Mamma mia, que bello!
Taki okrzyk wyrwał mi się z gardła na widok fotografii ilustrującej artykuł o winach apelacji Lugana. Dotarł bowiem do mnie nowy numer „Czasu Wina”, który czasem cytuję lub choćby polecam.
W nowym sierpniowo-wrześniowym numerze sporo jest o winach z RPA, tyleż o winnicach bordoskich, trochę o austriackich oraz o północnych Włoszech.
W tej części Wojciech Gogoliński pisze o apelacji Lugana, leżącej w pobliżu Lago du Garda. Jej nietypowość polega na tym, że znaczna część apelacji (w sumie niewielkiej) leży w prowincji Lombardia a druga w Veneto. Okazuje się, że włoska biurokracja w połączeniu z przepisami Unii Europejskiej skutecznie zatruwa życie tamtejszym winiarzom.
Stolicą lombardzkiej części jest Sirmione – to miasteczko leżące na półwyspie o tej samej nazwie, wcinającym się niemal do połowy wielkiego jeziora. Miasteczko jest odwiedzane przez turystów marzących o siarkowych kąpielach, pięknych widokach i niebywałych winach. I tu ilustracją, która mnie tak zimpresjonowała jest widok Sirmione z lotu ptaka. (Kto chce może zobaczyć je w „Czasie Wina” bądź ze szczegółami w Internecie.) A ja będę je wkrótce oglądał w rzeczywistości, bo moja trasa przez północne Włochy biegnie właśnie przez to miasto. Spędzę w nim wprawdzie zaledwie dwa dni ale zdążę chyba napaść oczy cudnym widokiem a gardło napełnić winem towarzyszącym miejscowemu serowi grana padano.
Komentarze
Dzień dobry.
Ostatnio najciekawsze rozmowy toczą się na Blogu ciemną nocą. Żaba przywołana (delikatnie) do raportu ogłosiła, że jest zwarta i gotowa zjazdowo; Gospodarz już jedną nogą w ukochanej Italii i trudno mu się dziwić – też reisefieber prezentuje. Czytałam niedawno, że całkiem niedrogo samorząd chce w Lombardii sprzedać opuszczone, przeurocze miasteczko – z ratuszem, kościołem i śliczną zabudową kamienną. jedyna niedogodność, to brak dojazdu. Miasteczko na stokach sporego wąwozu. Gdybym miała te głupie kilka milionów euro, to bym Piotrowi prezent sprawiła. Prezent opatrzony wszakże kodycylem – jeden dom pozostanie w dyspozycji Blogu, jako jego letnia ekspozytura. Rzecz jasna nie mam możliwości sprezentowania miasta Szefowi. Szkoda.
O, ja też mam rajzę, już się obudziłam, bo mi się przypomniało we śnie (!), że miałam pojechać do apteki po leki, a nie pojechałam. Wszystko prawda.
Pyro,
a może zrobimy zrzutę na to miasteczko w Lombardii? Gospodarz letnią ekspozyturę ma na Kurpiach, spenetrowaliśmy na 2-gim Zjeździe i bardzo nam się podobała, Lombardia dla nas!
Hm….brak dojazdu…e tam! Dojdziemy 🙂
A gdzie to jest dokładniej Pyro? I dziękuję za dobre chęci. Może byłbym burmistrzem? Ale – prawdę mówiąc – wole bywać tam a mieszkać TU!
Właśnie wtedy nie odnotowałam gdzie to dokładnie jest; czytałam w „Kiosku” na Onecie. Droga tam jest – 17 km starego bruku, kilkadziesiąt zakrętów, 3 zrujnowane mostki, szerokość – na 2 zaprzęgi w osły. Miasteczko wyludnione gdzieś od 20 lat, zabudowa XV-XVI wieczna do pocz XX w. Podobno w dobrym stanie, tylko ten dojazd… Turyści nie chcieli tam jeździć, a pasterstwo na małą skalę przestało się opłacać. No i ludzie kolejno poprzenosili się gdzie indziej, starzy powymierali i jest pustka.
Dzień dobry,
Ewa podała wczoraj (19:00) sznureczek do tego artysty, Polaka, dla którego harmonijka nie ma już żadnych tajemnic.
http://youtu.be/9oQjSMWcKyQ
Przeczytajcie też Adama 2222 (8:19). Moim skromnym zdaniem, ma rację.
Racja jest racją indywidualną („Jeżeli kochać, to nie indywidualnie, jeżeli kochać, to tylko we dwóch!”).
O Monsanto wiem, co roku jestem (i za chwilę będę) w domu, a moja siostra w tym temacie się obraca bardzo, bo to jej praca.
Idę dospać.
Panie Piotrze, Pyro:
„Wyludnione wsie na sprzedaż są też we włoskiej Toskanii. W marcu tego roku na rynek weszła oferta zastygłej w czasie średniowiecznej wioski położonej na boskich wzgórzach między Pizą i Florencja w pobliżu miasteczka Peccioli, gdzie mieszka tenor Andrea Bocelli. Na wioskę składają się 34 domy i 15 budynków gospodarczych. Wszystko zarośnięte krzakami i do remontu lub odbudowy. Wieś leży na skraju parku narodowego, w pobliżu źródeł rzeki Arno. Cena wywoławcza: 40 milionów funtów. „
„Inne wioski są dużo tańsze: za 30 kamiennych domów i 9 hektarów ziemi agencje nieruchomości każą sobie zapłacić 3-3,5 miliona dolarów.
Na sprzedaż wystawiona jest opustoszała wieś Bagni di Orvieto z sadem oliwnym i winnicą. -To najlepsza okazja dla każdego, kto chce się zająć prestiżowym budownictwem, produkcją wina lub oliwy – zachwala swoją ofertę sprzedawca. Na sprzedaż jest XVIII-wieczna siedziba miejscowego notabla, domy, pomieszczenia, w których mieszkała służba, i cała dawna infrastruktura. Jedynie kościół pozostałby poza domenš właściciela. Należy do państwa Watykan, a to kościołów nie sprzedaje.”
„Jak nie zamek, to dom
Herault – południe Francji – 62 tysišce euro (240 tysięcy zł), kamienny dom do generalnego remontu
Bretania – północ Francji – dom do remontu, 99 tysięcy euro (386 tysięcy zł)
Brać – Chorwacja – stary dom w malowniczej miejscowości, 180 tysięcy euro (702 tysiące zł)
Los Alpujarras – Hiszpania – stary dom z sadem, 140 tysięcy euro (546 tysięcy zł)
Lousa – centralna Portugalia – mała farma do generalnego remontu, 70 tysięcy euro (273 tysiące zł)
Smolnik – XVII-wieczny dom na Słowacji, 30 km od Koszyc, 79 tysięcy euro (308 tysięcy zł)”
ciekawy wywiad …
http://www.polityka.pl/kraj/wywiady/1518576,1,wywiad-nasza-narodowa-bylejakosc.read
Jolinku, ten wywiad „wisi” już 2 tygodnie i jest naprawdę interesujący.
A gdybym miała pieniądze na stary dom? To między Głogowem, a Sławą Śl. tam, gdzie mieszka mój brat, od lat niszczeje dwór obronny. Założenie z XV w. wielokrotnie przebudowywany, ale zachowujący ogólnie charakter, w stan ruiny popadł po II wojnie. Gmina chce go oddać za symboliczną złotówkę, ale trzeba by w niego włożyć lekko licząc, co najmniej milion. I cały czas zatrudniać strażników, bo okoliczni chłopi są nader gospodarni. Każdą część metalową już zabrali – od rusztów w kominach i drzwiczek od pieców, krat w oknach, łańcuchów w windach ręcznych, po pachołki przy konowiązach. Roebrali też część pieców i dwa budynki folwarczne. Budynek wpisany do krajowego rejestru zabytków klasa „A”.
Melduję się po krótkiej nieobecności.
Asi i Ewie serdeczne życzenia nieustającego świętowania 😀 (z małymi przerwami na złapanie oddechu 😉 ).
Przetwarzam śliwki na słodko. One najmniej kłopotliwe, sypię w garnek, zostawiam na parę godzin na małym ogienku i już. Chodzą za mną jeszcze zielone renklody i pewnie dojdą, ale na tym tegoroczne przetwórstwo zakończę. No, może jeszcze trochę papryki i oczywiście nalewki 🙄
Krystyno, robiłam kaczkę w pomarańczach. U mnie nazywa się „Kaczka panienki Alicji” (nie Alicja panienka, tylko pomysłodawczyni). Dobre było, żałuję tylko, że kaczka to tak mało mięsny ptak 🙁
Eksperymentowałam z solą morską do ziemniaków. Nie czuję różnicy, pan mąż też nie, a on jest zdecydowanie bardziej czuły. Ona pewnie musi być oceaniczna, ta sól.
Kochani, co widzę? Jakaś Alpuhara do wzięcia?
Ciekawe, czy jest tam znany zwierz Alpuhary…
Swoją drogą – uwielbiam.
Haneczko – dziękuję za życzenia 🙂
Bez zwierza nie biorę. Bo kupić i tak nie kupię 😆 Jako tako ogarniamy chałupę, ale sprzątanie całego miasteczka… 😯
Haneczko – ja również dziękuję 🙂
Dziewczyny, nie dziwaczcie. Jak kogoś stać na miasteczko, to go i stać na dziadka z wózeczkiem zaprzęgniętym w osiołka i dwiema miotami do zamiatania. A zwierza trza karmić, Nisiu….
No toż karmię trzy sztuki. Nawiasem mówiąc, Rumik wlazł dzisiaj na stół w ogrodzie (po fotelach) i zeżarł całą miseczkę ciastek, którą postawiłam dla ogrodników.
Tak więc zwierz czasem sam się karmi.
Dobrze, że Radzio ma niskie zawieszenie; na nic nie włazi. Żaby Krótki wskakuje jej na kolana, mój nie umie i nie lubi „bliskich kontaktów III stopnia”.
zrobiłam ser z dwudziestu litrów mleka adasiowego. Najlepszy z pomidorami i śmietaną od Eski, dyżurne i bazylia. Pyszota. Chyba poproszę o jeszcze mleka na przyszły tydzień.
Mała Ala chce tylko kluski, nawet wystarcza jej kupy makaron. Wczoraj uczyłam ją jak robić najleniwsze pierogi na świecie – ser zmiksować z jajkami, a potem dosypywac na czuja mąki i dalej miksować. Kłaść łyżką na wrzątek, na dwie osoby jak znalazł.
znaczy ten makaron jest „kupny” 🙂
Żabo, ile jajek ile sera? Ewa nawarzyła dużo sera, to zrobię
Cichalu, jak robię na stolnicy to biorę 1 jajko na 20 dkg sera, ale dla ułatwienia życia mikserowi biorę dwa jajka na ca 25 deka sera. Czasem dodaje tez łyżke eskowej śmietany, jak ser chudy. Zmiksuję na gładko i dosypuję mąki,”na czuja”, dalej miksując. A potem kładę łyżką na wrzatek, tak jak kładzione kluski. Nie wychodzą takie ładne jak tradycyjne robione na stolnicy, ale są niezwykle szybkie, znaczy „wybitnie leniwe”
Żabuś, a ogórki małosolne będą? Ja za Twoje ogórki królestwo oddam – takich zrobić nie umiem.
To jest ta wioska pod Orvieto, która mozna kupić: http://winecountry.it/orvieto/
z winnicą i gajem oliwnym 🙂
Haneczka,
Dla mnie see salt jest mniej slona ale ponoc zdrowsza.
Buziaki,
Ogórki małosolne są u mnie, ale nie zabieram, bo nie zapuszkowane (loty międzykontynentalne i przepisy stosowne).
Ser Ewy Cichala (Ewy Cichalewskiej, ale tak zwykliśmy mówić, chociaż powinno być odwyrtkowo) jadłam niejeden raz, jest znakomity.
Ciekawa jestem, jak Rumor odniesie się do moich sznurówek u pepegów…
będą te same!
Ha! Mam rajzę! Jerzora zastrzelę z dwururki (pożyczę od Nowego), bo znowu żarł orzeszki (filberty) przy mojej klawiaturze komputerowej i zostawil znaki, że żarł!
Naprzeciwko bym nic nie miała, gdyby posprzątał te łuski. A tak, to mam!
Kurdebalans 👿
Haneczka wspomniała o kaczce w pomarańczach.
Krystyno, gdybys chciała kiedyś zrobić, poniżej jeden ze sposobów (jest tłumaczenie na angielski). Smacznego 🙂
http://youtu.be/vIfA6mzgbx0
Dziękuję Żabo! Dziadujemy już od wczoraj. Teraz wszystkie kobitki pojechały oddawać sie swoim rozkoszom (na zakupy). Zostałem sam z wnukiem. Na razie przywiązał mnie do krzesła, ale pozwolił pisać jedna ręką. Liczę, że na lunch, który mam przygotować, mnie wypuści
Dziękuję Żabo! Dziadujemy już od wczoraj. Teraz wszystkie kobitki pojechały oddawać sie swoim rozkoszom (na zakupy). Zostałem sam z wnukiem. Na razie przywiązał mnie do krzesła, ale pozwolił pisać jedną ręką. Liczę, że na lunch, który mam przygotować, mnie wypuści…
Patrzajcie. Jedną ręką a dwa razy! Znowu technika mnie przerosła!
Trzeba było wnukowi techniką zarządzać! 🙂
O matko…chyba naprawdę muszę do zajęć i pakowania się 🙄
Haneczko, tę kaczkę piekła Natalie, mam gdzieś zdjęcia, ale nie zeskanowane jeszcze.
Dzisiaj gwałtownie szukam wymówki, żeby się nie pakować.
Polecam posłuchać tej piosenki, tak a propos tematu.
http://www.youtube.com/watch?v=GFhHetkBmMA
by dobra na wiosnę. Na zimowy użytek trzeba zrobić likier kawowy z kardamonem i cytrynówkę na mleku i jak wystarczy procentów, to trochę dzikiej róży i może krupniku? Młoda warczy, że nie kupiła gorzelni i żeby Mama na wstrzymanie wzięła.
Znowu pierwsza część wpisu zginęła w otchłani. Zlałam wiśniówkę – połowę tego, co w ub.roku
Alicjo,
No co Ty? Zastrzelic Jerzora z dwururki za orzeszki?
Buziaki,
Wróciłam z trawników – jest piękny, ciepły wieczór, a tu znowu straszą burzami. Ponoć Belgię umyło dokładnie
Oj, życia straszliwe piękno.
Doskonały tekst Jonasza Kofty. No, to mniej więcej moja mantra życiowa.
http://www.youtube.com/watch?v=FuxNLtQMeek
Ja ową Brać w Chorwacji to bym ewentualnie brała,ale pod warunkiem,żeby była nad morzem oraz z w i d o k i e m na morze.
Pewnikiem nie jest,więc skarbonki póki co nie rozbijam 🙂
Haneczko,Alino-z kaczką w pomarańczach to mamy z Osobistym Kucharzem dawne i pracowite wspomnienia.Kilka miesięcy po naszym poznaniu,w jakiś zimowy dzień postanowiliśmy upiec właśnie kaczkę w pomarańczach,bo Francuzi w pomarańczach,a my z jabłkami.Z jabłkami była już próbowana,więc przyszła kolej na te pomarańcze.Osobisty Kucharz nigdy wcześniej nie przyrządzał,ale znalazł jakiś mocno skomplikowany i czasochłonny przepis we francuskiej książce kucharskiej,bo internetu jeszcze wtedy nie było.Cały dzień nam zszedł na gotowaniu,ale nie szkodzi 🙂 Wieczorem usiedliśmy wygłodzeni i zjedliśmy we dwoje tę kaczkę w całości,sos wylizując do imentu chlebem,palcyma i jak się tylko dało.A do tej kaczki,to już nie pamiętam,ale zapewnie piliśmy jakowąś bułgarską Sophię,bo wybór
w tamtych czasach przecież był niewielki.
Zastrzelę!!!
Niech sprząta po sobie!!!
Danuśko,
ależ tam te internety…według Natalii było proste – rozmrożoną kaczkę natrzeć pomarańczami (ze dwa-trzy), włożyć pomarańcze do środka i niech sobie kaczka polega parę godzin w tychże.
Potem do piekarnika, tylko kaczkę, a nie pomarańcze – i na talerz.
ŻADNYCH DYŻURNYCH, co mnie zdumiało, ale okazało się, że wcale nie były potrzebne 😯
Witam.
Podpowiedź dla Alicji.
http://www.youtube.com/watch?v=FBhJWDK88Ec
Pyro, a dajże przepisy na te delicyje! Tutaj nie ma podatku od alkoholi, to się zaopatrzę. Ewa tyż będzie warczało, żem gorzelniany, ale strzymam…
Alicjo-zapewniam Cię,że to nie było proste,bo najpierw trzeba było jakiś
rosół jarzynowy ugotować,a potem to przecież już nie pamiętam tych 115
etapów przesmażania,pieczenia,duszenia,dosmaczania…..
Ale dobra była.Głodni byliśmy potwornie 😉
Ło Matko-nareszcie Żaba dała głos!!! Na cześć Żaby:
hip,hip,hurra !!!
Ja do liczenia mam tylko Piksela,to mi zdecydowanie łatwiej 🙂
Żabo Kochana-bez obrazy 😀
Nie pożyczam dwururki!!! Na Jerzora? Nigdy!!!
Chłop dobry, pogadać z nim można, winko wypić również, a reszta to zwykłe czepianie się cichego Człowieka 🙂
Cichalu – nie dzisiaj; może jutro, pojutrze ale zajrzyj do naszej książki kucharskiej u Alicji – są tam nalewki Lulka, moje, Żaby, świetne robią też Pepegor i Jotka. Tylko, Kapitanie drogi, krupniku nie zrobisz, bo ten spirytus, cytrynówki na mleku też nie. Ja wyszukam przepisy ze zwykłą gorzałką ew. z dodatkiem brandy, rumu albo cóś
Kiedy się dziwić przestanę
Gdy w mym sercu wygaśnie czerwień
Swe ostatnie, niemądre pytanie
Nie zadane, w połowie przerwę
Będę znała na wszystko odpowiedź
Ubożuchna rozsądkiem maleńkim
Czasem tylko popłaczę sobie
Łzami tkliwej, głupiej piosenki
By za chwilę wszystko, wszystko zapomnieć
Kiedy się dziwić przestanę
Będzie po mnie, będzie po mnie…
Kiedy się dziwić przestanę
Zgubię śpiewy podziemnych strumieni
Umrze we mnie co nienazwane
Co mi oczy jak róże płomieni
Dni jednakim rytmem pobiegną
Znieczulone, rozsądne, żałosne
Tylko życia straszliwe piękno
Mnie ominie nieśmiałą wiosną
Za daleko jej będzie do mnie
Kiedy się dziwić przestanę
Będzie po mnie, po mnie…
Kiedy się dziwić przestanę
Lżej mi będzie i łatwiej bez tego
Ścichną szczęścia i bóle wyśmiane
Bo nie spytam już nigdy – dlaczego?
Błogi spokój wyrówna mi tętno
Gdy się życia nauczę na pamięć
Wiosny czułej bolesne piękno
Pożyczoną poezją zakłamię
I nic we mnie, we mnie,
nic koło mnie, koło mnie
Kiedy się dziwić przestanę
Będzie po mnie,
będzie po mnie…
Nowy,
toż ja rzeczonego znam od 29 grudnia roku 1973 i od tegoż dnia (wieczoru raczej, na dansingu w Złotym Stoku) zabijam go co chwila. Bestyja żyje i cieszy się dobrym zdrowiem 🙄
Pyro czy to ta cytrynówka na mleku? …
http://czympachnieuzakow.blox.pl/2011/08/Nalewka-aptekarska-cytrynowa.html
lekko padnięta jestem ostatnio wieczorami to tylko zaglądam .. Żabie pomachanko ..
Wykopcie mnie do zajęć, proszę!!!
Toż ja jutro lecim na Szczecin!
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/
Bogdan Wojciszke nie wyraża mego zdania o Polakach – to tak na wszelki wypadek, a moje zdanie o tym naukowcu jest moją słodką tajemnicą 🙂
Już jutro ostatni podpis pod ustawą o nasiennictwie. Pan premier oświadczył, że jest GMO przeciwny, jako człowiek, a pan prezydent dodał, że ustawa zawiera buble, a ja się nie martwię, bo ja proszę Państwa polityków kocham jak ten chiński miód, z nalepką czy bez nalepki 🙂
Adamie 2222 – życzę Ci wielu lat z sałatą bez żółtaczki 🙂
Łe tam..
odrę przepłynęłam łódką, a zółtaczkę lekkim bykiem na dowolnie wybranym boku, 4 tygodnie na oddziale zakaźnym, czyli zamkniętym.
Przed udaniem sie na wspomniany zakazany udałam się na weekend do Jerzora, a on się wziął i nie zraził 🙄
Jak to nie jest miłość, to ja nie wiem, co jest.
Mam nadzieję, że ktoś mnie wykopał do zajęć w międzyczasie.
Ciasto upiekłem i piekę dalej. Drożdżowe z kruszonką.
W niedzielę rozczyniłem i wstawiłem do lodówki . Mówią , że jak człowiek zapakuje coś na najniższy poziom to leży. Leżało od niedzieli. Kawałek zjadłem .
Bardzo dobre. Majstrowi zaniosłem pół blachy. Mam nadzieję , że jutro przyjdzie.
W piekarniku są dwie podłużne blaszki. Zaniosę sąsiadom . Sąsiad w sobotę wylatuje do Kigali. W Rwandzie z przerwami od 94. Doktorat zrobił dwa lata temu na KULu i poleciał z powrotem. Bociany każe pozdrowić . Szczególnie te z Borsuków. Idę bo się upiekło.
Dobry wieczór. 😀
Alicjo, właśnie wypiłam kusztyczek za Twoją dobrą podróż, dlatego już mogę Cię „wykopać” do zajęć. 😉 😀
Teraz piję drugi kusztyczek za spełnienie się planów Nowego. 😀
Potem jeszcze żeby już sobie odszedł powód smutku Stanisława.
Potem żeby „nasz” Placek był zdrowy, potem za przepracowaną Żabę, potem za …… dobre zdrowie calutkiego Blogowiska.
No pewnie, że się urżnę – od 2 dni nie mam ciepłej wody, to co mam robić w czasie, kiedy zwykle o tej porze czytam sobie w wannie ??? 😉 👿
Zgago-blogować 🙂
Dzisiaj na obiad zrobiłam sobie comber króliczy – mniam, mniam. 😆
Dzisiaj idę wcześnie spać, bo muszę wstać o świtaniu, żeby pozałatwiać moc spraw i jeszcze zająć wannę mojej Siostrzenicy. 😉
Ciepłą wodę podobno mają na sobotę i niedzielę puścić.
Danuśko, właśnie na to wpadłam. 😆 Choć, jak wyżej, nie na długo.
Danuśko, bardzo Ci zazdraszczam francuskiego urlopu. Kącik Francji, który widziałam w zeszłym roku też był wart tęsknoty. 😀
Miałam chociaż 3 dni żyć tylko na sałacie.No nie da rady!
Dziecina upiekła tartę czekoladowo-gruszkową…
A gruszki wiadomo,samo zdrowie 😉
Zgago-zazdraszczaj albo i nie.Jak chcesz 🙂
Twoja latorośl we Francji,więc jeszcze i przed Tobą kolejne francuskie wakacje.Z całą pewnością 😀
Też mam taką nadzieję. 😀
W USA trzęsienie ziemi – w Wirginii, odczuwane w Nowym Jorku, Pennsylwanii. Mam nadzieję, że u naszych znajomych wszystko w porządku. A u nas leje i grzmi.
Asiu,
Tutaj też dało się lekko odczuć, wszyscy opuścili budynek, pierwsze Meksykanki, które ze swoim doświadczeniem natychmiast wiedziały co to jest. Ale chyba przeszło, podobno najsilniej w Waszyngtonie.
Tak się czasami zastanawiam – pracuję kilkadziesiąt metrów od brzegu oceanu, dosłownie na plaży, z drugiej strony, też bardzo blisko, może 150-200 metrów zatoka, gdyby coś, to zostałoby tylko wspomnienie po Nowym. Tutaj nie ma gdzie się skryć, miejmy nadzieję, że nic się nie stanie.
No to już wiem dlaczegośmy dali dyla z NYC na północ. Tu nic nie trzęsie! A Ewa i inne stworzenia Boże miały od paru dni jakies przeczucia, czy cóś…
W Philadelphi trzęsło, ewakuują szpitale, paniki nie ma słonko świeci. Dopiero jak wrócą do domów z telewizorni się dowiedzą.
Nowy – na pewno będzie dobrze. A pani Ewa rzeczywiście miała przeczucie 🙂 . Przeważnie gdy mówi się o trzęsieniach ziemi w Stanach każdy myśli o Kalifornii i zachodniej części Stanów.
Gadanie, że na północ!
U mnie też się zatrzęsło kiedyś, o czym klepałam już chyba.
Nie, to nie Jerzor sie przewracał na drugi bok, trzęsienie ziemi (epicentrum) było gdzieś ze 100km za Ottawą, ale fala rozchodzi sie tak, że blisko centrumu nie czują tego, jak odległościowi.
Ja nie spałam jeszcze, a świtem bladym włączyłam tv, żeby posłuchać wiadomości. Się potwierdziły moje przypuszczenia, to ZIEMIA, ojczyzna ludzi się zatrzęsła.
Jakby Alicja udusiła Jerza, a ja Rumika, to może by nam dali wspólną celę? A Mark Twain co jakiś czas z litości podsyłałby nam drożdżowe z kruszonką.
A u nas teraz burza, a rano chyba spadl samolot, albo cos podobnego. Mnie akurat nie było, ale miejscowi widzieli słup ognia i dymu, a wcześniej hukneło tak, ze konie w panice z pastwiska pognały do stajni. Straż, pogotowie i policja w znacznej ilości pognały przez wieś.
Ostatnie wiadomości, ze to pożar w sąsiedniej wsi, moze zbiornik z paliwem eksplodował?
…i czerwone wino, bo ja ciasta nie bardzo. Hm…Mark o winie nie wspominie, ale „nic nie szkoda”, jak mawiało moje dziecko.
Z tym rosołem i pierogami wymyśliłam tak, że jak u Szwagierki uda mi się złowić rybę ( a będziemy łowić!), to ugotuje rosół i zrobię farsz, i ciasto. A może nawet z Tereską polepimy pierogi.
Bo nie o to chodzi, żeby się najadać, tylko żeby spróbować 🙂
No przecież mówię, że łowię czasami…
http://alicja.homelinux.com/news/img_4154.jpg
Alicjo, jak pomidory u Tereski?
Żabo,
nie wiem, ale spenetruję, ona ma pod folią i poza. Masz zapotrzebowanie?
Jakby co były, to przywieziemy!
Zatrzęsło amerykańską potęgą, a Młodsza się wykłóca, że tam się nie miało prawa trząść, bo nie ma krawędzi płyt tektonicznych, ani uskoków. Ziemia jednak o teorii nie słyszała i się trzęsła, geologom na złość. Nie mam pomysłu na jutrzejszy obiad, a mam w lodówce kalafior. Pewnie zrobię kalafior po Haneczkowemu (smażony) i smażone ziemniaki do tego. Dzisiaj były mielone i nawet 4 szt zostały, to bym może dołożyła do kalafiora.
Alicjo, dobrych lotów i połowów 😀
Dwa blaszki ciasta oddałem , i pół blachy również. Co upiekę to rozdam. Lichutki kawałek zostawiłem dla siebie na jutro. Będzie z mlekiem na śniadanie.
Zdążyłem porowatą tartę zrobić . Jak dla Krula na tarasie. ( Do szkoły poszedł, to i się nie odzywa. )
Pewnie myśli jak zostać angielskim …
Na wernisażu byłem fotograficznym. Zdjęcia fotografów z Ukrainy. Szczęka mi opadła. Są ludzie którym się chce dłubać Tradycyjnie . Czarno-biało. Pięknie jak u Erwita Elliota …
Marku – bo te czarno – białe albo w sepii są najpiękniejsze, a niektóre mają taki ładunek poezji, że niech się tomiki wierszy schowają. Był taki fotograf w Poznaniu, Myszkowski się nazywał – stary już był, kiedy mnie stuknęła trzydziestka. Człowieku, jakie on akty kobiece fotografował! W życiu piękniejszych nie widziałam. I nie yło w nich ani krzty ordynarności – czysty zachwyt i poezja.
Też bym tak chciał…
Poetycko i zachwycająco.
Ale talentu brak i pieniędzy 🙁
Zmęczona jestem, położę się wcześniej. Dobranoc.
Marku, Ty nie masz talentu?
Dobranoc…
Jak to nie ma…
toż pod moja stolycą przebiega jakiś tam uskok tektoniczny i straszy.
Więcej się nie wypowiadam, bo przyjdzie nemo i nakrzyczy. Wygooglać można albo co? Jerzor mówi (geolog w końcu), że jestem w racji.
To se jestem 😉
Chwila, chwila…światła jeszcze nie gasimy!
Zaraz idziemy pranie robić! Toż jutro wyjeżdżamy!
Alicjo. Spokojnej podróży! Będę z Wami sercem i…szklaneczką!
p.s.A o moim trzęsieniu ziemi lat temu ze 20 to już pisałam, było na północ od Ottawy. Potelepało w środku nocy, Jerzor chrapał, nie ruszając się na wyrku, więc to wydało mi się dziwne. Nic innego, tylko trzęsienie ziemi, no i rano się potwierdziło w wiadomościach.
Że rzadko, to prawda, ale zdarzyć się może. I zdarza się.
Cichalu, samam lecim. Jerzor mnie tylko podrzuca na lotnisko.
Szklaneczka i owszem, będzie wznoszona 😉
Jak pech, to pech. Zepsowała mi się maszyna do szycia, cholera jasna!
Nie mam zdrowia naprawić zarazy, próbowałam pół godziny, a ona swoje 👿
Trudno.
Cichaly i Nowy – nie róbcie mini-zjazdu bez nas! Może tak w drugiej połowie września?
Wracam 15-go…
p.s.Będę miała świeżutkie ploteczki blogowiskowe pozjazdowe 😉
Alicjo,
Miłego fruwania i owocnych obrad zjazdowych. Nie zapomij aparatu foto!
Drzwi u mnie otwarte cały czas, terminy do uzgodnienia. Teraz u Magdy chałupa zajęta, bo wynajęła na lato, trzeba poczekać aż wyjadą, bo w mojej izdebce wszyscy się nie pomieścimy.
Może Miodzio też by dojechała, ma blisko, około 40 minut.
Zgago,
Twoja życzliwość i chęć pomocy dla każdego z nas blogowiczów przekracza wszystkie znane mi definicje tego słowa. Świat staje się piękniejszy. Dzięki.
To dla Ciebie
http://www.youtube.com/watch?v=54zAKGJsLp4&feature=related
Dobranoc 🙂
To jedna z moich najulubieńszych piosenek 🙂
Aparatu nie zapomnę – a gdybym, to zakupię nowy 😉
Chętnie pod koniec września, w jakiś weekend nie zaraz po przyjeździe, bo muszę odespać i odpocząć.
Idę po pranie, żegnam się na dzisiaj,
A.
dzień dobry …
Alicjo szczęśliwie doleć tu do nas ….
Alicjo – czekamy.
Zgago – Dziękuję i nawzajem.
Alicjo – Szczęśliwej podróży
Alicjo,
Frun szczesliwie i nie zapomnij wrocic.
Buziaki,