Nie tylko kobieta zmienna jest
Zmieniają się czasy, zmieniają się gusty, zmienia się smak. Kulinarny także. Wiedzą o tym firmy spożywcze i – te roztropniejsze – starają się owe zmiany śledzić, by – co oczywiste – potem móc tę wiedze wykorzystać w swojej działalności. Kto szybciej zorientuje się czego klient potrzebuje (albo wkrótce BĘDZIE POTRZEBOWAŁ) ten ów wyścig do klienta wygra.
Marka WINIARY od wielu lat obserwuje zmiany zachodzące w polskiej kuchni. Ostatnio firma postanowiła zbadać to zjawisko. Przeprowadzono więc badanie opinii publicznej na temat nowej kuchni polskiej. Proszono respondentów, by ujawnili kuchenne inspiracje, wskazali innowacyjne kierunki oraz postarali się zdefiniować zmiany zachodzące w polskiej kuchni.
Okazało się, że Polacy chętnie odkrywają nowe smaki i eksperymentują w kuchni, a co najważniejsze potrafią czerpać z tego przyjemność.
Respondenci zauważają trzy główne nurty: różnorodność, przygotowywanie znanych od pokoleń dań w nowy sposób, z wykorzystaniem lżejszych składników, jak również czerpanie inspiracji z innych kuchni i kultur. Nowa Kuchnia Polska to świeże spojrzenie na przygotowywanie i spożywanie potraw. „Jest to z pewnością wyznacznik pewnego trendu, którego rozwój warto obserwować. Natomiast sam pomysł na Nową Kuchnię Polską z zachowaniem bogactwa smaków tradycyjnej kuchni polskiej wydaje się mieć same plusy.” – mówi dr Tomasz Sobierajski, socjolog oceniający rezultat badań.
Modyfikacje, które zachodziły w polskiej kuchni, były długotrwałym procesem wynikającym głównie ze zmiany trybu życia Polaków, chęci poznawania odmiennych smaków oraz zwykłej ludzkiej ciekawości. Należy jednak pamiętać, że ostatnie 10 lat przyniosło też inne podejście do sposobu gotowania i przyrządzania posiłków. Według blisko połowy respondentów jemy mniej tłusto, a także mniej smażymy i solimy. Aby ułatwić sobie przygotowywanie posiłków i skrócić czas spędzany w kuchni, a przede wszystkim mieć pewność, że danie się uda i będzie wszystkim smakowało, aż 8 na 10 Polaków korzyst z gotowych produktów spożywczych pomocnych w kuchni.
Ostatnie lata pokazują, że Polacy otwierają się na nowe doświadczenia i coraz powszechniej odkrywają radość płynącą z gotowania – ponad 8 na 10 badanych uważa gotowanie za czynność przyjemną. Respondenci traktują aktywność w kuchni nie tylko jako relaks, ale także sposób na wspólne spędzanie czasu z rodziną i przyjaciółmi.
„Jeździmy po świecie, zdobywamy nowych przyjaciół i nowe kulinarne doświadczenia. Po powrocie do Polski staramy się odtworzyć tamte smaki i tamto „niebo w gębie”, które towarzyszyło nam podczas wspólnych kolacji w obcym kraju. W sukurs wychodzi nam nie tylko przemysł spożywczy, dzięki któremu możemy kupić w Polsce produkty niezbędne do przygotowania danej potrawy, ale również media wszelkiego rodzaju, w których w ciągu ostatnich 2 lat zaroiło się od programów kulinarnych” – mówi dr Tomasz Sobierajski.
Z badania wynika, że respondenci bardzo chętnie wprowadzają innowacje do przygotowywanych potraw. Przykładowo wystarczy zastąpić bułkę tartą płatkami kukurydzianymi lub ziarnami sezamu, żeby kotletom schabowym nadać nowy smak. Aż 80% Polaków wprowadza zmiany do codziennych posiłków, z czego 51% robi to często lub zawsze. To głównie ci, dla których gotowanie jest przyjemnością. Co niezwykle ciekawe, badanie pokazuje, że osoby posiadające dzieci częściej wprowadzają zmiany do codziennych potraw. Chęć przyrządzenia czegoś nowego i smacznego, a także zaskoczenia malucha może być głównym bodźcem do eksperymentowania.
Część badanych wprowadza innowacje z chęci urozmaicenia posiłków, zaś niemal 55% z ciekawości innych smaków. Polacy poszukują kulinarnych inspiracji w kuchniach polskiej i włoskiej, która z roku na rok zyskuje coraz większe uznanie nad Wisłą.
Według badanych niezrównanym źródłem wiedzy i pomysłów na nowe potrawy jest internet. Co trzeci respondent chętnie korzysta z niezwykle popularnych blogów i forów kulinarnych, a także z internetowych stron producentów produktów spożywczych. „Mamy czasem do czynienia z gwiazdami-blogerami, którzy zdradzają sekrety przyrządzania potraw i podpowiadają jak poradzić sobie z opornym materiałem kulinarnym. Popularność blogów kulinarnych wynika głównie z faktu, że dla gotujących blogerzy są (choć jest to często złudne) najbliżej nich samych” – komentuje socjolog dr Tomasz Sobierajski.
*Badanie opinii publicznej „Nowa Kuchnia Polska” zostało zrealizowane w lipcu 2011 roku przez Instytut Opinii Homo Homini, na reprezentatywnej, losowo dobranej grupie 1161 dorosłych Polaków. Badanie zostało przeprowadzone na zlecenie marki WINIARY.
Komentarze
Jaka znów złuda – ułuda? Nasz Bloger jest bliziutko do nas samych. Może my nie pyskujemy w stacji radiowej i nie kręcimy filmików instruktażowych ale z pewnością oddziaływanie bloger – komentatorzy jest dwukierunkowe. I tyle wystarczy. A przy okazji zawiązały się prywatne przyjaźnie, spotkania i zjazdy – cała towarzyska otoczka ludzi sympatycznych, ciekawych świata i doznań kulturalnych, rozumiejących, że kuchnia jest jedną z dziedzin kultury narodowej i ludzkiej. Nasze 5 letnie doświadczenie potwierdza starą prawdę, że kto kocha jeść i bawić się przygotowaniem posiłków, a potem dzielenie się tym z przyjaciółmi, ten na ogól jest przyjaznym, dobrym człowiekiem. Tak trzymać.
Wyniki badania wcale mnie nie dziwią. Zwiedzanie obcego kraju i poznawanie innych kultur nie może obyć się bez poznania lokalnej kuchni.
Wyjeżdżając, oprócz muzeów i atrakcji turystycznych, przygotowuję listę lokali gastronimicznych, które warto odwiedzić. A nawet jest to pierwsza lista, którą robię 🙂
I tak za 2 dni jedziemy na długi weekend do Paryża. Mam już listę piekarni, w których będziemy objadac sie bagietkami i ciastkami, ale lista restauracji jeszcze bardzi krótka…
Czy ktoś z Szanownych Czytleników Bloga, może polecić jakiś zacny lokal w Paryżu?
Chesel – poczekaj aż uaktywni się Sławek Paryski – poda Ci listę dobrze karmiących, a nie rujnujących restauracji. Listę taką podawał też kiedyś Gospodarz ale On raczej bardziej ekskluzywną.
Pepegorze,
Wracając do Twojej wczorajszej, wieczornej wypowiedzi, pisząc o grupie The Rolling Stones, używa się raczej zwrotu: ” o Stones’ach, ze Stones’ami…”. Twoje „Rollingi” są ciekawe, aczkolwiek dziwaczne.
Co to jest to”Quine”, zwłaszcza ze swoim „leederem”?
Czekam w takim razie na Sławka z utęsknieniem. Ale jakaś „niebudżetowa” restauracja też by się przydała, bo lubimy się stołować w różnych lokalach i narzeczony chojny 😉
No to polecam Chesel wizytę w „Tante Marguerite” przy rue Bourgogne 5. Opisywałem ją jakis czas temu i prezentowalem zdjęcia potraw. Karmią pysznie ale trzeba rezerwować miejsca, bo knajpka cieszy się wielkim powodzeniem. Rezerwację można zrobić z Polski, bo restauracja ma swoją stronę w internecie. Łatwo też trafić, bo lokal mieści się w pobliżu polskiej ambasady przy rue St. Dominique.
Jeśli chcesz zajrzeć do relacji na blogu, to wpisz w okienko u góry po prawej stronie nazwę knajpki i wyskoczy tekst ze zdjęciami.
Smacznego weekendu.
chojny to od choinki?
chojny od dzielnicy w Łodzi ;))
Dziękuję za radę p. Piotrze. Relację już przeczytałam.
Może ktoś jeszcze podrzuci jakiś adres…?
Chesel – Le Boffinger, ale jeśli Twój narzeczony ma poczucie humoru, zaproponuj Tour d’Argent, 5 Quai de la Tournelle 🙂
L’Arpege, L’Ambrois…a może La Coupole?
Pierwsza to także schody do alzackiego nieba…
-f…bra sserie 🙂
Placku,
😀 , wiesz dlaczego 😎
Chesel,
ja Ci tylko polecę deser – lody Berthillon, 29-31 rue Saint Louis en l’ile , metro Pont Marie albo Sully Morland. Nieczynne w poniedziałki i wtorki.
Chesel:
http://www.vagenende.com/
Bardzo przyjemna, secesyjna bras seria na bulwarze St Germain, dobrze karmią, a drugą zaraz dodam…
Chesel, a może Le Grand Vefour, restauracja przy Parku Palais Royal, niedaleko Luwru? Miejsce jest przesiąkniete historią, dekoracje z epoki napoleońskiej, chef kuchni i od niedawna właściciel restauracji, Guy Martin, jest prawdziwym artystą. To wszystko ma oczywiście swoją cenę ale skoro narzeczony jest bardzo hojny… Życzę Wam obojgu niezapomnianego weekendu :- )
Chesel, może będzie Ci to pomocne?
http://www.restoaparis.com/fiche-restaurant-paris/le-grand-vefour.html
O, druga nie ma własnej strony.
Nazywa się La Table d’Eugene i jest na ulicy Eugene Sue. Wygląda niepozornie, ale karmią bardzo dobrze i napijesz się tam absyntu podawanego z klasycznymi bajerami. Sławek mnie tam zaprowadził rok temu i mile to wspominam.
Sławeczku, zdaje się, że przeoczyłam Twoje imieniny… Najlepszego i uściski!
YYC też chyba Sławek? To też ściskam.
Chesel, ten Gienio to już u stóp Montmartre’u, więc możesz jakoś połączyć z oglądaniem bazyliki Sacre Coeur i zwiedzaniem samego Montmartre’u.
Tam też kiedyś fajnie jadłam, ale jak się nazywała knajpeczka? Miała czerwone markizy…
Coś mi się majaczy: albo Kadet gaskoński, albo Chez la Mere Catherine…
Na Placu du Tertre.
naleśniki
Chesel, zajrzyj na tę stronę. To takie zabawne paryskie pismo, głównie o modzie ale nie tylko.
http://www.doitinparis.fr/
Pod zielonymi okiennicami – James Bond 🙂
O rety! Weekendu zabraknie, a raczej miejsca z żoładku! Bardzo Wam wszystki dziękuję. Wszystko spisałam i dziś po pracy zrobię listę, pozaznaczam na mapie i podczas spacerów, bedziemy brać kurs na wymienione lokale.
Wiedziałam, że to dobre miejsce, żeby zapytać o jadłodajnie 🙂
Placuszku, a Kadeta nie masz gdzieś pod ręką???
Kadet
albo tu
Jeszcze mniej polecany niż Matka Katarzyna 🙁
Namo, a na prusaki, albo karaluchy masz jekieś pomysły?
Nie tyle, żeby je jeść, co wytępić.
Wiem, wiem, Polska – nie Szwajcaria, ala na pewno coś z dzieciństwa pamiętasz.
A już myślałam, że chciałaś mi sprawić przyjemność tym kadetem, Nemo…
Chesel-już Ci zazdraszczamy tych wszystkich kulinarnych przyjemności 🙂
My w minionym tygodniu próbowaliśmy smaków kuchni cypryjskiej,a więc
w zasadzie greckiej.Wielce miłe i mocno zgubne dla talii było to próbowanie.
A na słonecznym Cyprze,
żaden Adonis się tego nie wyprze,
pewna Afrodyta wyłoniła się
z morskiej piany,och jakże chytrze.
I do dzisiaj tam starożytności
możesz zwiedzać bez liku,
albo opalać się na zagubionej plaży
smakując tzatziki w schłodzonym słoiku.
https://picasaweb.google.com/109990791430941218162/20111107CyprListopad2011?authkey=Gv1sRgCODj-t2w4d2AowE&feat=email#
Sorry, Nisiu, ale ostatni link podałam w trosce o Chesel 😎
Jeśli dwa pierwsze nie sprawiły Ci przyjemności, to nic na to nie poradzę 🙁
Portale typu Tripadvisor bywają pomocne w unikaniu pułapek turystycznych, które są czasem bardzo kosztowne. Nic nie stoi na przeszkodzie, abyś swoje dobre wspomnienia też tam umieściła. Obraz lokalu będzie wówczas bardziej wyważony.
Pamiętając jednak, że czas upływa i w restauracjach zachodzą różne zmiany, nie zawsze na korzyść 🙄
Najcenniejsze są opinie z ostatnich tygodni lub miesięcy.
Danuśka,
aż mnie skręciło od tych smakołyków i morskich widoków 🙄
Danusiu – ale zrobiłam się głodna, też zjadłabym taką świeżą rybę 🙂 Widoki przepiękne. Jaka była temperatura? I w jakiej miejscowości mieszkaliście?
Nemożliwe…tyle wpisów o mojej 9-tej rano? 🙄
Na razie kromucha ze śledzikiem tak zwanym wiejskim – słodkawy ci on jest, ale one tak mają. Solone można w Bałtyku kupić tylko w okolicach wiadomych świąt, jednych i drugich.
Aby „…przede wszystkim mieć pewność, że danie się uda i będzie wszystkim smakowało, aż 8 na 10 Polaków korzysta z gotowych produktów spożywczych pomocnych w kuchni” 😯 Doprawdy? Jakie to produkty?
Może żurek z torebki? Tu się zgodzę, bo mi lepszy nie wychodzi 😳 Po kilku nieudanych próbach odtworzenia doskonałego żurku z pewnej restauracji w Wieliczce odkryłam, że żurek z Winiar ma smak bardzo zbliżony do tamtego „ideału” 😯 😉
Ideał to jest żurek zakiszony z mąki żytniej, nawet ja potrafię i mąkę żytnią też zaposiadywam, zakupioną w „Baltic Deli”.
Nemo nepotrafi? Niewiarygodne…
Ech, zakisić potrafię, to nie problem. Ale zakiszona mąka żytnia to jeszcze nie „żurek staropolski” , ani „gotowy produkt” 🙄 Kto chce, ten się domyśli, że chodzi mi o „kompozycję smakową” czyli te wszystkie przyprawy i ich proporcje…
Poza tym nie wiem, Alicjo, czy ten Twój żurek jest dokładnie taki sam jak ten, do którego dążę 😉
Nemo-Sycylia jednak chyba bardziej malownicza,bo więcej zieleni 🙂
Asiu-bylismy 15 km od L i m a s sol.Pobyt w samym mieście odradzam.
Temperatury w ciągu dnia 22-25oC,wieczorem 12-15oC.W morzu tubylcy już
się nie kąpią,ale turyści chętnie.Na szlakach turystycznych przyjemnie,bo pusto 🙂 W hotelach angielscy emeryci i rosyjskie rodziny z dziećmi.
Rosjanie chyba mieli jakieś szkolne wakacje.
Dla Danusi: http://www.youtube.com/watch?v=w1Z5lHgmdn8&feature=related
Rosjanie opanowali Cypr. Część hoteli i wiele posiadłości należy do nich. http://www.rp.pl/artykul/720187.html
Tak, Nemo, wiem, Jesteś Troskliwym Misiem, życzliwym dla wszystkich.
W restauracjach na Placu du Tertre siada się nie tylko po to, żeby zjeść (jadłam doskonałe coq au vin i pyszną zupę cebulową, klasycznie, po francusku), ale i po to, żeby zażyć atmosfery tego niezwykłego miejsca, bardzo paryskiego i trochę nie z tej epoki.
Asiu-dzięki 😀
Nasi przyjaciele gotują znakomity żurek i to był też dla mnie żurek ideał.
Mój jakoś nigdy tak nie wychodził 🙁 I któregoś pięknego dnia aystowałam
przy gotowaniu owej zupy i co się okazało? Do gotowego żurkowego nastawu z butelki gospodyni dodała żurku „Winiar” z torebki….
Od tego czasu też w podobny sposób osiągam ten niedościgły smak 😉
No właśnie, smak taki i siaki. Ten z torebki zajeżdża mi jakimś utrwalaczem, chemią, coś piekącego zostaje na języku.
A ja barszcz czerwony czy żurek zakiszam sama i mam pewność, że nic innego tam nie ma, oprócz. Nie, żebym była taka czyścioszka kulinarna, tylko do żurku i barszczu czerwonego mam takie podejście. Z torebki to nie to.
Mój żurek to mąka żytnia, zalać wodą ciepłą, niech postoi kilka dni – a jak skwaśnieje – to zlać do słoika i gotowe.
Na białej kiełbasie ugotować wywar z warzywami przeróżnymi. Doprawić tym zlanym. Nie zarzekam się, że moje jest idealne – najważniejsze, że smakuje tym, co jedzą.
A swoj drogą, przyzwyczailiśmy, my gotujacy, tych swoich bliskich do pewnych smaków. W końcu to my gotujemy 😉
Alicjo-a ja do cebuli jednego bliskiego nadal przyzwyczaić nie mogę 😉
Asiu-Rosjanie i parę innych nacji bardzo się też interesują około cypryjskimi złożami ropy i gazu.
Danuśka, może daj mu po ciemku???
Ja kiedyś zjadłam po ciemku (nastrojowy mrok w knajpie) zupę rybną i na końcu taka mała ośmiorniczka wyciągnęła do mnie rączki z talerza…
Od tej pory jadam owoce morza.
de Zynsekcyjny,
rozczaruję może, ale prusaków ani karaluchów z dzieciństwa nie pamiętam. W piwnicznej izbie, gdzieśmy się tuzinem gnieździli, wszelkie poniemieckie robactwo wymarło z głodu jeszcze przed moim narodzeniem.
Dopiero lata siedemdziesiąte, z ich rozbujałym gierkowskim konsumpcjonizmem na kredyt, dały mi szansę poznania tych przebiegłych insektów w pewnym domu studenckim w pewnym poniemieckim mieście.
Zwalczało się kapciem 😎
Danuśka,
nic nie martw się. Jerzor podobno jedynego nie cierpiał w swoim życiu – koperku! Nawet nie zauważył, kiedy zaczął się domagać koperku na ziemniakach 🙄
Do naszego Maćka (w szkole średniej) przychodziło regularnie kilku kolesi po szkole, głodomory, wiadomo, pamiętałam ze swoich szkolnych lat, wieczny głodomór.
Na początku zdumiało ich, że ja tak ostro wszystko przyprawiam, ale bardzo szybko się przyzwyczaili 🙂
Nie wyobrażam sobie, jak można nie lubić cebuli, a czosnku jeszcze tym bardziej. Ja pod każdem względem – jak mówią w przepisie, że jedna cebula, to ja ze trzy. Jak mówią, że dwa ząbki czosnku, to ja pół główki, albo i więcej. Jak mówią…to ja już lepiej nic nie mówię.
Cebula
Co innego cebula.
Ona nie ma wnętrzności.
Jest sobą na wskroś cebulą,
do stopnia cebuliczności.
Cebulasta na zewnątrz,
cebulowa do rdzenia,
mogłaby wejrzeć w siebie
cebula bez przerażenia.
W nas obczyzna i dzikość
ledwie skórą przykryta,
inferno w nas interny,
anatomia gwałtowna,
a w cebuli cebula,
nie pokrętne jelita.
Ona wielekroć naga,
do głębi itympodobna.
Byt niesprzeczny cebula,
udany cebula twor.
W jednej po prostu druga,
w większej mniejsza zawarta,
a w następnej kolejna,
czyli trzecia i czwarta.
Dośrodkowa fuga.
Echo złożone w chór.
Cebula, to ja rozumiem:
najnadobniejszy brzuch świata.
Sam sie aureolami
na własną chwałę oplata.
W nas – tłuszcze, nerwy, żyły,
śluzy i sekretności.
I jest nam odmówiony
idiotyzm doskonałości.
(W.Szymborska)
Wczorajsze ciasto cebulowe
Danusiu, dzięki za widoki z Cypru. Byłam tam chyba prawie 10 lat temu i mieszkałam właśnie w Pafos. Po drodze na plaże mijałam te wykopaliska, które oczywiście pewnego dnia też zwiedziłam. A na grobie Makariosa byliście?
Nemo,
a czego się po tartaku było spodziewać, jak nie karaluchów?
Chyba, że to nie był tartak 🙄
Danuśko, bije z Twoich zdjęć piękne światło. Wyobrażam sobie, że po takim tygodniu zima nie będzie Ci straszna 🙂
Nemo, Twoje cebulowe ciasto to francuski spód, przysmażona cebula (czy szalotka?), polane śmietanką z jajkiem? Tarty ser? Zdradź kompozycję, proszę 🙂
Zupełnie nie a propos, ale szperając po internetowych materiałach historycznych trafiłem na książkę Michała Pawlikowskiego „Wojna i sezon” wyd. Wileńskie. Nie tylko dla kresowiaków. Polecam. Uwaga, zarywa się noce…
http://www.pogon.lt/Fundacja/Biblioteka/Wojna_Sezon.html
Alino, Sherlocku 😉
dedukujesz słusznie. Ciasto francuskie, na to dużo przysmażonej (zeszklonej) cebuli zwykłej (może być smażona na uprzednio przyrumienionym boczku wędzonym lub bekonie), na to (fakultatywnie) dwie garści tartego sera gruyere (dałam, bo miałam), na to dwa jaja rozmącone z 2 dl śmietanki plus pieprz, sól (mało), gałka muszkatołowa. Piec 30 min. w temp. 200 stopni.
To jest bez sera.
Nemo, dziękuję 🙂
Właśnie dostałam wiadomość od koleżanki, że dziś o 20h30 jest kolejny spektakl w Teatrze Telewizji. Tym razem „Kontrym”. Spróbuję się połączyć, poprzednio z „Boską” mi się nie udało.
http://www.tvp.pl/kultura/teatr/teatr-telewizji
Sobie wymyśliłem . Soupe de betteraves aux dwa duże jaja na twardo.
Bardzo burakowa ta zupa mi wyszła. I bulion z kuraka był, i śmietanka, i szczypiorek, i cytryna kwaśna cytrynowa, i masełka dwie łyżki , i sól i pieprz, bułeczka biała pszenna tarta prosto do blendera…
A zupa była bardzo burakowa, bo ja te buraki na parze proszę ja ciebie. W garnku do gotowania ryżu, na specjalnym sitku. Z pół godziny się dusiły od tej pary buch, aż zmiękły. Potem to ja te buraki zmiękłe na tarce z dużymi oczami i cytryną skropiłem , masełka dodałem. I rodzynki. Chrzanić to chciałem, ale nie dowieźli. Dobre wyszło i bez tego. Kwintesencja buractwa, proszę ja ciebie. Sam z siebie burak jeden. Czterech ich było: jeden w jeden ten burak.
Na śniadanie tej ćwikły trochę, ale większość została.
Jak wróciłem po południu z konsolacji w czarnym garniturze, to zupa mię naszła . Tak mi się zamarzyło. Na konsolacji kotleta z kieszonką zjadłem , ale był nie bardzo. Znaczy był jak zwykle. W warunkach zbiorowego żywienia . Na komunii, na weselu, na konsolacji. Zawsze to samo. Rach ciach i szybko w trymiga … A olej się pali , kucharz tego nie widzi, nosem nie wyczuwa. Zapłacili za 85 kotletów, to co się będzie martwił i widział . A kotlet gorzki od spalonego tłuszczu. Cztery razy te kotlety na patelni w tym samym…
A ja, proszę ja ciebie, jak francuski piesek. Spalony tłuszcz olejowo-rzepakowy i gorzki kotlet na kilometr, pod wiatr ma się rozumieć.
No to jak wróciłem z konsolacji, to prostą chłopską zupę z prostego buraka sobie zrobiłem.
W rondelku bulion rozmroziłem, buraka dodałem , sok z cytryny, dwie łyżki masła, trzy czubate łyżki śmietany, jak się zagotowało w blender. Do blendera białą tartą bułkę, dla gęstości , sól, pieprz i bzyk, bzyk…
Potem na talerz, do talerza jajo na cztery i na wierzch szczypiorkiem i łyżka gęstej śmietany w środek.
Do tego dwie grzanki.
Dobre było, proszę ja ciebie. Bardzo
Marku,
jutro idę ukopać buraków 😎
A tu dla Chesel chwalona przez wielu
Nisiu-po ciemku też próbowałam 🙂
Francuskie podniebienie-wyczuwa wszystko,nawet po ciemku,
przemielone i w pasztecie.
Alicjo-nie przejmuję się,ale mi chłopa żal,bo cebula i pyszna i zdrowa.
Małgosiu-Pafos zdecydowanie przyjemniejsze niż Lima s s o l.
Grobu Makariosa nie zdążyliśmy zobaczyć.
Alino-teraz to już,aby do wiosny 🙂
A tartę cebulową bardzo lubię 😀
Ja wróciłam z ogródka – no proszęż ja was, lato, albo cuś?! 😯
Robotą się bynajmniej nie parałam, tylko wystawiłam się do słońca, podczytywając książkę.
Obiad będzie prosty – wielkie tygrysie (tak się zwą) krewetki. Do nich smażących się dorzucę jakiś czosnek. Zajadać najlepiej z bagietką, bo ten sosik z bagietką to je to.
O paleniu garów to Ty Misiu nie mów, ja jestem mistrzynią w tych sprawach.
W ostatnich latach spaliłam dwa, które nie miały prawa się spalić 🙄
A wszystko za sprawą pogaduszek telefonicznych z zagranicą. Telefon tu, kuchnia tam, zanim do mnie dym dotarł…i tak dalej. Zdolnam 🙂
Do wszystkiego.
far7 <—taki kod. Czyli daleka siódemka.
Straszna kiszka…
A ja myślałem, żeby dobrze zjeść to potrzebna kuchnia kucharzowi wielkości kortu do tenisa …
A tu proszę, gruby kucharz z grubym kelnerem mieliby problem w komunikacji wzajemnej. Na całe szczęście dla lokalu: oba szczupaki. Francuskie.
Idę do sąsiadów na pokonsolacyjną kawę .
Danuśko,
jak mam jakieś mięso w piekarniku, to zawsze dokładam główkę (albo dwie) czosnku, takie nieobrane, w środek kapeczkę oliwy z oliwek i po 20 minutach (mniej więcej) wyciągam, i się zajadam, niebo w gębie. Bez cebuli to nie ma życia, a ostatnio zarzucono mi, że za mało dodałam do wątróbki kurczaczej.
Dodałam, ile miałam 🙄
Danuśko,
no cóż – francuski piesek, wybredny ci taki 😉
Ale i tak go lubimy 🙂
Nemo, kapciem powiadasz.
Serdecznie dziękuję za radę. Mądrego, to i posłuchać warto.
Takie ci one duże. Niech lekutko odtajają, zanim je potraktuję.
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_8314.JPG
de Zynsekcyjny,
ależ nie dziękuj. Bliźniemu w potrzebie to i doradzić przyjemnie 😎
Ha, to ja siedzę dzisiaj w książkach o różnych kuchniach i restauracjach, a ONI jedzą w Paryżu, cebulową tartę u Nemo, na Cyprze, a na Kurpiach Misio nawet zupę – krem z buraków wyprodukował (zjadł , przeżył i smakowało)W sieci przeczytałam jako kolejną, polską victorię wielką, o tym, że stacja archeologiczna z Pyrlandii w Bałakławie odkopała (słyszysz, Ewo) pierwszą , rzymską osadę portowo-obronną. W przyszłym sezonie też będą kopać.
Koleżanki-Warszawianki, czy któraś może kontaktowała się z Jolinkiem? Coś długo jej nie ma i Krysiade głosu nie daje i Echidna gdzieś zginęła. I Stanisław chyba w ministry poszedł, czy co? Oj, początek spektaklu przegapiłam.
http://www.youtube.com/watch?v=h81Ojd3d2rY
I niedługo bedzie…
Danny Doherty, nasz ci on, Kanadyjczyk, śpiewa 😉
http://www.youtube.com/watch?NR=1&v=N-aK6JnyFmk
Dobra, idę do kuchni zabrać się za robaki morskie…
Witam wszystkich.
Pyro – dzięki za pamięć o mnie. Melduję, że jestem – tylko milcząco. A prawda, że Jolinek coś niepokojąco długo się nie odzywa.
Jeśli chodzi o żurek – to szczególnie do Nemo i Alicji – gotuję na cebuli. Wychodzi zawsze wspaniały. Polecam tę metodę.
Krysiade,
cebula obowiązkowo, jak i w ogóle wywar warzywny na białej kiełbasie u mnie – ale chodziło mi o samo kiszenie żuru. Że nie z torebki, tylko zakwasik własny.
Jolinek,
odzywaj się, albo zostaniesz pociągnięta za konsekwencje!
Wracam do kuchni.
Alicjo – ja też jestem zwolenniczką żuru samodzielnie kwaszonego.
O, i buraki czerwone muszę nastawić niedługo na „czerwoną zupę” wigilijną!
To też jedna z tych własnoręcznie zakwaszanych-zakiszanych. Z torebki się nie liczy, to nie to samo!
Obrać buraki, pokroić, ucisnąć mocno w słoiku, zalać przegotowaną wodą i postawić w ciepłym miejscu. Po paru dniach – gotowe 🙂
Niby można zalać te buraki ponownie przegotowana wodą, ale ten drugi zalew wychodził mi taki jakiś mało kwaśny.
Obiad prawie gotowy, a Głodomora nie widać 🙄
O ja cię kręcę i miksuję.
Jutro ze samego rana pojadę po marchewkę na obiad i ze trzy pomarańcze.
Jak zrobię to dam znać. Pod warunkiem, że nie będę świecił na żółto lub pomarańczowo i nie wezmą mnie za tego co w pasie drogowym.
Chodzi za mną marchewkowa, inna od tej co nie dawno . Dyniowa już była, całkiem blada i ta mniej, bo z normalnej była. Teraz będzie soupe de carottes a l’orange.
Już mi ślinka na samą myśl.
Z kminem i kolendrą. Raz tak , raz bez…
Home, sweet home! Już się wyzwoliłem z mocy słuzby zdrowia. Ewa na powitanie zrobiła moje ukochane żądołki z kuraków. Do tego ciepłe bułeczki „portugalskie”. Z lodówki łypie do mnie przyjaznym oczkiem Samuel Adams, ale pan doktor nie kazali, nie kazali…
Dostałem cały spis co mi wolno a czego nie. M. inn seks – po konsultacji z lekarzem. Co, to ja będę człowieka po nocy budził?
Cichalu – ja bym budziła i to często, jak taki nadgorliwy. Książkę sobie poczytam – dzisiaj godzinkę, jutro ile się da. A Tobie daj Boże zdrowie.
Zara…to ten seks możesz, czy nie?
W nocy nie budź, a z rana delikatnie 😉
Najlepiej wieczorem. I w tym właśnie jest ambaras – żeby dwoje chciało naraz!
Żądołki z kuraków lubię zrobione jako flaczki.
Piąta pod wieczór i już ciemno 🙁
Mazowsze w Paryżu – aż 8.37 Niemców myśli, że to Polka, bo w Paryżu wszystko jest możliwe:)
Alino – Zainstaluj Microsoft Silverlight i Bill Gates odsłoni teatralną kurtynę:)
Alicjo, pamietasz Smolenia i jego panią Pelagię? „Oj mogę panie redktorze, mogę!”
Placku! Rozmawiałem z paroma lekarzami. To się da wyleczyć!
Pamiętam Smolenia rzężenia;)
Placku,
ja się trzymam linuxa.
Za darmo, bez mecyj, no i serwer, było-nie było…. Bill niech się buja na huśtawce 😉
Nie dałam mu się wzbogacić o moje $$$
Chętnie natomiast wspomagałam Linusa, bo on dawał wszystko darmo i o nic nie prosił.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Linus_Torvalds
Cichalu – Cieszy mnie to, że powracasz do dawnej formy. Dwa wykrzykniki 🙂
To nie jest choroba, to jest polska młodzież, uśmiechnięta, kolorowa, beztroska – tańcząca na paryskim placu. Nisia słusznie wspomniała o atmosferze tego miejsca. Zdrowiej 🙂
Alicjo – Twój internetowy adres, Alicja.homelinux.com i fakt, że jesteś z twórcą systemu Linux na ty już dawno wskazywał na to, że nie używasz platformy Windows, ale czytam Twe wpisy uważnie i pamiętam, że nie udało Ci się obejrzeć spektaklu „Boska”. „Z teatru guzik” 🙂
Silverlight był dla Aliny,Tobie pomoże Moonlight 🙂
Budzę wszystkich w srebrnym kolorze – przymrozek był.