Od stolika do stolika
Od czasu do czasu opisuję tu restauracje, w których zdarza mi się bywać. Dziś dwie stołeczne czyli dla warszawiaków ale i tych bywających w stolicy okazjonalnie.
W doskonałym punkcie Warszawy, w odrestaurowanej pięknej starej kamienicy ( www.tiffanys.pl), mieści się lokal wyraźnie preferowany przez młodą publiczność. I my tam poszliśmy dzięki inspiracji naszej rodzinnej nastolatki. Pod szyldem sugerującym związek ze słynną amerykańską powieścią „Śniadanie u Tiffany’ego” lub bardziej z filmem pod tym samym tytułem, ukrywa się zejście do piwnicy, w której jest restauracja jak z lat 70. I tylko wielki plazmowy ekran na ścianie mówi, że to XXI wiek. Obawialiśmy się, że kuchnia też będzie przypominać drugą połowę zeszłego stulecia ale myliliśmy się całkowicie. Bruschetta z pomidorami, mozarellą i pesto, sałatka caprese, zapiekany camembert czy łosoś na szparagach zapowiadały niezłe menu.
Próbowaliśmy wielu dań i na żadne nie narzekamy. Z zup najbardziej przypadł nam do gustu krem pomidorowy z krewetkami i bazylią (14 zł). Aromatyczny, gęsty, z łezką śmietany i kilkoma krewetkami był wzorcowy. Podobnie możemy wypowiedzieć się o doskonałym daniu z polskiej kuchni czyli pierogach (18 zł) z okrasą tj.ze skwarkami. Prawdę mówiąc sami nie robimy lepszych.
Smakował nam też sandacz smażony w sosie borowikowym z warzywnym linguini (39 zł). Poza doskonale przyrządzoną rybą właśnie warzywa wprawiły nas niemal w stan zachwytu. Ale najbardziej wszystkim przypadło do gustu risotto z owocami morza i warzywami. Lekko pikantne, z ostrym zapachem i smakiem morza, w brunatnym kolorze sugerującym obecność sepii z kałamarnicy mogło kosztować więcej niż wymagane tu 25 zł. Dwa desery, bo na więcej już nie mieliśmy sił, to szarlotka (8 zł) na gorąco i naleśniki Tiffany’s (15 zł) czyli z farszem serowym i w gorzko-słodkim czekoladowym sosie (15 zł) dopełniły posiłek.
Gdyby nie fakt, że wyraźnie zawyżaliśmy średnią wieku w lokalu to chętnie byśmy tam jeszcze poszli.
W tym samym tygodniu byliśmy w zupełnie odmiennym lokalu a właściwie lokaliku. W dodatku poleconym przez naszego lekarza, którego odwiedziliśmy ze względu na lekko nawalający bark i inne kości. W pobliżu siedziby największego polskiego dziennika ulokowała się jedna z mniejszych restauracji na Dolnym Mokotowie ( www.restauracja-sopranos.pl). W drewnianym pawilonie przypominającym targowy stragan, stoją stoły poodgradzane od siebie przepierzeniami. Stwarza to niby-intymność ale równocześnie pozwala nawiązać łączność (jeśli się chce) między gośćmi. Włoskiego ducha (mimo iż szef kuchni jest Polakiem) da się zauważyć już podczas lektury karty dań. Nie spotkaliśmy dotąd w Warszawie ciccio (11 zł) czyli podawanego gorącego włoskiego podpłomyka z bazylią, który macza się w oliwie (tu jest doskonała) i uważając na gors koszuli oraz spodnie, pochłania w oczekiwaniu na zamówione dania. Dla amatorów była także focaccia (13 zł) t.j. nieco grubszy rodzaj placka, który nie pieczony tak długo jak ciccio, pozbawiony jest lekko zwęglonych oczek. Ma za to w sobie nieco więcej ciasta.
W menu jest też 25 gatunków pizzy. Nie jedliśmy żadnej lecz widok ze smakiem zajadanych placków ciasta ozdobionych różnymi smakołykami sugerował wysoką jakość i umiejętności pizzeiolo.
Z trzech zup wybraliśmy cebulową (11 zł) i był to wybór trafny. Zupa po prostu wyborna. I jakże różna od swojej francuskiej siostrzycy. Bez skorupki zapieczonego sera na wierzchu ale za to znacznie bardziej bulionowata i z cebulą bez natarczywego zapachu.
Duży jest wybór makaronów. Przetestowaliśmy zaledwie dwa rodzaje: farfalle Palermo (25 zł) podawane ze zmielonym szpinakiem, suszonymi pomidorami, szynką parmeńska i sosem pesto oraz penne frutti di mare (24 zł) czyli z owocami morza w sosie pomidorowo-śmietanowym. Makarony pachniały tak kusząco, że narażając się na poparzenia pochłanialiśmy je nie zwlekając ani chwilki.
Komplementy należą się również kapitańskim krewetkom (28 zł), które prosto z grilla wpadły na plasterki podpieczonych pomidorów i pływały w delikatnym śmietanowym sosie.
Desery tradycyjne, jak np. zbanalizowane już nad Wisłą tiramisu, odłożyliśmy na kiedy indziej zamykając posiłek espresso. Naprawdę dobrym.
Nie sięgnęliśmy też po wino, co jest poważnym błędem i wręcz naruszeniem włoskich obyczajów. A wynikło to z powodu obawy przed utratą prawa jazdy. Wybór win w Sopranos jest duży i dobry. A narzuty cen minimalne. Można wypić dobre, bądź bardzo dobre, i czerwone i białe wina w cenie od trzydziestu kilku złotych za butelkę. A wręcz znakomite nie przekraczają 80 zł.
Obsługa bardzo sprawna, sympatyczna i fachowa. Lokal leżący na uboczu, pełen gości w różnym wieku, w sobotnie popołudnie świadczy o zdobytej w tzw. szeptance sporej popularności.
Komentarze
Ach- cucina italiana !
Czy ona jest toscana,czy też romana
To przecież zawsze jest kochana 😀
Bruschetty chrupkie i pachnące,
pasty sosami spływające,
pizze pyszne i trochę tuczące,
dolci,jak słodkie mgiełki
nas roztkliwiające !
A pizzAiolo zręcznością nas zachwyca,
ale nie teraz 🙁
Teraz do pracy biegiem hycam 🙁
Dzień dobry – tu Starsza z maszyny Młodszej (u mnie inna zabawka na monitorze)
Jak zwykle – kiedy wyjeżdża dziecko, ja żywię się tym, czego Dziecię nie jada, albo jada niechętnie. Dzisiaj więc będę jadła polewkę z kwaśnej śmietany z jajkiem i rybki smażone (leszcz, karasie). Za chwilę pójdę moczyć grzeszne cielsko, bo tak to jakoś jest, że jak człek niezbyt zdrowy, to bardzo szybko przestaje być ciałem pachnącym; niech więc woda zmyje te brzydkie miazmaty.
Witam serdecznie 😀 i pogodowo niezdecydowanie, bo za oknem trwa walka słońca z chmurami. Wygląda na to, że chmurzyska zwyciężą. 🙁
Gospodarzu, widać jak na dłoni, pańską tęsknotę za Włochami. 😆 😆
Dlatego życzę, aby mógł Pan jak najszybciej tą tęsknotę ujarzmić, wyjazdem do słonecznej Italii. 😆
Errata : „tę tęsknotę. 🙁
Dzień dobry,
Włoski dzień zaczęliśmy rzymskim weekendem pod wczorajszym wpisem 🙂
U mnie na obiad spaghetti ? la carbonara. A za oknem zupełnie wiosennie.
Wracając do Twojej Pepegorze wypowiedzi:
„A teraz zmarł Arcybiskup Życiński. Pozostał mi tylko jeszcze Biskup Pieronek, wie ktoś jeszcze o kimś innym”.
Oczywiście, że wiem, choćby Abp T.Gocłowski. Lista jest obszerniejsza. Nie masz co się martwić.
Złośliwi twierdzą, że wszyscy oni jakimiś TW byli, czy czym tam podobnym.
Powszechnie jednak wiadomym jest, że werbunku dokonano „bez ich woli” a nawet jeśli, to przecież gdy „palili, nie zaciągali się”, a gdy pili, to nie zakąszali.
Ide doplazac pod Dwór Arthusa
Jakem Pan Lulek
Pyra starsza – kto wie co Pan Lulek będzie robił pod Dworem Arthusa? Nijak nie mogę wykoncypować.
Witam Szampaństwo.
Pyro,
doplażać się będzie? 😯
Nie wchodzę do restauracji, w której są ekrany telewizyjne, żeby nie wiem, jak wspaniała ta plazma była. Nie znoszę, kiedy przychodzę z wizytą, a w głównym pomieszczeniu telewizor, i to na chodzie. Niestety, w Polsce jeszcze tak się zdarza. A ja cholery dostaję, bo mnie to rozprasza, wpadłam na krótko, chciałabym pogadać – i nie ma jak 🙁
Kulinarnie – nastawiam na żurek, temperatury sprzyjają zupom.
Witam serdecznie.
Pyro – to przecież jasne. Pan Lulek idzie się dopląsać.
Alicjo, masz tą samą „przypadłość” co ja. Moi przyjaciele już od lat o tym wiedzą, dlatego jak mnie zapraszają, to ekrany TV są czarne. 😀 Pod tym względem jestem ortodoksyjna. A przy okazji zauważyłam dziwną rzecz; znajomi, którzy mają na okrągło włączony odbiornik TV, nawet wtedy, gdy zapraszają gości na imieniny, czy urodziny, gdy z kolei ja ich zapraszam (beztelewizorowa jestem), to pierwsi się żegnają. 😯
Jeśli chodzi o podrzucanie naleśników, to przed podrzuceniem, trzeba potrząsnąć patelnią, żeby sprawdzić, czy nigdzie naleśnik nie przywiera a potem podnieść patelnię znad palnika i przechylić lekko (rączka wyżej a przeciwległy brzeg patelni nieco niżej), potem ciut przesunąć naleśnik w stronę przeciwległego brzegu i podrzucić ruchem zdecydowanym unosząc ten przeciwległy brzeg. I jeszcze jedno – naleśnik przed podrzuceniem nie może być płynny z wierzchu – bo się rozpryśnie. 🙁
„Kurcak”, pokazanie tej techniki, to kilka sekund a pisanie, to prawie nowela. 😉
Mam dzisiaj zamiar poeksperymentować i robię sobie Galette z wędzoną polędwicą i szpinakiem z serem, typu Roquefor. Mam jeszcze dość sporo tego sera od młodszej (a termin jego ważności się zbliża), dodany do nadzienia sajgonek, sprawił, że czułam ogromny niedosyt sajgonek. 😉
coli mi sie zachcialo. wszedlem do wewnatrz gdzie od stolika do stolika wystarczylo dac krok. ale kto tam obsługiwal potrzebowal nie tylko dwoch nog. potrzebowal dwoch ksztaltnych i ladnie zbudowanych nog
przy barze siedzieli na ogol smutasy. obsluga byla w bikini, panienki z kuszacymi nogami. takie dziwaczne miejsce. kazdy z klientow doskonale wie, ze panienki sie nie rozbieraja i ze nie sa do wyhaczenia. sam widok przyciaga klientow. musi im wystarczyc skoro przychodza i wciagaja pare szklanic piwa
czekajac na reszte nadmienilem ze mi lekko spieszno. o 22:oo zamykaja tunel na conocny remont i nie mam ochoty krazyc waskimi ulicami. paulina zaskoczyla od razu. w takim razie pojade z toba, musimy mieszkac w tej samej czesci miasta. bede wczesniej w domu, zona sie ucieszy. nie chcialo mi sie wierzyc w ostatni czlon zdania. wielu facetow ktorych znam robi sie nerwowych podczas takiej konfrontacji. w koncu, bliskosc pieknego ciala wywoluje zyczenia bycia przy nim calkiem blisko
poczulem kumac basibrzuchow szukajacych tam wieczornego azylu zanim dotra do swoich zon
Starsza z Pyr.
Czyli mam rozumieć, że Pan Lulek z Katowic trafił do Gdańska? I ma zamiar poszaleć? A niech się bawi
plazma natomiast jest w kfc. ale nie tylko. trzy stoliki dalej siedzialy dwa przyklejone do siebie malolaty. calujac sie jednym okiem spogladaly na sciane glowna lokalu. tam wisiala ogromna plazma. leciala telenovela i po minucie calowania na ekranie gowniarze przestaly i patrza sie niczym szpak w gnat jak to robia aktorzyny. czarujace
Kochana Pyro,
Nie mysle……
U mnie wiosna aż się kurzy Niebo jak w Italii, susza 🙁
Slonce wstaje.
Konfitury morelowo-cytrynowe gotowe.
Barbaro,
zrobiłam je z 250 g suszonych, namoczonych przez noc, moreli, 2 dużych cytryn ugotowanych do miękkości tak, jak we wczorajszym przepisie. Nie dodałam jednak żadnej pektyny. Pomyślałam, że cytryna ma w sobie tyle własnej pektyny, że spróbuję, czy się samo nie zagęści. Drobno pokrojone morele i cytrynę uzupełniłam wodą z namaczania do 1000 g, wymieszałam, zagotowałam, dodałam 500 g cukru i sok z trzeciej cytryny i gotowałam mieszając ca 20 minut. Po tym czasie dałam kilka kropel konfitury na zimny talerzyk i sprawdziłam, czy zastyga jak się należy. I gotowe 😉
Jak Nemo robi konfitury,to aż się kurzy 🙂
Wyglądają ponętnie.
Zanotowałam sobie przepis Nemo, wczorajsze wskazówki też 🙂
Może się zmobilizuję. Wyglądają rzeczywiście ponętnie.
Dla zainteresowanych, są w /Przepisach, w dziale /PRZETWORY
Ja chyba też się na to skuszę, mimo mrozu wybieram się mniej więcej w południe Za Róg, trzeba rozprostować kości, kupić parę drobiazgów oraz suszone morele. Są u nas w sklepie żywe, ale jakieś takie bez smaku, nie wiem, skąd je importowali, raz kupiłam – wystarczy.
Miała być śnieżyca, wszystko poszło do Jankesów 😎
Straszliwy dźwig przyjechał na budowę naprzeciwko i coś dźwiga 😯
Nowy, pewnie przyjdziesz dopiero pozniej, to tylko potwierdzam. Tak, dokladnie. Ale kiedy to bylo 🙂
Ogrodnicy przynieśli mi wiosnę w postaci bratków. Są żółte, białe, fioletowe, mieszane, duże i małe. Stoją na ganku w doniczkach i wiszą. Mam nadzieję, że u nas zimy już nie będzie!
😆
Kocham bratki, choćiaż wolę ciemne i duże, wzruszają mnie wszystkie. Będą jeszcze mroźne noce, Nisiu. Podobno nasz pies chuligani – odebrał dziecku piłkę i natychmiast przerobił na strzępy, rudzież rozgryzł własną uprząż. Amoa się wyłączyła, bo pies zabrał się za samochód sąsiada. Napadło psa?
Przepraszam za literówki – pisałam bez światła
Rozwinął się, skubaniec 😉
http://alicja.homelinux.com/news/img_5587.jpg
A my dzisiaj skubanca robimy. Jak sie rozwinie sytuacja to dam znac. Moze jutro zrobimy. Zamowilem wedzony boczek i zeberka na kwasnice. Gaska (grzbiet i skrzydelka) juz czeka 🙂
Nemo, nie wiesz nawet jak mnie pocieszyłaś, nie znalazłam tego Gelfixu w sklepie. Było co prawda coś w tym stylu, ale inna nazwa i nieco inne proporcje owoców. Zakupiłam tylko cytryny i morele. A tu taka niespodzianka, można i bez Gelfixu. Wieczorem namoczę morele i rano do dzieła 🙂 Jak mi dobrze pójdzie, to poszperam w innych sklepach za tym specyfikiem i następną zrobię z mrożonych owoców, bo nie ma to jak konfitura własnoręcznie upichcona 🙂
Alicjo, widzę, że poza kwitnącym „skubańcem” w tle widać kwiatki bougenvilli, czyżbym się myliła? Moja już ma pełno młodych pędów, ale jeszcze nie kwitnie, może czeka na nową ziemię, czy to już pora na przesadzanie kwiatków?
Basiu, lubisz bugenwille?
To dla Ciebie:
https://picasaweb.google.com/108203851877165737961/Bougenville#
troche tu nie bywalem. niewatpliwie pozostala po mnie tutaj luka. dzwonie do sasiada i wylewam zal, ze wraz z jego nieobecnoscia jestem nieobecny w cyberprzestrzeni
on na to, bym go nie rozsmiaszal, kiedy on wlasnie przed sciana placzu stoi
takim razie badz grzeczny, nie placz za duzo i nie smiec
widze tu ogromne przemeblowanie
gdzie dorotol???
dorotolku – daj znac bo umieram
Nisiu, ten ogród to Twój? To się da hodować w ogrodzie? Uwielbiam bugenwille – dotychczas tylko platonicznie, jeszcze nie ich miałam w mojej domowej kolekcji.
Krysho – niestety, nie… Ten fajny ogród jest na karaibskiej wyspie Virgin Gorda czyli Tłusta Dziewica… o ile dobrze pamiętam, bo te wyspy już mi się trochę zlewają. Wyobraź sobie całe zbocze zarośnięte bugenwilą… i to w różnych kolorach!
Takich kolorowych naoglądałam się na Florydzie rok temu – różnokolorowe. Moja już troszkę papierkowuje, przekwita, ale na poczatku jest bardzo intensywnie czerwona, mt7 mówiła mi kiedyś, jaka to odmiana, ale mi wywiało z głowy, pewnie podczas florydzkiego rejsu rok temu 😉
To się da hodować w ogrodzie krysha , ale musisz mieszkać w ciepłych krajach 😉
yyc nie wiedzialem ze z ciebie taki towar 😆
na moj smak oraz doznanie to jednogarbne badz dwugarbne nadaja sie jedynie do transportu towarowego 😆
a jak padna to po dluzszej obrobce termicznej na gulasz
czyzbys posiadal wbudowane poduszki powietrzne i nie odczuwales kanciastych ruchow tych jakze malo eleganckich stworzen?
jedynie co ladnie potrfia to stapac swoimi smuklymi nozkami. robia to z niesamowitym wdziekiem. lubie na nie patrzec jak stawiaja z gracja kopyta. malo ktore duze czteronozne zwierze sprawia tak mile wrazenie posuwajac sie naprzod po planecie 😆
Ale u mnie w stosownym czasie będą wielkie zarośla czerwonej pnącej róży Montezuma i białego jaśminu – patriotycznie. A z drugiej strony też pnąca New Dawn jasnoróżowa i Sympatia czerwona. I jeszcze luzikiem dwie różowe: Super Dorothy i Rosarium Uetersen. Nie gorsze od tych egzotów. Rododendrony i azalie też robią niezgorsze zarośla, a magnolia sama jedna starcza za całą grządkę.
Dodam, że w RPA też tego pełno, wręcz całe drzewa, w róznych kolorach.
I jeszcze dodam – o czym już mówiłam, że u mnie o tej porze właśnie wszystko kwitnie. Patrzeć, a hoya dołączy do towarzystwa.
Pytajniku lubie garbusy. Mieszkajac pare tygodni w malej wiosce w Sudanie byla okazja pojezdzic. Super przyjemne. A ta otchaln i kolor pustyni. Te zachody. Ta cisza. Brak elektrycznosci wiec tylko swieczuszki gdzieniegdzie. Najlepszy byl parking osiolkow pod szkola. Co rano czesc dzieciakow (tych lepiej usytuowanych) podjezdzala na osiolkach i je parkowala w gaju obok boiska. Popoludniem dosiadali spokojnie czekajacych osiolkow i sie rozjezdzali. Musze poszukac zdjec. Palmy daktylowe na zlotym piasku (Sudan slynie z najlepszych daktyli) i szumiacy Nil dopelnialy wspanialych przezyc. Ktoregos wieczoru 3 kobiety na osiolkach przejezdzaly niedaleko domu i odrazu Trzej Krolowie w glowie. Kobiety ubrane sa na kolorowo (faceci na bialo) wiec widok byl pyszny. I ten zapach pustyni. Nie do podrobienia. Zreszta duzo miejsc pamietam z zapachu a pustynie (Bayuda w tym wypadku, czesc Sahary) szczegolnie mocno. No to tyle.
Nisiu, ach i och za te obrazki. Też się zdziwiłam – czyżby w Twoim ogrodzie, znanym przecież z obfitości kwiecia. Ja w tych kwiatach rozmiłowałam się w Meksyku, tam podziwiałam ich wytrzymałość na pustynną wręcz suszę. Kwitły niestrudzenie, stroiły domostwa zamożne, ale też pięły się wśród zabałaganionych, mizernych chałupek. No i te kolory intensywne, tak jak na Twoich zdjęciach. Tęsknię tu za nimi i dlatego kupiłam sobie taki maleńką, parapetową namiastkę. Ale i to maleństwo robi co może, w lecie, wystawione na balkon wypuszcza śmieszne dwa długachne pędy i kwitnie jak szalona przez całe lato. Na zimę jednak wraca grzecznie na parapet 🙂
osiolki (zdaje sie ze je w salami upychaja ) tez uwielbiam. ksztalt ich uszu za kazdym razem podziwiam. ale nie tylko uszy godne sa ogladania. jakis czas temu wyladowalem na wyspie zamieszkanej jedynie przez osioly. ujezdzaly sie nawzajem, te osioly oczywiscie. do dzis slysze ryk radosci osiola podczas milosci
zolwie nie sa wcale cichsze. a i kulinarnie znacznie przydatniejsze
No ponoc osly to salami. Przynjamniej o wegierskim sie tak mowilo. Jesli tak jest to znaczy osiolek jest przy wszystkich innych zaletach bardzo smaczny. Skubany wytrzymaly tez. Jak dwoch doroslych na takim siedzialo, nogami smarujac po piachu to spod nich osiolka tylko uszy bylo widac. Nie moglem nadziwic, ze on jeszcze sie moze poruszac…a jednak szedl spokojnie jak nigdy nic. Ci dorosli raczej do szczuplejszych sie zaliczali jak zdecydowana wiekszosc miejscowych ale jednak. Turban, sniezno biala galabia. Wszystko to porusza sie miarowo po pustyni i z blizszej odleglosci wylania sie z tego ucho…drugie ucho i w koncu glowa osiolka… W oddali muezin wzywa na kolejne modly. Fajnie bylo.
Yycu. Przywołałeś obrazy już prawie antyczne. W 1974 roku przejechałem Sudan od Wadi Halfa do Chartumu i potem przez pustynię Nubijską do Port Sudanu. Wcześniej również śladami Stasia i Nel od Port Saidu do As suanu. W końcu wylądowałem w Mombasie czyli w okolicy spotkania sienkiewiczowskich bohaterów z ojcami. Potem była Tanzania, Zanzibar, Uganda, Kilimandżaro, Wyżyna Wsch-Afrykańska. Spotkania z Masajami i Masajkami (niebezpieczne) lwami, nosorozcami, słoniami i bawołami (bardzo niebezpieczne) Na wielbłądach nie jeździłem. Szkoda…
zbliza sie wlasciwa pora 😆
za zdrowie dorotala!
Ato dla wszysctkich, któzy uważają, że nasze kwiaty są mniej kolorowe od egzotów…
https://picasaweb.google.com/108203851877165737961/Kwiatuszki#
To tylko z jednego albumiku z mojego ogródka w zeszłym roku.
No tak to ze wspomnieniami jest, ze przychodza po latach 🙂
Wczoraj dziewczyny wywolaly wilka z lasu chcoc nieco inne tematycznie wspomnienia. Mnie sie przypomnial wielblad za co dostalem maly opr od eski, ze se tzw. jaja robie a ja na serio z tymi jaj…mi (nie wiem czy dopuszczalne sa ja….ja) bylem bo wspomnienia mam jak najbardziej mile i niewzruszone w pamieci jak Giewont nad Zakopcem.
A propos kwiatkow. Kpt Bougainville spotkal sie z kpt Cookiem na wzgorzach Abrahama pod Quebeckiem jak sie Francuzi bili o Kanade z Anglikami. Cale szczescie obaj bitwe przezyli. Obaj odbyli podroze dookola swiata. Cook potrojnie az mu leb na Hawajach obcieli. Boungainville dorobil sie za to pieknego drzewka (krzaku) o ktorym dzisiaj mowa. Wszedzie w troikach jest tego pelno i wyglada absolutnie fantastycznie. W Calgary w Zoo w palmiarni mieli taki pnacy sie wysoko pod szklany sufit i kwitl niemal caly rok czasem tylko jakby mniej kwiatkow. Niestety palmiarnie musieli rozebrac i nowa zrobili i chyba ta ogromna bugenvilia poszla sobie gdzies. Szkoda bo w zimie przy 35 stopniowych mrozach fajnie bylo posiedziec pod nia i poczytac o przygodach kpt Bougainville’a i jego podrozach takze na Tahiti gdzie byl przed Cookiem pare miesiecy 🙂
Louis-Antoine de Bougainville:
http://threesixty360.files.wordpress.com/2008/08/louis_antoine_de_bougainville_-_portrait_par_jean-pierre_franquel.jpg
w tropikach nie troikach. Swoja droga to poza drzewkiem to Bougainville’a wszedzie pelno na globusie. Narzekac nie moze 🙂
Yycu a pamietasz żakarandy (jacaranda) Zupełnie inne niż np w Kalifornii. prawda?
Oho! Dzisiaj chłopaków na wspominki wzięło 😉
YYC:
http://www.youtube.com/watch?v=YANLy-Fuzqo
Wszystkie kwiaty piękne i pustynia z grzbietu dromadera też pewnie niezapomniana.
Opowiem Wam o innych kwiatach: kiedy na poznańskiej Cytadeli powstawały kolejno wojskowe cmentarze, potem muzeum, a wreszcie wielki park z dzwonem pokoju, opisano to w którymś aganioku czy innym czasopiśmie i zaczęly przychodzić przesyłki z roślinami do tego parku, a przede wszystkim do rosarium. Kiedyś przyszła koperta, bardzo porządnie z papieru pakowego sklejona, dziecięcym pismem zaadresowana, a nadana hen, nad Ussuri. Dziewczynka pisała, że przesyła nasionka najładniejszych kwiatów; nie pożałuje, niech cieszą oczy polskich dzieci. Ogrodnicy wysiali nasionka w inspekcie; jakież było zdziwienie kiedy wyrosła roslinka 8-10 cm wysoka i będąca miniaturową kopią naszej łąkowej cykorii. Ta dziewczynka miezkała w górach, w surowym klimacie i malutkie niebieskie kwiatki były najładniejszą rośliną jaką znała. Posadzili w parku oczywiście i tę cykorię.
Nisiu mam to na CD 🙂
On zdaje sie blednie mowi, ze Cook odkryl Australie ale te „a poczemu aborygeny sjeli cooka” to zawsze uwielbialem choc niestety rozumiem tylko co nieco 🙂
Cichalu nie porownam bo w Kaliforni nie bylem. A powinienem bo stad to nie tak daleko. No nic straconego 🙂
Sladami kpt Cooka po Pacyfiku kiedys podrozowalem. Niestety nie jachtowo tylko samolotowo. Botany Bay, Matavai Bay, Bay of Plenty, Friendly Islands, Rarotonga, etc…
No nic dosyc wspomnien jeszcze troche i sie rozplacze a mam nieco pracy przed weekendem a w sobote goscie i trzeba zakupowo-przygotowac sie nieco 🙂
Cykoria podrózniczka – przepiękny kwiat, taki geometryczny i rosnacy na niczym. U nas tego jest do licha i ciut przy drodze bez chodnika. Ale oczywiście wielgie, a nie mini 😉
Ładny gest panienki znad Ussuri, nadesłała, co miała. Z Poznaniem najbardziej kojarzy mi się Palmiarnia, pierwszy raz w życiu widziałam takie egzotyczne rośliny, lata później dane mi było obejrzeć je w naturalnym środowisku.
Znam też palmiarnię w Calgary, ale byłam tam ćwierć wieku temu.
Trochę dzisiaj popracowałam różnie, obiad szykuję jak zwykle na 16-tą, a tu telefon, jeszcze z godzinę opóźnienia, dopiero wyszli z „narady”, klika kilku udała się na kawę obgadywać, co uradzono na naradzie 🙄
YYC:
?????????, ??? ? ??????? ?????????,
????????? ???????? ???? ???.
On nie śpiewa, że Cook odkrył Australię, tylko że do niej podpływał (wtedy spokojny) Cook
Ha, ha!
Te pytajniki to była cyrylica!
To ja przetranskrybuję:
Wspomnitie, kak k bieriegam Awstralii
podpływał pokojnyj nynie Kuk.
No, grażdanka, nie cyrylica, ale i tak łotr nie dał rady.
Wiesz co na mojej wersji on jak zapowiada przed piosenka to mowiac o Cooku podaje gdzie podrozowal i miedzy innymi ze odkryl Australie. Nie to zeby to mialo specjalnie znaczenie 🙂
Jak to znalazlem w sieci (wiele lat temu na Kazaa) to z miejsca skopiowalem. Robiac sobie album z Wysockim oczywiscie mam kuka na koncu na deser 🙂
Mam jego (znaczy Cooka) dzienniki podrozy wydane przez Hakluyt Society. Zreszta o Cooku to wszystko co znalazlem kupowalem. Mozna rzec, ze sie w facecie zakochalem 🙂
Serce nie sługa!
🙂
Pod wplywem jego podrozy zdecydowalem sie kiedys na podroz po Pacyfiku.
Chyba najwieksze przezycie na plazy mialem wlasnie w Matavai Bay. Czarna plaza jak niemal wszystkie na Tahiti. Doodola pirogi bardziej wspolczesne moze ale jednak. Tak sobie siedzac i widzac zalamujace sie fale na rafie nagle Endeavour wylania sie zza cypla. Spuszczaja lodzie a z brzegu pirogi pelne Tahitanczykow plyna na spotkanie. 200 lat wczesniej chodzil po tej samej plazy.
Dzisiejszy temat jest doskonałym pretekstem do tego aby uświadomić wszystkim czytajacym że dzisiejszy dzień, jeszcze przez 64 minuty, jest dniem palindromicznym -11022011.
Ponoć można datę czytać wte i wewte.
Przecztałem wte : jedenastyzerodrugidwatysiącejedenasty,
teraz spróbuję wewte.
Trzymajcie kciuki!!
ytsanedejecąisytawdigurdorezytsanedej – ufffff……….
udało się, ale było trudno,
teraz odsapnę.
YYC – miałam podobnie w kilku miejscach w Paryżu…
Mam taka wspaniala kolezanke, corke lesniczego co na wszwlakich kwiatkach i roslinkach sie zna a tego ma reke. Ja nie za bardzo. U niej wszystko szaleje, a u mnie tylko rosnie. Ona mowi, ze podkrada czy wycygania zaszczepki i do nich mowi, a ja zakupuje. Moze to jest moj blad???
Buziaki,
Właśnie sobie chlapnęłam herbatą do pudełka z papierosami – 8 sztuk. O tyle wcześniej rano trzeba się zabrać za produkcję. Rośliny kwitnące częściowo porozdawałam, cześciowo mi Dzieci zmarnowały przy remoncie. Teraz są tylko 4 orchidee 3 dwuletnie (różne) draceny i stara hoya. A miałam małpi gaj. Już nie będę kolekcjonowała roślin. Zamknęłam ten etap. Trochę poszaleję na balkonie, ale niewiele.
Lena!!!
Toż ja to mówiłam wczoraj czy przedwczoraj na blogu – kraść, kraść, kraść szczepki! Albo kupować i zwracać uwagę na to, co na „metce” napisano.
Jak coś u kogoś ze znajomych pada, to zabieram, z reguły u mnie odżywa.
Podobno jedni mają ten „green thumb” (zielony kciuk), a inni zakupują …i pada im. Ja wyrosłam w domu pełnym kwiatów i chyba mam jakieś wyczucie w tym względzie.
I owszem, przemawiam do kwiatów 🙂
p.s.Znieść zimę tutaj – muszę mieć zielono.
http://www.youtube.com/watch?v=mAmxCl-YAdU
Dobry wieczór!
http://www.youtube.com/watch?v=7j5CieXP7L8&feature=related
Przepraszam, to by było na razie na tyle, co i na przedzie… 🙂
Starocie… 😉
http://www.youtube.com/watch?v=UA78e27R_J4
Już czas na sen.
Oho, jak miło – Żaba wpadła i z grubym basem na dokładkę!
😉
http://www.youtube.com/watch?v=TnKGHJG2oHU
Antek, ale nie u mnie 🙂 u mnie 02112011 – musze czekac do listopada
Aaaaaah…
http://www.youtube.com/watch?v=oHbGP01Xnws&feature=related
(trochę pracuję i podsłuchuję…)
http://www.youtube.com/watch?v=QmEITFsnK2I&feature=related
I zeszło nam na… chorał ucichł był nagle…
http://www.youtube.com/watch?v=OAeOMVJ4ijc
Cicho wszędzie? Wszyscy śpią? To ja jeszcze na godzinkę….
Dzień dobry Pyro,
Ja jak zwykle nie śpię. Podczytałem dzisiejsze, ale już się kładę.
Wando – świat jest bardzo mały, ale może i dobrze 🙂
Jednym – dzień dobry, innym dobranoc. 🙂
Tak malo mam zdjec z tamtego czasu, obrazy w glowie, pola, piekne poletka tulipanow, groszek zielony, czarna porzeczka – tez poletka doswiadczalne. No i oczywiscie Lysa Gora i smierdzaca Utrata.
Kiedys zeskanowalam zdjecie labolatorium:
https://picasaweb.google.com/WandaTX/RadzikowLabolatoriumLata60?authkey=Gv1sRgCN3y7vyz-fXaZA#slideshow/5572668036928429506
Lniane mi się przyśniły.
Niebieskie kwiaty lnu, a nad sąsiednim, niskim blokiem niebo w kolorze rozbielonej gencjany i obłoczki podświetlone słońcem, zupełnie różowe, jak na klasycystycznych plafonach : tylko pastereczki z bielutkim jagniątkiem brakuje. Trzeba się ubrać, bo od piątej rano snuję się w dezabilu (bo może jeszcze dośpię?) i nogi mi zziębły. Utnę sobie później drzemkę, ale najpierw pójdę po chleb i inne zakupy.
Wróciłam z pierwszych od dziesięciiu dni osobistych zakupów i omal nie padłam na tzw pysk, czyli buzinkę. Pogoda prześliczna – słoneczko ostre, ale równie ostry, zimny wiatr. Niby nie kupowałam tak wiele, a i tak się nazbierało: chleb, masło, wężowy ogórek, szczypiorek, 2 gatunki sera, kilka jajek, cytryny i – po sąsiedzku – 4 nóżki kurczacze, 80 dkg mięsa (dałam zmielić) 40 dkg wędzonego podgardla i 3 paczuszki wędlin białostockich – kindziuk, krotoszyńska, krakowska sucha. Wracając włożyłam na wirzch siaty, doniczkę różowych azalii. Pani z kwiaciarni dała mi je za pół ceny, czyli za 10 złotych, bo nieco zmizerniały w kwiaciarni, gdzie jest za chłodno i za mało światła. U mnie powinno im być znacznie lepiej. W sumie dałam sobie w kość, ale rodzina (czyli my dwie i psiak) jest na bieżący tydzień zaopatrzona; dokupić trzeba będzie co drugi dzień chleb i trochę warzyw na surówki. Acha – nie będziemy jadły codziennie mielonego albo udka kurczęcia – część zakupu wymieni się z zapasami z zamrażarki.
Dzień dobry 🙂 piękny sen miałeś Placku, za to mnie ze snu wyrwało ponure wycie wiatru, nie było miło. A poranny spacer – w zimowej aurze, po szklanym od lodu chodniku. Prawdziwe wyzwanie.
Z osiągnięć kulinarnych to: zrobiłam konfiturę wg przepisu Nemo! Teraz studzi się w słoiczkach do góry denkiem. Nie jestem pewna czy nie przesadziłam jednak z czasem gotowania, bo po 20 min. kropla spływała po spodeczku, więc postanowiłam dołożyć parę minut. Może zamiast konfitury okaże się dżem, ale nie zrażam się, najgorsze są przecież początki. W smaku (na ciepło) pychota, a koloru mogłyby pozazdrościć bursztyny 🙂
Pyro, rzeczywiście chyba dałaś sobie w kość, jak na pierwszy dzień po chorobie, dzielna jesteś, ale małe upomnienie się należy 🙂
Zapraszam na wycieczkę po Zamku Królewskim w Warszawie
http://www.warszawa360.pl/index.html?xml=Pano360/Zamek/zamek6.xml
Marek, świetny prezent. Dziękuję
Kulinarnie Szampaństwo witam!
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53581,9050347,Barszcz_ukrainski.html
…i idę dospać, toż dopiero 8:20 🙄
Wczoraj w skrzynce pocztowej czekało awizo na przesyłke poleconą.
Pomyślałem, co kto znowu chce? Pierwsza przez głowę przelatuje skarbówka, następne są służby które z ukrycia i bez uprzedzenia fotografują użytkowników dróg i proponuja obowiązkowy wykup fotki,
a stawki mają profesjonalne, od 300 zł za sztukę!!
A może elektrownia ze wsi? tak, elektrownia, jestem z nimi w trakcie załatwiania spraw, więc pewnie coś chcą. Wczoraj już nie chciało się z domu wychodzić, bo to ciemno, zimno, pada a na pocztę kawał drogi, jakieś 60 metrów. Mam 14 dni na odbiór, zdążę. Dzisiaj wyjeżdżałem, zapomniałem o sprawie, po powrocie prawie jak wczoraj, tylko na odwrót, jasno, słońce, mróz z 5 stopni, nic nie pada, tylko na pocztę tak samo daleko. Na szczęście wychodziła jeszcze Antkowa, uzupełnić zapas takich co bez nich nie może wytrzymać, pewnie wiecie, takie po 10 pakowane,
w ładnych małych pudełeczkach, celofan, paseczek do otwierania, ho, ho!!
Ale odbiegam od tematu.
Poszła więc i na pocztę, wraca, mówi, masz przesyłkę ze Szwajcarii!!
Nemo, wzruszyłaś mnie!
Dziękuję Ci bardzo, jestem zaczekoladowany na dłuższą chwilę.
Wysoko wyceniłaś mój udział.
Drobna pomoc w sprawie już kiedyś przez Nemo opisywanej, w historii bez happy endu. Ale o tym to może już Nemo?
Wszystkich, tych co jeszcze nie wiedzą, ostrzegam!
Nemo nigdy nie daruje, czy mieć wobec Niej dobre czy złe intencje, nie odpuszcza, zrobi swoje. 🙂
Antek – potwierdzam; też zostałAM SWEGO CZASU ZACZEKOLADOWANA W ILOŚCIACH niemałych + dorzuciła Koleżanka wanilię świeżą. Inną osobą zaczekoladowaną był swego czasu Sławek i (chyba) Echidna. Ma Dziewczyna gest i dobre serce (a i gust nie najgorszy, bo mi mlecznej nie przysłała – nie lubię)
Sprostowanie, na wyraźne żądanie Antkowej.
Te co o nich pisałem że są pakowane po 10 sztuk,
pakowane są po sztuk 20.
Przepraszam Cię Żono!
Kochajcie czipmanka dziewczyny, kochajcie, do jasnej cholery!
http://alicja.homelinux.com/news/img_3944.jpg
Alicja – co to za miłość z fotografii; dałabyś jednego, albo dwa żeby im się nie nudziło. Warunki w naszym lasku świetne i ludzie orzechy dla wiewiór przynoszą.
Pyro,
żywiny przez ocean nie przepuszczą 🙄
A bydlę jest niesamowicie przymilne i łasi się, żeby tylko dostać orzeszka. U nas nie musi się łasić…Jerzor kupuje torby (o masz, też torba!) i mam wrażenie, że cały las już wie, gdzie przychodzić na wyżerkę 🙄
Przychodzą też większe wiewióry, ale one są płochliwe, durne…a czippie wie, że im bliżej podejdzie, tym więcej dostanie, cwaniak taki 🙂
Hej, Antku, za takie zaangażowanie w sprawę to pani Olga by Cię najchętniej osobiście wyściskała 😉
Wróciłam z naszej ulubionej trasy biegowej w stanie wskazującym na konieczność zażycia czegoś na uspokojenie, bo trasa po 3 tygodniach słońca w dzień i mrozu w nocy bardzo mi przypominała pewien tor bobslejowy , przynajmniej miejscami 🙄
Skończyło się dobrze, ale nie pójdę tam więcej, zanim nie spadnie nowy śnieg 🙄 Ten stary ma twardość betonu i gładkość lodu, w miejscach nasłonecznionych trochę zmiękł, w zacienionych zamarzał na nowo…
W szpitalach rekordowe liczby połamańców, w Davos operują na okrągło, 45 operacji na dobę w trzech salach operacyjnych. W naszym, lokalnym, co chwilę ląduje czerwony helikopter, jak to w sezonie 🙄 Najwięcej podobno jest urazów kolana, przez narty carvingowe.
Na uspokojenie zażyłam zupę z dyni ze świeżymi kiełkami rzodkwi, a teraz jeszcze Osobisty rwie się do ogrodu po świeżą pietruszkę. Pojedziemy rowerami.
Znowu trzeba pozamiatać 🙄
http://alicja.homelinux.com/news/Zima…jpg
Witam.
To mnie ubawiło!
Wikipedia podaje:
„Narty ? długie, płaskie płozy mocowane do nóg poprzez system butów i wiązań, które umożliwiają ślizganie się po powierzchni śniegu.”
Można inaczej mocować narty?
Z zakamarków pamięci przypominam sobie pojęcie „kandahary”. Przedpotopowe wiązania narciarskie, pseudo chyba, w temacie jestem teoretyczna, bo zjechałam z górki dwa razy. To znaczy – próbowałam. Skutek – zbita dupa. Wystarczyło.
Alicjo,
U mnie „kandahary” to byly ciezkie buty…ale dlaczego nazwa z Afganistanu?
Lece ogladac „Nie lubie poniedzialku”.
Buziaki,
Alicjo. Najpierw były wiązania rzemykowe, potem kandahary. Świetne, bo uniwersalne i do chodu i do zjazdu. Zmieniało sie tylko miejsce zaczepienia linki do haków umieszczonych z boku narty. Potem były „łamacze” nog, czyli „langrimeny” Jak sama nazwa wskazuje były to wiazania długorzemienne (ponad 2m rzemienia) Byly dwie szkoly: skóry chromowej i siarkowej. Każdy chwalił swoją. Wreszcie przyszły wiazania bezpiecznikowe w tysiącach odmian. Ja preferuje Markery. Do dzisiaj ich uzywam.
Nazwa kandachar pochodzi z figury ustawienia tyczek w slalomie (otwarta – zamknięta-otwarta) ale dlaczego taka, to nie mam zielonego pojęcia…
Przepraszam, że przepraszam, mam wielkie zrozumienie dla zwierząt, ale bezczelność i łażenie po moim stole i kredensie (i zostawianie bobków) doprowadza mnie do szału! Dobrze, że lodówki (jeszcze) nie potrafią otworzyć…
Najwyżej wyjdę na okrutną, trudno 🙄
Jakby co, to Jerzor łapkę nastawił. Po co się pchała na pokoje, kiedy zawsze w piwnicy ma jedzenie?! Ostrzegam wrażliwych – drastycne (copyright Owczarek Podhalański) zdjęcie.
http://alicja.homelinux.com/news/img_5593.jpg
Pyro,
zapędziłam się trochę, to jest nie czipmank, tylko czerwona wiewióra (wcale nie taka czerwona) tutejsza. Lubimy ją i dokarmiamy. Czipmanki, nazbierwaszy torby orzeszków od Jerzora, zapadły w sen zimowy.
Lecę… podobno chłop chce mi coś kupić 🙄
Pani Alicjo pogratulować wyczucia smaku.
Jak będę mieć więcej czasu, to opowiem, dlaczego „Kandahar”. Na pamiątkę zwycięstwa Anglików w Afganistanie pierwsze zawody w narciarstwie zjazdowym zorganizowane w 1911 roku w szwajcarskiej Montanie, a potem w mojej okolicy (Muerren) odbyły się o puchar Robertsa (The Roberts of Kandahar Challenge Cup). Od tego czasu również trasa zjazdowa, na której odbyły się zawody nosi nazwę „Kandahar”.
Hrabia (Earl) Roberts of Kandahar (1832-1914) był marszałkiem polnym i walczył dzielnie w Afganistanie i w Afryce.
Klub Kandahar w Muerren organizuje corocznie tzw. Inferno race, z którego żyje kilku okolicznych lekarzy 😉
Organizatorem pierwszych zawodów w narciarstwie alpejskim był Brytyjczyk Sir Arnold Lunn, który przebywał w Indiach w czasie, gdy Roberts był „Commander of All Forces India”. Zapewne jego fascynacja Robertsem zaowocowała tym pucharem w zawodach narciarskich.
Myszy nie potrafi otwierać lodówki, potrafią jednak pregryza się przez tylną ścian i warstwę izolacyjną i w lodówce i w kuchence. Mój Synuś i Żaba mieli awarie zasilania, bo myszy zrobiły sobie zaciszne gniazdko, a potem usmażyły się, jak na grillu. Synuś w ogóle wariuje „myszowato” bo kupił dom budowany metodą – bloczek betonowy, styropian i płyta kartonowa. Myszy dawno doszły do wniosku, że to specjalnie dla nich – siedzą pod płytą , a wyjść mają mnóstwo, bo parę razy ruszy szczęką myszka i już. Trzeba by zerwać to wszystko i wykańczać od nowa, ale oni chcą zmienić lokum. Ktoś wpadł na genialny pomysł, żeby nowe skrzydło najstarszego liceum w Polsce – płockiej Małachowianki postawić właśnie taką metodą – skorupa zewnętrzna i lekka beleczkowo – kartonowa konstrukcja i podziały wnętrza. Tak Płock uczcił 800 lecie szkoły. Budynek XVI wieczny trzeba na nowo zadaszyć a nowy rozebrć bo – dzieciaki kopią czasem nogą i wywalają dziurę do sąsiedniej klasy, na korytarz albo zgoła do piwnicy. Nadzór budowlany kilka lat temu odebrał budynek. Pepegor, słyszysz?
salami z osla to italia, nie wegry…
tradycyjne wegierskie salami(n.p. pick) to 100% wieprzowina.
No tak, napisalem dlugi, ciekawy i dowcipny wpis na temat jedzenie w pociagach i samolotach i wszystko zniknelo w przestrzeni cybernetycznej. Pozostaje autoreklama.
@romek:
dito, kaczki blade!
a tak ucztowali wegrzy w roku 926 wg pewnego kronikarza:
„… rozlozyli sie na dziedzincu i okolicznych lakach, i jedli az do przezarcia?Wodzowie rozlozyli sie na samym srodku klasztoru i lasowali do przesytu. Z nimi tez siedzial Heribald i zarl jak jeszcze nigdy w zyciu, jak to pozniej sam opowiadal. Z przyzwyczajenia ucztowali Wegrzy bez krzesel, rozlozeni na zielonym sianie, ale dla siebie i jeszcze jednego ksiedza, ktorego jako zdobycz wozili Wegrzy ze soba, przyniosl Heribald stolki. Wegrzy rozrywali zebami na pol surowe karki wolowe i polykali je zarlocznie, a obgryzione kosci rzucali sobie dla zartu na glowy. Miedz nimi staly wielkie stagwie wina, a kazdy bez wyjatku, czerpal z nich do woli. Gdy nie zmieszane( z woda – przyp.tlum.) wino ich rozgrzalo, podniesli przerazajacy wrzask do swoich bogow.
Zmusili takze uwiezionego ksiedza oraz ich blazna by krzyczeli wespol, a ksiadz, ktory znal ich jezyk ? dlatego zostawili go przy zyciu ? wyl z nimi na wyscigi.
oj wcina dzisiaj,wcina..
„wykryto identyczny komentarz”he,he
ROMek…ja już nauczyłam się „sejwować” wpisy, chociaż też czasem zapominam.
Marudo,
samo życie. Pięknoduchy wydziwiają nad okrucieństwem itd. niewiniatka takie, ale kotleta schabowego – czemu nie.
Żal mi myszki, ale zaraza naprawdę chodziła mi po stole (dowody były w postaci wiadomo jakiej), mimo że Jerzor wystawił im w piwnicy następny słoik masła orzechowego (a mówiłam, żeby nie!) 🙄
Wyżarła ze słoika i poszła na łapkę.
To po pierwsze primo. Po drugie primo, wróciłam z zakupów i nie tylko. Po drugie, udałam się na zakupy pod tytułem – kupuj, co chcesz. No i co ja zakupiłam po najpierwsze?! Otóż to 🙄
Szczerzyło do mnie zęby, tym bardziej, że wielkością mniej więcej odpowiadało temu spalonemu, no, kapkę większy, 2 litry.
Jerzor zrobił oczy, że taki prezent sobie wybrałam, no to zrobiłam ciąg dalszy. O czem potem.
http://alicja.homelinux.com/news/img_5618.jpg
Oj Alicjo!
Tak właśnie myślałem, że nalewasz nam tu tym chipmukiem. Czternastu dni niema, jak widziałem to maleństwo co nam pokazałaś, nazywane jakoś ?czerwonem? w tutejszym zoo, w nowootwartym dziale tematycznym „Yukon Bay”: Muszę dopiero ściagnąć z kamery i obrobić, a wtedy pokażę.
Pepegor,
ja jestem roztrzepana, pamięć też w zaniku, dlatego zdarzają mi się takie pomyłki nader często. Zanim się połapię, że trzasnęłam bubu, to minie jakiś czas, chyba, że ktoś mi zwróci uwagę 😳
Ale nic nie szkodzi – prawie nikt z nas nie jest nieomylny 😉
Alicjo, dobrze, że napisałaś „prawie”. Mogła być kolejna awantura. Ja jestem w guglowaniu niezbyt sprawny, to się i często mylę :))
Podaję wam okoliczności mojej godziny mniej więcej 14-tej dzisiaj. Zima trzyma, na Zatoce pojawiły się chatki wędkarzy zimowych. Co roku były, ale ostatnie parę lat, ze 4-5 może, znikły. Ale teraz taki luty, że hej, więc znowu są. Jutro zrobię ciąg dalszy – chciałam zapukać do jednej i, udając przybysza z Polski, zapytać o pozwolenie, czy mogę sfotografować, ale powstrzymałam się. Otóż koleżeństwo chatkowe oglądało jakiś mecz w tv (TAK!) i nie odważyłam się przerwać im w takim momencie.
Ja myślałam, że to po to, zeby oderwać się od codzienności, telewizji i tak dalej…a tu telewizja w chatce 😯
A gdzie romantyzm?! Zacieśnianie więzi i tak dalej?!
https://picasaweb.google.com/alicja.adwent/Luty#
Takiego dżentelmena spotkaliśmy w sklepie. Na pytanie czy można? odpowiedział „Perche no?”
Sklep nazywa się „El Prezidente”…
https://picasaweb.google.com/cichal05/Koniki?authkey=Gv1sRgCOiejeyjmafDcA#
O, to Żaba się pewnie wzruszy. Wygląda na to, że jutro wszystkie moje dzieci będą w domu w komplecie. Eyba z Matrosem i Synusiem pojadą na Uznam dopiero w poniedziałek. Żadnego dzielenia dzisiejszych zakupów i zamrażania; 7 dorosłych ludzi w tym dwu chłopów wielkich, jak Cichal, opchną 4 nóżki i klopsy z 80 dkg mięsa. Mam do tego ogórek na mizerię i czerwoną kapustę. Ciasta nie piekę, albo może się złamię? Jeszcze nie wiem.
Fajny dżentelmen 😉
Miałam opowiedzieć o reszcie zakupów, garnek garnkiem, ale przecież walentynki te-tam. Zakupiłam bardzo fajne spodnie letnie, które przydadzą mi się na pewną wyprawę, oraz – niech antek nie czyta, bo się zgorszy znowu – 3 pary majtek seksownych bardzo, i świetne sandałki letnie na korku, 5 centymetrów ma obcasik typu koturn, czy jak to się nazywa.
Podobno nie wykorzystałam limitu walentynkowego. Dobra… jutro jadę!
Tymczasem popijam wino za zdrowie wszystkich, ja powoli, Jerzor chlusnął wszystko 🙄
„- Musimy mu dać tę siłę, której potrzebuje, by iść naprzód, bo jest wielu młodych ludzi, którzy za nim podążają. Potrzebujemy jego świadectwa, jego zdrowia i także dobrych rezultatów – dodał kardynał Dziwisz. 26-letni Kubica, jedyny polski kierowca startujący w Formule 1, doznał poważnych obrażeń w niedzielnym wypadku na trasie rajdu samochodowego Ronde di Andora w Ligurii.”
Tak jest. Widać to na polskich drogach, jak za nim podążają. Na zakrętach i na całkiem prostych drogach co rusz to krzyż, bo taki a taki się rozwalił.
Ciekawa jestem, czemu ten „sport” służy i dlaczego Kubica (życzę mu wszystkiego dobrego) ma być wzorem dla młodych. I takie głupoty opowiada kto? No właśnie. Ja tam się nie dziwię…
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80277,9097012,Kubica_zaproszony_na_beatyfikacje_Jana_Pawla_II___Damy.html
…
http://www.youtube.com/watch?v=rf-Mtd2A1DI
Jest również Dwójka Niezapomnianych, których właśnie słucham.
http://www.youtube.com/watch?v=io0uqrp9dco
Nowy…
Ty mnie nie wpuszczaj w takie!
Pewnego Sylwestra (we dwoje przy kominku) właśnie tych dwoje nam towarzyszyło, razem i osobno. Jerzor niewyrywny do tańca, ale przetańczyliśmy do rana. Samo szło i się prosiło.
…albo to…
http://www.youtube.com/watch?v=ExmoiGZuiFQ
Jerzor to łebski facet, wiedział z kim może posłuchać…
Jestem pięknoduchem, ale to nie moja wina. Mój starszy brat jest ideałem, ale moim rodzicom, w momencie który wszyscy znamy, w momencie pychy i upojenia sukcesem, postanowili posiąść ideał drugi. Życie potrafi być okrutne, lekkoduchem także jestem. Wad uosobieniem. Personifikacją de Wad. Natura nie toleruje próżni.
Pocieszam się tym, że tylko sobie tym szkodzę, a kto wie czy nasz sąsiad, ten z pięknym ogródkiem, tym z różami, nie ukrywa w nim, pod nimi, o wiele bardziej przerażających tajemnic.
Natura jest wielka – w próżni nawet orzeł nie pofrunie.
O Tych już prawie zapomniano. Ja, nieznający się na muzyce, bardzo ich lubiłem.
http://www.youtube.com/watch?v=sLtua-bpekY&feature=related
Chyba czas spać.
Dobranoc 🙂
Pamiętam Mrka i Wacka, mam ich we wdzięcznej pamięci. Słońce przebija się wśród chmur i w ciagu 5 minu jest i pełne zachmurzenie i potop światła. Ostatnie godziny świętego spokoju, więc powolutku, nie spiesząc się można udać ię do zajęć.
A JE kard.Dziwisz najpierw odgrywał (udatnie) żałobną wdowę, potem (beznajdziejnie) polityczny autorytet, a teraz emabluje zabawą makabreską. Podobno PB litościwy, to mu wybaczy głupotę.
Dotarliśmy wreszcie do opisywanej we wrześniu przez Pyrę, a potem wspominanej przez Nisię, „Zagrody Bamberskiej”.
Najpierw byliśmy w kinie studyjnym „Rialto” na uroczym filmie „Para na życie”. A że kino jest na Jeżycach a restauracja o rzut beretem od kina, to wybór był naturalny.
Samo wnętrze bardzo sympatyczne. Restauracja ma własny parking, co dla zmotoryzowanych jest bardzo ważne.
W lokalu krzesła dość wysokie. Ja niska, więc nogi mi dyndały. Poprosiłam miłego kelnera o jakąś ryczkę (stołek) pod nogi. Dostałam skrzynkę z narzędziami. Sprawdziła się 😆
Na przystawkę był wspaniały, rozpływajacy się w ustach, ozór wołowy w sosie gorczycowo – chrzanowym z marynowanymi kurkami. Z zup, Włodek jadł żurek bamberski z zielonymi gąskami, białą kiełbasą, jajkiem. Twierdzi, że był lepszy niż przeciętny. Ja zdecydowałam się na krem z borowików z płatkami cukini. Osobiście dodałabym do niego nieco śmietany dla złagodzenia goryczki.
W charakterze dania głównego były grubo tarte plyndze (placki ziemniaczane) z kawałkami duszonej kaczki, z podsmażanymi warzywami z przewagą pora. Średnie. Polane sosem o nieokreślonym smaku, który stłumił wyrazistość potrawy.
Niemniej wieczór udany 🙂
Na dzisiaj mamy bilety do opery na „Carmen”. A jak „Carmen”, to trzeba będzie pomyśleć o jakieś hiszpańskiej knajpce 😉
Przedtem spacer, bo pogoda ku temu znakowmita. Mimo przymrozku, czuje się nadchodzącą wiosnę 🙄
Miłego dnia 🙂
Jotka – jedliście te same zupy, mnie w żurku przeszkadzał ponad przeciętny dodatek lubczyku, Ani smakował krem borowikowy (mówi, że domowy lepszy). Ania trafiła na dobrą kaczkę, ja na twardą gęś. Jednak sosy i garnitury były b.dobre. Przyjemnego wieczoru życzę z Carmen (co do knajpki na dwoje babka wróżyła.
ja bardzo prosze nie nazywac rajdow z przekasem i pogarda „sportem”
O kardynała Dziwisza nie martwiłbym się. Gorzej z głupotą (bo ani to dowcipne, ani grzeczne, ani taktowne) pewnej Pani P., która jak tylko może embaluje swoją antyklerykalnością?
Kompleksy jakieś, czy co?
Alicjo, czytaj kardynała ze zrozumieniem!
Magdaleno – skąd Tobie przyszło do głowy, że pogardliwie o rajdach i sporcie? Ja z pełnym szacunkiem jak do każdej metody wysokokwalifikowanego samobójstwa – himalaistów, skoczków spadochronowych symultanicznych itd itp. Nawet bywają przydatne społecznie. Czy to jest sport, to inna sprawa (bridge, szachy, łowiectwo, wędkarstwo to też sporty. Tak mówią) Chyba każdy obszar działalności, w którym można dostrzec element rywalizacji, można nazwać sportem.
Pyro, pisanie z uzyciem ” ” nie zaklada powaznego podejscia
a te „pojedynki kuchenne” w telewizjach wszelkiej masci i nacji,
to jeszcze „sport” czy juz „wojna”?
Sporo zależy od przyjętej definicji 😉
http://pl.wikipedia.org/wiki/Zabawa
A moje dzieci jadą i jadą.
Zjadłam nogę kurczęcia z czerwoną kapustą, popiłam donowej roboty limoniadą i chyba utnę sobie drzemkę.
Haneczka dorobiła się swego choróbska zatokowo, ocznego i nie patrzy w żaden ekran ani w gazetę, co powodue, że jednocześnie z zatokami leczy i nerwy. Co słychać w Żabich Błotach za chwilę dowiem się „po drucie”. Na blog zajrzę później.
Pyro, miłej niedzieli z dziećmi 🙂
Ha! Lud helwecki nie dał się rozbroić 😎 Osobisty odetchnął, a potem się zmartwił, dziś wieczorem spotkamy przyjaciół, z którymi dyskutowaliśmy o tym przed dwoma tygodniami. Oni byli za rozbrojeniem 🙄 Spotkanie u rodziców Geologa – kolacja pożegnalna przed wyjazdem Młodego do Afryki, więc może nie będzie kłótni. Zabroniłam Osobistemu tryumfować 😉
Byliśmy dziś na wędrówce po naszych letnich terenach grzybonośnych – śnieg, oblodzone zbocza, świeże obrywy skalne (lód rozsadza), słoneczko i ciepło prawie na krótki rękawek. Podejście godzinne, powrót trochę szybszy, ale udało się bez tzw. dupozjazdu po tych oblodzonych ścieżkach 🙄
Teraz piekę chlebek z dynią, szarlotkę z jabłkami upiekłam wieczorem. Pod jabłka dałam warstewkę konfitur morelowo-cytrynowych. Nie wiem jeszcze jak smakuje, zabieramy ze sobą w gości.
Szwajcarska spiżarnia
Witam wszystkich serdecznie.
Nemo – pyszna ta helwecka spiżarnia. Rozumiem, że TO na górnej półce służy do obrony przed łasuchami. Chyba skutecznie?
Ja też popełniam różne chleby, ale z dynią to jeszcze nigdy. Czy mogłabyś podać mi przepis? Właśnie mam dorodną dynię i mogłabym ją wykorzystać do takiego chlebka. Będę wdzięczna.
Nemo,
Ten produkt z gornej polki typu kalasznikow, albo cus takie… mysle, ze sluzy do przyprawiania Ostrych dan. Mozesz wymienic jakich??? Bardzo jestem ciekawa.
Buziaki
Tym robi się dziury w szwajcarskim serze.
Się zabrałam za konfitury z suszonych moreli i cytryn. Zrobiłam jedną modyfikację – dodałam trzy cieniuteńkie plasterki imbiru, bardzo drobno posiekawszy.
Imbir mi przyszedł do głowy, bo zawsze w użyciu (herbata) i zawsze mam go pod ręką. Spróbowałam tego, co się gotuje powolutku, wydaje mi się, że nie spaprałam konfitury, a być może przeciwnie wręcz, wzbogaciłam (próbowałam gotowanego przed i po dodaniu).
Z cukrem oszczędnie, bo nie ma co konserwować na rok czy ile tam. Małe ilości – do zjedzenia jutro i za miesiąc, potem zrobi się nowe.
Tu jeszcze bez cukru. Pachnie znakomicie, zapewniam!
http://alicja.homelinux.com/news/img_5625.jpg
Leno,
u mnie +5C 😯
Mówiłam, że nie bez powodu mnie łamie w kościach.
Alicjo
Do konfitury można dodać małą limonkę i startą skórkę z cytryny. Smak staje się wtedy bardzo intensywny.
Marku,
to były morele suszone (mniej więcej 30dkg) i dwie cytryny ugotowane na miękko, ze skórką, pokrojone drobniutko, plus kapkę imbiru. Intensywne samo w sobie, a teraz widzę, że Jerzor odbywa pielgrzymki do kuchni i pożera, paskuda jedna…
Ulubiona kromucha – chleb żytni od Jędrka, na to ser brie, a na ser konfitura. Ja spróbowałam tylko z serem. Polecam, z chlebem czy bez – równie znakomite.
Alicjo, ja mialam +6, boje sie teraz, ze zalapie katar i rozne takie…niesamowity skok temperatury. Dzisiaj jestem tzw. niegotujaca bo mam cale dobrodziejstwo z poprzedniego dnia. Moje pomarancze z jablkami i cukrem, a robie jak mi sie cos tygodniowego poniewiera na stole, zabralo dziecko…bo lubi, tak mowilo.
Ide zobaczyc swiat na zewnatrz, czyli spacerek.
Buziaki,
😉
http://www.youtube.com/watch?v=OIlHt_syoSE&feature=related
Wróciliśmy ze stolicy. Kolacja pożegnalna odbyła się bez większych dyskusji na temat referendum, więcej rozmawialiśmy o Ugandzie i podróżach w ogóle, Geolog wystąpił w „służbowym” ubranku wyfasowanym z zasobów służby cywilnej – czekoladowych spodniach z niebieskimi łatami na kolanach, niebieskiej koszulce polo i czekoladowej bluzie z dzianiny, z kapturem o niebieskiej podszewce. Do tego czekoladowa czapka z daszkiem.
Do jedzenia był coq au vin, do picia Château Pichon Longueville Comtesse de Lalande rocznik 1972. Niczego sobie.
Krysiude,
chlebek z dynią
300g dyni ugotować na miękko w małej ilości wody (125 ml), odcedzić, przetrzeć przez sito lub zmiksować, ostudzić
500 g mąki
125 ml mleka
20 g drożdży
30 g (łyżka) masła
1 łyżeczka cukru
1 łyżeczka soli
Zamiesić ciasto ze wszystkich składników, powinno być miękkie, ale się nie kleić do rąk i miski. Pozostawić do wyrośnięcia na ca 30 minut. Uformować chlebki, ułożyć na blasze do wyrośnięcia przez kolejnych 20-30 minut. Piec w temp. 180-200 st. ok. 30 minut.