Kaczka lakierowana miodem
Minęło kilka dni od kompromitującego eksperymentu kulinarnego więc postanowiłem nieco odbudować swoja reputację w oczach rodziny. Miałem w zamrażarce rezerwową kaczkę, która po rozmrożeniu okazała się pięknym okazem i to w odpowiednim wieku. Była to zapewne wnuczka tej kaczki, którą gotowałem przed weekendem.
Tym razem więc przykładałem się do pracy jak nigdy. Po pierwsze po rozmrożeniu i umyciu bardzo precyzyjnie pousuwałem ze skóry ptaka pojedyncze sypuły (czyli piórka) pozostawione podczas skubania. Natarłem kaczkę solą z zewnątrz i od wewnątrz. Odłożyłem na dłuższy czas, by sól wsiąkła w mięso.
W tym czasie starłem pół selera na grubej tarce. Zagotowałem dwie szklanki rosołu z drobno posiekaną dużą cebulą, łyżką cynamonu, cukru, łyżką ciemnego sosu sojowego, sporym kieliszkiem wspaniałego słodkiego icewine. To wino dostaję co rok w prezencie od mojego chrześniaka z Toronto. Tomasz zna się na dobrych winach i utarło się, że nie szczędząc kosztów kupuje najlepsze, by (korzystając z wizyty rodziców) ekspediować je do Warszawy. Tym razem icewine Inniskillin 2007 r. pochodziło z Niagary. Podane było – jak należy – do foie gras, które przyrządzałem jakiś czas temu i zaoszczędziłem jeden kieliszek właśnie z myślą o tak robionej kaczce.
Gdy rosół i wino odparowały a seler z cynamonem zgęstniał nafaszerowałem tym farszem kaczkę, zeszyłem dokładnie bawełniana nicią i wysmarowałem obficie mieszanką wrzosowego miodu z malinowym octem winnym i sosem sojowym. Ułożyłem ptaka pieczołowicie w brytfannie w otoczeniu podrobów i wsadziłem na długo do pieca. Podczas pieczenia aż trzykrotnie wyciągałem brytfannę z piekarnika, by ponawiać lakierowanie kaczki miodem. Ostatnie dwadzieścia minut piekłem bez pokrywki. Dzięki temu kaczka nabrała przepięknego złotego koloru. Po przekrojeniu zaś obdarowała nas równie wspaniałym aromatem miodu i cynamonu.
Delikatne mięso rozpływało się w ustach a farsz selerowy mógł być uznany za deser. Jednym słowem – honor kucharza został uratowany.
Dla tych, których apetyt został mocno rozbudzony – przepis:
1 kaczka, 2 cebule, 1 nieduży seler, 1 szklanka słodkiego wina, 1 łyżeczka cynamonu, 6 łyżeczek miodu, sos sojowy, cukier, sól, ocet winny, 1 szklanka rosołu
Wymytego ptaka natrzeć solą. Zagotować rosół, wrzucić drobno posiekaną cebulę, starty seler, wlać wino i 1 łyżkę sosu sojowego, dosypać cynamonu i cukru. Chwilę pogotować. Gdy roztwór nieco zgęstnieje, wlać go do wnętrza kaczki. Zaszyć ją i posmarować z zewnątrz mieszaniną miodu z octem winnym i sosem sojowym. Piec na wolnym ogniu ok. 2 godzin, co kwadrans lakierując ją miodem. Krojąc, zebrać płyn z wnętrza i podawać jako sos do ryżu lub makaronu ryżowego.
Smacznego!
PS.
Antku, byliśmy, jedliśmy i opisaliśmy różne knajpki w Lizbonie. Do dziś wspominamy ze smakiem percebe zwane przez nas diabelskimi kopytkami, małe ślimaczki i sardynki z ulicznego grilla. Tanich knajpek jest najwięcej w starej dzielnicy zwanej Bairro Alto. Nie trzeba długo szukać, bo wychodzą one na uliczki. Wszystko widać i czuć, bo zapachy są apetyczne i bija daleko. No i wieczorem słychać fado.
Komentarze
Wszyscy się nade mną znęcają. Piotr też. Od rana smakowite opisy, a tu kromki chleba w domu nie ma, a obydwa pobliskie sklepiki od dzisiaj zamknięte. Młoda musi pójść dalej. Lato w pełni (sprężyło się na końcówce)
Zanotowam i poczekam z tym do listopada.
Pozdrawiam blog spod zachmurzonego nieba, przez ktore slonce probuje sie z rozpacza przebic i mam nadzieje, ze wystarczy go na tyle, aby rozgrzac dzien na zwykle ostatnio 20 stopni i plus jeszcze troche. Ale jutro – synoptycy zapowiadaja to juz od tygodnia – ma byc cieplo i, znowu trafilo by na srode!
Chetnie poogladalem wczoraj zdjecia Nisi, szczegolnie te ladowe i kamienne, bo od tego co nadawala juz Alicja, a teraz jeszcze Nisia dostawalem juz morskiej choroby, a od masztow, reji i wszelkiego takielunku, oczoplasu. Tak juz mam, ze na twardym ladzie, zwlaszcza w zaulkach ulicznych czuje sie znacznie lepiej. Zbulwersowaly mnie natomiast zdjecia Alicji z Rejkjawiku, szczegolnie jedno wiec pytam: Bylo kiedys cos takiego jak goraca przyjazn islandzko-radziecka? Ta katedra tam nasuwa mi takie skojarzenia.
Antku, Alfama!
Koniecznie przejechac sie tramwajem do twierdzy na gorze, a po drodze wszelkie takie roznosci w malenkich knajpkach.
W Lizbonie nie da się umrzeć z głodu. A na deser pasteis de nata – najlepsze ciasteczka na świecie. Zwane też pasteis de belem (nie wiem, czy jest jakakolwiek różnica, ja nie zauwazyłam).
A długi weekiend minął nie wiadomo kiedy… 🙁
Chesel, Pepegor – o ile dobrze zrozumiałam Antka, chodzi o to, żeby nie umrzeć z głodu za stosunkowo niewielkie pieniądze i żeby nie być skazanym na McDonalds
pasteis de nata pewnie ze 2 euro kosztują 🙂 Spróbowac trzeba!
Witam serdecznie. Mam nadzieję że Pan Piotr czyta komentarze. Rozchodzi się o audycję o kawie espresso, którą słyszałem, któregoś poranka w radiu TOK FM. Powiedział pan w niej, że pija Pan espresso tylko w krajach morza śródziemnego nie ryzykując picia „u Nas”. Zajmuje się kawą na co dzień i jestem zdegustowany faktem, że taki autorytet kulinarny jak Pan jest jednocześnie takim ignorantem w tej kwestii. Świadomość picia kawy w Polsce jest na bardzo niskim poziomie. A proszę mi wierzyć, że świat (dobrej) kawy jest prawdopodobnie równie bogaty w smaki i aromaty co świat wina, o czym Pan po kursie sommelierskim powinien wiedzieć. I jeszcze jedno, proszę zapomnieć o włoskiej szkole palenia i picia kawy. Jest przestarzała i ograniczona. Są już w Warszawie kawiarnie reprezentujące skandynawski styl picia kawy, zachęcam do spróbowania.
Taka przyjażń nie miała miejsca . Kościół ten zaprojektował w 1937 stanowy architekt Samuels son. Budowa trwała około 40 lat. Przed kościołem stoi pomnik Leifa Eriks sona podarowany w 1930 roku przez USA na okoliczność 100 lecia parlamentu islanckiego. Eriks son to ciekawa postać -podróżnjk ur w 960 roku.
widomo 2 s nie przechodzi
Trudno mi sie teraz odniesc, bo tam bylem wiele lat temu, na dlugo jeszcze przed wejsciem Portugalii do EU i na dlugo przed wprowadzeniem euro. Wydaje mi sie wiec, ze chesel dysponuje jednak dokladniejszymi danymi. Wymienilem Alfame jako najstarsza chyba dzielnice, na gorze, na podgrodziu. Wtedy byla to dzielnica robotnicza i miejscem zycia raczej biedoty. Lokale tam byly dalekie od tego, aby trafic na strony jakiegos foldera. Placilem wtedy za czareczke wina raptem 30 Pf, a za smazona przepiorke 1 DM. Bylo wiec dla mnie taniutko i przez to przytulnie, bo tez musialem wyzyc za niewiele pieniedzy wiele tygodni. Co wazne, nigdy nie czulem sie tam w jakikolwiek sposob zagrozony, nawet jak wracalem grubo po polnocy. Nie mam tez pojecia, jak tam teraz moze wygladac. Moze to i powod, ze juz tam pozniej nie pojechalem.
Z tego pobytu tez pamietam, ze jadano tam rzeczy o ktorych nie wiedzialem, czy sa to rosliny czy zwierzeta. To byly chyba te percebe, a przed kazdym byla miseczka z malenkimi slimakami, ktore pobierano palcami raz po raz i oprozniano glosno siorpiac. Skorupki, jak i pety, szly prosto na podloge.
A najbardziej „odjechany” byl ten tramwaj, co wspinal sie prawie na sama gore. Byl to krotki wagonik, co sie akurat wyrabial na zakretach, a w niektorych miejscach konduktor-zwrotniczy musial najpierw wybiec za rog, aby moc ew. wstrzymac ruch przeciwny.
Ten tramwaj podobno zachowano.
O, Esko,
milo stwierdzic, ze moj wpis wyciagna Cie zza pieca. Dziekuje za namiary dot. do tego kosciola. Ladny przyklad, gdzie forma wzorowo wprost oddaje tresci. Odlot do nieba nasuwa sie sam.
Dziędobry na rubieży.
Pepegorze, lepiej nie oglądaj tego, co tu zaraz zalinkuję, bo dopiero dostaniesz oczopląsu.
To są zdjęcia dla miłośników żagli (dużych), statków („wysokich”) i klimatów żaglowcowych. Nie chciało mi się składać z nich jakiejś całości, niech już zostaną takie dwie impresje rejsowe.
Najpierw życie statkowe i ludzie.
https://picasaweb.google.com/108203851877165737961/SamoStatkoweZycie
Pepegorze, TEGO nie oglądaj na pewno.
Tu są statki – też jak leci, Kto lubi, ten sobie popatrzy z przyjemnością. Powtarzają się, ale za każdym razem wyglądają trochę inaczej. Mnóstwo masztów i rej!
A więc dla amatorów:
https://picasaweb.google.com/108203851877165737961/TolszipowyKoper
W zasadzie jest tu koper, czyli pic, „kicz” i Ajwazowski, ale pierwsze zdjęcie wrzuciłam, bo o nim wcześniej zapomniałam: proporcje wielkości niektórych statków do holowników, które go obsługują, zawsze mnie cieszyły.
Jak to Majewska śpiewała?
„Bo męska rzecz – być daleko,
a kobieca – wiernie czekać”.
Oni na mamuty, a my przy tym ognisku, żeby nie wygasło. Oni na wieloryby, a my rzepę przy chałupie zasiać, żeby dzieci miały co jeść. Zawsze mówię, że panom najlepiej wychodzi „wychodzenie” (dobrze, jak drzwiami przy tym nie trzaskają). Niech tam. I tak ich lubię.
Zdjęcia oglądam z wielkim zainteresowaniem i „te szmaty i wszystkie linki od tych szmat”.
A teraz będę robiła naleśniki z serem.
Sznurki, Pyruniu!
http://www.youtube.com/watch?v=vMlHHcmczUA
Co to za ryby, co za wieloryby na ktore sie wybierac, wyjezdzac.
Kto tam bedzie zaraz drzwiami trzaskal, przy takiej asystencji?
A gdzie zawieruszyla sie kaczka?
Witam Szampaństwo.
E tam – w dzisiejszych czasach jest inaczej. Na statkach sporo dziewczyn, a ja tez wybyłam 😉
Czuję się ukołysana 😀
Pepegor – jeszcze mój Heinryczek mojego brata pouczał „Chopie, kocho, to poczeko” – oczywiście tylko wtedy, kiedy żona nie słyszała.
Po obiedzie. Nie było naleśników, były wątróbki pod cebulową kołderką, z łychą masła na wykończeniu. Średnio dobre, bo oprócz kurzych, były tam też większe wątróbki (chyba kacze) nieco bardziej twarde i smak nie ten. Zjeść się dało, ale przyjemność nie ta, Zjadłyśmy z bułką, ogórkami , rzodkiewkami i pomidorem.
A te masztowce, a statki w ogole?
Nie moge sie nadziwic, jak ci marynisci potrafia je odroznic. Dla mnie to zawsze pozostanie tajemnica, jak oni to moga, jak oni te skomplikowane masy roznych szpikulcow i placht potrafia usystematyzowac w glowie.
Ja rozpoznaje wlasciwie tylko tego jednego zaglowca, A.v.Humboldt, bo zielony. Zielony, bo od lat robi za reklame piwa, co tez zawsze sprzedawanie jest w zielonych butelkach.
No to: Do wieczornego piwka!
Nisiu, zdjecia rewelacyjne. Tylu zaglowcow naraz chyba nigdy jeszcze nie widzialem. To zdjecie ze schodow pod katedra w Stavanger na ten las masztow jak ze starych osiemnastowiecznych obrazow sprzed czasow pary kiedy zaglowce krolowaly na morzach. No i te zaglowce na morzu. Kruzenstern to zdaje sie najwiekszy zaglowiec swiata? Obejrzalem sobie dzisiaj wszystkie spokojnie i musze powiedziec ze jestem pod wrazeniem Twoich zdolnosci fotograficznych 🙂
Zaloga Daru bardzo urocza i wyglada, ze dziewczyny zdominowaly zeglarstwo 🙂
Slonce nad Tahiti… Endeavour i Resolution w Matavai Bay, William Hodges:
http://2.bp.blogspot.com/-HUy13-JagJ4/TbnqxXZMc3I/AAAAAAAAAAs/ZpCcQvmuHLg/s1600/Hodges%252C_Resolution_and_Adventure_in_Matavai_Bay.jpg
Sedov – to największy (122m) ale nasz też niezgorszy (razem z Mirem) 108
m. Kruzio chyba 118 czy cuś.
Statków ci od groma wszędzie, ale żaglowce to żaglowce. Nasz najpiękniejszy!!!
Matko…ZAJĘCIA mnie wołają 🙄
http://alicja.homelinux.com/news/prosta_rada.jpg
Brzucho o spokoju wewnętrznym nadał kiedyś tak (co skrzętnie zapisałam i mi tutaj wisi na tablicy ogłoszeń i rzeczy ważnych);
„Cierpliwość mam taką i spokój wewnętrzny, że to mnie barany liczą, jak chcą zasnąć” 🙂
Nisiu, jakie piękne zdjęcia! Jestem pod urokiem a przyznaję, że nigdy nie miałam okazji zasmakować w żaglach.
Obraz Hodges’a też piękny.
Sedov taki dlugi ?
no chyba, ze z wedka Pana Michala lapiacego na rufie w kilwaterze 🙂
najwiekszy to on byl, poki go Gwarek nie pobil,
http://pl.wikipedia.org/wiki/Siedow
Piotrze od poczatku te kaczke z ryzem czarno widzialem, niemniej wrodzona niesmialosc zatkala mi gebe, nie bede sie krolewskiemu kucharzowi na rozno ( rozen ) pchal, poprawki zazdrosze i pewnie sam sprobuje, jest inspirujaca,
Nisia, ladnie sie spisalas opisem i optyka 🙂
Nisia,
Instruktor miał na imię Artur, tak jest. Przekonywujący ci on jest i dzięki jego zdolności przekonywania (negocjacje pod przewieszką) zdobyłam Marsa.
Następną razą wyjdę wyżej, bo już wiem, jakie błędy popełniłam (emocje i spięcie, sztywność!), chociaż dzielnie mi tłumaczył jak krowie na wantach, co należy i że spoko 🙄
O sobie uswiadomilem, ze to nie moze byc Endeavour bo plywal sam. W drugiej podrozy byly Resolution i Adventure.
Sedov największy w tych Tall Ship Races – Royal Clipper chyba nigdy na nich się nie pojawia.
Się wykopuję na ogródek – pogoda Panalulkowa, no i wilgoć przewiało gdziesik 🙂
Ludzieńki, przecież Sedov to Siedow!!! Nadal ma 122metry, tylko kiedyś był biały, a ostatnio go chlasnęli na czarno. Potem idzie Kruzensztern.
Dzięki za wszystkie miłe słowa. Ale, kochani – takie obiekty to samograj, ino pstrykać.
Niesamowite wrażenie robią i w porcie, i na morzu. Na startach do kolejnych etapów regat są w kupie i pod żaglami – i to już jest czyste szaleństwo!
Dziewczyny na pokładach wciąż w mniejszości, ale za to jakie ładne, nie???
pewnie urosl 🙂
a wiki nie zauwazyla
Pyro,
Kacze watrobki sa wspaniale. Robisz jak kurzece + groszek zielony + cebulka lekko zrumieniona + pociachane jajo na twardo + dyzurne.
Jada sie na cieplo lub zimno z pieczywkiem.
Buziaczki,
Lena – wątróbki po żydowsku jadamy i chwalimy. Te dzisiejsze były pomieszane a smak mają po prostu inny
Oj tam…chyba nie grzech pisać Sedov, we wszystkich moich materiałach pogladowych tak stoi, naczytałam się to powtarzam 🙄
Po angielsku odczytałoby się to „Sidow”. Najważniejsze, że wszyscy wiedzą, o co chodzi.
Wróciłam z ogródka z garścią malin, tera sie zabiear(m) za zajęcia praktyczne i pożyteczne.
Pyro,
Nie znalam nazwy tych kaczych watrobek, „po zydowsku” ladnie brzmi, dzieki. Lece do zajec, i nieustajace buziaki.
Nisiu, moze i jak piszesz samograje fotograficzne czyli wdzieczne tematy, ale nie kazdy potrafi je zrobic. Zblizenie zblizeniu nierowne. Niepotrzebna skromnosc 🙂
„Lamb chops” apetyczne. Tutaj tez bardzo popularne. Od razu widac kto kolonizowal Polnocna Ameryke, he, he. W Zakopanem rok temu tez zreszta jadlem bardzo dobre, podane na patelni, kruche, soczyste i doprawione dobrze.
YYC, dzięki!
Osobiście prowadzę nierówną walkę przeciwko pisaniu rosyjskich nazwisk i tekstów poprzez transkrypcję angielską. Kiedy mamy do czynienia z anglojęzycznymi, pszebardzo. Ale przecież nasz język – w przeciwieństwie do angielskiego – jest blisko z rosyjskim spokrewniony. I to w polskim można prawidłowo oddać niuanse rosyjskiej wymowy. Inaczej będzie jak z tym Siedowem – Sidowem.
Tuwim opisywał na wyż. wzmiankowaną okoliczność taką historyjkę:
Był Żyd w Łodzi, nazywał się Abel. Wyemigrował do Ameryki. Tam jego nazwisko wymawiali Ebel. Zaczął się pisać Ebel. Mówili Ibel. Zaczął Ibel. Mówili Ajbel. Pisał Ajbel. Mówili Edżbel.
Wrócił, wkurzony, do Łodzi po dwóch latach jako Mr Kopstrumcziwadze.
Bo Nisia jest przede wszystkim reporterem. Może sobie pisać arcy zgrabne historie, tu przymrużyć oczko, tam pogrozić współobywatelom, ale pazur rasowego reportera wyłazi z niej nieustannie. Ma oko dla cudowności świata i ucho do tego o czym mówi się w domach i w miejscach pracy. Czy ma też wady? Oczywiście: nie trzyma dystansu wobec tematu na warsztacie. Widać, że ją tak samo temat wciąga, jak i czytelnika. I dzięki Ci, dobry Boże.
Nisi wpis wlazł mi w paradę, bo odnosił się do tego, co napisał YYc i Alicja.
Nt transkrypcji rosyjskich nazwisk, kiedyś już na tych łamach toczyłam boje z Dorotą z s. Dorota twierdzi, że to sami artyści i sportowcy sobie życzą , że niby „światowo” Kiedyś mnie apopleksja trafi przez taką „światowość”
Na Olimpiadzie Zimowej w Calgary po zakonczonych skokach na tydzien przed zakonczeniem samej olimpiady polscy skoczkowie odpruwali z plecow swoich kombinezownow „Polska”. Jeden byl mistrzem swiata, rekordzista swiata i wielokrotnym mistrzem Polski. Drugi trzykrotnym mistrzem Polski. Kombinezony mieli firmy „Descente”, wtedy chyba najbardziej poszukiwanej firmy i jak mowili, nie chcieli ich zasmiecac jakimis zbednymi napisami 🙂
Pyro, a zatem założymy towarzystwo językowych apoplektyczek!
Dzięki za dobre słowo. Trzydzieści lat myślałam obrazkami, to mi i zostało.
O dystansie lepiej nie mówić…
Ja tam się nie znam (:
Nie słyszałam o Siedowie, dopóki nie wlazłam (niedawno to było) w żagle, a tam wszędzie Sedov. W publikacjach angielskich czy jakichś tam.
Kiedy widzę anons, że odbędzie się koncert muzyki fortepianowej Tsheikowsky Michael (chyba jakoś tak) to mam ochotę walić głową w mur. 150 lat Polacy słuchali Czajkowskiego, a teraz ego obcego faceta. A cóż on ma wspólnego z IV Koncertem fortepianowym?
Alicjo, w angielskich niech sobie będzie Sedov, Khroostshov, Gorbatschov i Peter Ilytch Tchaikovsky.
Po naszemu jest bliżej rosyjskiego: Siedow, Chruszczow, Gorbaczow i Piotr Iljicz Czajkowski…
Pyro,
zgadzam się, kiedy tak w polskich gazetach, na afiszach i tak dalej, że Tsheikowsky Michael.
Z anglikanizmami w języku polskim mam wielki problem, cholery dostaję czytając, że „najnowsze virale”..itp.
Z językiem polskim mam problemy, zdaję sobie sprawę, że moja składnia jest nie taka, jak powinna być. Że powinnam przeczytać, poprawić i tak dalej, oraz że zdania nie powinno się zaczynać od „że”. Ale ja piszę szybko i wysyłam od razu…nikomu się to nie zdarza?
Dajcie spokój, dla poprawności językowej to Sedov/Siedow powinien być wpisany cyrylicą, o!
Zlot żaglowców odbędzie się także na początku września w Gdyni. Wprawdzie nie aż tak okazały jak ten ostatni/ chyba 3 lata temu/, ale z tego co mi wiadomo, żaglowców będzie bardzo dużo. Główna parada ma odbyć się 5 września, więc zdażę wrócić ze zjazdu. Może tak jak poprzednio uda mi się ją obejrzeć od strony zatoki, z jakiegoś pokładu. Jeśli będzie pogoda i trochę wiatru, wrażenia będą wspaniałe.Gorzej będzie, jeśli nie będzie bezwietrznie.
W sprawie transkrypcji całkowicie z Wami sie zgadzam.
Alicja – daj sobie spokój. Z Tobą wcale nie jest najgorzej. Chodzi o to, że w tradycji polskiego językoznawstwa od dawna utarła się transkrypcja obcych nazwisk i nazw. Dążenie do „światowego” (czyt anglojęzycznego) odbioru jest irytujące wszak „Polacy nie gęsi i swój język mają”.
…i żeby jeszcze wszyscy na świecie wiedzieli, jak to odczytać.
Bez przesady 🙄
Nie ma się co czepiać Polonusów za granicami od lat – staramy się, jak możemy, nawet się nie staramy, tylko chcemy, wszystkiego człowiek nie ogarnie…
Idę do kuchni
Nikt się Polonusów nie czepia, bo ta transliteracja to przecież nie ich wymysł.
Oczywiście, że nasz wewnętrzny.
Alicja, widziałaś jakie debilne logo miała nasza reprezentacja, ten „stsetsin”, którego nikt nie wie, jak przeczytać! A uczyliśmy potem w mesie Norwegów i Szwajcarkę (Irene, lat ponad 80), dwa-trzy razy powtarzali i mówili prawie prawidłowo.
To rzeczywiście te nasze „dążenia” do świata zachodniego. Zapominamy, że nasz własny język też się może do czegoś przydać.
Nisiu,
Zzieleniałam z zazdrości. Nie dość że cudne przeżycia to jeszcze pięknie uwiecznione 🙂 .
Obawiam się że też można mnie zaliczyć do grona apoplektyczek. Przyznaję, że sama popełniam błędy, ale mnie trafia gdy słyszę w reklamach o „formule” kremu czy leku (jakby słowo „skład” brzmiało zbyt skromnie), „wykonie” (bo „wykonanie” to pewnie jakiś archaizm) a ostatnio, chyba nawet na tym blogu, padł cytat z „implementacją” strategii. Słowo „wdrażanie” czy „wdrożenie” zapewne jest zbyt trudne. W końcu nie każdy wie czy to pisze się przez „rz” czy „ż”. Łatwiej użyć kalki językowej, wrrr…
trochę tylko przeczytałam .. dogonię czas w piątek …
a tu fajna przystawka .. na czasie .. łatwa .. i niedroga ..
http://www.makelifeeasier.pl/inne/cukinia/
Warstat otrynkowany !!!
Za dni parę można będzie pomalować na piaskowo z domieszką kanarkowego.
Potem będzie wystawa jednodniowa naścienna warstatowo-ogrodowa morska atlantycka prapremierowa przed wysyłką na wieś. Znaczy się Bardzo Bliski Wschód . Niech sobie Araby oczy nacieszą. Fracuzy również.
Muszę kupić pas se-partout – w kolorze morskim . Listewki już mam – w kolorze morskim , ma się rozumieć. Zdjęcia już wydrukowane i naklejone.
Będzie ładnie. Bardzo ładnie.
Wykon – uwielbiam!
Debilizmy językowe to inny rodzaj rozrywki.
Osobiście przepadam za kwiatkami typu pełny full, szczęśliwy happy end, etc.
Natomiast takie tłumaczenia, o:
http://www.jeja.pl/archiwum/sub11.html
bawią mnie w stopniu wysokim.
Thank you from the mountain.
tez sie na tym lapie, to jakas mania z ta kalka
moge sie tez mylic, malowalem podworko farba, co w nozdza i potem dalej, jutro powtorka, dobrze, ze mam Mikrowelle, powtorze Chinczykiem, paleczki na sztorc
Nisiu, nie bylo Cie jakis czas to mam zagadke. Co to jest sezonowana wolowina? 🙂
Najgorsze sa polski gazety i tygodniki lansujace te mode. Targetowanie mnie sie bardzo podoba, nawet taki celebryta jak sie chwalila Polityka przez nia wymyslony. Potworkow jest wiecej niz sie wydaje. Niemal codziennie czytajac polska prase widac to golym okiem. Mowimy steki ( w restauracyjnych kartach {menu} czesto pisane z angielska steak) raczej befsztyk bylby nasz mimo, ze tez zaczerpniety. Wiele osob moglo sie nie spotkac z orginalnym slowem to mowia i pisza jak wiedza. Kiedys w sklepie na rogu pani poprosila o Zup czyli 7Up. Inna rzecz, ze terminy rosyjskie tez juz nie tak powszechne bo i rosyjskiego sie w szkolach nie uczy tak jak kiedys. Wegetarianie sa wszedzie a co sie stalo z jaroszami? I tak mozna bez konca. Ostatnio ogladalismy film polski pt. Wygrany i tam tez wiekszosc po angielsku 🙂
O ogonkach w naszych literkach nawet nie wspomne bo bede wykpity 🙂
Niekonczace sie dyskusje tylko wina brak 🙂
Piękne żaglowce 🙂
We wrześniowej „Werandzie” są pokazane takie stare cudeńka jak pudernica do ciasta, buliery, musztardnica, waza do zupy rakowej i inne:
https://picasaweb.google.com/104670639946022251378/PieknoZapomniane#5641548705102978082
I jeszcze tutaj: http://www.weranda.pl/sztuka/kolekcje/13530-dawne-sprzety-kuchenne
Asiu,
Skorzystałam z okazji i obejrzałam twoje zdjęcia z Węgier. W jaki region Cię zaniosło?
Czy sezonowana wołowina to tak jak sezonowane deski???
Co do steków, to jadłyśmy z Alicją Sirloin. Bardzo nam się podobała nazwa i wydawała szkocka niczym dalej w karcie stojący Balmoral, też stek. Potem się okazało, że to po prostu polędwica wołowa. Nie powiedzieli, czy sezonowana. Za to była przykryta kupką absolutnie szkockiego haggisu, który okazał się odmianą naszej kaszanki.
Kiedyś dowiedziałam się, że jestem brandem. Sensowniej byłoby grandem, albo przynajmniej brandy.
.Trochę starych gracików mam, bo wiadomo, że mam porcelanowo-szklanego kota. Z tym, że mam zasadę – żadnych przydasi; to co jest w domu, jest do użytku. Owszem – pamiątkową porcelanę i szkło rodzinne na wielkie i mniejsze święta, ale używane jest wszystko, prócz kawiornicy – nie kupuję kawioru, ale muszelka niewielka i niech sobie będzie.
A dziwactwa językowe? Niech dziennikarzom wyrośnie pypeć na języku , a może i gdzie indziej też. Niedawno przeczytałam wywiad z pismakiem (ktoś, kto tak kaleczy język na inne miano nie zasługuje); ten pan opowiadał, że pracuje nad „projektem” bardzo interesującym, który targetowi klasy dolnej, średniej, dostarczy nowy produkt. Oby się udławił. Ponoć „Fakt” ma raz w tygodniu mieć wkładkę o poważniejszej tematyce, a o „projekcie” opowiadał ten, który ma wydaniem kierować.
Grand, gdy zażądał w barze brandy,
potem nie wiedział, wyjść którędy.
Kiepski to jest grand,
choć goguś i dand-
ys. Nienależne są mu nasze względy.
Ja też nie lubię, kiedy przedmioty użytkowe leżą. Muzea są dla mnie troszkę jak kostnice… brrr.
A herbata z cieniusieńkiej porcelany China Blau smakuje podwójnie. To jedyne zabytki stołowe, jakie mam. Nie używam codziennie, bo są bardzo delikatne i nie można ich prać w zmywarce. Ale pracują na swoje utrzymanie.
No nie wiadomo tzn. co to sa te sezonowane deski?
Ja mysle, ze to z angielskiego „seasoned beef” ale moze to jak te deski. Chyba, ze chodzi o krowy w sezonie 🙂
Dzis na kolacje dipfrajowana sezonowana wolowina w krotkim tluszczu 🙂 i wino…duzo wina…
Strasznie teraz w Kraju targetuja. Niedlugo tych targetow zabraknie. Ja bym targetowal merczendajserke w sklepie. Kiedys taka merczendajserka pokazala mi gdzie znalezc cos na polce. Bardzo przydatna funkcja. Moze w prasie maja za duzo kopyrajterow?
Ewo – to zdjęcia z zeszłego roku. Byłam nad Balatonem w Tihany – to te zdjęcia z papryką i ze skansenu, w Balatonfured, w pierwszej stolicy Węgier – Szekesfehervar, Pakazd (winnice), później w Godolo – pałac Sisi. I oczywiście w Budapeszcie, który bardzo lubię 🙂
Dziękuję Szanownym Korespondentom za lizbońskie podpowiedzi.
yyc
Jarosz nie je mięsa dla zdrowia, wegetarianin dla ideologii, jest więc różnica.
Befsztyk w Polsce to kawałek smażonej polędwicy wołowej, stek to smażony kawałek mięsa może być wołowy, wieprzowy lub cielęcy.
Sezonowana, znaczy dojrzała, wyleżana, skruszała, taka której się na talerz nie spieszyło, gotowa do spożycia. Nisia użyła dobrego porównania, sezonowane deski to takie które nadają się dla stolarza do przerobu na co tylko ma ochotę, np. na stołek, sezonowana wołowina jest odpowiednia do przerobu dla kucharza, np. na stek.
Wołowina sezonowa, to byłaby językowa skucha.
Nisiu, Twoje zdjęcia są piękne!
Idę lulu.
Dzięki Asiu 🙂
A jak się Wam podoba asortyment „wołowina kulinarna”? Ponoć cielęcina też w tej kategorii występuje.
Ja nie pamiętam, żeby w moich czasach używano słowa „sezonować”.
Się nie znam, wiadomo, że język zawsze zapożycza z wiodącego światowego języka, ale bez przesadyzmu 🙄
W „sęsie” – a co takiego z naszym dobrym, starym słowem (tu wpisać słowo dla naprzykładu – przyprawić).
„Ja czuję w sobie taką power…” (nie przytoczę, kto i kiedy w wywiadzie to walnął, ale mnie powaliło)
Lubię „jaj świeże” i „ziemniaki jadalne” 😀
„jaja” 👿
Instruktor Artur. Lebiega to ja, ale się staram.
http://alicja.homelinux.com/news/img_3274.jpg
Wyobraź sobie Haneczko reklamę – jaja (częśćiowo) nieświeże 😯
Na moim sklepiku afisz głosił „Japka zielone, dobre”
YYC, drewno świeże nie nadaje się do wyrobu właściwie niczego, bo potem jak schnie, to pęka (zupełnie jak belki, z których niejaki pan Sławek zrobił mój taras). Trzeba je sezonować, czyli przechować odpowiednią liczbę sezonów, zanim całkiem nie wyschnie. Różne rodzaje drewna schną rozmaicie, dłużej lub krócej i na tym też trzeba się znać. Wtedy można je przerabiać na wszystko, co się chce. Termin, o ile wiem, jest prastary – a w każdym razie znany leśniczankom (w domu się mówiło).
Ja nawet wiem, co to znaczy binduga, hehe.
A propos – czy ktoś z Was był w tartaku i wąchał świeżo przetarte dechy? Jest to przyjemność porównywalna z wąchaniem sianokosów.
Jeszcze raz dzięki za miłe słowa pod adresem moich obrazków!!!
😆
Już chiba nadawałam, że zdjęcia z moich wantowo-marsowych wyczynów są Nisi autorstwa, jest ich o wiele więcej, ale cuś trzeba było wybrać.
Nisia latała z rułą i ma czucie na uczucie, tu się wręcz domagam o ten „jeleń na rykowisku” zachód słońca, malutką galeryjkę.
Idę sobie, przed snem, wyobrażać…
Pyro, wierzę w „japka”. Codziennie mijam „bramy kłute” 🙄
Dobranoc 🙂
Kłute to ja mam rany. Kłute, cięte i gryzione. Szczeniaki powinny mieć ubezpieczenie!!! Odpowiedzialności cywilnej. Albo właściciele.
Galeryjkę czystego kopru kiedyś zrobię specjalnie dla Alicji.
O, Rumik upolował muchę. Teraz ją będzie gryzł.
Już chiba nadawałam, że zdjęcia z moich wantowo-marsowych wyczynów są Nisi autorstwa, jest ich o wiele więcej, ale cuś trzeba było wybrać.
Nisia latała z rułą i ma czucie na uczucie, tu się wręcz domagam o ten „jeleń na rykowisku” zachód słońca, malutką galeryjkę.
Idę targetować Jerzora. A co!
O, się powtarzam 🙄
No i macie…
http://www.youtube.com/watch?v=0lgFLkUBh5Q
…
http://www.youtube.com/watch?v=48zAeNfnSz4&feature=related
… idę popłakć
*a
Antek, wegetarianin dla ideo a jarosz dla smaku? Masz jakies lepsze banialuki? od kiedy sie tego sezonowania targetowania, itp. uzywa?
Zreszta mowic sobie mozna jak sie chce, mnie jest dokladnie i calkowicie obojetnie. Nie ja na tym blogu sie czepiam kto i jak pisze. Rozejrzec sie nieco trzeba bo tak jest sie za a nawet przeciw. Typowo polskie, he, he.
Sezonowana wolowina dipfrajowana w krotkim olejeju wyszla ze ojej 🙂
Nisiu, a jak pachnie swiezo rznieta tuia (cedr kanadyjski). Czerwone piekne, ogromne i wysokie jak maszty drzewo. Przechadzac sie w lesie cedrowym pomiedzy 800-set letnimi drzewami nad brzegami Pacyfiku to magiczny moment. Jak Kaloumb tu zawital to ono, to drzewo juz mialo 300 lat a jak kpt Cook czy kpt Vancouver to 600 lat. Stoi i pachnie choc ich coraz mniej 🙂
YYC – ho, ho!
Ale podejrzewam, że gdybym zobaczyła jak takie drzewo pada, to bym się poryczała, nos by mi zatkało i nie poczułabym zapachu…
Chyba że rżnięcie było sanitarne, parę gałązek dla oczyszczenia drzewka.
Dobrej nocki Zamorskim Ludom!
Odwaliłam straszną zaległość w robocie i mogę wreszcie iść lulu.
No teraz to juz chyba takich nie rzna, tzn tych starych bo inne pewnie tak. Modne drewno i w Brytyjskiej Kolumbii i u nas popularne na patio, taras. Pachnie slicznie zwlaszcza po deszczu. Mialem przez wiele lat klode mala w domu i jak sobie chcialem powachac Ocean to kloda do wanny na godzinna kapiel i na kaloryfr. Po chwili w domu roznosil sie wspanialy zedrowy zapach…. ide sie napic kieliszeczek 🙂
W Polsce mieso kruszalo a nie sezonowalo.
Asiu, w Tihany pamietam bylismy lata temu. Na polwyspie sliczny dwuwiezowy kosciol. Miekscowy ksiadz pokazal nam stare szaty liturgiczne ktore trzymal w zakrystii. Sliczne miejsce. Czy bylas w Badacsony? Pamietam w piwnicy pierwszy raz w zyciu testowalismy wina u jakiegos Wegra. Badacsonyi Szürkebarát to jedno z ktorych zapamietalem i pozniej popijalem w miare moznosci. Gorace zrodla i blota w Hévíz. Czasy licealne. Z bracmi Madziarami sie nieco popilo 🙂
Dzień dobry Wszystkim,
czuję się „wysezonowany” pracą i brakiem czasu.
Podczytałem i obejrzałem.
Nisiu – jesteś wspaniałym obserwatorem, co świetnie chwyta Twój obiektyw. A jeszcze do tego pióro. Ach…
Dzisiaj jak zwykle późno i ostatni po tej stronie, chyba że jeszcze yyc nie śpi.
Wśród Blogowiczów wiele osób zajmuje się ogrodnictwem – zakładają swoje ogrody, działki, sadzą kwiatki na balkonach (chyba tylko ja zawodowo i nie u siebie). W internecie znalazłem książkę, której kopię mam w Polsce. Jeśli komuś starczy cierpliwości, niech przeczyta (a może większość już zna?). Izabela Czartoryska jest osobą, którą uwielbiam za jej ogrodnicze zamiłowania… i nie tylko, choć niektóre bardzo kontrowersyjne.
Dobranoc. 🙂
http://www.polona.gov.pl/dlibra/doccontent2?id=24937&from=editionindex&from=$%7BsearchType%7Dsearch&dirids=3&lang=pl
Wlasnie idzie spac, czesc Nowy i dobranoc 🙂
Znam Izabele z Czartoryskich Dzialynska ktora mieszkala w zameczku pod Kaliszem w Goluchowie. Piekne miejsce a ona zrobila z niego cacko (z pieknym parkiem w stylu angielskim sie to chyba mowilo). No ale to bylo nieco pozniej 🙂
dzień dobry i dobrych snów Nowy … 🙂
człowiek „sezonowy” niestety mniej przydatny niż deski … 😉
dzień na placu zabaw to dzień udany … 🙂