam więc rzeczony „Cmentarz” na chybił trafił i co widzę? Str. 77: „Du weisst nichts ueber Babette von Interlaken (…) Jungfrau des helvetischen Kommunismus…” 😯
” Cmentarz w Pradze” też kupiłam tydzień temu i czeka na swoją kolej. Zapowiada się ciekawa lektura.
Poszukałam informacji o zupie a la Crecy i widzę, że są jej różne wersje- z ryżem lub płatkami ryżowymi albo z makaronem gwiazdki. I zawsze jest przecierana. Może Alina napisze nam, czy jest rzeczywiscie smaczna. Emberto Eco smakowała, ale czy pisarz napisze prawdę ? 😉
Ale generalnie to nocne i poranne menu wyglada bardzo apetycznie, tylko że ja zdecydowanie wolę jeść w ciągu dnia.
Milego dnia zycze na poczatek. Ten lepiej sie zapowiada niz dwa ostatnie, bo slonce juz znowu razi w oczy i zaluzje juz opuszczone.
Nawiazujac do wczorajszego wpisu i komentarza Jotki o Stutthofie nie moge nie wspomniec, ze 1957 bylem na koloni w Sztutowie, a tam, pareset metrow od szkoly w ktorej bylismy zakwaterowani, za krzewami byl ten oboz. Nie zapomne szoku jakiego doznalem jako dziesieciolatek, gdy nas tam oprowadzono. Trzy lata temu, jak zwiedzalem te okolice musialem to jeszcze raz zobaczyc. Moj znacznie starszy przyjaciel, gdanszczanin, wchodzil tam ze mna nie chetnie.
Placek, dziekuje za cmentarz menonicki. Ten ww. przyjaciel (kolega po fachu) oprowadzal mnie po Zulawach dwadziescia pare lat temu i pokazywal co nieco z tego. Nie pamietam, czy nie byly w tym Stogi, ale kolonizacja Zulaw przez Holendrow w 18 w. pozostala mi w pamieci. A nazwa Preussisch Holland to pamiatka z tamtych czasow, aczkolwiek ta miejscowosc musiala miec przedtem inna nazwe.
A na smacznego napisze jeszcze raz, ze mialem niespelna 40 lat temu jeszcze to szczescie, zobaczyc paryskie Hale w pelnej funkcji. Odszukalem je bedac jeszcze pod wrazeniem Zoli, wspominajac jego ?Brzuch Paryza?. Nie wiedzialem wtedy, ze los Hall byl juz wtedy przesadzony i ze postawia tam Centre Pompidou.
Ach, szkoda nafty.
Też wolałbym do Paryża, ale muszę, bez najmniejszej ochoty, do Niujorku.
Czas biegnie tu bardzo szybko, nieco ponad dwa tygodnie zleciały błyskawicznie.
Ograniczenia ciężaru i ilości bagażu są tak duże, że trudno zabrać wszystko, co by się chciało, zwłaszcza książki trzeba przebierać, bo ciężkie.
Smutno mi wyjeżdżać, odezwę się z tamtej strony. Wychodzę z domu około 14:00.
Miłego dnia dla Wszystkich. 🙂
Nowy, dobrego startu bezstresowego ladowania zycze!
A na odzyw z tamtej strony juz sie ciesze.
Pepegorze jak znajde chwile, to postaram sie poszukac tytulu ksiazki o Holenderskich osadnikach w Europie wschodniej i nie tylko. Pare lat temu napisal ja Holender, ktory znalazl potomkow owych osadnikow na Syberii.
Moze juz ja na jakis bardziej rozpowszechniony jezyk przetlumaczono.
Holenderska wersje znalazlam bez pudla: Bart Rijs „Het Hemels Vaderland”.
Tlumaczenia tak raz, dwa nie znalazlam, ale moze gdzies jest.
Tę powieść U. Eco też już mam i czeka cierpliwie na swoją kolej…
Krystyno, lubię, kiedy tak sympatycznie wywołujesz mnie do tablicy 🙂
Zupę de Crecy gotuję rzadko ale zawsze z ziemniakiem (marchewka, cebula). Ugotowane w rosołku warzywa przecieram, wychodzi zupa-krem, którą czasami zaprawiam żóltkiem wymieszanym ze śmietanką.
Nowy, szczęśliwej podróży. Nie smuć się, powrócisz.
Nowy – leć szczęśliwie! 🙂 http://w430.wrzuta.pl/audio/6UsxOe1PjRH/ja_mam_ciocie_w_samolocie
http://holland.org.pl/art.php?kat=art&dzial=zul&id=objasn_4
Dzien dobry,
Pepegorze, dziekuje za opowiesc.
Na szczescie moja Mamusia zdazyla naklonic starsza czesc rodziny do zwierzen i wszystko czym sie podzielili skrupulatnie zapisala.
Nemo,
Po sprawdzeniu cen lososia, doszlam do wniosku ze gravlax bedzie raczej bozonarodzeniowym smakolykiem.
Nowy,
Spokojnego lotu
„Siem dietetujem” – dosłownie i w przenośni.
Żółwie miłe stworzonka, z zup wybrałabym raczej chłodnik w upalne popołudnie lub krupnik na wędzonce gdy chłodkiem po łydkach powiewa.
Powitanko i pożegnanko. Zmykam w piernaty.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Jolly,
na Boże Narodzenie to i koperek podrożeje 🙄 Ten mój wczoraj zakupiony łosoś (jeden filet o wadze 1 kg) okazał się być rzeczywiście niezbyt tani (w przeliczeniu 120 zł/kg), a sprzedawczyni zapytana, dlaczego zamawiają po jednym filecie, odpowiedziała: te „bio” jakoś nie idą 🙄
Ale ze skórą są tylko te „bio” – dodała. Jednocześnie w promocji (niewiele taniej) były filety „konwencjonalne”, bez skóry.
Idę sprawdzić, czy nocny przymrozek (rano było biało) nie zniszczył reszty kopru w ogrodzie. Moja sąsiadka niespodziewanie wyraziła chęć przyjęcia jeszcze jednego bukietu 😉 Pogoda przepiękna, przejadę się rowerem po okolicy.
Nemo,
W tutejszych sklepach przed Swietami sa dosc korzystne ceny lososia
(w zeszlym roku za calego ‚bio’ lososia wolali 6 funtow za kilogram).
Na szczescie koperek, natka, mieta calorocznie dostepne w tureckich i greckich sklepach po 1 funta za wiechec (znacznie wieksze od wiazki).
A gin w domu zawsze jest :)!
@ jotka
Moj Ojciec przekiblowal dwa lata w Oswiecimiu, ale ani sam tam nie pojechal po wojnie, ani mnie tam nie wzial; sam tez nie bylem.
To co mam, to swoje zdjecie, ktore Mu Mama poslala, ze stemplem KL Gross Rosen; SS Uscha- u. Lagerfuhrer.
PS Po ewakuacji Oswiecimia Ojciec wyladowal w Reichenau (filia Gross Rosen) i zdjecie wyslane na Oswiecim tam Go dogonilo. No coz, ta organizacja niemiecka.
Z porannego przeglądu prasy (jest kulinarnie):
„Największy egzystencjalny kryzys przeżyła pani w wieku 30 lat. Miała pani męża, dzieci, dom. Czyli patrząc z boku, wszystko było idealnie.
– A czułam, jakbym doszła do muru. I albo uderzę w niego głową i od razu padnę, albo będę próbowała łopatką go podkopać. Wpadłam jak wiele kobiet w tak zwany kierat. Same siebie do niego zaprzęgamy. Dzieci, praca, dom, od czasu do czasu seks z obowiązku. Takie rzeczy jak pójście na koncert, do teatru, na wystawę pozostają wspomnieniem z młodości. Ważniejsze od spotkania z przyjaciółmi staje się przygotowanie trzydaniowego obiadu.
Miała pani nawet ogromny zbiór przepisów kulinarnych.
– Wycinałam z gazet i wklejałam do czarno-białego zeszytu. Jako młoda mężatka bardzo się starałam urozmaicić domowe menu. Od stron kulinarnych zaczynałam czytanie amerykańskich gazet. Co za nonsens!
A to domowe menu było doceniane?
– W ogóle się nad tym nie zastanawiałam, bo uważałam, że gotowanie to mój obowiązek. A za rzetelne wypełnianie obowiązków rzadko kiedy dostaje się medal. Dziś uważam, że powinniśmy dać wyraźnie do zrozumienia, że pochwała jest nam potrzebna. Wtedy wydawało mi się, że nie wypada się o nią dopominać. Na tamtym etapie życia nigdy nie mogłabym być inna, niezależnie od tego, kto byłby moim partnerem. Musiałam dokonać rewolucji w sobie. Ostatnio, kiedy robiłam porządki w starym domu, znalazłam swój zeszyt z przepisami i uroczyście go spaliłam.”
Hmmmmm…
Dzień dobry, właśnie wczoraj wieczorem wróciłam z Paryża 🙂 Nie byłam jednak w opisywanym lokalu, żywiłam się u przyjaciół.
Nie o tym jednak. Tylko o tym, że „tragarze z Hal” i zupa cebulowa, którą jedli o poranku, to już od dawien dawna legenda. Hale nie istnieją, w tym miejscu jest Forum des Halles, a pod ziemią gigantyczny węzeł komunikacyjny. Nie wiem, od jak dawna Umberto Eco nie był w Paryżu, ale Hale wyburzono na początku lat 70., a Forum des Halles wybudowane pod koniec tej samej dekady…
Gostuś,
dzięki!
Ciekawa jestem, jak by mi było na takiej łajbie i w takich warunkach, pewnie niepewnie, nie sprawdziłam, i wydaje mi się, że raczej nie chciałabym sprawdzać.
Chociaż kto wie, może akuratnie czułabym się jak ryba w wodzie? 😉
Jeszcze wszystko przede mną 😉
http://www.youtube.com/watch?v=vkUpfw4Hf3w&feature=related
Wrzuciłam sznureczek powyższy, bo w Paryżu (poza międzylądowaniami) byłam tylko raz, 3 dni i noce nieprzespane (w końcu miasto, które nigdy nie śpi!) i ta piosenka nieodmiennie mi się kojarzy z Paryżem, wtedy gdzieś ją usłyszałam i tak przylgnęło do mnie.
Każda podróż kojarzy mi się z jakąś muzyką, bo to albo w samolocie, albo w samochodzie, podróżując, coś się usłyszy (oprócz ryku silników).
Z II Zjazdem Łasuchów (na Kurpiach) nieodmiennie kojarzy mi się to:
http://www.youtube.com/watch?v=QqbKegB5oQA
No, nie poradzę – wracaliśmy ze Zjazdu i w radio ta piosenka leciała co jakiś tam czas, i akuratnie pasowała…
Doroto, akcja książki dzieje się w XIX wieku.
p.s.ze Zjazdu II na Kurpiach, dodam.
Doroto – Nie chcę się chwalić, ale cebula pochodziła z organicznej farmy mego pradziadka, Herberta van Uiensoep. Eco chwali się Dumasem, a ja z dwoma Dumasami jadłem i piłem i dopiero teraz to wspominam, ale skromnie 🙂
Nie wiem czy żółwie mają łydki, ale cieszy mnie powrót zwierzęcia z antypodów 🙂
Tak, sam sobie jestem winien, kolejna noc przede mną, pełna spekulacji. Kto w Paryżu żywił Dorotę z sąsiedztwa i czym?
– Carla, coś kipi, sprawdź.
– A Ty kto, prezydent, sam sprawdź.
– Nie kłóćcie się przy mnie, proszę.
– Kłótnia bez świadków to jednak nie to.
(Dzwonek. Lokaj, nielegalny imigrant z Maroka otwiera wrota)
– Umberto, Silvio i ten trzeci tenor.
Niełatwo być ze mną, ale mną być to dopiero katorga 🙂
(Kolejny dzwonek, tym razem telefoniczny)
– Chyba się spóźnię.
Obecność żółwia poprawia smak każdej opowieści 🙂
W Paryżu najlepsze kasztany są… wiadomo gdzie 😎 a najlepsze miejsce do puszczania gołębi pocztowych jest na dachu pewnego domu niedaleko Notre Dame. Nie rzucają się w oczy wobec setek gołębi w pobliżu katedry. Jeśli osobnik pośredniczący w sprawach konspiracyjnych jest „mężczyzną średniego wieku o przesadnie normalnych rysach twarzy”, tym lepiej dla sprawy 😎
Chyba już dziś zabiorę się za lekturę, petarda skarpet może poczekać 😉
„Imię róży” onegdaj wchłonęłam w dwie noce. Od tego czasu nie przeczytałam żadnej powieści jednym ciągiem. No, może „Pachnidło” 🙄
O przepraszam, Placku, ale Dumasy trzy to byli moje, Mały Rycerz, Ketling i Zagłoba 🙄
Nie pamiętam, co jadaliśmy, ale Rzędzian na skinienie pra….dziadka Zagłoby (z tym herbem to do dzisiaj mamy problemy…) natychmiast działał jak Borys Polewoj.
A poważnie – miałam piękne wydanie Muszkieterów i Hrabiego (Wujek mi podarował, smarkata byłam i okropnie chora wtedy), a ja głupia pożyczałam wszystkim naokoło, czytajcie!
Dlatego teraz nie ma – pożyczasz, zapisz się do książki, oddajesz – wypisz się. Własną rączką.
Nie poradzę – książki lubię mieć i wracać do nich, jak mi się zachce.
http://www.youtube.com/watch?v=3jP779Gr41Q
Oj…zapłacze się Małgosia.
Także poważnie, z nadzieją, że nie zostanę za to wyznaanie wyłany na szafot.
„Cmentarz na Pradze” to bardzo niebezpieczna i szkodliwa powieść, nawet dla tych których historia pasjonuje od dekad. Posłużę się egoistyczną analogią. Załóżmy, że następnym dziełem Umberto Eco będzie „Placek – demon, krwiopijca, w dodatku straszny” które rzekomo ma na celu walkę z tymi oczywistymi oskarżeniami, z tym, że walka ta wydaje się oczywista tylko autorowi, bo krewnym i znajomy Benito M. już nie.
Wiem, że takie wrażenie odniosłem, a nawet jestem tego pewien. Moje odczucie, na wskroś subiektywne. Bo przejmująco głęboka mądrość i wiedza czytelnika to nadal marzenie.
…………Vice Alicjo, vice, ale to nieistotne – czy znasz urok i czar kliniki pediatrycznej na Wrońskiego, we W.? 🙂
Placku – jak o coś pytasz, to pytaj wprost, bo skąd ja mam wiedzieć, gdzie jest to „W”.
Może to być Wschowa, Wrocław albo inne na „W”, na przykad Wawa 🙄
Nie znam uroków (ani mroków) żadnej kliniki pediatrycznej – a powinnam?
Ha ha, czekam na całą prawdę o Placku – rzekomym prawnuku Holendra, a w rzeczywistości potomku (prawość łoża nie do końca ustalona) niejakiego Cibulacky vel Cibulajdy z Lucemburska 😎 Jedynie zasługi jego stryja Brambora o korzeniach sięgających Argentyny mogą nieco zneutralizować podejrzane miazmaty ciągnące się za tym rodem 🙄
Placek,
Ty se nie myśl, że na szafot to tak zaraz. Najpierw się pomęcz żywotem doczesnym, a potem trwaj w oczekiwaniu, że Ci będzie zaoszczędzone, gilotyna się zatnie albo co… 😉
Drogie Panie (mam nadzieję, że zwrot „drogie panie” nie zostanie uznane za politycznie szkodliwe) – Jestem już spóźniony, ale gdy wrócę, wytłumaczę dlaczego uważam Wasze komentarze za haniebny i bezprzykładny atak.
A bientot 🙂
Witam.
Placek, można dokładniej.
http://wroclaw.naszemiasto.pl/mapa/3960,dzieciecy-szpital-kliniczny,id,t.html
Nasze dziecko wyszło z stamtąd jak nowo narodzone, po złej terapij pani doktor z ośrodka zdrowia. Mile to miejsce wspominam.
Alicja może nie znać tego miejsca, dzieciątka nie miała. Myśmy tylko wiedzieli o Traugutta jako pomocy w potrzebie.
Alicjo, lepiej nie sprawdzaj. Ja byłam w podobnych warunkach na łajbie w czasie sztormu na Bałtyku ,9 B .Trwało to prawie trzy dni. Kurs był z Wysp Alandzkich na Christanię a sztorm nas rzucił w okolice Kaliningradu. Jako jedyna baba w załodze nie musiałam wychodzić na pokład,bo i tak mimo szelek bym się na nim nie utrzymała ,nie mówiąc o sterowaniu.
Gospodarzu – nie wiem, czemu zrozumiałam, że ten cytat był ze wstępu do książki p. Kostioukovitch 😳
Placku – by zaspokoić Twoją ciekawość, czym mnie żywili: tartami (przyjaciółka, u której mieszkałam), kurczakiem pieczonym z jabłkami, dynią i ziemniakami również pieczonymi (to mąż mojej koleżanki), a przede wszystkim, jak to we Francji, przepysznymi serami. (Właśnie na lotnisku przekonałam się, że nie można już wywozić serów – koledze cztery wyrzucili 🙁 ) Po premierze opery „Madame Curie” Elżbiety Sikory w sali UNESCO (to był główny cel mojej podróży; napisałam o tym u siebie) był bankiet… polski:-( Nie skusiłam się na bigos ani pierogi z mięsem, poprzestałam na sałatkach 😉
W serze można ukryć bombę 😎
Sery wolno wywozić tylko w walizkach zdawanych na bagaż.
Bywalcy lotnisk zauważają, że od czasu wzmożonych kontroli antyterrorystycznych obsługa stanowisk kontrolnych ma bardziej błyszczące włosy, zadbaną cerę, a nawet polakierowane paznokcie. I ładniej pachnie. Tylko czasem odbija im się camembertem… 🙄
Pietrek,
bardzo dziękuję za wpis.
Zainteresowaliście mnie wszyscy tymi praskimi cmentarzami. Pragę kocham! Ecco bardzo cenię!
Tylko ten czas 👿
„Mało casu kruca bomba, mało casu” 😯
Ale, jak mawia Alicja, nie takie my … 😉
Yurek…
jesteś w mylnym błędzie, moje dzieciątko ma 31 lat z niewielkim plusem, a urodziło się w szpitalu na Dyrekcyjnej. Pomoc w potrzebie miałam za trzecim rogiem (bardzo przyjazny ośrodek zdrowia). Ja nie taka bezdzietna, za jaka mnie bierzesz 😉
Gostku,
takich ci to ja nie przeszłam – i słowo daję, nie wiem, jak bym się zachowała. Tym bardziej, że łajba na filmiku to nie jest łajba, na jakiej ja byłam.
http://www.youtube.com/watch?v=-gavCR9GWwE
Ja też cenię Ecco, ale zlikwidowali mi sklep firmowy i mam kłopoty z zaopatrzeniem. Może przestawię się na Mefisto 😉
Z recenzji:
?Cmentarz w Pradze? jest doskonałym komentarzem do tego momentu historii, gdy siła drukowanego słowa miała taką moc, że mogła zmieniać losy świata i decydować o życiu i śmierci narodów. W taki sposób spełniała się romantyczna idea o sprawczej mocy poetyckiego słowa, które niestety nieraz stawało się ciałem.”
„Dla przybliżenia tematu warto poczytać u cioci Wiki o ?Protokołach mędrców Syjonu? (…). Warto też zbliżyć się nieco do karbonariuszy i Garibaldiego, komunardów czy sprawy Dreyfussa. Dla większych erudytów możliwość buszowania w historii w kontekście teorii spisków to będzie (…) dzika rozkosz. Dla zwykłych zjadaczy książek będą jezuici i sataniści, masoni i agenci wywiadu, zamachy, spiski, morderstwa… A dla fanów psychoanalizy ? Doktor Freud.”
No i jeszcze kilka przepisów kulinarnych do kompletu, i mamy ciekawą lekturę.
…i jeszcze co?
Idę do kuchni. Nastawiam ziemniaki dla nieosobistego Jerzora, onżesz rzeczony przywozi kaszankę z Baltic Deli. Do tego kiszonka jakaś.
W winie veritas.
Nemo, lotniskowi mają też więcej wieloczynnościowych scyzoryków.
Ależ masz Placku muzyczną wyobraźnię! Usłyszałeś w wyobrażonym sobie dialogu duże T !!!
To duże T wypowiedziane przez Carlę gotującą zupę z żółwich łydek zdradziło że to Ta, a on to Ten. A już myślałem że ta Carla przez duże C to tak dla zmyłki ta K od petardy skarpetek gotująca w domu nad bajorem bulion z knurra.
Również i mnie ucieszyła wizyta zwierzątka z antypodów.
Ale co to są te pody, dlaczego są anty, a co się robi z resztą żółwia?
Antyterrorysta i terrorysta, to mniej więcej ogarniam, ale te anty i pody nie bardzo.
Antypody sprawdziłem : komórki powstające w woreczku zalążkowym u roślin okrytonasiennych na biegunie przeciwnym do bieguna zawierającego komórkę jajową i synergidy.
Więc zwierzątko to komórka, roślinka czy synergida?
Przeciw czemu występuje?
Cmentarz w Pradze.
Lida Baarova, piękna kobieta, ciekawe i tragiczne życie.
Z reszty żółwia robi się grzebienie 😉
Żółw ma grzebień?!
Że kogut to wiem, zwariuję tu dzisiaj z Wami.
Żółw może mieć grzebień albo okulary szylkretowe…
Kogut, oczywiście, bardziej się ze swym grzebieniem rzuca w oczy, ale też częściej grzebie. Na przykład nie widziano nigdy żółwia grzebiącego przy samochodzie, a koguta – owszem 😎
Doroto z sąsiedztwa – Dziękuję za wszystko bez wyjątku, bo już samym słowem tarta musnęłaś czułe struny w mym sercu, a Elżbieta Sikora ukazała oblicze kobiety równie kruchej, namiętnej i ponętnej. Sery którym udało się ukryć przed rewizją to także coś bardzo dla mnie osobistego i romantycznego 🙂
Alicjo – Po prostu ręce mi opadają, jestem niepoprawny, zapomniałem się, przepraszam za kolejne pytanie. Tak obrazowo opisałaś prezent od wujka, gdy byłaś smarkata i okropnie chora wtedy, że wszystko to ujrzałem jak na scenie opery i w mgnieniu oka przeniosłem się do czasów w których i ja otrzymałem wiele książek od mego Wujka który pracował w Naszej Księgarni, a ja miałem nagle czas tylko i wyłącznie na czytanie.
Był to czas magiczny – ksiązki w płótno oprawne, a w nich nie tylko ci których Jotka się bała, ale postacie z całego świata.
Owszem, miejscowości kryjących się pod kryptonimem W. jak gwiazd na niebie, ale tych z kliniką mniej, ale to nie zmienia faktu, że powinienem przestać się wpisywać, ale któż czyni ak jak powinien? Nie ja 🙂
Eeeeeee tam, to nie było po prostu, to był wstyd 🙂
Po prostu tęsknię za Mamą, byłem maminsynkiem, a gdy czegoś nie rozumiałem, Ona cierpliwie odpowiadała na moje bezustanne pytania.
Alicjo – Także chorowałem, także czytałem. Dziękuję za przywołanie mych wspomnień. Mimo tych zbieżności nie jestem jednak Tobą, ale to nie koniec świata 🙂
Ja na wszelki zapadek się nie odzywam 🙄
Kaszana przysmażona, ziemniaki ugotowane odparowują, Głodomór ante portas w portkach i z winem.
To idę zapodać do.
Nemo – Całej prawdy i tylko prawdy o mnie sam nie znam, ale dzięki Tobie dowiem się więcej 🙂
W tej chwili nie mogę się obnażać ponieważ:
a) witam się z Antkiem
b) wysyłam anonimowy list do Jotki.
„Droga Jotko,
Nemo ma prawo chwalić się posiadaniem duńskich butów, a Ty Jej na to pozwalasz?”
Tak na marginesie, z butami firmy Ecco także wiąże sie jedno z mych wspomnień. W pośpiechu na lotnisku nabyte, o numer za małe, były wspaniałe i bolesne 🙂
Dzisiaj 17, trzeci czwartek listopada. Nikt z forumowiczów tego nie zauważył?
Nawet Gospodarz. Czyżby kubki smakowe nie przyjmowały Beaujolais Nouveau. Mnie wyjątkowo w tym roku smakuje. Wasze zdrowie.
Ecco to chyba jedyna firma, z którą wiążą mnie prawie wyłącznie pozytywne wspomnienia, poza bolesnym uwieraniem w portfelu 🙄
Nabywając Osobistemu pierwsze sandały tej marki w Tucson musiałam wysłuchać zachwytów sprzedawcy pod adresem najlepszych sandałów świata: Birkenstock 😯 Niestety, nie miał na składzie, musieliśmy się zadowolić drugim wyborem – Ecco 🙁 😉
W sandałach Birkenstock chodzili wówczas chyba wszyscy helweccy nauczyciele 🙄
Z portalu Dawny Rembertów nadeszła wiadomość potwierdzająca, że mieszkało tam przed wojną kilka osób noszących nazwisko Poszukiwanego, w tym jeden na tej samej ulicy, co Poszukiwany w 1957r. i noszący imię ojca Poszukiwanego. Jakieś światełko w tunelu?
Niestety, portal nie dysponuje danymi osób urodzonych po roku 1922 🙁
Marudo – Wręcz przeciwnie, stąd milczenie. W zeszłym roku Gospodarz podzielił się z nami swą opinią o tych młodych, radosnych winach, dlatego uczciłem tę okazję minutą ciszy 🙂
Nemo – Od uchylenia rąbka tajemnicy to kłębka ….wszystko mi się myli, ale także mam nadzieję, że to nie światła lokomotywy 🙂
Kabaret starszych panów, „Niespodziewany koniec lata” z pamięci:
Panowie A i B w pensjonacie, a za ladą recepcji S. Rożkowski:
Taaak, apartament dla panów , a w apartamencie fortepian marki Bechstein i Syn.
Pan B: niema takiej marki fortepianu.
Rożkowski do ucha: bo to nie jest syn Bechsteina.
Pan A: czyżby pani Bechsteinowa?…
Rożkowski z palcem na ustach: ciii..
To tyle do Lidi Barovej.
Przed chwilą Alicja przy pomocy telefonu opkulinarniła mnie za absencje na blogu. Wiłem się jak piskorz, iż mam huk innych zajęć i dopiero fakt, że umknęło mi zejście kota Alika, usprawiedliwiło mnie nieco.
Nowy gdzieś nad Limerickiem w drodze. Dostałem maila z mojego winnego sklepu o dostawie Boeujolais, ale po doznaniach ubiegłorocznych, zbastowałem. Maruda donieś jak z rocznikiem bieżącym.
Gostuś. Do jakiej Christianii szliście z Alandów Czy to 9B było z NW?
Przepraszam, nie S. Rożkowski, a Czesław R. naturalnie.
O, ta pamięć
Pamiętam drewniane podeszwy bo pamięć mam jak brzytwa, nawet brzytwy pamiętam 🙂
Czy to nie były łukowianki? Nosiłam takie. Pamiętam kostki poobijane do krwi tymi drewniakami 🙁
I spódnice – bananówy 😉
W polskiej wersji, oczywiście 😉
Ależ…
http://www.youtube.com/watch?v=KjXjTRSRvps
Tak, to Dr Scholls Sandals/
…o szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
i pluszcze jednaki, kiarowy, niezmienny.
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno
jęk szklany, płacz szklany…i szyby w mgle mokną…
http://www.youtube.com/watch?NR=1&v=9iedSFEzh_c
Placku, 😀
Po łukowiankach nastąpił etap drewniaków szwedzkich W tych to dawało się chodzić nawet po skałach i wertepach, ale nie należało ich zostawiać przed namiotem w Mińsku (białoruskim) 🙁
Drewniaki ( w następnym wydaniu)były, polskie, całkiem zacne. Trochę ocieplone.
http://alicja.homelinux.com/news/A-1974.1.jpg