Sobota na Śląsku
Spędziłem minioną sobotę na rodzinnym spotkaniu z powodu smutnej uroczystości – śmierci ciotki, która reprezentowała najstarsze pokolenie. Była niewiele młodsza od mojej matki. Razem chodziły do jednej z warszawskich pensji dla panien. Podczas wojny obie (choć każda w innym miejscu, bo jedna w stolicy a druga na Zamojszczyźnie) działały w AK-owskiej konspiracji. Obie odeszły.
Teraz ja jestem tym najstarszym wujkiem i dziadkiem. To prawdę mówiąc trudna rola. Ale będę się starał jej sprostać. Bo miło jest gdy kogoś, kto właśnie odszedł, wspomina się tak jak wymienione wyżej panie. I chyba zgodnie z ich życzeniem spotkanie nie było ponure a wspomnienia pełne zabawnych anegdot. No i wszystko odbywało się przy suto zastawionym stole.
***
Podobne ambicje ma chyba i „Panorama-Klub” ( Katowice, ul. Śląska 75, tel. 32 206 60 00, www.panorama-klub.pl). Stara się bowiem łączyć świetną śląską kuchnię z coraz modniejszą w kraju kuchnią włoską. I tak na przekąskę do piwa można tu dostać Sznita z tustym i szpyrkami plus ogórek (6 zł) ale także Sznita pesto pomodore czy Sznita Parmenio lub nawet Sznita Anchois (wszystko w tej samej niskiej cenie). Aby wszystko było zrozumiałe dla „goroli” wyjaśniam kolejno, że przed obiadem, do kufelka można posilić się pajdą chleba ze smalcem i skwarkami lub bruschettą z suszonymi pomidorami, szynką parmeńską albo sardelami zwanymi także anchois. Po dogłębnych studiach i próbach radziłbym zdecydować się na Przysmak Ecika czyli paluchy z kminkiem dostarczane na stół prosto z pieca (7 zł).
Drugich dań nie będę wymieniał, bo jest ich tu bardzo dużo. I każdy smakosz na pewno znajdzie coś dla siebie. Wystarczy wspomnieć danie, których najbardziej przypadło mi do gustu. To Polędwica Ostro Przyprawiana zwana w skrócie POP ( 24 zł). Zaś amatorzy kuchni regionalnej mogą zamówić danie zwane wdzięcznie Niedziela Ślązaka (26 zł) tj. tradycyjną roladę z kluskami śląskimi i modrą kapustą.
Są tu też różne rodzaje placków i pierogów a także włoskie makarony oraz pizze.
Z sześciu deserów najatrakcyjniejszy wydała nam się gorąca szarlotka z kwaskowatymi jabłkami z ( chyba zbędną gałką bitej śmietany i lodami).
Komentarze
Panie Piotrze – Szczere wyrazy współczucia z podziękowaniem za ciepłe, mądre i szczere słówa.
Placku- zaczęliśmy już rozmawiać pod kolejnym wpisem Gospodarza,
tym dzisiejszym,poniedziałkowym.
System komputerowy troche poszalał i opublikował dwa teksty naraz. Ten dzisiejszy ze Śląska i jutrzejszy o karnawale. Ale juz poprawiono wszystko i zapanował porządek. Zapewne chwilowy. Zobaczymy co bedzie jutro. Zwłaszcza, że były tam już i komentarze. Konmputer to ciekawa bestia. Zwłaszcza jak się wysmyknie spod kontroli.
Placku – dziekuję.
Danuśko – Dziękuję, piszę do Państwa z pokładu wehikułu czasu, za oknem widok rzeki (mleko + miód).
W naszym osiedlowym domu kultury (fatalna sala II ptr w blaszaku handlowo-usługowym; można paść z duchoty, bo o wietrzeniu w zimie zapomnieli, nisko i po dźwigarach niesie się głos, że ratujcie rodacy) tak, czy owak ogłoszono, że dzisiaj odbędzie się wieczór romansów rosyjskich w wykonaniu Rosjan. Chcę pójść i do tego jest mi Blogowisko potrzebne – trzymajcie kciuki, żebym dotarła – 100 m drogi + drugie piętro. Sprawozdam, jeżeli dojdę.
Pyro, deklaruję trzymanie kciuków i życzę powodzenia!
Witam, a umnie piluja, szlifuja i hucza maszynami, wzieli sia za okna i okazalo sie, ze w kazdym oknie (pod ochrona zabytkow) trzeba wymienic dolne listwy, koty siedza na antresoli
Po zamieszaniu z dzisiejszymi wpisami wklejam raz jeszcze kilka zdjęć
przyrodniczo-kulinarnych ilustrujących moje opowieści z ostatnich kilku dni.
http://picasaweb.google.com/109990791430941218162/Styczen2011?authkey=Gv1sRgCImi4ZPPtNyHnQE&feat=email#
Pyra,
o której masz zamiar romansować po rosyjsku?
Może też bym poromansowała, służąc Ci przy okazji moim, mało wytwornym, wehikułem. Wytworny to ma Włodek 😉
Ooo, przepraszam, Danuśka!!!
A czy to ja od macochy jestem, albo cooo? 😯
Ja też chcę do stołu i do tych krewetek i innych pyszności 🙄
Jotka – romansować ze mną możesz, ale wihikuł wytworny, czy nie, na nic się nie zda. Trzeba iść. Chyba to 18.00 – jeszcze zapodam dokłanie, jak z psem z trawników zalodziałych wrócę.
Jotko-oczywiście zapraszam 🙂
Dedykacja krewetkowa jest szczególnie przeznaczona dla Zgagi i Żaby,bo one głośno,wszem i wobec ogłosiły swoją wielką miłość do tychże stworzeń.
Dziędobry na rubieży – słonecznej i optymistycznej.
Takie robale jak te Danusiowe zdobiły moją buillabaise w Antwerpii. Miałam co do nich uczucia mięszane, bo ich wąsiory pętały mi się po zupie.
Danusko nie zwodz nas na manowce, juz drugi raz do sklepu nie bede latac, przytaszczylam sobie wlasnie 3 kg golonki dla mnie i sasiadow zza winkla, raz do roku mozna…
Piekna dama wydrza i same smacznosci.
Dziś w poruszaniu się po drodze w mojej miejscowości obowiązuje styl drepcząco – szurający. Wprawdzie dość wolno, ale udało mi się odwiedzić kilka miejsc bez upadku.
Danuśka,
ta Twoja młodzież całkiem dobrze radzi sobie w kuchni. Mają tyle zapału, a drobna wpadka, właściwie niezawiniona, nauczy ich ostrożności.
Żabo,
dziękuję za żurkowe rady. 🙂
No i nie wiem, o której romansować trzeba, bo ktoś pozrywał plakaty. Danuśka, rezygnuję z robali; proszę o godne dzwono sandacza, ew. miętusa, a nawet lin mi obskoczy.
Danuśka,
🙂
Pyro,
sprawdź to romansowanie w internecie, może mają swoją stronę, uwentualnie zadzwoń, albo cuś 🙄
Nisiu,
witaj wraz z słoneczkiem nasza Gwiazdo z Północnej Rubieży 😆
Potwierdzam Nisine robale w Antwerpii, równocześnie uprzejmie donosząc, że nie zjadła ci ona wszystkiego, oj nie zjadła, taka to była ogromna micha morskich różności 😯
Micha to była wielkości basenu pływackiego dla juniorów. Ale zupkę wspominam dość czule. Zwłaszcza tego halibuta, co w niej nurkował.
Jotko, a wiesz, za czym najbardziej tęsknię co jakiś czas – jako zdeklarowany pyrolub (ave, Pyro!)? Za tymi belgijskimi frytkami najlepszymi na świecie.
Też się piszę na Danuśkowe krewetki a makowy deser jest bardzo artystyczny. Czy podasz dokładny przepis, z czasem pieczenia? 🙂
Nisiu – te królewskie frytki dawno temu nauczyła nas robić Helena (przepis u Alicji) Też je robię o najmniej raz w sezonie (kiedy jest tęgi mróz, bo w zamrażare nie mieści mi się taca z 3 krotnie mrożonymi frytkami)Boziu, jakie dobre.
Witam Szampaństwo.
Mroźny poranek tutaj, dzisiaj zdecydowanie przydałoby się coś ciepłego na mokro, mam jeszcze w zamrażalniku nasłuch oraz zakwas barszczowy, więc może to, a na drugie mielone, które za mną chodzą.
Pyro- zamówienie na sandacza złożyłam u Osobistego Wędkarza już chyba ponad rok temu,jeśli nie więcej. I co ? I nic 🙁
Oby do wiosny! Łowienie w przerębli już nie będzie więcej praktykowane po ostatniej przygodzie z kąpielą w lodowatej rzece,co jeśli dobrze pamiętam, miało miejsce zimą 2009 r.
Pyro, ja też umiem robić dobre frytki i pewnie tym samym patentem – ale gdzie znaleźć słuszne ziemniaki??? W sklepach przeważnie anonimy, które okazują się sałatkowe. a sałatkowe źle się sfrycają! Nie są sypkie i złociste, tylko miętkie i jakby przypalone.
Nisiu- ostatnio kupiłam w supermarkecie ziemniaki z napisem „Na frytki”,
chyba w Auchan.
Alino-
Najprostszy na świecie placek makowy
1 puszka gotowej masy makowej
4-5 jajek
? szkl bułki tartej
Ubić pianę z białek i wymieszać z masą makową,bułką tartą i żółtkami.
Wlać do formy wyłożonej papierem do pieczenia lub wysmarowanej masłem i posypanej tartą bułką. Piec ok.30 min w piekarniku o temperaturze 180oC z włączonym termoobiegiem. Można dowolnie dekorować,polać lukrem lub sosem czekoladowym. Udaje się zawsze i każdemu,nawet jeśli wlane do formy czeka na pieczenie ponad godzinę 😉
Robiłam ten placek też w wersji bez żółtek, jest wtedy bardziej puszysty.
Żółtka wykorzystywałam do kruchych babeczek.
1/2 szklanki bułki tartej
Danuśko, nie gadaj!
A coś mi mówiło, żeby wpaść do Oszołoma!!!
Dzięki, kochana.
Z A. S. Krajewskiego o przegapianiu okazji.
Hotel w centrum „miasta na rurze” (za dnia rurą ropa do nas, nocą szynki i schaby w drugą stronę) No, więc w tymże Płocku koncert artystów na szczęście kończył się w takiej porze, że można było zjeść kolację w hotelowej restauracji. K.Loska i ASK poszli na kolację, a tu sala nabita, bo dancing. Stolik dostali jako goście hotelowi. Ledwo zaczęli jeść, gnąć się w ukłonach przypętał się młodzian prosząc p. Krystynę do tańca. Omal się, biedna, nie udławiła przełykając kawałek mięsa. To ASK zaczął „robić za mężczyznę przy damie” – mowy nie ma. Pani prosto z pracy zmęczona i dopiero zaczęła jeść Młodzian nie odpuszczał i jeszcze trzy razy prosił do tańca. p Andrzej dzielnie bonił koleżanki, chociaż młodzieniec był dość schludny i poprawny. Wychodzą wreszcie, a tu przy szatni czeka ten młodzieniec i smoczym szeptem do p Andrzeja „Ty baranie.. Ty… Ty…. Z kumplami jestem; zakład był. W puli 20 patoli. Jakbym z tą mumią zatańczył i wygrał zakład, to bym się z Tobą ,ty… podzielił!” No i tak pisze Krajewski przeszła mi okazja koło nosa.
Nisiu,
nic nie stoi na przeszkodzie żeby powtórzyć frytki w Antwerpii. Meta jest. Miałaś okazję poznać Sussanne 🙂
Jotko – godz 17.00 – bałałajka, pianino i vocal – Rumiancewa i jeszcze dwa nazwiska.
Jotko: frytki i piwo – dla Ciebie ten pocieszny wiśniowy Kriek, a dla mnie jakieś klasycznie gorzkie…
Boska wizja!
Idę robić pomidorówkę.
Hi, a ja rano, tak jak Pyra i Danuśka wpisałam się pod jutrzejszym, o tak tam było, akurat kopia mi się zachowała, jak nigdy:
„Ten wpis został opublikowany dnia 2011-01-11 o godz. 08:00 w kategorii Piotr Adamczewski. Możesz śledzić komentarze do tego wpisu, korzystając z wątku RSS 2.0. Możesz dodać komentarz lub wysłać sygnał trackback ze swojej strony. ”
ciekawe, czy juto będą dzisiajsze wpisy?
U mnie pogoda na frytki królewskie, zresztą cały tydzień zapowiada się mroźny, czyli zdążę. Uwielbiam te frytki, kupuję ziemniaki, o których wiem, jakie są, żółte w środku (Yukon Gold na przykład), w moim Oszołomie „No Frills”.
Nie kroję ziemniaków w słupki, tylko takie większe kawałki, większy ziemniak w ósemkę lub w szóstkę, zależy.
Niby to dużo roboty – nieprawda, mało, tyle że rozłożone w czasie, a poza tym po drugim podsmażeniu mozna zamrozić w porcjach i trzecie smażenie zrobić kiedy tam się chce już podawać do stołu.
To znaczy dzisiaj wpisane pod jutrzejszym 😀
A ja jutro smażę faworki według przepisu Pyry, a właściwie jej Babci Anny – z krupczatki. Przepis odnaleziony, smalec i śmietana zakupione. Też niby dużo pracy, zwłaszcza że nie mam pomocników, ale jak już się zabiorę za robotę, to całkiem sprawnie mi idzie. Przeczytałam całkiem niedawno felieton Magdy Gessler na temat faworków. Otóż, według niej warunkiem absolutnie niezbędnym jest ubijanie tłuczkiem ciasta przez półtorej godziny i ani trochę mniej. Nie będę tu przytaczać rad p. Gessler na temat tego, co możemy sobie w tym czasie myśleć i na kim w tych myślach się wyżywać. Ja jestem w zasadzie osobą spokojną, więc tych rad nie zastosuję . Wystarczy kilka minut ubijania. Oczywiście ona sama tego nie robi. Nic dziwnego więc, że udziela takich dobrych rad. Trochę mnie, prawdę mówiąc, rozeźliła.
Krystyno,
To chyba ten felieton:
http://www.wprost.pl/ar/225134/Faworki-slodka-karnawalowa-przekaska/
Też się nie piszę…
Krystyno to jest super pomysl na alternatywna terapie, do tej pory twierdzono, ze na wyladowanie zlosci trzeba bic poduszki a tu dac w lape walek, ciasto na faworki i masz efekt terapeutyczny i produkt.
Panowie od okien poszli, napracowali sie niezle, jak poszli to zmienila sie pogoda i przez drzwi balkonowe i stare okno wieje po nogach jak wialo.
Ciato na faworki zagniatam (jak mnie ciocia Mycha uczyła) tak długo, aż pojawią się pęcherzyki. Przepis prosty jak kłębek sznurka w kieszeni: Tyle żółtek ile jajek, szczypta cukru pudru, orzeszek masła, kieliszek araku (lub czegoś innego), mąki ile zabierze. Wałkować najcieniej. Jak się zrobi za dużo może czekać w lodówce.
Jak to wyglada techniczne, to ubijanie tłuczkiem ciasta?
Kladziesz czesc ciasta nawet nierozwakowanego na stolnice i klepiesz walkiem do ciasta na plasko
raz jednej raz z drugiej strony, stolnica ma byc posypana maka
Na przepis p.Gessler moja koleżanka powiedziała – rzewne jaja! Tyle lat smażę faworki, a nie wiedziałam, że trzeba się nad tym wyżywać 1.5 godziny 😯
Napisane ze swadą i na wesoło, a teraz niech się Autorka weźmie za robotę i zademonstruje, ze stoperem w ręku i z kamerami rejestrującymi działalność, plus świadkowie.
Pic na wodę-fotomontaż nie przechodzi! Przynajmniej w mojej książce. Faworki, w czasach kiedy byłam „piekarnią”, też robiłam. Starożabowym sposobem.
Wracam do zajęć.
Danuśko, dziękuję za przepis, rzeczywiście najprostszy.
Pamiętam Mamę wyrabiającą ciasto na faworki (ja ich nie robię) aż do momentu kiedy, jak u Żaby, pojawiały się bąbelki. Troche to trwało.
trochę
Pyro,
nieporomansujemy 🙁
będę robić za pogotowie psychologiczne, cito 😎
czasem trzeba, ludziom bywa nieraz bardzo ciężko.
Baw się dobrze 🙂
Nisiu,
Ty sadystko, gdzie ja teraz znajdę moje ulubione piwo, na które narobiłaś mi apetytu? 🙄
Wytłumaczcie niegramotnej proszę co to znaczy: ‚tyle żółtek ile jajek’ w tym przepisie. Daje się i żółtka i całe jaja??? A ile średnio mąki bierze to ciasto? 😀
Jotko, a jakbyś dolała soku wiśniowego do Tyskiego, dajmy na to? Lub do Pilznera.
Jotko, a poważnie: w Poznaniu masz Krieka, pod nosem.
http://www.facebook.com/pages/KRIEK-Belgian-Pub-Cafe/126020227415242
O, zapowiadają, że frytki i mule będą niebawem! Mule mi wiszą, ale te frytki!!!
Jotko,
widziałam belgijski Kriek w jakimś careffourze czy innym podobnym, w Polsce.
A skorzystaj z rady Nisi, dolej soku wiśniowego do Lecha 😉
Psiakość, jak nie kurier, to listonosz mi przerywa roboty drogowe 🙄
Orzesz … w życiu, profanki Wy jedne 👿
Kriek is Kriek, a nie jakieś tam mienszanki, piwo z sokiem, no ludzie trzymajcie mnie, już dawno nie słyszałam/czytałam tak obraźliwej propozycji pod swoim adresem 😯
Ja mieszkam na wsi, do Poznania teraz nie polecę! 🙄
Macie szczęście, że Was lubię i z góry odpuszczam Wam tę obrazę 😉
Bo my, profanki,
lubim mięszanki!
i jako żywo
lubim też piwo!!!
Piwo,to prawda,i my lubimy
mulami jednak nie pogardzimy !
Mogą być w Belgii albo w Poznaniu
nie jem ich tylko w swoim mieszkaniu.
Muszle zajadam,sos wylizuję,
i tym obiadem się delektuję !
Wróciłam z koncertu. Mogę sprawozdawać ale będę marudzić. Najgorzej z fachmanami odstawionymi na boczny tor (to o sobie) Do połowy buzuje we mnie zachwyt, a od połowy kłębi się niesmak i wścieklizna. Jak chcecie, mogę popsioczyć publicznie, a jak nie, możemy poczekać, aż mi przejdzie.
Pyro-możesz pomarudzić.
Najcenniejsze są wrażenia „na gorąco”.
Małgosiu W, można odwrotnie: tyle żółtek ile jajek, czyli np. 3 jajka i dodatkowo trzy żółtka. A bo ja wiem ile tej mąki? Ciasto musi być dość twarde, ale dawać się wałkować, trochę twardsze niż na pierogi. Jest niesamowicie kruche, zwłaszcza na drugi dzień trudno donieść na talerzyk.
Tutaj mam jeszcze przepis na chrust babci Misi, dla mnie to ona by była prababcią,
0,5 kg najpiękniejszej mąki
2 dkg masła
4 dkg cukru pudru
7 żółtek
4 całe jaja
1 łyżka świeżej śmietany
0,5 kieliszka araku
zagnieść dobrze i cieńko wałkować
Pyro, kochana, posobacz, umieramy z niecierpliwości 🙂
Małgosiu, na 6 jaj i 6 żóltek to chyba był kilogram mąki, ja rzadko mam całą nową torebkę, zawsze jakieś napoczęte. Z tylu jajek wychodzą trzy duże półmiski.
Babcia Misia była bardzo lakoniczna w podawaniu przepisów.
Na górskie wędrówki zabierano cwibak, który był twardy, nie kruszył się w plecaku i bardzo sycił.
Przy okazji chrustu znalazłam przepis:
Mąki i cukru tyke ile zaważą jaja, bakalie. Nożem na stolnicy wszystko wymieszać.
Koniec.
No więc tak – artysta też człowiek i jeść musi. To wiadomo. Na etacie w teatrze czy filharmonii (jeżeli nie gwiazda) zdechnie z głodu. Musi dorobić. Na dodatek jak ktoś wygrywał albo był finalistą międzynarodowych konkursów.. Zawsze są artyści, którzy wygrywali festiwale te o oczko niżej albo zajmowali miejsca 4-8 – dla nich wielka kariera nagrania i koncertowanie solistyczne raczej odpada, chyba, że zdarzy się cud i sponsor, mecenas, ktoś , kto popchnie. Jak nie – zostają orkiestry, chóry i szkolnictwo. W wolnych chwilach trasy koncertowe i chałtury w małych zespołach. Taki właśnie zespół dzisiaj koncertował u nas – bałałajka, pianino, baryton. Bałałajka genialna – facet uczy w szkołach i prowadzi kurs mistrzowski w Pekinie. Dowcipniś – lubi bawić się muzyką. To zresztą ludzie mlodzi 63 – 71 roczniki. No, powiedzmy w średnim wieku. Pianistka doskonała – z pewnością najlepsza akompaniatorka, jaką słyszałam od lat i widocznie kierowniczka „ansabla”; w cywilu dyrektorka wyższej szkoły muzycznej. To właśnie Rumiancewa w brukselskim konkursie zajęła kiedyś V miejsce. Baryton – wielki głos, kabotyńskie, szerokie gesty, nie zawsze krystalicznie czyste „doły” – doskonały chórzysta, solista na mniejsze okazje. Grali i spiewali romanse, folklor, piosenki taneczne. Uczta była w solowych utworach bałałajki z pianinem – bawili się w gwugłosy, instrumenty się przekomarzały, były wirtuozowskie popisy. Piosenki i to , co śpiewał Anton -dla mnie mordęga. Sala mała a 250 miejsc, akustyka budowlano – warsztatowa (te kratownice) każdy szept słychać, a tu każdy instrument z nagłośnieniem, przed solistą stojący mikrofon, żeby w ogóle śpiewać musiał cofać się o 3 m. I po co to? Czy oni ucha nie mają? Podpowiedziałam, żeby to powyłączać w diabły, bo ryk głośników przeszkadza słuchać. Nie chcieli. Powiedzieli, że zastrzegli w kontrakcie i mają. Bóg z nimi. Impreza prygotowana przez impresariat wyjatkowo niedbale, by nie rzec – wcale nie przygotowana. Prowazona przez niewiastę z za stolika, na którym były kartki ze streszczeniai i „konferansjerką”. Owe kartki mieszały się ustawicznie, ginęły, a pani nie nauczyła się czytać i dukała. Artyści rozejrzeli się po sali pełnej moherowych babć i niedorosłej młodzieży poleclieli pod koniec pod publikę i „Oczy czarne” i „Hej, raz” i „Ta ostatnia niedziela”
Dawno temu mój płk Właduś, wódz, moczymorda i szeryf-zabójca, wywaliłby Pyrę na pysk po 10 minutach tak przygotowanego koncertu.
Żabo wielkie dzięki za rady. Przyznam się, że choć faworki bardzo lubię to jakoś nie mogę się za nie zabrać, bo wałkowanie cienko jakoś mi nie wychodzi 🙁 Ale może w końcu spróbuję 😀
Pyro, jakbym tam była 🙂
ostało mi się być za furtiankę dla piesów. Moje dwa: Gawra i Krótki, Bingo na przechowaniu – mieli ją w niedzielę zabrać, ale jakoś nie dojechali. Chyba wolą siedzieć w San Diego niz tutaj w zaspie. O.K. to trzy. Mila się przywlokła jak tylko zięć pojechał się uczyć i za żadne skarby nie chce wracać do domu. Już ją Sylwia podwiozła w okolice domu a ta natychmiast, albo jeszcze prędzej była z powrotem. To cztery. Sylwii Szanta też chce się pobawić. To pięć. Cała ta piątka albo chce być na dworze, albo w domu, albo i tam, i tutaj.
A ja od drzwi do okna, tam i nazad.
Pyro,
najwazniejsze, że wróciłaś w jednym kawałku 😉
a spiewać … 🙄
http://www.youtube.com/watch?v=ENvAmLuj5ko
Zgagę ktoś widział?
Zgaga w sobotę wybierała sie po krewetki.
Alicjo,
a jak Twoje wczorajsze krewetki?
No właśnie,bo od rana krewetki w rozmiarze XXL na nią czekają.
Mówiłam,że na hasło Zgaga jest odzew – krewetki 🙂
Zgagooooooooo! Hej! Hop, hop!
Piotrze,
podpisuję się pod porannymi słowami Placka.
Natknęłam się dzisiaj rano, szukajac czegoś w tak zwanych papierach, na zanotowany na jakiś karteluszku cytat:
Nie mamy korzeni, mamy anteny
autorem cytatu jest niejaki McKenzie Wark.
Bez naszych cioć, babć, wujków, dziadków coraz trudniej o korzenie. Coraz więcej anten, coraz bardziej jesteśmy „okablowani”, również bezprzewodowo. Równocześnie bez korzeni, fundamentów jesteśmy często bezradni i samotni, miotani przez trendy i mody, jak liście na wietrze.
Życzę Ci wielu radości i satysfakcji wynikajacych z Twojej obecnej roli w Rodzinie 🙂
Danuśka,
a Ty się wierszykami o piwie w Poznaniu nie wykręcaj, tylko wreszcie przyjedź na to piwo. Mule możesz przywieźć z sobą. Też im udzielimy gościny 😉
Jotko,
krewetki wyszły, to jest bardzo szybkie danie, bo krewetki obrane, ugotowane, zamrożone.
Tylko z nimi powydziwiać na patelni, względnie woku. Ja znowu nie zapisałam, jak wczoraj było 🙄
A duże w skorupach i nie mrożone zapiekam na przystawkę, jak są goście, bo wtedy pasuje, z bagietką.
Miałam robić co innego, a co innego wypadło 🙄
Ale nie jest źle bynajmniej 🙂
Jeszcze o faworkach.
W przepisie, który do tej pory wykorzystywałam a także w przepisie Pyry mowa jest tylko o żółtkach i śmietanie, a nie o całych jajkach. W skrócie : na każde żółtko dajemy 2 łyzki kwasnej śmietany / 18 – 25%/, szczyptę soli. Dodajemy mąkę pszenną, najlepiej krupczatkę, tyle, żeby ciasto było dość luźne. Należy schować je do lodówki na co najmniej godzinę albo i na całą noc. Cały przepis można znależć pod wpisem Pyry 2009-01-02, godz. 17.40. Niestety, wklejać tekstów nie potrafię. Jak więc widać, przepisy na faworki są bardzo różne.
Małgosiu,
wałkowanie ciasta to najprzyjemniejsza część pracy. Namawiam Cię na usmażenie faworków, zwłaszcza że Ty przecież pieczesz ciasta.
Ewo,
tak, to ten felieton.
Skoro jesteśmy przy temacie faworków, dołączam tak dla ciekawości film z przepisem na francuską wersję faworków, które nazywają „merveilles”. Tutaj jest to specjalność z Alp, z Morzine. Zaczynają od 3 jajek, dodają 3 łyżki oleju, 3 łyżki cukru, trochę alkoholu i mąkę, którą dosypują stopniowo, wyrabiając ciasto. Schładzają przez godzinę a potem wałkują i rozciągają ciasto. Warto popatrzeć.
http://www.youtube.com/watch?v=l0pZb3CAHeQ
Myślę, ze faworki są bardzo różne. W cukierni na Mokotowskiej koło Placu Zbawiciela (na przeciwko szkoły nr 2) sprzedawano je bardzo grube, powiedziałabym: solidne. Może z takiego luźnego ciasta rosną grubsze? Wedle moich wyobrażeń faworki, czyli chrust, powinny być do niemożliwości cieńkie i delikatne, naprawdę trudno donieść na talerzyk i potem do buzi, bo sie łamią.
Już wiem – ciasto jest prawie takie twarde jak na domowy makaron, taki który się suszy na zapas.
Ważne jest też, żeby przygotowane do smażenia paski ciasta nie wyschły – można je przykryć ścierką.
Alino, jaki alkohol oni dodają? Bo po butelce nie bardzo się połapałam.
Ja robię cieniutkie – one w tłuszczu puchną , mają masę pęcherzy powietrznych i cieniusieńkie ścianki, które łatwo złamać. Moje dzieci mówiły ciastka – bomby.
Nirrod na święta pojechała do lasu liczyć szympanse i zginęła nam. Nowy też się zapodział, a Cichal udziela się blogowo w bardzo nikłym zakresie. Co jest?
delikatne merveilles
Piotrze, to ważne co napisałeś – a Jotka to podkreśliła – to z tymi korzeniami.
Tak to mamy jeszcze u nas, że moja mama (97) jest ostatnią żyjącą zpośród dawnych ciotek, wujów i stryjów. Jak ona odejdzie, to odejdzie dla nas ostatecznie pewien świat. Na jej urodziny zjeżdzają się jeszcze ludzie z daleka, dzwonią i piszą. Nie widzę jednak u nas niestety nikogo, kto mógłby przejąć jej rolę.
Tym bardziej życzę Tobie, aby Ci się to udało.
Placek wpędza mnie przed snem w kompleksy – tak wyglądały kobiety mojej młodości. Była taka piosenka o brzydkich chłopakach, którzy wojnę wygrali. Ci, co zginęli zostali na zawsze młodzi, smukli i piękni. Ci, którzy przeżyli „już im oczy przygasły/ już im brzuchy wyrosły,/ włosy posiwiały” O, właśnie – warto było przeżyć?
Pyro – Zamiast marudzić, zatańcz ze mną, np. na cześć Echidny 🙂
Tylko mnie poproś do tańca…
Tak, z prawdzową przyjemnością. Jeszcze jedną turę, dobrze?
Dzień miałam dzisiaj zamotany, pora na lampkę wina.
Odszedł nasz bardzo dobry znajomy, mąż mojej serdecznej koleżanki z pracy, Marie.
Claude brał udział w desancie w Normandii, guzik wiedział o lądowaniu spadochronem, no i połamał sobie kręgosłup. Wylądował w szpitalu, a tam opiekowała się nim filigranowa blondynka z Paryża, szkoląca się w szyciu tak zwana modystka, Marie. Dała się namówić na Kanadę, nigdy nie żałowała. Marie odeszła parę lat temu, Claude wczoraj.
Szkoda. Ale jak znam Marie, wolałaby na deszczowe i smutne dni zamieszać taki drink z sokiem z czarnej porzeczki, winem białym i czymś tam, i usmiechnąć się do wspomnień.
Pijmy wino za kolegów…
Dwie tury walca, nieco flirtu leciutkiego, prawie niezauważalnego, łyczek białego wina i łyżeczka owocu granatu – już jestem pogodzona z nocą i ze sobą. Dobranoc Placku.
Dobranoc Pyro, dziękuję, warto było.
Pozdrawiam , pozdrawiam ,pozdrawiam 🙂
Dorotolu , uprzejmie donoszę, że Salcia zaręczyła się dzisiaj z Syberianem – niezwykle przystojnym brunetem.
Jutro zdam relację bo już dwa razy łotr nie puścił.
….
http://www.youtube.com/watch?v=WUQoWjYcY_M
http://www.youtube.com/watch?v=PmFkQv2AgGw
Chciałam na koniec z youtube wrzucić Marka Grechuty „Igłę” – przepiękna piosenka, a łotr zaprotestował 4 razy. Osochozi?
Niech mu tam…
http://www.youtube.com/watch?v=4-CeOWDBoFg&feature=related
mi też nie puścił, zdaje się, ze ostatnie litery mu sie nie podobają
Dzień dobry Wszystkim,
Coraz rzadziej się tutaj pojawiam.
Dzisiaj był ładny, słoneczny, chociaż bardzo zimny dzień, zrobiłem kilka obrazków. Nawet przy takiej pogodzie mozna spotkać plażujących.
http://picasaweb.google.com/takrzy/Styczen2011#slideshow/5560741067310603650
Ta czemu?
Pojawiaj się częściej. I zdjęcia wrzucaj. Ten ocean jest fajny.
Hej, Nowy, jak miło, że jesteś! Zdjęcia obejrzałam, u mnie dużo więcej śniegu mimo kilku dni odwilży. Teraz znowu zamarza i jest strasznie ślisko. Ja w zasadzie od przyjazdu z Warszawy po Świętach nie wyszłam z domu, boję się upaść.
Głownie czytam i robię na drutach rękawiczki w norweski wzorek. Rozpędziłam się i właśnie skończyłam szóstą parę, mam jeszcze wełny na kilka.
Już miałam iść spać i zaraz pójdę, bo już mi się oczy zamykają i nic sensownego nie wymyślę 🙂
Jakoś nie mogę się zdecydować, zeby póść na górę, wszystko przez te psy, które ciągle chcą wchodzić i wychodzić. Komputer przeniosłam na zimowe leże, czyli na dół i taka jestem rozdwojona. Wychodzi na to, że trzeba mieć dwa, jeden na górze i jeden na dole. Bez sensu, za kilka lat się okaże, że jeszcze kilka innych spietych w sieć na podwórku i w stajni, no, bo jak tak bez kompa pod ręką? Kiedyś, raptem jeszcze dwadzieścia lat temu był jeden telefon na wsi i wystarczał wszystkim. Potem miałam ja i sąsiad bliżej lasu, ale za nasze własne pieniądze nam pociągneli 6 km linii. Teraz sobie kabel wisi bezużytecznie, bo komórki wyparły TP.
Z bywaniem na blogu to jest tak, ze czasem ma się mocną potrzebę śledzenia co się dzieje, a czasami ta potrzeba nie jest taka mocna, bo są jakieś inne absorbujące sprawy. Fajne jest to, że można tylko zajrzeć, a można też i usiąść na dłużej.
To ja jednak już pójdę spać i zgaszę światło z tej strony.
Dobranoc!
Nisia! Czemu nie śpisz? Może i dobrze, bo Nowy nie ma z kim gadać, ja wymiękam,
Jeszcze raz dobranoc!
Tak Żabo,
To bardzo dobrze, że można odejść, a później wrócić, gdy coś tam minie lub ma się ku końcowi.
Okres Świąt jest zawsze dla mnie czasem chwilowej ucieczki od wszystkiego. O szczegóły nie pytajcie, proszę.
Ale dzisiaj obserwowałem tańczącą parę. Coż za widok! Od razu poprawia nastrój nie tylko tańczącym. Wszystkim.
Nisia też już poszła spać.
Dobranoc 🙂
A tu jeszcze nie śpią…tańczą 😉
http://www.youtube.com/watch?v=O95yJbsotMM
Dzisiejsza data…
2011-01-11
Ja też idę spać, środek nocy (chyba). Po drugiej stronie świta?
Zegarek mówi, że tak.