Wspomnienia z Sylwestra

Było, minęło. Ale powspominać warto. Noc sylwestrowa we troje (nie licząc psa) była niezmiernie sympatyczna. I to nawet mimo silnego kaszlu, który zagłuszał (na szczęście) „koncerty” transmitowane z Pl. Konstytucji w Warszawie i z Wrocławia. Dobrze, że nie było obowiązku oglądania, więc po rzuceniu okiem i uchem na oba place zatłoczone do granic możliwości, włączyliśmy ulubione płyty i zasiedliśmy do kolacji. Kaszel zaś Basi, Kuby i Rudolfa tłumiliśmy zarówno farmakologicznie jak i kulinarnie.

Dania były udane a wina wręcz wspaniałe (patrz zdjęcia). Dzięki czemu noc sylwestrowa minęła szybko (nawet za szybko) i atrakcyjna. Jeśli dodać do tego liczne rozmowy z bliskimi przyjaciółmi siedzącymi przy innych stołach lub zjeżdżającymi ze stoków w Dolomitach, to zrozumieć łatwo, że atrakcji było co niemiara.


Pierwszy dzień Nowego Roku chcieliśmy spędzić w ruchu ale spacer był krótki. Lodowaty i silny wiatr, duża wilgotność powietrza i śliskie chodniki pełne wody z roztopionego śniegu zapędziły nas prędko do domu. Dzięki temu mogliśmy wysłuchać pierwszej części noworocznego koncertu z Wiednia. Wydał nam się jakoś mało atrakcyjny. I tylko nie wiem czy z powodu podzielenia go na dwie części, z których drugą zaplanowano na noc z niedzieli na poniedziałek i to o północy, czy z mniej nas satysfakcjonującego repertuaru.

Ale jako że z każdej sytuacji można znaleźć dobre wyjście, to i my go poszukaliśmy. Po zakończeniu przygotowań do noworocznego obiadu (szaszłyki z jagnięciny i pieczone warzywa oraz Zweigelt Pahlen Alexs  2008, który był krulewskim darem   – uprasza się o nie poprawianie ortografii) po prostu usiedliśmy do pracy.

I tak zapewne spędzimy cały ten nowy 2011 rok. Smacznie jedząc, nieźle popijając i ostro pracując. Czego życzymy wszystkim przyjaciołom. Na zdrowie!