Zdesperowany kawaler brzytwy się chwyta
Smutne jest życie starego kawalera. (Choć nie wszyscy tak uważają, bo singli stale przybywa.) Przed laty, np. w wieku XIX, samotność czasem doprowadzała mężczyzn do desperacji. Oto ogłoszenie trzydziestolatka wydrukowane w „Kurjerze Warszawskim” w roku 1890. Znalazłem je w książce Agnieszki Lisak pt.”Miłość, kobieta i małżeństwo w XIX wieku”:
„Znudzony nieustannemi nagabywaniami ze strony moich wierzycieli oraz doprowadzony do rozpaczy restauracyjnymi fryturami, pragnę wstąpić w związek małżeński z osobą, któraby od tych plag egipskich uwolnić mnie chciała. Mam lat 31, awanturnik, birbant i hulaka. Po ożenieniu na pewno się ustatkuję. Zdrowie dobre. Od przyszłej żony wymagam głównie dwóch rzeczy: wykształcenia, gdyż w szablonowej gąsce nie mógłbym się rozmiłować, i minimum 15 000 rs. posagu, potrzebnych dla uregulowania moich interesów. Bezpieczeństwo dla posagu wskażę później. Fotogrąfja niepotrzebna, gdyż uroda z sympatyczną powierzchownością nie zawsze chodzi w parze. Osoba nie zrażona moją otwartością, która zechciałaby nawiązać ze mną korespondencję celem bliższego poznania oraz omówienia warunków, raczy nadesłać listposte-restante pod adresem.”
Niestety autorka książki nie pisze nic o rezultatach tego ogłoszenia. A przecież dalszy los głodnego młodzieńca jest taki interesujacy.
Komentarze
Przypomina to anons z 1920r z prasy poznańskiej, który wzbudził szczery zachwyt w Warszawie:
„Wżenię się w interes z elektrycznym napędem. Czeladnik rzeźniczy”.
W latach 80-tych w ogłoszeniach matrymonialnych też zdarzały się anonse przewrotnie promujące „nieśmiały, nieładny, bez mieszkania i samochodu, źle rokujący bez silnej ręki kobiecej….”
Jak miałem niewiele ponad 20 lat, mój nadsztygar na odprawach porannych, widząc mnie potarganego, albo lekko się słaniającego przed nocną zmianą mówił:
Panie G., ożeń się pan wreszcie!
Dobrze, że nie posłuchałem. Każdej by było szkoda.
Zapowiada się piękny dzień, a zadań bez liku i nie wiem od czego zacząć.
Na razie piję drugi kubek (kawy).
Miłego dnia jeszcze,
pepegor
dziś się leczę taką fasolką …
http://przykubkukawy.blox.pl/2011/09/Fasolka-szparagowa-po-grecku.html
Esko podzieliłam się z dziećmi (teraz trochę żałuję bo dla mnie tylko połowa) Twoimi delicjami i przekazuję wyrazy zachwytu mieszczuchów … a bażant równie jest smakowity .. 🙂
?nieśmiały, nieładny, bez samochodu, źle rokujący bez silnej ręki kobiecej?.?
Co prawda mam interes i elektryczny napęd. Ale co to za interes: malutki i jednoosobowy.
Szkoda gadać.
Też czeladnik. Z papierami…
?nieśmiały, nieładny, bez samochodu, źle rokujący bez silnej ręki kobiecej?.?
Co prawda mam interes i elektryczny napęd. Ale co to za interes: malutki i jednoosobowy.
Szkoda gadać.
Też czeladnik. Z papierami…
Witam słonecznie, ciepło i serdecznie. 😀
Mnie wczoraj w pociągu przewiało (starość nie radość 🙁 ), kaszlę jak głupek, tym sposobem mam „gulgany” dzień. Całe szczęście, że moja „Frania” nie kaszle, tylko zapamiętale pracuje.
Esko, Twój serek znika w zastraszającym tempie. 😀 Ostatni raz tak pyszny ser jadłam w dzieciństwie, w czasie wakacji na najprawdziwszej wsi. 😆 Dziękuję Ci za rozkosz mojego podniebienia – całe szczęście, że nie straciłam smaku. 😆 😆
Dobrze , że zapłaciłem za prąd bo z elektrycznego napędu byłyby nici.
Swoją drogą to p. Adamczewski musi mnie nie lubić jak drukuje takie rzeczy. Z samego rana mnię doprowadził do depresji i ogólnego niezadowolenia. Idę dalej sprzątać parcelę. Porządek musi być. Lepiej późno niż wcale.
Przynajmniej to mogę zmienić bez większych kosztów.
O czem donosi smutny Miś
Też czeladnik. Z papierami.
Mareczku, nieładny ? 😯 Lepiej poczekać, niż dostać się w łapy jakieś Horpyny. Zwykle ludzików trafia ten „piorun” znienacka.
Jesteś wspaniały i powtarzaj to sobie co najmniej po 158 razy dziennie !!!! Jak wreszcie to zrozumiesz, to nie będą Ci potrzebne żadne ogłoszenia. 😀 Czego Ci z całego serca życzę. 😀
Misiu, nie smutuj.
Elektryczny napęd najważniejszy.
😆
Bażantem pożywił się nawet mój syn, który wpadł wczoraj wieczorem. Wszystkim bardzo smakował. Z białego sera został jeszcze okruszek, błogie wspomnienie 🙂 Dziękujemy! Gdyby te Żabie Błota były bliżej to ja bym była stałym odbiorcą tych pyszności!
Małgosiu – z Połczyna do Warszawy jest codziennie autobus (może i dwa) Daje się kierowcy 20 zł i on przewiezie, tylko trzeba o ściśle określonej godzinie odebrać na dworcu autobusowym.
Pyro, dzięki, jak mnie przyciśnie będę kombinować 🙂
Eska, jak się czuje Twoja kura???
Witam,
ach co to był za ślub, ach co to był za zjazd!!! 😆
nemo,
cudowny ślub, wspaniały fotoreportaż. Wzruszenie i radość. Jak to pięknie, że nas „zaprosiłaś” do wirtualnego udziału w tym wspaniałym wydarzeniu. Dziekuję. Młodym najlepsze życzenia. Choć nie mam watpliwości, że potrafią zatroszczyć się o swoją Miłość. Gratulacje dla Rodziców takich wspaniałych ludzi 😆
Cieszę się niezmiernie, że zdrowie Twojej Teściowej polepszyło się.
A zjazd? Niby jaki miał być?! No, przecież wiadomo, że musiał być udany 😎
Jacy ludzie, taki zjazd. Inaczej być nie może ❗
Polska w budowie, Żabie Błota w remoncie i Blog w przyjaźni, niech nam żyje i rozkwita 😆 *
———————–
* żadnego gramatyczno – stylistycznego majstrowania przy jedynie susznym haśle 👿
Noo! 😉
A z tym elektrycznym napędem… Proszę nie poprawiać form gramatycznych i językowych, ale tuż po I wojnie, konglomerat kalki z j.niemieckiego, z gwarą poznańską, gwarami środowiskowymi i chęcią reklamodawców zaprezentowania się w dobrym świetle, skutkował takimi np tekstami:
” Sprzedam pupę i wózik po frelce, co jest 6 lat stara”
Przetłumaczyć na polski? Proszę bardzo :
Sprzedam lalkę i wózek po 6-letniej dziewczynce”
Jotka witaj – pamiętaj!!! pierwszy łykend września 2012
Już wpisuję. Zaklepuję termin i nie dam się, mam nadzieję, „oddelegować” do innych zadań 💡
Marku,
bardzo udany fotoreportaż. A ten spacer po Połczynie był taki miły.
Jolinku,
a ja też dziś na obiad mam fasolkę szparagową. Skorzystam z tego prostego przepisu. Dla drugiej połowy przygotuję kopytka z podsmażaną w kawałkach kiełbasą i surówkę z kwaszonej kapusty. Też to lubię, ale trzeba trochę ograniczyć kalorie.
Nemo,
wspomniałaś, że przerabiasz kapustę na farsz do pierogów. Czy chodzi po prostu o kapustę kiszoną, bo o farszu ze świeżej kapusty nie słyszałam. Proszę o ogólną informację.
Krystyno,
naprawdę pyszne pierogi są właśnie z farszem ze swieżej kapusty;
Kapuste należy posztkować i zblanszować. Odcedzić, mocno wycisnąć i drobno posiekać.
Cebulę pokroic na piórka i podsmażyć na maśle, dodać posiekaną kapustę, sól i pieprz – dość duzo, zeby farsz był pikantny – podsmazać, dopóki lekko nie ściemnieje. PYCHOTA!!!
Można dodać suszone podgotowane grzyby.
Taki farsz mozna tez wykorzystać do łazanek. Wtedy wskazany jest też podsmażony, chudy, wędzony boczek.
A żeby wędzony boczek był kruchy, a nie spieczony na gnat i wysuszony, powinien być przed smażeniem zblanszowany, odcedzony, osuszony w ręczniku papierowym i dopiero wrzucony na patelnię
Dzień dobry Blogu!
O, Jotka już mnie wyręczyła, dziękuję bardzo 🙂
Dokładnie tak! Słodka kapusta plus suszone grzyby. Teraz jeszcze potrzebuję chętnych do lepienia pierogów.
Część podgotowanej kapusty podsmażyłam na maśle i podałam (przyprawioną solą, cukrem, pieprzem i odrobiną octu winnego) do obiadowych ziemniaków i wieprzowego gulaszu. I już zjadłam 😉
Pogoda dziś piękna, po chłodnym poranku niebo błękitne i słoneczko przygrzewa…
Jotko,
dziękuję za miłe słowa i życzenia dla Młodych, którzy właśnie szykują wielkie party dla rodziny i przyjaciół nieobecnych na afrykańskim ślubie. Nikt z nich, poza Babcią, jeszcze zdjęć nie oglądał, to ma być niespodzianka 🙂
Czujcie się wyróżnieni 😎 😉
Marek pracuj tam i szykuj dom a laski same przylecą .. i nie marudź bo kobitki tego nie lubią … 😉
nemo czujemy się wyróżnieni .. 🙂
Krystyno dodałam zamiast natki koperek i bardzo dobre wyszło ..
Ja byłam podziębiona w Żabich; pałeczkę przejęła Jolinek. Dzisiaj dzwonię do Inki, a ona prawie słowa nie może wykrztusić, taka zachrypiona. Co jest, jak pragnę zdrowia?
Na obiad reszta wczorajszych kurek dla mnie z kotletem karkowym, dla Młodszej z filetem kurczaczym – oraz (zazdraszczajcie wszyscy) z ogórkami od Żaby.
Pyro,
na poprzednim zjeździe też siałaś zarazą jakąś paskudną. No, właśnie, co jest? 👿
nemo,
jasne, że się czujemy … 😆
Inka to była chora już u Żaby i mnie uprzedziła bym się nie całowała na pożegnanie .. Twoje zarazki Pyro chyba łagodniejsze bo dzisiaj już prawie dobrze zemną …
No, to w ramach dalszego wyróżniania pokażę Wam troszkę Kabale (miasta, gdzie Geolog spędził ostatnie pół roku), domu gościnnego, gdzie mieszkał, okolicę oraz naszą wędrówkę do gorących źródeł i dalej, na stromą górę, gdzie wspaniałym obiadem ugościła nas jego znajoma… I trochę lokalnych kulinariów włącznie z kuchnią w godnym zaufania lokalu 😉
Nikt się nie pochorował 😎
Fajnie być tak wyróżnionym. Poznać Kabale i okolice. Przyjrzeć się ludziom i ich codzienności.
I tu pytanko: czyście zauważyli, że w olbrzymich metropliach miejskich gdzie pogoń za jeszcze lepszym (czytaj mn nowe zdobycze technologii) życiem przesłania inne uroki, ludzie mają smutne oczy zasnute mgiełką pożądania – w przeciwieństwie do mieszkańców niewielkich osiedli, wiosek, miasteczek. Tam nadal gości na twarzach uśmiech. Nie tylko do współziomków lecz do samego siebie i otaczającej przyrody.
(Coby nie być źle zrozumianą – to tylko skrót myślowy i generalizacja, nie wszyscy, nie wszyscy)
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
PS
Za toasty zjazdowiczom dziękujemy
Że atmosfera zjazdowa była wspaniała to było wiadomo od samego początku – a jaka niby miała być?
Dzięki relacjom i my mamy teraz wspomnienia
Dzięki Misiowi pseudo Mark II wyobraźnia została uzupełniona wspaniałym obrazem
E.
Nemo, oglądałam coraz bardziej mokrymi oczami.
Niech świat się do Nich uśmiecha tak promiennie, jak Oni uśmiechają się do świata 😀
Witam serdecznie 🙂
Nemo, ja także podpisuję sie pod wszystkimi ciepłymi słowami pod Twoim i Młodej Pary adresem. Szczęśliwego i smakowitego życia Młodym, a Tobioe Nemo – jak najwięcej radości z cieszenia się Ich szczęściem. Zdjęcia oglądałam z wielką przyjemnością i podobnie jak wielu z nas – ze wzruszeniem. Dzięki 🙂
Sama dopiero wróciłam z lasu i ze smutkiem widzę jak wiele przyjemności znów mnie ominęło. Popatruję sobie na zjazdowe zdjęcia i żałuję, żałuję…
Haneczko,
przez te Wasze wzruszenia to i ja się rozkleję 🙄 A tak dzielnie walczyłam ze słowiańską sentymentalnością 🙄 Matka Pana Młodego jest z Nowej Zelandii i very british, ale i ona była wzruszona, a jego tatuś uronił łezkę… Atmosfera tego ślubu była tak radosna, że łzy szybko obsychały, a wszystko obyło się bez alkoholu 😯 No, w trakcie nabożeństwa była komunia – chleb maczany w portweinie, który przywieźliśmy ze sobą. Lud chyba dostał wino rozcieńczone 🙄
Wieczorem, w małym gronie wypiliśmy drugą butelkę 😉
Notabene, moje dziecko miało na głowie stroik z mojego ślubu, moje rękawiczki (na rękach), a na ramionach chustę wydzierganą szydełkiem też na mój ślub 😎 Sama, tymi ręcami… Jeszcze rankiem w dniu ślubu robiłam frędzle i ją prałam 🙄 😉
Witam.
Na zdjęciach z witrażami święci jak by się lekko uśmiechali.
Patrzę na Twoje piękne zdjęcia Nemo i porównuję je z zapamiętanymi widokami z Kenii. Uganda sprawia wrażenie bardzo zielonej i wilgotnej, z zalesionymi wzgórzami, bez tej bezkresnej sawanny.
Małgosiu,
jadąc do Afryki miałam w pamięci Twoją podróż i spodziewałam się trochę podobnych widoków, poza południem Ugandy, o którym wiedziałam, że jest górzyste i pokryte resztkami lasów deszczowych. Na północy jest również rozległa sawanna, która okazała się być niespodziewanie zielona i soczysta, także ku zaskoczeniu rodziców zięcia. Wszyscyśmy się spodziewali suszy i szarości, a tymczasem dopiero jadąc pociągiem z Nairobi do Mombasy zobaczyliśmy suchy step i drzewa bez liści…
W tym roku pora deszczowa trwała znacznie dłużej, a w okolicach równika deszcz może spaść każdego dnia, w zasadzie. Sami przeżyliśmy kilka ulew zamieniających drogi w rwące potoki i błotniskie grzęzawiska. Podczas największej byliśmy już na szczęście pod dachem w hotelu i poza brakiem prądu nic nam nie groziło 🙂
Tak w ogóle, to dobra latarka jest w Afryce nieodzowna 😎
Yurek, 🙂
Ale baranek jest poważny 🙄
Nie beczy się z radości.
Jotko, Nemo – dziekuję za informacje pierogowe. Przy okazji kolejnych pierogów część zrobię właśnie z takim farszem. Skoro tak zachwalacie, to na pewno są bardzo smaczne.
Co do przeziębień, to myślę, że nie było tu głównego ” winowajcy”, tylko każdy podziębił się na własną rękę. Mnie też to nie ominęło, ale został tylko lekki katar. To taka podstępna jesienna/ choć niby jeszcze lato/ pogoda.
ponieważ pora toastów to trzeba pochwalić dwóch panów Alana i Roberta za doskonałą umiejętność otwierania szampanów na Zjedzie .. Żaba stała czujnie patrząc im na ręce i zamilkła na chwilę jak zobaczyła jak to zrobili .. 😉
Za zdrowie Żaby naszej wspaniałej Gospodyni!
Na kolację twaróg Eski (nie chce się rozmnożyć). Pół dnia zabawy ze zlaną nalewką morelową – i jeszcze końca nie widać. Nie są to przemysłowe ilości; oceniam, że ok 2 l nalewki. Skończyła się biała flanela do klarowania i teraz klaruję przez watę włożoną do lejka. Kapie po kropelce, co chwilkę przestaje kapać i trzeba lejkiem poruszyć i znów kapie….A kiedy już przekapie, to będzie dojrzewała rok w butelkach; pestkowe tak mają; wszystkie. To samo ze śliwkami, brzoskwiniami itp. Wbrew pozorom przy nalewkach jest sporo pracy, a jak się już ją wykona, to nadchodzi czas cierpliwości.
Pyro, przecież dałam filtry do filtrowania!
Chodziło o to, żeby korkiem nie wystrzelili dziury w namiocie, hi, hi
Ja z kolei widziałam jak Alicja bardzo profesjonalnie otworzyła jedną butelkę szampana, więc kobiety też to potrafią. Sama jednak tego nigdy nie robiłam. A szampan był bardzo smaczny.
Żabo – one dobre do mleka (te filtry) i do paru innych rzeczy – na nalewki jednak zbyt przepuszczalne ; osad potem na dnie butelki się gromadzi.
Żabo,
czy to są jakieś specjalne filtry i gdzie można je kupić ?
Krysiu – to są filtry do cedzenia mleka i jako takie znakomicie się sprawdzają w odcedzaniu wszelkich zanieczyszczeń mechanicznych. Używałam ich 2 lata z rzędu i wydawało się ok. Rzeczywiście nalewki wiśniowe, orzechowe, ziołowe wychodzą z nich czyściutkie. Gorzej z tymi, gdzie występuje miąższ owocowy. Pozornie czyste, po jakimś czasie ukazują na dnie butelek gęsty osad i wcale się temu nie dziwię – właśnie wymieniłam watę w lejku. Przy wyciskaniu okazało się, że jest w całości pokrytą jakąś mazistą powłoką. Ziarenka tego miąższu muszą być jeszcze drobniejsze, niż granulacja lessu. Tego te sączki „mleczne” nie usuną.
Pyro,
jak się ustoi (przez ten rok), to osad osiądzie na dnie i nie będzie przeszkadzał 😉 Ja filtruję przez papierowy filtr do kawy. Albo poczwórnie złożoną tetrową pieluchę.
Odbyłam dłuższą przejażdżkę rowerową po okolicy. W towarzystwie Osobistego. Zauważył, że u nas istne pustkowie 🙄 Nad jeziorem i rzeką kilku spacerowiczów, co i raz przebiegnie ktoś trenujący na sobotni maraton , bezludzie…
Nie ma pełnych 2 l , jest 1,85. Będzie musiała być oszczędnie serwowana, bo nie co roku robię morelówkę.
Bardzo ważne, filtry przykrywać szczelnie, by z płynu nie uciekały procenty do aniołów . Stosowałem swego czasy bibułkę frakcyjną, żoną była chemiczką, czasu to zabierało … albo więcej. Efekt 100%. Jeszcze ważniejsze, NALEWEK NIE WOLNO FILTROWAĆ ZADNYMI ŻADNĄ CHEMIĄ.
Próbowałem mocniejszych napitków, skończyło się na kultowej piosence.
http://www.dailymotion.com/video/x6okqo_637-daukszewicz-tyle-mi-zostayo_fun
ZADNYMI wykreślić
Święta prawda, Yurku. Za rok wpadnij na kieliszeczek.
Nie da rady, nie da rady.
2:1 Polska Niemcy…
2:2 W ostatniej minucie…
No to ostatni łyczek za dzielnych kopaczy i ja idę spać. To i owo mi dokucza. Pa.
Nisiu, na razie stroi piórka, dasz znak zrobi striptiz.
A niech się ma jak najlepiej… Pozdrów ją, Eseczko ode mnie.
Krystyno, to są cieniutkie jednorazowe filtry do cedzenia mleka, po mojej dojarni zostało mi ich jeszcze sporo, chętnie się podzielę.
Nemo ma racje, filtry do kawy są bardzo skuteczne, natomiast osad robi się chyba z jakiś żelów i po prostu należy po roku zlać odstałą nalewkę znad osadu. A potem można jeszcze odcedzić na spokojnie sam żel. Przy wyciskaniu z kolejnych sączków wacianych też się nieco nalewki marnuje.
Mark’u II, ogladnełam zdjęcia, sama siebie nie poznaję (in plus!), z talentem to się niewątpliwie nie minołłeś 😀
Teraz pora na zdjęcia Nemo…
dobry, bialy ser to niestety rzadkosc;
ilekroc uda mi sie dostac niepasteryzowane mleko
(uwaga!
u mnie jest to transakcja nielegalna – do trzech lat wiezienia,
he,he…)
robie go sam
i delektuje sie kazdym okruszkiem…
dzień dobry ..
a gdzie Alicja przebywa, że się nie odzywa …
Alicję chyba rodzina od świata odcięła. Leciutko podziębiłam się w czasie „góralskich tańców” w ŻB i szybko mi przeszło, aż tu wczoraj wychodząc z pieskiem patrzę w okno – słonecznie, na balkonie – bezwietrznie, to poszłam w letniej bluzeczce. Wzdłuż bloku wiał b. chłodny wiatr i chyba mi dokopało. Wstałam o 4.00 bo zatkany na amen nos nie dał oddychać, a teraz pewnie pójdę spać, czy co? Z Radziem była Młodsza przed wyjściem do pracy i przy mżawce za oknem spokój gdzieś do południa.
pysznie to wyglada …
http://lepszysmak.wordpress.com/2011/09/03/lawendowe-gruszki-z-musem-serowym/
Pyro Ty jak dziecko .. byłaś zaziębiona to powinnaś uważać … współczuje bo taki nos zatkany to męczy okropnie … mnie już tylko męczy kaszel …
nemo startujesz w tym maratonie? …
ser się skończył została tylko śmietana …
a taką sałatkę zrobię dzisiaj tylko z fetą .. a ten sos to chyba można zrobić w większej ilości i przetrzymać w lodówce .. maliny rządzą dziś ….. 🙂
http://lepszysmak.wordpress.com/2011/09/02/salatka-malinowa/