Nobel Olszańskiego
Tadeusz Olszański był moim pierwszym nauczycielem… gotowania. Zaraził mnie bowiem miłością do kuchni węgierskiej, która w czasach PRL stanowiła niemal jedyną odskocznię od schaboszczaka z kapustą. Sam mistrz gotuje oczywiście wspaniale. A węgierskie inklinacje wynikają z faktu, że Mama Tadeusza była właśnie Węgierką.
Na mojej półce z kulinariami stoi skromna i szczupła książeczka „Nobel dla papryki” wydana w 1978 roku. Ozdobiona jest dedykacją autora w formie pytania: „Piotrkowi,- kiedy wreszcie zrobimy sobie wielkie żarcie?”. Od tego czasu wielkie żarcie robiliśmy sobie wielokrotnie. Raz u Tadeusza, raz u mnie. I tak na zmianę. Jadaliśmy też w Budapeszcie, gdzie Tadeusz wiele lat spędził jako dyrektor Polskiego Ośrodka Kultury i korespondent prasy oraz TV.
Książeczka, o której mowa jest kompletnie zaczytana. Pożółkłe kartki są w rozsypce. Niektóre zaś niemożliwie wytłuszczone. To oznaka, że dziełko Tadzia żyje. Korzystam z tych przepisów bardzo często.
Ucieszyłem się bardzo gdy dostałem nowe wydanie. Szybko jednak przekonałem się, że to nie jest wznowienie książki tylko jej na nowo pisanie. Wprawdzie 75 przepisów powtarza się w obydwu książkach ale wszystkie rozdziały do czytania są zupełnie świeże. Po prostu zmieniły się czasy i autor nie musiał wysilać umysłu jaki węgierski produkt można w Polsce zastąpić czymś innym, dostępnym w handlu. Dzięki temu mógł przytoczyć szereg pysznych anegdot z historii madziarskiej kuchni, co oczywiście dodało książce świeżości i… pikanterii.
Oto jedna z tych nowych opowiastek: Przed laty przywódca węgierskich komunistów Janos Kadar zaprosił do Budapesztu dwóch lewicujących pisarzy, laureatów Nobla – Miguela Asturiasa z Gwatemali i Pablo Nerudę z Chile. Podejmowano ich po królewsku, obwożono po kraju i pokazywano węgierskie osiągnięcia. Gospodarz liczył, że pisarze, z których zdaniem liczył się świat, opiszą po powrocie kraj miodem i mlekiem płynący. Z uwypukleniem oczywiście roli komunistów.
Obaj nobliści, chodzący wieczorami po knajpach Budapesztu i zaglądający także do kuchni, wróciwszy napisali książkę zatytułowaną „Posmakowaliśmy Węgry” sławiącą … madziarską kuchnię!
Ja też wysławiam węgierski stół jeśli znajduje się na nim halaszle, zupa fasolowa Jokaia czy zrazy Esterhazyego. No i oczywiście tokaj. Zwłaszcza liczący kilka, najlepiej sześć, puttonów
Komentarze
Alicjo, to chyba dobry dla Ciebie prezent imieninowy? Recenzja książki ulubionego autora!
I oczywiście – jako, że rejs za chwilę – stopy wody pod kilem!
Hej tam, Alicjo! Dziewczyno z krainy spełnionych marzeń!
A ja wieczorkiem zrobię nam napitek z rumu, soku i mleczka kokosowego – na toast.
Alicjo, wszystkiego najlepszego!
Alicjo, niech Ci się darzy na „Darze”, stopy wody pod kilem i wspaniałych, radosnych oraz smacznych wrażeń ! 😆 😆
Oczywiście jeszcze pięknej pogody w czasie rejsu – żebyś mogła pstrykać zdjęcia i codziennie sprawozdawać. 😉
No to co, że ostatnie życzenie jest bardziej dla Blogowiska, wiadomo, że „człowieki” są z natury egoistyczne. 😉 😀
Witam słonecznie. 😀
Also, To też Twoje święto, dlatego życzę Ci zdrowych, szczęśliwych i pysznych dni. 😆 😆
Są jeszcze dwie Blogowiczki, które kiedyś do nas pisały, a później jakoś poszły na odwyk : Alsa we Wrocławiu i Puchala w Szwajcarii. Jeżeli nas nadal czytają – to wszystkiego dobrego, Solenizantki!
Alicjo,
najlepszego 😆 😆 😆
http://www.youtube.com/watch?v=1kQwREgf3Z4&feature=related
Wszystkim dzisiejszym Solenizantkom z najlepszymi życzeniami 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=dWwNxqRrqyQ
Alicja w Kingstonie
dzisiaj w życzeniach nam tonie.
Wieczorem,kiedy chwycimy kielichy w dłonie,
niech nasze serdeczne i dobre myśli chłonie !
A na rejsie niech wcina ostrygi i okonie
i z kapitanem beczkę rumu niech otworzy
i do cna pochłonie 😉
Hej, kochani, Alicji można życzyć po staremu POMYŚLNYCH WIATRÓW!
Tę stopę wymyślono w epoce pożaglowej.
A Alicja przecież zaszczyci obecnością fregatę!
Pomyślnych wiatrów, Alicjo nasza kochana! Życiowych też.
Nieznanym mi Solenizantkom – wszystkiego najlepszego!
A, to ja o Olszańskim jednak. „Nobel dla papryki” mam, natomiast bardzo bym chciała mieć (a nie mam) „Kuchnię erotyczną”. Nie, żebym chciała zapraszać na „ożywcze” kolacje – nie w tym wieku, ale poczytać Olszańskiego, który ładnie i dowcipnie pisze – dlaczego nie?
„- Ale nie chciałabym mieć do czynienia z wariatami-rzekła Alicja.
-O na to nie ma już rady-odparł Kot – wszyscy mamy tutaj bzika. Ja mam bzika ty masz bzika.
-Skąd może pan wiedzieć, Ze ja mam.
-Musisz mieć. Inaczej nie przyszłabyś tutaj.”
Alicjo, wspaniałych wrażeń i dużo,dużo zdrowia !!!
Nisiu,
Z tego co pamiętam, Borchardt pisał że żeglarzowi należy życzyć silnych wiatrów. Życzenie pomyślnych wiatrów byłoby powątpiewaniem w umiejętności rozmówcy.
Alicjo – wszystkiego najlepszego!
Alicjo, pieknego rejsu i nieustającego dobrego humoru.
Żeglując Alicja na Darze
przez mgiełki wypatrzy miraże
Ryb wielkich jak mosty,
co z fali wyrosły.
Gdy wróci, na zdjęciach pokaże
Bratankowie Madziarowie są rzeczywiście znani ze swojej świetnej kuchni
i dobrych win,które jej towarzyszą.I tu Pan Lulek mógłby zapewne przytoczyć
parę smakowitych opowieści.Ja przypomnę tylko moje kulinarne,listopdowe
wspomnienia z Budapesztu :
https://picasaweb.google.com/109990791430941218162/DropBox?authkey=Gv1sRgCJat1NOm3LaHTw&pli=1&gsessionid=zLBOB2jBpbpWuDNv21FPEQ#5620597041968317474
Gospodarzowi serdecznie dziękuję za nagrodę, która dotarła wczoraj. Bardzo porządna książka.
Tadeusz Olszański pisze od zawsze. Nie tylko o kuchni. Zawsze ceniłem, co pisał na tematy turystyczne odnośnie Wegier i Słowacji, w tym Tatr. Na jego informacjach zawsze można polegać.
Słusznie Gospodarz zauważa, że Węgry w szarym socjaliźmie były wyspą luksusu kulinarnego. Wiele potraw towarzyszy nam stale. Placki ziemniaczane z gulaszem tak się w Polsce zadomowiły, że występują pod różnymi nazwami jako nasze produkty regionalne. U nas występują jako zarejestrowana specjalność kaszubska.
Zdjęcie Danuśki z restauracji Gundel przywodzi na myśl tytułowe naleśniki z orzechami. Równie popularne sa naleśniki czekoladowe w płonącym rumie. Inne słynne naleśniki – Hortobagy. Prosta potrawa. Nadziane mięsem z piersi kurczaka i zalane sosem śmietanowo-pomidorowo-paprykowym jak na zrazy węgierskie. Same zrazy, mniam mniam.
Gospodarz wspomina zupę rybną, ale mnie w ogóle sposoby traktowania ryb przez Węgrów wyjątkowo odpowiadają.
A zupy nie tylko rybne. Wszystkie odmiany gulaszowo bograczowe z fdasolą i bez. Dalej kluski wszelakie zaczerpnięte z wszystkich zakątków Austro-Węgier. Nie zapomnę prostej chłopskiej potrawy w eleganckiej prywatnej restauracji na obrzeżach Miskolca. Były to zacierki z twarożkiem. Byle co. Ale pamiętam ten smak do dzisiaj. Co za kluseczki, jaki twarożek ze szczypiorkiem i śmietaną. Na poprawkę łazanki z makiem.
O karpiu zwanym tam ponty już pisałem. Małe kawałki w cieście naleśnikowym. Nazywało się to Ponty Orly Medon i było serwowane np. w restauracji Sipos w Budzie. A zwykły pstrąg smażony na dowolnym bazarze – pycha. Dlaczego pycha, proste. Bardzo dobry i zawsze świeży olej, trochę cytrynki i masełka na wierzch.
Wino tokajskie. Tu też potrzebne wyjaśnienie. Producent – potężny koncern państwowy z piwnicami w Satoraljaujhely. W pobliży Sarospatak z wspaniałym zamkiem Rakoczych, miejsce urodzenia Św. Elżbiety. Satoraljaujhely też należało do Rakoczych. Tam miała toczyć się akcja filmu CK Dezerterzy. Naprawdę filmowano w Modlinie. A naprawdę wina tokajskie w dużej części produkowali prywatni mali winiarze dysponujący kilometrami podziemnych korytarzy wydrążonych w lessowej glebie. Tam wina dojrzewały, a dopiero potem trafiały do państwowego koncernu, gdzie były butelkowane. Stąd tak znaczne zróżnicowanie jakości.
Sprostowanie sklerotyka. Te kluski nie w Miskolcu tylko w Szegedzie. A to miasto siedzibą innego słynnego koncernu państwowego – od przetworów mięsnych, w tym salami.
Jako stara maruda mam jednak coś do wybrzydzenia. Robili Węgrzy dobre wisnie w czekoladzie. Ale ogólnie desery poza naleśnikami mieli takie sobie. Ciastka nieszczególne, choć bardzo ładnie wyglądające. Do typowych należało coś zwanego Sacher, co bardziej przypominało specyfiki o tej samej nazwie serwowane w ówczesnej Czechosłowacji niż prawdziwy tort Sachera przyrządzany w kawiarni Sachera (w całym kompleksie hotelowo-gastronomicznym) obok opery wiedeńskiej. Tort Sachera, choć bardzo popularny i obecny w wielu książkach kucharskich, legitymuje się składem chronionym urzędowo i tylko z grubsza wiadomo, o co chodzi. A diabel tkwi w szczegółach. Ale i to, co oczywiste, może wypaść różnie. Na przykład konfitura morelowa musi być wyjątkowej jakości, inaczej już będzie klapa. To samo z polewą czekoladową.
a nasi winiarze się obrazili na Pana Ministra Radka Sikorskiego bo podpisał umowę z Węgrami na wina podawane w czasie Polskiej Prezydencji .. mnie się wydaje, że jednak jeszcze nie czas na polskie wina ..
Alicjo jeszcze raz wszystkiego najlepszego … 🙂
Alicjo, wszystkiego najlepszego, najsmaczniejszego i najradośniejszego 😀
Wspaniałej, rozśpiewanej wyprawy!
Stanisławie,
W zeszłym roku degustowaliśmy tokaje w piwnicy Rakoczych. Od kilku lat firma jest we francuskich rękach. Furminty zeszły na psy, ale Aszu 6 puttonów warte grzechu.
https://picasaweb.google.com/EryniaG/Tokaj#
Miło wspominać Węgry. Jeszcze przypomniałem sobie filecik Mignon Rossini podany w restauracji Karikás w Hajduszoboszlo. Do tego bardzo dobre, choć mnie zupełnie nieznane, wino. Z 15 lat temu to było. Nazwa restauracji wymawiana jest Korikasz.
To o miłym wspominaniu było po zdjęciach Ewy
Dziękuję za życzenia – nie zapomnijcie też, że… 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=wO-RmPe6b7k
Nie ma się o co obrażać. Też myślę, że jeszcze za wczesnie na taką popularyzację. Nie znaczy to, że nie można przy okazji i polskich win zademonstrować. Z czerwonymi jednak jesteśmy jeszcze bardzo ciency.
W egierskie wina na pewno zasługują na dobrą promocję. Dotychcazs są u nas bardzo słabo znane poza tokajami. Egri Bikaver to nazwa nie zastrzeżona i najczęściej okropny cienkusz. Ale bywa i doskonały. Tak naprawdę ta nazwa jest bez znaczenia. Jest na Węgrzech wielu winiarzy z różnych krajów, którzy próbują coś robić i jest tam, co pić. Jednak większość polskiego importu z Węgier to kompletne badziewie. Ale można też u nas dostac niezłe produkty firmy Egri Korona Borhaz albo Egri Bikaver Tibor. To ostatnie całkiem drogie. Ale też widziałem Egri Bikaver w węgierskim Tesco rocznik ponad dwudziestoletni i była cena ho ho. Nie było etykiety firmowej tylko nalepka z danymi. Takie nalepki pamietam ze sklepów Nicolas we Francji. Ale w osrtatnich latach już ich nie widywałem.
Alicjo,
imieninowe serdeczności. Niech nie opuszcza Cię entuzjazm i ciekawość świata i ludzi. Niech nie zabraknie Ci pomysłów na kolejne podróże.
A co do kuchni węgierskiej, to oczywiście nie można nie wspomnieć o leczo, które w polskim wydaniu ma różne wersje. U mnie w domu jest bardzo lubiane, podobnie jak placki z gulaszem, które nazywam na przemian plackami po węgiersku i po cygańsku. A tu proszę, Kaszubi też roszczą sobie pretensje do tej potrawy. Potrawa trochę pracochłonna i kaloryczna, ale jaka smaczna.
Eska, zazdroszczę pachnącego jaśminu i znajomości ” Alicji w krainie czarów ” . 🙂
Dobrze, że Jolinek przypomniała, że mamy już lato, bo ja czułam się jeszcze wiosennie, a porządek w przyrodzie i w kalendarzu musi być. A jutro zakończenie roku szkolnego.
Alicjo, dokładam jeszcze jedno życzenie ; POMYŚLNYCH WIATRÓW ! 😆
Jako, żem szczur lądowy, to nie rozróżniam. 🙄
Alicjo,
Imieniowe serdeczności i życzenia – przede wszystkim wspaniałych, niezapomnianych wrażeń z rejsu, a po nim – perpektyw na następne.
Toast jak zwykle wieczorem. 🙂
https://picasaweb.google.com/takrzy/Latawiec#slideshow/5549498682155648658
Nowy,
gdybyś miał jeszcze jeden taki latawiec, to ja poproszę, baaardzo 😆
Z plackami po węgiersku związana jest nasza anegdota rodzinna. Bardzo wiele lat temu,kiedy to danie dopiero zaczęło pojawiać się w kartach naszych barów i restauracji mój Ojciec,który placki uwielbiał,zachęcony reklamą tego tej potrawy stojącą przed wejściem do jakiegoś baru wszedł,zamówił bez zaglądania do karty i zjadł z apetytem. Dopiero,kiedy dostał rachunek zdrętwiał,bo zamiast spodziewanych 3-5 zł na paragonie widniało całe 13 złotych! Ta suma wstrząsnęła nim niezwykle,bo był (co przyznaję ze smutkiem) okropnym skąpiradłem i nie lubił wydawać za wiele pieniędzy.Nie wpadł na to,że dodatek mięsa do placków podnosi zdecydowanie koszty tej potrawy 🙁
I to były pierwsze i ostatnie Jego placki po węgiersku jedzone poza domem.
Ewo, masz rację, oczywiście. Borchardt jednak BYŁ żeglarzem… a ja jako pasażer wiem, ze silne wiatry są fajne, kiedy dmuchają z odpowiedniej strony, żeby statek nie szedł w takim przechyle, jak potrafi, hehe. Załoga chodzi z wdziękiem na jednej nodze krótszej, a pasażerowie muszą łapać się wystających elementów, żeby nie polecieć na pysk. No i zupa się wylewa… Myślę, że Alicja za pomyślne wiatry się nie obrazi.
Poza tym można przecież pomyślne rozumieć jako silne.
Dorabianie ideolo to nasza specjalność!
Jotka,
Nie mam 🙁 🙁 🙁
Nisiu, 😆 😆 z tą przypadłością u mnie walczy rodzinka i walczę ja. 😀 Nie całkiem nam to wychodzi, choć maciupcie postępy są. 😀
Nowy, nie martw się, jesień jeszcze przed Tobą a latawce, to chyba jesienna zabawa. 😀
Znam Borghardta na wyrywki i nie pamiętam żeby życzył silnych wiatrów. Jako żeglarz był tradycjonalistą i używał określeń znanych od wielu lat. Silne wiatry z niesprzyjających kierunków były przekleństwem żeglarzy z epoki przedsilnikowej. Stali często „zamurowani” w portach. Silne wiatry niszczyły takelunek, darły płócienne żagle. Życzenia pomyślnego wiatru (smooth sailing) towarzyszyły żeglarzom od tysięcy lat.
Alicjo! Życzymy Ci bagsztagów do 5B. Szybko i komfortowo. Życzymy tak, bo Cię kochamy. Pamiętaj o tym, gdy wieczorna porą będziecie żeglować kursem „na zachodzące słońce”…
Kuchnia wegierska…….
Moja maminka miala korzenie „z tamok”, kochala leczo, nalesniki ( + Pan Lulek), rozniaste gulasze i zupa z drugim daniem w jednym garnku. Jesienia na blacie zawsze staly miseczki czyli mieszanka wody z oliwy z octem a w tym byly plywajace kawalki papryki, pomidory z cebula. Byl to wspanialy dodatek do wszystkiego. Szkoda, ze wegierska kuchnia nie jest popularna, przyznac musze, ze tlusta ona jest…..ale pychotka. Jezdzilam tam rok w rok na wakacje, potem budowalam cukrownie no i przytylam sobie, ze hej!
Buziaki
Co do plackow „po wegiersku”, to jest nasza radosna tworczosc, to tak jak by ktos puscil w swiat: poledwica w sosie mietowo-slodkim po polsku.
Buziaki,
Na Węgrzech miałem standardowe zamówienie (fenetycznie) „Holasle, kette liter bor, teszek” tzn „zupa rybna, dwa litry wina, proszę”
„Kuchnię erotyczną” Tadeusza Olszańskiego wynoszę pod niebiosa od stu lat na blogu, od czasu do czasu zamieszczam sznureczek do zeskanowanych kilkunastu stron, bo uważam, że jest to książka znakomita i bardzo do czytania, a dzięki frywolnym obrazkom Artura Gołębiewskiego – do oglądania 🙂
Miałam to szczęście, że dostałam od kuzyna z Poznania (Pyro! Że też Cię nie znałam wtedy!) wydanie pierwsze, nie wiem, czy były wznowienia, a naprawdę jest to dość wyjątkowa rzecz, warta wznowień.
Zerknęłam w google – ku mojemu zdziwieniu znalazłam „Kuchnię erotyczną”, ale wydaną w 2007 roku, autorstwa Barbary Jakimowicz-Klein.
Nie wiem, co książka zawiera, być może jest bardzo dobra, tylko ten tytuł…jak się pisze o kulinariach, to powinno się wiedzieć, że jest już książka pod takim tytułem i również dotyczy kulinariów 🙄
Nieustające podziękowania za życzenia. Toast o wiadomej porze, a tak całkiem na luzie wieczorem (Nowy 🙂 ), bo póki co zbieram się do podróży. Zaczęłam od prania, wyciagnęłam z szafy *torbę*, a jakże…
Esko,
nie uwierzysz, ale ja chyba jestem jedyną Alicją, która TEJ książ?i nie przeczytała 😉
Krystyno,
w Kłodzku była dawno-dawno temu restauracja „Czardasz”. Placki po węgiersku w ich wydaniu to była poezja i nigdy nie odpuściłam, będąc w Kłodzku, a bywałam w miarę często. Niestety, już dawno nie ma „Czardasza”. Jak sama nazwa wskazuje, restauracja specjalizowała sie w kuchni węgierskiej, była bardzo popularna. Ja tak się „załapałam” na te placki po węgiersku, ze mało co innego spróbowałam, ale restauracja miała znakomitą opinię w całej Kotlinie Kłodzkiej.
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Teksty/Kuchnia_erotyczna/
O! Zupę rybną mi Cichal przypomniał! To i owszem. A kuchnia węgierska z „Czardasza” podchodziła mi między innymi dlatego, że mnie wszystko, co ostre, bardzo smakuje i praktycznie nie ma dla mnie dań „za ostrych”.
Cichalu, będę pamiętała! Jeszcze raz – dzięki wszystkim za życzenia.
Lena,
taka kuchnia, jaki kucharz, stały przepis to jest tylko na zagotowanie wrzątku, a reszta to rzeczywiście twórczość. I tak powinno być 🙂
Cytując Borchardta cytującego kapitna Stankiewicza – Znaczy, się umówiliśmy – Wszystkiego najlepszego Alino, pod stopami, nad głową, w kielichu, na talerzu i tepe i tede 🙂
O 1:16 Twego czasu lato do Ciebie zawita – pięknego lata.
Mąż Ci komputer dotyka – niech nie dotyka.
Oby Ci ten pręgowiec amerykański czyli ziemny wiewiórek czyli chipmunk ogrodu w całości nie spożył.
Optymalnych szybkości mas powietrznych i chmur.
Za Leonidem Teligą – „Piękny słoneczny świt, rozkołysane morze, silny wiatr. To wszystko jest potrzebne do doskonałego życia” – tego.
„Morze, zapewne wskutek zawartej w nim soli, nadaje szorstkość zewnętrznej powłoce swych sług, lecz zachowuje słodycz ich ducha”
Z rozpędu dodałem korzenną opinię Josepha Conrada o Cichalu 🙂
(osobie która zauważy karygodny bład w moich życzeniach przyznam medal z węgierskiej papryki)
Zauważyłam 👿
Ale i tak dziękuję 🙂
Alicjo – Tak, właśnie to było moim dla Ciebie prezentem. Uśmiech na drogę, bo w samolocie nie bardzo jest czym przekąsić 🙂
Placku, lejesz miód na moje skołatane serce. Wypiłbym za Ciebie „kette a nawet harom liter bor” ale wraże wracze zaordynowały mi antibajotyki i zakazały uciech wyższych…
Alicjo, mój Pierwszy, wyręcz starego!
Alicjo, skoro dałaś sobie „Dar” w prezencie, to już nie wiem, czego Ci jeszcze życzyć 🙂 Może tego, żebyś miała siłę się z nim rozstać 😉 Ale jeżeli za kilkanaście dni przeczytam „”Dar” porwany!!!”, będę trzymała kciuki za szczęśliwe przewleczenie przez kałużę, prosto pod wiadome okno 😀
Na cześć wszystkich Alicji toast czerwonym 22:00 punkt 😀
Cichalu, też znam Borchardta na wyrywki i coś mi się widzi, że Ewa miała rację z tymi silnymi wiatrami. Nie pamiętam, kiedy on to napisał i w czym, ale napisał. 😎
A tak w ogóle to po prostu spytamy pana komendanta Daru, jakie wiatry odpowiadają żeglarzowi od „tolszipów” i będziemy wszystko wiedzieć!
Alicjo, imieninowo samych dobrych rzeczy Ci życzę i wciąż tej samej ciekawości świata.
Cyyżby Placek chciał nas poróżnić? 🙂
Placku, 🙂 Cytat Conrada jest piękny.
Jutro będę już w Warszawie. Powrocę do Was z początkiem lipca a za tydzień spotykam koleżanki blogowiczki 🙂
„Znaczy kapitan” pewnie każde z nas na pamięć i na wyrywki. Kiedy Młodsza przedstawiła mi swego kolegę, z którym razem prowadziła wymianę szkolną z Vitre w Bretanii, spojrzałam z respektem na dwumetrowego pakera i tu słyszę nazwisko Borchardt – jak zareagowałam „znaczy za duży. Znaczy za silny”. Młoda mi potem sprostowała, że owszem – takie nazwisko nosi, ale ono nie rodowe, a po żonie. Sam miał jakieś nazwisko śmieszne czy coś i przyjął nazwisko połowicy. Tak, czy owak, pasuje jak ulał.
Na cześć Alberta von Szent-Gyorgyi de Nagyrapolta i zimowej Echidny także wypiję. Muszę. Nie mam „lodóweczki” na 50 butelek. Otworzę, wypiję do dna 🙂
Wróciłem do wczorajszego wpisu z winy pana Niedźwiedzkiego. Zaraził mnie swym entuzjazmem do win Possums. Na szczęście wina te są już dostępne na całym świecie. Hong Kong, Kanada, Warszawa (Piotr Wierzbicki – Wines United czyli po angielsku Zjednoczone Wina). Przygody Dr Johna to historia współczesnej Australii w kapsułce. Naukowiec, piękna kobieta, winorośla. 120 000 butelek rocznie. Dobrze jest być Australijczykiem z piękną kobietą i ogromną lodówą, ale najlepiej w Perth, bo tam nie jest zbyt sucho i gorąco (mam nadzieję).
Alberta-noblistę przypomniał mi tytuł książki pana Olszańskiego. Ideał człowieka, co z pewnością potwierdziłaby jego czwarta żona, Marcia Houston 🙂
Zapewniam, że jest to jak najbardziej na temat 🙂
Cichalu,
się zrobi, wieczorkiem 😉
Haneczko,
dobrze rzeczesz, inne prezenty mi niepotrzebne 🙂
Zajrzałam w google i wydaje mi się, że moje wydanie książki Tadeusza Olszańskiego jest znacznie ciekawsze, niż to:
http://czytelnia.onet.pl/0,5010,0,1,nowosci.html
Co ciekawsze, w mojej ksiżce jest zaznaczone, że jest to wydanie pierwsze – i rok wydania ten sam, 1994. Czyżby mnie sie dostał egzemplarz dla zbereźników? 😯
Tymczasem czas dzwonić do przyjaciółki z jednej ławki, Alicji-Alsy. Pewnie bez małego toastu się nie obejdzie, ale w zasadzie poza obiadem i wrzuceniem szmat do torby niewiele mi zostało do roboty.
Za zimową Echidnę pić będziemy 23-go, w środę. Za Wandę Teksańską też. Ja dołączę sobie jeszcze toast za Synową i Wnuczkę,
Hej, Łado, Łado, Kołado!
Witam.
Cichal, zanim zaczniesz używać antybiotyków próbuj wszystkiego co z nimi nie ma nic wspólnego, jak już wezwą karetkę reanimacyjną, to znaczy, że nie mam racji.
Sezon ratatujowy nadciąga, to może się przepis przyda… 🙂
Raz zbój Ratatuj, bardzo chcąc
się w wyższą wkręcić sferę,
nader dostojnych gości krąg
zaprosił na dinerek.
Dwie damy przytuptały wnet,
pękata i chudawa,
ciekawe bardzo, co na wet
Ratatuj chce podawać.
Po chwili w bramy zbója mknie,
nie bacząc, gdzie jest fosa,
mąż, co w całości składał się
z fioletowego nosa.
A za nim, robiąc wdzięczny dyg,
czerwienią lśniąc ubiorów,
przy stole się zjawiło w mig
trzech braci Pomidorów.
Ratatuj damom coś tam szkli,
zasuwa im duserki,
nagle Cebulę łapie i?
posiekał ją w plasterki.
A potem, na zbójecką swą
zasłużyć chcąc opinię,
z szuflady ostry tasak wziął
i napadł na Cukinię.
Spoconą wprawnie otarł skroń,
bo zmęczył się prawdziwie
plasterki z dam pochwycił w dłoń
i smaży je w oliwie.
Pociągnął smętnie nosem typ,
co zwał się Bakłażanem,
lecz nim odezwał się, już ? ryp!
i też miał przerąbane.
Do dam dołączył zacny mąż,
wzbogacił ciałem sosik,
Ratatuj zaś zbójeckim wciąż
rechotem się zanosił.
Pomidorowa na to brać
wrzasnęła: nuże, chodu!
w tej sytuacji tylko wiać,
to najsłuszniejszy modus.
Zbój tylko syknął: ?mów se, mów?,
wykonał wdech głęboki
i z Pomidorów miękkich głów
wycisnął wszystkie soki.
Wrzasnął: zbójecka gwiazdo, świeć
na cudne te katusze,
lecz by radochę pełną mieć,
ja jeszcze ich uduszę,
na wątpia im posypię sól,
dam pieprzu w każdą ranę,
rozmaryn, który wzmaga ból
i jeszcze ten? tymianek.
A kiedy usta otrę z pian,
gdy już odpocznę krzynę,
krawacik włożę i jak pan
spożyję z gośćmi diner. 😈
Alicjo, nie, okladka mientka,
pelno wiatru, najlepszego
2011-06-20 o godz. 19:18
Odp. dla Jolinka brzmi: Philadelphia. PA.
O herbacie…wspominki z Warszawy.
https://picasaweb.google.com/alicja.adwent/WarszawaMaj2010#5476728069079824274
Nisiu,
W tej sytuacji przyznaję Ci rację – pasażerom należy stanowczo życzyć pomyślnych wiatrów 🙂 .
Stanisławie – cieszę się że przyczyniam się do miłych wspomnień 🙂 .
Cichalu – sprawdzę to i dam znać, ale jestem prawie pewna SILNYCH wiatrów. Chociaż dopuszczam do siebie myśl że nie mam monopolu na rację… 😉
Bobiku, robię Ratatuj 😀
Ewuniu! Przecie ja też nie mam takiego monopolu. Humanum errare est. Moje uwagi były uwagami praktyka i żeglarza od ponad pół wieku
i tu niefarcik dopadl go
tymianek z rozmarynem
krawacik niepotrzebny mu
bo wbil sie pod sprezyne
https://picasaweb.google.com/slawek1412/NewAlbum2106111200?pli=1
wiem, ide pokucic,
ale teraz wiecie, w jakich warunkach przyszlo mi zyc, no i co z tego, ze mam komputer na kredyt?
na serce nie dawali
Cichalu,
„- Znaczy, cisza była największym wrogiem żaglowców, a nie sztormy. Długie okresy ciszy, spotykane przez duże żaglowce, były główną przyczyną przedłużania się podróży. Nie sztormy. Z silnymi wiatrami dobrzy marynarze dawali sobie radę z łatwością, podczas ciszy
najlepsi żeglarze byli bezradni. Znaczy, życzono dawniej żeglarzom wyłącznie silnych wiatrów. Życzenie pomyślnych wiatrów było dla żeglarza największą obrazą i wyrażeniem nieufności dla jego wiedzy żeglarskiej. Znaczy, żądza przygód zrodziła nawigatorów. Znaczy, cisza zrodziła maszyny i mechaników.”
Znaczy Kapitan, rozdział Wojny krzyżowe
Bobiku, wracam do kuchni i głosno czytając Twój poemat – gotuję!
Ewo.Znaczy, poddaję się. Sądzę jednak, przy całym szacunku i wręcz czci dla talentu Borchardta. że autor nieco przeszarżował z tą „hyrnością” żeglarską. Wystarczy poczytać Konrada czy też wspomnienia współczesnych żeglarzy.
Wrocław wygrał .. reszta płacze …
http://kultura.gazeta.pl/kultura/1,114548,9825144,Wroclaw_Europejska_Stolica_Kultury_2016___Jednoglosnie__.html
yurek dziękuję za informację .. 🙂
Alicjo Twoje zdrowie .. 😀
Cichalu,
Nie śmiałabym podważać twojego doświadczenia i umiejętności żeglarskich. Ja po prostu zapamiętałam ten cytat.
Jeżeli twierdzisz że silne wiatry to zbyt dużo szczęścia dla żeglarza, wierzę Ci na słowo 🙂 .
Pyro,
nie mięszaj mi dat – w środę to ja wylatuję (22-go, jutro), a ląduję 23-go 🙂
Sławku,
moja okładka jest twarda 😉
A mówiłam, że mam wydanie dla zbereźników 🙄
Rok wydania ten sam – ilustratorzy inni. Ja tam wolę wydanie, które mam 😉
O, lato już do mnie przyszło, ale się nie przywitałam jeszcze, bo malutki toast trzeba było z Alsą tradycyjnie wznieść.
Czekam na tradycyjną porę…mam wino udające szampana 😉
Ale w miarę dobrze udaje.
Zdrowie!
Alicjo, Twoje za zdrowie i piękną przygodę pod żaglami. 😆 😆
errata: za Twoje zdrowie …. 😳
Jolinku, że Wrocław wygrał, wiem już od dopołudniowej wypowiedzi min. kultury. Tym sposobem nie czekałam na werdykt, tylko spokojnie zajęłam się swoimi sprawami.
Badacsonyi Szürkebarát bardzo miło wspominam z PRL-u .Białe . Pan Olszański w swojej książce „Budapesztańskie ABC ” tłumaczył nazwę tego wina jako „szary braciszek” lub „szary mnich”.Kupowaliśmy ,jak „rzucili” karton po 12 zł za butelkę.Szukam w różnych sklepach tego wspomnienia młodości,ale bardzo rzadko bywa . Nawet w sklepie specjalistycznym z węgierskimi winami nie było.
Zdrowie Alicji
Alicjo,
Lec 30 km/h, pyr, pyr przy krawezniczku, czyli bezpiecznie.
Buziaki,
Alino przybywaj … czekamy .. 🙂
Wpadłam na moment – Alicjo! Wszego dobrego!
Spadam na powórze, Sylwia na urlopie, młodzież wyjechana, koniom trzeba dac.
No to, cichalu, stopy wody pod kilem!
Żabo! Obyś była dobrym prorokiem!
Zdrowie Alicji !
Szykujemy się też na powrót z kelnerskiej służby naszej rodzinnej Ali.Powinna być w domu za ok.30-40 minut Czeka na nią parę niespodzianek-między innymi kilka poziomkowych sadzonek(to zamiast kwiatów).Będzie chyba fajnie, jak to właśnie nasza Alicja-Alice zapoczątkuje poziomkowe uprawy w nadbużańskich włościach 🙂
Bobiku, czy mogę sobie Twój piękny, wierszowany przepis, skopiować do swoich przepisów ??? 😀
Alino – W tej chwili nie mogę z Tobą porozmawiać o Conradzie. Szczur Sławka zemdlał – czy wiesz coś o resuscytacji gryzoni? Osobiście nie mam o tym nawet wyrywkowego pojęcia 🙂
Resus to małpa, scytacja to podniecona recytacja cytatów – przepis na okiełznanie tego ważnego słowa. To ogier, ale Faust 🙂
Spór o to czego życzyć Alicji trwa. Spór o znaczy się wyrywki wygrała kobieta. Też mi niespodzianka 🙂
Pyro – Dobrze, ograniczę się do wzniesienia toastu na cześć australijskiej zimy. Żartuję, wypiję dwa razy 🙂
Katechizm żeglarski
Danuśka ucałuj Alę .. 🙂
Zdrowie Alicji! I Zdrowie Danusinej Ali!
Nie wiem jak to z gramatyką, ale zdrowie wszystkich Al!
O ! Nie wiedziałam, że Danuśka ma w domku Alicję. Danuśko, to życz swojej Ali uśmiechniętego życia. 😆 😆
Zapomniałam o Alicji Danuścynej i Alaina 🙁
Wszystkiego!
Alicje wszystkich krajów – łączmy się 😉
Alicjo – wszystkiego najlepszego! Dla innych Alicji również 🙂
https://picasaweb.google.com/104670639946022251378/Peonia#slideshow/5620753893954895730
Papryka, zupa gulaszowa i inne… 🙂
https://picasaweb.google.com/104670639946022251378/Wegry#slideshow/5620753970239820450
Asia,
ja pomyliłam kraje!
Wg. mnie emigruje się tylko raz, to już nie będę kombinować 😉
Dzięki za mniammmm-mniammmm zdjęcia!
Wiem, że uwielbiasz paprykę 🙂 . A zupa gulaszowa była naprawdę bardzo smaczna i pikantna.
Wydaje mi się, że emigruje się, kiedy trzeba; jednak w dobie otwartego świata, wybiera się miejsce zamieszkania. Najczęściej w kraju urodzenia ale nie zawsze i emigracja straciła swój wyjątkowy i status i ethos – bo przecież można wyjechać i można wrócić. Inna sprawa, że z czasem rośnie ilość powiązań z krajem osiedlenia, a nade wszystko łączą z nimi dorosłe dzieci i wnuki – już miejscowe. Poświęcenie wątpliwe , bo i w ojczyźnie czasem jest obco i paskudnie. A wrócić na trochę i nawdychać się miazmatów od czasu do czasu jest wskazane. Dramat jest wtedy, gdy w każdym z tych krajów człowiek czuje się obco – w nowy nie wrósł, ze starego wyrósł.
Asiu, tez mam fotke z taka sciana tylko zawartosc inna
https://picasaweb.google.com/108203851877165737961/OdpowiedzAsi#5620764010574394354
pisze niechlujnie bo na rekach mam spiacego szczeniaka…
Alicja kiedy w szczecinie?
skad Cie odebrac?
melduj sie !!!
Alicjowy toast wznoszę 😀 Kwitnijcie dziewczyny 😀
Nisiu,
ja w Szczecinie w czwartek gdzieś tak pod wieczór. Będę bez komóry, dotelepię się, adres znam, a wrazie draki zadzwonię skądś tam 🙂
Nie zawracaj sobie głowy, ja jestem włóczykij, dam radę!
Będę gryzła!!! Wszystko i każdego w zasięgu zębów! Jakem Stara Żaba!
Howgh!
O, rety Żabo co Cię trafiło???
Domowa Solenizantka też wyściskana i wycałowana 🙂
Dziękujemy za życzenia!Pomysł z uprawą poziomek zyskał uznanie 🙂
Czekamy jeszcze na wizytę Ukochanego.Tylko po co ja to piszę w liczbie mnogiej ?No tak,piszę,jak czuję,bo przecież ciekawość mnię zżera,względem tego imieninowego prezentu.Znacie to uczucie?
Wiem,że znacie!Niby człowiek się nie interesuje i nie wtrąca,ale jednak wszystko lubi wiedzieć 😉
Ukochany znalazł wakacyjną pracę w piekarni i dzisiaj skończył swoją drugą zmianę o 22.00.I tu cenna wiadomość-wszystkie świeże bułeczki piecze się właśnie na drugiej zmianie,wcale nie o trzeciej nad ranem!
Nocna,trzecia zmiana,jest wbrew pozorom,w dzisiejszych czasach najspokojniejsza.Takie mamy wiadomości od naszego człowieka w jednej z największych,warszawskich piekarni.
Eeetam,jaka to piekarnia 🙁
Taśma,maszyny,majster,robotnicy,fabryka pieczywa i tyle.
moze byc parka konia?
https://picasaweb.google.com/slawek1412/NewAlbum2106112234?pli=1#5620774676383518402
wielgachne, przezyja 🙂
howgh tez
Zadzwoniłam do Żaby – jak już klnie, to niech klnie na mnie. Ulży jej – ale nie odbiera. Zajęta gryzieniem czy jak?
Czy teraz Żaba wygląda tak???
http://deser.pl/deser/1,83453,7078366,Zaba_z_zebami__ktora_pozera_ptaki.html
Nisiu – nie mam pojęcia, bo tylko rzuciła hasło na blogu i pochłonęła ją czarna dziura.
Jeszcze zdążyłam! Najlepszego dla Alicji! 😀
Często będąc w Łodzi chadzam do węgierskiej restauracji Varoska. Jej właściciel ma również Anatewkę, której nie lubię, ale Varoskę i owszem – głównie smakuje mi tam oczywiście zupka rybna. Ale mają tam zabawny zwyczaj. Przychodzi kelnerka trzymając pod pachą płaską butelkę z długaśną szyjką, którą zatyka paluszkiem (mam nadzieję, że umytym). Jeśli delikwent nie ma naprzeciwko, zabiera ten paluszek i nalewa szerokim sikiem białego winka, całkiem przyjemnego i lekkiego. Kiedyś byłam tam z przyjaciółmi, wśród których był Piotr Anderszewski, pianista o korzeniach polskich i węgierskich. Spytaliśmy go, czy rzeczywiście widział kiedy na Węgrzech taki zwyczaj. Odpowiedział, że nigdy 😆
Co do win węgierskich, może już kiedyś opowiadałam, że miałam na studiach kolegę Węgra, bardzo zabawnego chłopaka, który był tzw. duszą towarzystwa, a w jego pokoju w Dziekance odbywały się nieustające imprezy. Na te imprezy Feri woził z Węgier wina twierdząc, że my tu nie mamy pojęcia, co to są wina węgierskie i on nas oświeci. No i faktycznie były fantastyczne! Ale przede wszystkim białe, rizlingowate.
To jeszcze ja. Przez prawie godzinę oglądałam (na komputerze) film tyle fascynujący, co straszny. Chodzi o burze słoneczne i ich wpływ na naszą maciupcią planetkę.
Jak ktoś ma ochotę i siłę to :
http://kinoplex.gazeta.pl/filmy/2,110234,9038526,Czysta_nauka__Burze_sloneczne.html
Żabo, kliknij co się stało, tylko nie mów, że Ci komputer zeżarł efekty ciężkiej pracy. 🙁
mel.guantanamera
zębata żaba,
czy żabie mieć ząb wypada?
Żaba zębata
znów nowy problem dla świata.
Zjada ptaszęta?
Niech żaba się opamięta!
Nie kuma żaba,
ża żabie tak nie wypada
Pyro, piękny wierszyk. 😆 Tylko, czy nasza Żaba go sobie weźmie do serca w takim nastroju ?
Zgago – to nie wierszyk, to tekścik.
Polski kelner z palcem węgierskiego pianisty, opus kolejny 🙂
Nikt nie grał węgierskich rapsodii tak jak Victor Borge, teraz już wiem dlaczego.
Nawet jako tekścik, jest super. 😆 😆
Ja nawet nie mam co marzyć o takich talentach. 🙁 Nawet nie mogę napisać, żem kobita prosta jak struna – raczej jak sznur. 😉 😀
Placku, 😆
„Placek” mi się nie otwiera. Nic to; popróbuję rano.
Myślałam, myślałam o wymyśliłam – czy ja mogę jutro na obiad zrobić knedle z morelami? Nie całkiem knedle, bo coasto raczej jak na leniwe , z twarogiem? Masełko, cukier, śmietana?
Pyro, morele są raczej „twardszymi” owocami, czy w tak lekkim cieście nie zostaną zbyt surowe ?
Zgago – to nie żarty.
Co do filmu – gdy ogarnia mnie chęć na coś strasznego, przeglądam się w letnich kałużach, wraz ze słońcem 🙂
Pyro, możesz. Wiem co mówię, bo takie ciasto knedlowe, do owoców, robię zawsze 🙂 Z truskawkami pyszota 🙂 Śmietana i cukier 🙂
Życzę BB spokojnych i pogodnych snów (wszystko jedno o której godzinie). 😀 Dobranoc, wszystkie ………………. itd, itd. 😉
Placku, przejrzyj się we mnie (zjazdowo?). Potem pogadamy o strasznym 😉
Placku, dziękuję. Dzięki Tobie będę miała roześmiane sny. 😆 😆
Chodzi, chodzi Baj po ścianie,
chodzi po suficie.
Kiedy zasnę, siądzie na poduszce i będzie mi szeptał sny do ucha.
Oj, dopiero teraz się zorientowałem, że trzeba dziś było Alicjowe zdrowie wychłeptać. 😳 Ale u Alicji jeszcze jest dziś, więc nalewam sobie bulek do miski i – chłep, chłep, chłep. Najlepszego! 😆
Zgago – wzruszyłem się, że ktoś jeszcze w dzisiejszych czasach pyta czy może coś skopiować, zwłaszcza na prywatny użytek. 😯
A pewnie, że kopiuj, póki sił i apetytu starczy. 🙂
A ja zasiadam przed okienkiem – przy winie szampanizującym, Jerzor zakupił hiszpańskie bąbelki. Toast wznieśliśmy.
Pozałatwiałam wszystkie sprawy i teraz peeeeełny relaks 🙂
Prawie…
Trzeba było odwiedzić bank i zawiadomić, że taka jedna będzie się szlajać po świecie i niech się nie dziwią, że będzie pobierać mamonę tu i ówdzie. Powiadomić firmę kredytową. Kiedyś tego nie było, ale rok temu tak się nadziałam – konto zablokowane jedno i drugie w Polsce, bo kto wie, czy ktoś się nie podszywa. Podszywaczka jestem 😯
No ale teraz już naprawdę relaks.
Nic nie spakowane, ale wszystko czeka w pogotowiu. Antek by się uśmiał 😉
Bobik,
senkju senkju, Ty z miski, ja z pięknego krośnieńskiego szampańskiego kielicha, tylko na specjalne okazje.
Kielichy dwa zostały podarowane z okazji ślubu dziecka naszych przyjaciół i przyjaciela naszego dziecka. Zawiłe, ale proste, taki zwyczaj 😉
Nie jest to wdzięczne do mycia, dlatego wyciągam tylko na specjalne okazje 😉
Ej, Alicja, pokazałabyś to Krosno!
A proszęż Cię bardzo 😉
Trochę burdelik przy maszynie, ale to się sprzątnie jutro. Albo i nie, bo pewnieJerzor doda swój burdelik, korzystając z mojej nieobecności, to co ja się będę wysilać 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_6914.JPG
Ooo, ładny kielonek, ładny, ale z winem oszukujesz, toż kawa, napisane wyraźnie!
Chiba pójdę spać.
Dobranoc!
No te Hiszpany napisały, ze kawa, a to bąbelki 🙄
Mnie tam za jedno, smakuje szampańsko.
Idę pod prysznic, bo trza zmyć farbę. Jak trzeba, to trza 🙄
Alicjo, dopiero dotarłem do domu.
Twoje zdrowie!!!
Dzisiaj rose i to z lodem, bo gorąco.
🙂
U nas też gorąco.
Bąbelki. I idę spać, bo jutro wylatuję w świat 🙂
dzień dobry ..
u Alicji było szampańsko .. u Ali poziomkowo .. a na blogu zagadkowo .. co Żaba miała na myśli? …
wczoraj wracając od wnuczki znalazłam piękną herbacianą różę, która pachnie jak róża .. 😀
Asiu przypomniałaś mi by zasuszyć w tym roku paprykę i powiesić w kuchni .. i czosnek i cebula będą ozdabiać moje skromne 5 m .. bardzo taki wystrój lubię … 😉